Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Wielu ludziom praca po prostu ciąży. Nie mają oni ochoty do niej iść, chcą z niej jak najszybciej wyjść, a jeszcze inni uważają, że warto znosić nieprzyjemności tylko po to, żeby trochę zarobić. Tymczasem Wex należy do całkowicie odmiennej grupy - on kocha swoją prace. Uwielbia w niej to, że wszystko jest z góry określone. Każdy układ scalony, każda śrubka, elektronika i trybik mają swoje miejsce oraz przeznaczenie, którego nie można tak łatwo zmienić. Ta swego rodzaju stabilizacja dawała mu ukojenie i pozwalała odciąć się od otoczenia. To bowiem nie zawsze było korzystne. William, wybierając swoją ścieżkę zawodową, brał pod uwagę nie tylko swoje zainteresowania, ale także ludzi, z którymi będzie pracował. Inżyniera wydawała mu się zajęciem idealnym, bo słyszał, że kobiety nie zawsze lubiły się nią zajmować. I tak faktycznie było. Kiedy przyszedł tu do pracy od razu zauważył, że płeć żeńska jest tu prawie nieobecna. Przekładało się to na spokojne dni i mniej okazji do zawstydzania się. Oczywiście takie spotkania nie zostały całkowicie wykluczone, ale ich ograniczenie z pewnością działało kojąco na duszę blondyna. Dzisiejszego dnia również było w miarę spokojnie. Po drodze spotkał może z dwie znajome z pracy, którym jedynie kiwnął głową i przeszedł obok nich, nawet nie nawiązując kontaktu wzrokowego. Co ciekawe, zawsze było wiadomo, że to właśnie Wex przemierza korytarze podczas swojej podróży do laboratorium, bowiem za każdym razem podążał za nim charakterystyczny dźwięk - dwóch robotów kroczących za nim w niezsynchronizowanym marszu. Takie hałasy były muzyką dla uszu mężczyzny, ale dzisiejszego dnia jeden z członków orkiestry lekko szwankował. Inżynier od razu wyczuł, że coś trze w układzie ruchowym Aileen i dzisiejszego dnia postanowił zająć się przede wszystkim nią. Jeśli jego ruchoma skrzynka na narzędzia nawali, to na pewno utrudni mu to pracę, więc przełożeni muszą być wyrozumiali.
Wex stanął teraz przy stanowisku, które służyło do naprawiania robotów i przystąpił do "operacji". Pierwszym krokiem było wyłączenie niebieskiej maszyny, żeby nic go nie kopnęło, a przy okazji, żeby nic więcej również nie zepsuć. Przy całym procederze oczywiście asystował mu Jacob, który dostarczał narzędzi niezbędnych do naprawienia jego siostry. Siostry albo kochanki. William nie znał się w końcu na stosunkach towarzyskich pomiędzy robotami i nie wiedział nawet czy mają płcie, ale skoro nadał już im imiona, to go to do czegoś zobowiązywało. Wracając jednak do pracy, to Wex oddawał się jej całkowicie, czyli jak zawsze. Na czas rozbierania robota po prostu się wyłączał. Obok niego mógłby się wydarzyć jakiś wypadek, a on prawdopodobnie nie zauważyłby go dopóki ofiara nie poleciałaby prosto na jego stanowisko. Tak też było teraz, tym bardziej, że mężczyzna właśnie znalazł powód dziwnego hałasu, który wydawała tylna noga Aileen - łożysko. Wex wymontował część i zaczął się jej uważnie przyglądać. To pewnie kwestia kilkunastu sekund, ale będzie musiał udać się do magazynu po część zamienną.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dzień był bardzo udany. Od rana miała pełne ręce roboty, a to zawsze działało na nią jak najbardziej pozytywnie. Niektórzy woleli przesiadywać na coraz to kolejnych przerwach, a Coral podczas takowych się zwyczajnie nudziła. Kiedy więc tylko nie grzebała we własnych maszynach, krążyła po całym kompleksie budynków rządowych, szukając sobie czegoś do roboty. Większość dnia spędziła na składaniu najbardziej rozpowszechnionych urządzeń w mieście - przepustek. Były tak liczne, jak populacja M-3 i zadziwiająco często było trzeba coś z nimi robić. Zapewne działo się tak dlatego, że był tylko jeden jako-taki punkt naprawy uszkodzonych zegarków, więc i częstotliwość napraw wydawała się być większa. Nie była w stanie zliczyć, ile tych ustrojstw już dzisiaj rozebrała na czynniki pierwsze i złożyła z powrotem, by odnaleźć i zlikwidować najróżniejsze usterki. Z tego wszystkiego zaczynało jej się już dwoić przed oczami, więc postanowiła dać im odpocząć.
Ale nawet robiąc sobie przerwę nie zamierzała pozostawać bezczynna. Ogołociła do połowy swoje zapasy soku pomarańczowego (matko jedyna, jak jej się chciało pić!), a potem wychynęła ze swoich czterech ścian na poszukiwanie jakiegoś ciekawego zajęcia.
Potrzebowała zająć się czymś niewymagającym ciągłego przymrużania oczu i wgapiania się w elementy maleńkie jak główka od szpilki, a znając życie podobna robota znajdzie się w kilka minut.
Właściwie to nawet miała pomysł, od czego zacząć.
Znaleźć go nie było jakoś bardzo trudno. Ich miejsce pracy miało ograniczoną ilość pomieszczeń nadających się do pracy z robotami. Coral podejrzewała zaś, że wiedziony wcześniejszymi doświadczeniami kolega po fachu celowo trzyma się tych, które znajdują się możliwie najdalej od niej. Odkąd zdążyła się już nieco zorientować w jego podejściu do ludzi, takie zachowanie wcale jej nie dziwiło. Tak czy owak nie zamierzała odpuścić i dzień w dzień, gdy tylko miała okazję, musiała chociaż raz zajrzeć do Mayersa i zamieni ze dwa słowa. Zazwyczaj były to "Cześć" i zaraz po nim "Wyjdź", ale dziewczyna była święcie przekonana, że to się jeszcze zmieni. Wex wyraźnie nie czuł się dobrze w towarzystwie kobiet, stąd Coral podjęła postanowienie, by pomóc koledze pozbyć się tego lęku. A jaka może być lepsza metoda, jak stopniowe przyzwyczajanie?
- Siema!
Otworzyła drzwi bez żadnego ostrzeżenia i przystanęła na progu. Odruchowo przygładziła dłonią wymykające się z kucyka pojedyncze włosy, a w zgarbionego nad robotem mężczyznę wycelowała rozpromienione spojrzenie i swój standardowy uśmiech.
- Co robisz?
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Dla kogo był udany, dla tego był udany. Wex też myślał, że dzisiejszy dzień nie będzie należał do najgorszych. W końcu nie miał zbyt wielu okazji do stresu czy wstydu i miał nadzieję, że tak pozostanie. Dodatkowo skupił się na pracy, więc jakoś głębiej nie zastanawiał się nad tym, co mogłoby mu się dzisiaj przytrafić w laboratorium. A prawda jest taka, że od pewnego czasu powtarzał się codzienny rytuał, o którym William jakoś zapominał. I nie, nie chodzi o jedzenie, a o coś groźniejszego. W zasadzie to nawet kogoś, bo miała na imię Coral. To właśnie przez nią szlag trafił wszystkie knowania Wexa dotyczące unikania kobiet w miejscu pracy. Pani inżynier, na którą prędzej czy później wpaść musiał, ubzdurała sobie, że mu pomoże. Tylko, że blondyn tej pomocy wcale nie potrzebował, a co więcej jej nie chciał. Przyzwyczaił się już do tego, że nie będzie miał normalnych kontaktów z kobietami i jakoś szczególnie mu to nie przeszkadzało. Zwyczajnie pogodził się z tym faktem, którego zmieniać nie miał zamiaru. Coral natomiast najwyraźniej myślała inaczej i działało to tylko na niekorzyść Wexa. A skoro o niekorzyściach mowa, to jedno słowo sprawiło, żeby William zamarł w bezruchu, a z jego rąk wyleciała część, którą właśnie chciał wymieniać. Po ciele blondyna przeszedł nieprzyjemny dreszcz i mężczyzna nawet przez moment miał nadzieję, że tylko mu się przesłyszało. Dlatego też postanowił się nie ruszać, jakby mając nadzieję, że to tylko koszmar, a jeśli będzie go wystarczająco długo ignorował, to zwyczajnie zniknie. Głos, który dla innych byłby powodem do radości, dla niego był za to zwiastunem apokalipsy, która zawsze może się rozegrać. Wszelka nadzieja prysła jednak bezpowrotnie, kiedy za pierwszym słowem z ust Coral wyszły kolejne. Nie, to nie było przesłyszenie, to nie był koszmar. To była brutalna rzeczywistość, która przypominała mu o sobie codziennie. Wex powoli odwrócił głowę w stronę, z której dochodził głos dziewczyny, a na jego twarzy widać było już rumieńce. Wzrok natomiast spoczął na znajomej tylko przez chwilę, żeby zaraz wylądować jakieś dwa metry od niej, na ścianie.
- N-naprawiam Aileen, bo zaczęła skrzypieć. - jego głos nie miał takiej barwy, jaką zazwyczaj przejawia podczas rozmowy z kolegami z pracy. Wszelka pewność siebie i swoboda zniknęły, a w ich miejsce pojawiło się skrępowanie i chęć jak najszybszego ulotnienia się z tego miejsca. Tak właśnie działały na niego kobiety, które były dla niego największą przeszkodą świata. Nienawidził tego, jak na niego działają, ale jednocześnie nie mógł nic z tym zrobić, co było jeszcze bardziej frustrujące i w efekcie sprawiało, że Wex stawał się jednym, wielkim kłębkiem nerwów.
- Po-po-potrzebujesz czegoś, bo muszę zro-obić to jak najszybciej, a nie mogę się s-s-skupić. - oho, zaczyna się. Im dłużej rozmawia z jakąś kobietą, tym bardziej przegrzewa mu się mózg, temperatura ciała rośnie, a język plącze mu się bardziej, niż po najlepiej zakrapianej imprezie w życiu. A w Coral było jeszcze coś, co sprawiało, że Wex odczuwał te symptomy jeszcze bardziej. Zazwyczaj dziewczyny zwyczajnie odchodziły od inżyniera, uznając, że ten ma coś z głową. Wzbudzał w nich skrepowanie i był pozostawiany sam sobie, ku jego uldze. Tymczasem rudzielec wydaje się być niezmordowany i przychodzi do niego niemalże zawsze, żeby trochę napsuć mu krwi. Opcje, według Wexa, były dwie. Albo go tak bardzo nienawidzi i chce, żeby każdego dnia przeżywał swój koszmar od nowa, co sprawia jej niezwykłą przyjemność, albo... go kocha. Brrr. Na samą myśl o tym drugim William zalał się kompletnie rumieńcem, a jego oczy powróciły na rozebranego robota, starając się jakoś uspokoić umysł Wexa, który kompletnie odleciał. Śrubki, śrubokręt, łożyska, metal, robot, stanowisko, spokojnie Wex, spokojnie. Teraz pozostawało liczyć tylko na to, że dziewczyna odpowie mu jak najszybciej i jeszcze sprawniej się ulotni. Wtedy wystarczy odpocząć z jakieś trzydzieści minut i można udawać, że kompletnie nic się nie stało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- O. - Zamknęła za sobą drzwi i podeszła o kilka kroków do przodu, przechylając się nieco na bok, by móc dojrzeć przedmiot sprawy. - Mogę zerknąć? To Jugi? - Prosimy zająć miejsca i zapiąć pasy. Za chwilę nastąpi słowotok. - Skręcałam już takich parę. Co jakiś czas trzeba im pogrzebać przy odnóżach i nie ma siły, bo to raczej nie najnowocześniejsza technologia. Zastanawiałam się w sumie nad tym, czy można by to jakoś usprawnić, bo jednak strasznie szybo się przecierają.
Naprawdę nie miała na celu Wexa peszyć. Jej zachowanie wynikało tylko i wyłącznie z otwartości serca, towarzyskiego charakteru, z potrzeby bycia dla ludzi. Rozumiała, że można się czuć niepewnie w towarzystwie płci przeciwnej. Miała paru takich znajomych, dla których zaczęcie rozmowy czy jakikolwiek kontakt były bardzo trudne, więc nie było się czemu dziwić. Nie potrafiła jednak zrozumieć, skąd w jej koledze po fachu taki ogromny brak chęci do zmiany. Skoro ma problem, który utrudnia mu funkcjonowanie, dlaczego nie chce niczego z tym zrobić? Przecież nikt nie każe mu radykalnie się zmienić w mgnieniu oka, to byłoby skrajnie nierozsądne. Ale gdyby chociaż spróbował nie unikać na siłę wszystkich możliwych kontaktów z kobietami, pewnie w końcu by się do nich przyzwyczaił. Bądź co bądź naprawdę nie da się przesiedzieć całego życia w warsztacie i liczyć na to, że będą go otaczać sami faceci. Pewne rzeczy są po prostu niemożliwe.
Ostrożnie podeszła jeszcze trochę bliżej, starając się zachować w miarę standardowy dystans od Williama. Gdyby znalazła się zbyt blisko, biedaczek gotów by zemdleć albo dostać ataku paniki, a tego by nie chciała. Starała się raczej stanąć w takim miejscu, by móc dojrzeć elementy rozbebeszonego robocika i rzucić fachowym okiem na usterkę. Wszelkie maszyny, humanoidalne lub nie, były jej chlebem codziennym. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby opuściła jakikolwiek przypadek z nimi związany. Dobry fachowiec powinien przy każdej okazji nabierać doświadczenia, a Coral bardzo chciała móc nazywać się dobrym fachowcem. Z racji młodego wieku nie mogła poszczycić się ani długim stażem zawodowym, ani obszerną liczbą rozwiązanych przypadków. Nie mogła więc przepuścić koło nosa szansy na zobaczenie ciekawego, może i nowego tylko z tego powodu, że ktoś na problemy z jej obecnością.
- A w ogóle to jadłeś coś dzisiaj? - napomknęła jeszcze. Zdążyła już zauważyć, że Wex czasami nie wychodził z warsztatu cały dzień i głodził się w bardzo niezdrowy sposób. I to dlaczego? Przez zwykłe zapominalstwo! Wstyd byłoby dopuścić do tego, żeby sam sobie robił krzywdę z własnej głupoty. A przecież przypomnienie o posiłkach to żadne wyzwanie, żeby nie mogła się o to zatroszczyć. Był nawet pewien plus - jeśli Will nie chciał, by uparta koleżanka pojawiała się u niego co chwila, musiał zacząć się pilnować. I niech ktoś jeszcze spróbuje zaprzeczyć temu, że na każdego jest jakaś metoda.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Kolejny dźwięk, który wydał się Wexowi zwiastunem apokalipsy - zamknięcie drzwi. Oznaczało to, że jego droga ucieczki została odcięta. Od razu do głowy przyszły mu filmy z seryjnymi mordercami i powoli wszystko zaczynało pasować. Niewinny człowiek, który zajmuje się swoją pracą zostaje nagle zaskoczony przez nietypowego i niezapowiedzianego gościa. Niby udaje dobrego człowieka, ale tak naprawdę jego zamiary znacznie odbiegają od tych powszechnie akceptowalnych. Na twarzy Wexa pojawiły się tera pierwsze krople potu, bowiem uświadomił sobie, że wymiganie się z tej sytuacji już nie będzie takie łatwe, jak z początku przypuszczał. Co prawda, po głowie gdzieś chodził mu sposób na udawanie martwego, bo wtedy istnieje szansa, że napastnik sobie pójdzie, ale to był chyba sposób na niedźwiedzie, a Coral zdecydowanie nie wyglądała jak niedźwiedź. Gdyby tak było, to William miałby znacznie łatwiejsze życie, ale jego zachowanie dowodziło tego, że koleżanka z pracy go krępowała i to naprawdę nieźle.
- T-tak, Jugi. Nazywam go Aileen. Ten drugi to J-J-Jacob. - gadanie o robotach przychodziło mu już trochę łatwiej, ale nadal gdzieś z tyłu głowy siedziała mu myśl, że nie znajduje się w swojej strefie komfortu. Coral sukcesywnie przypominała mu o tym swoją obecnością w tym laboratorium. Gdyby chociaż została na progu, to William mógłby oddychać swobodniej, ale nieee. Jej mentalność łowcy musiała ją pchnąć kilka kroków do przodu, przy okazji starając się uśpić czujność chłopaka, mówiąc o robotach. Ale nie, nie, nie! On to wszystko wyczuł pomimo tego, że jego nos nie pozwalał mu niczego czuć. Pewnie wchłonął zapach podstępu przez skórę.
- Ło-ło-ło-łożysko się zepsuło. Właśnie mia-a-łeem pójść po nowe, a-ale się zjawiłaś. - dał tym samym delikatnie do zrozumienia, że Coral przeszkadza mu w pracy. Gdyby nie ona, to już pewnie śmigałby do magazynu po nową część, a tak? Tak jest uwięziony w tym laboratorium, a serce niemalże wyskakuje mu z klatki piersiowej. Gdyby tylko ktoś był tutaj po praktyce lekarskiej, to pewnie daliby mu jakieś środki na uspokojenie, ale na razie Wex musiał sobie radzić bez nich. Ale on już miał na to sposób! Całe szczęście, że William siedział sobie na taborecie z kółkami, bo inaczej byłoby słabo, ale tak nie miał się czego obawiać. Z każdym krokiem, który Coral stawiała w jego stronę, on dyskretnie odsuwał się w stronę przeciwną. Mogło to wyglądać komicznie, ale dzięki temu Wex czuł się przynajmniej bezpiecznie. No i na dodatek całość odbywała się całkiem bezszelestnie. Gdyby taborecik nie miał kółek, to taktyczny odwrót inżyniera brzmiałby jak zraniony chewbacca. Co prawda, dzięki temu odwrotowi znajdował się już zdecydowanie za daleko od Aileen, żeby ją naprawić, ale ona mogła poczekać. Była wyłączona, niczego nie czuła, ani nie groziło jej zniszczenie. Pewnie mu wybaczy. Musi.
- A jaki mamy dziś d-d-zień? - zapytał, samemu nie będąc do końca pewnym. Jednak znowu się speszył, a wszystko przez jego wcześniejsze rozmyślania. Jeśli dziewczyna faktycznie tak często go odwiedza, bo coś do niego czuje, to czy teraz nie chciała go właśnie zaprosić na jakiś posiłek? To prawie jak randka, a on nie jest gotowy na randkę! Nawet by na nią nie poszedł, a jeśli już by go tam zaciągnęli, to pewnie zadławiłby się pierwszym kęsem. Chociaż... To nawet dobrze! Jego męki dobiegłyby końca i nie musiałby już więcej uciekać przed kobietami, ani obawiać się o swoje życie w pobliżu Coral. A skoro mowa o niej, to Wex znowu odsunął się o jakieś dwa metry do tyłu. To jej wina. Zadaje dziwne pytania, które przywodzą mu na myśl jeszcze dziwniejsze pomysły.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Tymczasem Coral daleko było do postaci z horrorów. Gdyby się w takowym znalazła, zapewne zostałaby jedną z ofiar w środkowej części filmu - ani nie jedną z pierwszych, ani by nie przetrwała do zakończenia. Kierowały nią wyłącznie dobre intencje, nie żądza mordu. Nie wpadłaby na to, że zamknięcie drzwi dla kogoś może oznaczać odcięcie od drogi ucieczki. Dla niej było to najzwyczajniej w świecie kulturalne zachowanie, które znane jej było od wczesnych lat dzieciństwa. Gdyby wiedziała, że dla Wexa jest to aż tak kłopotliwe...
Nie, w sumie to wiedziała. Dało się po nim wyczuć, jak bardzo źle się czuje w tym pomieszczeniu, odkąd znalazła się w nim też Coral. Normalnie wrodzona uprzejmość skłoniłaby ją do odpuszczenia biedakowi, skoro wprawia go to aż w takie przerażenie. Wiedziała jednak, czuła przez skórę, że bez porządnego bodźca z zewnątrz facet nigdy się za siebie nie weźmie. Nie widząc dookoła żadnego innego kandydata do roli koła zamachowego, postanowiła sama przyjąć tę rolę i skłonić inżyniera do choć minimalnej pracy nad sobą. Metodą małych kroczków ten plan miał szansę się udać, szczególnie że nie funkcjonowało żadne ograniczenie czasowe. Miała całe lata na zrealizowanie celu, a akurat cierpliwości jej nie brakowało.
- Aileen i Jacob - powtórzyła. - Jak ładnie! Skąd takie imiona, czymś się inspirowałeś? - ciągnęła dalej. Zauważyła, że choć William bardzo nie lubił być przymuszony do rozmowy, tak czy owak odpowiadał na pytania. To już był jakiś plus, bo gdyby uparcie milczał jak grobowiec, marne miałaby szanse na uczynienie jakiegokolwiek postępu w jego sprawie.
- Wybacz, nie chciałam przeszkadzać. Ale może nawet nie będziesz musiał wychodzić. Jeżeli to ten rodzaj łożyska, o którym myślę, to może nawet będzie tutaj w którejś z szafek. Można zawsze sprawdzić.
Nie przejmując się tym, że rozmówca wciąż się od niej odsuwa, przyjrzała się bliżej wyłożonemu na "stole operacyjnym" robotowi. Bez skrępowania obejrzała Aileen z każdej strony, jak chirurg pochylony nad rozparcelowanym pacjentem.
- Sprawdź w którejś z tamtych - poradziła, wskazując dłonią na dwie szafy stojące niedaleko za uciekającym mężczyzną. Zacisnęła na chwilę zęby, mierząc wzrokiem wytworzony między nimi dystans. Nieszczęsny Wex wyglądał jak zwierzyna zapędzona w pułapkę przez drapieżnika, a pannie Sandford zdecydowanie nie podobała się rola łowcy. Westchnęła nieznacznie i uniosła ręce z otwartymi dłońmi skierowanymi w stronę wystraszonego inżyniera, jak gdyby chciała poskromić szalejące zwierzę.
- Spokojnie, chłopie. Nie zjem cię - powiedziała możliwie delikatnie, nie chcąc wywołać u Williama stanu przedzawałowego. Może biedaczyna wytrzyma jeszcze trochę, przynajmniej nim dziewczyna nie upewni się, że nie doprowadza się do ruiny.
- Jest środa, niedawno minęła trzynasta. Kiedy ostatnio coś jadłeś?
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

No ja bym nie był taki pewny, bo dla Wexa ona była właśnie ucieleśnieniem fikcyjnej postaci z horroru. Gdyby była jeszcze tylko trochę wyższa, to blondyn popadłby w jeszcze większa paranoję, ale tak przynajmniej nie wyglądała groźnie, chociaż zagrożeniem nadal była. No, nieważne. W głowie Williama dzieje się dużo rzeczy, o większości których nikt nie powinien wiedzieć nie tylko dla dobra inżyniera, ale także dla dobra osób postronnych. Niemniej jednak to, co działo się w jego głowie, w większości tam też pozostawało. Jakoś zbytnio mu to również nie przeszkadzało, więc nie chciał niczyjej pomocy, ani jej też nie potrzebował. Na pewno nie był chętny do bycia eksperymentem Coral, która z pewnością nie miała wykształcenia w zakresie psychologii. Teoria małych kroczków go stresowała, wprowadzała w zakłopotanie i sprawiała, że odbierał mieszane sygnały. To tylko powiększało jeszcze mętlik w jego głowie i rudzielec może być pewny, że będzie starał się coraz bardziej jej unikać. Może nawet poprosi o przeniesienie. I tak pół biedy z tym, że dziewczyna nie wie gdzie Wex mieszka. Jeszcze zaczęłaby go nachodzić po godzinach, a wtedy musiałby się ratować ucieczką przez balkon, a nie mieszka na parterze.
- N-nie. Przypadek. - odpowiedział, kłamiąc po raz pierwszy. Prawda była taka, że te imiona miały dla niego szczególne znaczenie, ale jakoś nigdy z nikim się nim nie podzielił i w najbliższym czasie nie zamierzał. Na całe szczęście ludzi nigdy jednak roboty nie obchodziły na tyle, żeby za bardzo dociekać dlaczego akurat maja takie imiona. W M-3 nie mieszkała także osoba, która mogłaby w jakikolwiek sposób dociec kim byli Jacob oraz Aileen, więc wszystko przemawiało w tej chwili na korzyść inżyniera. Jego małe kłamstwo się nie wyda, a Coral nie powinna go też wywęszyć, a żeby nie dawać jej okazji do bycia podejrzliwą, Wex wstał z miejsca i ruszył w kierunku szaf, o których dziewczyna mówiła.
- Wy-wydaje mi się, że wszystkie już wykorzystałem. - tym razem nawet się tak nie jąkał, a to wszystko dlatego, że obecnie grzebał w częściach i nawet nie spoglądał na Coral. Jego mózg mógł skupić się na czymś innym i chociaż ciało cały czas czuło się niepewnie, to przynajmniej nie reagowało na jej obecność w tak gwałtowny sposób, jak dotychczas. Do czasu... Musiała się odezwać w taki sposób. To zdanie podobne do tych, które zawsze słyszał od kobiet. "Nie bój się", "czemu się wstydzisz", "bądź mężczyzną" - zupełnie tak, jakby nie wiedział, że to, co robi jest kompletnie nieracjonalne i nie powinien w ten sposób reagować. Jego palce zacisnęły się na jednej z części znajdujących się w szafie, ale blondyn kompletnie nie skomentował tych słów. Zwyczajnie nie zdołałby się obronić przed takimi zarzutami, bo wiedział jak się zachowuje i jak to musi wyglądać dla osób z zewnątrz. Właśnie dlatego unikał płci przeciwnej, właśnie dlatego nie wchodził z nią w żadną interakcję. To było prostsze zarówno dla niego, jak i dla innych. Rozmyślania zostały jednak przerwane przez kolejne pytanie, które potwierdziły jego najskrytsze obawy. "Kiedy ostatnio coś jadłeś?" - tak pytałaby tylko osoba chcąca zaprosić kogoś na jedzenie, a to byłoby już zbyt duże obciążenie dla Williama.
- J-jakoś o trzeciej... w no-nocy. - skłamał po raz kolejny, ale to było najlepsze wyjście z sytuacji. Jadł przed spaniem, potem się zdrzemnął, więc nie było potrzeby wyciągania go na żaden posiłek. Wystarczy, że zje coś około siedemnastej i powinno być w porządku. Oczywiście gdyby nie to, że tak naprawdę jadł o trzeciej w nocy, ale we wtorek. Miał trochę roboty w laboratorium, a potem jeszcze zastanawiał się czy aby na pewno Aileen skrzypi czy to tylko jego wyobrażenie. No i trafił na ciekawy magazyn o nowinkach technologicznych z innego miasta, więc nie mógł tak po prostu się od niego oderwać i coś zjeść. Nie bolała go jeszcze głowa, więc wciąż ma trochę czasu do nadrobienia kalorii. No i cały czas się nawadnia, czyli nie jest z nim tak źle, jakby mogło sie wydawać. Na wodzie można przeżyć naprawdę długo!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jakże można się bać takiej maleńkiej istotki? Wex przewyższał młodszą koleżankę o głowę, a nawet więcej. Była niższa, szczuplejsza i z pewnością bardziej bezbronna, jako że jej jedynym orężem było zagadanie wroga na śmierć. Jedyne zagrożenie z jej strony istniało tylko i wyłącznie w głowie mężczyzny, który oczywiście coś sobie na ten temat ubzdurał. Chował się i kulił jak zaszczute zwierzę, a przecież w każdy możliwy sposób to on tu powinien być panem sytuacji. Gdyby nie dość oczywista różnica charakterów, to raczej Coral mogłaby się bać.
- Och, szkoda. Lubię, kiedy imiona mają znaczenie. Chociaż też bez przesady, z moim to rodzice się totalnie zagalopowali. - Zachichotała subtelnie,, zasłaniając usta wierzchem zwiniętej dłoni. Za każdym razem, kiedy w jakiejś oficjalnej sytuacji musiała podać swoje właściwe imię, z trudem powstrzymywała śmiech. Niektórzy mieli naprawdę osobliwe miny, słysząc tak niespotykany twór. Co prawda nie była pierwszą posiadaczką tego oryginalnego miana, ale ostatnia powszechnie znana osoba o tym imieniu żyła dobre kilka wieków wcześniej i była działaczką polityczną. O wiele sympatyczniej byłoby zostać nazwanym po bohaterce powieści, wspaniałej królowej czy choćby którejś noblistce. No i miło by było, gdyby to jeszcze jakoś brzmiało.
- Może. Ale poszukaj, zawsze to nie musiałbyś latać do magazynu - zauważyła, nie odrywając wzroku od rozbebeszonej Aileen. - Można by jej przy okazji przeczyścić silnik, sporo kurzu naleciało - zauważyła, odrywając się w końcu od obserwacji. Właściwie mogłaby sama to zrobić w dość krótkim czasie, ale nie śmiałaby dobierać się do cudzego robota bez wyraźnego pozwolenia. Dla niektórych te urządzenia były niemalże jak dzieci, a rozumiała tę postawę doskonale, bo sama była przywiązana do swoich wytworów. Może nie w aż takim stopniu, ale też nie byłaby zadowolona, gdyby ktoś bezprawnie sobie w nich grzebał.
- O trzeciej w nocy?!
Na twarz Coral wpłynęło szczere oburzenie. A więc jednak dobrze, że o tym pamiętała! Głupi, nierozważny Will jeszcze gotów był zagłodzić się na śmierć. W pierwszym odruchu miała ochotę dopaść idiotę i wyszarpać go za szmaty za takie zachowanie, jednak musiała się powstrzymać od spełnienia instynktów. Na takie zachowanie biedak jeszcze gotów zejść na zawał w tej samej minucie, a choć panna Sandford miała opanowaną pierwszą pomoc, mogłaby nie zdążyć uratować mu życia. Gdyby wiedziała, jak rzeczywiście miały się sprawy, pewnie nie zdołałaby utrzymać nerwów na wodzy. Tak to może, może skończy się na pouczeniu.
- To zrób sobie przerwę i zjedz coś konkretnego. Jeśli będziesz się tak zaniedbywał, to się wykończysz, chłopie. Blado wyglądasz - zauważyła. Nie miała w planach nigdzie Wexa zapraszać, ale raczej dopilnować, by zapewnił sobie dzienną dawkę kalorii. Jeżeli będzie to wymagało łażenia za nim i przekonania się naocznie, że nie zignorował rady, to i na to była gotowa. Miała w końcu chwilę wolnego czasu, a żadna inna sprawa nie była na tyle pilna. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby w którymś momencie Mayers zasłabł z głodu, a ona miałaby świadomość, że temu nie zapobiegła - chociaż przecież miała na to szansę. Wolała żyć z przekonaniem, że wykorzystała wszystkie dane przez życie możliwości tak, jak tylko najlepiej umiała. Wierzyła, że dzięki temu na łożu śmierci spojrzy na całe życie i nie będzie musiała sobie niczego wyrzucać.
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Tu nie chodziło o strach, bo Wex go nie odczuwał. Za to dręczył go wstyd i skrępowanie, a to kompletnie co innego. Nie miała tutaj też znaczenia postura czy wzrost dziewczyny, a liczył się jedynie fakt, że jest dziewczyną. Dla blondyna kobiety zawsze były jakąś inną rasą. Nigdy się z nimi nie dogadywał, zawsze wyglądały niezwykle schludnie i, z tego co opowiadali mu koledzy, ładnie pachną, a nie to co faceci. Tego ostatniego nie mógł niestety sprawdzi, albo i stety, bo może byłoby to jego zgubą, ale nie dało się zaprzeczyć, że płeć piękna faktycznie była inna od tej brzydszej. Wystarczy dodać jeszcze do tego fakt, że inżynier nigdy nie spotkał zbyt wielu koleżanek, a ojciec zawsze mu mówił, zeby na nie uważał i oto mamy obecnego Williamia, którego dręczy Coral.
- Zagalopowali? Co takiego dzi-dziwnego jest w imie-eniu Coral? - podniósł brwi w zdziwieniu, bo o ile dla mieszkańców tego miasta może wydawać się to dziwne, o tyle w jego rodzimym języku brzmiało jakoś naturalnie. Zdawał sobie sprawę z tego, że japoński nie odda całkowicie tego, jak powinno się wymawiać to imię, ale nadal nie była to jakaś karykatura, nad którą każdy będzie rozmyślał po nocach. Za to imię Wexa nie miało żadnego szczególnego znaczenia. Nie otrzymał go po przodkach czy po bohaterze, ani nawet po jakiejś gwieździe telewizyjnej. Na Williama wpadła jego matka i tak jakoś zostało, bo akurat ojciec nie chciał się jej sprzeciwiać. Gdyby chciał postawić na swoim, to na Wexa wołałoby się teraz Patrick albo Neil, ale tak też jest dobrze.
- T-też nad tym my-myślałem. Dobre oko. - powiedział zupełnie automatycznie, ale dopiero później zorientował się, że to mogło brzmieć jak komplement. KOMPLEMENT. Znowu spalił buraka i zaczął grzebać w częściach znacznie szybciej, po kilka razy przeglądając nawet jedno pudełko z rupieciami, żeby tylko udawać, że te słowa nie padły z jego ust. Byleby jeszcze Coral ich nie podchwyciła i wszystko będzie w porządku. Być może dziewczyna skupi się na hałasie, jaki wywołuje metal i akurat się rozkojarzy. Wex aż tyle szczęścia nigdy nie miał, to los mógłby mu go trochę dać chociaż w tej sytuacji. Jak się jednak za chwilę okazało, jednak los na niego łaskawie nie spogląda. Podniesiony głos Coral świadczył o tym doskonale, a zdezorientowanie Williama jeszcze to potęgowało. Czyżby wiedziała, że skłamał i tak naprawdę miał na myśli trzecią w nocy dzień wcześniej? Nie, to niemożliwe! Chyba, że jest wampirzycą i czyta w myślach, ale wtedy wiedziałaby znacznie więcej. Czyli... Jest tylko wampirzycą! Dla Mayersa tyle godzin bez jedzenia nie było nowością, a chlebem powszednim można było nazwać te dziesięć godzin, o które teraz tak bardzo martwiła się Coral. I to do tego stopnia, że przesadzała. Blado wyglądał? Był teraz najbardziej czerwonym człowiekiem świata, chociaż prawdą jest to, że miał jeszcze kilka etapów czerwoności do przejścia, zanim zemdleje ze wstydu.
- Z-zjem po p-pracy. Mam jeszcze dzisiaj du-du-du-duuużo zleceń i znowu do-dostanę o-opieprz jak ich nie skończ-czę. - tym razem nawet nie kłamał, bo ostatnio góra się go jakoś czepia, a już poświęcił trochę swojego normalnego dnia pracy na naprawianie robota. Tymczasem czekały na niego jeszcze sprzęty z wojska, które wiecznie się psuły. Ci barbarzyńcy w większości przypadków po prostu nie potrafili o nie dbać i stąd te wszystkie usterki. Rzadko kiedy składało się tak, że to faktycznie wina uszkodzenia mechanicznego z cudzej ręki.
- T-teraz i, i, i, i tak bym nic nie zja-adł. - kolejny raz prawda. W obecności kobiet Wex ma problemy prawie ze wszystkim, a Coral raczej nie chciałaby sprawdzać czy z połykaniem również. To prowadziłoby do zakrztuszenia, a to z kolei do potrzeby kontaktu, a ta skończyłaby się omdleniem Williama, który na pewno nie wyplułby już zabójczego kęsa jedzenia. Prosty i szybki przepis na katastrofę!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Jak zwał, tak zwał. Dla niewtajemniczonego obserwatora zachowanie Wexa wyglądało na powodowane strachem i za takie miała je Coral. W końcu nie zwierzał jej się nigdy ze swoich odczuć, więc nie miała szans wprowadzić poprawek do swojej opinii. Prawda, nie dało się nie zauważyć tych rumieńców na twarzy i nagłego jąkania, co siłą rzeczy podsuwało wstyd jako pierwsze skojarzenie, jednak poziom problemu sugerował już bardziej fobię. Może to jedno z drugim? Trudno sądzić, kiedy nie jest się psychologiem, a "pacjent" sam nie chce się na ten temat wypowiedzieć. Bez podstawowych danych żadna diagnoza nie ma szans zaistnieć.
- Ach nie, nie nazywam się Coral - zaśmiała się. Chyba mieli jakiś postęp, skoro Will sam zadał pytanie, zamiast tylko formułować jak najzwięźlejsze odpowiedzi w wywiadzie, którym wciąż i wciąż bombardowała go dziewczyna. Co prawda nie powinno się chwalić dnia przed zachodem słońca, ale to już było coś - zalążek normalnej rozmowy.
- Rodzice dali mi na imię Condoleezza. Zawsze muszę to ludziom przeliterowywać - wyjaśniła, rozbawiona. Niektórych pewnie taka konieczność doprowadzałaby do szału, ale dla wiecznie zadowolonej z życia panny Sandford to nie było żadne utrapienie. Nie mogła się dziwić, że niektórzy mieli problem z tak oryginalnym wyrazem, więc za każdym razem cierpliwie dyktowała go literka po literce, by na pewno nie wkradł się żaden chochlik. Widziała już tyle wersji swojego źle zapisanego imienia, że wolała po prostu tego dopilnować. Ktoś nawet kiedyś zapisał ją jako Condolence, co było rzecz jasna grubą przesadą, ale babuszka była chyba nieco przygłucha. Gdyby Coral rzeczywiście tak się nazywała, chyba już dawno złożyłaby do odpowiedniego urzędu wniosek o zmianę imienia. Są w końcu pewne granice.
- Ha, wiem. W końcu to też moja działka - zauważyła, odsuwając się w końcu od stołu i kierując się w stronę  drugiego końca pomieszczenia. Podejrzewała, że dopóki nie wydzieli Wexowi odpowiedniej przestrzeni do pracy, będzie uparcie tkwił w przeciwległym rogu i za żadne skarby świata nie powróci do przerwanego zajęcia. Przyzwyczajanie się wymagało stopniowego zmniejszania dystansu. Na razie musiało wystarczyć jej to, że nie wyleciał z pokoju z wrzaskiem, a musiał zaakceptować obecność kobiety za zamkniętymi drzwiami. Wytrzymywał już bądź co bądź dobrych kilka minut i wciąż nie powiedział jej wprost, żeby sobie poszła. To już było coś! Spodziewała się nawet natychmiastowego "Spadaj!" po swoim pojawieniu się w laboratorium, więc obecną sytuację mogła sobie zaliczyć na plus.
- Po pracy? - powtórzyła, mrużąc nieznacznie zielone oczy. Wycelowała w Williama palec wskazujący, trochę jak matka karcąca krnąbrne dziecko. Musiało to wyglądać komicznie zważywszy na to, że sięgała mężczyźnie do ramienia. - Obiecujesz? Przyjdę sprawdzić - zapewniła tonem tak stanowczym, że nie ulegało wątpliwości, iż jej wizyta kontrolna jest nieunikniona. Ba, mogłaby nawet przenieść się ze swoją pracą do tego samego pomieszczenia i pilnować, by nieszczęsny, zaniedbujący się Wex nie padł gdzieś po drodze. Problem był tylko taki, że przy takim układzie pewnie nie zabrałby się za żadne zajęcie, bo nie byłby w stanie opanować stresu. Coral nie była nastawiona na aż tak ekstremalne zachowania.
- To o której kończysz? - dopytała jeszcze. Jeżeli miała skontrolować bilans posiłków Mayersa, musiała wiedzieć, kiedy się zjawić. Wolała nie musieć doprowadzać do sytuacji, kiedy będzie zmuszona nakarmić go na siłę. Zresztą, ciężko jest wpychać jedzenie komuś, kto właśnie zemdlał z powodu zbytniego zmniejszenia dystansu. To rzeczywiście byłaby katastrofa.


Ostatnio zmieniony przez Coral dnia 03.08.17 20:03, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Coral
Inżynier
Coral
Inżynier
 
 
 

GODNOŚĆ :
Condoleezza Sandford. Coral.


Powrót do góry Go down

Żadna tam fobia. Wex nawet nie dopuściłby takiej myśli do swojej głowy i nigdy tego nie zrobi. Na pewno nie skorzysta też z porady psychologa, ani żadnego innego człowieka. Poradzi sobie z tym sam, na własny sposób i we własnym stylu (albo przy jego braku). A jeśli nie poradzi, to nauczy się z tym żyć. W końcu "jeśli wkroczysz między wrony, musisz krakać jak i one" można zastosować również do fobii. Wystarczy mieć ją na uwadze i dostosować pod nią swoje życie, a nic nie powinno Wexa zaskoczyć. Był na to gotów.
- Condolesz... Condolezoza... Con-dolee-zza? Coral brzmi faktycznie lepiej. - w pierwszej chwili William poczuł się, jakby właśnie dostał do rozwiązania jakiegoś łamańca językowego, ale koniec końców opanował wymowę, która faktycznie była nietypowa. Nie dziwota, że dziewczyna używała skróconej wersji, skoro nawet Wex, którego ojczystym językiem jest angielski, miał niemałe problemy z tymi literkami. Co dopiero mają powiedzieć Japończycy, których język różni się drastycznie od jego? Wyobrażał sobie, że to mogło być dla nich istne piekło. Mayers poradził sobie jednak sam i nawet nie potrzebował przeliterowania. Co prawda, wymówił jej imię z przerwami, ale jeśli już raz zapamięta wymowę, to raczej nie powinien się pomylić przy następnej okazji. I być może właśnie za to, że trochę się postarał, Coral odeszła teraz od jego stanowiska. W końcu! Nie musiał więcej udawać, że w szafie nie ma tego łożyska, którego szukał. Tak, znalazł je już kilka chwil temu, ale nadal grzebał w częściach zapasowych, żeby czasem nie podejść za blisko. Gdyby rozmowa ciągnęła się dalej, to całkiem możliwe, że Wex spędziłby przy tej szafie nawet i pół życia. Był uparty, więc nie byłby to żaden problem, ale lepiej, że to się tak nie skończyło.
- Z-znalazłem. Miałaś ra-ra-rację. - rzucił, pokazując w ręce łożysko i głośno odetchnął z ulgą. Jego przestrzeń pracy znowu powróciła w jego władanie i mógł przystąpić do naprawy Aileen, co też bez zwlekania zrobił. Praca pomagała mu się zrelaksować, a dzięki Jacobowi nie musiał się ruszać zbyt daleko po narzędzia. Nacisnął na pilocie dwa przyciski i drugi z Jugich stanął zaraz obok niego, przy okazji otwierając się i ukazując szufladki ze skrupulatnie poukładanymi kluczami oraz śrubokrętami. Zaraz wylądowały w jego palcach, żeby inżynier sprawnie zabrał się do roboty, co tez uczynił. Mógł wbić wzrok w bebechu Aileen i nie musiał spoglądać na Coral - raj dla jego umysłu.
- Nie! - odrzekł podniesionym głosem, ale szybko zdał sobie sprawę z tego, co właśnie zrobił i spuścił wzrok na podłogę - N-nie musisz przychodzić. D-d-dam sobie radę. Ko-kończę o dwu-dwudziestej. - poprawił się sprawnie, ale nie stracił przy tym swojego rozeznania w sytuacji i znowu pozwolił sobie na małe kłamstwo. Kończył o osiemnastej! To pozostawiało mu dwie godziny na sprawną ucieczkę przed Coral i zaszycie się w swoim domu tak, żeby go nie znalazła przynajmniej do jutrzejszego dnia. A jeśli los jeszcze będzie chciał, to jutro zrzuci im na glowy tyle roboty, że nawet go nie odwiedzi. Byłoby miło.
- Z-zjem coś na mieście. - dodał jeszcze, żeby nie było żadnych wątpliwości. Miał nadzieję, że to utnie wszelkie zmartwienia i będzie mógł wreszcie powrócić do swojej pracy oraz swojego trybu ochrony przed kobietami. Po powrocie do mieszkania na pewno będzie musiał się napić, oj na pewno.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach