Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Go down

Pisanie 03.02.14 20:06  •  Hotel nad jeziorem - Page 4 Empty Re: Hotel nad jeziorem
Nie został wepchnięty nader miło do tej windy, no ale spieszyć się musili, więc poza jakimś prychnięciem nie zareagował nader potężnie na ten gest. W sumie - nawet potrafił zrozumieć podminowany (jeśli tak to można nazwać) nastrój Ryana.
- Jak na to wpadłeś? - Wtrącił się z wyraźną ironią po tym, jak to z iście Sherlock'owską dedukcją ich nowy "towarzysz" zauważył, że "trochę" zjebał sprawę. Brawo, normalnie wręczmy mu złotą lupę za to i nagrodę miesiąca poradnika "Detektywizm dla idiotów". Nie szło się powstrzymać od niezbyt przyjemnego tonu, pomijając już sidlące się pod czaszką klątwy w kierunku Growa i jego zdolności organizacji akcji. Naprawdę, czegoś takiego to Ez nie widział nawet w podwórkowych zabawach 12 letnich dzieci. To jego wina, jego wina, jego bardzo wielka wina. Skazany na bycie sobą za bycie sobą.
Miał ogromną ochotę strzelić tak głośnego "facepalm'a" by usłyszano go aż na dachu. Naprawdę, jedyne co mógł zrobić w tej chwili, to rozpaczać w duchu nad tym, w jakie "towarzystwo" go wplątano. Jak tak dalej pójdzie, to nawet nie będzie się musiał specjalnie o śmierć starać - i tak opuszczą go pewnie wszyscy, albo nawet lepiej, rzucą na pożarcie wojskowym. Bo czemu nie? Właśnie.
- Powód lepszy niż żaden, prawda? - Wzruszył barkami po wysłuchaniu zarzutów w kierunku przewodnika wycieczki, wtrącając się tym zdaniem. Nie miał jednak zbytnio ochoty na większą dyskusję. O dziwo, nader ucichł w porównaniu do tego, jak miał wcześniej, ale może świadomość powolnego godzenia się z tym, że musi teraz mordować ludzi których chronił tak działała. Ciężko powiedzieć.
Yey, dotarli, świetnie. Nie był zbyt przekonany do tego, by kręcić się po okolicy gdzie jeszcze moment temu kogoś tłuczono i sposobami iście zomo'owskimi przesłuchiwano, a w sumie od razu skazywano, ale chyba innej opcji nie ma. I nie to że coś, ale w tej chwili to raczej nie był dobry moment na to, by rozpraszać się kamratami, ni? A mimo to - szczeniak(chociaż kij wie ile to coś może mieć lat) ciągle wgapiał się w niego, co bez problemu dało się zauważyć. Nie to żeby był jakoś tym zmieszany czy coś, ale chyba mają robotę do zrobienia wpierw, prawda?
Ruszył jednakowoż za chłopakiem w sumie jako pierwszy, w porównaniu do Ryana, który postanowił się nieco powlec i pomarudzić jeszcze. Nie ma to jak konkretny moment na robienie pauz - po budynku kręci się xxx żołnierzy, a ci tu będą sobie urządzać momenty na dyskusje. Raport - brak oznak inteligentnego życia.
- Nie to że coś, ale nie powinieneś się skupić na tym, by wiedzieć gdzie nasz prowadzić, niż wpatrywać się we mnie jak w obrazek? - Zamarudził nieco, bo jednak było to odrobinę irytujące. Na tego typu rzeczy raczej czas jest po załatwieniu tego typu spraw, prawda? Prawda. A nie przy wyżej wspominanym zagrożeniu zza każdego rogu.
Ale mimo wszystko, zawsze pozostawała jakaś forma satysfakcji w duchu z tego, że ktoś się na niego tak gapi. Co prawda bliżej temu do wzroku jakiegoś sortu ukrytego gwałciciela - ale to zawsze coś, prawda?

Postaram się pisać lepiej, ale... Coś mi nie idzie, huh.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.02.14 23:07  •  Hotel nad jeziorem - Page 4 Empty Re: Hotel nad jeziorem
Młodzieniec niewiele sobie robił ze swoich zirytowanych towarzyszy, z którymi przyszło dzielić mu swoje losy na misji. Wydawał się być tak pewny swoich działań, że nawet krzyki dobiegające z piętra niżej, nie potrafiły zakłócić jego płynnych, lekkich ruchów. Sprawiał wrażenie jakby mieszkał w tym hotelu od dawna. Mało tego, wyglądał jakby przechadzał się po własnej posesji, gdzie wszyściutko należy do niego, a on ma prawo zachowywać się tak, jak tylko zechce. No i non stop miał twarz wykrzywioną w pseudo przyjaznym, a jednak szczeniackim uśmiechu.
- Tak. Dokładnie tak. Pójdzie na marne, a wy nie powinniście tego chcieć. – powiedział rzucając przesłodkim tonem, odrywając na chwilę maślany wzrok od Sakida i przenosząc jego zmodyfikowaną, zdecydowanie zimniejszą wersję na Ryana. – I nie spinaj się tak, gigancie. Radziłbym się też pośpieszyć. – mruknął i przeczesał kruczoczarne włosy ręką w akcie rezygnacji. Wyraźnie nie uśmiechało mu się żadne opóźnianie akcji, a nieufność szarookiego Wymordowanego, choć była jak najbardziej na miejscu, to jednak wszystko mu utrudniała.
- Hah, słodki jesteś, ale chyba jednak wolę Cię, gdy milczysz. – rzucił do Sakida i nagle zatrzymał się przed jednymi z drzwiami. Numer trochę odbiegał od nieszczęśliwego 409, ale i tak nie pozostawiał żadnej gwarancji na to, że był bezpieczny, szczególnie gdy cały czas było słychać przeraźliwe jęki z dołu. Srebrzyste ślepia w możliwie jak najnaturalniejszym odruchu rozejrzały się po korytarzu, próbując zlokalizować ewentualną kamerę. Oczywiście musiała być ona obecna w tak wielkich hotelu, tak więc dostrzegłszy ją, ustawił się do niej plecami w lekko pokręconej pozie, wyjmując z kieszeni małą saszetkę. Było w niej mnóstwo dziwacznych rzeczy. Począwszy od fiolek z niewiadomymi płynami, kończąc na jakichś dziwnych proszkach. No.. i mnóstwo, mnóstwo kart-kluczy. Ileż on musiał się natrudzić, żeby zdobyć je wszystkie? Tak czy siak, trochę się namęczył wyszukując odpowiedni numer – bo oczywiście skąd miał wiedzieć, że mieliście kartę uniwersalną – ale otworzył wam drzwi i bez zbędnych gestów, wszedł do pokoju.
- Wchodzić, zamknąć drzwi i nie siadać. – powiedział wesolutko, kierując się w stronę szafy. – Generalnie gówno mnie obchodzi cała ta wasza misja, ale Bob niestety nie mógł się pojawić, więc zmusił mnie do tego, abym to ja odwalił za niego całą robotę. Przedstawiać się sobie nie będziemy, choć z miłą chęcią poznałbym akurat Twoje imię. – rzucił z szerokim uśmiechem, zerkając kusząco na Sakida. Mimo wszystko za chwilę przybrał poważny – jak na niego, huh – wyraz twarzy i zaczął grzebać w szafie. – Ogólnie to zjebałem przez to, że dałem się zauważyć jednemu z gości hotelowych , który przyuważył, że nie mam na ręce identyfikatora. Peszek~ Nawet nie wiecie jak trudno było później wkopać tego nieszczęśliwca z dołu. – burknął, milknąc na chwilę, aby dało się usłyszeć błagalne piski zatrzymanego przez wojsko mężczyzny. – Tak czy siak czasu i tak nie macie za wiele, bo żołnierzom nie zajmie zbyt długo, aby zorientować się, że ten przyjemniaczek jest niewinny. Szczególnie, że pewnie ma stosik świadczących o tym dokumentów.. no.. i ten cholerny identyfikator, nie? – wyjął z samego dna szafy wielką skrzynię, którą z trudem się do nich doczołgał. – To kazano mi tu przyprowadzić. Nie zaglądałem do środka, więc w razie jakby co to nie moja wina, jeśli będą tam same niepotrzebne graty~ - rzucił z promiennym uśmiechem. – Zabierajcie co wam potrzebne i szybko się stąd ewakuujcie, choćby przez okno. W sumie chyba dacie radę uciec, skoro jest was tylko dwoje…
A tymczasem u nieszczęśliwej trójeczki:
Zapijaczone towarzystwo ze zrezygnowanym jękiem pożegnało Nataniela, mimo wszystko namawiając go głośnymi krzykami, aby dosiadł się do nich i razem z nimi świętował wybranie nowego przywódcy ich jednostki. Nie były to wrzaski nazbyt inteligentne, więc pozwolę je sobie pominąć.
Winda posłusznie przyjechała na zawołanie Aniołka i bez większych komplikacji zawiozła go na polecone piętro. No.. no samo piętro, w którym właśnie rozgrywała się cała jatka. Drzwi windy rozchyliły się i dosłownie w tym samym momencie wyskoczyło przed nimi dwóch uzbrojonych żołnierzy, którzy pomimo faktu posiadania broni, nie celowali w Nataniela.
- Proszę natychmiast zawrócić. Jest tu bardzo niebezpiecznie.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.02.14 20:54  •  Hotel nad jeziorem - Page 4 Empty Re: Hotel nad jeziorem
Próbował. Naprawdę próbował. Żeby nie próbował, ale próbował i nikt nie powinien twierdzić inaczej!
W odpowiedzi na słowa strażnika skinął bez słowa głową, domyślając się, że cos poszło nie tak. Nie widział jednak sensu we wpychaniu się na siłę w sam środek wojska z pierwszą-lepszą, marną wymówką na ustach, żeby zobaczyć, co się stało – mógł w ten sposób ostatecznie zaprzepaścić szanse na powodzenie misji {oczywiście, jeżeli jakiekolwiek jeszcze istniały}. W milczeniu nacisnął guzik odpowiedzialny za zasuwanie drzwi po czym wybrał na panelu „parter”. Jazda w dół nie zajęła mu zbyt długo. Wylazł z windy i… właśnie, co teraz? Ma sobie tak po prostu pójść? Na to by wychodziło… Poczłapał powoli do wyjścia odprowadzany podejrzliwym spojrzeniem recepcjonistki. Na całe szczęście o nic nie pytała.
Wylazł z hotelu przez nikogo nie zatrzymywany i zaczął nieśpieszną wędrówkę w kierunku ustalonego miejsca spotkania. Z jego obliczeń wynikało, że ma wystarczająco dużo czasu, więc po co miałby się spieszyć?

//Na bezweniu i taki post trza nazwać postem, więc… przynajmniej nie macie za dużo do czytania~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.02.14 12:10  •  Hotel nad jeziorem - Page 4 Empty Re: Hotel nad jeziorem
Zirytowanych? Zirytowani to oni jeszcze mogą być (no przynajmniej czarnowłosy), ale mniejsza z tym. Grunt że cokolwiek robili - zbliżało się do końca i będą mogli iść w cztery diabły precz z tego miejsca. Hallelujah. Nie przyglądał się za nadto zachowaniu osobnika, chociaż nie bez uwagi przeszło to, jak luźno się tu czuje, mimo tego całego chaosu. Jakby całe to miejsce było w jego kieszeni, i tak samo dobrze znane.
Ależ rozmarzony ten typ... Pewnie wiele, różnych rzeczy chciałby zdziałać z fioletowookim, ale (jaka szkoda) nie ma na nie czasu. Mimo wszystko...
Dobra, nieważne. Pomyśli się o tym kiedy indziej, chociaż odrobinę zabawy przed śmiercią by się przydało. Swoista forma ostatniego życzenia osoby idącej na egzekucję, bo tak czy tak, na takową pójdzie. Niah. Idą? Idą, więc idą. Jak najszybciej, niech zgarną co trzeba i się stąd wynoszą. Osobiście - ma już dosyć tego miejsca, a i jego oczy zaczynają przypominać o sobie przez to ostre oświetlenie. To i tak cud że znosi to, co znosić musi. Czyli niezbyt miły ból, ale jednak, skupiony jest na czym innym, to i nie odczuwa tego aż tak.
Chyba.
Prychnął krótkim, cichym śmiechem na słowa ku sobie. - Chyba nawet wiem w jaki sposób byś mnie zamknął... - Wymruczał cicho, bardziej do siebie niż faktycznie do niego. O dziwo, szybko znaleźli dane drzwi. Hm... Nooo, "trochę" inny numer niż faktycznie ten, pod który mieli pójść, ale tak to jest, jak się liczy na Growa. Yep. W cierpliwym oczekiwaniu jednak stał i patrzył się jak ich przewodnik usilnie zasłania dostęp kamery do spojrzenia na niego, otwierając drzwi. Hm... Właśnie, mieli przy sobie dalej tą kartę uniwersalną, czy to Nathaniel ją miał?
Nieważne, bo drzwi już się otworzyły. Wszedł za przewodnikiem do środka, nie czekając na konkretne zaproszenie. I tak pewnie mieli wejść, więc co to za problem, hm?
Jak dobrze że postawił sprawę jasno, huh. Splótł dłonie na klatce piersiowej, słuchając przemowy osobnika, przy okazji obserwując jego działania. Huh, chyba naprawdę Sakid mu wpadł w oko. - Może jak okazja będzie bardziej sprzyjająca, to czemu nie. - Odwzajemnił chociaż nieznacznie ten uśmiech, koniec końców morderczej powagi wojskowego już nie musi utrzymywać (a i to zawsze sposób na rozładowanie nerwowej atmosfery, ni?)
Ile on miał do przegrzebania w tej szafie? Chyba miał tam cały magazyn, co nie zmieniało faktu że bardziej interesujące było to, co mówił. Czyli poprostu dał się zauważyć? Na całe szczęście - na nich (o dziwo) nie zwrócono uwagi. W sumie, ciężko stwierdzić czemu nie zatrzymano ich. Wyglądali dużo bardziej obszarpanie od chłopaka, chyba tylko identyfikator Sakida okazał się przydatnym cudem. Chwała i sława!
I jest, skrzynia z prawdopodobnym ekwipunkiem jaki mieli zgarnąć. Tylko... Właśnie, co mieli z niej zabrać? Przyklęknął na jednym kolanie przy niej i otworzył, po czym obrzucił wzrokiem co było w środku. Sporo, złomowatej broni... Ale chyba lepsze to niż nic, prawda? Tylko jak to teraz wziąć... I co wziąć?
Koniec końców, po chwili namyślenia zgarnął jakieś pomniejsze bronie, dosyć łatwe do ukrycia pod płaszczem. Małe pistolety maszynowe, mieszczące się bez problemu w jednej dłoni, tyle ile by w miarę możliwości mógł. Do tego trochę amunicji (chociaż raczej da tą broń komu innemu, bo sam jest beznadziejny w strzelaniu), oraz kilka krótkich ostrzy, głównie sztyletów i krótkich mieczy. Kilka, nie chciał się przeciążyć, no i sam nie był jeszcze nader silny, w końcu jest ledwie trzymającym się na nogach chuchrem, prawda? No, przynajmniej na takie wygląda.
Po jako takim uporządkowaniu co ma przy sobie skierował się do okna, które uchylił gdy Ryan zabrał co miał zabrać. Chcąc nie chcąc, zauważył że za oknem jest ich anielski towarzysz. Rzucił okiem na "szefa". - Nasze towarzystwo się znalazło, chyba go nie spili zbytnio. - Napomknął, po czym posłał jeszcze ich "przewodnikowi" specyficzny, odrobinę zalotny uśmiech. - Do zobaczenia. - Rzucił i hop... Już jest poza budynkiem. Co prawda lądowanie było twarde, ale o dziwo, wyszło mu ono lepiej niż się spodziewał. Pewnie przez sporą ilość śniegu wokół, trochę to wyhamowało go. Spojrzał ku oknie za Jay'em, a potem już kierowałby się za nim, pewnie by zgarnąć Natha i wio.

[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.02.14 3:02  •  Hotel nad jeziorem - Page 4 Empty Re: Hotel nad jeziorem
Otaczają mnie kretyni, rzucił w myślach, darując sobie już wszelkie komentarze na temat ich nowego towarzysza. Szczerze mówiąc, zależało mu już jedynie na tym, by jak najszybciej opuścić ten cholerny hotel. Wypady do Świata-3 wydawały się być w porządku tylko, gdy miało się świadomość tego, że nie wyniknie z tego konieczność utraty zbyt dużej ilości czasu. W tym wypadku nic nie było pewne. Głównie dlatego, że nie zostało dobrze zaplanowane. Pomimo tego, że najpewniej nie zostało im już wiele do zrobienia, a cel ich zadania znalazł się już niemalże pod ich nosem, czas dłużył się niemiłosiernie. Był już zmęczony towarzystwem obu czarnowłosych, a to, że nie było tu białowłosego poniekąd działało na jego korzyść. Możliwe, że albinos przypadkiem znalazł się w apogeum zamieszania i już nie było sensu wracania się po niego i podejmowania prób ratunku tylko dlatego, że „mogła być jeszcze nadzieja”.
Tak czy inaczej, gdy nieznajomy wreszcie uporał się z zamkiem i znaleźli się wewnątrz pokoju, wydawał się już nie interesować za bardzo tym, co kolega Boba miał im do powiedzenia. Wiedział jednak, że pozostało im jeszcze opuszczenie budynku, choć na dobrą sprawę nikt nie powiedział, iż potrzebne były do tego jakieś konwencjonalne metody. Pomimo tego, że Ryan nie zamierzał udzielać srebrnookiemu żadnej odpowiedzi, przez cały czas przyglądał się mu, gdy ten przeszukiwał szafę, jakby to spojrzenie miało go w jakimś stopniu ponaglić. Naprawdę nie miał ochoty być świadkiem wyrzucanych przez nich bredni przyprawiających go o politowanie. Zdecydowanie bardziej wolał działać w pojedynkę, a w tym momencie zwyczajnie przypominano mu o tym, dlaczego tak było.
No wreszcie ― mruknął ledwo słyszalnie pod nosem, by zaraz także znaleźć się przy skrzyni z bronią i przykucnąć obok. Faktycznie wszystko, czego nie byli w stanie ukryć, nie było godne uwagi, więc i on pokusił się o drobniejsze bronie, aczkolwiek skupił się wyłącznie na broni palnej i amunicji. Trzy pistolety, kilka dodatkowych magazynków i naboi do własnej broni, o których zapomniał, bo w gruncie rzeczy trafił tu całkiem przypadkiem. To, co dało się ukryć w kieszeniach – ukrył w kieszeniach, a bronie wsunął za spodnie, zasłaniając ich rękojeści bluzą. Na jakiś czas musiał zwyczajnie zignorować niewygodę. Wyglądało na to, że najgorsze mieli już za sobą, więc mężczyzna podniósł się na równe nogi i zerknął w kierunku drzwi, choć – jak szybko się okazało – to nie one miały być ich drogą ucieczki. Wypadało jednak wziąć pod uwagę fakt, że znajdowali się na pieprzonym czwartym piętrze, więc nawet rozsądnie byłoby zjechać windą na dół i wyjść drzwiami.
Och daj spokój, Ryan! To byłoby za proste.
Ściągnął brwi, przyglądając się wyczynom Sakida. Oczywiście, że go nie znał, więc nie był świadom jego zdolności. Być może takie upadki w ogóle mu nie szkodziły? Rzecz jasna, nie odezwał się ani słowem – w końcu tu nie o jego zdrowie i życie chodziło. Gdy czarnowłosy zniknął za oknem, sam także podszedł bliżej, po czym wspiął się na parapet. Nawet nie raczył już spojrzeć za siebie, by pożegnać ich marnego pomocnika. Wystawił nogę przed siebie, ale... nie spadł w dół, tylko bez cienia przejęcia dostawił do niej drugą. Mimo to stopniowo zaczął znikać z pola widzenia srebrnookiego. Jaki widok zafundował pozostałym? Cóż... wszystko prezentowało się tak, jakby faktycznie to, że ruchome schody nagle znalazły się na zewnątrz było całkiem normalne, choć były one ledwie marnym zarysem w tych nocnych ciemnościach i poruszały się znacznie szybciej, niż powinny, bo rozmyć się w momencie, gdy buty szatyna zanurzyły się w śniegu. Później, jak gdyby nigdy nic, ruszył przed siebie i dosyć szybko dogonił Nataniela, by zaraz po tym bezapelacyjnie wetknąć mu nabity pistolet do kieszeni płaszcza, choć za tę akcję powinien raczej zarobić kulkę w łeb.
Innym razem.
    z/t + Nat.
    Take: Zrobię, kurwa, schody z cieni.
    Shet: RUCHOME.
    Yunosuke: Trolling level Take.
    Deal with it. ~ Kto nie da rady? Ja nie dam rady? Tak bardzo wyjebane.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.06.14 20:39  •  Hotel nad jeziorem - Page 4 Empty Re: Hotel nad jeziorem
Udało mu się. Przeszedł bez problemu, wykorzystując dziurę w murze, której istnienia byli świadomi niemal wszyscy mieszkańcy Desperacji. Jedynie S.SPEC pozostawało w błogiej nieświadomości, co było dla niego - rzecz jasna - znaczną korzyścią. Zadowolony, choć mokry do suchej nitki, wszedł do jednego z jego najbardziej zaufanych hotelów. Skierował się ku recepcji, odgarniając jasne, opadające mu na czoło włosy, w międzyczasie rozglądając się dookoła. Nie zauważył żadnych istotnych zmian, co oznaczało, że pozostawał od jego ostatniej chwili nietknięty. Widząc za ladą tę samą uśmiechniętą twarz staruszki, posłał w jej stronę jeden z najmilszych uśmiechów, po czym uprzejmym tonem zarezerwował jeden z pokoi na samej górze. Nie prosiła już o identyfikator - doskonale wiedziała, kim jest. Gdy kobieta wykonała jego polecenie, podziękował, a następnie powędrował po schodach na piętro. Odnalazł odpowiedni, zamawiany od wielu lat na okres jednej nocy i dnia pokój. Przekroczył jego próg, zdejmując ostrożnie plecak i opierając go o ścianę, po czym odwiesił na prosty wieszak swoje nawierzchnie ubranie. Po zamknięciu drzwi na klucz, opadł na łóżko z ciężkim westchnięciem. No. Ten etap podróży miał już za sobą. Teraz trzeba było dopracować szczegóły dalszego planu działania. Albinos leżał przez chwilę bezczynnie na łóżku, wsłuchując się w ciche dudnienie kropel deszczu o szybę, po czym wstał jednym ruchem i wyciągnął z plecaka małe zawiniątko z buteleczką, kartkę oraz przygotowane na tę okazję schludne oraz eleganckie rzeczy. Był dobrym aktorem, o to się nie martwił; przewiesił więc ubrania przez krzesło, po czym usiadł z powrotem na łóżku, analizując pociągnięcia długopisu, które układały się w ważne dla niego informacje. Kolejny szczegół. I kolejny. Dzierżone w jego ręku urządzenie pisarskie drgało z błyskawiczną szybkością, powodując, iż plan rozrastał się w zastraszającym tempie.
I tak miał trwać do samego wieczora.
Punkt następny: wziąć kąpiel, przebrać się i ukryć wszystko, co mogłoby wskazywać na jego powiązania z drug-onami. Absolutnie. Musiał przejść całkowitą metamorfozę, by stanąć przed lustrem i powiedzieć: oto ja. James Wireshire. Mieszkaniec M-3.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.06.14 18:55  •  Hotel nad jeziorem - Page 4 Empty Re: Hotel nad jeziorem
Heeh... Miała lecieć do miasta - wewnętrzny kompas zaprowadził ją pod bogaty hotel nieopodal miejsca stacjonowania. Z tropu zbiły ją światła bijące z okien, jak i zaczynająca się pora burzowa.
Cay + piorun = każdy włos i każde pióro w inną stronę + szok, a co za tym idzie - jest to czymś tragicznym w porze lotu sto metrów nad ziemią.
Przyłożyła się do lądowania na jednym z balkonów, z którego okiennic biło żółte przytulne światło. Uprzednio jednak zrobiła kilka okręgów nad dachem, by ocenić, czy zagraża jej jakieś niebezpieczeństwo.
Zbliżała się noc. Trudno określić, czy to źle, czy też dobrze. Każda pora dnia była niebezpieczna dla osobników jej gatunku, ale czy Cayenne sobie coś z tego robiła? Nic a nic. Miała na wszystko - brzydko mówiąc - wyjebane. Grała na nosie obywatelom miasta, a najśmieszniejsze było to, że nikt a nikt jej nie próbował jej schwytać, dlatego też czuła ogromną swobodę. Pełen wypas i samowolka. Czyżby wydawała się niebieskim zbyt nieszkodliwa? Kto to wie. W końcu walczą oni z organizacjami, a nie z wolnymi strzelcami, nie mającymi żadnych powiązań.
Dotykając płytek na schludnym balkonie zapukała delikatnie szponami. Zeszła na czworaka i podeszła do okna sprężystym, tygrysim ruchem. Zajrzała do środka podnosząc głowę do góry. Skórę rozjaśniło ciepłe żółtopomarańczowe światło. Zbliżyła twarz do szyby i wysmarowała długim językiem szlaczek w kształcie serduszka, złożonego ze śliny i cieknącej niemal wiecznie z jamy ustnej krwi, pachnącej akacją.
- Mrauuu - zza szyby wydobył się głośny koci pomruk. Wyszczerzyła zęby, przymykając jednocześnie zmęczone jak zwykle, zaropiałe i poranione oczy, gdzie z oczodołu spomiędzy dolnej powieki widniała krew.
W zasadzie było to raczej działanie dla zabawy, a nie dla podrywu, czy podziwiania atutów jegomościa, niespodziewającego się przybycia czegoś takiego, jak opierzona, Wymordowana Cayenne. Nudziło jej się, a póki rana nie zabliźni się do końca, można ludziom uprzykrzać życie w mniej agresywny sposób.
Usiadła spokojnie i oparła ciężar na lewej ręce, spoczywającej prosto na podłodze. Rozłożyła przy tym skrzydła doskonale je eksponując i dając pod działanie sił natury. Deszcz spływał po jej piórach, jak i plecach, co dawało cudowne ukojenie rozgrzanej skóry pod wpływem małej gorączki niszczącej wirusy po ostatniej potyczce.

<--


Ostatnio zmieniony przez Cayenne dnia 26.06.14 11:21, w całości zmieniany 2 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.06.14 0:31  •  Hotel nad jeziorem - Page 4 Empty Re: Hotel nad jeziorem
Zdążył już opracować cały plan działania, wyszczególnić każdy detal, by ostatecznie odłożyć karteczkę na stolik. Wstał z łóżka dosyć leniwie, rozciągając się i rozprostowując zastałe kości, kiedy z kierunku jednej z okiennic usłyszał nieprzyjemne chrobotanie. Coś jak... Pazury. Wiedziony instynktem, chwycił błyskawicznie skrawek papieru i schował z powrotem do torby. Po chwili stał obrócony w kierunku balkonu, spoglądając prosto w niebieskie ślepia dziwnego monstrum czającego się za szkłem. Zmarszczył brwi z konsternacją, a jego serce mimowolnie przyspieszyło puls, choć nogi same powędrowały do drzwi balkonu, a oczy zaczęły przesuwać powoli po sylwetce. Wnet doszedł do wniosku, że miał do czynienia ze zdziczałym Wymordowanym. Zaskoczyło go pojawienie się go w Mieście, w końcu całości strzegł długi, gruby i wysoki jak ta lala mur. Widocznie dziur pojawiało się coraz więcej, przez co indywiduum nawet takiego kalibru mogły dostać się do środka. Wykluczył możliwość pracy tejże istoty na rzecz S.SPEC niemal na samym początku. Organizacja zazwyczaj troszczyła się o swoje "króliczki doświadczalne".
- Kim jesteś? - zapytał, sam do końca nie wiedząc, jakiej oczekuje odpowiedzi. Ba, czy oczekuje jakiejkolwiek. Oparł się o framugę drzwi, przyglądając się istocie przed sobą z nie tyle strachem, co zainteresowaniem. Powinna wyczuć, że tak naprawdę w żyłach Fausta krąży ten sam wirus, a on sam był przyjaźnie lub neutralnie nastawiony. W razie, gdyby instynkt zawiódł Fausta, do broni miał zaledwie jeden skok. Mógł zastrzelić to stworzenie i po krzyku, lecz byłaby to ostateczna ostateczność, zdecydowanie niepożądana.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.06.14 14:20  •  Hotel nad jeziorem - Page 4 Empty Re: Hotel nad jeziorem
Wpatrywała się uważnie, wręcz kując swoim wzrokiem. Mężczyzna za szybą panicznie schował jakiś tam nabazgrolony świstek do torby. Bynajmniej takie miała odczucie. W sumie, mało ją to interesowało, co on tam schował. Ważna jednak była dla niej ta dziwna reakcja.
Odwrócił się i zaczął bacznie ją obserwować. Nie lubiła zbytnio, gdy jacyś obcy tak pieczołowicie się jej przyglądają. Za dużo widzą, zbyt dużo zapamiętują. Ona lubiła, kiedy ktoś widział ją przez urywki sekund w panice dostrzegając tylko kilka szczegółów, a przez rosnące ciągle zagrożenie, oczy mydlą się i w rezultacie nie pamiętają niczego.
Prowadziła mężczyznę wzrokiem, gdy ten przylazł pod drzwi wiodące ku balkonowi i uchylił je zatrzymując się w nich. Był niemalże biały jak wapno. Rozśmieszyło to ją, przez co wydała z siebie papuzi skrzek. A przecież sama wyglądała jeszcze bardziej bajecznie z niebieskoszarą karnacją, zwierzęcymi naroślami na ciele i mnóstwem piór.
Wstała i podeszła ku uchylonym drzwiom, słysząc jego pytanie. Złożyła skrzydła, trzymając je bliżej siebie. Śmiesznie było patrzeć na niego z góry. Wyszczerzyła zęby, przez które znów wypłynęła wścibska nitka krwi, lądując na obojczyku Wymordowanej. Wokół rozniósł się jej słodki akacjowy zapach. Dziwne, że ciecz miała taką a nie żelazną woń.
- A kim mam być? - Wysyczała.
Pytanie dość głupie. Kim jesteś? A kim miałaby być? Umarlakiem, dziwnym trafem powołanym do życia przez jakiegoś mutanta. Z wyrośniętym trzymetrowym czarnym pierzastym ogonem, ptasimi nogami, czarnymi szponami i siedmiometrowymi w rozstawie skrzydłami. Kimś jeszcze? Może ludzkim zwierzątkiem? Dzikim zwierzątkiem. Zwierzątkiem, które trzeba oswajać przez dni, tygodnie a może i miesiące czy lata. Nie jest na pewno kimś, kto będzie o sobie mówił tak po prostu. Takie stworzenia poznaje się po ich czynach, tak samo ludzi. Nie można się nigdy określić jednakowo za pierwszym razem.
- Twoją matką? A może siostrą? - Rzekła tonem podobnym do duchów czy zjaw z horrorów, specjalnie wydłużając głoski i wydając je niemal jękiem i szeptem. Zadarła głowę patrząc w dół, zarazem oblizując suche wargi językiem. Wyczuła w osobniku obok obecność tego, co zrobiło z niej "to".
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.06.14 14:01  •  Hotel nad jeziorem - Page 4 Empty Re: Hotel nad jeziorem
Och, nie był idiotą. Wiedział doskonale, z czym miał do czynienia, pozostawało jednak pytanie: z kim. Miał na myśli ludzką część osobowości monstrum, którego dziwnym trafem spotkał na balkonie. Podczas gdy bacznie obserwował ponad dwumetrową istotę, w jego głowie kiełkowały coraz to odważniejsze hipotezy, których potwierdzenie mógł odnaleźć w jej wyglądzie. Jedna z nich głosiła, iż owym nieznanym Wymordowanym jest kobieta. Nie wystarczyło wiele, by albinos zauważył ukrytą pod postacią mutanta płeć piękną. Zmrużył delikatnie powieki, wyostrzając swój wzrok tak, by móc dostrzec w ciemnym otoczeniu więcej detali. Tej nocy na wpół zasłonięty księżyc nie był jego sprzymierzeńcem, lecz mimo to dojrzał damskie skrawki ubrań zasłaniające intymniejsze części ciała. Gdy jego oczy spoczęły na piersiach, nie miał już najmniejszych wątpliwości. Drugie przypuszczenie dotyczyło rodzaju mutanta, z którym przyszło mu się skonfrontować. Tę kwestię musiał rozważyć dwukrotnie. W końcu orzeczenie brzmiało następująco: mutant drugiego stopnia. Nazywał w ten sposób wszystkich tych, których przemiana nastąpiła po zetknięciu się z mutantem zwierzęcym, dzięki czemu posiadali elementy stworzeń z różnych rodzin. W końcu jak inaczej wytłumaczyć upierzone skrzydła nieantagonistyczne do ogona? Był badaczem. Westchnął cicho, przenosząc większą część ciała na pięty, co pozwoliło mu oprzeć się po większym kątem o próg drzwi balkonowych. Nadeszła pora na najbardziej interesujące zagadnienie.
- Wiem, czym jesteś, po części dowiedziałem się również, kim. Kobietą, której geny weszły w reakcję z genami mutanta zwierzęcego. Zdziczałą - to już dosyć oczywiste. Pytanie brzmi tylko, dlaczego jesteś tutaj, a nie w Desperacji?
Spojrzał ku górze, mierząc się z kobietą wzrokiem. Nie odczuwał przed nią strachu - w Desperacji spotykał Zdziczałych na każdym kroku i nigdy nie miał z żadnym na pieńku. Traktował ich na równi z pozostałymi, którzy przejmowali pełną kontrolę nad zwierzęcymi postaciami. Tak było i tym razem. Kiedy kobieta przybliżyła się do niego, dostrzegł zaplamiony bandaż owinięty wokół jej bramy. Zmarszczył brwi delikatnie, przyglądając się mu przez chwilę, po czym ponownie zwrócił jasnoniebieskie tęczówki ku twarzy zdziczałej.
- Ktoś Cię zaatakował?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.06.14 1:48  •  Hotel nad jeziorem - Page 4 Empty Re: Hotel nad jeziorem
Słysząc jego pytanie o miejsce bytowania wybuchła skrzekliwym papuzim śmiechem, przymykając do tego powieki. Szczerze mówiąc, nie spodziewała się takiego pytania.
- Dlaczego? - Wysyczała szepcząc, nie zmieniając ponurego, mrocznego tonu głosu. - Bo mi tutaj dobrze. - Jej głos zmienił się w lekko warkliwy. Zacisnęła zęby, a prawa strona wargi zaczęła jej drżeć, czemu towarzyszyło ciche warczenie. Skuliła uszy i odwróciła się w tył, cofając się o kilka kroków i lekko kulejąc. Usiadła z powrotem, obejmując się ręką i machając agresywnie czarnym pierzastym ogonem.
- Po co mam siedzieć w tym brudzie, niedostatku i w tej skrajności, skoro można żyć sobie beztrosko tutaj? - Uzupełniła swoją wypowiedź, zadając retoryczne pytanie. Była zbyt przyzwyczajona do ludzkich luksusów, by oddać się w ręce tej odrażającej pustyni. Jedyne co pamiętała, to przeraźliwe swędzenie i silnie czerwoną wysypkę. Powietrze było tam strasznie suche jak wiór, a i nigdzie nie dało się spojrzeć, żeby odbijające się od piachu światło nie wypaliło komórek światłoczułych w oczach.
Spoczęła we wcześniejszym miejscu przed oknem, powoli układając się w siadzie. Nadal przyciskała dłoń na obandażowanym zgrubieniu, które sama musiała sobie wykonać. Zwróciła głowę w stronę tego, co jęzorem nabazgroliła po szybie. Uśmiechnęła się na widok swojego "dzieła". Przyłożyła do tego rękę i rozmazała kształt, zostawiając niewyraźny odcisk swojej dłoni.
Błądząc wzrokiem po okolicy natknęła się na jasne oczy jegomościa, wpatrzone w jej twarz, a zaraz po tym pytanie. Nie zmieniając horrorowego tonu, odrzekła.
- Trudno powiedzieć, czy to był atak, czy obrona. - Z jej ust wysunął się ponownie wszędobylski język, który zaczął błądzić po jej policzkach, sterylnie je oblizując. Spuściła lekko głowę, patrząc na mężczyznę spod byka. Gęsta, wydająca się sucha, czarna czupryna zasłoniła środkową część twarzy, ukazując jedynie rąbek lekko rozchylonych ust.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach