Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 31.05.14 18:12  •  Łąka - Page 4 Empty Re: Łąka
No świetnie! Nie dość, że poza regeneracyjnym leżeniem w trawie nic nie robiła, to jeszcze mężczyzna musiał jej dopiec. Znowu przed oczyma ukazała się ciemność. Czy tak wygląda śmierć? Nic nie widać? To straszne, wpaść w taką nicość i... błąkać się, żyć w zagubieniu, roztargnieniu, nienasyceniu. Masakra.
Podniosła otępiałą głowę i rozglądała się we wszystkie strony. Heh, rozglądała, ale nic nie widziała. Miała wrażenie, że znajduje się w jakimś sześcianie z małą dziurą w suficie, którą wlatuje do środka światło. Obecnie, to światło zostało zgaszone. Nie widziała nic. Pod wpływem szoku, a nawet strachu, przestała na moment słyszeć. Kompletnie otępiała. Była głucha i ślepa. Dopiero teraz zaczęła słyszeć w głowie jakieś śmiechy, głosy i wrzaski. Poczuła strach.
Obkręcała uszyma w przód, w bok i w tył, w kółko. Zdezorientowana, oszołomiona i wystraszona nie mogła się połapać w obecnej sytuacji. Drgnęła, ale był to błąd. Zalegające ostrze dało o sobie znać, ocierając swoim czubkiem wnętrzności. Cayenne opadła na ziemię, bojąc się ruszyć. Nie była w stanie pomóc Marcelinie. Czuła się taka osaczona. Podłożyła sobie ręce pod głowę i ułożyła zamykając oczy i czekając, aż mroczki ustaną. Później wyciągnie to zalegające ciało obce z siebie, uciśnie w miejscu przerwania ciągłości skóry i wyleczy przyspieszoną regeneracją.
Z ręki trzymającej ranę uderzał zapach żelaza. Ciecz powoli wysychała, tworząc dziwne uczucie, jakby miała na dłoniach suchą glinę. Tak dziwnie ściąga skórę.
Nie przestawała machać ogonem. Dla zachowania energii zakryła się skrzydłami, zapewniając jednocześnie sobie komfort termiczny.
W dziwacznej ciemności zastanawiała się, czego ten potężny mężczyzna, niższy od Cay o około dwa centymetry, może chcieć od tej poszkodowanej Marceliny. Z tego co widziała, czyli ze sznurka, miała wrażenie, że oprawca zrobi sobie z niej trofeum nad kominkiem. Ale nie brał by pewnie strzykawki. Chociaż..? w niej mogłaby być zawarta bardzo toksyczna trucizna, powodująca śmierć. Licho wie, w każdym bądź razie, bardzo mu na niej zależało.
Może.. jak jej się polepszy i może jeszcze go zastanie, to.. zada mu to pytanie..?


Ostatnio zmieniony przez Cayenne dnia 31.05.14 23:44, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.05.14 20:32  •  Łąka - Page 4 Empty Re: Łąka
Życie nie jest próbą. Życie nie jest sprawdzianem. Jest grą, w której ktoś w końcu przegra, a ktoś zwycięży...
-Daj mi spokój. Nie chcę kłopotów. - Stojąc prosto, patrzyła na otrzepującego się przeciwnika. Włożyła łapki do kieszeni, wyjmując z niej swoją fajkę. Delektowała się przez chwilę wiśniowym smakiem, uspokajając się, a na jej twarzy zagościł uśmiech. Optymizm to podstawa.
Jej umysł właśnie się zregenerował na tyle, że przeszyła go nagła myśl: "O boże, wydanie wakacyjne! Jeśli nie wyrobię się na czas, wyleją mnie i mój kącik przetrwania..." nie myśląc dłużej wyciągnęła mini aparat. Zrobiła dwa zdjęcia rozpruwaczowi, wyobrażając sobie okładkę w numerze. "Idealnie..." Schowała go czym prędzej do bezpiecznej, miękkiej kieszeni zielonego swetra. To będzie świetny artykuł! Jeszcze tylko kilka rzeczy, a w numerze wakacyjnym zagoszczą jej wypociny.
Gdy w rękach nie miała już swojego aparatu fotograficznego, poczuła ciepłą, spływającą po wargach krew. No nie, znowu... przejechała opuszkami palców po brodzie, zerkając na nie ponownie. Z westchnieniem wyciągnęła chusteczkę, wycierając ją starannie. Spojrzała na biały materiał. Krople krwi złączyły się, tworząc literki.
Jes...teś...martw...a...
Błyskawicznie zmięła materiał i rzuciła nim najdalej jak się dało. Zacisnęła zęby, odwracając się w poszukiwaniu Bazyliszka. Usłyszała głupkowaty śmiech, dochodzący... zewsząd. Po chwilowym rozglądaniu się zdążyła zarejestrować ruch. Nie przejęła się nim - odwróciła się napięcie i spojrzała na sparaliżowaną Cayenne. Musiała dojść do siebie, a do tego z pewnością nie był jej potrzebny Jakub. Mógł pogorszyć jej sytuację. Dlatego, puszczając jej ostatnie, porozumiewawcze i pełne wdzięczności spojrzenie, powiedziała głośno "dziękuje", by ta usłyszała. Mrugnęła raz ostatni do niej, po czym zwróciła swe mienię do drug-ona.
Uniosła jeden kamień, którym rzuciła w stronę napastnika. Wpadła na lepszy pomysł... skierowała całą swoją siłę na drugi sztylet, który wbity był w ziemię nieopodal rozpruwacza. Wbiła go ponownie nie tyle w ziemię, co w płaszcz, na krótką chwilę przygwożdżając mężczyznę do podłoża.
Teraz nie czekała. Odwróciła się i zaczęła biec. Czym prędzej przez łąkę. W stronę południowej części świata-3.
♣ Siedział na głazie, patrząc na uciekającą Marcelinę, po czym skierował puste ślepia w Jakuba. Ostry sztylet przybił jego płaszcz do ziemi. Następnie spojrzał na Cayenne, która wyglądała jak... jak zdziczała w transie. Zeskoczył lekko z głazu, frunąc szybko i zwiewnie niczym chłodny wiatr, przechodząc przez ciało Jakuba, następnie przez Cayenne, wywołując lodowate dreszcze na ich ciele. Musi się spieszyć, w końcu jego kochana Marcelinka ucieka... Nie może jej zostawić samej. ♣

zt.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.05.14 21:02  •  Łąka - Page 4 Empty Re: Łąka
Jego ciało przeszło w stan dreszczowy. Cały się zatrzęsł, rozluźniając mięśnie. Wziął głęboki wdech, nie wydając przy tym dźwięku. Ze zdziwieniem zauważył, iż to kotopodobne stworzenie zrobiło mu zdjęcie. Nie był przyzwyczajony do takiego czegoś, więc nic nie zrobił, tylko dalej stał.
Spojrzał w stronę zdziczałej, czy nie szykuje się na atak. Dalej leżała, otumaniona. Widocznie halucynacje działają. Skierował swoją uwagę na Marcelinę, która podziękowała cierpiącej Cayenne. Life is brutal, musiał skończyć swoją pracę... "to będzie łatwe". Cóż, przeliczył się trochę. Najpierw o mały włos, a oberwał by ponownie kamieniem. Potem poczuł, jak sztylet wbija się w Ziemię, przyczepiając jego płaszcz do podłoża, skutecznie przygwożdżając Jakuba do ziemi. Warknął coś pod nosem, po czym sięgnął po ostrze. Wyrwał je jednym szybkim ruchem.
Spojrzał na uciekający cel. Przeklnął pod nosem, ruszając w jej stronę. Poczuł zimny chłód na ciele... to było dziwne.
Zatrzymał się. Zapomniał o czymś. Podszedł do rannej Cayenne. Teraz widziała, prócz ciemności, także jego.
-Wybacz mi.
Wyciągnął z kieszeni bandaż oraz kilka tabletek przeciwbólowych. Nie mógł do niej podejść, zbyt duże ryzyko. Podał jej więc, ostrożnie podrzucając je pod jej nos.
-Nie chciałem Cię skrzywdzić. Jej też nie. - wstał powoli, odsuwając się i patrząc w stronę, w którą uciekła Marcelina - Muszę ją tylko złapać. To wszystko.
Ostatnie, krótkie spojrzenie na Cayenne.
I Ruszył śladem uciekinierki.
"Znajde ją, choćbym musiał przekopać cmentarze. Złapie, choćbym musiał użyć wszystkich broni i próbówek."
zt.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.06.14 0:25  •  Łąka - Page 4 Empty Re: Łąka
Zaczęła sobie mruczeć pod nosem, powoli zamykając powieki. Nie było na co patrzeć, skoro przed oczyma jest jedna wielka czarna nicość. Sen dobry na wszystko, na smutki, rozterki i rozstania. Na choroby, bóle i rany. Na wszystko. Tak też Cay z wolna poddała się temu błogiemu stanowi, póki nie usłyszała głośnego "dziękuję". Podniosła głowę. Wyglądała jak dumnie wypoczywająca lwica z dłońmi skrzyżowanymi na trawie i tułowiem uniesionym w górę. Uśmiechnęła się trochę nieśmiało, acz życzliwie. Powoli zaczęła dostrzegać zarysy postaci. Marcyśka przygwoździła mężczyznę do ziemi, po czym uciekła ile miała sił w nogach. No nareszcie! Zrobiła coś, co powinna zrobić kilka długich minut temu.
Po jej odejściu po ciele Wymordowanej przebiegł dreszcz i chłód. Cay była bardzo wrażliwa na chłód. Nie cierpiała go. Brrr.
Spojrzała w kierunku oddalającej się kocicy, po czym zaraz obróciła lewe ucho o 90°, gdzie stanął nad nią atakujący wcześniej mężczyzna. Spojrzała na niego zupełnie innym wzrokiem. Takim łagodnym. Zdziwiło ją, kiedy to oprawca podrzucił jej zwój bandażu i listek pigułek, a potem stwierdził, że nie chciał jej nic zrobić. Heh, mógł ją dobić, ale tego nie zrobił. Ciekawe.
Podniosła uczy, kiedy do niej mówił, a na odchodne zaczęła mruczeć, odprowadzając nieznajomego wzrokiem. Kiedy wreszcie została sama spojrzała pod biust, gdzie doleciały leki. Usiadła ostrożnie, chwyciła bandaż i powoli obwiązała sobie nim brzuch, po czym przydusiła lewą ręką skórę obok wystającego kikuta. Prawą ręką objęła rękojeść broni. Szarpnęła i pozbyła się tego uwierającego rupiecia. Krew zaczęła gwałtownie wyciekać. Nie dziwota, w końcu usunęła ten "korek". Zaczęła uciskać mocniej i owijać sobie brzuch, przy czym większość opatrunku ładowała w miejsce rany, by bardziej ją ucisnąć. Na koniec uwaliła się na ziemię ponownie, układając na boku i przyciskała miejsce rany. Syknęła. Łyknęła trzy tabletki, połykając z niemiłą suchością w ustach. Otuliła się skrzydłami, by zatrzymać przy sobie ciepło. Położyła lewą rękę pod głowę i czekała. Czekała i zasnęła.
Minęło parę godzin. W łupie zaczęły gnieździć się jaja much, a rana stopniowo przestała krwawić. Plusy i minusy. Z lekkim obrzydzeniem spojrzała na swój łup. Ale znowu poczuła głód. Gdy się je, to się lepiej goi.
Ruszyła się ociężale w stronę pozostawionego na pastwę losu mięsa i w przeciągu dwudziestu minut nie było już czego zbierać.
Rana krępowała co jakiś czas niektóre ruchy, ale nie było aż tak źle, żeby tego bólu nie wytrzymać. Po chwili zabrała się za swój kiełbasiany szalik na szyi i wsunęła go jak spaghetti. Oblizała grzecznie palce, łyknęła kolejną pigułkę, a listek z ostatnią wsadziła w swoje zacne bandaże okalające biust. Chwiejąc się stanęła na czworakach ze spuszczoną głową. Chwyciła sztylet, którym oberwała i wsadziła go między materiał spodni a skórzany pas podtrzymujący te znoszone szorty. Nadal była jeszcze otumaniona i zszokowana. Rozłożyła skrzydła, podniosła łeb i wzbiła się w niebo. Czas narozrabiać..

-->
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.06.14 2:24  •  Łąka - Page 4 Empty Re: Łąka
Nie miała baba problemów to przygarnęła psy. I to nie jakieś zwykłe, normalne i słodkie kanapowce które samym wyglądem proszą się o pieszczoty. Jej psy były... inne. Bez wątpienia różniły się pod względem wyglądu, gdyż zostały zarażone wirusem X. Cholera, biedne stworzenia, zostały tak brutalnie potraktowane przez naturę. Teraz jednak były im dobrze, ale przynajmniej ich właścicielka tak uważała. Dostała czy też znalazła je w zapłakanym stanie, w przypadku Hanakestu ciężko było stwierdzić czy to nawet pies. Długa, czarno-siwa sierść była skołtuniona, a oczy zaropiałe. Udało jej się go jednak odratować. Fakt, nadal był ślepy i lekko głuchy ale no... lepsze to niż nic. Enpashi, kolorowa wadera o niebieskich ślepiach, była agresywna i warczała na wszystko co się rusza. Shinrai i Nozomi, bliźnięta, były nieufne i wręcz zagłodzone przez swojego właściciela. To smutne, prawda?
Kobieta nareszcie znalazła chwile czasu by zabrać psy na dłuższy, znacznie bardziej aktywny spacer. Lacia dawała sobie świetnie radę, ale jedynie wtedy kiedy burki były pozapinane w smycze. Veylta ubrała się dość luźno. Zwiewna, biała sukienka z niebieską kokardą w talii sięgała trochę za kolana i bez wątpienia nie należała do ubrań, które nałożyłaby do biura. Spory dekolt w kształcie litery V odsłaniał zbyt wiele by mogła się tak pokazać w pracy. Na nogi wsunęła niebieskie japonki, które już po chwili zaczęły ją obcierać, dlatego w głowie przyszykowała niecny plan.
Drogi, czarny samochód zatrzymał się nieopodal łąki do której zmierzała kobieta. Nakazała mężczyźnie przyjechać za trzy godziny i razem z gromadą rozbrykanych burków ruszyła przed siebie. Dość długo rozglądała się za odpowiednim miejscem. Nie chciała widzieć ludzi i nie chciała, by oni widzieli ją, a więc odeszła kawał drogi od ulicy. Spuściła psy ze smyczy i usiadła na wilgotnej trawie. Szybko zdjęła niewygodne obuwie i zatopiła stopy w miękkiej, przyjemnej zieleni i obserwowała jak wilki latają w te i wewte z wywalonymi jęzorami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.07.14 0:36  •  Łąka - Page 4 Empty Re: Łąka
Ciepło. Promienie słońca na jego skórze delikatnie go ogrzewające. Taaak... Dobrze było być znów żywym. Dostanie się do Miasta-3 nie sprawiło Sethowi większych problemów. Mur był już dziurawy jak sito, dodatkowo jako były wojskowy wiedział jak bez przeszkód go przebyć. W obie strony. Jego pierwszym celem jaki przed sobą postawił było odnalezienie osoby która ciągle nawiedzała go w snach - Veylty. Ostatnio myślał o niej coraz więcej. Jeśli nie dowie się kim jest dla niego - czy raczej kim była - ta kobieta to chyba oszaleje. Nie niepokojony przez nikogo dostał się na teren gdzie mieszkała, jednak jej tam nie było. Ale wyprawa nie była bezowocna. Pozwoliła złapać mu trop dziewczyny. Co prawda jego nos nie mógł się równać z tymi psimi...ale wystarczył by wytropić człowieka po zapachu. A przynajmniej tego konkretnego osobnika, którego zapach dobrze znał. Z jakiegoś powodu jej przywoływał on miłe wspomnienia, były one jednak niewyraźne i Seth nic z nich nie rozumiał. Odnalazł ją na łące gdzie wybrała się na spacer z psami...
No właśnie... Perspektywa spotkania z 4 zwierzętami nie uśmiechała mu się zbytnio. Najprostszym wyjściem byłoby je pozabijać...czego nie chciał robić. Po pierwsze popsułoby to pewnie ewentualną dalszą znajomość z Vey, a po drugie... Widać było że los ciężko je dotknął. Tak jak i jego. Trzeba przyznać że dało się jednak poznać to, jak nowa właścicielka o nie dba. Może i na Setha będzie miała takie dobroczynne działanie? Dziewczyna nie widziała go, siedziała tyłem do niego a psy zajęte były...różnymi psimi rzeczami, a on leżał schowany w trawie dosyć daleko.
- No to zabawmy się nieco... - wymruczał do siebie. Wstał i wysunął z pochwy sztylet i użył mocy artefaktu żeby zmienić go w gigantyczny, dwumetrowej długości obosieczny miecz, a potem rzucił nim przed siebie. Narzędzie masowego mordu, bo tak należało teraz nazwać artefakt wirując przeszyło powietrze i wbiło się z ziemię przed Vey. Taka tam subtelna aluzja czyjejś obecności. Miecz wbił się na tyle daleko od niej że nie powinna pomyśleć że ktoś chciał ją trafić... Przy okazji może odwoła psy i go nie zastrzeli bo pomyśli sobie że jest bez broni... Gdyby psy go zaatakowały to pozostaje mu jeszcze moc.
- Hej ślicznotko! Możesz przytrzymać te swoje pieski na uwięzi? Nie mam ochoty się z nimi szarpać... - zawołał do niej głośno a potem się zaśmiał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.07.14 1:10  •  Łąka - Page 4 Empty Re: Łąka
Znudzona kobieta zanurzyła dłoń w trawie i wyrwała malutkiego białego kwiatuszka. Przez dłuższą chwilę  obracała go w palcach i wlepiała w niego nieobecny wzrok. Niby przyszła tutaj by odpocząć, jednak jej myśli prędzej czy później powracały do pracy. Miała mieć jakieś ważne spotkanie za tydzień, w sprawie kolejnego niebezpiecznego osobnika, a poza tym, S.SPEC musiało coś zrobić z Łowcami, ohydnymi szczurami które pałętały się pod miastem w tych swoich tunelach. Kiedyś tam się wychowała. Mieszkała. Teraz jednak było to dla niej obce i wręcz odrażające miejsce. Cholera, to zadziwiające jak miejsca i ludzie się zmieniają. Kiedyś była jedną z nich, a teraz jest ich śmiertelnym wrogiem. Ona podjęła swoją decyzję, oni zaś swoją, wygra najsilniejszy, a jakby na to nie patrzeć, Vey była na wygranej pozycji. Wojsko, gwardia i tysiące ludzi którzy poprą ją i S.SPECów. Na jej ustach pojawił się zadziorny uśmieszek.
- Ząb za ząb. - mruknęła pod nosem i odrzuciła od siebie kwiatka który, koniec końców, i tak jej się nie podobał. Pochyliła się w lewo i zerwała więcej zielska. Fakt, nie były najpiękniejsze, były jednak proste i delikatne. Bezmyślnie zaczęła robić wianek z roślin które miała pod ręką. Jej uwagę odwróciła szczekanie psów. Uniosła głowę i zobaczyła, że Nozomi próbuje coś złapać. Co chwile wyskakiwał w powietrze by już po chwili opaść z cichym warknięciem. Kobieta zauważyła co go tak bardzo zainteresowało - tłusta mucha. Pokręciła z rozbawieniem głową, nie spodziewając się, że psy mogą polować na takie rzeczy. Hm, a może jej burki nagle zmieniają się w koty? A kij je tam wie, dla niej mogą być nawet wiewiórkami. Nie trzymała ich dla obrony czy bezpieczeństwa, były jej maskotkami.
- Hanketsu? - spojrzała na wiekowego zwierzaka który uwalił się obok niej. Delikatnie pogłaskała go po głowie, nie zauważając, że strzyże ustami, zresztą podobnie jak cała reszta paczki.
Bum! Nagle przed nią pojawił się miecz i z głośnym szczękiem wbił się w ziemię. Na jej ciele pojawiły się ciarki. To był zły pomysł, bardzo zły pomysł! Chciała odpocząć, więc nie wzięła ze sobą ochrony, nie przypuszczała, że ktokolwiek może ją zaatakować. Upuściła wianek i odruchowo stanęła na równe nogi, szybko robiąc dwa kroki przed siebie. No hej! Kto by się spodziewał latającego się miecz na środku zadupia? Nagle usłyszała głos i z niesamowitą szybkością zwróciła się twarzą do mężczyzny.
- Nozomi. Enpashi. Shinrai. Do mnie. - psy powoli i z ostrożnością podeszły do swojej pani. Dwa pierwsze obniżyły łeb i wbiły wzrok w obcego, ostatnia suczka za to patrzyła z zaciekawieniem.
- Czego chcesz? - zapytała głośno, stając prosto. Była ważną kobietą, a więc i na taką zamierzała wyglądać. Zlustrowała go czerwonymi, niezadowolonymi ślepiami, zastanawiając się, jaki będzie jego kolejny ruch. Dosłownie na sekundę spojrzała na ciemnego wilka.  Hanketsu wyszczerzył żółte zęby. Oho. Zły znak.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.07.14 22:40  •  Łąka - Page 4 Empty Re: Łąka
Poszło lepiej niż się spodziewał. Może kobieta nie miała broni? Nawet jeśli, to jej zwierzaki były pewnie wystarczającą ochroną. Fakt że posłuchały pani i nie rzuciły się jeszcze na niego świadczył o tym że były dobrze wytresowane. Chociaż najstarszy z nich zaczął na niego warczeć... Seth nie miał teraz cierpliwości do takich pierdół. W końcu spotkał dziewczynę która najwidoczniej była jego znajomą gdy jeszcze żył. Pytanie czemu go nie poznała... Fakt - zmienił się nieco. Zapuścił nieco dłużej włosy itp. No cóż..
- Vey... Twoje imię wywołuje dziwne uczucia... Powiem wprost. Nie chcę ci zrobić krzywdy. Jestem Wymordowanym i straciłem pamięć. Jedyne co kojarzę z przeszłego życia to to, że chyba byłem żołnierzem. - Seth zerknął na warczącego psa. Jego zachowanie działało mu na nerwy. Nie chciał zabijać zwierzęcia, nawet gdyby rzuciło się na niego. Ale niech się już przymknie..
- Możesz uciszyć tego przyjemniaczka? Denerwuje mnie, a nie chcę mu zrobić nic złego... Na czym to ja...? A tak. Druga rzecz to ty. Twoje imię i wygląd. Nie wiem kim byłaś dla mnie wcześniej, ale najprawdopodobniej kimś bliskim, skoro aż tak dobrze cię zapamiętałem. Ale gdzie moje maniery... Nie przedstawiłem się jeszcze tak pięknej kobiecie...
Mężczyzna uśmiechnął się do niej łobuzersko i puścił oczko. Zerknął ukradkiem na psa. Z tego co zauważył to biedne zwierzę było ślepe.
- Fakt że nim się opiekujesz raczej dobrze o tobie świadczy... Może nie wydasz mnie wojsku...
A moje imię to...Seth.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.02.15 23:54  •  Łąka - Page 4 Empty Re: Łąka
[ Wyjście z dojo ]
//Wątek uznaję za niebyły, nie mam się gdzie podziać to lecę tutaj w oczekiwaniu na innych graczy tudzież LOS//

Pogrążony we własnych myślach ruszyłem przed siebie. Chwilę mi zajęło ogarnięcie, że minąłem blokowisko i o tak późnej porze jeszcze szwendam się po dworze.
Po ćmoku, jak to się mówi. A godzina była wyjątkowo późna, za to niebo dziś przepiękne. Mógłbym w nie patrzeć godzinami.
Uzbrojony w bokken, choć w zasadzie ten był zabezpieczony przed dobyciem podczas moich podróży, przechadzałem się doceniając te ostatki piękna... Tylko natura zdawała się być taka jak kiedyś, taka jak za minionych lat.
Westchnąłem głośno i przysiadłem na trawie. Chwilę później zmieniłem położenie by móc oglądać niebo. Leżałem dość wygodnie i rozmyślałem nad sensem swojego istnienia.
Kim jestem? Dokąd zmierzam? Ostatnio zadaję sobie te pytania w różnych sytuacjach...
- Ekhe... khe... - Błyskawicznie poderwałem się do pozycji siedzącej. Ręką przysłoniłem usta. Znów pociemniało mi przed oczami, cholera jasna...
Ciepła ciecz zabarw dłoń. Kaszel minął dość szybko. Następne po nim były zawroty głowy... Przesadziłem dziś, zdecydowanie przesadziłem.
Na chwilę zacisnąłem powieki i złapałem się za skronie, próbując znaleźć ten punkt, o którym mówił Sensei, odpowiedni ucisk powinien pozbyć się tego potwornego bólu głowy.
Chyba lepiej wrócić do domu... Robi się chłodno, choć to może tylko mi będzie jeśli szybko nie opanuję własnego organizmu.
- Cholera... - Warknąłem na siebie podrywając się z ziemi. Ból... Ustał, jak zwykle, gdy zmieniam decyzje i postanawiam być w bezpiecznym miejscu.
Tak więc postanowiłem zrobić sobie miały spacer i powoli kierować się do mieszkania. Na razie jest dobrze... Rozsądek podpowiadał co innego ale w tej sprawie akurat go nie słucham, przyzwyczaiłem się już do ataków i umiem z nimi żyć, choć nie jest to takie łatwe jak myślałem na początku...
Oddychałem nocnym powietrzem i próbowałem poukładać sobie w głowie cele na następny dzień... Przede wszystkim iść do restauracji. Akaoni-san wziął wolne więc część jego obowiązków spadła na mnie. Znów porobię trochę na kuchni. (W sumie dawno nie miałem okazji...) Później wypada umówić się na wizytę u kardiologa, żeby sprawdzić czy nadal nie można nic zrobić z moim sercem. Dalej? Odkupić worek treningowy...
No i zająć się promocją dojo. Ostatnio mniej osób przychodzi na zajęcia. Nie jest to tragiczna różnica, ale "minus pięć" osób już widać na macie.
Westchnąłem głęboko i ruszyłem do domu.

[ Sousuke idzie w kierunku domu ]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.02.15 8:37  •  Łąka - Page 4 Empty Re: Łąka
Po opuszczeniu mieszkania najemniczki, Ren swoje kroki pokierowała w miejsce będące jak najdalej od ludzi. Jak na człowieka aspołecznego miała już wystarczająco dość wrażeń. Teraz trzeba było odpocząć od kontaktów międzyludzkich i wgłębić się nieco w bardziej mentalny świat zmysłów i gestów. Świat ciszy.
Zaczęło się od znalezienia kija przez albinosa i ganianie z nim po całej połaci. Młody czekoladowy labrador biegał w kółko za silniejszym husky, czując jego dominację i siłę w tym duecie. Na nic zdawało się wyrywanie gałęzi ze szczęk Rayu i oddawanie jej szczeniakowi, kiedy albinos ciągle zabierał Olivierowi zabawkę. Przynajmniej obydwa czworonogi zachłysnęły się dość obficie świeżym powietrzem i pełnowartościową dawką ruchu. Powinno starczyć im to co najmniej do jutra. Jeszcze ze dwa razy wyjdą załatwić swoje potrzeby i koniec wrażeń na dzisiaj.
Tak też się stało. Po południu wyszła z obydwoma psami na spacer, po drodze wstępując do koleżanki z klasy po notatki, by skserować je na mieście. Dziewczyna miała nie lada ubaw, widząc wciąż pomarańczowogłową Ren. Ta na szczęście nie zraziła się tym jak wczoraj i dość ciepło przyjęła komplementy skierowane pod swoją osobę. Później odniosła oryginały prawowitej właścicielce i poszła przeglądać materiał w domu.
Późno pod wieczór po raz trzeci wyszła z pupilami.
Następnego dnia poszła do szkoły. Z obandażowaną ręką i pomarańczową twarzą. Nauczyciele nie przyjęli nastolatki jakoś ciepło, jak zawsze to robili. Ich wzrok zdradzał wszystko, skupiając niewidzialne laserowe wiązki na obandażowanej kurczowo łapce. Nie było sensu kłamać, to też zaraz Ren wpadła pod skrzydła nie tylko szkolnej higienistki, ale i lekarza dyżurnego w szpitalu.
Nie obyło się bez czczego gadania o tym, jaką głupotą jest samookaleczenie, i głupiego komentarzu o nadzwyczajnym makijażu. Jakby sama sobie wylała jodynę na twarz.
Na miejscu otrzymała solidną pomoc i zalecenia, oraz kolejną receptę do kolekcji, by wykupiła sobie żelazo. Tak też zrobiła.
Zaległości miała co nie miara. Była załamana ilością przedmiotów do nauki i nadrobienia. Przez całe popołudnie grzecznie siedziała przed książkami, zmagając się ze znudzeniem i niepowstrzymaną chęcią oderwania się od nudnego zakuwania i utonięcia w słuchaniu muzyki, gierkach, telewizorze czy rysunku. Ale nie. Zaparła się i przepisywała wszystko. Wykonywała notatki i obkleiła karteczkami pół salonu.
W nocy w łóżku roiło jej się od wszelakich wzorów i pojęć. Zmagając się z bezsennością powtarzała sobie raz po raz jeszcze ich znaczenie, aż w końcu i to ją znudziło i zmęczyło.
Na odrabianiu zaległości i systematycznej nauce spędziła dwa tygodnie. Modliła się o następny miesiąc, byle jak najbliżej świąt, wakacji i odpoczynku. Odliczała dni, weekendy, tygodnie. Jodyna już dawno zdążyła zejść bez użycia pumeksu. Ręka też z dnia na dzień była w coraz lepszym stanie. Wprawdzie zostały jeszcze te silniejsze blizny, ale wykonywanie codziennych obowiązków nie było już problemem.

<-- -->
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Łąka - Page 4 Empty Re: Łąka
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach