Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Pisanie 06.12.15 10:52  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 5 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Pozostawiony sam sobie, leżąc jako jedna z kup liści spadających na jesień Hex w końcu miał okazję do odpoczynku od skutków swojej mocy. Ciężki oddech lekko podwiewał liście obok jego twarzy. Czuł nieznośny, pulsujący ból głowy, od którego prawie chciał się zgiąć w pół. Czasem lubi to uczucie, bólu - wie wtedy że żyje i ma się dobrze - ale nie w takich sytuacjach. Teraz chciał odpocząć, przykryty kołderką z liści, skryty przed wzrokiem innych, ale już po chwili zaczęło się to robić dość nieprzyjemne. Ziemia jest w porządku, ale kurde! Zimna jest!
Dlatego też, po kilku minutach od chwili padnięcia na glebę wzniósł się, podsuwając do jednego z drzew i przysiadając pod nim. Dalej z kapturem na głowie, oblebiony liśćmi i błotem, z obolałą głową i poczuciem bycia obserwowanym nie chciał się zbytnio ruszyć ze swojego miejsca. Musi jakoś sobie poprawić humor, zapomnieć o swoim bólu.
Hmm...
Coś jeszcze? Uniósł dłonie by zerknąć ku nim. Były dość nieźle zdarte, prawie do krwi. Uśmiechną się pod nosem, wiedząc już co będzie pasować do poprawy nastroju.
Kolejna piosenka! To bardzo dobry plan! Z tą myślą wydobył z kieszeni mp3 i wsuną słuchawkę do prawego ucha, przez chwilę dobierając sobie właściwy utwór. Szybko jednak znalazł właściwy.
I zrobił to, co wepchnęło go wcześniej w obszar podejrzliwości wojskowych, czyli rozpoczął nucenie. Kiwał się powoli i lekko na boki, z uśmiechem na twarzy, pomimo okoliczności.
W końcu żyje, prawda? I czuje to. Więc nie ma co się martwić swoim stanem. Minie. By dopasować głos do utworu, zmienił swoją tonację na zdecydowanie niższą, i począł cicho nucić.
- One, two, three, four, to the floor~
I give blood for blood, but you want more~
One, two, three, four, to the floor~
I give blood for blood, not more~

Pasujące do tego faktu było to, że podczas nucenia patrzył na swoje obdarte dłonie, powstrzymując się resztkami silnej woli od zdarcia z nich skóry własnoręcznie i spicia krwi, którą wcześniej musiał wylać by wykorzystać do walki Ex'a. W końcu przytknął poszarpane ręce do twarzy, chcąc sobie nimi zasłonić oczy, i kontynuował dalsze nucenie, z majączącym na twarzy wyrazie troszkę niestandardowego uśmiechu.
- Until the end of night, I will always be your whore~
Until the sun goes down, I give blood for blood, not more~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.12.15 18:07  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 5 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Spacerek jak spacerek. Zupełnie zwykły, konwencjonalny, niczym nie odbiegający od normy. Nawet szła grzecznie wyznaczonymi ścieżynkami, jak przystało na panienkę z dobrego domu. Niestety, wędrowanie bez żadnego towarzystwa było trochę nużące. Przypomniało jej się, jak w M-1 całą paczką znajomych każdego dnia po szkole szwendali się razem aż do zapadnięcia zmroku. Niektórzy za takie zachowanie zbierali w domu burę, ale Ver wszystko zawsze uchodziło na sucho. Mogła odrabiać lekcje nawet rano przed wyjściem do szkoły, ale spokojnie ze wszystkim nadążała. Zresztą, nikogo w domu nie obchodziły jej stopnie. Przynajmniej tak jej się zdawało, może gdyby nagle się pogorszyły w końcu zwrócono by na nie jakąś uwagę. Sama nie przykładała do tego większej wagi, skoro wiedza sama wchodziła jej do głowy - wystarczyło uważać na lekcji, odrobić zadania i przeczytać notatki przed pójściem spać.
Tutaj nie było inaczej pod względem nauki, ale z nieco innych powodów. Choć z rówieśnikami ze szkoły dość szybko załapała dobry kontakt, to nie spędzała już całego popołudnia w ich gronie. Powiedzmy, że miała nieco inne zadanie na głowie, ale o tym to kiedy indziej. Fakt faktem, dopóki było wiadomo gdzie jest i kiedy wróci - o przyzwoitej porze, oczywiście - to opiekunowie z domu dziecka też raczej dawali jej wolną rękę. W końcu nie miała lat sześciu, a szesnaście i można by już ją uznać za wystarczająco odpowiedzialną, by nie potrzebowała niańki na pełen etat.
Gdy uznała, że poziom nudy na tym spacerze jest już wystarczająco wysoki, postanowiła skierować się do swojego tymczasowego miejsca zamieszkania. Prędzej czy później i tak musiała się tam znaleźć, a czy będzie się nudzić tam czy tutaj, nie miało to większego znaczenia. Stąd też wybrała ścieżkę prowadzącą w odpowiednim kierunku jak najprostszą trasą, by nie przedłużać bez potrzeby swojego pobytu na świeżym powietrzu. W pewnym momencie jej uwagę zwrócił cichy dźwięk, który dobiegał gdzieś z boku, a nie bezpośrednio ze ścieżki. Nie zatrzymała się, ale zaczęła spoglądać na boki w poszukiwaniu źródła owej melodii. Wokół widziała tylko kupki kolorowych liści, czasem burą ziemię gdzieś pomiędzy nimi. Co ciekawe, jako rodowita Amerykanka rozumiała słowa piosenki i wydawały jej się dziwnie znajome. Czy to przypadkiem nie był jeden z tych kawałków, jakich lubił słuchać King. Tak, chłopak naprawdę miał tak na imię! Kilkanaście lat temu w M-1 musiała zapanować ogromna moda na imiona pochodzące od rzeczowników pospolitych. W klasie mieli całkiem sporo takich przypadków, a na pewno jeszcze więcej było ich w całej szkole.
Ścieżka, liście, drzewa, liście, pożółkła trawa, ścieżka, ludzka głowa, drzewa, goła ziemia, liście, krzewy, ścieżka... moment, ludzka głowa?
Zatrzymała się gwałtownie i obróciła w kierunku, gdzie pod jednym z drzew siedziała bliżej nieokreślona postać. Dla Verity był to widok tak niespodziewany, że właściwie ją zamurowało. Nie powiedziała ani słowa, tylko gapiła się na owego osobnika szeroko otwartymi oczami. Co on tu u licha robi w tych liściach?
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.12.15 20:13  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 5 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Nie był świadom, że ktoś zainteresował się jego małym pokazem wokalnym. Kiedyś był lepszy, serio, ale od dość dawna nie śpiewał na poważnie, przez co to nucenie nie zawsze dobrze mu wychodziło. Niemniej, gdy Verity zaszła do niego, Hex już od krótkiej chwili śpiewał kolejny utwór, z zamkniętymi oczyma, powoli do nuconego rytmu kiwając się z boku na bok.
- There's a devil waiting outside your door~
There's a devil waiting outside your door~
It is bucking and braying and pawing at the floor~
And he's howling with pain and crawling up the walls~
There's a devil waiting outside your door~
And he's weak with evil and broken by the world~
And he's shouting your na-... Och, od dawna mnie słuchasz?
- Spytał z nieukrywaną ciekawością, gdy uchylając oczy, ujrzał widownię pod postacią zielonowłosej osóbki. Awwww, czyli ktoś lubi mieć zielone włosy jak on? Yaaay! Nie jest taki sam jednak. Uznając że trochę niegrzecznie jest trzymać kaptur na głowie ściągną go, ukazując swoje bijące po oczach, z lekka neonowe kłaki. Sięgnął również za koszulę (jaką oczywiście rozsunął), wydobywając kapelusz jaki umieścił na swojej głowie. Zasunął ją, by nie gorszyć widocznie nie dojrzałej Panienki, posyłając jej szeroki, pogodny uśmiech.
- Kiedyś radziłem sobie lepiej, jak myślisz jednakowoż, dało się słuchać? - Uniósł ramiona, przeciągając się z cichym westchnięciem. Kilka kości strzeliło gdy zostało nagle ruszone po tak długim zastaniu, a ramiona po chwili powędrowały na specjalnie dla nich uniesione, lewe kolano, na jakim się ułożyły, lekko kiwając na boki do rytmu "Lovermana".
- Po twojej minie wnioskuje że jednak nie byłem tak dobry. Ech, cóż, starzeję się. - Pociągną kapelusz bardziej ku czole, zakrywając rondem oczy, choć wciąż na jego ustach tkwił ten sam szeroki, pogodny uśmiech. Nie tracił go ani na moment.
W końcu miał powody do radości. Przeżył, prawda? I jeszcze ktoś go tu znalazł, i nie chce go zabić ani wydać żołnierzom. Jeszcze, ale bądźmy optymistyczni. No come on, trochę optymizmu! Damy radę!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.12.15 20:41  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 5 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Właściwie to zainteresowała się nie tyle samym występem śpiewaczym, co faktem, że jakiś nieznajomy leży w błocie pośrodku parku jak gdyby nigdy nic...
... i jeszcze kurna śpiewa.
Oni w tej Japonii muszą mieć naprawdę nierówno pod sufitem, skoro zdarzają się tak niesamowite rzeczy. Po znajomym z obsesją czystości nie spodziewała się już więcej ekscesów, jako że miała M-3 za porządne, cywilizowane miejsce. O jakże się myliła! Co lepsze, ów dziwaczny osobnik nawet jej nie zauważył, choć już od dłuższej chwili stała nieruchomo na ścieżce i gapiła się jak głupia, przysłuchując się tym samym piosence. Az głupio byłoby przerywać, jeżeli już wpadłaby na taki pomysł. Tak naprawdę to nie była pewna, czy wdawanie się w rozmowę z nieznajomym było dobrym pomysłem, szczególnie że wyglądał dość podejrzanie, a ona była tylko samotną dziewuszką wracającą do swojego tymczasowego domu. A co jeżeli to jakiś wariat? Co jak co, ale z psycholami, a przynajmniej jednym, miała już w życiu do czynienia i naprawdę nie widziała jej się powtórka z rozrywki. Ale może jednak nie będzie tak źle? Gdy mężczyzna już przerwał swoje śpiewy i się odezwał, wydawał się nie być już aż tak nienormalny. Może po prostu taki miał zwyczaj? Może po prostu w tym kraju leżenie w liściach i wykonywanie minirecitalu jest całkowicie normalne i to Ver jest jakaś dziwna? Wszystko było możliwe.
Właściwie to na początku nawet nie odpowiedziała na wszystkie zadane jej pytania i wypowiedziane kwestie, jedynie stojąc sztywno i mrugając od czasu do czasu. Wpatrywała się tylko w twarz zielonowłosego osobnika, nawet nie zwracając większej uwagi na to, co ze sobą obecnie wyczyniał. W końcu jednak musiała się jakoś z tego otrząsnąć.
- Nie, tylko chwilę. W sumie nie idzie ci źle, ale... - zacięła się na chwilę, mrużąc oczy i przekrzywiając głowę. Zastanawiała się, jak swoją wątpliwość ubrać w słowa. Pierwsza myśl okazała się najlepsza - prosto z mostu.
- ... po kiego siedzisz w tym błocie? - No, to o ile odpowie, tę kwestię będą mieć za sobą. Po co utrudniać sobie życie jakimiś zawiłościami, które zawsze generują nieporozumienia, jeżeli można zapytać wprost?
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.12.15 23:21  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 5 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
O rajciu, dlaczego za każdym razem musi się to kończyć w taki sposób?
Wnętrze dłoni lekko mierzwiło rozwiane już i tak włosy, był to nerwowy tik i najpewniej wykonywany nieświadomie. Każdy kosmyk trafiał pod palce i zmieniał swoje położenie tworząc fantazyjne układy rodem z abstrakcyjnych obrazów. Reszta ciała była raczej nudna. Schludne ciuchy leżały płasko na proporcjonalnie zbudowanym ciele. Był nieco za chudy, by móc nazywać go 'przystojnym' ale niewątpliwe sama twarz jak i cała reszta posiadały specyficzny urok. Wyglądał na zagubionego chłopca, pomijając kwestie realnego wieku jak i samego położenia Sato, na jego widok właśnie taki przymiotnik przychodził do głowy.
Zupełnie inną sprawą było to, że z której strony by nie spojrzeć, zgubił się. Urodzony i wychowany w tym mieście, pasjonat długich spacerów i przyglądania się mapom miasta znajdujących się w poczekalni u lekarza, a jednak gdy przyszło mu udać się kawałek poza bezpieczną strefę, nogi nagle wędrowały w mało znane miejsca, krajobraz się zmieniał i okazywało się, że nie jest tak łatwo wrócić.
Telefon znajdujący się w czarnej torbie przerzuconej przez ramię nie został jeszcze wyjęty z dwóch powodów. Pierwszym była duma. Nie było go zaledwie kilka godzin poza domem, więc płaczliwe wołanie o pomoc odpadało. Po drugie, swoim problemem mógłby sprawić problemy innym. To było chyba w tym wszystkim najgorsze. Narzucanie się i zawracanie głowy innym brzmiały w jego głowie niczym mur nie do przeskoczenia. W zakłopotaniu i lekkim strachu ogarniającym powoli wszystkie członki ciała przeskakiwał z nogi na nogę pokonując kolejne metry, nie wiedząc nawet, czy zbliża go to do jakiegoś punktu odniesienia, czy wręcz przeciwnie – oddala.
Ostatnią nadzieją na ten moment było napotkanie innej żywej duszy. Nie było w końcu ani tak późno, ani tak zimno. Jeżeli chodzi o ludzi obcych, pytanie ich o pomoc wydawało się dużo mniej problematyczne.
W pierwszej chwili pomylił ich z choinkami. Drzew było tu pod dostatkiem, nie wnikał w ich gatunki i nazwy, nie przyglądał się zanadto, bo były wyłącznie drzewami. Kolejna zielona rzecz nie wyróżniała się niczym szczególnym, a przynajmniej do czasu, aż zaczęła się nagle poruszać, a następnie mówić, śpiewać, śmiać się...
Ludzie, ludzie, żywi ludzie...
Malutka łezka zakręciła się w kącikach oczu Mutsu, kiedy zdał sobie sprawę, że jego myślenie życzeniowe jednak przyniosło jakieś skutki i teraz, zakładając że nie trafi na zapijaczonych zbirów, będzie mógł ustalić swoje położenie.
- Prze-przepraszam? Czy moglibyście wskazać mi drog... drog... dr... - nie skończył. Słowa utkwiły mu w ustach, teraz lekko rozwartych ze zdziwienia i zmieszania. W ciągu tych kilku chwil przebył lekkim truchtem dzielącą go od tamtej dwójki odległość, radośnie wykrzykiwał swoje pytanie, a teraz zastanawiał się, czy nie powinien zrobić taktycznego odwrotu, zanim zostanie zauważony.
Nie chodziło o to, że ogarną go nagły wstyd, wszystko jednak wskazywało na to, że dostał się w środek niezwykle dziwniej sytuacji i odczuł, że ta dwójka raczej nie chciałaby mieć świadków swojej dziwnej zapewne konwersacji. Nie słyszał o czym mówili, ale jego umysł sam mógł sobie dopowiedzieć. Z resztą, nie miał pewności, czy obłocony mężczyzna nie jest czasem pijany. Nie lubił ludzi nadużywających alkoholu.
Walczyły w nim dwie osobowości. Jedna mówiła, że powinien zapytać ich, czy sami nie potrzebują pomocy, chociaż nie miałby im nic do zaoferowania, a druga kazała mu ulotnić się w możliwe najcichszy sposób.
- Czy potrzebna państwu jakaś pomoc? - Zapytał, ale jednocześnie zrobił pół obrotu i majacząc pod nosem z lekkim dygodem zmienił natychmiast zdanie i chciał zwiać. - Przepraszamżeprzeszkodziłemmniejużtuniema.... nie ma...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.12.15 10:55  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 5 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Ej no, on nie był znowu pośrodku parku! Wypraszam sobie! Był na jego obrzeżach, skryty między drzewami. To raczej panienka jaka go odwiedziła zeszła z utartego szlaku, ciągnięta przez ciekawość. A jak wiadomo, ciekawość to pierwszy stopień do piekła-aaaaale stop! Nie dziś! Dzisiaj Hex jest pacyfistą. Do bólu kości.
I spokojnie, ekscesy Hexa to nic strasznego jeszcze. Zwyczajnie się relaksował po tym całym zajściu z patrolem. No kurde, powinien mieć zezwolenie by tu wejść i nauczać o Ao, a nie go chcieli zapuszkować za, właściwie za co? Za fakt że przyszedł z Desperacji? Nie ma w sobie nawet uncji wirusa którego się tak boją, i nie miał czym zarażać innych. No, może jedynie swoim entuzjazmem i wiarą w Ao, ale chwilowo nawet do nauk stracił chęci. Chciał się zrelaksować, pośpiewać sobie, i może pogadać z kimś obcym? Lubił obce osoby, nie wiedzą nic o nim, więc może z nimi luźno porozmawiać, bez obaw o ocenę na podstawie pryzmatu opinii innych. I jeszcze jego towarzyszka ma zielone włosy jak on! Jak tu nie być zadowolonym z takiego zbiegu sytuacji!? No właśnie nie wiem. Hex jest.
Odwzajemniał spojrzenie Verity, choć ze swojej strony nie był tak zdziwiony. Oczekiwał odpowiedzi, nic więcej. Zrelaksowany, w błocie i liściach, siedział sobie wygodnie i oczekiwał aż w końcu usłyszy jakiś głos. Koniec końców wszak nie wie, jak jej głos brzmi, prawda?
O, usłyszał go w końcu. Jego uśmiech delikatnie się poszerzył, nie mógł się nie poszerzyć. Miała naprawdę ładny, miękki głos, przyjemny w odbiorze. Dlatego skorzystał z krótkiego zacięcia, wcinając się w wypowiedź.
- Masz bardzo ładny głos, Panienko. - Kiwnął energicznie głową potwierdzając własną myśl, oczekując już jej kolejnych słów.
I w sumie chciał na nie od razu odpowiedzieć, ale przerwała mu wizyta kolejnej osoby. Och, czyżby jego głos ściągał tłumy? Może powinien zatrudnić kogoś do sprzedaży biletów, skoro już takie tłumy zaczynają ściągać.
Tak, dwoje to para, ale jest ich już tu troje, więc jest tłum. Cicho tam być w tle!
Jego sposób mowy aż rozmiękczał serce Hexowi. Taki uroczy, strachliwy, nie był zdolny do wypowiedzenia się właściwie i w praktyce już po chwili chciał uciekaaaać. Nie no, zostań, czego się boisz? Hexior nie jest zły.
- Spokojnie, w niczym nie przeszkodziłeś, Paniczyku. Przyznam szczerze że jeśli znasz jakiś sposób na pozbycie się tego błota i liści z ubrania, oprócz wskoczenia do lodowatego jeziora lub przejścia przez pół miasta do najbliższej pralni to byłbym chętny go wysłuchać. - Stwierdził, uznając że już się nasiedział na ziemi i można się podnieść do pionu. Dlatego też, opierając najpierw dłonie o ziemię i podciągając nogi, wyskoczył do góry, stając na równych nogach i przeciągając się z rozkosznym westchnięciem zadowolenia. Och, jeny, jeny, jeny. Jak dobrze jest tak się przeciągnąć, mmmmm.
- Co do tego czemu tu siedzę, szczerze powiedziawszy sam nie wiem. Chciałem ukoić swoje nerwy po dość problematycznej sytuacji, dlatego więc uznałem że posiedzę sobie gdzieś na uboczu i ponucę. To zawsze mnie uspokaja. Niemniej, pierwsza zasada uprzejmości wymaga, by się przedstawić. Podałbym dłoń, ale w takim stanie nie chcę was brudzić. - Ściągnął kapelusz z głowy i skłonił się, z pogodnym uśmiechem wciąż wymalowanym na obliczu, po czym wyprostował głowę. Cóż, i patrzył na oboje nieco z góry bez możliwości wyboru wzrostu.
- Hex, miło mi poznać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.12.15 21:02  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 5 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Początkowo nie zwróciła większej uwagi na wtrącenie nieznajomego, gdyż w tej dokładnie chwili zastanawiała się nad swoją własną wypowiedzią. Gdy jednak padła już ona w całości, mogła wrócić pamięcią do wcześniejszego komentarza. Co prawda zdarzało jej się słyszeć komplementy w swoją stronę i nie czuła się z nimi nigdy nazbyt niezręcznie, to jednak teraz taka odzywka trochę zbiła ją z tropu - nie ze względu na swój charakter, ale raczej zaistniałą sytuację. Nie mogła się potencjalnie spodziewać, że jakiś leżący w liściach dziwak (może nawet menel?) nagle zaszczyci ją miłym słowem. Choć, oczywiście, cieszył ją pozytywny odbiór. Nie ma to jak robić sobie dobrą opinię w nowym miejscu już na samym wstępie!
- Hm, dziękuję - odpowiedziała więc, nie chcąc być osobą nieuprzejmą. Uśmiechnęła się przy tym nieznacznie, wciąż zdominowana przez uczucie zdziwienia. Zresztą, zapewne każdy na jej miejscu byłby równie mocno skonfundowany tym jakże nietypowym spotkaniem. Było widać już na pierwszy rzut oka, że w bardzo wielu aspektach się różnią, a jednocześnie gust fryzjerski z pewnością mieli ten sam! Taki ciekawy zbieg okoliczności, że zarówno jedno jak i drugie miało zielone włosy, przez co perfekcyjnie komponowali się z pozbawionym już tej barwy krajobrazem parku.
Odwróciła się gwałtownie w kierunku nowego głosu i gdzieś w głębi serca odczuła swego rodzaju ulgę, że kolejny nieznajomy już nie para się przebieraniem za ziemnego golema. Chyba.
- Spokojnie, chłopie - wtrąciła, gdy temu nawet nie udało się wypowiedzieć swojej prośby. Z początku wypowiedzi wywnioskowała, że próbował gdzieś trafić i zgubił drogę, ale niestety tymczasowo wszystkie te rozmowy się ze sobą wymieszały. W jednej chwili usłyszała jąkanie jasnowłosego, wyjaśnienia brudasa, później krótką formułkę zapoznawczą i ostatecznie swój własny głos.
- Verity - rzuciła tylko, nie kłopocząc się grzecznościowymi zwrotami. Czy miło jej było poznać? To się dopiero okaże po nieco dłuższej znajomości, bo na razie nie była w stanie tego ocenić; nie miała w zwyczaju rzucać nic nie znaczącymi frazesami, chyba że w ramach żartów. Jakoś tego dnia chyba nie miała nastroju na zgrywanie dowcipnej.
- Trzeba ci z czymś pomóc? Nie znam całego miasta, ale może akurat wiem o jakie miejsce ci chodzi... o ile mi powiesz gdzie chcesz iść - zwróciła się znów do najświeższego gościa parku, starając się wyglądać możliwie jak najłagodniej. Nie chciała, żeby wydało mu się, że teraz dziewczyna zamierza go w jakiś sposób atakować. Po prostu chciała pomóc i nie miała w planach pierniczyć się pół popołudnia z wydobywaniem z chłopa informacji. Ot, tyle.
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.12.15 23:56  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 5 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Musiał szybko zorientować się w sytuacji, żeby nie pozostać jeszcze bardziej w tyle, niż był na ten moment. Najwyraźniej miasto ewoluowało jeszcze szybciej, niż mu się wydawało i brak aktywnego uczestniczenia w jego życiu wiązał się z natychmiastowym zostaniem zaskoczonym przy pierwszym możliwym wyjściu z domu. Może zielone włosy to nowa moda, a taplanie się w ziemi wcale nie wiąże się z nadużywaniem alkoholu? Do tego to dziwne wrażenie, że ta dwójka też wcale nie jest sobie nawzajem znana.
- Paniczyku? - zapytał zupełnie zdezorientowany wyciągając jednocześnie otwarte dłonie przed siebie, jakby negując tym gestem nieporozumienia. Cóż to za staromodne określenie i właściwie nawet nie wiedział, czy użyte w taki sposób jest dla niego obraźliwe, czy wręcz przeciwnie. - To chyba jakieś nieporozumienie... Ja... chciałem tylko zapytać o drogę powrotną do miasta, trochę się pogubiłem.
Wolna dłoń szybko powędrowała za głowę, by z lekko ukoić nerwy związane z pytaniem przypadkowych osób o pomoc i przede wszystkim, z przyznaniem się do własnej nierozwagi. Do tego jakaś nastolatka wyjechała do niego z tekstem: „Spokojnie, chłopie”. Może i wyglądał na młodszego niż był w rzeczywistości, ale nadal czuł się w wyższości przez lekka przewagę we wzroście. Za czasów szkoły nie był szczególnie wyrośnięty, przekoczował te kilka lat będąc jednym z tych chłopaków, którzy postanowili nagle wyrosnąć w ciągu jednych wakacji, a wcześniej cieszyli się opinią chuderlaczków do bicia.
Nie czuł się najpewniej, szczególnie gdy sytuacja nie należała do normalnych, a on do tego jakimś cudem został wplątany w tę dziwną wymianę zdań. Zaproponował swoją pomoc ze zwykłej uprzejmości, ale kiedy okazało się, że mężczyzna uznał to za faktyczny objaw chęci udzielenia takiej, Sato znowu został złapany w sidła podenerwowania.
- Ah, to błoto, tak... - zsunął torbę z ramienia i przykucną przy niej jednocześnie wsuwając obie dłonie do wnętrza. Grzebał kilka sekund chaotycznie przerzucając wszystkie znajdujące się w środku przedmioty, aż natrafił na materiałową chusteczkę. Tylko tyle mógł zrobić dla obcego. Nie nosił perwolu w środku, jak to widywano na reklamach, pewnie dlatego, że nie był kobietą na imprezie, tylko zagubionym facetem wśród drzew. Wyciągnął więc dłoń przed siebie, w kierunku ubrudzonego nieznajomego. - Przepraszam, mam tylko to.
Dalej zrobiło się jeszcze dziwniej. Czy on także został wplątany w to przedstawianie się? Chyba nie było takiej potrzeby. Chciał tu zostać tylko kilka chwil dowiedzieć się jak trafi ponownie w znajomej strony i tam właśnie się udać. Z przyzwyczajenia jednak, kiedy ktoś się już przedstawiał, jemu też wypadało i nieważne, czy w tym momencie zabrzmiał dziwnie, z jego ust padły oba człony miana, z którym żył już tych kilka lat.
- Sato Mutsuki. I właściwie... chciałbym trafić tylko w okolice jakichś budowli. Dalej powinienem trafić bez problemu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.12.15 9:05  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 5 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Czy tylko Hex nie czuł się dziwnie w tej sytuacji? Nie miał problemu, niepewności czy nie był zdziwiony, i mówił jak normalnie by mówił? Chyba tak. Panienka wydawała się zdziwiona, a chłopak wyraźnie zmieszany i wstrząśnięty, bez lodu. Znaczy, ok, może i moda "na błotnego golema" nie jest tak spopularyzowana, ale hej! Nikt nie powie że nie wygląda oryginalnie, prawda?
I jaki znowu menel, wypraszam sobie! Czy menel miałby takie ładne, zielone włosy? Czy menel miałby takie piękne, złote oczka? Czy menel byłby taki miły i uprzejmy?
Pewnie i by był, ale shhhhh. Szata czyni człowieka, a że jego szata jest w tej chwili o kant tyłka stłuc, to jednakowoż pierwsze wrażenie padnie po drodze. No nic, jedyne co zostało to próbować naprawić to pierwsze wrażenie i jakoś się zaznajomić.
Byleby nie zachciało im się wzywać Wojska. Nie ma w planie znowu się użerać z niebieskimi. Proszę? Dziękuję.
Kiwnął jeszcze raz głową na jej podziękowanie, wciąż nie ściągając z twarzy pogodnego uśmiechu. O ile u nich twarze wyrażały zmieszanie, zdziwienie, czy zwyczajne wrażenie "wtf is happening here", tak Hex ani na moment nie czuł się dziwnie. Tak, wspominałem o tym, ale warto to jeszcze raz wspomnieć. Miał wrażenie że to miasto i jego mieszkańcy widzieli już dziwne rzeczy.
ALE NIKT NIE BYŁ GOTOWY NA NIEGO!
Wyłapując co chłopak chciał się dowiedzieć, czyli kierunki i drogę powrotną do miasta, wydał z siebie krótki, zamyślony pomruk, po czym jednakowoż zareagował i odpowiedział dość prędko.
- Widzisz tą ścianę? Załóżmy że to zachód. - Wskazał gestem dłoni na mur okalający miasto. - Jeśli to jest zachodnia granica miasta, to korzystając z logiki, kierowanie się w drugą stronę, czyli zachód, zaprowadzi cię do wnętrza miasta. - Miał nadzieje że jego wytłumaczenie jest dość logiczne. Sam bywał tu rzadko i pewnie też by się zgubił, ale to podstawowe poczucie kierunku i logicznego ruchu w nim pozostało. Wszak skoro to są obrzeża, to kierując się w stronę przeciwną do obrzeży dotrze się do centrum, prawda? A w centrum są już chyba jakieś budynki i, ehm, rzeczy. Tak, chyba tak.
W sumie nie spodziewał się cudów ze strony chłopaka, acz został pozytywnie zaskoczony choćby tą materiałową chusteczką jaką otrzymał. Przyjął ją z uśmiechem, pochylając głowę.
- Nie szkodzi, to też wystarczy. Dziękuję. - Po przyjęciu chustki i przedstawieniu się, zrobił coś, czego pewnie żadne z nich się nie spodziewało.
Rozebrał się. No, z bluzy, ona była najbardziej upaskudzona błotem, dlatego rozsunął suwak i wyjął najpierw prawe ramię z rękawa (lewą ręką trzymając chustę), po czym przeniósł chustę z dłoni do dłoni i wydobył drugie ramię. Następnie zawiesił bluzę za kaptur na jednej z - w miarę solidnych gałęzi i począł ścierać z niej błoto i liście. Była brudna głównie z przodu, podobnie jak i spodnie, a błoto jeszcze nie zdążyło zaschnąć, więc powinien jakoś to ogarnąć.
I tym sposobem oboje mieli okazje podziwiać jego plecy, tatuaż przynależności do Ao, a także i pobliźnione ramiona i klatkę piersiową, a także jak pogwizduje jakąś wesołą melodię podczas czyszczenia ciuchów. Ale shhhh, shhh. Spokojnie. Uwinął się jednakowoż dość prędko, jeszcze po drodze rozwiązując szalik i jego również w miarę możliwości czyszcząc z błota. Gdy więc skończył, zwrócił się ponownie przodem do nich, ubierając ciuchy w znacznie lepszym stanie niż minutę czy dwie temu.
- Skoro już zatrzymaliście się na moment, słyszeliście może o Kościele Nowej Wiary? - Spytał, wiążąc szal wokół szyi ponownie. Nie był już tak jadowicie zielony niestety, a szkoda.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.12.15 19:36  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 5 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Nie należy zapominać, że zielonowłosa dziewuszka była wychowywana w warunkach zupełnie innych niż japońska kultura dobrych manier. Choć w obecnych czasach niektóre tendencje narodowe zdążyły zaniknąć, to jednak amerykański pociąg ku wolności i otwartości przetrwał w zachowaniu ludzi zamieszkujących tereny Ameryki Północnej. Nawet pod dyktatorskimi rządami obywatele M-1 pozostali przeciwnikami ucisku, tylko już teraz nie politycznego, a społecznego. To, że obaj nieznajomi mogli być starsi, nie robiło na Verity zbyt wielkiego wrażenia. Nie byli jej nauczycielami czy opiekunami, więc nie czuła się zobowiązana do jakichkolwiek oficjalnych powitań i zwrotów. Jeżeli coś im się nie spodoba, przecież zawsze mogą wyrazić swoje zdanie. Tak czy inaczej, poprawnego wieku swoich nowych znajomych z pewnością nie miała jak poprawnie określić, skoro obydwaj wyglądali jak wyglądali. Niejednego wprawiłby w zdziwienie fakt, z jak leciwymi osobami ma do czynienia Ver - w przypadku jednego nawet ekstremalnie. Dlatego też, nie przejmując się ewentualnymi konsekwencjami, potraktowała panów jak swoich rówieśników. W końcu, hej! to żadna zbrodnia.
Cała ta wymiana zdań była doprawdy przedziwna, co oczywiście odczuwali tylko miastowi. Zwykły obywatel nie miał szans być przygotowanym na szaleństwa osobnika spoza murów, nawet jeżeli dzielili ten sam kolor włosów. Dziewczyna spoglądała na domniemanego menela z lekkim wciąż zdziwieniem, chociaż już nawet nie starała się zrozumieć, co doprowadziło go do uczestnictwa w tej sytuacji. Wolała przyjąć do wiadomości, że ma do czynienia z wariatem i z większym spokojem obserwować jego poczynania.
Uniosła wysoko brwi, kiedy nieznajomy zdjął ubranie i zaczął je czyścić przy pomocy pojedynczej chusteczki. Ręce założyła pod biustem i zaczęła stukać palcem wskazującym o własny rękaw, jak gdyby się niecierpliwiła. Nic bardziej mylnego, w tej chwili donikąd jej się nie spieszyło. Skoro jednak wielbiciel natury tymczasowo był zajęty, zwróciła się do drugiego z panów.
- Mogę ci pomóc, sama powinnam wracać, więc będę iść przez miasto. Jak chcesz to możesz pójść ze mną, na pewno w końcu się odnajdziesz - stwierdziła. Dla niej była to żadna fatyga, a chłopak pewnie poczuje się pewniej, jeżeli się go doprowadzi osobiście do odpowiedniego miejsca. Był to też swego rodzaju kopniak dla samej siebie, że rzeczywiście powinna już wracać. Lepiej nie przeciągać struny z tym powrotem ze szkoły i pojawić się w sierocińcu o przyzwoitej porze, zamiast szlajać się po parku z potencjalnie niebezpiecznym osobnikiem.
- Zdecydowanie nie. - Zwróciła w końcu uwagę na zielonowłosego. Kościoły wszelakiej maści mało ją interesowały, szczególnie takie, o których nigdy wcześniej nie słyszała. Jeszcze się zaraz okaże, że koleś spróbuje ją wciągnąć do miejscowej sekty czczącej otyłego kota i składającej mu ofiary całopalne z ryb, czy coś.


Ostatnio zmieniony przez Verity dnia 28.12.15 15:10, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Verity
Studentka
Verity
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Daisy Verity Greenwood


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.12.15 12:29  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 5 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Wychowany w pełnej tolerancji do wszystkiego co odmienne, mógł jedynie obserwować, jak nieznajomy mu mężczyzna postanawia zająć się sobą w dosyć oryginalny sposób. Z drugiej strony Mutsu, chociaż przekonany, że każdy ma prawo do swojej odmienności, wychowany został w bardzo przykładny dla japońskiej rodziny sposób. W myślach porównywał, ale nie komentował, nie wygłaszał swoich kazań i nie zmuszał nikogo na siłę, do zmiany zachowania, jeżeli tak naprawdę nie przeszkadzało mu to w jego sprawach, ani nie naruszało jego własnej wolności osobistej. Kiedy więc zaczynał już coś mówić, jego ton świadczył o tym, że mimo wszystko stara się być przede wszystkim miły i ewentualnie próbuje nawet pomóc.
- Jest pan pewny, że pozbywanie się z siebie odzieży w tych warunkach nie zaszkodzi? Temperatura jest dosyć niska... może lepiej gdyby udał się pan w jakieś cieplejsze miejsce i tam zadbał o swój wygląd? - pytał i proponował jednocześnie, uniósł otwarte dłonie na wysokość twarzy, jakby jednocześnie odgradzał się od złych podejrzeń ze strony pozostałej dwójki, jeżeli jakiekolwiek takie by powstały. Nie chciał sprawiać wrażenia wścibskiego, ani tym bardziej mądrzyć się. Przemawiał przez niego brak pewności i jednoczesna dobroć, którą mimo nieśmiałości okazywał, często podświadomie.
Dziwnie było mu nawet patrzeć w tamtym kierunku, bo jak wiadomo, przykładny Japończyk to człowiek spokojny, skromny, pracowity i oddany swojemu kraju. Która niby z tych cech aż tak bardzo przeszkadzała mu, by zwracając się teraz ku zielonowłosemu kierować wzrok w jego stronę? Sam nie wiedział, ale czuł na pewno, że gdyby tak bez skrupułów nadal kierował na niego oczy, jego narodowa duma zostałaby w którymś punkcie ukruszona.
Z tego powodu młoda dziewczyna i jej słowa okazały się najlepszym rozwiązaniem na powyższy problem. Zwrócił się do niej całym ciałem pozwalając rękom opaść i ułożyć się wzdłuż ciała na pełnym luzie. Widział wyraźnie, że jest ona sporo młodsza, gdyby się uparł, mógłby pewnie być jej nauczycielem, a zdarzało mu się dorabiać jako korepetytor. W końcu nie każdemu udaje się zakończyć studia z wyróżnieniem. Nie chwalił się tym jednak, wolał zachowywać się, mówić i wyglądać skromnie.
- Verity, tak? - upewnił się pozwalając wykwitnąć lekkiemu uśmiechowi na swoim obliczu. Była całkiem ładna, chociaż może te zielone włosy do niego nie przemawiały. - Byłoby mi bardzo miło, gdybym mógł Ci w takim razie potowarzyszyć. A gdybym mógł o coś zapytać... nie jesteś z M-3, prawda? Twoje imię... jest angielskojęzyczne, mam rację?
Nie do końca, ale potrafił używać angielskiego, chociaż w wersji brytyjskiej, do tego z jakimś dziwnym akcentem. W kilku szkołach nadal uczono kilku języków, a on miał to szczęście, że od dzieciństwa poznawał więcej, niż tylko japoński. Podróże między miastami były ostatnimi czasy niezwykle rzadkie, ale jednak się zdarzały. Znajomość języków wśród zwykłych obywateli było bardziej modnym zwyczajem i wyznacznikiem statusu społecznego. Sato był jednak zwykłym mieszczuchem.
W międzyczasie nawiązała się nowa rozmowa i nowy temat. Spojrzał kątem oka na dziewczynę, kiedy ta niezwykle pewnie oznajmiła, że nie ma pojęcia o czym mowa. Ostatnio zrobiło się głośno o tej grupie i nawet mimowolnie dało się o niej nieco usłyszeć.
- Obiło mi się o uszy kilka informacji. To grupa, która za pozwoleniem dyktatora Asellusa ma zamiar założyć swoją filię w mieście, czyż nie? - chociaż zakończył zdanie tonem pytającym, szukał bardziej zapewnienia swych słów, niż pełnej odpowiedzi. W tym celu spojrzał na Hexa, wcześniej upewniając się, że już nie ma zamiaru paradować bez górnej cześć garderoby.
Ciekawe, czy ten człowiek jest może jakoś powiązany z rzeczoną grupą. Skoro o nią pytał, coś musiało być na rzeczy. Z tego powodu Mutsu przyjrzał mu się bliżej i coś dziwnego zwróciło jego uwagę. Pionowe źrenice. Sam kolor oczu mężczyzny był bardzo dziwny, raczej mało kto pozwalał sobie na noszenie kolorowych soczewek, komu chciałoby się wydawać na to pieniądze? Jednak dodatkowa rzecz, jaką był nienaturalny kształt źrenic tym bardziej niepokoił jasnowłosego.
Przez moment nawet drgnął wyraźnie, kiedy jego ciało przeszły ciarki. Wymordowany? Jaka była szansa, że właśnie trafił na bestię ze swych koszmarów, przed którą tak bardzo ostrzega ich wojsko?
Jego głos mimowolnie stał się cichszy i lekko drżał.
- Przepraszam że pytam, ale... o co chodzi z pana oczami?
W tym też momencie, zielone włosy przestały na nim robić wrażenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach