Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Pisanie 07.10.15 22:04  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 2 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Dumah ściągnęła brwi i otworzyła szerzej oczy. To nie była chwilowa decyzja będąca ekspresją jakiejś wewnętrznej potrzeby dowartościowania się – nadal nie była w stanie się poruszyć. Chciała napiąć mięśnie, jednak te nie odpowiadały. Nie wpadała w panikę, bywało gorzej, jednak coraz usilniej szukała rozwiązania, wyjścia z sytuacji. Nie wiedziała co mogło mu przyjść do głowy. Może i regenerowała się całkiem szybko, i byłaby w stanie dojść do siebie, jednak po co męczyć się przez brak podjętego działania? - Ichizo, puść. – wysyczała z nutką gniewu w tonie. Zacisnęła zęby starając się wypatrzeć resztki rozsądku w jego oczach. Nie użyłaby swojej mocy na dużą skalę – przypadkowe zabicie ludzi nawet nie wchodziło w grę. Gdyby tylko trzepnąć go kamyczkiem w głowę... albo głazem... albo zmiażdżyć... Oh, Dumah. Kiedy ty się tak zmieniłaś? Przecież wiesz, że pomimo czczych gróźb – które, o zgrozo, nawet nie zostały wypowiedziane – rzadko uciekała się do krzywdzenia ludzi. Poison niewinny nie był, jednak pomimo tego nie potrafiła podjąć decyzji o tym, że włos spadnie mu z głowy.
„Wiele innych rzeczy” poczytywała za realną groźbę. Przez swoje życie widziała wiele rzeczy, których chciałaby nigdy nie zobaczyć. Nie uśmiechało się jej to nic, a nic. - Ani mi się wa... – urwała nie do końca z własnej woli, gdy przerwał jej pocałunkiem. Jeszcze mocniej zacisnęła zęby, czując jak szczęka zaczyna drżeć pod naciskiem. Nie była to romantyczna wymiana płynów – anielica już od jakiegoś czasu wiedziała co takiego ludzie widzą w akcie kopulacji, a pomimo tego jej nie ciągnęło do okazywania jakichkolwiek uczuć w celu wkupienia się w łaski i spędzenia z kimś pełnego potu i dziwnych dźwięków czasu. Pocałunek za często był taką deklaracją – a gdy nie możesz się ruszać, to nie lubisz takich deklaracji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.10.15 23:21  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 2 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Kobiecie coraz bardziej nie podobało się jego zachowanie. Chyba nawet ona miała swoje granice odnośnie znoszenia jego dziwnych i nieprzewidywalnych pomysłów. A może powoli zaczynała się go jednak bać? Zwykły "ludzki" instynkt mógł się przecież w końcu odezwać mówiąc "hej, w co ty się kurna pakujesz? Ten psychol w każdej chwili może cię pociąć na kawałki. Musisz się bronić!".
Moment, w którym pojawiały się pierwsze takie sygnały docierające do mózgu wyznaczał granicę jej szaleństwa. Myślała jeszcze racjonalnie. Nie zatraciła się w otaczającym ją chaosie i nie było jej wszystko jedno.
Zachichotał.
Zaczynasz chyba tracić spokój, Dum.
Nie chciał jej puścić. Jeszcze nie teraz. Nie na jej żądanie. Zrobi to wtedy, gdy sam uzna to za słuszne.
Pocałował ją bez pytania, ignorując wszelkie próby bronienia się, których zbyt wiele nie było. Przecież już o nie wcześniej zadbał. On to wszystko zaplanował, czy potoczyło się tak samo? Pewnie nigdy tego nie zdradzi.
Nie trwało to długo, choć dla anielicy czas w tej chwili był rzeczą mocno względną. Puścił jej głowę już po kilku sekundach. Odsunął się raptownie i zerwał na równe nogi, stając przed nią z szerokim uśmiechem. Zdecydowanie był z siebie zadowolony.
- Oj nie złość się, Dum. Ja tylko żartowałem. Po prostu nie mogłem się oprzeć - zamruczał. Uśmiechnął się do niej szelmowsko, jakby chciał w ten sposób podbić jej serce i nieco załagodzić irytację.
- Proszę bardzo. Jesteś wolna - wyszeptał, nachylając się przed jej twarzą w ukłonie. Miał dziwne wrażenie, że ryzykuje w ten sposób ciosem w twarz, ale trudno. Chyba mu się nawet należało. Z pewnością nie obraziłby się, gdyby postanowiła to zrobić.
Z resztą, nawet gdyby miał teraz oberwać, warto było.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.10.15 0:02  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 2 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Podbijanie serca Dumah nie okazało się ukrytym talentem mężczyzny. Gdy tylko odzyskała władzę we własnym ciele osunęła się na ławce i zakryła oczy w geście zażenowania. Naprawdę? „Żartował”? „Hej, wyciąłem ci nerkę, ale to taki żart” - czy tego miała się spodziewać następnie? Jeszcze brakowało tylko, aby pojawił się Bóg, przybił mu piątkę i powiedział, że jego zniknięcie też było takim przezabawnym żartem. Anielica nie okazała się zbyt rozśmieszona. Zsunęła rękę z twarzy i spojrzała w jego znów położone aż za blisko oczy. Wyprostowała się ujmując jego lico w dłonie i wpiła się w jego usta. Nie naśladowała go – dosłownie wpiła się gryząc jego dolną wargę, z której zaczęła cieknąć stróżka krwi, będące oznaką, że czas przestać. - Następnym razem odgryzę. – wyszeptała w jego posiniałe wargi. Nie odsuwała się. Patrzyła mu w oczy chcąc nawiązać kontakt z jego mózgiem i mieć pewność, że informacja dobiegła. Ach, nawet nie łudźmy się, że tak będzie.
- Tymczasowo jesteśmy kwita. – zakomunikowała ocierając palcem krew z jego podbródka. Jej złość tak szybko jak się pojawiła, tak prędko zniknęła. Nie w jej naturze było utrzymywać urazy, szczególnie tak pomniejsze. Gorzej, gdyby zachowywał się w ten sposób wobec innej niewiasty, wtedy nie byłaby taka dobrotliwa. Nie traktowała siebie jako punkt odniesienia. Musiałaby uznać ludzi obarczających anioły winą za cały ten syf w jakiś pokrętny sposób będących jej wrogami, a na co to wszystko? Zbyt długo była narzędziem, aby w ogóle chcieć przyzwyczajać się do brania czegokolwiek personalnie. Teraz, gdy nie było Boga, sama była własnym narzędziem. Oznaczyło to stan stagnacji emocjonalnej – nic nowego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.10.15 20:52  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 2 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Cóż nieraz zdarzało się, że ludzie byli obdarzeni czarnym humorem. Niestety, Poison bił ich na głowę. Nie pierwszy raz przyprawił przecież kogoś o mały zawał. Czy naprawdę żartował? A może po prostu zmienił na końcu zdanie? Obie wersje były w jego wypadku prawdopodobne. To mogło być w jego wypadku niebezpieczne. Ta zmienność. Niestabilność, która mogła sprawić, że w jednej chwili miło z kimś dyskutował, a w następnej patrzył rozradowany jak rozmówca wyjąc wniebogłosy wydłubuje sobie na jego polecenie oczy. Wszystko to od tak, dla zabawy. Jego życie nie miało obecnie chyba żadnego większego sensu, jak tylko zabawa. Czasem, gdy warunki życia były fatalne, jego priorytetem stawało się co prawda przeżycie, ale chęć umilania sobie czasu nawet wtedy zajmowała wysokie miejsce w piramidzie.
Na razie nic nie zrobił. Znów się jej przyglądał, czekając na jej ruch. Kobieta jak na razie wydawała się po prostu załamana jego zachowaniem. Poison zbyt wiele sobie z tego nie robił. Nadal dopisywał mu świetny humor. Anielica w końcu się ruszyła robiąc coś, czego nawet strateg nie przewidział.
Przez moment zastanawiał się, co ona właściwie robi. Odwzajemnienie pocałunku było raczej mało prawdopodobne, choć na to własnie się zapowiadało. Ułamek sekundy później poczuł napływający ból i smak krwi. Ugryzła go.
Nawet się nie odsunął. Nie skrzywił się, czując jak jej zęby rozrywają mu skórę. Nie robiła tego na tyle mocno, by miał stracić kawałek wargi, więc nie było się czym przejmować. Zagoi się, jak zawsze. Za kilka dni nie będzie śladu. Przecież już to przerabiał.
Zamiast tego, rozchylił nieco wargi próbując jeszcze wykorzystać tę krótka chwilę, gdy jej usta stykały się z jego. Niestety, anielica odsunęła się raptownie, a na twarzy wymordowanego pojawił się nieco przerysowany cień rozczarowania.
Stał przez chwilę w bezruchu po czym lekko się uśmiechnął. W następnej chwili zaczął się śmiać. Próby przemówienia do jego rozsądku zwykle nie kończyły się najlepiej. Gad bardzo rzadko stosował się do jakichkolwiek narzucanych mu ograniczeń. Ze swoja mocą czuł się zbyt bezkarnie, by stosować się do wymyślanych przez ludzi zasad.
Przestał się śmiać, a na jego twarzy pozostał tylko szelmowski uśmiech. Znowu mu się udało. Złamał zasady, ale (prawie) nic mu się za to nie oberwało. Anielica już prawie nie była zła. Jakby nic się nie stało. Jakby wcale nie zrobił z niej przed chwilą swojej marionetki i nie zmusił jej do zaspokojenia chwilowej zachcianki.
Odsunął się nagle i rozkładając ręce, zawirował wokół własnej osi. Znów wpatrywał się w niebo.
- Piękną mamy pogodę, nie uważasz? S.SPEC odwala kawał dobrej roboty programując tę kopułę - rzucił nagle, zatrzymując się i wpatrując w gwiazdy. Wyglądały zupełnie inaczej, niż te widziane z Desperacji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.10.15 21:15  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 2 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Po co jej przypominał? S.SPEC... Musiała się wtopić inaczej szybko ją znajdą i zweryfikują brak pozwolenia na przebywanie w mieście. Po co niepotrzebnie walczyć? Prędko przyodzieje zwykłe ubranie, schowa broń i będzie uchodzić za kolejną obywatelkę. Wstała z fotela. Nie przepadała za byciem niżej niż rozmówca i nie inaczej było teraz. Skupiła na chwilę wzrok na niebie, które wyglądało całkiem jak to stare, które pamiętała. Nigdy nie zwracała uwagi na ten detal. Zbyt długo nie ruszała się z Miasta, a stare wspomnienia zanadto mieszały się z aktualnymi. Ciekawiło ją jak to wyglądało z zewnątrz. Nie było to teraz istotne. Dumah, myśl. Musisz się wmieszać, a potem rozważyć załatwienie sobie tożsamości. Pozostawienie Ichizo samego sobie było teraz nawet jej na rękę – unikałaby niezręcznych rozmów i postaw, choćby tej marnej o pogodzie. Poison nie był utalentowanym flirciarzem, albo ona miała niezwykły talent do ignorowania tego.
Poczochrała jego włosy i uśmiechnęła się pod nosem. - Trzymaj się, dzieciaku. – rzuciła na odchodne opuszczając miejsce szybkim krokiem.

[zt]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.10.15 0:14  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 2 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Spacerował powoli w okolicach ławki, napawając się urokiem tego miejsca. Tak, dzisiaj zdecydowanie był jeden z tych dni, kiedy ciągle popadał w zamyślenie. Jakby nawet tego lekkoducha dopadała czasem nostalgia. Właściwie, może ta lekkość i obojętność na wszystko była tylko pozą? Maską, którą niegdyś przywdział, a która wżarła się w jego skórę do tego stopnia, że ciężko było ją wyodrębnić z jego osoby. Czyżby obok jego odgrywanej postaci istniała jakaś inna jego wersja? Znacznie smutniejsza i bardziej przygnębiająca? Pozbawiona tej radości z pogrążenia się w chaosie i szaleństwie.
Tak, jakaś jego cząstka, ta najgłębiej ukryta wciąż cierpiała. Wszystko to, czym się otaczał miało zdusić tę cząstkę. Już prawie mu się to udawało, ale zawsze przychodził taki dzień jak ten. Dzień, w którym to wszystko, ta cała beznadzieja otaczającego go świata uderzała z całą swoją mocą. Mimo wszystko, nadal mógł się tylko uśmiechać i udawać, że ma na to wyjebane. Tak jak teraz.
Uśmiech jednak spełzł mu z twarzy, zastąpiony wyrazem zdziwienia i rozczarowania. Pochylił nieco głowę, łasy na pieszczoty i uśmiechnął się szelmowsko do anielicy.
- Dzieciaku, dzieciaku. - Pokiwał głową z lekką drwiną. - Mam przeszło 1000 lat - mruknął pod nosem pakując ręce do kieszeni.
Odwrócił się na pięcie i podążył swoją własną ścieżką.
- Do zobaczenia następnym razem, Dum - rzucił do niej przez ramię, wyjmując z płaszcza paczkę papierosów i odpalając jednego. Paskudny nałóg, ale cóż poradzić?
Zaśmiał się, a jego osobę już po chwili otoczył obłoczek szarego dymu. Pomaszerował dalej. Przed siebie. Prosto w ciemną noc.

[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.11.15 22:18  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 2 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Gdyby natężenie wściekłości w ludzkim ciele mogło doprowadzić do samozapłonu, z Luki Irving siedzącej ponuro na ławce koło jeziora zostałby w tej chwili tylko lekko wilgotny kopiec popiołu. Wokół niej szalała jesień w pełnej krasie: żółtawe liście miłorzębu ścigały się na wietrze z brązowymi liśćmi klonu, suche trawy wodne cicho szumiały, uginając się w rytmie delikatnych fal. Jedynie pobliska wierzba płacząca, skrzywiona od ciężaru lat, wprowadzała w krajobraz plamę zieleni. Ona i jaskrawe skarpetki Luki, którymi świeciła, z niewyjaśnionych przyczyn zdjąwszy tenisówki. Siedziała ze skrzyżowanymi nogami, z pogniecionymi i lekko zamokłymi od mżawki dokumentami po swojej lewej i niedokończonym kubkiem zupy w proszku po prawej. Sztuczny ramen, najwyraźniejszy znak, że Lucky kończyły się pieniądze. Zaklęła głośno, powodując, że przechadzająca się niedaleko trzydziestoparolatka pociągnęła swojego zafascynowanego syna w przeciwną alejkę, jak najdalej od niekulturalnego dziwadła w bandażach i źle obciętych włosach.
Najgorsze było to, że nie kończyły. Nadal coś miała. Po prostu wszystko uwięzione było na koncie, do którego nie miała dostępu, od kiedy straciła przepustkę. Już drugi tydzień latała po urzędach, dostarczając biurwom najbardziej niepotrzebne zaświadczenia w rodzaju "numer buta w wieku dwunastu lat" i "referencje ze wszystkich stanowisk pracy". Drugi tydzień, w ciągu którego nikt nie raczył wydać jej nowego identyfikatora, skazując ją na głodowanie, żebranie po znajomych i odcinając od świadczeń lekarskich, których potrzebowała jak nigdy dotąd. Od kiedy wróciła do miasta bez przerwy bolało ją gardło, stawy sztywniały, a katar nie dawał ani żyć, ani spać. Miała nadzieję, że w jej rany nie wdało się zakażenie. Część z nich zdążyła się już zagoić, reszta ciągle uparcie dawała się we znaki.
Westchnęła, poprawiła rozciągniętą, szarawą bluzę i ukryty pod nią wełniany sweter w czerwone paski, po czym zaczęła głośno nucić jeden z ostatnich pop-owych przebojów, którymi katowani byli klienci w supermarketach. Przymknęła oko, odchylając głowę. Niech to się wreszcie skończy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.11.15 12:03  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 2 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
W końcu przerwa! Szczerze powiedziawszy - miał już trochę dość noszenia munduru w tym dniu. Niee, spokojnie, kwestia zapachu jest w porządku, tylko no, noszenie jednolitego, identycznego ubioru niemal każdego dnia swojego życia jest trochę bardzo nieznośne.
Dlatego mogąc się ubrać w coś innego i w końcu gdzieś połazić, zamiast stać w miejscu jak kołek i rzucać podejrzliwe spojrzenia, ubrał pierwsze co znalazł w szafie i wydostał się ze swojego apartamentu.
Po chwili jednakowoż do niego wracając i zgarniając jeszcze kurtkę, bo pogoda nie wyglądała na aż tak zachęcającą by chodzić w koszuli i kamizelce jak na początku lata.
Ale nawet jeśli pogoda nie wygladała dobrze, to mu nie zabroni odrobiny relaksu z dala od wszelakich budynków i ciasnych pomieszczeń. Stąd też kierunek do którego chciał się udać wydał się prosty, park, jeziora, którekolwiek z tych. Koniec końców jednak zdecydował się na pójście nad jezioro, uznając że tam będzie spokojniej i przyjemniej.
Słysząc jednak siarczyste klnięcie kawałek od siebie zdał sobie sprawę z tego, że jednak nie da rady. Nie będzie aż tak fajnie jakby się chciało.
ALE! Ciągle jeszcze można się zrelaksować, choćby próbując poprawić komuś humor, prawda?
W końcu nic nie jest tak przyjemnego, jak porozmawianie z kimś luźniej, bez uczucia bycia obserwowanym przez kilka tysięcy rzędów oczęt wszelakich. Od służbistów, po polityków. Tak, rozmowa z jakimś miłym (lub nie) cywilem to dobra odmiana.
Dlatego też, pomachując lekko butelką w dłoni, którą uznał że warto ze sobą zabrać (choćby po to by nie szukać po drodze sklepu z językiem na wierzchu, zdychając z pragnienia) zbliżył się do osoby siedzącej na ławce od tyłu. Przeciął trochę trawy i zielska, ale co tam, nie przeszkadzało mu to.
Oparł się przedramionami o ławkę i zerkną kątem oka na Panienkę, która jednak wyglądem przypominała reinkarnację kostuchy za życia takowej. Mimo to jednak, posłał jej całkiem pogodny uśmiech, chcąc jakoś poprawić humor poirytowanej kobiecie. Kto wie, może towarzystwo obcego mężczyzny zawsze w czymś pomoże?
O ile nie wyskoczy zaraz jakiś dryblas zza krzaka, twierdząc że jest "jego własnością" i będzie chciał obić Fausta. Miejmy nadzieję że nie.
- Skąd te nerwy, Panienko? Dzień może nie jest najlepszy, ale patrząc na twój stan, powinna się Panienka cieszyć że dalej ma okazję widzieć kolejny dzień. - Tak, zauważył że ta osoba prawdopodobnie jest w jego, lub nieco wyższym od jego wieku, lecz nie przeszkadzało mu to w mówieniu na nią per "Panienka". To takie przyjemne określenie, przy okazji niezbyt oficjalne, więc od razu plus od blondyna na używanie go.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.11.15 21:08  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 2 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Ktoś wciął jej się w piosenkę, akurat, gdy zaczynała się wczuwać i dochodziła do refrenu. Co prawda, sama Luka musiała przyznać, że jej wykonanie było jakościowo o wiele mniej atrakcyjne niż oryginalne, ale nawet się tym nie przejmowała - trudno przebić radosny girlsband, hodowany od młodych lat do utrzymywania równego rytmu i talii o obwodzie pięćdziesięciu centymetrów, wspomagany przez wszystkie elektroniczne odpowiedniki poprawiacza smaku do zupy.
Już chciała zbluzgać obcego za przeszkadzanie jej w pogrążaniu się w złym nastroju. Podniosła głowę do pionu, ze, swoją drogą, dość niewygodnej pozycji, i zmierzyła Fausta niezbyt zachęcającym spojrzeniem, które sprawiło, że momentalnie zmieniła zdanie. Wyglądało na to, że towarzyski przechodzeń miał szansę stać się czymś ciekawszym niż tylko irytującym elementem otoczenia. Na twarz Luki powoli wpłynął uśmiech. Lekko złośliwy, ale tylko lekko.
- Co ci się stało z oczkiem? - zapytała, nawet nie siląc się na grzeczność czy odpowiedź na pytanie. Zachęcającym gestem zgarnęła zamokłe dokumenty na drugą stronę ławki, robiąc mu miejsce.
- I skąd masz taką przepaskę? Mnie udało się znaleźć tylko takie jednorazowe medyczne - dodała. Chwilowo i tak chodziła z przyklejonym bandażem, tak jak często opakowywane były dzieci, u których walczono z tendencją do zezowania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.11.15 11:27  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 2 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
W sumie to wcinając się w piosenkę kobiety, uratował kilkunastu metrowy kwartał mijających ją osób od stania się "hejterami" muzyki grającej w supermarketach, to też zawsze są jakieś plusy sytuacji, prawda? I w dodatku nikt też nie zarzucił jej że źle śpiewa (choć źle śpiewa), dlatego też to podwójny sukces. Przetrwanie ludzkości, i nie zepsucie bardziej nastroju Deszczowej Pani. Tyle dobra w tak mały sposób!
"Oho... Ten uśmiech wygląda ciekawie." Krótka myśl przepłynęła mu przez głowę, gdy zauważył ten lekko złośliwy uśmiech, do jakiego przeszła z niechętnego, nieprzyjemnego spojrzenia na samym wstępie. Ta szybka zmiana znaczyła, że
To będzie bardzo przyjemna rozmowa! Tak, dokładnie to znaczyła! To wcale nie znaczyło że Faust powinien dla pewności odbezpieczyć broń i być gotowym zacząć strzelać czy coś. Nie, wcale nie. No serio nie, uwierzcie mi.
Na jej, dość bezpośrednie pytanie uniósł lekko brew do góry, szybko jednak kojarząc co ma na myśli. Uniósł wolną dłoń i zastukał kostką palca w blaszkę na opasce. - Masz ją na myśli? Długa, nudna historia niczego interesującego której w połowie już nie pamiętam. A jaka będzie twoja wymówka co do oczka? - Kiwną głową w jej stronę, wskazując spojrzeniem na jej, zakryte oko. Schylił lekko głowę z wzdzięcznym "dziękuję" na zrobienie mu miejsca, gdzie bez wahania się przysiadł, opierając dłoń z butelką wody na swoim lewym udzie. Pytanie co do opaskę wydało się jednak interesujące. W sumie, hm, skąd ją miał?
- Szczerze powiedziawszy, nawet nie jestem pewien. Wydaje mi się że któregoś razu kupiłem ją w sklepie z kostiumami osobno od stroju pirata. Tą blaszkę domontowałem później, uznałem że ciekawiej wygląda w ten sposób. - Inna, podobna opaska w tym miejscu miała nadajnik, jaki wysyłał sygnał alarmowy jeśli opaska została podniesiona. Ta jednak jest zupełnie standardowa.
Powiódł wzrokiem po zamokłych dokumentach, lustrując je uważnym spojrzeniem oka.
- Czemu tu tak siedzisz, i pozwalasz moknąć tym papierom? Wydają się dość ważne, zazwyczaj nie pozwala się takowym moknąć bez powodu. - Spytał, powracając wzrokiem ku Luce. Szybko jednak, nim zdążyła odpowiedzieć, wykonał typowego "facepalma" wolną dłonią, szybko podnosząc się do pionu i obracając do niej przodem, wyciągając dłoń z pogodnym uśmiechem. Chyba naprawdę rzadko go tracił.
- Przepraszam że nie przedstawiłem się od razu. Faust Jäger, miło mi poznać. - Miał tylko skromną nadzieję że nie jest jedną z tych osób, dla których dotyk jest jak trucizna, i odskoczy od jego dłoni z wrzaskiem.
Wyglądałoby ciekawie jednakowoż.

Wybacz że dopiero teraz, nie byłem w stanie odpisać wcześniej
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.15 17:12  •  Brzeg jeziora Donghae - Page 2 Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
prokrastynacja lvl 9000

- O nie, tak to nie działa - zaaferowała się od razu, chociaż jeszcze szerszy uśmiech sugerował, że nagła, teatralna emfaza i oburzenie nie są całkowicie na serio. - Załóżmy, że miałam wypadek. Szczegół za szczegół. - Błysnęła na moment świeżymi ubytkami w uzębieniu, handel takimi informacjami szczerze ją rozbawił. To była gra, którą lubiła, przypominała jej hazard: można zyskać, można stracić, wszystko polane zawiesistym sosem improwizacji i blefu.
- Niezły pomysł. Sama myślałam o sklepach z kostiumami, jak będę mieć pieniądze może się przejdę - momentalnie utraciła uśmiech, gdy pociąg jej myśli zawrócił i dotarł do świeżo opuszczonej stacji "Luka przegrywa życie". Spojrzała niechętnie na papiery, z których najwyżej ułożony zaczynał przypominać kształtem blachę falistą.
- Wszystko jedno - machnęła ręką. - I tak nikt ich nie chce. W ciągu całego tygodnia przeleciałam chyba dziesięć urzędów, a ciągle wysyłają mnie w kolejne bzdurne miejsca. - Ilość jadu w jej głosie wystarczyłaby do urażenia dumy organizacyjnej co najmniej połowy pracowników S.SPECu, ale też trudno się dziwić. Wolałaby zjeść zmutowane zwierzę niż kolejny tydzień żywić się zupkami w proszku i najtańszymi batonikami energetycznymi.

- Luka Irving - podała mu szorstką, lekko jeszcze poznaczoną ranami dłoń. Jak zwykle nie dała rady poprawnie wymówić nazwiska; z jakiegoś powodu z rozumieniem angielskiego radziła sobie bez większych problemów, ale wymowa i gramatyka zawsze u niej kulały. Może po prostu parę godzin języka w szkole państwowej nie wystarczało, by takie antytalencie opanowało tak odmienny język.
- Skąd jesteś? M-5? Miałam stamtąd kiedyś buty - w jej głosie zabrzmiała tęsknota. Straciła je razem z nożem, przepustką i telefonem w siedzibie psów. - Były naprawdę porządne - westchnęła. Machnęła ręką.
- No to jak straciłeś oczko? - Zapytała, bez uprzedzenia przeskakując do innej myśli.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach