Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Pisanie 01.10.15 22:36  •  Brzeg jeziora Donghae Empty Brzeg jeziora Donghae
BRZEG JEZIORA DONGHAE
Brzeg jeziora Donghae NZ3PHGg
Brzeg pierwszego i najstarszego, sztucznie stworzonego jeziora w tym regionie. Jest ono również największym, a jego powierzchnia bez problemu pozwala na pływanie sporej ilości osób, głębokość na nurkowanie nawet największym zapaleńcom, a brzegi na spokojny odpoczynek lub rekreacyjną zabawę. Wszystko, czego tylko można sobie zażyczyć.



Szedł wolno ścieżką rozkoszując się smakiem swojego papierosa. Wydawał się jak zwykle zamyślony. Poruszał się szybkim krokiem, ręce miał w kieszeni, a wzrok wbity w chodnik przed sobą. W okularach odbijały mu się światła mijanych w parku latarni.
Spojrzał w górę. Księżyc był już wysoko na niebie. Było chyba coś koło pełni, sądząc po jego wielkości.
Uśmiechnął się pod nosem i spojrzał przed siebie. W okolicy nikogo już nie było. Ostatnią parę spacerującą tutaj mijał jakieś piętnaście minut temu. To dobrze. Nie miał teraz ochoty na towarzystwo obcych ludzi. Chciał sobie przemyśleć parę spraw, a paplanina jakiejś zakochanej parki w tle by mu nie pomagała.
Zaśmiał się pod nosem ze sobie tylko znanego żartu i usiadł na ławce. Wbił oczy w taflę jeziora i księżyc, który się w niej odbijał.
Dwa lata. Nie było mnie tutaj dwa lata...
Westchnął opierając łokcie na kolanach i zaciągając się po raz ostatni papierosem, który nie wiedzieć kiedy się wypalił.
Człowiek opuszcza to Miasto na dwa lata, a tu tyle się zmienia. Któremuś dyktatorkowi udało się przejąć całą władzę, zmieniła się przywódczyni Łowców, obywatele dowiedzieli się o mutacji. Tyle się pozmieniało..
Zaśmiał się i odchylił na oparciu, zakładając sobie ręce za głowę.
- A tak na dobrą sprawę wszystko i tak zostało po staremu - wyszeptał do siebie jakby lekko rozbawiony.
Rozłożył ramiona i zwiesił je na oparciu, a twarz skierował do góry. Zmrużył oczy, a na jego twarzy znowu zawitał lekki uśmiech.
I po co to wszystko? Dlaczego ludzie biorą życie aż tak poważnie? Przecież i tak nie wyjdą z tego żywi.
Zaśmiał się bezgłośnie.


Ostatnio zmieniony przez Poison dnia 04.10.15 23:10, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.10.15 17:25  •  Brzeg jeziora Donghae Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
- Może nie zupełnie wszystko, jednak zdecydowanie zbyt wiele. – dobiegł go damski, niski głos zza pleców. Znajdowanie się w najdziwniejszych miejscach o najdziwniejszych porach miała w małym paluszku; nie żyje od wczoraj, a i dość się naoglądała aniołów w różnorakie, dziwaczne sposoby przekazujących wolę boską – do tego trzeba było zaskoczyć śmiertelnika, a przynajmniej zainscenizować coś, aby było bardziej „bosko”.
Oparła się o ławkę nadal stojąc za nim. Skąd się ona tam wzięła? Pewnie szła za nim od dawna trzymając się na uboczu, w cieniu, niczym stalker. Dumah unikała wszelakiej niepotrzebnej uwagi. Tak było dla niej bezpieczniej... a może dla innych? Za dużo pytań bez odpowiedzi. - Noc, blask księżyca, jezioro. Romantycznie. Umówiłeś się z kimś? – zapytała, jednak nie czekała, aż jej odpowie. - Kimże jest ta szczęściara? A może szczęściarz? – kontynuowała. Zwinny susem przeskoczyła oparcie, aby zasiąść obok niego. Garderoba nie pozwalała na pełną grację – metalowa kamizelka trzasnęła o ławkę płosząc okoliczną ciszę. Skrzywiła swoje lico w grymasie pełnym zawodu egzystencją, aby zaraz poprawić go na łagodny uśmiech. Siedziała w rozkroku opierając jedną nogę na kolanie drugiej, a jedną rękę ułożyła na oparciu, jakoby zamierzając go w niedalekiej przyszłości objąć; towarzystwo aktualnych pracodawców i tymczasowych sojuszników ewidentnie jej nie służyło, choć rzecz jasna teraz ich naśladowała i nie był to jej nawyk.
Tego dnia – czy też nocy – Dumah wyglądała nadzwyczaj dobrze jak na siebie. Oczywiście, była aniołem, nie mniej jednak ziemski padół dał jej w kość (szczególnie tą od lat odkrytą, niegdyś będącą skrzydłami), a pomimo tego dzisiaj wyglądała zjawiskowo. Nie, to jednak kwestia bycia aniołem i zapewne niewielki udział jej „umaszczenia” - kruczoczarne włosy zlewały się z ciemnością w miejscach, gdzie światło latarni nie docierało; jasna skóra wyglądała na odbicie samego księżyca, a kratery będące oczami o tej porze przypominały dwie czarne dziury. Cóż za poetyckie ujęcie jej prezencji – sama bardziej skłaniałaby się do „dobrze zachowane truchło”, czy też „śmieszny twór śmiesznego stworzyciela”. Ekwipunek nie nosił śladów walki, czy też użytkowanie, co świadczyło o tym, że albo niedawno wróciła z dobrze płatnej roboty i mogła pozwolić sobie na wymianę starych gratów, albo od dawna nie dostawała zleceń. Brak obrażeń wskazywał na drugą wersję, jednak przy jej regeneracji nigdy nie można było jednoznacznie wywnioskować. A zresztą, któż by interesował się jej życiem zawodowym, które było też życiem prywatnym? Ach, tyle pytań.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.10.15 9:54  •  Brzeg jeziora Donghae Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Otworzył nagle oczy i odchylił głowę mocniej do tyłu tak, by spojrzeć na Dumah odwróconą dla niego do góry nogami. Uśmiechnął się szerzej, ukazując wszystkie swoje zęby. Niestety, z tym uśmiechem nie przypominał on raczej gwiazdy filmowej. Zamiłowanie do używek i lata spędzone w Desperacji pozostawiły na nim swoje piętno. Nie był jednak odrażający.
- Witaj Dumah - rzucił lekko, tracąc przy okazji trzymany ciągle w ustach niedopałek.
Jej pojawienie się, mimo iż na pierwszy rzut oka niespodziewane, nie przestraszyło go. Tak naprawdę, mimo zamyślenia instynktownie zdawał sobie sprawę z czyjejś obecności. Setki lat życia w ciągłym zagrożeniu nauczyły go, by nigdy nie pogrążać się we własnym świecie do tego stopnia, by nie zauważyć zbliżających się strażników.
Własnie, strażnicy. Trzeba będzie się przestawić na wyszukiwanie ich.
Opuścił głowę i znowu spojrzał na jezioro.
Przydałoby się załatwić sobie jakąś fałszywkę. Ludzie są teraz świadomi naszej obecności, więc może być niezbyt ciekawie, a ilu obywateli można przekonać, że zgłaszanie tej sprawy policji nie jest konieczne?
Skrzywił się, gdy zalała go kolejna fala problemów związanych z życiem w mieście. Lubił tu mieszkać. Lubił obserwować krzątających się ludzi. Lubił pomagać rebeliantom i grać na nosie władzy, ale to całe ukrywanie się czasem go już męczyło.
Nie można się tu nawet spokojnie przemienić, by nie wzbudzać niepotrzebnej sensacji...
W tym momencie z zamyślenia wyrwała go anielica, która usiadła obok niego. Spojrzał na nią nieco zdezorientowany.
Chwila, o czym to ona mówiła?
Zmarszczył brwi i potarł oczy. Odzwyczaił się już od noszenia soczewek, do których również go tu zmuszano. Dziś miały one podobną barwę do jego naturalnych oczu, jednak różniły się jednym istotnym szczegółem. Dzięki nim nie miał pionowych źrenic.
- Romantycznie? - zapytał, śmiejąc się lekko i rozglądając dookoła.
Rzeczywiście. Bezwiednie wybrał sobie na dzisiejszą przechadzkę dość ładne miejsce. Wcześniej o tym nie myślał, ale to wyjaśniało obecność tylu par wcześniej.
Podrapał się w tył głowy i oparł łokcie o kolana patrząc znowu na jezioro.
- Niee. Z nikim się nie umówiłem. Przyszedłem tu pomyśleć. - Westchnął.
Dlaczego ludzie zawsze mnie znajdują, kiedy chcę pobyć przez chwilę sam?
Chyba musiał na razie darować sobie dumanie nad mijającym czasem i skupić się na... Dum.
Odwrócił twarz w jej stronę. Dopiero teraz dostrzegł, ze ta sceneria jej służyła. Uśmiechnął się jednym kącikiem wpatrując się w nią i na chwile pogrążając się w sobie tylko znanych myślach.
- A ciebie co tu sprowadza? Może ty czekasz na swojego wybranka, ale chcąc zabić czas postanowiłaś się do mnie dosiąść? - Podniósł znacząc jedną brew, ale po chwili się zaśmiał.
Jakoś nie wierzył w tę wersję. Uwodzenie mężczyzn jakoś mu do niej nie pasowało. Poza tym, chyba ubrałaby się nieco inaczej, gdyby tu na kogoś "polowała".


Ostatnio zmieniony przez Poison dnia 04.10.15 23:10, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.10.15 20:19  •  Brzeg jeziora Donghae Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Odwróciła od niego wzrok, aby zaraz wbić go w taflę jeziora. Zapewne chciała odszukać w spokojnej wodzie jakichś myśli, które utknęły tu w czasie dnia. Na próżno. Ciecz nie skrywała żadnych tajemnic, albo potrafiła je skrzętnie ukrywać. Anielica zasłoniła usta, aby zasłonić ziewnięcie. Czy była zmęczona? Nie, zdecydowanie nie, jednak od zawsze pośród śmiertelników posuwała się do zachowań, które sprawiały, że wydawała się im naturalniejsza. Nie wiedziała czemu właściwie mu przeszkadza. Czuła, że taktownie byłoby się usunąć i pozostawić go własnym myślom, a jednak tyłek ani odrobinę nie odrywał się od ławki.
- A co jeśli ty jesteś moim wybrankiem? – spytała powracając wzrokiem do męskiej twarzy. Uśmiechnęła się kokieteryjnie i zmrużyła oczy. Ileż razy ona widziała uwodzące kobiety w barach, gdzie z mniejszej odległości analizowała naturę ludzką. Och, ona już doskonale wiedziała jak językiem ciała okazać zainteresowanie. Co prawda męski siad kontrastował z wyrazem twarzy, jednakowoż to nie było istotne. Po cóż siadać inaczej, skoro zaraz zbędzie całą sytuację rechotem i tyle z tego będzie? Ale jeszcze nie teraz, jeszcze przez chwilę nie. - Ichizo, odrobinę pewności siebie. – niemalże wymruczała pochylając się w jego stronę. Nawiązała kontakt wzrokowy i zaraz zmarszczyła brwi. - Cóż ci się stało w twoje piękne ślepia? Inaczej je zapamiętałam. – poskarżyła się. Nigdy nie uważała, że ma słabą pamięć, choć kto to wie. Dużo lat przeżyła, może już osiągnęła swój limit i skonfundowany mózg podsuwał jej na język nieprawdziwe głupoty? Coś w to nie wierzyła. Koniec końców był jednym z dzieci apokalipsy, wymordowanym, jakim cudem teraz miałby wędrować przez życie tak... normalny. Jego lico nadal zdobiła przepiękna blizna, ale oczy... Były tak... zwykłe. Odsunęła się do swojej poprzedniej pozycji z wyraźnym niezadowoleniem na twarzy. Coś jej tutaj nie pasowało. Tylko jeśli to był fałszywy Ichizo to skąd znałby jej imię? Ach, znowu tyle pytań.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.10.15 9:21  •  Brzeg jeziora Donghae Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Zaśmiał się głośno i oparł plecami o ławkę.
- Aż tak się za mną stęskniłaś? - Podniósł jedną brew i wbił w nią zaciekawione spojrzenie.
Nadal odbierał to jako dobry żart, bo jakżeby inaczej to odbierać? Znali się przecież od wielu lat i jakoś nigdy się specjalnie ku sobie nie mieli. A może jednak? Może wymordowany po prostu tego nie zauważył? Niee. Anielica przecież nie była zainteresowana taką relacją. Raczej.
Ponownie się zaśmiał, ale zaraz później na jego twarzy pojawił się nieprzyjemny grymas. Zbyt długo nie musiał nosić soczewek, przez co jego oczy się od nich odzwyczaiły. Niby chwilami o nich zapominał, ale przesuszony narząd wzroku raz po raz dawał o sobie znać. Do tego ten zamglony obraz w miejscach, gdzie źrenica chowała się pod zabarwioną częścią szkieł kontaktowych. To było strasznie irytujące, ale cóż mógł poradzić? Będzie musiał się do tego znowu przyzwyczaić, bo niestety, tej części swojego gadziego wyglądu nigdy nie będzie w stanie "naturalnie" ukryć. Biokineza mu na to nie pozwalała.
W sumie. To nadal było mniej irytujące niż pojawiające się czasem łuski. Tych nie dało się czasem zamaskować i trzeba było się ich jakoś pozbywać. Odruchowo podrapał się po szyi, na której widniały jeszcze ślady po trzech wyrwanych łuskach. Dla niewtajemniczonego mogło to wyglądać, jakby Ichizo się po prostu zaciął.
Spojrzał na anielicę nieco zaskoczony. Szybko zauważyła różnice w jego wyglądzie. Nawet bardzo szybko. Czyżby zwykła aż tak uważnie go obserwować? Miejsce, w którym usiedli było słabo oświetlone przez nawet jego naturalne oczy byłyby tu bliskie owalowi i nie wzbudzałyby podejrzeń. Kolor szkieł również nie odbiegał aż tak od normalnego.
Mimo to, coś jej nie pasuje. Ciekawe.. Chyba zwraca na mnie dość dużo uwagi.
Bez zastanowienia zdjął okulary i przysunął się do niej gwałtownie, nachylając się tak, by ich twarze znalazły się na równi. Brakowało może jednego centymetra by stykali się teraz nosami.
- Spostrzegawcza jesteś, wiesz? - Zaśmiał się. - W Mieście nastały ciężkie czasy dla nie-ludzi. Odkąd mieszkańcy wiedzą o wirusie, zwracają większą uwagę na dziwny wygląd. Dlatego nawet ja, mały szarak, który praktycznie nie różni się od nich, musi pilnować takich głupot jak pionowe źrenice. - Przekrzywił głowę, nie odrywając swojego przenikającego spojrzenia od oczu Dumah. - Światło nie jest tu najlepsze, ale z tej odległości nawet ty powinnaś móc dostrzec miejsce, gdzie to dziadostwo się kończy. - Mówił teraz o cieniutkim okręgu widocznym na białku oka. Drugą sprawą były bardziej połyskujące niż zwykle oczy. Niestety, niektórych rzeczy nie dało się przeskoczyć.
Czy mężczyzna naruszał teraz jej przestrzeń osobistą? Być może. Czy coś sobie z tego robił? Bynajmniej nie. Tak już miał w zwyczaju, że bez pytania ładował się ludziom do ich strefy komfortu. Chyba za bardzo lubił obserwować wtedy ich reakcje, a te bywały naprawdę zabawne.


Ostatnio zmieniony przez Poison dnia 04.10.15 23:09, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.10.15 13:01  •  Brzeg jeziora Donghae Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Tęsknota. Czym ona właściwie była? Czy to ten gwóźdź wbity w duszę, który wywołuje zakażenie i nie pozwala normalnie funkcjonować? A może ten ból to strach, niepewność – coś zupełnie innego, co podszywa się za tęsknotę. A może to wszystko razem współgra, łączy się, przeplata, aby tylko duszy nie dać odetchnąć i zamęczyć...? Jeśli to było to uczucie, to Dumah nie żywiła go względem jednej, określonej rzeczy. Anielica nieustannie tęskniła za spokojem rasy ludzkiej, za własnym spokojem i spokojem rzeczy spoza jej zrozumienia, które parszywy Stwórca skrył nawet przed tymi, którzy byli u jego boku niemalże od zawsze. Chciała nie tęsknić, w końcu po co rozrywać swoją duszę, skoro może i to powstrzyma zakażenie, jednakże samo w sobie jest na równi niszczycielskie. Ona potrzebowała zbawienia, jakiego przed laty dostąpiła rasa ludzka, jeszcze całkiem nieświadoma tego, że to tylko prolog całkowitego oczyszczenia ich poprzez śmierć. Co mogło być jej zbawieniem? Coraz częściej wydawało jej się, że by zbawić siebie musi zbawić wszystko, jednakże zadanie było na tyle ogromne, że nie potrafiła znaleźć jego początku, choć mógł być on tuż pod jej nosem. Przerabiała już wiele scenariuszy – zrównanie wszystkiego z powierzchnią ziemi, by uwolnić innych od tego losu; próba powrócenia do niebios, by odkryć co tam się dzieje w poszukiwaniu śladów, które mógł po sobie zostawić Bóg, a być może nawet odnalezienie i zabicie go – w końcu skoro jego największy twór jest śmiertelny, to czy i on nie jest? Jej niepokalana natura zmarła, aby narodziła się prawdziwa wolność. Nie było Boga, nie było przykazań, „wrodzone” cechy zaczynały milknąć z upływem czasu. Ona była wolna, lecz jej wolność była odpowiedzialnością. Czym w takim wypadku był dla niej mężczyzna siedzący obok? Czego mogła w nim szukać? Był dla niej tylko owocem boskiego sadyzmu, czy czymś więcej? Czy mógł łamać dotychczasową konwencję jej tęsknoty, być określonym kształtem, sensem, za którym tęskniła? Nie. Był drobinką piasku w wielkiej otchłani pustyni, a jednak to jego sympatyzowała i inne ziarnka wydawały się przy nim mniej istotne. Był żywym dowodem na to, że świat bez Boga może istnieć, że On wcale nie jest potrzebny dla życia. Był nadzieją. To dzięki takim jak on wiedziała, że świat nie ma zginąć, aby zaznać spokoju. Gdyby tylko on mógł to wiedzieć...
Uśmiechnęła się szerzej. Ciężkie czasy dla nie-ludzi? Cóż miały powiedzieć anioły? Uwięzione w potrzebie ratowania ludzkości, która jednocześnie widziała w nich współwinnych obecnego stanu rzeczy. Ona zdołała poluzować kajdany, jednak tylko na tyle, by odejść nieco dalej niż reszta. - Ichizo, różnisz się. – wypowiedziała słowa, których on na pewno był świadom, jednak przed chwilą im zaprzeczył. Odsunęła się odrobinę, ale tylko po to, aby zrobić miejsce swojej dłoni, która ułożyła na jego policzku, po którym przebiegała blizna. Opuszkami palców przejechała po linii, która zaburzała harmonię jego twarzy. Jednak to nie trwałe okaleczenie jego lica najbardziej skupiało jej uwagę. To oczy, które zwykle zdobiła pionowa źrenica, teraz skryta pod soczewką. Cóż za strata dla ludzkości, że przez strach omijał ich widok tak nieprawdopodobnie cudownego zjawiska – wielu połączyło się z ssakami zdobywając odrobinę więcej zarostu tu i tam, jednak to on, sam będąc ssakiem, zdołał połączyć się z gadem.
Ona również nie bała się naruszyć jego strefy intymnej. Nie rozumiała strachu przed ciałem, jednak respektowała takowy u innych i własną postawę dostosowywała do cudzej, a w tym wypadku była to jego postawa. Odsunęła srebrzystą grzywkę opadającą na jego czoło drugą, dotychczas wolną ręką i wbiła wzrok w jego oczy. Linia była ledwo zauważalna, jednak była w stanie wychwycić różnicę. - Powinieneś nosić okulary przeciwsłoneczne. Oszczędziłbyś sobie nieprzyjemności. – pouczyła go z kamienną twarzą. Gdyby ktoś miał okazję zaobserwować ich spotkanie, to musiałby być niezmiernie zdziwiony – na pierwszy rzut oka to ona była młodsza, a jednak to jej, a nie jego, wiek był niemożliwy do oszacowania.
Ponownie przybrała na twarz uśmiech starając się ocieplić swój wizerunek. Naturalne dla ludzi zachowanie zawsze motywowało rozmówcę do większej otwartości.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.10.15 19:15  •  Brzeg jeziora Donghae Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Przyglądał się jej z przekrzywioną głową i z niemym zaciekawieniem. Nawet nie drgnął, gdy wyciągnęła rękę w kierunku jego twarzy. Nie odsunął się również, gdy położyła ją na jego policzku i pogładziła bliznę. Wydawał się nie zwracać na ten gest uwagi. Cały czas przypatrywał się jej oczom, jakby miał z nich odczytać nurtujące ją myśli.
Uśmiechnął się do niej przyjaźnie, gdy przeczesała mu włosy. Cieszyło go, że nie jest kolejną osobą, która czuje się nieswojo, gdy ktoś jest blisko niej i od razu się odsuwa. Mimo iż zwykle bawiło go to zachowanie i lubił się tak naigrywać z ludzi, to jednak czasem go to po prostu drażniło. Rozumiał, że bliska obecność osoby, której się nie ufa może nie być komfortowa, ale bez przesady. Żeby nie móc się skupić? Żeby mieć problem z normalnym funkcjonowaniem? Żeby choć na chwilę, dla przyjemnego spędzenia czasu nie móc zapomnieć o tych ograniczeniach, które sobie narzucali? Tak, czasem to było irytujące.
Na szczęście w wypadku Dum tak nie było. Ona jako jedna z nielicznych miała w tym wypadku podobne podejście i bliskość drugiej osoby (nawet gdy była ona niebezpiecznym psychopata) jej nie przeszkadzała.
Zaśmiał się ciepło i lekko odsunął by z nadal przekrzywioną głową, spojrzeć na rozgwieżdżone niebo.
- Wydaje mi się, że w tej chwili w przyciemnionych okularach wzbudzałbym większą sensację niż bez soczewek. - Zaśmiał się jeszcze raz. Tym razem bezgłośnie i wrócił do poprzedniej pozycji.
- Z resztą - skrzywił się - nie lubię ciemnych okularów. Chyba nawet bardziej niż tych głupich soczewek. - Znowu się zmarszczył i zacisnął mocniej oczy, by następnie je potrzeć.
Ile to już godzin je dzisiaj nosił? Chyba za długo. Zdecydowanie za długo. Oczy naprawdę go piekły.
Taka mała rzecz, a taka irytująca.
Westchnął i odsunął się od niej, by się rozprostować. Ciągle nie otwierając oczu, oparł się plecami o ławkę i rozłożył ramiona na oparciu tak, że ręce prawie zwisały mu po obu stronach. Jedno z ramion rzecz jasna biegło teraz za anielicą.
Wymordowany siedział tak przez chwilę z twarzą skierowaną w stronę księżyca i głęboko oddychał. Powietrze tutaj pachniało zupełnie inaczej niż Desperacja. Było czuć trawę, kwiaty, wodę. Ba, czystą wodę. Do tego ta cisza. Przerywana co jakiś czas przez świerszcze lub wskakującą do wody żabę. Było tu tak spokojnie, że łatwo się było zapomnieć. Yoshizaki widział chyba tylko jedno miejsce na pozór piękniejsze od tego. Eden. Baśniowa wręcz kraina, którą anioły stworzyły na terenie Desperacji. Wspaniały azyl pełen dobroci, miłości i przyjaźni. Tak przesłodzony, że aż można się porzygać. Wymordowany trafił tam kiedyś, gdy któraś z tych dobrych, skrzydlatych dusz znalazła jego nadgryzione chuchro na Czerwonej Pustyni. Wzięli go do siebie i wyleczyli. Niestety nie został tam na długo. Nie mógł. Nie potrafił. Za dobrze wiedział, że to nie jego miejsce. Istoty tam żyjące ciągle oszukiwały się, że gdzieś na górze jest Koleś, który jeszcze do nich wróci i wszystko wróci do stanu sprzed apokalipsy. Ba, ze będzie jeszcze piękniej! Wszędzie kwiatuszki i miłość.
Zaśmiał się na myśl o tym. Niby nie miał nic do przekonań innych osób, ale kiedy te osoby próbowały mu narzucić własną ideologię, do tego tak mocno kontrastującą z jego stylem życia, to doskonale wiedział, że się nie dogadają i woli się ulotnić. Nie był osobą konfliktową. Kłócenie się o takie głupoty jak wiara albo jej brak go nie interesowało.
Wziął kolejny głęboki oddech, który tym razem sprowadził go na ziemię. Lekki powiew wiatru przygnał mu do nozdrzy zapach Dum, o której znowu zapomniał.
Ehh. Dzisiaj zdecydowanie nie mam do tego głowy. Zero koncentracji.
Zaśmiał się do siebie i odwrócił twarz w stronę anielicy, otwierając oczy. Odepchnął się od ziemi lewą nogą i przysunął znowu do kobiety tak, że stykali się teraz nogami, a on praktycznie ją obejmował.
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie - zamruczał z uśmiechem. - Cóż cię tu sprowadza Dum? - Nachylił się nieco, by być z nią twarzą w twarz.


Ostatnio zmieniony przez Poison dnia 04.10.15 23:08, w całości zmieniany 3 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.10.15 19:55  •  Brzeg jeziora Donghae Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
W ciszy obserwowała jak mężczyzna oddaje się kontemplacji. Nie można powiedzieć, by specjalnie była zainteresowana o czym on myśli, bo gdyby okazała się obiektem niekorzystnych przemyśleń, to prędko by się o tym dowiedziała. Nigdy nie śmiałaby oskarżyć o bycie nie niebezpiecznym, toteż trzymała się na baczności, choć nie dawała po sobie tego poznać. Zresztą, komuż miała ona ufać? Własny rodzic wypiął się na nią przy okazji nieomal prowadząc do zagłady całej Ziemi – nie można się dziwić, że ma problemy z okazywaniem zaufania. Okazywanie innym, że respektuje się ich jako potencjalnie godnego przeciwnika nikomu nie służyło; wnet tacy się puszyli niczym dumne pawie przekonane o tym, że skoro stary anioł nie uważa ich za bezbronne dzieciaczki to są kimś. Ta nie do końca skrzydlata już istota tysiąc lat temu zatrzymywała trzęsienia ziemi, a oni rozumy zaczynają zjadać, bo nie jest pewna, że na nich paznokcia nie złamie... Niedorzeczne, po prostu niedorzeczne. Rzecz jasna Dumah nie była tak potężna, czy pewnie w ogóle potężna, jednak lepiej egzystować w przekonaniu, że będąc starszym od ludzi jest się silniejszym od świerszcza.
Jej uwadze nie umknęła pozycja, w której się znaleźli. W każdym momencie mogła znaleźć się w jego uścisku, a taka opcja rodziła zagrożenie dla jej biednej czaszki – pomimo tego bardziej przejmowała się tym, że stykali się nogami. Poison nie szczędził sobie jakiekolwiek poczucia przestrzeni wokół ciała i stwarzał wrażenie jakoby już całkiem był wężem i powoli obwijał się wokół niej, aby zmiażdżyć żebra i pożreć w całości. Czy taki był jego zamysł? Czy zbroja była w stanie obronić ją przed takich rozmiarów gadziną? Głowa i dolne partie ciała pozostawały niechronione. Jeśli nie łeb, to nogi i wtedy mogłaby się już jedynie czołgać. Nie mogła odlecieć – sama się pozbawiła takiej możliwości. Czy ona zbyt dużo snuła? A może właśnie przewidywała swoją bliską przyszłość?
Jedną dłoń oparła na jego udzie, a drugą pokryła rękę, którą starał się ją objąć. Odchyliła głowę, a włosy muskając jej skórę odkryły szyję. - Odpoczywam. Starzy muszą czasem zaznać odrobiny spokoju, gdy nie mogą zaznać go w grobie. Powinieneś choć trochę o tym wiedzieć. – odpowiedziała mu. Trudno powiedzieć, czy kłamała, bo nie dawała tego po sobie poznać. - Ichizo, czy ty naprawdę tak bardzo pragniesz mojej bliskości, że wprost nie możesz się ode mnie oderwać? – zaszczebiotała słodko w pokrętny sposób zdradzając, że przed chwilą myślała nad tym, jak z taktycznego punktu widzenia jego pozycja była korzystna, gdyby zdecydował się ją zaatakować. Czyżby był taktykiem? Nie mogła tego wiedzieć, jednak zgodnie z jej przekonaniem nic nie było dziełem przypadku, więc i być może jego postawa nie była. Któż to wie... Ach, tak – przyszłość.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.10.15 20:26  •  Brzeg jeziora Donghae Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Mężczyzna czuł się przy niej całkowicie swobodnie przez co nie zwracał większej uwagi na swoje zachowanie (taa, jakby na co dzień to robił). Przez swój brak koncentracji nie zauważył nawet, że kobieta może poczuć się w tej chwili trochę przez niego osaczona. Niestety, taki był urok jego wielkiego ciała, gdzieś się ono musiało znajdować.
O dziwo, nie rozważał w tej chwili nawet możliwych sposobów na zabicie jej. Część świadomości odpowiedzialna za tego typu myśli czekała uśpiona na odpowiedni moment. Nie był to jednak głęboki sen. Morderczy instynkt, który budował się w nim przez te wszystkie lata był już chyba zbyt silny, by móc się od niego tak po prostu uwolnić. Z resztą, przecież i tak nie chciał tego robić. Tu już nawet nie chodziło o przetrwanie. Eliminowanie zagrożenia czy zdobywanie pożywienia zeszły na dalszy plan. Tak naprawdę, robił to głównie dlatego, że to lubił. A na pewno lubiła o jakaś jego część. Jakaś schowana głęboko w zakamarkach umysłu część, której na co dzień nie pozwalał się wydostać. Mimo wszystko, nadal tam była, a inni ją dostrzegali, chociażby nieświadomie.
Rzucił okiem na jej rękę, która niespodzianie znalazła się na jego nodze, ale natychmiast wrócił do jej twarzy. Skinął lekko głową na jej odpowiedź. Wydawała się sensowna i to mu wystarczyło. Czy kłamała? Może. Ale Ichizo nie zamierzał drążyć tematu, który tak naprawdę mało go interesował. Najwygodniej było udawać, że przyjął jej wersję bez zastrzeżeń.
Zaśmiał się i wzruszył ramionami.
- Nic na to nie poradzę, że jestem duży i próba rozprostowania się sprawia, że zajmuję całą ławkę - odparł lekko patrząc na swoje ramiona. Dopiero teraz zorientował się, że nadal trzyma w dłoni swoje okulary. Założył je na nos i oparł ręce na kolanach, uwalniając tym samym Dumah ze swojego "uścisku". Odległości między nimi jednak nie zwiększył.
Znów spojrzał jej w oczy.
Mała, słaba Dumah. Jak to się stało, że przygnał cię aż tutaj? Że takie drobne istotki, jak anioły nie zginęły w tym okrutnym świecie?
Zapatrzony w jej twarz i zamyślony, bezwiednie pogładził ją palcami po policzku.
- Mimo waszych mocy, tak łatwo was skrzywdzić. Choćby teraz - wyszeptał z tym samym, lekko uśmiechniętym wyrazem twarzy.
Zaśmiał się pod nosem, cofając rękę i podpierając się na niej. Łokieć trzymał na udzie, a palcem wskazującym pocierał dolną wargę, cały czas wpatrując się w anielicę jakby o czymś myślał.
Choćby teraz. Wszystko zależy od inicjatywy. Kto pierwszy ruszy. Kto pierwszy zaatakuje. Mam marne szanse z jej mocami w otwartej walce, ale jeśli to ja zaatakuję...
Zaśmiał się, ściągając okulary.
- Taka bezbronna wobec otaczającego ją świata. Wobec mnie. - Uśmiechnął się po nosem.
- Nie ruszaj się - syknął nagle i w mgnieniu oka jego twarz pojawiła się centymetry od twarzy Dum. Jego spojrzenie się zmieniło. Te oczy nie były już i wesołe i przyjazne. Raczej pełne pogardy i rozbawienia. Zimne. To było spojrzenie mordercy.
Uśmiechnął się szeroko wiedząc, że trzyma ją teraz w szachu. Mógł zrobić wszystko. Czuł się jak drapieżnik, który dorwał właśnie swoją ofiarę. Uwielbiał to. Uwielbiał władzę, jaką dawał mu posiadany artefakt. Mógł dzięki niemu zmusić ludzi praktycznie do wszystkiego. Nawet do tego, by sparaliżowani i przerażeni, patrzyli jak tnie ich na kawałki.
- Dlaczego ty się ze mną właściwie zadajesz, Dum? - wyszeptał czule ponownie gładząc ją po policzku i z uśmiechem wpatrując się w nią. Niestety, jego oczy nadal wydawały się być niepokojąco zimne.
- Przecież doskonale wiesz, ze w każdej chwili mogę zmienić się w przeszło tonowe bydle mogące cię pożreć - dodał lekko. - Wiesz również, że nie miałbym oporów, by to zrobić. A jednak tu siedzisz. - Zaśmiał się i przysunął jeszcze bliżej. Oparł swój nos tuż obok jej. Ich oczy dzieliło kilka centymetrów.
- Dlaczego? - wyszeptał z nienaturalnym uśmiechem.
______________________________
Użycie artefaktu (1/3) -> Dumah nie może się poruszać
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.10.15 21:23  •  Brzeg jeziora Donghae Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Zmrużyła oczy czując jak gładzi jej policzek. Uważała za uroczo to, że postrzegał ją jako słabą. Była skłonna pokazać mu dokładniej jak anioły są delikatne, jak na wskroś skażone dobrocią, która wypaczyła to wszystko, co człowiekowi dawało siłę. Po co? Po to by pokazać, jak te skrzydlate monstra z pięknymi maskami czerpią siłę z tej słabości. Jak poruszają ziemię i niebo, morza wody i ognia – jak poruszają światem. Rzecz jasna na tak wielką skalę było to niemożliwe, szczególnie od kiedy stała się wyklętą pośród swoich, jednak sama w sobie nadal posiadała siłę i była w stanie należycie ją zaprezentować.
W ciszy słuchała jego monologu. Czyżby zwierz budził się ze snu? Czyżby tak długo spał, że cichy sygnał jaki wysłała pozwolił go wybudzić, bo nie potrafił znieść ani chwili dłużej w krainie mar sennych? Czekała aż skończy, aż ucichnie. Aż da jej szansę na odpowiedź. Nie mogła ruszyć swoim ciałem, a mu wydawało się to własną zasługą – gdyby nie wykorzystał artefaktu, nie ruszyłaby się wcale tak jak i teraz. Pewne decyzje były jedynie pozorem. Nie robiła na niej wrażenia jego nagła zmiana postawy. Ona go doskonale znała, choć on sam nie mógł do końca o tym wiedzieć. Tutaj nic nie działo się przypadkiem, a szczególnie te pomniejsze, rzadkie, szczęśliwe zrządzenia losu, którym w ukryciu pomagała. Dla niej obserwowanie nie było czymś nowym. Dla niej to był sposób na spędzenie egzystencji, a on był jedną z tych gadzin, które bardzo chętnie obserwowała w terrarium, w którym teraz sama się zamknęła – nieopatrznie bądź świadomie.
Jej lico nie nosiło śladów znaku. Wciąż przypatrywała się mu przez okno swoich zmrużonych oczu. Jej ciepły oddech omiótł jego usta, gdy już zbliżył się na tyle, że nie było pomiędzy nimi żadnej przestrzeni. Rozchylone wargi początkowo zadrżały, gdy walczyła z nieopanowanym odrętwieniem ciała, które całkiem pozbawiło ją władzy od szyi w dół. - Wszyscy jesteśmy szaleni, Ichizo. Doceniam, że tego nie ukrywasz. – odpowiedziała mu i pokusiła się o blady uśmiech, który nie gościł na jej twarzy zbyt długo. - Jak ja. – dodała, a jej twarz przybrała wyraz śmiertelnej, acz rozgoryczonej powagi. Zachichotała cicho, krótko. Znów uśmiechała się odwzorowując jego własny uśmiech. - Połknij mnie, jeśli nie boisz się, że wyżrę cię od środka. – wyszeptała w jego usta nie zrywając kontaktu wzrokowego, z czym nie miała większych problemów. Jeśli jakimś cudem zdołałby ją pożreć w całości naśladując swoich mniejszych, pokrytych łuskami pobratymców, to kościec jej skrzydeł przebiłby jego trzewia czyniąc go motylem – nie spodziewajmy się jednak za wiele; skrzydła wężowej larwy nie wzniosłyby go zbyt wysoko w tym świecie, lecz zaniosłyby go prosto pod dawien sąd boży, który dziś byłby jedynie zutylizowaniem jego zmęczonej duszy wprost do niebytu. Niewątpliwie byłby to piękny widok – dwie istoty połączone w jedność, by dostąpić czegoś większego. Czegoś, co dawniej było jej prawem, a dziś musiałaby za to oddać wszystko co miała – duszę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.10.15 21:39  •  Brzeg jeziora Donghae Empty Re: Brzeg jeziora Donghae
Czy unieruchamianie jej było konieczne? Czy coś zmieniało, jeśli sama również nie zamierzała się ruszyć? Na pierwszy rzut oka, nie miało to znaczenia. W rzeczywistości jednak było częścią czegoś większego. Całego tego przedstawienia. Zmiana barwy głosu, wyglądu oczu, gwałtowne ruchy, pokazanie swojej władzy. Wszystko to tworzyło jedną, spójną całość. Niby każdy z tych czynników z osobna nie był do niczego potrzebny, to jednak wszystkie składały się a jedną całość. Na Poisona. Jego charakter, zachowanie i styl. Nie mógł się oprzeć tym wszystkim małym rzeczom, które robił. A nawet jeśliby mógł, to nie widział w tym żadnego sensu. Lubił efekt, jaki stwarzały. Nawet jeśli na Dumah nie robiło to większego znaczenia. Z resztą, nie spodziewał się go. Sam fakt, że jakoś z nim do tej pory wytrzymała świadczył, że nie powinna uciec z krzykiem, kiedy tylko zacznie się zachowywać trochę mniej normalnie.
Uśmiechnął się szerzej, ukazując wszystkie zęby, gdy usłyszał jej odpowiedź. Czy była szalona? Z mniejszym lub większym stopniu na pewno. Pewnie za to ją właśnie lubił. Różniła się od tych wszystkich słabych istotek, które uciekały z krzykiem, gdy tylko rozmówca okazywał się być niezrównoważony. Nie były w stanie odróżnić, kiedy Ichozo tylko się z nimi przekomarzał, a kiedy naprawdę chciał je skrzywdzić.
Oni naprawdę sądzą, że gdybym chciał im coś zrobić, to zdołałyby się uwolnić? Urocze.
Zaśmiał się, nie przestając się szeroko uśmiechać. Zaczął kręcić powoli głową, co poskutkowało pocieraniem nosa anielicy raz po raz.
- Niee. To byłoby zbyt nudne. Żywa jesteś znacznie ciekawsza. - Zaśmiał się odsuwając na odległość kilkunastu centymetrów, by móc się jej lepiej przyjrzeć. Przekrzywił głowę, jakby się nad czymś zastanawiał.
Zabijanie jej zdecydowanie nie było dobrym pomysłem. Nawet Yoshizaki nie widział w tym żadnego celu. Co by mu to dało? Chwilę zabawy. Dźwięk łamanych kości, zanim by ją pożarł. Pożywienie na kilka tygodni, które nie jest mu teraz aż tak potrzebne, bo w Mieście jest go pod dostatkiem. To bardzo mało w porównaniu do tego, co by stracił. Ba, nie byłoby nawet, podnoszącej nieco poziom adrenaliny, emocjonującej walki. Zwykły posiłek. Nuda. Nuda, której nie znosił. Lubił rutynę, ale nudy nienawidził.
Prychnął i zaśmiał się sam do siebie.
- Ale kto powiedział, że muszę cię zjadać, by cię skrzywdzić? Czy tylko na to mnie stać? Na połykanie zmiażdżonych ludzkich zwłok? A może połykanie ich żywych, co jest nie praktyczne, ale znacznie bardziej przerażające? - Zachichotał, przykładając sobie rękę do twarzy. - Nie, jest przecież tyle innych, ciekawych metod na krzywdzenie ludzi. Tyle różnych rzeczy do przetestowania. - Znowu mówił do siebie. Jego oczy były teraz skierowane na Dum, ale jej nie widziały. Patrzyły na jakiś obraz malujący się w jego głowie. Niebywale piękny dla niego obraz.
Nagle, to wszystko się skończyło. Równie nagle, jak się pojawiło. Poison znów patrzył na anielicę i się jej przyglądał. Uśmiechnął się jakby łagodniej.
- Ale właściwie, po co mam cię krzywdzić, Dum? Przecież cię lubię. - Przerwał na chwilę, jakby na tym miała zakończyć się jego myśl.
- Mogę przecież zrobić z tobą wiele innych rzeczy. - Na jego twarzy znów pojawił się tajemniczy, szeroki uśmiech, po czym bez ostrzeżenia i w jednej chwili wpił się w jej usta, przytrzymując jej głowę trzymaną we włosach ręką.
Dlaczego? Ot tak. Bo miał taki kaprys. Wiele jego zachowań miało na celu zaspokojenie chwilowej zachcianki.
Z resztą, czy ktoś mógł go przed tym teraz powstrzymać?
______________________________
Użycie artefaktu (2/3) -> Dumah nie może się poruszać
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach