Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

Go down

Pisanie 02.11.15 20:48  •  Wielki Targ - Page 4 Empty Re: Wielki Targ
Być może nie miał wpływu, lecz nie czuł się, że to go jakkolwiek usprawiedliwiało. Był żołnierzem i tak jak w czasie misji na Desperacji życie jego ludzi zależało od niego, tak tutaj sytuacja nie przedstawiała się inaczej. Z tą tylko różnicą, że nie można mu było biegać z bronią i wymagać całkowitego posłuszeństwa ze strony Lis. Do tego zagrożenia były trochę bardziej...specyficzne. Tak, stwierdzenie, że wojskowość przeżarła osobowość Spadzińskiego do cna jest jak najbardziej trafne, lecz Lis tego jeszcze nie wie.
- Będzie. Czekaj, powinienem mieć coś w plecaku. - Zauważył, po czym zatrzymał się i zaczął przeglądać rzeczy w plecaku. Prócz siatek z jedzeniem znalazła się ortalionowa bluza z długim rękawem. Średnio deszczo lub zimno odporna, lecz wiatro - jak najbardziej tak. Adrian lubił nosić trochę luźniejsze rzeczy więc taka bluza będzie wyglądała na Lis, jak dość niestandardowa sukienka. - Mam nadzieję, że rodzice się o ciebie nie martwią. Masz możliwość jakiegoś skontaktowania się z nimi? - eliminator ciągle żył w przekonaniu, że Lis jest nieletnia, a co za tym idzie wizą nad nią opiekunowie, którzy mogą również zacząć wisieć nad nim z zawiści.
- Nie przejmuj się jedną batalię o kubek z nią przetrwałem. Co prawda wówczas oddałem go jej w całości...Jak jednak zniszczyłem t drzwi w łazience to w sumie dużej afery o nie nie robiła, więc może o rower też nie zrobi. W razie czego ciągle jestem od niej silniejszy więc powinienem przeżyć. - Pierwszy raz od początku tej felernej podróży uśmiechnął się łobuzersko. Wszystko przez wspomnienie tej ostatniej łazienkowej batalii, która toczyła się między nim, a Adavieną. Jednocześnie poczuł zmęczenie gdy pomyślał ile być może przyjdzie mu się z nią chandryczyć o ten głupi rower. Miał nadziej, że nie jest osobą sentymentalną.
Zaczynało się ściemniać, kiedy do ich uszu doszły doszły ludzkie odgłosy. Jeszcze nie widzieli do kogo należą, lecz na pewno przed nimi ktoś był. Musiał. Adrian przyśpieszył kroku, czując jak skarpetki zdarzyły mu zawilgotnieć w końcu miał na nogach klapki. Skąd miał wiedzieć, że będzie brodził w wilgotnych liściach? W każdym razie szli tak i szli, a im bliżej byli tym więcej widzieli. Najpierw w oczy rzuciły im się namioty. Trzy spore namioty polowe. Potem ognisko i słup dymu. Liczne stoły ustawione pod ataną oraz...szalejących w rytm japońskiego disco lat zamierzchłych grupę emerytów. Jedni tańczyli, drudzy siedzieli przy ognisku z kijkami, inni przy stole gawędzili...Ktoś ich chyba też zauważył. Wojskowy był pewien, że ktoś na nich patrzy, lecz ie spodziewał się, że ten ktoś zajdzie ich z tyłu i obwiesi się na nich z zaskoczenia. Polak nie miał pojęcia, że miał być to tylko niewinny żart. Zareagował instynktownie. Złapał dziadka za ramię i przerzucił spektakularnie przez bark, tak, że ten po chwili leżał na ziemi.
- Na Boga, życie Ci niemiłe staruszku? - Polak się przejął i po chwili już klęczał nad starcem, który się...śmiał.
- Hiehie! Miłe było wystarczająco długo! Hiehie! Też miałem za młodu taki refleks! Słowo!
- Akihiko, czemu straszysz te biedne dzieci! - Odezwała się nagle równie wiekowa kobiecina, której biust w biegu niepokojąco się kołysał. Twarz jednak miała wyjątkowo przyjemną w odbiorze. Taka typowa babcia co nakarmi wszystkich na ziemi i der podsunie. - Wybaczcie najmocniej, ostatnie szare komórki jakie posiadał ewakuowały się już jakiś czas temu. Swoją drogą co wy tu porabiacie w takich strojach?! - Obiegła z trwogą po żonobijce Kaukaza i szortach Lis.
- Właściwie to się zgubiliśmy i...
- Och biedne moje robaczki! Chodźcie do ogniska. Ogrzejecie się, zjecie coś dobrego. Dla dwójki takich kruszynek znajdzie się miejsca. Już, już. - Wzięła entuzjastycznie Lis pod pucowate ramię. Adrian poszedł za nią, ciągnąc za sobą staruszka którego chwilę wcześniej niechcący znokautował, słuchając w drodze o jego wspaniałości za młodu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.11.15 14:53  •  Wielki Targ - Page 4 Empty Re: Wielki Targ
- Och, dziękuję. - Wzięła bluzę z rąk eliminatora i wciągnęła ją na siebie. Musiała wyglądać w niej jak jakaś sierotka ocalona z wojny, bo w rękawach mogła bez wysiłku schować łapki aż po same dłonie, zaś cały ubiór sięgał kawałek poza linię krótkich spodni. Zawsze to jakaś dodatkowa warstwa, która o wiele lepiej izolowała od wiatru i chłodu niźli cieniutki, ażurowy sweterek.
Zabawne, bo czuła się trochę jak dziecko w towarzystwie opiekuńczego starszego brata, a przecież narzucone odgórnie role dla tego dwójki wyglądały dokładnie na odwrót. To Lise powinna dbać o to, by jej podopieczny miał się dobrze, by nie działa mu się krzywda i żeby był jakoś moralnie wyprostowany. Wyglądało jednak na to, że schemat obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni; w sumie nie było to wcale takie rzadkie zjawisko - wprawdzie anielica w ogóle istniała po to, by służyć ludziom, to jednak oni bardzo często odczuwali opiekę nad tym maleństwem. Trudno się temu dziwić, skoro sprawiała wrażenie bardzo kruchej i delikatnej, wręcz bezbronnej wobec całego zła tego świata. A że potrafiła złapać za skalpel i bez mrugnięcia okiem rozbebeszyć pacjenta w celu uratowania mu życia... to już inna sprawa.
- Spokojnie, rodzice nie będą się martwić. Wiem, że wyglądam na młodszą niż jestem naprawdę, ale nie mam godziny policyjnej o dziewiętnastej - zaśmiała się cicho na koniec swojej wypowiedzi. Jeżeliby liczyć, że maksymalna godzina powrotu do domu wydłuża się wraz z wiekiem, to Lotte po przeliczeniu miałaby od swoich rodziców - gdyby ich w ogóle miała - chyba dobre kilka lat więcej, niż osoba w wieku takim, na jaki dziewczyna wyglądała. Jej jednak nikt tak naprawdę nie pilnował. Dopiero gdyby coś się złego stało, mogłaby mieć potrzebę zaalarmowania kogoś z organizacji, ale tego przecież nie powie Polakowi. Jeden pieron go tam wie, z kim trzyma. Wyczuwała u niego odrobinę żołnierskiej postawy, ale nie chciała sądzić po pozorach i oceniać czegoś, o czym tak naprawdę jeszcze nie ma pojęcia. Ale tego prędzej czy później będzie musiała się dowiedzieć, gdyż stan rzeczy mógł ewentualnie być bodźcem do podwojenia wszystkich środków ostrożności w kontaktach z podopiecznym. Zresztą, żadne z nich nie wiedziało, że tak naprawdę już się ze sobą zetknęli w trakcie ataku na jedno z laboratoriów.
- No to dobrze. - Uśmiech na jasnej twarzyczce nieco jej się poprawił, w miarę jak odzyskiwała humor. Dobrze było widzieć, że jej towarzysz także nie traci względnie dobrego nastroju, skoro już tyle przykrych wypadków ich dzisiaj spotkało. - Zresztą, gdyby miała być zła, zawsze mogę z nią porozmawiać. Na pewno by się wtedy nie denerwowała - stwierdziła, wyobrażając sobie takową sytuację. Nie wiadomo, czy rower dla adrianowej współlokatorki mógł być aż tak ważny, by miała się bardzo pieklić z powodu jego utraty. Ale gdyby "winowajcy" nie udało jej się przekonać do zachowania stoickiej postawy, mogłaby temu podołać anielica, która dość często stawała w podobnej sytuacji: jako arbiter pomiędzy zwaśnionymi lub co gorsza, osoba przynosząca złe wieści.
Usłyszawszy gdzieś w oddali ludzkie głosy, zaciekawiła się. Co można było robić w lesie gdzieś na jakimś odludziu przy takiej pogodzie? Czyżby ktoś był na tyle uparty, by nie odłożyć swojego zaplanowanego pikniku choćby nie wiadomo co? Cóż, nie przekonają się, dopóki nie podejdą bliżej.
Nagłe zdarzenie ze staruszkiem-dowcipnisiem trochę ją przestraszyło, a o zaskoczeniu już nawet nie ma co wspominać. Trudno stwierdzić, czym zdziwiła się bardziej, czy dziadkiem naskakującym na nich od tyłu, czy faktem, że ten niespodziewanie wylądował na ziemi w może dwóch sekundach.
Zanim zdążyła wypowiedzieć choćby słowo, znikąd pojawiła się pucołowata babuleńka i ujęła anielicę pod ramię. Nie miała więc większego wyjścia i pozwoliła się zaprowadzić w okolice ogniska, chociaż cały czas zerkała przez ramię, czy Polak na pewno znajduje się nieopodal. Może znała go tylko kilka godzin dłużej niż zgraję emerytów, ale zawsze to jakaś bliższa sobie dusza niż kompletnie obcy ludzie, którzy choć sympatyczni, wydali się Lilce dość specyficzną grupą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.11.15 11:47  •  Wielki Targ - Page 4 Empty Re: Wielki Targ
Eliminator nie zawsze był tak odpowiedzialny, nie zawsze przejmował się innymi, tak, jak to robił teraz. Życie jednak zaoferowało mu kilka gorzkich lekcji i odpowiednio doświadczyło, dając do zrozumienia, że nie tędy droga. Stał się więc człowiekiem traktującym w sposób szczególny słabszych od siebie. Uważał, że jako silniejszy jest odpowiedzialny za ich bezpieczeństwo. Dlatego ich dobro było dla niego priorytet, nawet jeśli tego nie chcieli. Był bowiem również człowiekiem upartym, zdecydowanym, więc gdy coś postanowił ciężko było mu odmówić. Zwłaszcza, że jeśli nie po dobroci, posiadał dostatecznie dużo siły by wmusić w kogoś ową dobroć. Naturalnie nie lubił tego robić, dlatego na rękę było mu to, że Lis przyjęła jego bluzę. Oszczędziła mu kłopotu wciskania jej siłą przez głowę. Jemu samemu było chłodno, lecz nie takie rzeczy przeżywał na szkoleniu, akcjach czy też zwykłych przygodach ze znajomymi. Trochę bardziej dokuczały mu wilgotne skarpetki. Zachciało mu się klapek. No ale i tu tragedii nie było. Palce mu nie poodpadają. Szli więc tak sobie spokojnie póki mogli, bo potem to też w sumie szli, lecz eskortowała ich starszyzna w dosłownym tego słowa znaczeniu. Właściwie to Lis była eskortowana przez babcię, bo Kaukaz szedł za nią transportując dziadka. Na szczęście go nijak nie złamał tylko obtłukł. A przynajmniej taką miał nadzieję.
- Ale z ciebie chudzina! No coś podobnego! Chociaż się nie dziwię, mając takiego brata...Pewnie czyści lodówkę za wszystkich domowników. - Zażartowała, sadzając dziewczyn przy stole.
- Nie, z niej po prostu taki niejadek - Rzucił nagle, dosiadając się równie niespodziewanie obok blondynki przerywając bądź nawet nie dopuszczając jej do głosu. Potem ukrytkiem posłał Lis sugestywne spojrzenie. Gestem tym chciał dać do zrozumienia by tej nawet przez myśl nie przeszło zaprzeczyć temu w co chciały wierzyć babcie. Miał bowiem wrażenie, że jeżeli po raz drugi zostanie ochrzczony jako pedofil to zacznie się tym przejmować.
Staruszkowie naturalnie się zbiegli ku nowym i jak przystało na ludzi wiekowych zaczęli wmuszać w nich ogromną ilość jedzenia. Nie omieszkali naturalnie zbombardować dwójki masą pytań i opowiastek. Z tych drugich wynikało, że właśnie świętowali koniec sezonu grillowego i połączyli to ze zjazdem absolwentów klasy do której uczęszczali razem za młodu. Planowali tu również nocować. Rano wnuki miały przyjechać po nich i rozwieźć do domów. Zaproponowali więc zagubionym nocleg i podwózkę, bądź hotel znajdujący się nieopodal.
- Jeszcze się zastanowimy i damy znać, prawda Lis? - Bezpiecznie odpowiedział, zbrojąc się przy tym w nie lada pokłady cierpliwości, kiedy to ósma z kolei babcia napierała na niego z lewej. W końcu jako okaz męskiego zdrowia przyciągał babcie, którymi kierowała odwaga za sprawą nadużywania magicznego soczku. Polak próbował robić dobrą minę do złej gry co mu w praktyce wychodziło...średnio. Odetchnął zatem z ulgą gdy zostawiono ich samych. Nie tak do końca, bo po drugiej stronie stołu dziadzio jakiś czarował babcię, przy ognisku ktoś sobie śmieszkował, dalej ktoś tańczył walca do disco...Ale tak - uspokoiło się.
- Błogi, względny, spokój. - Zamarudził Polak, sięgając po kolejne grillowane udko, leżąc na jego talerzu. - Skąd oni tyle energii mają? Gdzieś była promocja na morfinę, czy jak? - Poprawił pończo którym go obdarowano i wzrok utkwił w kubku szkarłatnej, gorącej cieczy stojącej przed nim. Po jej tafli pływały jakieś korzenne przyprawy, a słodki zapach niemal oszałamiał.
Soczek na rozgrzanie ciała i serduszka, głuptaski. - Mówiła jedna z imprezowiczek mrugając zalotnie oczkiem - Niech siostra tylko pije powoli - Opowiadała po czym odeszła. Było to w pewien sposób zabawne i złowróżbne no ale co tam może wiedzieć wojskowy o babciach?
- Kto by pomyślał, że tak skończymy? Dobrze, że jutro mam wolne...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.11.15 21:52  •  Wielki Targ - Page 4 Empty Re: Wielki Targ
Czasami trzeba po prostu pozwolić sobie pomóc i nie zgrywać bezsensownego bohatera. Lise też często przeżywała w swojej pracy takie przypadki, gdy ktoś na upartego nie pozwalał się położyć do szpitalnego łóżka i rwał do roboty, chociaż ledwo mógł chodzić. Niestety bywali tacy, którzy pomimo próśb, gróźb i błagań nie dawali za wygraną, ryzykując zrobienie sobie krzywdy i pogorszenie swego stanu do wręcz krytycznego. Na takich zazwyczaj nie było mocnych, a niestety Lotte miała spore problemy z wypracowaniem sobie posłuchu u pacjentów. Ci, którzy wcześniej nie mieli z nią do czynienia, często brali ją za dziecko, które w ogóle nie powinno przebywać w szpitalu i pewnie tak naprawdę niewiele się zna na tej robocie. Swoje zdanie można było szybko zmienić, wystarczyła obserwacja, jak anielica sprawnie uwija się nie tylko przy prostych czynnościach medycznych, ale też przy skomplikowanych operacjach i bez mrugnięcia okiem naprawia innym wnętrzności. Trudno by wtedy dopatrywać się w niej tej wrażliwości, jaką cechowała się poza sytuacjami służbowymi.
- To zasługa dobrego metabolizmu - odpowiedziała babci z promiennym uśmiechem, pomijając kwestie związane z domniemanym pokrewieństwem dwójki wędrowców. Przemilczała ją nie tylko dlatego, że sam Kaukaz się wtrącił i podtrzymał ową wersję, ale także dlatego, że ona po prostu brzmiała lepiej. Głupio byłoby powiedzieć tej grupce emerytów, że będąc nastoletnią dziewoją włóczy się nocą po lesie z mężczyzną, którego poznała kilka godzin wcześniej. Nie tylko to podejrzane, ale wręcz od przeciętnego obserwatora wymagające interwencji - a przecież ta w ich przypadku nie była potrzebna ani odrobinkę.
Zajęła wskazane sobie miejsce przy polowym stoliku i zaczęła rozglądać się dookoła, wysyłając miłe uśmiechy wszystkim zgromadzonym dookoła emerytom. Spróbowała każdej z podsuniętych jej potraw, wszystkie co do jednej komplementując. Na szczęście poczęstunku nie było aż tak wiele, by później musiała się toczyć z powrotem do podziemi. Raz po raz miejsce po jej drugiej stronie czy też naprzeciw zajmowały kolejne osoby, opowiadając o swoim życiu, rodzinie, pracy i zainteresowaniach. Z zainteresowaniem wysłuchiwała wszystkich anegdotek, śmiejąc się raz po raz z zabawnych sytuacji, o których mówiono i wtrącając od siebie uprzejme dopowiedzenia. Nie oszczędzono jej też pytań, ale na każde z nich odpowiadała raczej wymijająco, choć nieustannie z rozbrajającym uśmiechem na anielskiej twarzyczce. Już po chwili nie było ani jednej osoby z gromadki starszych, która nie rzuciłaby komentarzem "Marzy mi się taka wnuczka!"
- Prawda, prawda - przytaknęła. Raczej wahałaby się przed pozostaniem na noc z grupą nieznajomych, szczególnie że nieustannie grała rolę zwyczajnej nastolatki, która ma przecież rodzinę i nie powinna tak bez zapowiedzi nie wracać do domu. Byłoby to jednak odrobinę podejrzane.
Ktoś postawił jej tuż przed twarzą ogromny (nie, nie przesadzam, OGROMNY) kubek ozdobiony uroczym napisem XIX Finał Zawodów Wędkarskich "Zagryzka". Nachyliła się nad nim, żeby obadać zawartość i od razu poczuła przyjemną falę ciepła bijącą z parującego napoju. Zapach przypraw i owoców miło łechtał zmysły, dosłownie ciągnąc do siebie. Dziewczyna objęła wielkie naczynie dłońmi, które wciąż miała schowane w końcówkach rękawów otrzymanej od Adriana bluzy. Podjęła ryzyko i po kilku przygotowawczych dmuchnięciach skosztowała mały łyczek płynu. Smakował nawet lepiej, niż się tego spodziewała i od tej pory "magicznego soczku" stopniowo ubywało z wędkarskiego kubka.
- To takie kochane, że nawet w takim wieku potrafią cieszyć się życiem. Rzadko się widzi tak wiele radości - stwierdziła, z rozczuleniem spoglądając na bawiących się staruszków, zupełnie jakby w sercu już ich wszystkich adoptowała na swe przyszywane babcie i dziadków. To byli przecież tacy mili ludzie, z werwą i ogromną ilością dobroci w sercu. Aż się człowiekowi milej robi, gdy patrzy na całe to otoczenie pełne ciepła i przyjemną atmosferę. Kto normalny nie tęskni za chwilą spędzoną właśnie w takich warunkach?
- To na pewno był dzień pełen niespodzianek - podsumowała, opierając złotą główkę na adrianowym ramieniu. Wzrok miała utkwiony kawałek dalej, w płomieniach ogniska, wokół którego najwytrwalsi wciąż czynili dzikie pląsy w rytm disco. Chwila spokoju z pewnością była wskazana po wszystkich tych przeżyciach i stresach, które przytrafiły im się wcześniej. Trzeba mieć okropnego pecha, żeby tylko jednej doby trafić na agresywną parkę Misiaczek i jego Barbie, wirusa żołądkowego, przebitą oponę w rowerze, nieprzychylnych kierowców, kolejnego kapcia i dodatkowo deszcz. Chociaż emerycka impreza mogła brzmieć z tych wszystkich zdarzeń najbardziej nietypowo, to jednocześnie była tym pozytywnym akcentem na sam koniec, jakby wynagrodzeniem za poprzednie trudy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.11.15 14:52  •  Wielki Targ - Page 4 Empty Re: Wielki Targ
Potrafił być oazą cierpliwości, jeśli wymagała tego okoliczność oraz gdy nie było nikogo, kto potrafił go jej pozbawić. Energiczni staruszkowie na szczęście nie byli w stanie tego uczynić, dlatego też Polak znosił ich zagadanki, jak i opowiastki. Adrian odpowiadał raczej zdawkowo lub krzywo się uśmiechał. Towarzystwo nie należało do takiego przy którym czułby się swobodnie. Ogólnie, jako człowiek, który wychował się w wojskowej rodzinie, a potem prawie połowę swego żywota spędził w koszarach ciężko było mu się dostosować do normalnych mieszkańców. Życie wojskowego wypełniała wieczna służba. Nie przymusowa, a dobrowolna. Chciał bowiem zapewnić mieszkańcom spokojne życie, podobne do tego, jakie prowadziła ta gromada męczących emerytów. Uważał to za swój obowiązek. W końcu Bóg nie obdarzyłby go predyspozycjami gdyby nie takie było jego przeznaczenie. A przynajmniej on w to wierzył.
- Rzadko? - zdziwił się, odgryzł kawałek mięska i napoczętym udkiem wskazał heheszkujących nieopodal staruszków. Zamajtał jedzeniem. - Pełno tego na mieście. - Chociaż...Eliminator zamyślił się. w końcu ataki rozmaitych ugrupowań, informacje o niebezpieczeństwie w gazetach, telewizji, ulotkach...Budziło to nieufność oraz obawę wśród mieszkańców. Adrian szczerze wątpił w to, że Cronus wie co robi. - Chociaż masz rację, ostatnio taki niespokojny mamy okres, że jednak trzeba wytężyć w mieście wzrok. To jednak minie, a przynajmniej taką mam nadzieję. - Mówił tak, jakby o niczym nie miał pojęcia. Już bowiem raz dostał opieprz za zbyt dużą wylewność od generała. Uwagi zaś miał w zwyczaju bać sobie do serca, nie przeszkadzało mu to naturalnie nie ufać władzy, lecz ufał wojsku. Polityk zawsze kłamie.
- Taa...- Uśmiechnął się pod nosem wspominając dzisiejsze przygody. Była to dla niego pewna odskocznia od wojskowej rutyny. Zerknął kątem oka na opierającą się o jego ramie dziewczynę, która zapewne była zmęczona całym dniem, który się jeszcze nie skończył. Polak zastanawiał się jeszcze chwilę nad powrotem, który nie nastręczał już tak wielu trudności. Znajdowali się w końcu wśród ludzi, nieopodal był hotel...Ostatecznie posiedzieli trochę, a gdy Polak zauważył, że Lis zaczyna odlatywać poprosił kogoś o wezwanie taksówki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.11.15 17:41  •  Wielki Targ - Page 4 Empty Re: Wielki Targ
- Może po prostu mam takie szczęście - odparła, choć doskonale wiedziała, że nie powinno być tam żadnego "może". Lise po prostu przebywała w takim towarzystwie, które nie miało ani chwili czasu do zmarnowania na podobnych czczych rozrywkach. W podziemnym świecie atmosfera zawsze posiadała pewien pierwiastek niepokoju, przygotowania do walki, konieczna była też nieustanna czujność. Codziennie wyruszali z siedziby kolejni i kolejni łowcy, wracając często w opłakanym stanie, a jeszcze częściej - nie wracając wcale. W tych warunkach trudno spodziewać się fajerwerków i imprez w luźnym stylu; ich występowanie byłoby właściwie anomalią. Stąd też dla rebelianckiej medyczki widok cieszących się życiem staruszków był nie tylko przyjemny i kojący, lecz także obcy i niecodzienny.
Przynajmniej ze swojej opinii nie musiała się tłumaczyć, gdyż Adrian sam sobie dopowiedział możliwe wyjaśnienie. To też nie była wcale głupia teoria i z pewnością miała w sobie wiele prawdy.
- No oby, oby - dorzuciła, również zgrywając stuprocentowo nieświadomego obywatela. Co jak co, ale ona musiała się pilnować naprawdę co do każdego słowa. Nie mogła zejść z posterunku, tylko cały czas trwać w roli zwyczajnej nastolatki. Modliła się, by nie padły żadne pytania o rodzinę czy miejsce zamieszkania, które mogłyby później spowodować nieścisłości i... kłopoty. Za mało jeszcze wiedziała o swoim podopiecznym, za krótko się znali, by mogła choćby rozważyć wyjawienie mu prawdy. Odsłonięcie swojego rzeczywistego zajęcia, wieku, rasy - to byłoby równoznaczne z samobójstwem.
Zaczęło się jej już trochę przysypiać i nie za bardzo mogła z tym walczyć. Wszystkie wrażenia owego dnia mocno ją zmęczyły, a pora była już przecież dość późna. Oprócz tego w magicznym soczku musiała być jakaś podejrzana substancja (wszyscy się domyślamy jaka), z powodu której powieki blondynki ciążyły jej jeszcze bardziej. Mimo wszystko trochę się rozbudziła, gdy nadeszła pora powrotu. Musiała naprędce sklecić fałszywkę adresu, ale na szczęście przyszło jej do głowy odpowiednie miejsce. Nie mogła przecież wejść do cudzego domu i udawać, że to jej. Mała mistyfikacja udała się, dzięki czemu już po niedługim czasie anielica powróciła do podziemia.
Zdecydowanie potrzebowała się wyspać.

[zt oboje]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Wielki Targ - Page 4 Empty Re: Wielki Targ
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach