Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 12 z 14 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13, 14  Next

Go down

Pisanie 09.11.18 0:22  •  Zniszczona kapliczka - Page 12 Empty Re: Zniszczona kapliczka
To kruk.
Przeniósł spojrzenie na ptaka, wewnętrznie odczuwając wątpliwości co do jej słów. Z drugiej strony bo to jedyne stworzenie na Desperacji zmutowało? Widocznie na każdym kroku mógł spotkać coraz więcej dziwów. Odsunął się nieznacznie, dając jej tym samym do zrozumienia, że nie zamierza rzucić się na ptaka i skręcić mu kark. Ani tym bardziej na nią. Oparł się wygodniej, kładąc na swoje uda katanę tak, by była na widoku. Po pierwsze, w ten sposób jasno zakomunikował że nie jest bezbronny jeżeli przyszłyby jej do głowy jakieś głupstwa, a po drugie - to było jego zabezpieczenie, by w razie potrzeby w miarę szybko zareagować.
Ale nie atakował. I nie zamierzał.
Masz szczęście, że nie jestem wygłodniałym wymordowanym, bo już dawno pozbawiłbym go łba. - wskazał brodą na ptaka, a potem przeniósł swoje spojrzenie na dziewczynę, wpatrując się w nią z iskrą zaintrygowania.
Nie przejmuj się. - uniósł lekko nadgarstek i nim machnął, jakby odganiał jakąś wyjątkowo upierdliwą muchę.
Nikt nie jest cudotwórcą i nie zawsze jesteśmy w stanie w pełni zapanować nad naszymi zwierzakami. Sam wielokrotnie miewam problem z moimi. Zresztą, twój jakoś nie narozrabiał oprócz wpatrywania się we mnie jakby chciał ukraść mi duszę. - prychnął pod nosem, dając chwilowy upust rozweseleniu. Szybko jednak spoważniał pamiętając gdzie się znajduje. Desperacja. Tutaj nie można było nikogo lekceważyć. Zło mogło przybrać każdą postać. Starca, dziecka, kobiety. Wystarczył moment, chwila nieuwagi i można było skończyć z wystającym nożem z bebechów. A na to Nathair nie mógł sobie pozwolić.
Spokojnie, możesz go zabrać. - dodał, choć wzrok nawet na chwilę nie uciekał od kobiety. Śledził uważnie każdy jej ruch, każde drgnięcie mięśnia czy zgłębienie zmarszczki na twarzy podczas mimiki. Wyszukiwał, węszył jak pies spuszczony ze smyczy jakiejkolwiek oznaki agresywności z jej strony.
W tym miejscu nikt nie usłyszy jego krzyków.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.11.18 17:31  •  Zniszczona kapliczka - Page 12 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Zniszczona kapliczka - Page 12 BcBUAYU

Ulga zlała ją niby niepowstrzymana, gwałtowna fala, niemalże zwalając ją z nóg i wyduszając z płuc całe powietrze - tak dobitnie odetchnęła wiedząc, że druga strona nie czuje urazy wobec jej pierzastego kompana i nie zamierza zrobić mu w odwecie jakiejkolwiek krzywdy. A przynajmniej tak wynikało ze słów nieznajomego, co podniosło ją o krztynę na duchu, lecz nie pozwoliło jej się całkowicie, kompletnie zrelaksować. To była, w końcu, Desperacja, na ziemiach której zwodnicze taktyki i oszustwa wcale nie były mniej popularne od brutalności, żądzy krwi i zgniatania słabszych w jak najmakabryczniejszy sposób. Mrugnęła, przyglądając się bacznie siedzącemu na ziemi osobnikowi i położonej na jego udach katanie - wydawał się neutralnie nastawiony, lecz przy tym gotowy do odpowiedniego zareagowania na ewentualnie groźną, niebezpieczną sytuację. Oręż jego górował jakością i wykonaniem ponad inne spotykane na Desperacji, a zachowanie jego właściciela oznaczać mogło to, że ten potrafi się nim świetnie, doskonale posługiwać i tym samym pojedynkowanie się z nim mogło narobić jej dużo, sporo problemów. Wyluzowana postawa, wystawione na widok ostrzeżenie, zbywanie jej zmartwień i ta nuta zaintrygowania tańcząca w jego oczach... nie, to nie był ktoś, z kim mogła od tak walczyć, podpowiadały jej zmysły i doświadczenie.

Drgnęła, usłyszawszy jego rozweselone parsknięcie, lecz wesołość nieznajomego nie trwała specjalnie długo - prędko rozmyła się na rzecz powagi i obserwującego każdy jej ruch, uważnego wzroku. Czuła się jak marna bakteria pod mikroskopem; jak mysz zamknięta w szklanej, okrążanej przez wygłodniałe drapieżniki klatce. Odetchnęła, zmuszając się do rozluźnienia mięśni i spowolnienia galopującego w klatce piersiowej serca, lecz również nie odrywając własnego, bacznego spojrzenia od obcego mężczyzny. W tę grę na spokojnie grać można było we dwoje, heh. Arashi zaklekotał nieprzychylnie dziobem, najwidoczniej domagając się tego, aby nie traktować go żartem, a na serio - duszy może i nie ukradnie, ale wydziobać ślepia potrafi, a co! Jasne brewki kobiety zmarszczyły się nieco, kiedy kontemplowała nad wypowiedzianymi przez nieznajomego wyrazami, zwłaszcza "nie jestem wygłodniałym wymordowanym". Nie należał w ogóle do tej rasy, czy też nie był po prostu tak zdziczały, jak niektóre osobniki do niej przynależące? Nie, żeby miało to jakieś ogromne dla niej znaczenie, ponieważ "rasa" mało dla niej znaczyła - każda grupa ma tych dobrych i tych złych - lecz czasami łapała się na próbach odgadnięcia tego, kto czym jest. W sumie powinna chyba bardziej zwracać na to uwagę, zwłaszcza wtedy, kiedy mogła mieć do czynienia z potencjalnym Łowcą lub wojskowym, co okazać mogło się dla niej iście katastrofalne.

- ... um. Nie chciałam... przeszkadzać? - odezwała się wtem zakłopotana, wyrywając się z myśli i zdając sobie sprawę z tego, że sterczy bez słowa w miejscu i wpatruje się bezczelnie w mężczyznę. On też się na nią patrzy, ale próbuje chociaż nawiązać z nią jakiś dialog i nawet żarcikiem jakimś rzuca, podczas gdy ona przywędrowała tu i teraz... co? Stać tak będzie jak słup czy posąg? Może powinna sobie stąd pójść i przestać narzucać jemu swojej kiepskiej do rozmowy obecności? Tym bardziej, że chyba wtargnęła tu podczas gdy ten się posilał? Przygryzła dolną wargę, zerkając za siebie przez ramię i wahając się wobec tego, jaka akcja byłaby w tym momencie najodpowiedniejsza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.11.18 21:49  •  Zniszczona kapliczka - Page 12 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Uniósł dłoń i machnął nią niedbale słysząc jej zająknięcie. Wydawała się i brzmiała jak porzucone dziecko we mgle, nie mające pojęcia co tutaj robi i nie pasujące do ogólnego obrazu. Jak biała plamka na pochłaniającym światło ciemnym obrazie.
Daj spokój. Już i tak przeszkodziłaś mi, więc gorzej być nie może. - powiedział, a dłoń na powrót upadła. Zastanawiało go czy jej zachowanie było prawdziwe i naturalne, czy jednak była aż tak dobrą aktorką. Z drugiej strony gdyby była prawdziwa, to czy w ten sposób przetrwałaby tak długo na Desperacji?
Słabe i niewinne jednostki bywały niemalże od razu pożerane. Ewentualnie przesiąkały brudem i syfem tego miejsca i same ewoluowały z ofiar w katów. A ona nadal wyglądała jak wystraszona łania. Typowa ofiara, która tylko czeka, i wręcz zachęca odsłoniętym gardłem łowcę, by pokazał swoje kły.
Jesteś z Desperacji? Nie wyglądasz na taką. - nie zamierzał owijać w bawełnę, ani też bawić się w kotka i myszkę. Wolał poznać od razu jej intencje i zamiary, tak samo jak i prawdziwą naturę dziewczęcia.
Nie jesteś aniołem. - skwitował dosadnie. Gdyby należała do jego rasy, zdecydowanie znałby ją chociażby z widzenia. Co prawda miała dość typowo anielską urodę, ale to nie wystarczyło. Jakkolwiek brutalnie to nie zabrzmi - nie była dostatecznie piękna jak anioły. Marmurowa. Idealna. Co tworzyło ją bardziej śmiertelną, prawdziwą, namacalną.
Wymordowana? Nie zachowujesz się jak oni. Wydajesz się zbytnio zagubiona i rozkojarzona. - podniósł się powoli na nogi, otrzepując swoje siedzenie i kawałek bluzy z kurzu i brudu. Złapał za rękojeść miecza i jednym szarpnięciem wysunął go z pochwy, celując bronią w jej stronę.
Kim jesteś? - zapytał wprost. Lepiej, gdyby zrzuciła przebranie już teraz. Nie miał ani czasu, ani tym bardziej ochoty na zabawy.
Wydajesz się dobrą aktorką, moja droga.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.11.18 17:54  •  Zniszczona kapliczka - Page 12 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Zniszczona kapliczka - Page 12 BcBUAYU

Mężczyzna przed nią siedzący miał rację - bardziej już mu chyba przeszkadzać nie mogła. No, chyba że rzuciłaby się na niego niby wygłodniała, dzika bestia albo poczęła męczyć jego uszy długimi, niekończącymi się wywodami, do których produkowania nie była już zbytnio przyzwyczajona. Poza tym, Arashi zrobił to za nią wcześniej, kiedy krakał i krakał na nieznajomego, irytując go i zaburzając jego spokojny, samotny piknik w tymże opuszczonym miejscu. Miała w tej sytuacji o tyle szczęścia, iż napotkany jegomość okazał się zaskakująco, cudownie wyrozumiały - mało spotykane na tych przeklętych, wynędzniałych ziemiach - i nie planował wynieść z potencjalnie denerwujących działań Gawraka żadnych, jakichkolwiek konsekwencji. To pozwoliło jej odrobinę z ulgą odetchnąć i zastanowić się przy okazji nad tym, czy w dalszym ciągu powinna bezczelnie zabierać mężczyźnie czas, czy też może lepiej będzie, jak wycofa się z tego zakątka i zostawi go samego. Nim jednak podjęła decyzję, nieznajomy - dalej nie znała jego imienia, a on jej - zaczął na głos zastanawiać się nad tym, kim też jasnowłosa jest i przy okazji zarzucać jej to, iż nie wygląda na kogoś pochodzącego z Desperacji.

To było dla niej zaskakujące i trochę szokujące, ponieważ pierwszy raz ktoś cisnął jej w twarz słowami tego typu. Słyszała już wcześniej, że jest chłodna i niedostępna, i małomówna, i preferująca samotność, i... Coś utknęło jej w gardle i zalęgło ciężko na żołądku, gdyż dopiero w tej chwili dobrnął do niej dobitnie oraz zniewalająco wręcz fakt, że przez ostatni czas się zmieniła. Od tamtej pamiętnej wycieczki do niebezpiecznych podziemi z bliźniakami, których relacje i interakcje były boleśnie podobne do jej i Giri'ego, jej mocny, kurczowy uścisk na z trudem poskładanej, pozlepianej osobowości się rozluźnił, zelżał. Wspomnienia - może nie niechciane, ale z pewnością zaburzające jej myśli i akcje - wypłynęły uparcie na powierzchnię, przeciskając się między poszerzającymi się szczelinami i wpychając zawzięcie do rzadkiego, przeważnie krótkiego snu. Nawiązanie znajomości z Arashim również nie pomogło całej tej pogmatwanej sprawie, wrzucając ją na zdawać by się mogło świeże, dawno nietykane nawet koniuszkiem palca tereny i zmuszając ją do podejmowania obcych jej, sztucznie odczuwanych działań. Dawno już nikim się nie przejmowała na poziomie personalnym i lata minęły od chwili, kiedy ktoś opiekował się - nawet w najmniejszym, wątłym stopniu - nią, toteż wędrowanie z raźnym, gadatliwym ptaszyskiem było doświadczeniem odświeżającym i powoli, coraz to bardziej ją zmieniającym.

Dalej unika - jeśli może - tłumów i innych osób, i bezsensownych pogadanek, ale jeśli już w jakieś interakcje z kimś wchodzi, to z niepewnością i ostrożnością, i niemalże nieśmiałością, podczas gdy kiedyś pozostałaby pasywna, wypatrująca zagrożenia, przejmująca się tylko czyjąś krzywdą i szybko rozmowy kończąca. Kiedyś nie natknęłaby się w ogóle na tego tu mężczyznę, a jeśli zauważyłaby go tu w samotności siedzącego, to przemknęłaby obok niego, w cieniach i jak najszerszym łukiem, lecz teraz... teraz zdrowie oraz życie Arashi'ego było zagrożone i nawet, jeśli nie do końca wiedziała, co powinna zrobić, to musiała zareagować, wkroczyć, spróbować przywołać do siebie Gawraka i uniknąć tragedii. Nie mogła go stracić i to ją przeraziło, wybiło z rytmu oraz nadkruszyło to, co już od jakiegoś czas powolutku, mozolnie się rozsypywało.

Spięła się, kiedy dotąd siedzący jegomość podniósł się niespiesznie do pionu i cała jej postawa obróciła się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy to ten dobył swojego elegancko wyglądającego miecza. Odruchowo i natychmiast chwyciła za swoją własną broń - łopatę - ściągając ją sprawnym, wyćwiczonym ruchem z pleców i jednocześnie z tym rozkładając ją na całą jej długość. Jej ciało praktycznie automatycznie ustawiło się w pozycji obronnej, a z bladej twarzy znikły wszelkie oznaki zakłopotania czy niepewności - była aktualnie czysta niby biała karta papieru i ekspresywna niby wypolerowany marmur. Szkarłatne, ostre w wyrazie ślepia utknęły na niebezpiecznej, uzbrojonej personie, nawet nie chwilę nie dryfując na boki i gubiąc go z zasięgu wzroku.
- Arashi, schowaj się - rzuciła krótko ostrzejszym tonem, na co Gawrak napuszył się groźnie i otworzył dziób w chęci zakrakania ze sprzeciwem oraz oburzeniem. Nie zrobił tego jednak, wyczuwszy obecną atmosferę i dostrzegłszy widoczną zmianę w Złotym Kłosie. Takiej jeszcze nie dane mu było jej widzieć, wywołując u niego skonsternowanie i przy tym zaciekawienie. Po chwili wahania, toteż, wygrzebał się z połów białego szala, zsunął po płaszczu na ziemię i w szybkich podskokach schował za drzewem znajdującym się kawałek za plecami kobiety. Wychylił się z zainteresowaniem zza pokrytego toksycznym mchem konara, przyglądając się uważnie fioletowymi oczkami scenie rozgrywającej się tuż przed nim. Dalej był napuszony i bał się o Złoty Kłos - nieporadna przecież była, wymagająca pilnowania, un - zwłaszcza biorąc pod uwagę te tajemnicze iskry, jakimi nieznajomy popisał się wcześniej. Z drugiej strony... Złoty Kłos była teraz inna, niż zazwyczaj i Cień na Skrzydłach Burzy łaknął zobaczyć, na co ją w takim stanie stać. W razie co zawsze może zainterweniować i z pewnością to zrobi, jeśli coś będzie nie tak; jeśli Złoty Kłos znajdzie się w kiepskiej, fatalnej dla siebie pozycji. Tak, tak, miał do tego idealną pozycję, więc przygotował się mentalnie na taką ewentualność.

- A Ty kim jesteś, żeby tak oceniać? - zapytała tym swoim ochrypłym głosem, nie ruszając się z miejsca i dalej trwając w defensywnej postawie. Nie zamierzała atakować i nacierać, nie było to w jej stylu, ponieważ unikała przemocy na tyle, na ile na Desperacji się dało. Nigdy nie przejdzie w ofensywę jako pierwsza - chyba, że ktoś zagoni ją w duszący, wywołujący palącą panikę róg.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.12.18 22:19  •  Zniszczona kapliczka - Page 12 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Nie spłoszyła go reakcja dziewczyny. Nawet nie drgnął, kiedy sięgnęła po swoją dość osobliwą broń. Z dziwnym spokojem na twarzy wpatrywał się w nią, śledząc każdy jej ruch, gotowy na właściwie wszystko. Mogła równie dobrze być zwykłą osobą, szukającą sposobu na przeżycie w tym gównianym świecie, ale równie dobrze mogła należeć do tych, co żerują na innych. A co jak co, ale Nathair nie zamierzał stać się ofiarą. Zbyt długo żył i zbyt długo przebywał na Desperacji, aby nie załapać tych prostych zasad, jakie tutaj panują.
Pierwszy zadałem pytanie. - odpowiedział jej nadal ze spokojem w głosie, nie zamierzając w żadnym stopniu uginać przed nią karku. Musiał trzymać rękę na pulsie, pierwszy rozłożyć karty.
Chcę wiedzieć z kim, lub z czym mam do czynienia. To Desperacja, a nie Eden czy też miasto. Doskonale wiesz jak tutaj jest. - zmrużył delikatnie oczy, zaciskając palce jeszcze mocniej dookoła rękojeści trzymanej przez niego broni. Gdzieś w oddali zawył samotny pies, możliwe że właśnie dogorywał w agonii, pozbawiony jakichkolwiek warunków do przeżycia. A może coś innego go dorwało.
To jak będzie? Porozmawiamy normalnie, czy będziemy prezentować pokaz silnej woli? Mogę tak cały dzień. - w jego głosie wreszcie pojawiła się nuta niewzruszonego chłodu. Prawda była taka, że naprawdę mógł długo tak stać i mierzyć w nią kataną. Jego nauczyciel wpajał mu do głowy wartości odnośnie cierpliwości oraz trenował ciało na wypadek gdyby kiedyś przyszło mu stać w jednej, nawet niedogodnej pozycji. Widocznie taka sytuacja właśnie miała miejsce.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.12.18 14:26  •  Zniszczona kapliczka - Page 12 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Zniszczona kapliczka - Page 12 BcBUAYU

Prawie, prawie, parsknęła na głos z nutą rozbawienia buzującą na granicach myśli, zaskakując samą siebie i wbijając ją w jeszcze większy, dosadniejszy bezruch - gdyby nie oddychała, to uznać można by ją w tymże momencie za statuę pięknie, precyzyjnie i dokładnie wykonaną. Cóż to się stało, że taka reakcja wychyliła się niemalże zza ściany zbudowanej z przeróżnych, ledwo pasujących do siebie elementów? Otóż gdy persona przed nią stojąca powiedziała "Pierwszy zadałem pytanie.", to przed szkarłatnymi oczkami mignęły dawno zakopane, skrzętnie schowane wspomnienia, w których to przekomarzała się zadziornie i z wesołym podłożem z nim. Młodziaki malutkie, radosne, biegające i szalejące, i odbijające między sobą dziecinne odzywki oraz riposty. Coś skręciło się wewnątrz niej boleśnie i mocno, jednak nie fizycznie, a inaczej, głębiej, dobitniej. Przełknęła z trudem, po czym nabrała głębszego, wolniejszego oddechu, coby uspokoić przyspieszone, szaleńczo tłukące się pod żebrami serduszko. Jeżeli tak dalej pójdzie - patrząc na ostatnie miesiące - to zawału dostanie za jakiś niedługo, prędko nadciągający czas.

Mrugnęła. Jej oponent - przyszły? Niedoszły? - wydawał się nad wyraz cierpliwy i anielsko opanowany, nie wyglądało też na to, aby zamierzał przed nią zadziałać - jeśli wierzyć jego postawie i słowom - więc wykonanie pierwszego ruchu spadało na jej barki.
- Łowczyni - powiedziała w końcu, chociaż... czy w dalszym ciągu powinna nazywać samą siebie Łowcą? Z jednej strony nie należy już do tamtej organizacji, z drugiej natomiast jej organizm został zmieniony i przeinaczony właśnie na tę osobliwą, zmutowaną inaczej niż Wymordowani rasę. No cóż, nie miała jak na razie innego określenia na to, czym jest, toteż pozostało jej nic innego, jak dalej używać wyrazu "Łowca" w swoim kierunku. Teraz pozostała już tylko zagwozdka, czy osobnik stojący jej naprzeciw będzie wiedział, o czym mówi; kim są ci cali Łowcy. I czy jej im nie wyda, jeśli odkryje to, że jest ona Dezerterką. Odetchnęła raz jeszcze - niespiesznie, kontrolowanie - prostując się delikatnie i ze zdecydowaniem, że spali te mosty wtedy, kiedy już przez nie przejdzie. No chyba, że sknoci sprawę tak, jak to już się jej w przeszłości nieraz zdarzało...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.12.18 23:48  •  Zniszczona kapliczka - Page 12 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Łowczyni
Cichy dźwięk rozbrzmiał, przecinając dookoła panującą ciszę. Zdawało się że na ten jeden krótki moment świat zamarł w bezruchu, przypatrując się spotkaniu dwójki nieznajomych, różniących się od siebie jak ogień i woda, czekając w napięciu które z nich pierwszych będzie zamierzało zburzyć mur, którym oboje się otoczyli.
Łowczyni. - powtórzył za nią, nadal nie spuszczając swojego spojrzenia z jej twarzy, z nadal wymierzonym ostrzem w jej osobę.
Aż wreszcie ramię delikatnie rozluźniło się, szczęka przestała mocno zaciskać, oddech delikatnie przyspieszył. Dłoń powoli opadła, choć nadal dzierżył pewnie broń. Ale przynajmniej nie celował już w jej szyję, a bardziej w okolice nóg, gotowy do szybkiego kontrataku, gdyby nieznajomej strzeliło coś głupiego do głowy.
Łowczyni. Daleko się zgubiłaś. Miasto nie jest w tę stronę. - prychnął zadziornie, wyraźnie dając jej do zrozumienia, że wie, kim są Łowcy i jak również to, że raczej trzymają się swoich kanałów pod miastem oraz jego okolic, nie zapuszczając się na Desperacji aż tak daleko.
Albo została wyrzucona, albo sama uciekła.
Bez znaczenia jaki był powód, do ich organizacji raczej już nie należała. Pozostało jedynie echo rasy. Tylko tyle.
Colin. - przedstawił się nagle, chociaż wolał zachować dla siebie swoje prawdziwe dane. Już dawno temu zdążył nauczyć się, że tutaj, na Desperacji, nie warto podawać swoich prawdziwych imion czy nazwisk. Nigdy nie wiadomo który z kamieni podsłuchiwał i szeptał między innymi.
A już tym bardziej nie zamierzał zdradzać swojej przynależności do danej rasy. Anioły były cenne na Desperacji. Zazwyczaj łapano je, by przehandlować z innymi skrzydlatymi w zamian za ich życie jakieś kosztowności, jedzenie czy inne rzeczy potrzebne do przeżycia. Pozostawał również Kościół Nowej Wiary. Oni również płacili sporo za życie skrzydlatych. Jednakże w tym wypadku anioł najpewniej ginął. Pozostawali również ci, którzy kolaborowali z władzą w mieście. Cóż, anioły stanowiły cenny obiekt do eksperymentów. Dlatego wolał milczeć. Ewentualnie skłamać na temat swojej rasy.
Grzech grzechem, ale cenił swoje życie bardziej od paru nic nie znaczących kłamstewek.
Boga i tak nie było. Nikt go nie osądzi.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.18 20:58  •  Zniszczona kapliczka - Page 12 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Zniszczona kapliczka - Page 12 BcBUAYU

Okropne i duszące, i zaciskające na sercu stalowe więzy napięcie rozbrzmiewało wokół nich bezdźwięczną, niesłyszalną symfonią, a przynajmniej Karyuu odczuwała jej obecność mocno oraz niezaprzeczalnie - nie miała najmniejszego przy tym pojęcia o tym, czy oponent jej również doświadcza w momencie tym istotnym tego przytłaczającego, utrudniającego oddychanie uczucia. Sądząc po jego posturze i mimice, i zachowaniu, to pewnie nie... Poczynienie pierwszego kroku w tejże słownej - jak na razie - konfrontacji niezbyt przypadło jej do gustu - ani odrobineczkę, ani troszeczkę - lecz i tak zdecydowała się go podjąć; zmusiła się do metaforycznego wystąpienia naprzód i pochwycenia byka za rogi. I tak jej się to nie podobało. Nope, nope! Nie wspominając o palącym, piekącym ryzyku związanym z dzieleniem się z kimś innym faktem, do jakiej to rasy - i w przeszłości organizacji - przynależała. Co, jeśli oto stał przed nią w dalszym ciągu aktywny Łowca - wątpliwe, jednakże nie takie szalone i mega pechowe przypadki już jej się przydarzały, toteż wcale, a wcale by ją to nie zdziwiło i zszokowało - bądź ktoś z nimi powiązany; ktoś, kto nie zawahałby się przed wydaniem jej jakże skromnej osóbki jej dawnym kompanom? Mógł to przecież być ktoś, kto zawiązał sojusz z Łowcami; kto został przez nich w jakimś celu wynajętym; kto posiada z nimi kontakt i dobre lub chociażby neutralne stosunki - tyle możliwości, tyle teorii, tyle niebezpieczeństw oraz niewiadomych czających się w czarnych, chłodnych cieniach.

A mimo to...

Opuszczenie broni - lecz nie schowanie jej, nie kompletne pozbycie się potencjalnie potrzebnej ochrony. Dobrze - oraz wypowiedź podszyta zadziornością - on wie. On wie. Onwieonwieonwie... - przebiły się przez bańkę napięcia i stresu, nie pękając jej całkowicie, jednakże znacznie osłabiając i klarując oblepiające ją, tęczowe smugi niepewności, strachu oraz nieufności. Tym, co dało radę to zrobić, było dopiero niespodziewane, nagłe przedstawienie się mężczyzny, na co jasnowłosa mrugnęła i niemalże cofnęła się o dobry krok w tył. Nie zamierzała dociekać tego, czy imię jej na srebrnej tacy zaserwowane było prawdziwe, czy też nie; czy wypalone było piękną czernią na jego duszy oraz sercu, czy też może cień jego ledwo majaczył na skórze niedawnego nieznajomego niby wyblakły, wiekowy tatuaż. Nie miała do tego prawa, nie miała też na to ochoty, preferując zająć się istotniejszymi dla niej samej rzeczami - jak przetrwaniem i pomaganiem nawijającym się po drodze słabszym jednostkom, i usilnym utrzymywaniem się w jako takim, pełnym i niepotrzaskanym stanie. Ostatni punkt, wbrew pozorom i temu, co niektórzy mogliby myśleć, był tym najtrudniejszym dla niej do zrealizowania; do trzymania się go za wszelką cenę. Niejednokrotnie już na przestrzeni ostatnich lat miała te gorsze, tragiczne i bolesne chwile, podczas których przeżywała prawdziwy kryzys i załamanie wiary w to, że uda jej poskładać - a później tak zachować przez jak najdłuższy tylko mogła czas - wszystkie te ostre i nierówne, i niepasujące do siebie odłamki do kupy. Niekiedy było naprawdę ciężko - mało powiedziane, ha - lecz wbrew temu, po każdym upadku i potknięciu, i przewróceniu się Łowczyni uparcie, z zaciśniętymi zębami podnosiła się i zmuszała do maszerowania dalej.

- ... Ryuu - powiedziała po ciągnącym się, wlekącym momencie ciszy, przypominając sobie z drgnięciem, że wypadałoby również się przedstawić. Może nie było to jej pełne, prawdziwe imię, lecz kawalątek, jakim podzieliła się z mężczyzną był dla niej ważny i znajdował się tak w jej godności, jak również w narzuconym jej przez poniektórych mieszkańców Desperacji przydomku. - Miasto jest... Miasto jest mi nie po drodze - rzuciła dodatkowo, zaciskając blade paluszki silniej na rękojeści łopaty i umykając szkarłatnym wzrokiem na bok, na lewo. Niemalże syknęła z zaskoczenia i bólu, ponieważ to jej stopniowo coraz mocniejsze ściskanie oręża w dłoniach dobrnęło do punktu, w którym to knykcie strzyknęły dobitnie i głośno, zaś skóra ocierająca się o metal zapiekła z gorącym, ostrym protestem. Jeden z jej palców był jeszcze nie tak dawno temu stłuczony i dalej był stosunkowo wrażliwy na wszelkiego rodzaju uszkodzenia oraz mniej delikatne traktowanie, przez co powinna uważać i unikać tego typu zachowań. Odetchnęła więc płytko i poluzowała - z trudem, niechęcią - uchwyt, opuszczając nawet swoją ukochaną łopatę w dół; pozwalając jej zawisnąć prawie że swobodnie i miejmy nadzieję bezczynnie. Wróciła szybko, niema panicznie wzrokiem do Colina, przypominając sobie o jego obecności po chwiejnej, cennej sekundzie zapomnienia, dekoncentracji. Nie powinna tak robić; nie powinna tak łatwo zatracać się we własnej głowie i postrzępionych myślach, bo kiedyś, kiedyś, przypłacić to może życiem. I to nie tylko swoim, przerażenie i poczucie winy ukłuły ją namiętnie w serce, ale też Arashi'ego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.01.19 0:47  •  Zniszczona kapliczka - Page 12 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Milczała, najwyraźniej walcząc sama ze sobą w swojej głowie. Nie zamierzał jednak przerywać "chwili dla niej", a zamiast tego, o dziwo, cierpliwie czekał. Gdy w końcu padło jej imię, bez wątpienia poddał wątpliwości jego prawdziwość. Byłby jednak hipokrytą, gdyby zaczął krytykować jej decyzje, wszakże sam nie spieszył się z podaniem prawdziwości jego personaliów, dlatego też jedynie skinął głową, akceptując taką odpowiedź.
Usta delikatnie drgnęły, na jej drugie zdanie dotyczące miasta. W innych okolicznościach być może pozwoliłby sobie nawet na krótkie zaśmianie, tym samym odprężając gęstą atmosferę, jaka ich otoczyła. Ale nie. Nie mógł. Nie teraz.
Czemu odeszłaś od Łowców? - zapytał, ale dopiero po paru chwilach zorientował się, jak mogło to zabrzmieć, będąc na miejscu dziewczyny. Rozluźnił nieco ciało i wreszcie zerwał z nią kontakt wzrokowy, wracając na stary kamień, gdzie kilkanaście chwil wcześniej kurczak odstawiał swój radosny taniec. Usiadł na nim ciężko, opierając o wewnętrzną stronę nogi swoją broń, dopiero wtedy ponownie kierując swoje spojrzenie na nią.
Nie martw się, nie jestem żadnym szpiegiem czy mścicielem od Łowców. - machnął nieco lekceważąco dłonią, jakby odganiał naprawdę irytującą muchę.
Właściwie nie mam z nimi jakiejkolwiek styczności. Po prostu jestem ciekawy. Mieszkacie... łowcy mieszkają pod miastem, co nie? Nie było tam lepiej niż tutaj, na Desperacji? - o Łowcach znał jedynie historie przekazywane z ust do ust przez różnych mieszkańców Desperacji. Jedni widzieli ich na własne oczy, inni z kolei tworzyli niestworzone historie, dzięki temu zdobywając nieco atencji a tym samym szansę na jakiś drobny posiłek w zamian za historie. W tym wszystkim ciężko było wyhaczyć prawdę. Tylko wnikliwi potrafili oddzielić od siebie kłamstwa i fałsz od tego, co było naprawdę istotne. Teraz mając przed sobą żywego przedstawiciela tamtej rasy, miał wrażenie, że to nieodparta sposobność poznania czegoś prawdziwego, czegoś, co znało tylko źródło.
Domyślam się, że władza sapało ci w kark, ale przynajmniej nic nie chciało cię tam zeżreć, prawda? - wyprostował się nieznacznie. Co prawda mógł jedynie domyślać się powodów. Kłótnie między nimi, niespełniona miłość czy nawet poczucie zamknięcia w klatce. Sam często opuszczał granice Edenu i nie tylko ze względu na swojego podopiecznego, który zamieszkiwał Desperację, ale właśnie z powodu odczucia zamknięcia w z pozoru idealnej, złotej klatce. Tutaj było niebezpiecznie, na każdym kroku coś zagrażało, nawet cholerny mały grzyb mógł zabić, a mimo to odczuwał dziwną rozkosz płynącą z wolności.
A może po prostu przebywanie w tym gównie tak go zmieniło, że sam szukał kłopotów i niebezpieczeństwa, by poczuć zastrzyk adrenaliny i niebezpieczeństwa.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.01.19 1:28  •  Zniszczona kapliczka - Page 12 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Zniszczona kapliczka - Page 12 BcBUAYU

Niemożliwy do powstrzymania, mocny dreszcz przegalopował przez całe jej ciało, kiedy to usłyszała bezceremonialne, uderzające prosto w sedno pytanie mężczyzny. Palce prawej dłoni zacisnęły się bez pomyślunku, nerwowo na rękojeści trzymanej aktualnie w jednej tylko ręce łopaty, mięśnie na barkach spięły się nieprzyjemnie i parząco, a oddech uwiązł w gardle na pozornie krótki, palący moment. Nie przypominała sobie, żeby ktokolwiek kiedykolwiek rzucił jej to nieowinięte w bawełnę zapytanie prosto w twarzyczkę, ponieważ nie dość, że niewiele tak naprawdę istot na Desperacji zdaje sobie sprawę z egzystencji Łowców - może jakieś organizacje i konkretne, ogarnięte jednostki wiedzą, tak, owszem, ale reszta szarej populacji? Hah, nie - to jeszcze Karyuu nie ma w zwyczaju paplać o swojej przynależności do tej eksperymentalnej rasy. I w ogóle mało kiedy przychodzi jej rozmawiać z innymi osobnikami, gawędzić z nimi i wymieniać się informacjami, preferując podróżować obrzeżami, unikać gęsto zaludnionych obszarów i pomagać pojedynczym, napotkanym po drodze nieszczęśnikom. Dlatego też słowa Colina zadziałały na nią niczym solidne, zaserwowane jej bez jakiegokolwiek spoliczkowanie, wybijając ją skutecznie z rytmu i zaganiając jej spłoszone, chaotyczne myśli ku niechcianym, starym, acz dalej bolącym wspomnieniom. Sapnęła bezgłośnie, ledwo powstrzymując się przed przechyleniem w przód i kurczowym złapaniem trzęsącą się dłonią za poły swojego magicznego, jakże ciepłego - a mimo to zimno jej było, chłodno, jakby ktoś wylał na nią kubeł lodowatej wody - płaszcza.

Musi oddychać, tak, oddychanie jest ważne... prawda?

Zerwanie przez jej rozmówcę kontaktu wzrokowego i jego powędrowanie do kamienia, na którym to zaraz ciężko przycupnął pomogło jej wyrwać się ze stalowych szponów paniki i bezdechu, co z kolei dało jej szansę na jako takie, względne i chwiejne ogarnięcie się. Przełknęła ciężko i z trudem, czując się tak, jakby ktoś wsypał jej do gardła garść zardzewiałych, wiekowych gwoździ. Zawahała się, po czym odetchnęła i ruszyła do przodu, podchodząc bliżej kapliczki zapomnianego od dawien dawna bóstwa i zatrzymując się kawałek od Colina. Stanęła tak, żeby mieć go po swojej lewej - z przyzwyczajenia i konieczności wynikającej z jej częściowej głuchoty - i, naturalnie, w zasięgu wzroku, gdyż dalej mu nie ufała. Nie mogła. Kraknięcie zabarwione protestem i ostrzeżeniem rozcięło przy tym powietrze, po którym rozbrzmiał szum piór i człapanie ptasich stópek, kiedy to Gawrak wyskoczył prędko ze swojej niedawnej kryjówki i podbiegł, machając przy tym dziko skrzydłem, do Złotego Kłosa. Bez patyczkowania się czy zwlekania wspiął się po płaszczu na górę, wciskając się uparcie pod biały szal i lokując wygodnie na prawym ramieniu kobiety. Uszczypnął ją z reprymendą w podbródek, zakrakał raz jeszcze i po tym łypnął groźnie na siedzącego, przemawiającego jegomościa swoimi fioletowymi ślepiami. Karyuu rozluźniła się momentalnie - nie całkowicie, nie do końca, ale widocznie i zbawiennie dla samopoczucia - i praktycznie automatycznie, bezwiednie pogłaskała Arashi'ego po upierzonym karku.

Ile mogła powiedzieć? Ile jest w stanie z siebie wyrzucić? I czy powinna?
- Złość... złość zjadała mnie od środka, nic innego nie musiało chcieć mnie zeżreć - zaoferowała po ciągnącej się, wlokącej chwili szeptem przeraźliwie, nietypowo i sztucznie pustym: tak, jak gdyby nie mówiła o sobie, a opowiadała baśń nieprawdziwą, przez kogoś innego wykreowaną i rozpowszechnioną. - Prawie mnie ona zniszczyła. - Parsknięcie wyrwało się spomiędzy bladych ust, pozbawione humoru i ani odrobinę do jej jasnowłosej persony niepasujące. - Co ja mówię... zmieniła, złamała, potrzaskała... bez żadnego prawie - poprawiła się, wzrok wbity mając w kapliczkę sypiącą się, rozpadającą, kątem oka jedynie zerkając na Colina. Ciężko jej się mówiło, wyrazy te ledwo przeciskały się przez jej ściśniętą krtań, ale jednocześnie jakoś tak... lżej jej się robiło z każdym wypowiedzianym, wyduszonym siłą słowem. Przechyliła nieco głowę, zastanawiając się nad swoim następnym krokiem i prawie, prawie, zapadając się w grząskie, uciszające piaski niepewności. Odwróciła się przodem do mężczyzny, ułagadzając protestującego nagłym poruszeniem się Gawraka delikatnym, czułym pacnięciem go w bok dzioba. - Zabiłam mojego partnera, nie mogłam, nie chciałam, wrócić do reszty - rzekła na jednym wydechu wiedząc, że inaczej przerwałaby w połowie pierwszego wyrazu i nie dokończyłaby tego pierwszy raz pokazanego światu zdania. Dreszcz przebiegł jej wzdłuż kręgosłupa, wgryzając się wygłodniale w kręgi i chuchając na jej skalaną bliznami skórę nieprzychylnym chłodem.

Co ona robiła?
Co ona wyprawiała?!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.01.19 17:03  •  Zniszczona kapliczka - Page 12 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Hoh. - to było jedyne słowo, które padło tuż po tym, jak dziewczyna skończyła mówić. Oparł dłoń o udo, czując pod opuszkami szorstką strukturę spodni, i odchylił głowę nieznacznie do tyłu, unosząc lewy kącik ust.
A więc jesteś zbiegłą morderczynią? - zapytał nie przebierając w słowach. Nie zamierzał bawić się w empatię i wcielenie w rolę drugiej osoby, by zrozumieć co czuje. W jego kręgu i religii każde morderstwo było morderstwem. Bez znaczenia był powód takiego czynu. Grzechem było pozbawienie życia drugiej istoty, nawet jeżeli ta zasługiwała na specjalne miejsce w samym środku Piekła. Nikt nie miał prawa bawić się w Boga i decydować kto może żyć, a kto nie ma do tego prawda.
Druga kwestia, że niektóre morderstwa można było usprawiedliwić, a tym samym wylać kojący balsam na duszę i sumienie, które czasami zjadało człowieka od środka, tocząc w jego żyłach samo-destrukcyjny jad.
Spojrzał na nią uważniej.
Teraz pozostało pytanie, czy jej duszę można jeszcze uratować, czy już do końca zgniła.
Dlaczego go zabiłaś? - odezwał się po chwili, nieco przesuwając ciało do przodu, opierając łokciami o kolana.
Zabiłaś go bo zdradził cię? A może był w takim stanie, że śmierć była jedynie wybawieniem dla niego? Wypadek? Zabiłaś go czysto metaforycznie? - uśmiechnął się delikatnie, podciągając nogę i zgiął ją w kolanie, by oprzeć na nim łokieć, a na dłoni policzek.
Opowiedz mi o tym, Ryuu. Chętnie posłucham. - to nie tak, że jestem dobrym słuchaczem, ale czasami wyrzucenie słów przed zupełnie obcym osobnikiem działało niczym oczyszczający deszcz, pozwalający pozbyć się wszelakich negatywnych odczuć. Dziewczyna przede wszystkim wyglądała na kogoś naprawdę zagubionego, a do tego nie tyle co nieśmiałego, a zjadanego od środka przez wyrzuty sumienia. Był ciekawy czy naprawdę nie chciała tego zrobić, a może zrobiła bo chciała, ale teraz nie była w stanie znaleźć sobie miejsca, poukładać życia na nowo, a koszmary przeszłości każdego dnia nie dawały o sobie zapomnieć.
Albo nadal była naprawdę dobrą aktorką.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 12 z 14 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13, 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach