Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 13 z 14 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14  Next

Go down

Pisanie 30.01.19 2:20  •  Zniszczona kapliczka - Page 13 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Zniszczona kapliczka - Page 13 BcBUAYU

Nie miała najmniejszego, najdrobniejszego pojęcia o tym, jakiej reakcji oczekiwała ze strony swojego tymczasowego, aktualnego rozmówcy w odpowiedzi na jej wydukane na samotnym wydechu wyznanie. Znajdowali się w końcu na przepastnych ziemiach, na których to panowały surowe, nieprzebaczające ani błędów, ani tym bardziej słabości zasady, toteż nie spodziewała się zostać spoliczkowaną przez potępienie, ostre słowa lub celną, kąśliwą krytykę. Czymże, w końcu, było jedno marne, ukrócone istnienie wobec całej ich masy ściętej bezlitośnie na brutalnej, złośliwej i głodnej krwi Desperacji? Desperacji, dla której nie ważnym był fakt, kim ktoś był - dzieckiem czy dorosłym, potworem, bezgrzesznym niewiniątkiem, kaleką, nowo narodzonym monstrum, uciekinierem czy mordercą - a to, kiedy i jak zdechnie, bo przecież każdego w końcu los ten spotka i to było najistotniejsze. Sama Karyuu nie czuła jakiegoś ogromnego, straszliwego i przytłaczającego wyrzutu względem zabicia swojego dawnego, szorstkiego i okrutnego partnera - to nie to ciążyło jej niby tonowy głaz na sercu i umyśle; to nie to utrudniało jej pozbieranie wszystkich swoich potrzaskanych, żałosnych szczątków do jako takiej całości; to nie to, nie do końca, wypchnęło ją poza mury bezpiecznego, zamkniętego pod kopułą miasta. Mrugnęła kilka razy i oblizała praktycznie bezwiednie spierzchnięte wargi, kiedy głos utknął jej w krtani i odmówił posłuszeństwa wobec spokojnie siedzącego naprzeciwko (ex)Łowczyni, wpatrującego się w nią z wyczekiwaniem osobnika. Przez myśl przemknęło jej zwiewnie i luźno, i przemijająco zaraz, że przypomina on kota bawiącego się dogrywającą, wymęczoną myszą, popychając i szturchają ją łapą i oczekując od niej czegoś, co ta mu dać już nie mogła - rozrywki może? Czegoś ciekawego do zabicia czasu?

Zabicia... hah.

- Spotkaliśmy... spotkaliśmy w kanałach młodzieńca, który chciał przedostać się na drugą stronę muru... na Desperację. - Jak ona i Giri, i udało im się, i potem był już tylko bólbólból i śmierć. - Chciałam go zatrzymać... zawrócić... Nai... on zastrzelił go, od razu, bez... bez wahania. - Tyle krwi. Tyle krwi rozbryzgniętej na ścianie i podłodze, i brudzącej włosy o barwie tak podobnej do tej, jaką nosił dumnie na głowie również i Giri. Na pierwszy rzut oka nieznajomy i jej przyjaciel z dzieciństwa byli do siebie tak boleśnie, dusząco podobni, że Karyuu doprawdy zwątpiła tamtej doby w swoje zdrowie psychiczne. A potem było już tylko gorzej. - Zaczęliśmy się kłócić, szarpać... - Jej nieobecny, zamglony wzrok powędrował gdzieś na bok, podczas gdy naznaczona bliznami dłoń sięgnęła bez pomyślunku do prawego, głuchego ucha. Arashi nie zakrakał nawet, wpatrując się tylko ze zmartwieniem w Złoty Kłos i w geście wsparcia przyciskając swój łepek do jej przedramienia. Nie lubił widzieć ją w takim stanie i szczerze miał za złe Nieznajomemu, że doprowadził on ją do czegoś takiego, lecz na razie zignorował mężczyznę - nie rzucił mu nawet jednego, małego spojrzenia przepełnionego niechęcią i wrogością - na rzecz pomocy niewieście. - Nawet nie wiem dokładnie, co się stało podczas tej szamotaniny... jak... - Palce muskające skroń i ucho powędrowały dalej, zaciskając się mocno, szarpliwie na jasnych, gęstych kosmykach czupryny Karyuu. Przełknęła z trudem, mrugając zbyt szybko i czując obce, kłujące pieczenie w kącikach oczu. Coś, czego naprawdę dawno już nie dane jej było doświadczyć i zaznać. Z drugiej strony nigdy też nie dzieliła się z nikim tą konkretną opowiastką, unikając jej niby ognia i zakopując ją głęboko w odmętach poszatkowanej pamięci. Nie lubiła wspominać o Naienie i zabiciu go, bo to wiązało się z wyciągnięciem na powierzchnię także i tej jednej, nieszczęsnej ofiary; osóbki należącej do ciekawskiego, niewinnego grona, które to przecież tak bardzo, bardzo chciała bronić i chronić, i...

Czymże jest jedna stracona persona wobec całego tłumu zagrzebywanego wciąż i wciąż w objęciach Desperacji?

Dla niej? Wszystkim. Punktem załamania i szoku, i bycia wyszarpaną okrutnie z wypalającej wściekłości, i momentem zdrady, i skreślenia się z listy Łowców - bo jak mogła wrócić i wyjaśnić, co się stało? Dlaczego zabiła szanowanego, przebijającego ją stażem Kata? - i zostania utopioną w głębokim, lodowatym oceanie ocucenia, i oprzytomnienia, ale też i roztrzaskania się na milion nieforemnych, niepasujących do siebie kawalątków, i wypalenia. Mrugnęła raz jeszcze i znowu, i ponownie, bo nawet nie zarejestrowała momentu, w którym opadła na kolana jak kukiełka o ściętych sznurkach. Gawrak zakrakał głośno z protestem, niemalże zlatując dziobem na glebę, lecz chwilę później samemu prędko ześlizgując się wręcz po jej płaszczu i poczynając skakać dookoła niej w nadziei wybicia ją z tego... nastroju.
- Pochowałam go... tego młodzieńca. - Ale nie Giri'ego, bo nie wiedziała nawet, gdzie jest jego ciało i nie pożegnała się z nim prawowicie i ostatecznie, i nie przeprosiła, bo w końcu cała ta tragedia i jego śmierć były jej winą. I nic tego nie zmieni. - A potem uciekłam. - Jak tchórz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.02.19 1:06  •  Zniszczona kapliczka - Page 13 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Obwiniasz się również o jego śmierć. - nie pytał, nawet nie stwierdzał faktu, a jedynie potwierdzał swoje przypuszczenia. Nie musiał być jasnowidzem czy też medium potrafiącym czytać w myślach, by od razu zrozumieć, że dziewczyna do dnia dzisiejszego żyła z wielkim poczuciem winy za to, co się wtedy wydarzyło. Nawet nie musiała mówić mu w szczegółach o tamtym dniu, wystarczyły mu domysły. Była teraz jak otwarta księga, która wręcz prosiła się o wyczytanie na głos wszystkich sekretów, które  niosła ze sobą.
Nie był najlepszą osobą do pocieszania i dawania rad.
Ale był dobrym słuchaczem. Pytanie, czy to wystarczy?
Nie pociągnęłaś za spust. Nie zabiłaś go. Zapewne wiele razy w głowie układałaś różne scenariusze tej chwili, prawda? Co by się stało, gdybyś jednak nie postanowiła mu pomóc. Może żyłby do dzisiaj. Albo gdybyś sama spróbowała mu pomóc. Co by było, jakbyś w ogóle go nie poznała. - lewy kącik ust uniósł się nieznacznie ku górze.
Może. A może i nie. Znałaś go dobrze? Może był bestią, która robiła niewinną minę, by zjednać sobie swoich przewodników, a po przekroczeniu granicy wyrżnęłaby połowę miasta. A może był zwykłą, zagubioną istotą, która znalazła się w złym miejscu o złej godzinie. Ale powiem ci jedno. - uniósł wzrok, by uważnie się jej przyjrzeć, choć zdawało się, że już zdążył zapamiętać każdy fragment jej twarzy.
Każdy w końcu zdechnie. Ty, ja, i cała rzesza innych osób. A uciekanie na Desperację w poszukiwaniu pokuty w niczym nie pomoże. I co ci to dało? Nie przywróciłaś go do życia. Nie znalazłaś ukojenia. Widzę to w twoich oczach. Jak cała drżysz, kiedy o tym mówisz. Nadal żyjesz tamtym dniem. - westchnął ciężko, powoli podnosząc się z ziemi i podchodząc do niej bliżej, ale zatrzymał się w odległości kroku, tym samym nie zabierając jej przestrzeni osobistej.
Możesz dalej tak żyć, dręczona tamtym dniem, w nadziei, że Desperacja cię od tego zbawi albo dalej żyć tutaj, pokornie przyjmując jej każde ciosy na siebie, widząc w tym jedyną możliwość na zbawienie. Nie mogę ci mówić jak masz żyć. To twoje życie i to, jak nim dysponujesz zależy tylko o ciebie. Możesz spróbować wreszcie się oczyścić i zrzucić z siebie ten balast, ale równie dobrze do końca swoich dni możesz obarczać się winą ich śmierci. Ale wiem jedno. - uniósł dłoń i położył na jej głowie, delikatnie czochrając jej czuprynę jakby była niesfornym dzieckiem, a on tym dobrym, starszym bratem.
Cokolwiek nie myślisz, to nie była twoja wina. Wiem to, wyczuwam to. Znam się na tym. - zapewnił ją szczerząc się lekko.
W końcu był aniołem, co nie? Anioły naturalnie potrafiły dostrzegać dobro w innych.
Ponoć.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.02.19 0:21  •  Zniszczona kapliczka - Page 13 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Zniszczona kapliczka - Page 13 BcBUAYU

Oczywiście, że... Oczywiście, że się obwiniała! Zginęło dziecko! Nastolatek, co prawda, licealista pewnie, ale dla niej w dalszym ciągu był zaledwie dzieckiem, które niczym sobie nie zasłużyło na taki, a nie inny los. Na śmierć. Wiele rozmaitych i różnych scenariuszy przemknęło jej przez myśli w przeciągu ostatnich ciężkich, spędzonych na Desperacji lat; wiele niezrealizowanych planów i co by było, gdyby przewałkowało się przez jej umysł niby lawiny magmy pochłaniające wszelkie inne rozważania i rozmyślania; wiele powinnam była i gdybym tylko przydeptało bezlitośnie i zmiażdżyło brutalnie jej chwiejną samoocenę, zrzucając ją do kanionu ostrej samokrytyki oraz negatywnego postrzegania samej siebie. Nie była dobrą osobą, stwierdziła pewnego razu na głos, wierząc w to i uważając za najczystszą, nieskalaną prawdę. Wszystko, czego się tykała i z czym miała styczność rozpadało się jak nieumiejętnie zbudowany domek z krzywych kart; deformowało się niczym rozgrzana do czerwoności, włożona pod prasę hydrauliczną kostka metalu; sypało jak drobny piasek z rozbitej o twardą ziemię klepsydry. Dużo nieszczęśliwych wydarzeń odbyło się z jej winy, toteż nie zostało jej tak naprawdę nic innego, jak wziąć te karygodne błędy i głębokie przewinienia na własne, chude barki i nieść je ze sobą przez resztę jej marnego żywota - nie ważne, jak ciężkie one były i jak boleśnie na kręgosłup napierały, i jak bardzo samo napomknięcie o nich ją katowało. Zasługiwała na to i tyle, kropka, koniec rozmowy. Prawda?

Wyrwała się ze swojego tępego, gorzkiego transu, kiedy mężczyzna kawałek przed nią siedzący uraczył ją dłuższą, wymawianą nad wyraz spokojnym tonem przemową. Mrugnęła, wbijając w niego piekące w kącikach oczu spojrzenie i zmuszając się do wysłuchania ze zrozumieniem kierowanych do niej słów. Nie czuła się najlepiej i ciężko jej się w tej chwili koncentrowało na czymkolwiek, jej myśli zdawały się skakać i pierzchać na boki, i umykać spod jej kontroli za każdym razem, gdy próbowała je w lekki, delikatny uchwyt złapać. Przełknęła ciężko raz i drugi, ściskając w lewej dłoni prawe przedramię w nadziei, że odrobina kąśliwego bólu wesprze ją w pochwyceniu skupienia - i owszem, troszeczkę to pomogło, uziemiło ją, sprowadziło na ziemię i rozwiało białą mgłę zalegającą pod czaszką. Kiedy Colin podniósł się na nogi i podszedł do niej - dobrodusznie dając jej trochę miejsca na oddychanie i nie przytłaczając jej swoją obecnością - Arashi zakrakał ostrzegawczo i dziobnął go z przestrogą w bok jednego z glanów. Obserwuję Cię zdawał się przekazywać swoim nieprzychylnym, bacznym wzrokiem, mimo że cała jego postawa i ograniczona, ptasia mimika emanowały łaknieniem pomocy Złotemu Kłosowi. Karyuu zastygła, kiedy obca dłoń spoczęła na jej głowie i poczochrała jej jasne, długie kosmyki. Oddech uwiązł jej po raz kolejny w gardle, serce zabiło mocniej i boleśnie, a z krtani wyrwał się histeryczny, niekontrolowany śmiech.

- Myślę... myślę, że się mylisz - odpowiedziała drżącym i chrapliwym głosem, oferując mężczyźnie złamany, potrzaskany uśmiech. - Może nie chciałam... może nie... nie doprowadziłam bezpośrednio do... ale... - Kolejny szarpliwy, pozbawiony wesołości śmiech wymknął się na światło dzienne. - Ale nie znaczy to, że... jestem bez winy - dokończyła z trudem, dysząc jak po przebiegnięciu dookoła calutkiej Desperacji i telepiąc się niby liść na porywistym, zimowym wietrze. Uparta była w swoich utartych przez lata, zakorzenionych w jej duszy przekonaniach, nie puszczając ich podobnie do dziecka kluczącego kurczowo swoją ukochaną zabawkę. Mrugnęła, spoglądając w dół, gdy poczuła coś drobnego i mokrego rozbijającego się o jej wierzch dłoni. Kropla. I kolejna. Nie padało przecież, więc... och. Och. Drżące palce musnęły naznaczony wilgotną ścieżką policzek, podczas gdy sama ich właścicielka zastygła z szokiem i zaskoczeniem malującym się na twarzyczce. Bo kiedy był ostatni raz, jak płakała? Nie potrafiła sobie przypomnieć, ale wiedziała na pewno, że nie dane jej było opłakiwać nawet Giri'ego - zjadana przez wściekłość i determinację, i zgubną złość nie potrafiła wykrzesać z siebie łez, a potem była już zbyt wypalona, zbyt wyprana z uczuć i zmęczona.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.02.19 0:43  •  Zniszczona kapliczka - Page 13 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Ręka powoli ześlizgnęła się ze złotych kosmyków, i opadła lekko wzdłuż ciała chłopaka. Dopiero wtedy odsunął się od niej, wracając do miejsca, gdzie jeszcze parę chwil wcześniej siedział, ale tym razem nie usiadł na powrót, a zamiast tego schylił się sięgając po swoją torbę, a broń wsunął do pochwy, najwyraźniej nie dostrzegając w kobiecie niebezpieczeństwa. Albo po prostu miał w zanadrzu inne asy, które niekoniecznie wymagały użycia fizycznej broni.
Może i się mylę. - przyznał lekkim tonem, jednocześnie wzruszając ramionami, jakby rozmowa którą właśnie odbyli nie dotyczyła ciężkich przeżyć, jakich doświadczyła jasnowłosa, a zwykłej pogody czy czegoś zupełnie innego, ale równie trywialnego.
Niemniej, w żadnym wypadku nie uważał tego za głupotę.
Ale nie był nikim na tyle ważnym, by wytykać palcami jej postanowienia i czyny, ani również nie miał prawda w żadnym wypadku jej umoralniać. To było jej życie. I to ona musiała zdecydować oraz wybrać jak chce przez nie przejść i z jakim bagażem traumy. Zwłaszcza, że najprawdopodobniej było to ich jedynie, a zarazem ostatnie spotkanie.
Wiesz, ty wiesz co jest dla ciebie najlepsze. Skoro uważasz, że jesteś winna, to z tym żyj dalej i każdego dnia się tym udręczaj. To nie moja sprawa. - dodał dobitnie. Taka była prawda. Byli dla siebie obcymi istotami, nieznajomymi. Sprawy dziewczęcia w żadnym stopniu go nie dotykały, nie bezpośrednio. Oczywiście jego anielska natura została lekko "uruchomiona" kiedy widział ją w takim stanie, ale nie zmieniało to faktu, że taką drogę sama obrała, a on nie miał najmniejszego prawa siłą ją z niej ściągać.
Każdy ma jakiś swój cel i bagaż doświadczeń, z którym musi żyć i iść dalej, aż w końcu dobrnie do mety. To my sami decydujemy co zostanie w tym bagażu, a co nam na tyle ciąży, że ostatecznie uniemożliwia dalszą podróż. Tak samo jest z tobą. Skoro chcesz to dźwigać - droga dalej. Ale patrząc na ciebie nie wydaje mi się, żebyś uciągnęła to do końca. - poprawił przerzuconą przez ramię torbę, na dłuższą chwilę zatrzymując na niej swoje spojrzenie. Trwało to jednak zaledwie parę ulotnych i nic nie znaczących sekund, a potem lekko się uśmiechnął.
Gdzie zamierzasz się teraz udać?
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.02.19 20:49  •  Zniszczona kapliczka - Page 13 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Zniszczona kapliczka - Page 13 BcBUAYU

Mimo zmęczenia kąsającego ją tępym bólem w skronie i delikatnego, natrętnego szczypania w kącikach oczu, Karyuu czuła się o wiele lżej niż przez ostatnie kilkanaście lat. Nie całkowicie, jako że poczucie winy w dalszym ciągu zalegało ciężko na dnie umysłu oraz serca, ale już nie przyduszało ją ono bezlitośnie i nie ściągało brutalnie ku twardej, wyschniętej glebie. Odetchnęła lekko i urywanie, czując odległą i delikatnie gorzką nutę smutku w momencie, w którym mężczyzna odsunął się od niej i wrócił do miejsca, na którym to wcześniej sobie spokojnie siedział. Z trudem powstrzymała się przed muśnięciem nieco drżącymi palcami po swojej niedawno głaskanej czuprynie, zamiast tego decydując się na otarcie knykciami wilgotnych rzęs w celu pozbycia się tej rozmazanej, utrudniającej patrzenie mgiełki. Uczyniwszy to, (ex)Łowczyni podniosła się na nogi powoli oraz ostrożnie, szczególną uwagę przykuwając do utrzymania równowagi, która w chwili tej była chybotliwa i niebezpiecznie niepewna. Przymknęła na sekundę marną i zwiewną powieki - myśli musiała zebrać oraz poukładać, uporządkować w całym tym chaosie rozbijającym się pod czaszką - zaraz uchylając je i wbijając spokojniejsze spojrzenie nieco zaczerwienionych oczu w towarzysza rozmowy.
- Muszę to dźwigać - odezwała się cicho i ochryple, i z pozbawionym humoru czy wesołości, ledwo zauważalnym uśmiechem majaczącym na bladych usteczkach. - Może i kiedyś będzie to moją zgubą, ale jest to też coś, co pcha mnie do przodu - wyjaśniła, po czym otrzepała swój ciężki, magiczny płaszcz podróżny i poprawiła rozkopany, krzywo leżący wokół szyi szal.

Bo tak, czuła się winna i dawne wydarzenia oraz poczynione przez nią decyzje prześladować ją pewnie będą do końca jej żywota, jednakże z drugiej strony było to też coś, przez co przy każdym upadku podnosiła się, zbierała do kupy i wznawiała mozolny marsz naprzód. Po swoim pierwszym katastrofalnym wyborze - który doprowadził do śmierci jej najlepszego przyjaciela - wszystkie następne były kierowane chęcią pomocy innym, tym niewinnym, którzy nie zasługiwali na te wszystkie okropności czające się za rogiem i ukryte za zasłoną kłamstw. Co prawda z początku napędzana była też złością i własną krzywdą, i palącą iskrą nienawiści, lecz jedna rzecz zawsze pozostawała niezmienna - ta chęć odciągnięcia dobrych duszyczek od tragedii, których przecież można było uniknąć. A jak nie - co na Desperacji dość często miało miejsce - to w jakiś sposób naprawić, dodać otuchy i podnieść na duchu. I jeżeli mogła przyczynić się do ziszczenia jednej z tych opcji... dlaczego miałaby się nie udzielić? Nie zadziałać? A wszystko to przez to, że nie chciała, aby ktoś inny skończył jak Giri lub ona; przez to podgryzające jej duszę, słodkie i słone zarazem poczucie winy.
- Przed siebie - odpowiedziała krótko, prosto na jego pytanie, nie przejmując się jego małą wiarą w jej umiejętności. Ha! Ona też nie sądziła, aby uciągnęła to do końca, bo pewnie padnie gdzieś tam w którymś punkcie na krętej, wyboistej ścieżce, lecz przynajmniej coś tam po drodze dobrego zrobi. A przynajmniej taką miała nadzieję. - Dziękuję - dodała jeszcze cicho i niepewnie, nieśmiało, oferując płytki, lecz przepełniony wdzięcznością ukłon w kierunku Colina. Ta rozmowa pomogła jej wielce, odciążyła ją znacząco, a to z kolei ułatwi jej dalszą wędrówkę przez nieprzyjazną, groźną Desperację. Któż by pomyślał, że pogawędka z nieznajomą personą może być taka odświeżająca?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.02.19 0:19  •  Zniszczona kapliczka - Page 13 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Taka była jej decyzja, więc niech podąża jej ścieżką.
Nathair w żadnym stopniu nie czuł się zobowiązany do ingerowania bardziej, niż zrobił to do tej pory. Ale jakby na to nie patrzeć, przynajmniej miała jakiś cel, prawda? Nie egzystowała niczym warzywo. A to dawało jakieś szanse na jej przyszłość. Poprawił swoje ubrania, chowając katanę do pochwy i przerzucając pasek torby przez ramie, gotowy do dalszej podróży. Obdarzył spojrzeniem po raz ostatni ptasie stworzenie, które z tego co widział było niezwykle przywiązane do jasnowłosej.
Przynajmniej nie jest sama, pomyślał krótko, i obdarzył krótkim uśmiechem dziewczynę.
Przypuszczam, że już nigdy więcej się nie spotkamy. - jakkolwiek brutalnie jego słowa nie zabrzmiały, miały solidną podstawę. Ileż to osób już nigdy więcej się nie widziały? Ginęły, odchodziły, zamieszkiwały w oddalonych rejonach świata. Tak już było. Aczkolwiek....
Aczkolwiek jeżeli kiedyś jakimś cudem nasze drogi ponownie się skrzyżuję, mam nadzieję, że ponownie uda nam się porozmawiać. - dodał. Zawsze istniał ten nikły cień szansy na ponowne spotkanie, prawda? I tego trzeba było się trzymać.
A póki co żegnaj. Uważaj na siebie. - powiedział ciszej wymijając ją. Nawet nie obejrzał się ponownie, mawiano że przynosi to pecha. A ani dla siebie, ani tym bardziej dla niej nie chciał tego. I tak wystarczająco dużo pecha mieli w swoim życiu.

/ zt /
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.03.19 19:02  •  Zniszczona kapliczka - Page 13 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Zniszczona kapliczka - Page 13 BcBUAYU

Brutalnie? Skąd, to wszakże Desperacja jest; ziemie, na których słabi zjadani są przez silniejszych i często nawet w dosłownym tego słowa znaczeniu; kraina rządząca się surowymi, twardymi prawami przetrwania; region, gdzie nie było miejsca na wahania, wątpliwości czy sentymenty, ponieważ wszystko to mogło doprowadzić do grobu w bardzo, ale to bardzo szybkim tempie. Dlaczego więc dalej żyła? Robiła głupie, niedorzeczne i ryzykowne rzeczy na co trzecim kroku, a mimo tego w dalszym ciągu przyszło jej oddychać, maszerować przed siebie, pomagać pojedynczym i słabszym jednostkom. Najwidoczniej dopisało jej sporo szczęścia podczas jej swawolnych, samotnych - już nie. Już nie, bo miała teraz cudownego i wiernego kompana przy swoim boku - wędrówek, które pozwoliło jej przetrwać w tym okrutnym, szarym i zalanym szkarłatem świecie. Czy będzie jej dane wytrwać do momentu, w którym ponownie natknie się na tegoż tutaj się znajdującego, oplecionego spokojem i obdarzonego siłą mężczyznę? Któż to wie...
- Również... również mam na to nadzieję - powiedziała, zdobywając kolejną malutką, lecz stabilną motywację do walki o przetrwanie, do brnięcia przed siebie metr za żmudnym metrem. Bo a nuż uda jej się jednak w przyszłości natknąć raz jeszcze tego ciekawego osobnika, z którym tak lekko - i ciężko zarazem, niszcząco i budująco, cudownie i przytłaczająco - i dobrze jej się rozmawiało. A żeby tak się stało, to musiała przeżyć do tego dnia, do tego spotkania. Odetchnęła głęboko, kojąco, przymykając czerwone ślepia na ułamek chwili i otwierając je dopiero wtedy, kiedy Colin wyminął ją i ruszył w swoją stronę. Nie życzyła mu powodzenia - wydawał się na tyle zaradny i ogarnięty, i pewny, iż pewnie go nie potrzebował, a zbędnych rzeczy nie będzie mu na głowę narzucać.

Zmartwione, zabarwione zapytaniem kraknięcie przyciągnęło jej uwagę, wymuszając na jej usteczkach pojawienie się delikatnego, kruchego uśmiechu. Przyklękła niespiesznie, wyciągając rękę w kierunku Gawraka i podnosząc się wtedy, kiedy ten dziobnął ją delikatnie, czule w palec i wspiął się zwinnie po jej ramieniu na bark. Arashi usadowił się wygodnie w zgięciu jej szyi, kryjąc się w dużej mierze pod białym, miękkim szalem i od czasu do czasu pocierając dziobem o jej jasną, naznaczoną cienkimi bliznami skórę. Odetchnęła raz jeszcze, rzucając szybkie spojrzenie w górę - na niebo odległe, górujące im majestatycznie ponad głowami - po czym postąpiła pierwsze kroki naprzód, przed siebie. Przetarła piekące nieznacznie oczka wiedząc, że kąciki ich są zapewne zaczerwienione i podirytowane - przydałoby się odsapnąć gdzieś w cichym miejscu, odpocząć i może zdrzemnąć się nawet, zaczerpnąć trochę zbawiennego snu. Tak, to był dobry, przyjemny pomysł z wieloma plusami. Pogłaskała ptaszynę po głowie, przyspieszając nieco kroku i opatulając się szczelniej ciężkim, magicznym płaszczem podróżnym. Będą musieli się pospieszyć, ażeby znaleźć jakieś schronienie przed zapadnięciem niechybnego, czarnego mroku nocy. I tak, jak rzekła swemu niedawnemu towarzyszowi rozmowy - maszerowała miarowym, równym krokiem przed siebie. Co jej tym razem zgotuje przewrotny, nierzadko złośliwy Los?

Oby coś dobrego.

z.t.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.04.19 2:41  •  Zniszczona kapliczka - Page 13 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Chciał prosić Boga o pomoc. Chciał łudzić się, że to cokolwiek da. Chciał zwrócić się do świętych, by pomogli mu odnaleźć zgubę. Po wizycie w Skalnym Mieście, krótkiej i średnio owocnej, okazało się, że wyminął Borisa dość szerokim łukiem. Jego ścieżka z Shoukichim również się rozeszła w dwie różne strony. Soleil za swój kolejny cel obrał raz jeszcze bujne lasy Edenu, po czym przeszedł do dalszej drogi. Słoik dżemu truskawkowego z zeszłego roku, bułki wymagające już zroszenia wodą i podpieczenia choćby mocą ognia, woda, dwa kubki i woreczek z mieszanką owocową opartą na hibiskusie i trochę suszonego mięsa, zachowanego raczej z myślą o kocie, który podróżował w jego torbie.
 Hanael był wyczerpany i załamany, nie potrafił pogodzić się z tym, jak beznadziejnie jego podopieczny znowu mu uciekł. „Na pewno mnie nie lubi, na pewno jestem złym stróżem. Jestem za stary. Jestem nudny, pewnie się czepiam… I na pewno źle gotuję. Nawet kot pewnie by tego nie jadł” i, jak na zawołanie, koci łeb wychylił się z torby, mrugając wolno, po czym ziewnął przeciągle, prezentując braki w uzębieniu. Palce Soleila podrapały lekko czubek łebka zwierzaka.
Śpij, bo ktoś uzna, że jesteś obiadem, głuptasku – pouczył kota anioł, zwierzę jednak nie wzięło tego sobie zbytnio do serca. Pyszczek z wystającym z niego językiem opierał się o krawędź torby.
Wygląda na to, że tu się zatrzymamy. Nie może być tak źle… – dodał zaraz, uśmiechając się do swojej własnej obietnicy, gdy stanęli przed kapliczką. Anioł zastanawiał się, czy jest to pozostałość po kulcie istniejącym przed apokalipsą, czy już po niej. Kot zawiercił się gwałtownie w torbie i prychnął, co nie umknęło uwadze jego właściciela. Nie odezwał się jednak. Poprawił na ramieniu torbę i uniósł jedną rękę, naciągnął rękaw powyżej łokcia, by nie potraktować materiału swoją mocą. Zaraz na palcach zaigrały iskry, które przeistoczyły się w niewielki płomień, obejmujący ledwie dłoń Hanaela. Wkroczyli do środka, a starczyło kilka kroków, by na widoku pojawiły się dwa leżące kształty.
Biedactwa… – szepnął, od razu zakładając najgorszy scenariusz. – Oby Bóg miał was w opiece.
 Zaskakujące było jednak, że za mało śmierdziało. Może ciała były zbyt świeże… Albo wciąż żywe? Hanael postawił kilka kolejnych kroków, po czym odezwał się znowu:
Przepraszam, moi drodzy, wszystko w porządku? Potrzebujecie pomocy?
                                         
Hanael
Anioł
Hanael
Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hanael; na Desperacji Soleil


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.04.19 19:59  •  Zniszczona kapliczka - Page 13 Empty Re: Zniszczona kapliczka
 Nagłe szarpnięcie za ramię i mocny ucisk czyichś palców na anielskim ubraniu z pewnością nie należał do przyjemnych rzeczy. Podobnie jak nieprzewidujący sprzeciwu obrót w stronę napastnika. Trudno powiedzieć czy gorzej miał w tej chwili stróż czy z pewnością wytrząśnięty w swojej torbie kot. Ważne jednak, że nie ucierpiał na tym dżem, bo obyło się bez dalszych rękoczynów.
Czego zaczepiasz tych szmaciarzy? – warkot, który wydobył się z gardła Borisa wystarczająco naznaczony był wściekłością, a im dłużej mówił tym bardziej sam się nakręcał – Zarazisz się jakimś syfem albo upierdolisz.
 Słowa brzmiały absurdalnie, zupełnie tak jakby zarówno Lazarus jak i dwa biedactwa nie wyglądały jakby ubrał ich sam Le Menel zgodnie z obowiązującymi na Desperacji trądami trendami mody. Dodatkowo to łowca, chyba już niemal zgodnie z tradycją, uwalony był na przedzie bluzy i na rękawach, krwią.
 Ucisk na ramieniu nie zelżał nawet na chwilę, jakby trzeba było nie wiadomo jakiej siły, by utrzymać to cherlawe aniolątko na miejscu. Boris nadal mierzył swoją zdobycz niezbyt przychylnym spojrzeniem.
Szlajasz się chuj wie gdzie, z chuj wie kim, chuj wie po co, a ja muszę za tobą latać jak popierdolony. Może to czas żeby powtórzyć modlitwę i przypomnieć sobie, kto za kim powinien hasać? No, chyba że oto następuje wielka zmiana planów i to ja zostaję twoim stróżem. Wyprowadź mnie z błędu jeżeli się kurwa mylę.
 Łowca rzucił kontrolne spojrzenie na trupy, do których jego osobisty anioł próbował podejść. Coś tam się ruszało i to chyba nie jakieś robactwo wprawiające zwłoki w ruch. Dopiero obudzeni? Ranni? Umierający? Naćpani? Żadna z tych opcji nie była zachęcająca, a każda oznaczała marnowanie czasu. Martwi i otoczeni wartościowymi rzeczami - oni mogliby liczyć na zainteresowanie z jego strony.
Wychodzimy, mam robotę dla ciebie. Tylko bez guzdrania się.
 Dla Borisa wszystko było jasne i klarowne. To był jego stróż, a więc był jego własnością. Stanowił żywy inwentarz i tak należało go traktować. Inni nie mieli do niego żadnych praw, ani tym bardziej nie mogli korzystać z czegoś, co powinno być przeznaczone na niego. Najpewniej dlatego wcale nie rozumiał, że stawia go teraz przed naprawdę złym wyborem, każąc zostawić mu potrzebujących.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.04.19 11:38  •  Zniszczona kapliczka - Page 13 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Nie był w stanie wydać z siebie ani jednego dźwięku, gdy poczuł coś na ramieniu. Nie mógł się ruszyć, choć na logikę istot innych niż anioły, powinien po prostu zamachnąć się pokrytą płomieniem ręką w tył, by przynajmniej obezwładnić delikwenta. Hanael jednak nie zrobił tego, a jedynie zacisnął mocniej powieki i wciągnął głośno powietrze. Już miał prosić, by napastnik nie robił mu krzywdy, kiedy rozległ się znajomy głos.
I tak już zdążyłem się ubrudzić, Boris... – odparł niemrawo i cicho, jakby ze wstydem. Zaakcentował jednak słowo „ubrudzić”, żeby pokazać, że istnieją ładniejsze zamienniki brzydkich słów. Nogi anioła lekko ugięły się, jednak nie powiedział nic na temat zbyt mocnego uścisku. Pewnie zostanie po tym ślad. Z torby natomiast doszło głośne westchnienie, którego źródłem był bury kot. Zwierzę obróciło łeb w kierunku łowcy i posłało mu gniewne spojrzenie.
 Soleil drgnął niespokojnie, tracąc z lekka cierpliwość. Kojarzyło mu się to wszystko z przyłapywaniem niewiernej żony na zdradzie. Usta zacisnęły się w cienką, drżącą kreskę. Gdyby Lazarus patrzył na twarz swojego stróża, mógłby pomyśleć, że ten zaraz zacznie płakać. Dłonie jednak zacisnęły się w pięści, a Hanael przez nietrzymane ramię obejrzał się na podopiecznego.
Aniele Boży, stróżu mój, ty zawsze przy mnie stój. Rano, wieczór, we dnie, w nocy, bądź mi zawsze ku pomocy, strzeż duszy, ciała mego, zaprowadź mnie do żywota wiecznego – wyrecytował bez większych emocji, ale ze słyszalną cząstką prowokacji i dumy. Złapał wolną ręką za palce łowcy, mając zamiar je poluzować. – Amen. Wystarczy. Powinieneś wiedzieć jednak, że jestem nie tylko stróżem, ale i aniołem. Pomoc leży w mojej naturze. Zajmę się tobą najszybciej jak mogę. Teraz... Puść moje ramię. Proszę. Przepraszam, wszystko w porządku? – powtórzył głośniej, wbrew woli podopiecznego.
– Iiiiiiidź... – rozbrzmiał w odpowiedzi głos brzmiący jakby jego właściciel wyczołgał się tu z otchłani piekielnych. Hanael zrobił niemądrą minę. Milczał przez moment, jednak gdy się odezwał, nie rezygnował z opiekuńczego, troskliwego tonu.
Ale... Ale na pewno dadzą sobie państwo radę?
– IIIIIIIDŹ, BO ZARAZ... – powtórzył głośniej, niemal warcząc. Poruszył się niebezpiecznie gwałtownie, jednak dość sprawnie.
Wybudziłem pana z popołudniowej drzemki? – Zachichotał nerwowo, jednak zrobił krok w tył, teraz już stykając się z ciałem Azarowa. – Dobrze, miłego dnia, proszę tylko pamiętać o myciu rąk przed posiłkiem i o zmawianiu modlitwy! – pomachał łagodnie palącą się ręką, po czym zwrócił się do łowcy.
– Wygląda na to, że jednak moja praca skończyła się szybciej niż zaczęła. Proszę bardzo, w czym rzecz? – spytał wciąż drżącym ze strachu i niepewności głosem. Najchętniej wskoczyłby mu teraz w ramiona jak w starej kreskówce i kazał uciekać jak najdalej.
                                         
Hanael
Anioł
Hanael
Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Hanael; na Desperacji Soleil


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.04.19 18:18  •  Zniszczona kapliczka - Page 13 Empty Re: Zniszczona kapliczka
 Niewiele brakowało, by Boris wybuchnął śmiechem. Póki co jeszcze złośliwym, zabarwionym targającą nim złością, ale jednak śmiechem. Jego stróż był taki pocieszny. Coś na kształt szczeniaczka, który wie lepiej, że należy wcisnąć swoje niezdarne dupsko za telewizor, mimo wszelkich zakazów, a po chwili rozdziera tą swoją małą głupią mordkę, bo zaplątał się w kable.
Żałosne, jaki ty jesteś głupiutki.
 Uznając, że karne niewygody, na które naraził anioła były już adekwatne do jego chęci złożenia reklamacji gdzieś tam w chmurkach i puścił jego ramię.
Jesteś przede wszystkim moim stróżem, a w tym wierszyku nie ma nic o szlajaniu się po innych. Wyraźnie jest, że masz być na każde moje skinienie, a gdybyś nie zauważył to ono następuje właśnie teraz – syknął, obiecując sobie w duchu, że jeszcze jeden taki numer i osobiście na łożu śmierci przegryzie sobie żyły żeby zdechnąć jako samobójca i zawalić cały plan dbania Hanaela o jego biedną, parchatą duszę.
 Nie będzie przecież jakiś stróż przyprawiał mu rogów. Szczególnie po tym jak już próbował naginać warunki umowy, za którą Lazarus brał krótką modlitwę. Nie żeby z własnej woli kiedykolwiek wymówił ją po szóstym roku życia, ale umowa to umowa. W dodatku jej warunki, tak zgrabnie interpretowane przez łowcę, były czymś z czego należało wycisnąć jak najwięcej korzyści.
 Przeniósł niechętne spojrzenie na zaczepianego przez anioła osobnika. Najlepiej byłoby teraz go zostawić. Zaczepiał to niech sobie radzi. Sam.
 Gdyby nie był mu jednak potrzebny, i to w trybie natychmiastowym - wszak stracił i tak już za dużo czasu na szukanie go - to pewnie z chęcią pooglądałby całe widowisko. Może atak nieznajomego zmusiłby tę pierdołę do latania? Boris musiał go kiedyś zrzucić z jakiejś skały. Działa na pisklęta to i zadziała na jego wybrakowanego stróża.
 Czując, że pierzak najwyraźniej szuka u niego oparcia, westchnął ostentacyjnie, i już bez używania koniecznej siły wyprowadził go na zewnątrz, pilnując jednocześnie czy Dziwny Pan z Kapliczki nie postanowi podążyć za nimi.
Burego pogryzł jakiś pchlarz. Został w samochodzie, bo nie może chodzić – rzucił jakby to wyjaśniało wszystko, gdy już byli na schodach, po raz ostatni oglądają się za siebie.
 Zerknął na idącego obok anioła. Co za przestraszony wypłosz. Czemu nie mógł dostać jakiegoś wykokszonego anioła z pięcioma parami skrzydeł, ogromnym mieczem i podległym mu smoczyskiem? Ach, no tak. Bo z takim stróżem to podbiłby świat.
Nie trzęś się, już jest dobrze.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 13 z 14 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach