Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 11 z 14 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12, 13, 14  Next

Go down

Pisanie 24.08.17 22:08  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Żadne z nich nie dawało za wygraną. Łowca nie spuszczał z tonu ale i ona była nieugięta. Ba rżnięcie głupa dobrze jej szło, bo Ash od razu wyśpiewał jej swoje pochodzenie. Od słowa do słowa ale dostała na srebrnej tacy wszystko, nawet i więcej niż by się spodziewała. Chłopak wyglądał specyficznie, głos miał też ciekawą barwę. Zdecydowanie go zapamięta, cierpliwość zawsze popłacała. Teraz byłoby głupio oberwać kulkę, zwłaszcza tak daleko od bazy na pustkowiu. Tu pod każdym kamyczkiem czaiło się coś paskudnego i tylko czekało żeby wypełznąć, dopaść delikwenta i wpierdolić go w całości. Nie odpowiadała mu już na nic. Zajęła się zbieraniem ziół do momentu aż sobie poszedł. Pozbierała jeszcze kilka kwiatków, ciekawe czy przydadzą jej się do czegoś. Po czym poprawiła banderę na twarzy i ruszyła w stronę posterunku. Czekała na nią już przesyłka, wielki kontener ze skrzydlatą zabawką.

(z tematu)
                                         
Saiyuri
Saiyuri
Odrodzona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Saiyuri Kurayami


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.05.18 1:32  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Wyznawca nowej wiary zapuszczający się w świątynkę wyznawców wierzeń powstałych jeszcze w dawnych dniach mógł wydawać się widokiem cokolwiek ironicznym. Akiya co prawda cenił sobie wygodę bezpiecznych gór Shi, jednak w chwili, gdy jedyną odmianę stanowi zmiana osoby wydającej z siebie boleściwe jęki, aż ma się ochotę nieco inaczej załagodzić jej cierpienie. Był stworzeniem znudzonym, któremu czas niesamowicie się dłużył, a i Lenora wyjątkowo posępnie pochylała swój opierzony łebek i łypała niezbyt przychylnym spojrzeniem.
 Kapliczka wyglądała na miejsce, w którym mógłby nawet się zdrzemnąć, gdyby zaszła taka potrzeba. Był wszak  kotem, a kotom absurdalne miejsca do snu jak najbardziej pasują! Póki co jednak postanowił się zadowolić usadzeniem leniwych, ale w mniemaniu właściciela zacnych, czterech liter. Sam nie do końca wiedział, dokąd zabrnął, jednak jego wędrówka trwała już spory kawałek czasu. Podczas niej widywał wschody, zachody słońca, a ile ich było — tego już sam nie wie. Ileż dałby za zegarek, którym mógłby mierzyć godziny, za cokolwiek wspierającego mierzenie czasu, poza wadliwymi przeczuciami.
 Akiya spoczął na stopniach kapliczki, znudzony, zmęczony i ze świadomością, że najprawdopodobniej skończyły się już jego zapasy wody. Wydał z siebie bezgłośne westchnienie. Czemu jego osobista klątwa nie użyczyła mu możliwości pobierania wody z otoczenia? Zaoszczędziłoby mu to całkiem sporo zachodu i marnotrawstwa. Plecak diakona, który spoczywał oparty o jego plecy, lada moment został przeniesiony przed postać wymordowanego. Po co właściwie wyruszył w tę podróż?
 Och, coś się działo, w końcu, a może znowu zachodziły w Kościele zmiany. Miał nadzieję, że tym razem prowadzące ku lepszemu, bowiem decyzja o walce sprytnej w miejscu rozlewu krwi. Diakon był tak zadowolony tą zapowiedzią, że aż odniósł wrażenie, że nadużył mleka makowego bądź śnił sen nadzwyczaj realny. Uśmiechnął się sam do siebie i pogłaskał wolno czarne pióra na głowie towarzyszki.
 Ptak z kolei wzbił się w powietrze; ostatni czas spędził na ramieniu właściciela, więc teraz podjął decyzję o tym, by rozprostować nieco skrzydła i zmusić się do wysiłku. Lot ptaka był niski i napotykał pewien opór ze strony wiatru, który dziś wiał dość mocno, jednak Lenore była zwierzęciem silnym i upartym. Kruk zniknął z zasięgu wzroku wymordowanego dość szybko, jednak równie prędko wrócił z jakąś zdobyczą w dziobie. Był to kawałek całkiem ładnego i czystego materiału, który najpewniej był używany jako coś w guście ozdoby do włosów. Akiya, chwyciwszy materiał w dłoń, pomyślał, że właścicielka musi być niedaleko. Powinien się za nią rozejrzeć?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.05.18 18:42  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Ach, jakże śliczne było niebo, gdy z rana spojrzała w nie Maria. Tak właśnie o nim pomyślała zawinięta w kocyk, pod którym wcześniej spała. W takie dni najlepszy jest relaks. Można przejść się kawałek, trochę poleżeć, może i komuś pomóc. Postanowiła więc! Dziś połączy przyjemne z pożytecznym - pomoże komuś, ale też będzie miała okazję ponapawać się widokami i przewietrzyć. Czemu by nie, nic nie stało na przeszkodzie. Nie, żeby kiedykolwiek stało, nie dla niej. Przebrała się szybciutko w coś, co można było ubrudzić mąką, ciastem czy czymkolwiek innym, co mogło powstać w trakcie pieczenia. Założyła też dla pewności fartuch i poszła, a właściwie poskakała do kuchni. Otworzyła zeszyt z zapisanymi starannie przepisami, obok których znajdowały się nieco bardziej chaotyczne notatki. Przejrzała je i znalazła jeden, którego niegdyś używała naprawdę często. Przywołał on u niej niesamowite wspomnienia, choć trochę zniekształcone przez bujną wyobraźnię anielicy. Przypomniała sobie, jak kiedyś piekła bułeczki, wychodziła z Edenu i podrzucała je w różnych miejscach. Ile koszyków na tym ucierpiało, nie jest pewien nikt. Tak samo, jak nikt nie jest pewien, czy jedzenie zostawiane dla wytrwałych poszukiwaczy takowego, będące swego rodzaju nagrodą za sam fakt, że się nie poddali, na coś rzeczywiście się przydało. Część pewnie tak, ale znaczna większość zapewne pozostała nienaruszona przez desperatów, bo po prostu nie dało się ich znaleźć, jeśli nie miało się wyjątkowego szczęścia. I wtedy Maria była pewna, jak chce spędzić dzień. Piekąc i ukrywając jeszcze jeden koszyk jedzenia.
Oczywiście niezbyt zwróciła uwagę na to, że takie bułki przygotowuje się kawał czasu. Bo dlaczego by miała? I tak było wcześnie, a nawet jeśli byłoby inaczej, anielica zapewne wyszłaby z domu w kompletnych ciemnościach, właściwie dla zabawy i przyjemności z tego, że może komuś pomóc. Ona faktycznie uważała to za dobrą formę pomocy ludziom, którzy potrzebują jedzenia, nawet by nie pomyślała o tym, że miała w zwyczaju wybierać miejsca praktycznie nieodwiedzane lub tak ukryte, że ona sama nie mogłaby ich znaleźć nawet, jeśli wracałaby tam po piętnastu minutach. Z uśmiechem i piosenką na ustach, zaczęła przygotowywać ciasto. Czekając, aż wyrośnie, czytała książkę, raz na jakiś czas przerywając, żeby wyjrzeć za okno. Po uformowaniu sześciu kulek, z powrotem wyszła z kuchni i czekała, aż i te urosną. Dwie posypała sezamem, dwie makiem, dwie zostawiła tak, jak były. Zmagała się z nimi prawie dwie godziny, ale było warto. Pachniały cudownie i chociaż nie wyszły idealnie, z całą pewnością wyszły dobrze. Maria znalazła koszyk, co nie było właściwie zbyt trudne, gdyż nawet pomimo posiadania torby, do której można zmieścić wszystko, czego potrzebuje, często z nich korzystała. Równie często je gubiła i niszczyła, więc posiadanie sporej kolekcji było wskazane. Wrzuciła do niego bułki, malutki słoik kwaśnego dżemu, którego składu już nie pamiętała i wodę, która prawdopodobnie była tym, co było w stanie przetrwać przez jakiś czas. Przebrała się ze stroju roboczego w jedną ze swoich ulubionych sukienek, z myślą, że chce zauroczyć niebo tak samo, jak ono zauroczyło ją. Zupełnie jakby było osobą. Chwilę przed wyjściem z domu urwała połowę jednej z bułek bez maku czy sezamu i umoczyła ją w resztce miodu znalezionej na dnie jednej z szafek. W ten sposób zdatnych do podrzucenia pozostało jednie pięć bułek. Odhaczyła ją na liście prowadzonej w jej własnej głowie. Nie, żeby lista długo przetrwała. O ile wcześniej nie była pewna, dokąd iść, po wyjściu już wiedziała. W miejsce, w którym na pewno zobaczy ją Bóg, miejsce, w którym będzie mogła go nakłonić do powrotu i pokazania ludziom, że można mu powierzać wszystko. Miejsce, gdzie kiedyś zbierali się wierni. Znała kilka, ale jedno konkretne zapadło jej w pamięć - stara, niszczejąca już kapliczka. Oczywistym był fakt, że nie była ona miejscem, w którym zbierali się wyznawcy jej Boga, ale Maria właściwie nie rozróżniała tych wszystkich bóstw, dla niej każdy był jednym i tym samym. Może za wyjątkiem Ao, o którym wiedziała tyle, co się nasłuchała od ostrzegających ją aniołów. Ostrzeżeń nie pojęła, ale wiedziała, że Ao i jego wyznawcy muszą być wyjątkowi. W życiu nie zmieniłaby ścieżki, którą kroczyła, jednak ciekawość zżerała ją za każdym razem, gdy słuchała o nowej wierze.
Gdy zbliżała się do miejsca, do którego chciała się dostać, było już nieco później, chociaż wciąż jasno. Nie była jednak pewna, która była godzina. Zapach wypieków już słabł. Maria co prawda trochę oszukiwała, raz na jakiś czas przelatując kawałek, jednak starała się chodzić przez większość czasu. Miała w sobie niesamowity zapał i chęć odwiedzenia tego tajemniczego i fascynującego, przynajmniej dla niej, miejsca. Wtedy zbliżył się do niej czarny ptak.
- Ojej, jesteś głodny? Mogę ci dać kawałek, jeśli chcesz, panie ptaku! Albo pani ptak...? - uśmiechnęła się do stworzenia jakby licząc, że odpowie i odwzajemni uśmiech. To jednak wydawało się nie być zainteresowane pieczywem, choć Maria zdecydowanie była, gdy ukradkiem urwała kolejny kawałek bułki dla siebie. Ptak za to za cel obrał sobie opaskę anielicy, która była przekonana, że chce z nią porozmawiać. Zamiast tego zabrał jej ozdobę do włosów, nie odzywając się ani słowem, co było dla niej znacznie ważniejsze niż to, że właśnie odlatywał z jedną z rzeczy, z którymi nigdy się nie rozstaje. Pobiegła za nim, jednak szybko się poddała, zapominając przy tym, że przecież również ma skrzydła, zupełnie jakby jeszcze chwilę temu z nich nie korzystała. Zdyszana chodziła dookoła czasami podkradając małe kawałki naruszonej już wcześniej bułki.
- Panie ptaku? Jest pan tam? Chyba przypadkiem wziął pan coś, co jest dla mnie bardzo ważne i...i chciałam z panem porozmawiać!
//o nie, wybacz mi tę ścianę
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.05.18 12:36  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Ściskając w dłoni kawałek materiału i siedząc sobie na kamiennych stopniach, Akiya dosłyszał czyjś głos. Bez wątpienia dziewczęcy, na tyle bowiem piskliwy, że diakon skrzywił się nieznacznie. Nie mógł jednak w pewien sposób nie docenić energii, jaka biła z każdego dźwięku wydawanego przez Alicję w Krainie Czarów, która lada moment pojawiła się w zasięgu jego wzroku. Mężczyzna uniósł lekko brwi,  nie mogąc nadziwić się temu, jak bardzo niewysokie dziewczę nie pasuje do otoczenia. Choć szczerze bardziej ciekawiło go, jakim cudem jeszcze nic jej nie zjadło na tych pustkowiach.
 Usta tygrysa wykrzywiły się w uśmieszku; przez chwilkę kpiącym i pobłażliwym, jednak po upływie sekundy, może dwóch, stał się bardziej uprzejmy. Wstał leniwie, w duchu upominając się, że wszak w towarzystwie kobiety nie należy siedzieć, jeśli ona sama nie siedzi. Z trudem — trochę prawdziwym, a trochę udawanym — kapłan delikatnie ukłonił się, a kruk zakłapał dziobem, zupełnie tak, jakby miał dziewczynie coś do powiedzenia.
 – Moja droga nieznajoma – Zaczął trochę rozbawionym głosem, kierując te słowa w stronę dziewczyny. – Lenore jest panią i zapewne dlatego pożyczyła ten materiał. Najprawdopodobniej chciała się ładnie prezentować, w końcu do czerni podobno prawie wszystko pasuje. Poproszę ją, żeby ci to oddała – Aż chciał dopowiedzieć „Kapturku”, samemu sobie przypisując z kolei rolę wilka. Szkoda, że węch miał słabszy niż wilki, a wścibstwo było cokolwiek nietaktowne; w innym wypadku zapytałby o zawartość koszyka. Był głodny, nawet bardziej niż domowy Mruczek, który nie jadł nic przez całe życie w ciągu ostatnich pięciu minut.
 – Dokąd zmierzasz? – Zagadał zamiast tego, po czym spojrzał na stopnie obok siebie.
 – Och, pewnie jesteś zmęczona. Skąd przybywasz? Nie chciałabyś usiąść tu ze mną i pooglądać, jak niebo ciemnieje, a na nim gwiazdy zaczynają kwitnąć? – Spytał, ale jednak zdawało się, że celowo unikał tematu ptaka i ozdoby do włosów. Pewnie czuł się samotny, tak obok głodu, jednak nigdy by się do tego nie przyznał. Próżna bestia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.05.18 17:25  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Kruk odparł jej najpierw po kruczemu, potem nagle przemówił ludzkim głosem...a może to nie był kruk? Maria najpierw zachwyciła się tym, że ptak postanowił z nią porozmawiać, potem jednak ujrzała młodego, przynajmniej z pozoru, mężczyznę, który obdarzył ją uśmiechem, na który ona odpowiedziała tym samym, jednak zupełnie szczerze.
- Ach, nie mam na imię "nieznajoma", wie pan? Ale był pan blisko, bo moje imię jest bardzo podobne! Ojej, ale nazwałam panią Lenore panem krukiem... - spojrzała na ptaka, po czym mrugnęła do niego, łagodząc wzrok, jakby próbowała przekonać do siebie przestraszonego kota - Pani Lenore, mam nadzieję, że nie ma mi pani tego za złe... Niestety nie jestem najlepsza w kruczym, ale pani rozumie, prawda? Wygląda pani na bardzo mądrą! - zaśmiała się serdecznie, wyciągając dłoń w stronę kruka, trochę licząc na to, że się do niej przytuli, trochę na to, że zapała do niej taką samą miłością, jaką Maria zdążyła już zapałać do Lenore. Zapomniała jednak przy tym o nieznajomym, który przypomniał o sobie krótkim pytaniem.
- Szłam właśnie do...dokąd ja szłam? A, szłam tutaj, tak! Właśnie tutaj. Bo wie pan, ja lubię pomagać ludziom! I chciałam dzisiaj pomóc, wie pan, taki ładniutki dzień, aż szkoda nie wyjść, a dobrze jest pomagać i...i...upiekłam bułeczki, a sama bym nie zjadła! Nawet ja nie dałabym rady! A ktoś inny by dał, tak mi się wydaje... - odparła żywo gestykulując i przypominając sobie na bieżąco cel, w którym zapuściła się tak daleko. - Ach, nie jestem zmęczona! Nie wyglądam, ale potrafię się sprawnie przemieszczać! I prawie wcale się nie męczę! Prawie to nie tak dużo! Ale dziękuję, że się pan martwi. Przyszłam stamtąd o! - wskazała w stronę, z której przybyła, zupełnie jak małe dziecko, licząc, że zostanie zrozumiana bez problemu. - Tam jest tak ładnie i zielono, i cichutko, i miło, i zabawnie, i radośnie, i tak dużo miłych ludzi...och, już dwa razy powiedziałam, że coś jest miłe. Cóż, to dlatego, że tam, gdzie mieszkam, jest miło! Wie pan, boję się trochę nocy, ale pan używa takich ładnych słów, że aż chce się popatrzeć w niebo! A dzisiaj jest tak ładnie, że na pewno ślicznie będzie widać gwiazdy! Gwiazdy są cudowne, nie sądzi pan? Ach, ale niewiele o nich wiem. Ale pewnie czują się takie samotne... Lubię patrzeć na ludzi, ale jak się tylko obserwuje z góry, to jest nudno, bo wie pan, to już nie to samo! - rzeczywiście zrobiło jej się szkoda gwiazd, zapomniała jednak o swojej opasce, chociaż miała przeczucie, że czegoś jej brakuje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.06.18 1:30  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Podłe kocisko czuło się mniej więcej tak, jakby skakała wokół niego wiewiórka po kilku energetykach, ale nie zwróciło na to otwarcie uwagi. Był rodowitym Japończykiem; gra pozorów była jego wrodzoną cechą. Pozgrywa trochę niewinnego, może nieśmiałego, a potem… Potem z pewnością wymyśli coś, co poprowadzi do poprawy jego stanu materialnego albo przekona ją, żeby napełniła jego brzuch bułkami. Jego żołądek jeszcze bezgłośnie skurczył się, niemniej pozostawiając jednak nieprzyjemne echo w myślach Akiyi. I po co wyłaził z wygodnych korytarzy Gór Shi?
 Mimo pewnych mankamentów tej sytuacji, trzeba przyznać, że był jakoś tym wszystkim zaciekawiony. Nieczęsto spotykał anioły (a kto inny poza przytulnym, miejskim gniazdem miał dostęp do składników na bułeczki i chęć do dzielenia się nimi?), a wbrew temu, jakie metody w swych chaotycznych metamorfozach obierał Kościół, nie miał wobec nich złych zamiarów. Mimo rzeczy takich, jak zezwierzęcenie w pewnym stopniu bądź szał poziomu E, Akiya wolał bawić się bardziej subtelnie, może nawet i pacyfistycznie. Nie miał  też żadnego powodu, by zaatakować nieznajomą, póki nie zdawała się stanowić dla niego zagrożenia.
 Trochę się czuł tak, jakby miał do czynienia z faktycznym, a nie tylko wizualnym dzieckiem. Nadmiar energii był dla niego czymś praktycznie niespotykanym. Powodowało to jednak, że sam się trochę wyciszał: wolał przekazywać pałeczkę temu, kto w towarzystwie był aktualnie najbardziej aktywną osobą. Poza tym musiał sobie poukładać w głowie ten cały słowotok, który kojarzył mu się z siedzeniem przy rwącym strumyku. Tylko bardziej ćwierkającym.
 – Myślę, że nie jest zła. Dymorfizm płciowy u kruków nie jest tak widoczny na pierwszy rzut oka. To nie pawie – Przybliżył pierwszy gatunek ptaka, który skojarzył ze znacznymi różnicami między płciami. Ciekawe, tak swoją drogą, od kiedy to dziewczę stąpa po ziemi? Czy zna rzadsze zwierzęta sprzed apokalipsy? Jak dla niego, świat szedł w stronę absurdu. Nie dało się nawet określić wieku napotykanych osób, a dla niego to było dość istotne.
 Ptak, utkwiony na ramieniu właściciela, wbił w nie mocniej pazury, gdy dziewczę się zbliżyło, w reakcji na co mężczyzna nieco się skrzywił. Zwierzę kłapnęło dziobem i zakrakało krótko, cicho, jednak nie zachowało się w sposób bardziej agresywny. W sumie poza tym nie zrobiło zupełnie nic, no, nie licząc uporczywego przyglądania się. Zwierzę zdawało się bardziej trzymać obce dziewczę na dystans, ale po chwili uścisk pazurów na ramieniu Akiyi się poluzował. I bardzo dobrze, bo zamiast kurczaka upiekłby głupie kruczydło, ot co. Nawet lekko się uśmiechnął na wieść o tym, że ona sama pogubiła się we własnych słowach i nie było to dla niego jakoś zaskakujące.
 – Jeśli stamtąd o, to trochę daleko  – Pokiwał z uznaniem głową, a po ustach znowu przeszedł lekki uśmieszek. – Myślę, że mimo wszystko warto usiąść. Choć może nie? Co, jeśli dla odmiany to Kapturek złapie wilka?  – Po raz kolejny powtarzając: ciekawe, czy znała tę starą bajkę. Miło by było niby natknąć się na kogoś pamiętającego stary świat, ale z drugiej strony… Podejrzewał, że jeśli okazałby się od niej starszy, to mógłby obrać rolę kogoś w guście nauczyciela. Och, respekt innych przecież smakował doskonale.
 – Miłe, miłe, miłe…  – Powtórzył jak echo i przekrzywił głowę, przybierając możliwie najbardziej niewinną minę. – Myślę, że rzecz tkwi w tym, że to ty jesteś miła – Dodał, czemu z kolei zawtórował donośny pomruk biednego, głodnego brzucha. Spuścił z zażenowaniem wzrok.
„No patrz, jaki ja jestem biedny, mały i nieszczęsny. Dej.”
 A kitku głodne to kitku smutne.
 – A ty patrzyłaś kiedyś na kogoś z góry? – Zagadał, chcąc się upewnić,czy aby na pewno ma do czynienia z aniołem. One chyba miały jakąś niematerialną postać… I tak dalej…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.06.18 2:09  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
- Pan potrafi rozmawiać z panią Lenore, prawda? - jej pytanie nie tyle było pytaniem, co stwierdzeniem faktu w formie przypominającej zwykłe pytanie. Już sama sobie odpowiedziała. Nieznajomy patrzący na wszystko z góry, trochę jak anioł, który potrafi rozmawiać ze zwierzętami. Zapomniała nawet na chwilę, że sama jest aniołem, ale to właściwie nie zdarzało jej się rzadko. Tak samo, jak nie zdarzało jej się rzadko robić z nie do końca bezpiecznych, przypadkowo napotkanych ludzi swoich własnych, prywatnych bohaterów. Czasem nawet zbierała ich w jedną historię. Nie pamiętała nigdy każdego z osobna, ale ostatecznie każdy był tak samo ważny. Wydawało jej się, że w ten sposób i jej bohaterowie poczują się docenieni. Prawdy w tym nie było nawet odrobiny, ale może Akiya miał szczęście, że znalazł się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie, żeby zasilić szeregi niesamowitych osób poznanych przez Marię. Chociaż może nie tyle Akiya, co jego obraz wykreowany przez anielicę. - Więc na pewno nie jest zła! Ulżyło mi! Pani Lenore wydaje się być taka miła...ach, o pawiach dużo czytałam! Czyż nie są przepiękne? Widziałam tylko stare ilustracje, ale kiedyś na pewno się z jednym zaprzyjaźnię! Tak! I będę miała najśliczniejszego przyjaciela na świecie! - zaśmiała się myśląc, że kiedyś może uda jej się spotkać nowego towarzysza, który mógłby dodać jej jeszcze więcej uroku. Oczywiście nie taki był jej zamiar, chciała tylko mieć niesamowitego przyjaciela, innego, niż wszyscy, z którymi Maria do tej pory miała styczność.
Na wzmiankę o Czerwonym Kapturku, w jej oczach kolejny raz pojawiły się ogniki, a na twarzy zawitał ogromny entuzjazm. Może nie była to jej ulubiona bajka, ale nikt nigdy nie chciał z nią o niej rozmawiać. Co prawda nic nie wskazywało na to, że Akiya miał ochotę rozpocząć zapewne dość długą rozmowę o starych, nikomu już praktycznie nieznanych bajkach, ale anielica odczytała to drobne nawiązanie jako coś zupełnie innego. - O, o, to byłoby bardzo ciekawe! Chciałabym o tym przeczytać! Ciekawe, czy byłoby mi szkoda pana wilka tak samo, jak było mi szkoda Czerwonego Kapturka. Podobno pierwsze wersje tej bajki były straszne! Czasami naprawdę chciałabym je mieć, ale jednocześnie trochę się boję. W końcu wilki potrafią zrobić krzywdę! A to dziecko było bezbronne...o nie, a co, jeśli to babcia pożarłaby wilka? - wpadła w kolejny, nieco już na szczęście krótszy słowotok. Nie dlatego, że skończyła, broń Boże. Raczej dlatego, że po raz pierwszy od dłuższego czasu faktycznie czekała na czyjąś odpowiedź, bez dopisywania jej za każdym razem, gdy zadawała pytanie.
- Tak, miłe! Naprawdę chciałabym być miła. Bo pan mówi, że jestem miła, ale ja to chyba nie jestem pewna. W końcu zrobiłam złe rzeczy! Jak chociażby dzisiaj! Zjadłam bułkę, którą miałam komuś dać. To niemiłe, prawda? Mam nadzieję, że pan Bóg nie ma mi tego za złe... - posmutniała nieco, jednak, jak to miała w zwyczaju, dość szybko wróciła do normy. Jej twarz była jak kalejdoskop, a uczucia jak wyjątkowo szybka kolejka górska. Ciężko było się do niej dostosować, skoro trudne było w ogóle jej zrozumienie. - Ach, ale kiedyś będę naprawdę bardzo miła! Obiecuję panu! Wierzy mi pan? - na jej twarz powrócił promienny uśmiech, tak typowy dla jej osoby. - Dlatego dam komuś moje bułeczki! - powiedziała z determinacją, gdy przerwało jej zawodzenie czyjegoś żołądka. Nietrudno było wskazać jego właściciela, a jednak Maria nie mogła się nadziwić, jak to jest, że skądś słychać burczenie w brzuchu, ale nie wiadomo w ogóle skąd. Chwilę jej zajęło zrozumienie, że źródłem dźwięku był żołądek Akiyi, chociaż i gdy już to odkryła, zaczęła w to wątpić. A gdy w końcu w to uwierzyła, zaczęła się do niego zwracać, jak do oddzielnej, myślącej istoty. - O nie, pan żołądek płacze! Czy pan żołądek ma ochotę na jedzonko? Mogę dać mu bułeczkę! - wyjęła jedną z bułek z koszyka, po czym przyłożyła ją do brzucha nowo poznanego mężczyzny, jakby licząc, że ją wchłonie. - Ach, patrzyłam z góry! Ale wolę patrzeć tak na świat, niż na ludzi. Wie pan, kiedyś, jak byłam tak bardzo, bardzo młoda, to weszłam na takie duże drzewo! - zaprezentowała rękami koronę drzewa, wciąż nie wypuszczając bułki. - I...i wtedy widziałam całą okolicę! Było tak ładnie! Ale jak potem podeszli moi przyjaciele, to wyglądali tak dziwnie! - zaśmiała się, po czym przypomniała sobie o bułce trzymanej w dłoni. - Ojej, skoro pan żołądek nie chce jeść, to może pan chce? - zwróciła się do Akiyi, wyciągając w jego stronę rękę z bułką, która już sporo widziała, jednak wyglądała apetycznie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.07.18 15:43  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Nie powiedziałbym tego – Pokręcił lekko głową. – To raczej… Typowa więź między „Obiadem i jedzącym. Chcesz sprawdzić?”, strząsnął z siebie tę myśl jak robaka. „Nie teraz”, zbeształ się w myślach. – właścicielem a pupilem. Miałaś kiedyś zwierzątko?  – Zapytał, nastawiając się mentalnie na mowę o tym, że zwierząt nie powinno się posiadać, bo są żywe i mają uczucia. Starał się cały czas wyglądać przyjaźnie, chcąc ją w ten sposób nastawiać subtelnie na oddanie mu jedzenia.
 Był przecież dobrym kotkiem.
 Łapką jeszcze nie prosił, czekał na swoją kolej. Proszę mu wyłożyć jedzenie do miseczki, to może zerknie przychylnym okiem i nawet nie pogardzi za bardzo. Doprawdy, co chodziło po głowie tej dziewczynki?
 – Nie jest. To mądry ptak – A przecież w bajkach mądrość łączy się z urodą i dobrocią czystego serca. To takie urocze.
 – A widzisz, moja miła… Ja widziałem pawie. Pracowałem z nimi. Jestem bardzo stary. Widzisz, kiedyś, jeszcze pewnie zanim się urodziłaś   „No, skomentuj, sprostuj”, nalegał w myślach, chciał okazać się tym starszym, mądrzejszym, bardziej doświadczonym i lepszym. – kiedy były dawne kraje, a nie Miasta, ludzie organizowali ogrody zoologiczne. Mieszkały tam różne zwierzęta z całego świata. Człowiek mógł w pół godziny zobaczyć pingwiny, pawie i lwy, żywe, każde z nich miało swój domek  – Nie precyzował, że warunki, w jakich żyły zwierzęta, często były niezbyt humanitarne. Niech jego rozmówczyni nie zaśmieca sobie główki takimi rzeczami.
 – Moja praca ten tysiąc lat temu polegała na doglądaniu zwierzątek. Byliśmy wszyscy przyjaciółmi. Nawet w ostatni dzień starego świata byłem z nimi – Tylko dlatego, że kiedy wirus oplótł go swoimi łapkami, a kataklizmy się zaczęły, miał nieszczęście bycia przygniecionym przez gruzy razem z wyrośniętym kociskiem, tygrysem, gwiazdą zoo. Uśmiechnął się niby z nostalgią.
 – Jednym z moich kolegów był paw. Ale pawie często bywały też w parkach, gdzie chodziły wolno przez kilka godzin w ciągu dnia. Miały specjalnych opiekunów. Och, i tak zabawnie pokrzykują  – „Kiedy starają się wyrwać spomiędzy szczęk” – kiedy chcą zwrócić na siebie uwagę. Ciekawi mnie, czy jeszcze gdzieś dziko żyją. Moglibyśmy ich kiedyś poszukać – „Proszę, nie…
 – Tak naprawdę – Przeskoczył na temat bajki, nie chcąc, by za bardzo skupiała się na tych poszukiwaniach. – nie powinno się mierzyć zwierzęcia miarą „zabił, więc jest zły”. Mało które zabija dla zabawy  – Wtrącił. – Zaatakowanie człowieka to ostateczna desperacja.  – Westchnął cicho. Wiedział, że kiedyś sam się też tego dopuścił i uważał to za najobrzydliwszy uczynek swojego życia.
 – Babcia… Wilka? – Zawahał się. Powinien ją oświecić na temat tego, że na Desperacji to możliwe… Czy wręcz przeciwnie? – Czasy są, cóż, różne, choć nie wiem, czy udałoby się jej złapać wilka. I w sumie pierwszych wersji nie czytałem, ale kiedy byłem młody, ludzie zawsze się dziwili, że bajki były takie brutalne. Znam ich… Kilka… Ale bardziej kojarzę japońskie opowieści o yokai. Też są ciekawe, ale bywają brutalne. A— i myślę, że to nie jest niemiłe. Bo pomaga się lepiej, kiedy ma się siłę, żeby to robić – ta sytuacja aż prosiła się o „świata nie zbawisz, Jezu”, ale to raczej byłoby nietrafione, a Ao byłby smutny.
 Uśmiech mimowolnie stał się jakiś bardziej szczery. Fuj.
 – A, pewno, że wierzę. Nie ma co nie wierzyć… – Nawet jego brzuszek w to wierzył. Biedne, małe i głodne bubu wierzyło w to, że dostanie coś dobrego. Ucieszył się w duchu zdecydowanie bardziej gwałtownie niż na zewnątrz.
 – O-och, to może być trudne w ten sposób – Odpowiedział z połowicznie sztucznym rozbawieniem. Złapał jej dłoń obiema swoimi, nie chciał, by bułka spadła na ziemię. Oczy dalej wpatrywały się w te jej, co było raczej charakterystyczne dla Akiyi. Koteczek był śmiały, próżny i dumny.  Dopiero, kiedy dziewczę machnęło łapkami, puścił jej rękę.
 – To niewiele się różnisz od zwykłych ludzi. Kiedy byłem jeszcze dzieckiem, często chodziłem po drzewach. I… dziwnie? Wydawali się mali jak mrówki? Musiałaś wejść bardzo wysoko  – Przyznał z udawanym podziwem.
 – Jeśli to nie problem. Nie wiem, czy nie jestem za mało potrzebujący – Powiedział, sztucznie przejęty, jednak zaraz sięgnął po bułkę. Wyglądała znacznie lepiej niż cokolwiek, co znalazłby na Desperacji i już po chwili znalazła się między jego zębami. Koteczek był w miarę cierpliwy, jednak był też głodny.
 – Ale – Zaczepił jeszcze z pełnymi ustami. – Mogę się odwdzięczyć. Bajkami. Noc szybciej nam minie.  
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.09.18 0:11  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Zniszczona kapliczka - Page 11 BcBUAYU

Poranne słońce wisiało nisko ponad koronami tutejszych niezdrowo wyglądających, oblepionych toksycznymi roślinami drzew, a w powietrzu czaił się jeszcze gryzący w gardło i nos oraz kłujący w odsłonięte części ciała chłód. Gorące i przyjemne, i często niebezpieczne dla nieostrożnych - głupich - osób lato przeminęło na ten moment bezpowrotnie i schowało się w swoich prywatnych czterech stronach, nie zamierzając już w tym roku wyściubić zza nich nawet czubka złotego nosa. Pożegnać można było się więc z ciepełkiem cudownym i kości rozgrzewającym aż do przyszłego roku, modląc się przy tym o przetrwanie złośliwej, wrednej i niewybaczającej potknięć zimy. Karyuu chuchnęła lekko w złączone dłonie i potarła je o siebie nawzajem, brnąc przed siebie w nieokreślonym na tę chwilę celu - nie wiedziała, czego szukała i gdzie zmierzała, nie chciała po prostu tkwić bezczynnie w jednym, potencjalnie martwym punkcie. Będąc statycznym traciło się też sporo rzeczy, wydarzeń i możliwych zleceń, które mogły obdarzyć niejednego chwytającego za okazję materiałami i rzeczami wspomagającymi go w przeżyciu na Desperacji. Zerknęła na bladobłękitne jeszcze, budzące się do nowej doby niebo, zwracając szczególną uwagę na nieliczne, szarawe i ponuro wyglądające chmury. Wydawało się, że padać nie będzie albo jakaś mżawka najwyżej na ziemię spadnie, ale nigdy nie było wiadome do końca to, czy nie walnie im nagle z nieboskłonu jakaś burza sroga lub tajfun niszczycielski. Wzdrygnęła się mocno, dosadnie na wspomnienie takiej jednej sytuacji i zaraz zamarła, podnosząc błyskawicznie i nerwowo ręce do góry, ażeby złapać zsuwającego się z jej czupryny Arashi'ego.

Wybudzony z drzemki Gawrak zakrakał tylko raźnie, chwytając jedną z trzech łapek za jej prawy nadgarstek na ulotny, chwiejny moment, tuż po tym zwinnie i z wprawą zdrapując się po jej magicznym płaszczu na ziemię. Nie mogła nie uśmiechnąć się - leciutko, prawie niezauważalnie - kiedy jej obawy i chwila grozy - zmartwienia? - zmyte zostały przez obrazek biegającego wokół niej, skaczącego i wciskającego dziób pod wystające ponad glebę korzenie kompana. Dziwnym było to doświadczenie, mieć z kim dzielić dzień i przygody, i wędrówki, ale też jednocześnie przynoszące ze sobą kojącą, spokojną nutę. Odzwyczaiła się od czegoś takiego, ostatnie lata spędzając w samotności i z okazjonalnymi natknięciami się na jakieś przypadkowe bądź nie persony, z którymi nie nawiązywała głębszych, trwalszych więzi. I tutaj wciskała się w myśli Eve, Anielica niedawno spotkana, która nie dość, że pomogła jej ogromnie, to jeszcze zaproponowała - luźno? Czy na poważnie? Żarem? Czy na serio? - dołączenie do organizacji, do której to sama należy. Przygryzła dolną wargę w zamyśleniu nad tą ciężką i niemalże bolesną zagwozdką, krocząc naprzód na wpół tylko świadomie i w akompaniamencie szumu liści, trzepotu pojedynczego skrzydła i wesołego krakania.

I wtem nastała cisza.

Zatrzymała się gwałtownie i w narastającej panice, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu swego dziobatego towarzysza. Kiedy zniknął z jej najbliższego otoczenia? Kiedy dźwięki przez niego wydawane rozmyły się w milczeniu otoczenia? Oddech uwiązł jej w gardle, gdy nie zdołała wypatrzyć jego trzynożnej, hopsającej po oszronionej lekko ziemi postaci. Obróciła się dookoła własnej osi, nerwowo i chaotycznie szukając jakiegokolwiek śladu mogącego ją do niego zaprowadzić. Gdziegdziegdzie... Niezauważenie przez samą siebie wgryzła się w kciuk swojej prawej dłoni, wodząc wzrokiem po okolicy i wreszcie, wreszcie, zatrzymując go na jednym z gęstszych, rozwalonym i przyozdobionym dwoma znajomymi piórami krzaczysku. Natychmiast i bez zastanowienia ruszyła w tamtą stronę, wymijając pojedyncze, obrośnięte różnymi syfami konary i zsuwając się w pewnym momencie po śliskim, pochylonym podłożu na dół. Potknęła się i niemal wywinęła orła, łapiąc jednak równowagę w ostatniej chwili i praktycznie biegnąc naprzód. Niedługo później stanęła zdyszana i z ulgą zalewającą ją niby ogromna, niepowstrzymana fala, dostrzegłszy Arashi'ego przycupniętego na oblepionym mchem głazie. Ulga ta szybko jednak przeinaczyła się w kolejną dawkę paniki oraz strachu, ponieważ ptaszystko jej machało skrzydłem i puszyło się przed siedzącym na ziemi, tuż na wprost tajemniczej kapliczki, nieznajomym.

Zawahała się, kompletnie nie wiedząc, jak w takiej sytuacji zareagować i co uczynić. Jej pierzasty przyjaciel nie miał takich problemów, skacząc po małym głazie, wychylając się do przodu i wreszcie częstując tajemniczego jegomościa głośnym, przeraźliwym wręcz kraknięciem. Przełknęła ciężko, zerkając na boki, nim z powrotem koncentrując spojrzenie na przyodzianym w normalne - można by rzec - ubrania mężczyźnie o bladoróżowych kudłach, bladej cerze i szczupłej sylwetce.
- A... Arashi - wyjąkała w końcu słabo, nie wiedząc, czy nieznajomy nie zareaguje agresywnie na napastowanie ptaszyska i nie chcąc ryzykować przekonania się o tym. Chociaż na to w sumie już było za późno, ponieważ nie ważne co by nie zrobiła, to nie dobrnęłaby na czas do Arashi'ego w celu powstrzymania go przed dręczeniem tegoż osobnika. To już się, ku jej zgrozie, działo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.10.18 22:38  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
To był raczej spokojny dzień. A przynajmniej nic nie zapowiadało, że miało się coś zmienić. Leniwie przemierzał kolejne odległości, właściwie nie mając większego celu. Znaczy nie, jeden miał. Musiał dotrzeć do domu Ryana przed zmrokiem, gdzie bezczelnie zwaliłby się swoim chudym dupskiem na jego kanapie, okrył jego kocem i poszedł spać. Ale jeszcze nie zmierzchało, a jemu niekoniecznie się spieszyło. Co prawda Desperacja nie była jego ulubionym i wymarzonym miejscem na jesienne spacery, ale tutaj przynajmniej zawsze coś się działo, a nie to co w tym nudnym i do tego ostatnimi czasy obłudnym Edenie, gdzie każdy na każdego patrzył spod byka. Tutaj przynajmniej jak kogoś się nie lubiło to dawało mu się tak po ludzku, w ryj, a nie otaczało fałszywym i promiennym uśmiechem. Na samą myśl skrzydlaty poczuł w żołądku nieprzyjemny ścisk, co skutecznie mu przypominało, że właściwie od rana nie miał czego w ustach.
Miejsce, gdzie zamierzał skonsumować zabrany przez siebie posiłek wybrał bardziej na odludziu i ciche. Co jak co, ale nie zamierzał pozwolić, by ktoś zaglądał mu w talerz, bo w tedy będzie zmuszony do podzielenia się. Był aniołem, i nawet jak tego nie chciał, to jednak jego moralny kompas nadal działał. Co niejednokrotnie skutecznie uprzykrzało mu życie. Przycupnął pod jednym z wielu filarów i oparł się wygodnie, wyciągając ze swojej torby zawinięty w szmatę kawałek chleba oraz bukłak ze świeżą wodą. Co prawda nie były to jakieś rarytasy, w końcu pochodził z Edenu, gdzie naprawdę dobrze jadali, ale też nie mógł narzekać. Przynajmniej było to o wiele smaczniejsze niż żarcie z konserw, które znajdował u Ryana. Odgryzł kawałek jedzenia, wyciągając jeszcze świeże jabłko. I gdy już miał wbić swoje zęby w soczysty owoc, jego spokój, a jakże inaczej, został przerwany przez jakieś cholerne i upierdliwe ptaszysko. Anioł zamarł w bezruchu z uniesioną dłonią, w której trzymaj jabłko i spojrzał na ptaka, zupełnie na moment zbity z tropu.
Co... - wyszeptał sam do siebie, a jego twarz momentalnie przybrała raczej znudzony i podirytowany wyraz. Oparł łokcie na kolana i nie spuszczał wzroku z tańcującego ptaka, gdzieś w głowie wyobrażając sobie, że w sumie ciekawy jest jakby smakował. Mógłby go porazić prądem i od razu zabić na miejscu, a potem zabrać przy okazji do Ryana i upiec. Właściwie to nie był jakoś tragicznie głupi pomysł. Wyciągnął przed siebie dłoń, a pomiędzy palcami zaczęło się iskrzyć, ale wręcz w idealnym momencie na scenę wkroczyła kolejna osoba. Spojrzał na dziewczynę i westchnął ciężko, kiedy ta wymówiła imię stworzenia.
I tyle z jego ciepłego posiłku.
Dłoń opadła na powrót na kolano, a on się wyprostował, opierając o filar, nie spuszczając teraz spojrzenia z jasnowłosej.
Ten chodzący kurczak jest twój? - zapytał, chociaż tak naprawdę nie potrzebował odpowiedzi. Skoro wymówiła jego imię, to chyba logiczne geniuszu, że należy do niej. Ostatni raz posłał krótkie spojrzenie ptakowi, tęsknie, bo przecież prawie został jego posiłkiem.
Szkoda. Naprawdę szkoda.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.10.18 21:38  •  Zniszczona kapliczka - Page 11 Empty Re: Zniszczona kapliczka
Zniszczona kapliczka - Page 11 BcBUAYU

Naprawdę nie spodziewała się tego, że podczas spaceru po tymże miejscu zdewastowanym i opuszczonym, i przez wielu generalnie zapomnianym - jeden z powodów, dlaczego w ogóle obrała tę trasę zazwyczaj pustą i dla lubujących się w samotności person przyjemną - natrafi na jakąś inną osobę tu przebywającą. A tu proszę, ktoś sobie w najlepsze urządza piknik przed zniszczoną kapliczką, nie przejmując się nazbyt - a przynajmniej tak to dla niej wyglądało - smętnym, wpółmartwym otoczeniem i potencjalnymi niebezpieczeństwami czającymi się pomiędzy pokrytymi toksycznymi mchami konarami żałośnie prezentujących się drzew. Rozwalony wygodnie na niezbyt żyznym gruncie nie prezentował się jakoś nadmiernie groźnie, co podkreślone jeszcze bardziej zostało przez jego "normalne" przyodzienie, ciężkie, zrezygnowane westchnięcie wyrywające się spomiędzy jego ust i nonszalanckie oparcie się o filar z ręką dyndającą na kolanie. Z drugiej strony, jednakże, żyjący na Desperacji człowiek, który nie martwi się swoim położeniem, miejscem przebywania, natykaniem się na nieznajome jednostki czy możliwymi drapieżnikami nie był kimś, kogo lekko powinno się traktować - to znaczyło, że albo jest naiwny i pewnie też nowy tutaj, na tych surowych ziemiach, albo też nie obawia się tego, co otaczający go świat ma mu do zaoferowania jeśli chodzi o zagrożenia i rzucane pod nogi kłody. Sądząc po zachowaniu, mimice i posturze (blado)różowowłosego, należał on najprawdopodobniej i najpewniej do tej drugiej, wypełnionej pewnymi siebie istotami grupy, a to z kolei mogło oznaczać, iż Karyuu znalazła się w nieciekawej, ryzykownej sytuacji.

Arashi - po nastroszeniu piór i praktycznie zasyczeniu na widok iskier błąkających się pomiędzy palcami tajemniczego jegomościa - zeskoczył energicznie z zajmowanego dotychczas kamienia i poczłapał szybkim, skocznym krokiem ku (ex)Łowczyni w momencie, kiedy ta wyjąkała słabo jego imię. Co i rusz oglądał się za siebie, robił prędkie kółeczka w miejscu i zerkał na podejrzanego osobnika groźnym, nieufnym spojrzeniem, docierając wreszcie do sterczącej w jednym punkcie, złotowłosej kobiety i bez najmniejszego problemu wspinając się po jej płaszczu na górę. Osiadłszy na ramieniu kobiety i wcisnąwszy się pod jej biały szal, Gawrak wystawił spomiędzy śnieżnej barwy połów swój łepek i łypnął po raz kolejny wrogim wzrokiem na Skrzydlatego. Po tym skromnym i małym pokazie, jaki ten mu zaserwował, ptaszysko poczęło traktować go nie jak obiekt ciekawy, a coś, co skrzywdzić i zranić mogło jego nową podopieczną. Kiedyś może i jeszcze bardziej zainteresowałby się nieznanym Aniołem po ujrzeniu takich ładnych, błyszczących mini-piorunów i próbowałby wymusić na nim ponowne ich użycie, lecz teraz sprawa miała się kompletnie inaczej. Teraz, bowiem, miał Złoty Kłos do pilnowania i strzeżenia, i nie ufał, aby ta wywinęła się bez szwanku przy ewentualnym starciu z tymże niebezpiecznym kimś. Musiał, więc, trzymać się jak najbliżej niej i nie dopuścić do tego, aby przypadkiem, albo i nie, coś jej się z rąk tego kogoś stało.

Czerwonooka mrugnęła, odruchowo podnosząc dłoń w celu pogłaskania Arashi'ego po jego lekko zakrzywionym, ostrym dziobie, nie spuszczając przy tym uważnego, ostrożnego spojrzenia z sylwetki dalej siedzącego na ziemi mężczyzny.
- To kruk - odpowiedziała na jego pytanie, po czym mrugnęła raz jeszcze i przygryzła dolną wargę w zakłopotaniu oraz zmieszaniu. - ... chyba - dodała po chwili, ponieważ nie była do końca pewna tego, czym jej nowy, świeży kompan w ogóle był. Nigdy wcześniej nie dane jej było zetknąć się z tym konkretnym gatunkiem, który chyba nie występował nawet na obszarach Desperacji - a przynajmniej tak przypuszczała, gdyż podczas jej wieloletnich wędrówek po nich nie natknęła się na żadne trzynożne, jednoskrzydłe ptaszysko. Przez pierwsze dni przebywania w towarzystwie Arashi'ego zastanawiała się nawet, czy nie stracił on drugiego skrzydła w jakimś wypadku lub walce, ale po dokładniejszych oględzinach przekonała się, że nie tylko nie ma tam żadnej blizny, ale i budowa ciała w tym miejscu jest inna, niż przy jego istniejącym skrzydle. Drgnęła, wyrywając się z tym rozmyślań i ignorując ostre kraknięcie ze strony Gawraka oraz jego ostrzegawcze uszczypnięcie ją w szyję dziobem, Karyuu wykonała płytki, acz widoczny ukłon. - Przepraszam... przepraszam za jego zachowanie - wydusiła z siebie, mimo że wygrzebujący się na powierzchnię instynkt krzyczał jej, wrzeszczał do ucha, aby pochwyciła za swoją łopatę; aby nie nadstawiała karku; aby nie spuszczała wzroku z tajemniczej persony. Wyprostowała się szybko, z trzęsącymi się piąstkami zaciśniętymi przy udach i ramionami delikatnie skulonymi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 11 z 14 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12, 13, 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach