Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 17 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 10 ... 17  Next

Go down

Została po godzinach pracy, zresztą, jak zwykle. Musiała uzupełnić papiery i zostawić rozliczenie. Na całe szczęście przepadała jej część sprzątania, z racji jej niepełnosprawności. Ale Maddie lubiła zostawiać do późna. Zawsze to jakaś lepsza rozrywka aniżeli siedzenie w domu i nic nie robienie. Było stosunkowo późno, kiedy wreszcie wyszła zamykając za sobą sklep i nie było raczej szansy na dostanie nic ciepłego do jedzenia. Czyli dzisiejszy dzień ponownie będzie pod tytułem: "Maddie i jej zupki w proszku." Ale przynajmniej nie będzie musiała długo czekać na swój posiłek. Wszystko miało swoje plusy i minusy. Założyła na ręce grube rękawiczki, by po chwili schować dłonie do kiszeni szerokie płaszcza. Szybkim ruchem skierowała się przed siebie, czując jak jej twarz jest pochłaniana przez maskę zimna. Aż oddychanie bolało. Lubiła zimę, ale takie siarczyste mrozy zdecydowanie nie należały do jej ulubionych momentów.
Właściwie to nie planowała nigdzie się zatrzymać, a prosto udać się do swego mieszkania, jednakże kątem oka przyuważyła, że o tej porze wciąż jest otwarta kawiarnia. Bez większego namysłu postanowiła tam zajść. Bo... co innego miała do roboty?
Kiedy tylko weszła do środka, od razu poczuła uderzenie ciepłej fali, która rozlała się po jej zmarzniętej twarzy. Cudowne uczucie. Zdejmując po drodze rękawiczki od razu udała się do sprzedawczyni z zamiarem zakupienia kawy wraz z jakimś smakołykiem. Jej oczy przyciągnęło coś, co wyglądało jak babeczka z owocami. A w tym cudownymi truskawkami. Dziewczyna wydała z siebie ciche westchnięcie, już wiedząc co zamówi. Co prawda truskawki o tej porze zapewne był nafaszerowane chemią ale chrzanić to. Czego się nie robi dla chwili przyjemności.
Po swoim zamówieniu musiała na dwa razy zanosić to do stolika, ale Maddie była do tego typu czynności przyzwyczajona. I zaskoczonych oraz zdziwionych spojrzeń innych. Ściągnęła z siebie kurtkę i szalik, rzucając na krzesło obok i upiła łyk kawy. Jej policzki z racji zmiany temperatury oraz płynnego szczęścia przez nią momentalnie zrobiły się różowe. Tak, tego jej brakowało. Dopiero teraz zorientowała się, że oprócz niej w kawiarni jest jeszcze dwójka osobników płci męskiej. Najpewniej. Spięła się nieco, starając nie zwracać zbytniej uwagi swoją osobą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chłopak długo nie musiał oczekiwać na swoje zamówienie. Chwilę po tym jak usiadł, starsza kobieta przyniosła mu do stolika jego kawę oraz coś słodkiego. Jabłecznik i dwa ciastka francuskie z nadzieniem. Sai delikatnie przyłożył filiżankę do ust i posmakował kawy, która była wspaniała. Wręcz idealna. No, musiała jedynie trochę ostygnąć. Gwardzista brał małe łyczki, wręcz ją sączył.
Po odstawieniu filiżanki poczuł na sobie wzrok jednego z nowo przybyłych gości.
Był to chłopak o czerwonych włosach, ubrany jeszcze bardziej specyficznie niż on. Sai spojrzał na niego kątem oka i dalej wrócił do swojego zamówienia.
Pora zakosztować jabłecznika. Chłopak wziął widelczyk, który to dostał razem z tymi ciastkami, a następnie spróbował tych wspaniałych wypieków.
Jabłecznik był idealny. Nie za twardy, nie za delikatny. W sam raz. A ten smak... mmmm... Sai dawno nie miał niczego równie wyśmienitego w swojej jamie ustnej.
Delektował się kawałkiem ciasta jeszcze chwilę i po chwili zauważył, że kolejny gość odwiedził kawiarnię. Była to jakaś drobna blondynka. Jakaś taka mała... Przewróci się mocniej to się cała połamie. Sai w myślach wyobraził sobie jakby wyglądała jego pracy, gdyby musiał pilnować kogoś takiego. Katorga. Strach na każdym kroku. Na jego twarzy pojawił się dziwny, zmieszany uśmiech.
Chłopak ponownie wrócił do degustowania wypieków. Ugryzł kawałek ciastka francuskiego i popił je kawą, która do tego czasu zdążyła nieco wystygnąć. Teraz picie jej było czymś lepszym nawet od używek. Przynajmniej dla niego.
Wypił całą zawartość filiżanki, po czym wstał i ruszył w stronę baru. Poprosił o jeszcze jedną filiżankę kawy. Chwilę stał przy szklanym barze. Ucieszony z wymiany, pusta filiżanka za pełną, ruszył do swojego stolika. Oczywiście musiał, no bo jakże by inaczej, zmierzyć wzrokiem pozostałych klientów. A kto wie, może któryś czyha na jego życie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No dobra, w sumie było tu bardzo nudno, a sama kawa mu nie wystarczała, więc poprosił któregoś z kelnerów do swojego stolika i zamówił sobie jakieś ciasto, powiedział mu, żeby wybrał to, które jest specjałem restauracji. Długo nie musiał czekać, bo już po niecałych dwóch minutach otrzymał swój obiecany wypiek. Od razu przeszedł do degustacji, popijając oczywiście wszystko swoją kawą. Mało ruchliwy dzień, o tej porze taka kawiarnia powinna być wypełniona po brzegi, a są raptem dwie osoby. No i potem pojawiła się kolejna persona, drobna blondynka, zrobiła zamówienie i sobie poszła do stolika. Scruffie oczywiście zmierzył ją wzrokiem, jak każdego tutaj, w sumie może wyjść na jakiegoś zboczeńca, kiedy tak na każdego się patrzy, ale od kiedy interesuje go zdanie innych? Więc po oględzinach zabrał się za skończenie swojego napoju oraz wypieku, szybko wypił resztkę swojej kawy i zjadł ciasto, które otrzymał. Wyciągnął sztylet z kabury, po czym sprawdził jego ostrość na swoim kciuku, nie był dość ostry więc priorytetem na dzisiejszy wieczór będzie jego naostrzenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- LEEECIII!
W irokezie Scruffiego utknęła niewielka, zdalnie sterowana imitacja poduszkowca. Na nieszczęście nie było to jedyne, co postanowiło zaszczycić swoją obecnością fryzurę anioła; wylądowało na niej również jajko, które było transportowane przez miniaturkę pojazdu. Zaraz za modelem do środka lokalu wpadła grupka mniej więcej dziesięcioletnich dzieciaków.
- Przegrałeś zakład! Mówiłem, że przegrasz! - ryknął uradowany piegus.
Reszta towarzystwa nie podzieliła jego entuzjazmu. Chyba zorientowali się, na kogo trafiła ich zabawka...
- Och, przepraszam, my nie chcieliśmy... - wyrzuciła z siebie niewielka blondyneczka z zadartym nosem.
Jakiś rudzielec podbiegł do ofiary ich wygłupów, po czym wyjął mini poduszkowiec z jego włosów. Wcześniej wspomniana blondynka, najwyraźniej najrezolutniejsza z całej gromady, szybko sięgnęła po chusteczkę i wyciągnęła ją w stronę mężczyzny.
- ... Chce pan?

Tymczasem, korzystając z okazji, że liderka ich grupy jest zajęta, reszta małych najeźdźców rozbiegła się po całej kawiarni; część z nich przykleiła nosy do szyby, za którą znajdowały się smakołyki, część nadal stała w drzwiach, niezdecydowana czy wypada jej wejść głębiej, dwaj chłopcy za to wyraźnie zainteresowali się Dociem. Przepychali się przez chwilę w milczeniu - ostatecznie ten mniejszy odważył się podejść bliżej stolika gwardzisty.
- Ja pana widziałem, pan służy w wojsku… – zaczął nieśmiało. – Też kiedyś będę żołnierzem!
Chłopak dumnie wypiął pierś, a jego głos był pełen entuzjazmu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wyczuwała na sobie ich sporadyczne spojrzenia. Dlatego też usiadła tyłem o wszystkich. Tak czuła się lepiej, mniejszy dyskomfort. W spokoju skupiła się na swojej babeczce i kawie, uprzednio wyciągając jakąś książkę, którą nosiła od pewnego czasu ze sobą i skupiła się na niej. W międzyczasie sięgnęła po telefon i napisała szybko krótką wiadomość do brata z zapytaniem co u niego. Ot, taki ich mały "rytuał". Bo nie mogli każdego dnia się widywać i spotykać, to zawsze pozostawały wiadomości. A od momentu kiedy Maddie dowiedziała się o jego istnieniu, wszystko wywróciło się w jej życiu do góry nogami. W końcu miała poczucie, że nie jest zupełnie sama. Naprawdę przyjemne i krzepiące uczucie.
Raptownie cisza w kawiarni została zmącona przez grupę dzieciaków. Dziewczyna instynktownie odwróciła się i spojrzała przez ramię, zastając akurat widok jajka we włosach jednego z klientów. Omal nie parsknęła śmiechem na ten widok, szybko go jednak stłumiła w sobie i odwróciła się tyłem, starając uspokoić. Wiedziała, że nie wolno śmiać się z innych i takich sytuacji, tak przynajmniej było napisane w savoir vivre, aczkolwiek to było silniejsze od niej.
Jednakże coś innego ją zmartwiło. A mianowicie dzieci. Co one tutaj same robiły o tej porze? Gdzie rodzice? No tak, miasto było bezpieczne i kontrolowane przez wojska, ale co rusz słyszy się o jakiś atakach. Ale to raz. A dwa, Maddie nie przepadała za dziećmi. Żeby nie powiedzieć, że się ich bała. Bo dzieci bywają naprawdę okrutne. I to bujda, że nie znają swoich praw i nie wiedzą co mówią. Że powinno się im wybaczyć. Bo to dzieci. Dzieciak Cię uderzy, obrzuci z błotem - wybaczyć trzeba, bo to dziecko.
One naprawdę są okrutne.
Maddie zaczęła pospiesznie jeść swoją babeczkę z zamiarem jak najszybszej ewakuacji z tego miejsca. Całe szczęście nikt jej nie zaczepił i żadne z nich się do niej bezpośrednio nie zwróciło. Ale w sumie dobrze, bo dziewczyna miała zdolność bycia "niezauważoną" w tłumie. Bardzo przydatne swoją drogą. Zamarła na moment słysząc, że jeden z gości pracuje w wojsku. Zerknęła zainteresowana. No proszę, nawet oni schodzą do zwykłych ludzi, ależ to niespodzianka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Doc spokojnie usiadł na swoim miejscu, napił się kawy a następnie podniósł głowę w celu sprawdzenia co, a raczej kto robi tyle hałasu. Długo nie musiał czekać. To co zobaczył nieco go zaskoczyło. Jeden z klientów a dokładniej chłopak o dziwnej fryzurze był cały wysmarowany jajkiem. Tak. Jajkiem. Dzieci. Jajko. To coś. Włosy... Długo nie trzeba było myśleć co tu się wydarzyło.
Chłopak aż czekał na reakcję poszkodowanego. W sumie pewnie może być gorąco. Akurat jak ma wolne. Pech, pech i jeszcze raz pech.
Cała kawiarnia wyglądała teraz jak jakiś dom zabaw dla dzieci. Były wszędzie. I ten wszechobecny hałas. Sai westchnął pod nosem i ponownie skosztował kawy. Niestety, także i jemu musiał ktoś przeszkodzić. Aż zazdrościł dziewczynie, której nikt nie zaczepił. Spojrzał na nią kątem oka i powrócił spojrzeniem do dwójki małych intruzów, którzy naruszyli jego przestrzeń osobistą.
Jeden z chłopców podszedł do stolika i zaczął mówić. Przez głowę Doc'a przemknęło kilka słów.
*Wojsko... kur... znowu...*
Spojrzał na knypka, podrapał się po głowie a nastepnie przemówił w miarę najspokojniej i najgrzeczniej jak tylko mógł.
- Nie, nie będziesz. I nie, nie chcesz. Nie chcesz patrzeć jak osoby z którymi pracujesz giną albo tracą kończyny albo inne organy. Ciesz się życiem i nie pchaj się do wojska, szczylu.
Doc chciał spłoszyć dwójkę dzieciaków. Nie chciał aby ktokolwiek mu teraz przeszkadzał. No bo w sumie po co jak ma dzień wolny? Dlatego tak się nazywa. WOLNY. Nie zajęty. WOLNY.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nadal mając przy sobie swój sztylecik i bawiąc się nim, nawet nie zauważył, że zgraja dzieciaków postawiła na jego irokezie poduszkowca, w ogóle tego nie poczuł, bo przecież bujną czupryną mógł się pochwalić. Ale ciężar jajka już mógł poczuć, więc po prostu sięgnął ręką w stronę swoich włosów, po czym zauważył, że jajko po prostu się zbiło, no nie można było nie zauważyć wściekłości na jego twarzy. Ale to w sumie tylko dzieci, więc po prostu stłumił w sobie swój gniew. Jakaś mała blondyneczka chciała mu dać chusteczkę, wziął i zaczął przecierać swoje włosy, wywołując na swojej twarzy sztuczny uśmieszek.
- Dzięki - burknął do młodej blondyneczki, która chyba naprawdę nie chciała dla niego źle, więc po prostu coraz szybciej przecierał części jajka ze swoich włosów, ohoho, mógłby je teraz w sumie postawić, zawsze chciał znaleźć jakieś pozytywy sytuacji, nawet gdyby była ona jak najbardziej złośliwa. Ale najbardziej wnerwiły go słowa tego wojskowego, przynajmniej wiedział jacy ludzie tam trafiają, jeśli wiedział, że jego kompani będą tracić kończyny i inne organy, to po co sam się tam pchał? Chyba miał za mało sado-masochizmu w domu, że takie rozrywki przynoszą mu najwidoczniej zabawę. Więc powiedział do niego dość stanowczym tonem.
- Co, chcesz spłoszyć dzieciaka? Nie mam zamiaru tu nikogo bronić ale na pewno Ty nie będziesz mu dyktował co ma robić a co nie. - miał nadzieję, że na pouczeniu się skończy i nie będzie musiał używać siły, aby rozprawić się z tym zadufanym w sobie człowiekiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chłopiec stał przez chwilę jak zamurowany, z szokiem wyraźnie wymalowanym na twarzy. Myślał, że wojskowi są bohaterami… Cóż, chyba Doc stał się niniejszym przyczyną runięcia czyjegoś światopoglądu.
- A-ale… – wymamrotał dzieciak bliski płaczu. – Ja tylko…
Widać było, że zaraz może się rozkleić – w końcu jeden z jego dotychczasowych idoli właśnie na niego nawrzeszczał i powiedział mu, że nigdy nie będą sobie równi. Na całe szczęście nie musiał już kończyć swojej płaczliwej wypowiedzi, bo z pomocą przyszedł mu nieznajomy z irokezem. Sprawy w swoje ręce wzięła także blondynka, która, spełniwszy swój obowiązek przywódczyni gangu wobec Faceta z Jajkiem We Włosach, podeszła do młodszego, zdruzgotanego kolegi i odciągnęła go od stołu. Nie muszę mówić, że wszystkie dzieciaki po wybuchu agresji gwardzisty umilkły i teraz patrzyły na niego mniej lub bardziej zawiedzionymi – ale z pewnością mocno oceniającymi – spojrzeniami?
Do akcji wkroczyła także właścicielka lokalu, która stwierdziła, że dzieciarnia zrobiła tu już za duże zamieszanie.
- No, już, już, wracajcie do domów. Nie przeszkadzajcie klientom.
W innej sytuacji może i doszłoby nawet do jakiejś sprzeczki, kiedy to banda młokosów próbowałaby udowodnić starszej pani, iż ma takie samo prawo do przebywania w „Radosnej babeczce” jak ktokolwiek inny, jednak, w świetle tego, co stało się chwilę temu, małoletnia grupka opuściła kawiarnię bez słowa.
Zostawiam was samych, miłego mordobicia~
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No cóż, dzieci jak szybko wtoczyły się do kawiarni, tak szybko zostały pognane przez właścicielkę. Dla Maddie właściwie taki obrót był naprawdę korzystny, gdyż nikt nie zaburzał jej cichej egzystencji. Co prawda przez moment zrobiło jej się żal chłopaka, którego spławił z taką łatwością wojskowy. To nie tak, że dziewczę idealizowała ich w jakiś konkretny sposób, no ale... Nawet jak nie są na służbie powinni nieco przyhamować i nie zgniatać z taką łatwością marzeń innych. Dzieci, dorosłych czy jakiś biednych staruszek. Nieważne kogo. Ale kim ona była, by móc zwracać uwagę?
Nie była nikim znaczącym, dlatego też wszelkie jej uwagi postanowiła zostawić w swojej głowie i się zbytnio nie wychylać. To nie był jej żywioł.
Pospiesznie dopiła kawę i skończyła swoją babeczkę. Robiło się naprawdę późno. Nawet dla kogoś takiego jak ona. Odniosła puste naczynia, dziękując przy okazji właściciele i uśmiechając się niepewnie. No cóż, kawa z pewnością dodała jej energii i  teraz z czystym sumieniem mogła powrócić do swego jakże zacnego miejsca zamieszkania. Schowała książkę i do torby, uprzednio zaznaczając miejsce gdzie skończyła czytać a telefon wsunęła do tylnej kieszeni spodni i zaczęła pospiesznie się ubierać, nie zwracając uwagi na pozostałych klientów. No bo... po co? Nie znała ich a oni jej nie znali. I tak niech pozostanie, chociaż w głębi ducha chciała móc wreszcie poznać kogoś nowego. Ale była w tym beznadziejna. W zawieraniu nowych znajomości. Co jej po książkowych instrukcjach skoro nie potrafiła wprowadzić ich w życie. Przy wyjściu zerknęła na wojskowego i dziwnego chłopaka, skłoniła się a potem pożegnała z właścicielką i pospiesznie opuściła kawiarnię, kierując się od razu w stronę, gdzie znajdował się jej dom. Mimo kiepskiej, ale takiej naprawdę kiepskiej orientacji w terenie.

// zt.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No i się zaczęło. Chłopak z irokezem, który także był klientem postanowił stanąć w obronie chłopca. Obronie... Jakiej obronie? Przecież Sai nic nawet nie zrobił. Jedynie powiedział mu jak wygląda praca w wojsku, kiedy to dochodzi do działań zbrojnych. Dla ludzi, którzy żyją ze sobą przez czas szkolenia, jedzą razem, ćwiczą razem, spędzają ze sobą 3/4 doby, śmierć kolegi, przyjaciela i to jeszcze w taki sposób potrafi być czymś strasznym. Jedni popełniają samobójstwo, inni mają zepsutą psychikę do końca życia.
Sai spojrzał na dzieciaka, podrapał się po swojej czuprynie i przemówił spokojnym głosem.
- Słuchaj, to dobrze, że chcesz być żołnierzem, czy też cywilem pracującym w wojsku... I dziękuję ci za to, że chcesz bronić innych i miasta. Pamiętaj jednak, że to nie jest łatwe zadanie i pełniąc taką funkcję będziesz zmuszony do oglądania paskudnych rzeczy. To właśnie miałem na myśli.
Chwilę potem dzieciaki zostały wygonione przez właścicielkę. Doc spojrzał na chłopaka z irokezem. Wypił do końca kawę a następnie wstał i się poprawił. Trochę go wnerwiło zachowanie nieznajomego.
-Dyktować? Niee... Chronić? Już to robię.
Po owym zdaniu podszedł do lady w celu zostawienia napiwku a następnie wyszedł z lokalu. Wracając z kawiarni znalazł na jednej z latarni ogłoszenie, które go zaciekawiło. Szybkim i płynnym ruchem zerwał je i poszedł.

[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wszystko jednak dobrze się skończyło, dzieci szybko zostały wygonione z restauracji, jednak niesmak dalej pozostał. Scruffie nie musiał tak gwałtownie reagować na zaistniałą sytuację, ale na pewno jakiś wojskowy nie będzie rujnował marzeń młodego chłopca, któremu pewnie i tak zmienią się priorytety, ale marzenia na pewno warto mieć. Młody gwardzista jednak szybko zmienił ton i wyjaśnił dziecku pracę w wojsku bardziej przyziemnym sposobem. Gdy wszystkie dzieci wyszły już z kawiarni, ostatni raz przejechał po włosach chusteczką, żeby pozbyć się tego jajka. Po nic wyszła nieznajoma mu nadal blondynka, która nawet się nie odezwała, dopiła swoją kawę i poszła w świat, w ślad za nią poszedł wojskowy, który spróbował podsumować całą sytuację ale chyba mu nie wyszło, Scruffie powiedział do siebie.
- Szkoda, że liczba zabitych wzrasta, a nie maleje. - dopił swój napój do końca i odniósł swoje naczynia tam gdzie trzeba było, po czym szybko wyszedł z kawiarni.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 17 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 10 ... 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach