Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 17 Previous  1, 2, 3, 4 ... 10 ... 17  Next

Go down

Uniosłem jedną brew, kiedy dziewczyna zaczęła się śmiać. Nie za bardzo wiedziałem o co jej chodzi, dopóki nie usłyszałem jej imienia - wówczas uśmiechnąłem się półgębkiem.
-W porządku, moi rodzice najwyraźniej nie wiedzieli, że nadali mi damskie imię. Przynajmniej za takie w Japonii uchodzi.
Podrapałem się po podbródku i mrużąc oczy, oparłem się o oparcie krzesła. Przez chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią.
-Nie mam czego wybaczać, wzbudzenie twojej ciekawości to moja praca. Konspiracja? Chyba można to tak nazwać. I co takiego niby wiesz o tej całej sytuacji? Chciałbym też zaznaczyć, że wszystko zależy od ciebie, jeśli uważasz, że ta rozmowa jest dla ciebie zbyt niebezpieczna, to w każdej chwili mogę odejść. Nie chodzi nam o to, by ludzie mieli przez nas problemy.
Umilkłem na chwilę, po czym postukałem palcem o okładkę jednej z jej zeszytów.
-W każdym razie ode mnie dowiesz się więcej niż z tego.
Miałem szczerą nadzieję, że rozmowa potoczy się po mojej myśli. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu postanowiłem pogadać ze zwyczajną jednostką. W myślach napominałem się, że niekoniecznie muszę ją zwerbować. Wystarczy, że będzie chciała wiedzieć coś więcej, to już daje nam sporą przewagę nad władzą.
Spojrzałem jej prosto w oczy. Miałem nadzieję, że nie widzi we mnie tylko jakiegoś obskurnego, obłąkanego dziada.
Chociaż cała sytuacja wychodziła chyba na moją korzyść. Nachyliła się do mnie i zaczęła mówić szeptem. Może miała coś z buntownika. Pracowała w parku - wtyka w miejscu pełnym ludzi zawsze się przyda.



                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Głos jegomościa nie wydawał się tak niemiły, jak jego wygląd. Wyjątkowo dźwięczna i spokojna nuta. Zapewne przyjemnie by się z nim prowadziło rozmowę na przychylniejszy temat. Tak na spokojnie.
Uśmiechnęła się z nutką uroku. Oparła łokcie na blacie i podciągnęła się na nich pochylając się nieco w przód.
- Nie tyle w Japonii, co w Stanach Zjednoczonych.
Tak... Starsi obejrzeli film amerykański i znaleźli mi imię, po prostu geniusz...
- Co o tym wiem? Wiem tyle, że coś takiego istnieje. I dla tego czegoś pracowali moi rodzice. Tak, pracowali, bo już nie pracują. Przez to wiem, że władza jest zła i nie jestem jej przychylna. Może to i dziecinnie zabrzmi, ale kiedyś się zemszczę.
Ostatnie zdanie powiedziała jakby sama do siebie. Wiedziała, że to brzmi jak nierealne marzenie, ale nienawiść zbudowana zaledwie w kilka sekund boli całe życie.
- Zbyt niebezpieczna? Nie sądzę, żeby tutaj w takiej przytulnej dziurce mogłoby być niebezpiecznie. - Uśmiechnęła się zachęcająco.
Oczy skanowały trójwymiarowy obraz mężczyzny, by potem przetworzyć go w głowie. Zadziwiło ją, że tak podrapany ma chęci walczyć. Może jakieś mocniejsze uczucie go napędzało, aniżeli zwykła zemsta. To musiało być coś silniejszego niż nienawiść, o ile takie uczucie istnieje.
Spoglądnęła, jak stuka palcami o oprawy zeszytów.
- W to nie wątpię. O Was przecież nie uczą w szkole. - Znów uśmiechnęła się zachęcająco.

KAWIARNIA „Pod radosną babeczką”. - Page 3 Mn7ORfd


Ostatnio zmieniony przez Ren dnia 16.02.14 3:20, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

-Stany Zjednoczone? Ciekawe.. - zmarszczyłem brwi - Z tego co wiem, to imię mogą nosić obydwie płcie, ale wszyscy kojarzą je z kobietami..
Umilkłem. Jeszcze chwila i zacząłbym rozwodzić się nad jakże cudownym tematem imion. Nie po to zacząłem z tą dziewczyną konwersację, by przynudzać ją oczywistościami.
Świat jest porypany, a ja próbowałem sprawiać wrażenie osoby, która doskonale się w nim odnajduje. Głupia, bezsensowna ironia.
-O.. W takim razie wiesz bardzo mało. W twoich książkach nie tylko nie wspominają o Łowcach, ale i o tym, co znajduje się poza murami. Chyba, że w ciągu stu sześćdziesięciu lat władze Miasta postanowiły zmienić politykę?
Wygiąłem plecy do tyłu i strzeliłem kośćmi. Przez chwilę miałem ochotę zamówić coś do jedzenia, ale ostatecznie stwierdziłem, że zrobię to, gdy będę wychodził. Ciasto będę mógł uznać za drobną nagrodę za ''powrót do służby''.
-A co do zemsty.. Nie jest to opłacalne. Przynajmniej według mnie. Ale ostatecznie to ty stwierdzisz, czy było warto.
Byłem hipokrytą i wiedziałem o tym. Zemsta to jeden z moich głównych powodów, dlaczego wciąż jeszcze żyję. Chęć odwetu nie tylko na bezpośrednich winowajcach ale i na wszystkich, którzy mieli jakąkolwiek wpływ na obrócenie mojego życia w proch była tak wielka, że nie pozwalała mi spokojnie spać.
-Z drugiej strony rodzina jest najważniejsza.. - to zdanie wymsknęło mi się z ust. Nie chciałem go wymawiać, nie chciałem rozpoczynać takiego tematu.
-W każdym razie.. Jeśli jesteś Łowcą, to każde miejsce jest niebezpieczne. Mogę zabrzmieć jak maniak, ale wszędzie wszyscy węszą. Narażam cię. S.SPEC nie leci w chuja z takimi degeneratami jak ja. Krótka piłka - złapią cię, trafiasz do więzienia na resztę życia. I kto wie, co oni tam z tobą robią. Jeśli złapią nas razem podczas rozmowy, to czeka ciebie, zwykłego cywila niewiele łagodniejszy los. Dowolny pionek S.SPEC może teraz szykować jakąś akcję, by mnie pojmać.
Zacząłem żywo gestykulować, wręcz ciesząc się z faktu, że mogę komuś wyjawić prawdę.
-Może się domyślasz, że to miejsce to jedna wielka, fałszywa utopia. A za murami.. Jest o wiele gorzej. Wręcz przeciwieństwo wszystkiego, co tutaj widzisz. Jeśli tam nie trafiłaś, to ostatecznie lepiej, abyś została tu.. Ale w sumie.. Wybacz, że tak się rozpędzam. Chcesz wiedzieć coś konkretnego?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Stu sześćdziesięciu?! What the Hell?
- To już tyle lat stąpasz szanowny Panie po ziemi? - zdziwiła się sięgając po kubek, którego zawartość z każdą chwilą traciła swoją magiczną wartość.
- Rodzina... A jeśli się jej już nie ma? Jeśli praktycznie nie ma się nikogo, dla kogo można by być tą melancholijną jednostką i udawać, że wszystko jest w porządku? Nie trzeba wychodzić przed szereg, byleby być z nią i przeżyć w spokoju, miłości i prostocie to życie, które kiedyś tam może i skończy się w Raju? Jeśli się nikogo nie ma to w czym problem? Nie warto ryzykować chociażby dla przyszłych pokoleń? Wiem, kiedy ma się rodzinę zawsze towarzyszy nam troska o nią, ale... skoro jej już nie ma? - powiedziała spokojnie. Fakt, rodziny jako takiej nie miała, został jej wierny pies i domowa flora, która była jej rodziną i na niej jedynie teraz zależało Ren.
Włosy zjeżyły jej się na głowie słysząc, że może za oknem ktoś właśnie im się dogłębnie przygląda. Ale mimo to musiała zachowywać się normalnie. Ta wredna, zwierzęca osobowość rwała się do ucieczki, ale kneblem, konopnymi sznurami i ciężkimi ołowiowymi łańcuchami przytrzymywały ją te dwie pozostałe. Niby ta dzicz lubiła ryzyko, a wiała gdzie pieprz rośnie. Co się dziwić. Zwierzak.
Mężczyzna zaczął mówić o świecie poza światem. Rodzice wspomnieli o nim tylko dwa słowa, ''że istnieje''. Więcej nic nie mówili. Wtedy też jegomość zaczął mówić o tym, że to wszystko to tylko świat w postaci iluzji, zwykła utopia. Wiązało się to ściśle z postawionym wcześniej pytaniem, a raczej o rozmyślaniach na ten temat nastolatki. Jej własnym utopijnym światem był dom, jego wnętrze, to martwe i to żywe, i park. I właściwie nic więcej. Nigdzie więcej się nie odnajdywała. Nie miała przyjaciół, nie miała koleżanek. Miała Rayu i swój mały światek.
- Coś jak iluzja? - zaczęła mieszać mieszalnikiem chłodną substancję w kubku. Powoli traciła walory estetyczne, jak i smakowe. Ale, żeby podtrzymać potencjalną rozmowę trzeba było ją na różne sposoby ciągnąć. To się napiję, to spadnie łyżeczka, to używka się rozleje. Zawsze, byleby bardziej przedłużyć.
Straciła kontakt wzrokowy, żeby potencjalnym osobom zewnętrznym pokazać, że rozmowa nie ma większego powodzenia, chęci współpracy czy tematu przewodniego. Ot tak, gadka jakaś.
Mężczyzna był cennym źródłem informacji. Ren chciała chłonąć to wszystko na raz, czego nie była nawet w stanie zrobić. Po dokładniejszym wyszlifowaniu informacji, ich analizie i przetworzeniu można by zmienić tryb osobowości zwierzęcej z ''strach i dupa - uciekamy, bo wszystko stracimy, bo się boimy, do Diamencik się boi i jest silniejszy'' na tryb ''Złap mnie, jeśli potrafisz''. Zajmie to zapewne dużo czasu, ale tego pragnęła. Zminimalizować dominację swojej typowo dziewczęcej delikatności i zmienić ją w niegrzecznego bachora.
Kiedy zerkała czasem na szanownego Pana widziała, jak bardzo się sprawą przejął. Opowiadał żywo nie tylko strumieniem wyrazów, fraz i zdań, ale również opowiadał swoim własnym ciałem. Tak. W prawidłowym i spójnym przekazie komunikatu ruchy ciała zabierają ponad połowę uwagi odbiorcy. Jeśli rozmówca wie o czym mówi i żyje tym, przekona do siebie drugiego rozmówcę, jeśli natomiast będzie bełkotał jakby wypowiadając wystukaną na pamięć regułkę, nikt nie będzie zadowolony.
- Pan mówi dalej - rzekła wskazując mieszalnikiem by kontynuował. Nie wiedziała zbytnio, o co ma go pytać, lepiej, by sam opowiadał. Miała też nadzieję, że jej nieprzychylny, nie wykazujący zainteresowania wyraz zostanie prawidłowo odczytany.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

-Tak, jestem dosyć starej daty, ale po tym świecie chadzają sobie istoty, dla których jestem wręcz przedszkolakiem. Są tacy co pamiętają świat przed zarazą.
Nie wiem, czy wiedziała, czym jest zaraza. Stwierdziłem jednak, że o tym najlepiej powiadomić ją pod koniec. Zlustrowałem ją wzrokiem, a potem trochę warczącym głosem kontynuowałem:
-Wiesz, myślę, że jeśli ma się rodzinę, to nie czujesz melancholii. Naprawdę jesteś taką idealistką, że myślisz o przyszłych pokoleniach? Myślałem w podobny sposób i przeżyłem duże rozczarowanie. Bo jakby nie patrzeć, ludzie żyjący w Mieście są szczęśliwi, żyją tak, jak powinni żyć. Co z tego, że jesteście okłamywani, skoro dzięki temu możecie normalnie funkcjonować? Łowców i innych organizacji - tak, są inne organizacje, o których zaraz ci powiem, nie obchodzi koszt, jaki poniesiecie w zamian za otworzenie wszystkim oczu, tak to przynajmniej odczuwam. Nie wiem, jak będzie wyglądać ten kuluminacyjny moment, ale obawiam się, że zdążymy wszystko obrócić w perzynę.
Musiałem złapać trochę oddechu i przepłukać gardło, dlatego sięgnąłem do swojej małej torby i wyjąłem z niej butelkę whiskey. Jeszcze trochę zostało. Napiłem się łyka, ale spojrzałem jednocześnie na dziewczynę.
Zaczynała grać. Zaimponowała mi, wiedziała co robić, by nie wzbudzać podejrzeń. Przez chwilę nawet odczułem, że nie jest zainteresowana rozmową, ale gdyby tak było, myślę, że po prostu wstałaby i sobie poszła.
Chociaż moja wyobraźnia zbyt często miesza się z rzeczywistością.
-Dokładnie, wszystko jest iluzją. Niektóre elementy tego Miasta są tak sztuczne, że to aż razi w oczy. No, ale skąd większość może o tym wiedzieć, skoro nigdy nie była poza murami. Co do innych organizacji.. Jest ich wiele, ale w prym wiodą trzy: Łowcy, DOGS oraz Drug-on. Jeśli tylko się dobrze przyjrzysz, to zobaczysz, jak bardzo różnimy się od zwykłych ludzi. Wiele odmieńców jest wręcz zezwierzęcona, bez krzty inteligencji ale za to z dużą dawką instynktów, które pozwalają na przetrwanie. Niektórzy mają ogony, psie uszy, kocie wąsy, co tylko chcesz. Nie przepadam za takimi, bo niszczą nadzieję na powrót do normalnej rzeczywistości. Wyobrażasz sobie iść chodnikiem, podczas gdy jeden z takich delikwentów wygryza komuś tętnicę i jeszcze czerpie z tego radość? Ale wybacz, przedstawiam ich w złym świetle, bo są tez tacy, którzy nad sobą panują, takim ostatecznie należy się szacunek. Chociaż mnie nieco przeraża fakt, że niektórzy z nich są martwi.
Wyciągnąłem kwiaty z flakonika i zacząłem się nimi bawić. Odrywałem płatki, zginałem je, albo tylko muskałem. Musiałem na chwilę zająć czymś swoją uwagę, by móc spójnie prowadzić konwersację. Nie chciałem dziewczyny przytłoczyć nadmiarem informacji.
Nagle mnie olśniło. Uśmiechnąłem się kącikiem ust i z bocznej kieszeni wyciągnąłem małą mapkę. Podsunąłem ją Ren i dodałem:
-To jest mapa najbliższego terenu wokół Miasta, Desperacji. Jest to wszechobecna pustka.. Tam ludzie umierają z pragnienia i głodu, podczas gdy wy macie tego wszystkiego pod dostatkiem. W murach jest wiele dziur, przez które można się wydostać. Jeśli kiedykolwiek będziesz chciała zaryzykować wyjście na zewnątrz, to skorzystaj z tej mapki. Nie pogubisz się. I korzystaj z kreatywności, bo wyobraźnia wyznacza granice zaskoczenia.
Kolejny łyk wody ognistej. Strzeliłem karkiem. Nie za bardzo wiedziałem, co ze sobą zrobić, więc wypaliłem:
-Możliwe, że jakimś cudem twoi rodzice żyją. Jest sposób.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przed zarazą?
- Czymże jest ta zaraza? - Zainteresowała się. Rodzice nigdy o tym nie wspominali. Mówili o życiu poza miastem, o wymordowanych, ale o zarazie nic nie nadmienili. Może i sami nie wiedzieli, albo nie mieli czasu, by jej to dogłębniej wyjaśnić, tak, aby zrozumiała.
Czy jesteś taką idealistką?...
Nie? Jesteś zwykłym dzieciakiem i sama nie wiesz, czego chcesz.

- Nie. Nie jestem idealistką, po prostu mam jakoś zakodowaną troskę i zapewne dręczyło by mnie to, w jakim świecie ludzie żyć będą w przyszłości. - Powiedziała swoje, może i w tej chwili mało znaczące zdanie na ten temat.
Fakt, może i po śmierci nie obchodziłoby ją to, co ludzie ze sobą zrobią, co robią ze swoim otoczeniem. Ale za życia u większości ludności taka obawa istnieje i gdzieś kiełkuje. - Czyli życie w Mieście jest tą lepszą stroną medalu, a Wam na chama zależy na odkryciu prawdy przed ludnością? - Chciała mieć to bardziej zawężone. Wydawało się to być trochę dziwne. Nawet egoistyczne. Jaki miał być tego sens? - W zasadzie, skoro ludziom w Mieście jest dobrze, to czemu chcecie ich uświadamiać?
No właśnie. Tylko,  żeby pokazać, że świat za murami istnieje? Czy może pokazać to, jak władza traktuje tych odmieńców? Fakt, to było nie sprawiedliwe, wygnanie ich i pozostawienie samym sobie. A to chyba nie ich wina, że dotknęła ich jakaś zaraza?
Ren zawsze należała do tych ludzi tolerancyjnych, ale równie jak umiała coś lub kogoś tolerować, tak łatwo umiała się też do niego zrazić.
Mężczyzna prawił dalej, aż zatrzymała się na normalnej rzeczywistości. Normalna rzeczywistość?
- A jak Pan wyobraża sobie tą normalną rzeczywistość?
No właśnie, jak to miało wyglądać? Słysząc o przekształconych istotach ze zwierzęcymi organellami zaczęła sobie wyobrażać wyimaginowany przez mężczyznę obrazek żądnego krwi potwora, spijającego czerwoną ciecz na środku ulicy przy dzieciach. Na zdrowy rozum trudno spekulować, aby takie narośle mogły zniknąć pod wpływem jakiegoś antidotum. A gdzie tam!
Dopiła już zimną ciecz w kubku. Wsadziła między zęby plastikowy mieszalnik i udawała dalej. Dla niepoznaki otworzyła pierwszy zeszyt i zaczęła odrabiać pracę domową. Cóż, przyjemne z pożytecznym. Wtedy też podsunął jej przed nos świstek papieru, tłumacząc, że to mapka.
Trochę na to za wcześnie...
- Możliwe, że jakimś cudem twoi rodzice żyją. Jest sposób.
Co?
W jej małym umyśle zabłysła iskierka nadziei. Ożywiła nieco udawany wzrok. Podniosła pochyloną nad zeszytem głowę i spojrzała na mężczyznę z wyrazem każącym bardziej opisać, co miał na myśli.
- Tak pan myśli? Że ktoś, kto dostał kulką w łeb i upadł potylicą na bruk, wylewając z siebie połowę cieczy mógł by przeżyć?
Wspomniała tylko o ojcu. Kto wie, może i matka jakoś się wydostała. Kobieta nie różniła się zbytnio od córki. Może była bardziej kobieca, ale... nie należała do osób nadzwyczajnie silnych.
A może ktoś ją odbił? A może, a może...


Ostatnio zmieniony przez Ren dnia 05.05.14 22:04, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

-To tak zwany ''wirus x''.. Sprawia, że gdy umrzesz, twoja dusza nie odlatuje gdzieś wysoko, w poszukiwaniu Stwórcy. - gwizdnąłem i ruchem palca wskazującego wskazałem gdzieś w górę - Po śmierci żyjesz dalej. Teoretycznie. Stąd właśnie biorą się najróżniejsze mutacje. Zezwierzęcenie, zmiana osobowości..
Cały czas zastanawiałem się, czy dziewczyna nie doszła już dawno do identycznych wniosków, co ja. W końcu miała więcej czasu do przeanalizowania tego, co stało się z jej rodzicami. Wątpię, żebym był odkrywczy moją teorią.
-Wybacz, że tak stwierdziłem. Po prostu mi samemu przyświecały wyższe cele.. Ale dobrze, że masz jakikolwiek standard. Każdy człowiek się o coś troszczy, a to tylko dobrze o tobie świadczy. Mimo wszystko.
Ostatni łyk whiskey. Warto byłoby po drodze powrotnej kupić sobie drugą butelkę trochę lepszej jakości, może szkocką.
-Niekoniecznie odkrycie prawdy. To coś, co mi bardzo przyświeca, ale to nie jest nasz główny cel. Uświadamiamy ludzi, bo potrzebujemy więcej osób w naszych szeregach. Jest nas bardzo mało. Dopiero wróciłem do Miasta po jakichś dwudziestu latach włóczenia się i nie wiem nawet, kto jest naszym dowódcą. Zwyczajnie go nie spotkałem.A naszym głównym celem jest po prostu zniszczenie władzy. Nie mam pojęcia, co potem. Wielu z nas ma w tym wszystkim prywatne powody do walki z władzą, która bądź co bądź ogranicza wolność.
Moje szeroko otwarte oczy, uniesiona brew i lekko uchylone usta mogły świadczyć o lekkim zamyśleniu. Jakbym analizował to, co jednocześnie mówię - choć przyznaję, że tak w istocie było. Za chwilę jednak otrząsnąłem się.
Jak wiele mogę, tfu, powinienem jej powiedzieć? Wszystko? Co zrobi z tą wiedzą? Równie dobrze przecież może wrócić do pracy w parku.
-Nie mam pojęcia. Chyba nie mam takiej definicji. Wszystko zależy od standardu, jakiego się oczekuje.. Ale z pewnością wiem, co nie jest normalne. Co nie powinno mieć miejsca. Rzeczywistość, w której potwory pożerają innych nie jest normalna. Rzeczywistość, w której ludzie po cichu znikają, gdy dowiedzą się za dużo, nie jest normalna.
Cierpliwie poczekałem na jej reakcje. Kiedy uznałem, że mogę kontynuować, powiedziałem to, co miałem w planach, odkąd tylko usłyszałem o jej rodzicach:
-Powiedziałaś, że twoi rodzice już nie pracują dla Łowców. Nie da się odejść z naszych szeregów, Łowcą jest się na całe życie. Z tego wywnioskowałem, że albo nie żyją, albo gniją w więziennych celach - z których co prawda da się uciec, ale nigdy takiej osoby nie spotkałem.. Ucieczka to pierwsze rozwiązanie.. A oto drugi pomysł: większość Łowców ma czerwone oczy. Większość. Ja też, jeśli nie zauważyłaś. Przejście pewnego rytuału skutkuje takim efektem, no, i paroma bonusami w postaci na przykład długowieczności, zwiększonej sile i takie tam. Rzecz w tym, że nie każdy Łowca musi ów rytuał przechodzić. I tutaj pojawia się pytanie - czy twoi rodzice mieli taki sam kolor oczu jak ja? Jeśli nie, to już jakiś plus. Jest szansa, że zmienili się w Wymordowanych. Szansa na powrót do życia po bezpośrednim postrzale w głowę jest nikła, ale jest. To prosta teoria i nie twierdzę, że odkrywcza. Pamiętasz ich oczy, Ren?


Ostatnio zmieniony przez Raen Edell dnia 16.02.14 22:53, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No chociaż w tym się zgadzamy, a już zaczynałam tracić nadzieję i wątpić...
No nie, czyli brniesz w to dalej?
A jak Ci się wydaje?
Pff, no nie wiem... Może, że sobie odpuścisz?
A powiedz mi, co miałabym robić w tej szarudze? Nie sądzisz, że gdybym mimo wszystko pracowała dla degeneratów, to mogłabyś się wreszcie wyżyć? Trochę poszaleć? Tu i tak nie masz nic do roboty.
Hmmm, kusząca propozycja. Okey, zgadzam się.

Dziewczyna zaczynała już poważnie rozważać nad tym, czy aby na pewno powinna prowadzić tę rozmowę, ale dalsze przekonywania mężczyzny ją uspokoiły.
Dokładnie słuchała o metamorfozie.
Wymordowany, mój ojciec mógł by być wymordowanym?
- Nie. Ojciec miał piwne oczy, a matka znowu szmaragdowe takie jak ja. - Powiedziała tracąc powoli nadzieję na to, że rodzice mogli potencjalnie żyć.
Westchnęła. Mina jej posmutniała. Pochyliła głowę w bok podpierając się lewą ręką. Spojrzała rutynowo na mężczyznę. Nie wiedziała, o co ma się go jeszcze zapytać. Wtedy przypomniało jej się, że należało by zabrać mapkę. Położyła na niej zeszyt i palcami przytrzasnęła papier pod okładką do kartonu, po czym zabrała sprytną kryjówkę do siebie. Wyciągnęła spod zeszytu mapkę i schowała do książki, jako zakładkę. Grać trzeba było nadal.
- Jak na razie jest za wcześnie, abym się poza mury wybierała. Gdzie Pan będzie, żebym mogła się z Panem później w razie czego spotkać? Jakiś kontakt? - Zaczęła wypytywać. Nie oswoiła się jeszcze ze wszystkim, a gdyby miała znowuż jakieś pytanie? Chciała być z mężczyzną na bieżąco.


Ostatnio zmieniony przez Ren dnia 05.05.14 22:05, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

-Może ja coś pokręciłem, albo ty nie zrozumiałaś. Albo źle wytłumaczyłem. Jeśli mieli zwykły kolor oczu, to znaczy, że wciąż jest szansa na to, że zmienili się w Wymordowanych. Nie wspomniałem, na czym polega rytuał - Łowcom aplikuje tak zwaną czerwinkę - dzięki temu zyskujemy te nasze ''moce''. Wygląda na to, że twoi rodzice tego rytuału nie przechodzili. To dobrze.
Zerknąłem niepewnie na dziewczynę. Chyba pomału się zbierała, ale pociągnęła dalej rozmowę.
-Nikt cię nie zmusza, byś wychodziła poza obręb Miasta. Dałem ci tą mapę na wszelki wypadek. - odchrząknąłem lekko, po czym wstając, kontynuowałem:
-Nie wiem, czy.. Nie mam telefonu. Nie używam ich, bo mam lekką ''manię prześladowczą''. Okej, na odwrocie mapy masz zapisane, jak dostać się do naszej kryjówki. Tylko za nic w świecie jej nie zgub. Nie pokazuj nikomu. Jeśli to zrobisz, to bez problemu się zemszczę. Nie daj się wykryć, nie daj się przeszukać. - to zdanie wypowiedziałem wręcz groźnie, ale zaraz się uśmiechnąłem.
-Ale lepiej zainwestować w zaufanie. Przynajmniej w dzisiejszych czasach.
Podniosłem się całkowicie i ruszyłem w kierunku wyjścia. Przypomniałem sobie jednak, że miałem zamówić sobie ciastko. Podszedłem do kobiety mniej więcej w moim wieku, stojącej za kasą i wskazując na ciasto za szybką, wydukałem:
-Tego czekoladowego.
Kiedy kobiecina się nachyliła, by podać mi smakołyk, wyjąłem z kieszeni papierosa i włożyłem go do ust.
Odbierając ciasto, spytałem jeszcze:
-Ma pani ogień?
Kobieta pokręciła głową, jakby czuła niechęć do mojej osoby, po czym podała mi zapalniczkę. Kiedy mój rulonik tytoniu zaczął dymić, podziękowałem i rzuciłem na odchodne:
-Następnym razem się porządnie wyszoruję, zanim tu znowu przyjdę, babciu! Więc nie ma się o co gniewać! Sayōnara!
Wypuściłem dym z płuc i ruszyłem ku drzwiom wyjściowym.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Piękne, czyste, gwiaździste niebo. Zero chmurek, ładny, pełny księżyc. Tak, ten wieczór był wspaniały do celów rekreacyjnych. Sai, który to tak czy siak, miał dzisiaj dzień wolny od służby, lenił się cały błogi dzień. Tak strasznie, że aż sam miał tego dosyć. W pewnym momencie poczuł się nawet jak taki kameleon albo leniwiec. Siedzi w miejscu i wtapia się w otoczenie aby... dalej siedzieć w miejscu...
W celu rozprostowania nóg ruszył on na małą wycieczkę do południowej części miasta, która była dosyć specyficzna. Pełno było tutaj wpływowych szkół, uczelni. Mało tego. Ta część miasta była praktycznie wypełniona miejscami przeznaczonymi do spotkań. Sklepy, centra handlowe, kawiarnie, park...
Idąc po prostym, równym, wyłożonym kamieniami chodniku, nie trzeba było nawet patrzeć przed siebie. Człowiek czuł się jakby był prowadzony po sznurku.
Wędrując właśnie po jednej z takich ścieżek młody gwardzista natrafił na kawiarnię, w której to dosyć dawno nie był. Mowa oczywiście o miejscu zwanym "Pod radosną babeczką".
Budynek znajdował się pomiędzy apteką a czyimś zaciszem. Cegły pokryte białą farbą sprawiały, że to miejsce musiało rzucać się w oczy. Duże okno, łukowate drzwi, wielkie zdobienia. To miejsce miało swój klimat, zarówno na zewnątrz jak i w środku.
W całym lokalu dało się odczuć zapach wypieków, gorącej czekolady i wielu innych serwowanych tu produktów.
Drewniana podłoga, kilka stołów z krzesłami, kremowe obrusy, kwiaty... Tak, to miejsce na pewno miało swój niepowtarzalny klimat, którego nie można było mu odmówić.
Sai po przekroczeniu progu skierował się w stronę oszklonego baru, za którym to stała starsza pani. Grzecznie poprosił o kawę i kawałek jakiegoś ciasta. Zdał się na gust kobiety. Oczekując na zamówienie udał się do jednego z wolnych stolików i zajął przy nim miejsce.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pomyślał, że wreszcie wypadałoby się gdzieś przejść i zwiedzić trochę miasta, parki i inne tego typu rzeczy już go nie urzekały, bo naoglądał się tego w Edenie, a mógł wybrać coś bardziej pożytecznego, padło na jakąś kawiarnię w południowej części miasta. Oczywiście przechadzka nie mogła odbyć się bez papierosa w ustach, więc wyciągnął zapalniczkę z kieszeni wraz z paczką, wyciągnął z jej jednego papierosa i odpalił poprzez zapalniczkę. Podróż szła mu bardzo powoli, bo chciał porozglądać się za jakimiś ciekawymi lokacjami, ale chyba nic szczególnego nie zwróciło jego uwagi. Wreszcie znalazł się przed Kawiarnią, szybko skończył papierosa i wszedł przez próg lokacji do której zmierzał. Podszedł do lady, przemierzając wzrokiem cały lokal w poszukiwaniu wolnego stolika, gdy wreszcie jakiś wyszukał, poprosił i mocną kawę i usiadł przy stoliku, zmierzył wzrokiem jednego z klientów lokalu, byli tutaj sami, nie licząc oczywiście obsługi. Wreszcie otrzymał swoje zamówienie, zrobił pierwszy łyk napoju, oddychając głęboko, wreszcie mógł mieć jakąś chwilę dla siebie, oparł się o krzesło i co jakiś czas robił łyk swojej kawy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 17 Previous  1, 2, 3, 4 ... 10 ... 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach