Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7

Go down

- Niestety tak. Muszę jeść często i dość dużo, ale w zamian może to być absolutnie cokolwiek. - To jest ten specyficzny plus-minus życia Amepa. Musi jeść, dużo, bo tak przyzwyczaił swoje ciało doktryną "zjedz lub zostań zjedzony". W zamian za to jednak, może zjeść praktycznie wszystko co nawinie mu się do paszczy, od faktycznego pożywienia (i ludzi czasami), do rzeczy tak niejadalnych jak się tylko da, jak stal czy kamień. Dla niego w tej kwestii nie ma granic, poza może najtrwalszymi materiałami jak diamenty czy odpowiednie stopy stali. Większość metalu czy skał jednak ulegnie jego zębom i zostanie strawiona przez potężny kwas żołądkowy wewnątrz jego przewodu pokarmowego. Ciekawe czy jeśli ktoś by mu kiedyś rozkroił brzuch, to ten kwas żołądkowy przepalałby się przez ziemię tak długo, aż wyszedłby drugą stroną, huh.
Z początku nie załapał o co chodzi z pocałunkiem ukochanej by zmienić się w ludzką formę, co spowodowało u niego podrapanie się po głowe i lekkie machnięcie - dotąd w ogóle nie zauważonym czy nie poruszonym - ogonem, co wzbudziło mały tuman kurzu w pobliżu jego tyłu. Tak, to mogło wyglądać jak chmura gazu po wypuszczeniu takowych.
Ale nimi nie była! Słowo!
Niemniej, w końcu załapał o co chodzi i pokręcił głową, na wpół rozbawiony i zażenowany. - Musisz być aniołem by wierzyć, że ktoś chciałby dobrowolnie mi dać całusa. Kto wie, może jak tak zdesperowana osoba się znajdzie to faktycznie wrócę do ludzkiego wyglądu? - Rozłożył bezradnie ręce na boki. Dla niego to brzmiało w tej chwili tylko i wyłącznie jako żart, bo był pogodzony z tym że żadna osoba nie chce tknąć się w żadnym, innym zamiarze niż właśnie dowcipnym... Lub agresywnym, jego ciała. Ewentualnie pożądania, ale to tylko faktycznego zaspokojenia głodu, bo duża ryba więc pewnie smaczna.
Oj no, może zwyczajnie nie podłapał o co chodzi i tyle? Stąd trochę go zasmuciło, gdy skarciła go za jego słowa. Chciał nawet spytać o co chodzi, ale szybko mu to wyjaśniła małą refleksją w kwestii wiary w siebie. A więc to było raczej takie zagadnienie, aniżeli faktycznie prostoliniowo "czy mogą być przyjaciółmi"? Heh, chyba nie podjął więc aluzji odpowiednio. Niemniej, miał powody.
- Niestety, wiele osób ocenia po pozorach. A to, co widać we mnie na pierwszy rzut oka, to bezrozumna bestia jaka chce cię zjeść. - Powiedział całą prawdę i tylko prawdę, z głosem zdradzającym pewną formę rezygnacji w tonie. Pogodził się z faktem, że pozornego wrażenia nie zmieni, więc stara się być jak najlepszym poza "pozorami". Nie będzie to możliwe wobec każdego, ale dla takich wyjątków jak Faith... Dla takich osób warto było się postarać.
- Gdybym chciał byś się odpłacała za to, nie proponowałbym ci tego aż tyle. Znam osobiście paru handlarzy i wiem, że to tak nie działa. Nie marudź i weź ile zdołasz. - Machnął ręką z uśmiechem. Skwierczące rybki wyglądały już na porządnie wysmażone, więc rybka z pomocą jakiegoś, w miarę czystego patyka zabrała je znad płomieni i rozłożyła pasma mięsa po obu stronach ołtarzowej kuchni. Nie brał sie jednak jeszcze do posiłku. - Odkrój nieusmażone końce i zawiń je w coś. Najlepszą opcją byłby papier, ale że nie masz to można luzem też, ale musisz o nich pamiętać. - Poinstruował kobietę, oczekując by najpierw zajęła się przejęciem swojej części "na później". Jest cierpliwy.
I jednak ten fragment kamienia był całkiem zapychający.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Coś za coś, dosłownie. Pytanie tylko, co było lepsze... Przynajmniej Amep nie musiał patrzeć na pożywienie narzekając, że coś jest niejadalne do tego stopnia, że nawet najmniej wybredni nie tknęliby czegoś palcem.
I kolejne zdziwienie, gdyż anielicy w pełni umknął ogon istoty, z którą cały czas przyjemnie rozmawiała. Nawet na to zareagowała rozbawieniem, gdyż ile czasu nie mijało, Faith uczyła się czegoś nowego na temat Theodora. Naprawdę, jak na całkiem losowe spotkanie, które zaczęło się niefortunną ucieczką jej celu, to nie żałowała ani chwili, dziękując pani Los, że uraczyła ją tak niecodzienną okazją. Równie dobrze mogła dzisiaj zginąć z rąk potworów, o których najśmielszy by nie śnił, a w zamian za to - ot, urocze spotkanie, przy którym naje się smacznych rybek. Fortuna dzisiaj musiała mieć dobry dzień.
- Twoje życie musi być naprawdę przykre i wypełnione samotnością, jeżeli tak słabo wierzysz w dobre jutro. - anielica pokręciła głową z dezaprobatą, po czym podeszła i delikatnie pogładziła Amepa po ramieniu, a przynajmniej po ręce, zważając na to, jak wysoki był jej towarzysz, jakby w geście pocieszenia. Przykro jej się robiło na myśl, że tak łagodna i dobra istota musiała cierpieć tylko dlatego, ponieważ klątwa zmieniła go w takie, a nie inne stworzenie.
Doprawdy, mimo iż wciąż wierzyła w Stwórcę, tak nie rozumiała, dlaczego zdecydował się w ten sposób pokarać ludzkość.
Anielica podrapała się po głowie, wysłuchując powodu, dla którego Amep utwierdzał ją w przekonaniu, że nie musi mu w żaden sposób się odpłacać, aczkolwiek po jej wyrazie twarzy widać było, że nie jest do końca przekonana w słuszność. Nawet, jeżeli kazał jej nie marudzić - a dobrze wiemy, że na jedzenie i dary narzekać nie można - tak wciąż nie czuła się najlepiej z tym faktem, że tak po prostu... Weźmie to od Desperaty. Anielica pokręciła głową bardziej do siebie, po czym raz spojrzała na dar wymordowanego, a raz na niego samego, jakby próbowała rozwiązać najcięższą zagadkę, jaka jej przyszła do rozwikłania.
- Wygląda na to, że nie mam wyboru. - mruknęła - Aczkolwiek wolałabym uznać,
że w jakimś stopniu coś ci wiszę. Ile mamy dokładnie tych ryb...

Chciała wiedzieć, ile dokładnie ich dostanie, bo miała całkiem duże grono Smoczych dzieciątek do wykarmienia. Zgodnie ze wskazówkami Amepa, Faith przystąpiła do odcinania końcówek ryb własnym nożem. Po zakończeniu swojej pracy, zaaranżowała inaczej wnętrze swojej torby, układając ryby pomiędzy dwoma kawałkami materiału. Powinna go użyć do szycia, ale poradzi sobie z czymś innym. Torba była teraz sporo cięższa, ale pakunek był wart wysokiej ceny, zważając na fakt, iż pożywienie było drogą walutą.
- Dziękuję ślicznie za twój cenny dar, Amepie. - anielica pochyliła głowę w geście podziękowania - Oby Fortuna sprzyjała ci jak najdłużej.
Zostało już tylko to, co sami mogli zjeść.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Dla niego nie ma coś takiego, jak "niejadalne". Jest tylko "niesmaczne". Tak, gdyby sytuacja tego wymagała, mógłby też jeść odchody, ale już nie przesadzajmy. Nawet suchy piach będzie smaczniejszy.
Z początku nie zrozumiał nawet, skąd to nagłe rozbawienie, co spowodowało tylko kolejny ruch ogona i następny tuman kurzu. Oczywiście, nie zdawał sobie sprawy z tego, że to właśnie ruchy ogona powodują takowe rozbawienie. Ostatecznie jednak nie spytał, zostawiając to bez reakcji. Jeśli to coś wartego uwagi ich obojga, to z pewnością się podzieli tym z towarzyszem, prawda?
- Takie jest, ale żyję już zbyt długo, by chcieć się tego życia pozbyć. Stąd też, nie marudzę. Jestem pogodzony z rzeczywistością. - Żadnego śmieszkowatego tonu, żadnego uśmiechu. Spokojny i oznajmujący ton, jakim podzielił się z anielicą teraz, w ramach odpowiedzi na jej słowa, do których specjalnie użyła tutejszego języka. Jest pogodzony z tą sytuacją, i nieważne co mu by mogła teraz powiedzieć, nic to nie zmieni. Jest spuchniętą abominacją czegoś, co kiedyś było człowiekiem. Monstrum, jakie nie powinno wychodzić na ląd i siedzieć w głębinach oceanu. Stąd też, nie narzuca się, i żyje w swoim stateczku na brzegu oceanu. Tam, gdzie są pozostałe potwory do których jest podobny.
Powód był oczywisty dla kogoś, kto kiedykolwiek miał okazje przeprowadzać jakiekolwiek transakcje. Kupujący zawsze chce kupić jak najwięcej jak najtaniej, a sprzedający zawsze chce sprzedać możliwie najwięcej po najwyższej cenie. Oczywiście, w każdej sytuacji występują niuanse, które w jakiś sposób jednak wyrównują te strefy. Promocje + ilość klientów i tak dalej. W tym wypadku jednak, to nie była transakcja. Amep nie chciał niczego w zamian. Miał zwyczajnie nadwyżkę żywności z jaką nie miał co zrobić, bo w desperacji nie znaleźli się chętni na wymianę, a żal mu było to zjadać samemu. Gdy więc ostatecznie anielica się zgodziła, odetchnął z ulgą.
- Mogłaś tego nie przyjmować, ale cieszę się że to zrobiłaś. Ostatecznie... - Obrócił się by zerknąć ku stosikowi, a także ku kuchni polowej i rybce, jaką dał Faith. - Tam leżą dwie rybki, do tego ta mała którą wzięłaś wcześniej, a z tych, odciętych kawałków powinnaś uzbierać mniej więcej raz i jeszcze pół tego, co zjesz teraz. - Wyliczył łącznie bilans tego, co może Faith ze sobą zabrać. Ryby były spore, i nawet ogony i głowę można było zjeść, jeśli byłaby potrzeba i głód by dopisywał. W tym wypadku tylko nie jedli ich, bo najszybciej się w tych lokacjach ryba psuje, i smażony móżdżek oraz oczka byłyby niesmaczne. Plus, krew by wybulgotała z nich, a to już niesmacznie wyglądające.
- Nie przeżyłbym ponad tysiąca lat, gdybym opierał się na tym, czy fortuna mi będzie sprzyjać czy nie, Faith... Acz dziękuję. Mam nadzieję, że skorzystasz na tych rybkach. - Odpowiedział po tym, jak oporządziła się z kawałkami ryb i podziękowała mu za to wszystko. Nie kłamał - gdyby miał polegać na szczęściu, nie dożyłby do teraz.
Ale już o tym nie rozmyślajmy - pora na am-am. O ile anielica mogłaby cywilizowane odkrajać kawałki ryby i jeść ją jak w miarę ludzka istota, Amep, cóż.
Złapał za końcówkę jednego z kawałków i trochę komicznie, jak szatkownica, wsuwał pasemko mięsa do paszczy, jaka szybko "szczękała" zębami, odkrajając malutkie kawałeczki mięsa jakie wpadały mu do paszczy. Żując ją, uniósł jeden z palców do góry, robiąc nim małe kółko w powietrzu, jakby się nad czymś zastanawiał lub zwyczajnie badał smak mięsa. - Za mało soli. Szkoda że nie mam. - Skomentował po ostatecznym przełknięciu, wzruszając bezwiednie barkami i biorąc drugie pasemko. Zgodnie z umową, jego towarzyszka wcina trzecie, i nie zamierzał się doń dotykać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uśmiech anielicy zdawał się być dosyć krzywy. Rozumiała, co wymordowany mógł mieć na myśli, bo prawdopodobieństwo, że żyła o wiele dłużej, niż on. Wiedziała, jak długowieczne życie mogło być wypełnione rozpaczą i cierpieniem, a jedyne, co można było zrobić, to przyjąć to do serca i zwyczajnie przyzwyczaić się z nadzieją, że nigdy nie stracisz całkowicie chęci do życia. Dobrze o tym wiedziała, niemniej jednak... Chciała dawać innym nieco wiary i nadziei w lepsze jutro. Dla niej samej nie było ratunku, stąd próbowała przynajmniej w jakimś stopniu ocalić innych. Nie było to proste, ale czasem się udawało. Amep był przypadkiem o tyle cięższym, że nie wyglądał zbyt przyjaźnie i łatwo było uznać go za wroga. Gdyby zacząć delikatnie, zapewnić jego profesji pewnych kupców, znaleźć chociażby pojedyncze osoby, które by go lubiły...
Spróbuj, a może zdołasz coś zdziałać, Wiaro.
- Pożywienie jest bardzo cennym darem na Desperacji, nie mogę pozwolić, aby się zmarnowało. - odpowiedziała szczerze, przyglądając się rybom - Jak zresztą mówiłam, moje urocze dzieci wcale tym nie pogardzą.
Anielica powoli zliczyła wszystko, co podyktował jej Amep, więc spokojnie miałaby zapas na dłuższy czas, zważając na jej słabą potrzebę jedzenia. No i, rzecz jasna, mogła się spokojnie podzielić z innymi najemnikami lub Desperatami, gdyby tamci również tego potrzebowali. Stąd tym bardziej nie mogła narzekać.
Coś jednak zaczynało się odzywać głośniej w jej głowie, żądając zastanowienia się nad sytuacją. Wyglądało na to, że Theodore naprawdę nie musiał się martwić o zapas ryb, a zaraz potem dorzucił, że brakuje mu soli, która mogła się przydać. Anielica zaczęła wszystko powoli przetwarzać we własnej głowie, powoli zajadając się posiłkiem przygotowanym przez jej uroczego kucharza. Myśl, jak to wykorzystać, przyszła zaskakująco szybko, dzięki czemu Drug-on mogłoby na jakiś czas zapewnić sobie pewien prowiant.
- Theodore. - zaczęła spokojnie, przymykając na chwilę oczy, po czym otworzyła je, wyglądając jakby zamiast opiekuńczej matki, Faith zmieniła się w spokojnego, acz gotowego do walki przedstawiciela handlowego - Myślę, iż przyprawy nie byłyby niczym trudnym do zdobycia... Jeżeli mielibyśmy coś w zamian. Jak na przykład ryby, w końcu zajmujesz się ich połowem. Wszystko zależy od twojej decyzji, aczkolwiek sądzę, że Smoki nie miałyby problemu w zdobyciu tego, jeżeli zaoferowałbyś nam nieco swojego towaru. Możemy sporządzić kontrakt.
Przyprawy za pożywienie. Prosty kontrakt, proste zadanie, pewien prowiant, obydwie strony miałyby z tego korzyści. Prawie jak wymiana handlowa. Uważała, że Smoki przyjęłyby to bez problemu.
W dodatku nawet bez przypraw, ryba bardzo jej smakowała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie mógł wiedzieć o tym że osoba przed nim jest prawdopodobnie od niego starsza. Być może gdyby byli w wodzie i byłby w stanie wyczuć jej zapach tam, lecz nawet i to było mało prawdopodobne. Póki nie zacznie rzucać kulami ognia lub robić inne, magiczne bzdety, raczej nie posądzi ją o nic innego jak o osóbkę o dobrym serduszku. Za dobrym na Desperacje. Szkoda że wygląda jak monstrum z kartki czterolatka, może nawet byłby skłonny ją bliżej poznać, zaznajomić się.
Ale tak, na miłych rozmowach i kontakcie chyba musi wystarczyć. Ech. Jak z każdym.
- Nie wyglądasz na matkę, szczerze mówiąc. - Stwierdził, lustrując ją spojrzeniem od góry do dołu. Nie było to wcale wypowiedziane w tonie negatywności, nie. Poprostu... Nie wyglądała jak ktoś, kto miał dzieci. Zwyczajnie. Może to tylko w przenośni, może to znaczyło coś innego.
Może zaraz się okaże że spod ciuchów wyjdą jej macki rodem z horrorów Lovercrafta, bo całe jej wnętrze jest tak naprawdę inkubatorem potworów prosto z trzewi Cthullu.
Nah, raczej nie.
- Mmm? - Zamruczał pytająco, żując odgryziony kawałek ryby z kolejnego plastra. Nie chciał mówić z pełnymi ustami, ma jakąś kulturę. No i intensywność żucia pewnie spowodowałaby kanonadę resztek lecącą w różnych kierunkach, zmieszaną ze śliną i tym podobnymi specyfikami w jego paszczy. Lepiej więc nie. Serio. Nie.
Uhuh, robi się poważnie. Mina jego towarzyszki nie wyglądała już tak przyjaźnie, nabrała większej zaciętości, większego wyrazu. Ciekawe więc o co może chodzić, mmm?
Jej słowa były całkiem interesujące. Więc proponuje mu kontrakt, na rzecz jakiego w zamian za ryby dostawałby przyprawy. Hmmm. To nie brzmi jak kiepski układ, ale można by było z tego wyciągnąć coś więcej. Ryba odłożyła swój kawałek mięsa z powrotem na prymitywny stół, splatając dłonie tak, by dwa palce, oparte o siebie nawzajem podpierały jego dolną wargę. Lekko przymknął oczy, również nadając sobie tego wyrazu zaciętości i handlarskiej otoczki. Prawie jakby mieli się układać o narkotyki czy coś.
- Nie mówiłaś że jesteś członkiem Drug-On, ale... To całkiem interesująca oferta, Faith. Byłbym w stanie na nią przystać, lecz... Chciałbym was w takowej poprosić o jeszcze jeden warunek, nim ją zaakceptuje. Potrzebuje artykułów kuchennych. Chochl, sztućców, noży, garnków i mis. Jeśli bylibyście w stanie mi dostarczyć je, mógłbym nawet wam już przygotowywać oprawione i gotowe do spożycia posiłki, które mógłbym konserwować by wytrzymały podróż, a także i pewien czas. Oszczędziłoby to wam czasu przygotowania, a także i problemów gastrycznych jeśli nie macie zbyt dobrego kucharza. - Parsknął śmiechem, wyobrażając sobie jak najemnicy w trakcie walki nagle są popędzani do "naturalnych czynności" bo ich kucharz źle przygotował rybę. - Lub też mogę i bez tego, dawać wam surowe, świeżo złowione ryby. - Z uśmiechem wysuną swoją prawą dłoń ku kobiecie, rozwartą, w geście zapieczętowania umowy. - Czy taka oferta was satysfakcjonuje?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Beatrice pokręciła głową, słysząc odpowiedź wymordowanego. Chyba już dawno założyli, że nie powinno się oceniać osoby po wyglądzie... Choć przy niej można było myśleć o wielu rzeczach. Była bardziej samozwańczą matką i zwyczajnie miała serduszko, które dawała innym Smokom, gdy tylko tego potrzebowali - co było dosyć ryzykowne zważając na to, iż najemnicy nie byli świętymi - z nadzieją, że przyjmą jej chęci i będą jakoś żyć dalej.  Zwyczajnie też miała tendencję do określania wszystkich dziećmi... Mało kto tak naprawdę był starszy od niej. Nie chwaliła się jednak, nie uważała tego za coś, czym trzeba się chwalić. Teoretycznie można było rzec, że narodziła się po katastrofach, wtedy przyjęła bardziej ludzką i żywą formę.
No cóż, w każdym razie, Amep mógł wierzyć w co tylko chciał. Dla niego mogła być nawet ludzką formą niebieskiego słonia, to również byłoby całkiem ciekawe.
Spodobało jej się to, że Amep również przyjął zupełne inne podejście w chwili, gdy anielica zaproponowała mu współpracę. Zaskoczyło ją to, że od razu zaufał jej słowom, ale większość raczej wychodziła z założenia, że za podszywanie się pod Drug-on mogło być biletem w jedną stronę. Widać jednak było, że chciał mieć z tego o wiele więcej, stąd sam zaproponował nieco inną wersję. Anielica przyłożyła dłoń do ust w geście zastanowienia. Na dobrą sprawę to jej kontrakt nie został dobrze zrozumiany, ponieważ decyzja w sprawie pełnej wymiany handlowej nie jest czymś, co może ot tak zawiązać, powinna chociażby skontaktować się z Pradawnym bądź Wiecznym, aby mieć pewność, że wszystko będzie działać sprawnie - niemniej jednak nie mogła tego przyznać, byłoby to mocno nieprofesjonalne. Stąd potrzebowała chwili, aby nieco zmienić własne słowa i mieć pewność, że wszystko będzie tak, jak być powinno, bez żadnych błędów.
Odpowiedź była prosta.
- Pozwól, iż nieco bardziej naświetlę obecną sytuację. - kiwnęła głową, ponownie spoglądając na Amepa - Na tę chwilę byłoby to jednorazowe zlecenie. Chcemy mieć pewność, że możemy ci zaufać i wszystko będzie przebiegać zgodnie z założeniami, na które obydwie strony się zgodzą. Do tego jednak będziemy też potrzebować naszych liderów, którzy przypieczętują pełną wymianę handlową. Osobiście mogę dopilnować, aby do tego doszło. - uśmiechnęła się, dalej ciągnąc wypowiedź po japońsku - W dodatku ty również będziesz mieć rozeznanie, jakby to wszystko przebiegało. Jeżeli będą jakieś uwagi, będziemy negocjować. Zlecenie jest o tyle proste, że nikt nie będzie zadawać pytań, zostanie ono zwyczajnie spełnione.
Pożywienie, jak wspominała wcześniej, było na wagę złota - szczególnie dla tak dużej grupy, a Faith nie miała nic przeciwko, aby oddać większość Smokom.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Cóż, ja było wspomniane już - Amep nie był w stanie stwierdzić, czy faktycznie Faith bądź nie jest matką, tylko zdawała wrażenie nie bycia "typową" przedstawicielką takowych kobiet. Dla jego wiedzy faktycznie może być inkubatorem Cthullu i to też może działać, a on nie powinien mieć nic do powiedzenia, biorąc pod uwagę że sam wygląda jak coś wyjęte z Lovecraftowej fantastyki.
Wracając jednak do ich targów, ryba okazała się zbyt pośpieszna z jego zamiarami i to jeszcze nie miał być zapewniony pełen "szlak" handlowy, a dopiero pierwsza, próbna wymiana. W miarę gdy Faith prostowała swoje słowa, Amep wycofał póki co dłoń i obie skrył za plecami, wysłuchując jej. Rozumiał co miała na myśli - jakby nie było, to że akurat teraz zarzucił jej stosik ryb nie znaczy że można w nie ufać i że wszystko się uda. Trzeba zacząć od czegoś na wstęp, prawda?
Poza tym, nie ma co marudzić. Dla niego ryby to towar zbędny, a przyprawy to coś czego okropnie potrzebuje. Nie jest mu to potrzebne do przeżycia per se, ale do "spełniania" się w hobby kulinarnym. O ile gotuje tylko dla siebie póki co, może kiedyś będzie miał okazje robić to dla kogoś innego?
Heh, kto wie, może kiedyś namówią go nawet by zamieszkał gdzieś przy parterze smoczej wieży lub siedziska innej organizacji i był ich podręcznym kucharzem. I ewentualnie boleśnie gryzącym strażnikiem.
Tylko wodzia, wodzia. Wodzia zua, ale potrzebna. Ech.
- W sumie to twoi liderzy, ja jestem sam. - Zauważył, kiwając nieznacznie głową w celu nijakiego poprawienia anielicy. Jakby nie było - on (jeszcze) szefostwa żadnego nie ma. Pewnie szybko się to nie zmieni, ale to już tylko kwestia takiego słownego przekomarzania się.
- Niemniej, to brzmi jak solidna oferta. Przynajmniej na start, w Desperacji nawet jeśli to jedzenie, mało kto chce faktycznie coś wymienić za nie. Może to i odrobinę bez serca, ale nie chcę oddawać ich za darmo. Nie dlatego że nie czuję z tego powodu nagrody, a z samego faktu że w którymś momencie nie zdołałbym wykarmić nimi każdego. - Rozłożył bezradnie ręce, by następnie pokręcić głową na boki, chlapiąc swoim pyskiem prawie jak solidny piesior. - Ale zszedłem z tematu. To brzmi jak dobra oferta, Faith. Musisz mi jednak nakreślić do kiedy ewentualnie powinienem je złowić. Nie chcę was zastać z zepsutymi rybami. Poza tym... - Wskazał na jej kawałek mięsa, samemu łapiąc z powrotem za swój. - Jedz, bo ci wystygnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie wątpiła, że Desperat nie posiadał żadnego lidera, który rządziłby tymi terenami - wszak nigdy nie słyszała o żadnej grupie rybackiej, zajmującej się na porządnie połowem ryb w tym miejscu - niemniej dobrze, że sam z własnej woli rzucił informacją na ten temat. Faith cały czas miała na myśli jej liderów, więc prawdopodobnie musiała zostać w pewien sposób źle odebrana. Czyżby jej wymowa znowu zaczynała szwankować? Używała tej formy od samego początku jej oferty, ale szansa, przy której zwyczajnie pomyliła jakieś słowa, była wysoka. Japoński zdawał się być zbyt skomplikowany na siłę. A niby teoretycznie nie miał odmian.
Tym razem rozmowa była bardziej na torach, jakie anielica wyznaczała, co ją całkiem zadowalało. Sam fakt, iż nadawali na tych samych falach i byli chętni do wykorzystania położeń obydwu stron sprawiał, że czuła się lepiej. Biznes to biznes, ale nie potrafiłaby kraść na chama, stąd współpraca Amepa była na wagę złota. Była pewna, że Drug-on będą całkiem zainteresowani wymianą handlową z wymordowanym, który nie miał wygórowanych wymagań, a oferował wiele. Skoro miały się u niego marnować, to Smoki wykorzystają i wszyscy będą zadowoleni.
- Nie mam w planach potępiać cię za to, że chcesz mieć z tego jakiś zysk. - na twarzy anielicy ponownie pojawił się uśmiech, kiedy tylko powróciła do włoskiego - Raduje mnie myśl, że obydwoje chcemy tej wymiany. Niektórzy zwyczajnie boją się wiązać na dłużej z grupami. Jeżeli jednak będziemy w stanie jakoś się wypełniać świadczonymi usługami, to będzie wspaniale. Kto wie, może kiedyś nawet zaoferujemy ci posadę Strażnika Smoczej Kuchni.
Patrząc na to, jak dumnie prezentował się Amep, Smocza Góra byłaby jeszcze bardziej bezpieczna - a kto wie, co potrafi zdziałać z jedzeniem, kiedy tylko otrzyma przyprawy? Anielica z radością sama by przetestowała pożywienie. Idealnie ta myśl zbiła się z uwagą, że zaraz jej wystygnie jedzenie.
- Ach, najmocniej przepraszam, wciągnęłam się w rozmowę. - anielica bez ociągania się dokończyła swoją porcję, tym razem skupiając się na wyliczaniu czasu, jaki powinna dać wymordowanemu - Musimy doliczyć to, że odległość między tymi terenami a samą Desperacją jest dosyć wysoka, doliczyć do tego czas, jaki Smoki będą potrzebować na zdobycie materiałów dla ciebie... - zaczęła machać palcem w powietrzu - Myślę,
że byłyby to co najmniej cztery tygodnie, jeżeli nie więcej. Zaznaczę to w kontrakcie, aby wiedzieli, ile mają czasu. I dziękuję ci bardzo za posiłek, Amepie, niechaj bogowie i Fortuna wynagrodzą ci twoje dobre serce. Pozwól, że od razu zapiszę treść, abyś mógł ewentualnie dodać swoje uwagi.

I zgodnie z tym, co powiedziała, anielica wyciągnęła kartkę i ołówek, po czym zaczęła zapisywać treść w języku włoskim - którą, rzecz jasna, przetłumaczy dopiero po swoim powrocie. Zaznaczyła, iż jest to na razie pojedyncza wymiana i Amep będzie gotowy za cztery tygodnie oraz dopisała delikatnie, iż można to zamienić na pełną ofertę handlową po konsultacji z Pradawnym/Wiecznym.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Możliwe że z lekka źle ją odebrał, ale to chyba nie problem, nie? Tłumaczył wcześniej że nie jest aż taki dobry w te inno-języczne klocki i zna wyrażenia głównie ze słowników aniżeli z właściwej nauki. I tak, jak na samouka, nieźle sobie radził z odgadywaniem tego, co Faith mówiła. Czasem gubił pomysł czy znaczenie i rozumiał to poprzez coś, co "pasowało" w danym miejscu w możliwym zamyśle. Z takimi opcjami pojmowania zaszli aż tutaj, stąd też nie może być aż tak źle, nie?
Wszystko wychodzi na dobre położenie. Amep skorzysta poprzez doskonalenie swoich talentów kulinarnych i szukanie nowych doznań smakowych, a drugsi skorzystają na dostawie świeżych, pozbawionych ewentualnych środków trujących ryb. Hmmm... Może powinien w sumie to najpierw wyjaśnić? To może być dobry pomysł, zanim ktoś się zainteresuje tym i będzie trzeba to wyjaśnić gdzieś w połowie ich znajomości i kontraktu.
Tak, to brzmi jak plan. Hmmmm.
- Gdyby to było tylko takie proste. Niestety, nie przeżyję bez wody. Mogę wytrzymać długo, ale ostatecznie muszę wrócić do wody, a zdecydowanie nie będziecie jej tyle mieli. - Stwierdził to bez żadnych, konkretnych emocji. Nie marudził, nie jęczał, ale nie był też specjalnie rozemocjonowany tymi słowami, co mogło świadczyć o fakcie że ta trudność nie jest dla niego najprzyjemniejszą cechą jego ciała. Gdyby nie ona, mógłby zamieszkać między innymi wymordowanymi, żyć w ich społeczeństwie. Nie tkwić tutaj, na bezludziu, gdzie jedyne co jest w stanie spotkać to okazjonalnych zagubionych, gonionych przez stada wygłodniałych bestii. Ech.
- W sumie, powinienem był o tym od razu powiedzieć, ale ta kwestia czasem... Odpycha innych od mojego jedzenia. Wiesz o tym, że morza i oceany są skażone i toksyczne, prawda? Woda z nich jest trująca, i tak samo ich ryby. Pamiętasz jednak jak mówiłem o tym, że moja ślina neutralizuje trucizny? Cóż... - Oparł ramiona o swój brzuch i zaczął delikatnie stukać pazurami paluchów wskazujących o siebie, jakby się tego faktu wstydził. - By inni mogli je jeść, liżę te ryby. Czasami nawet wymaczam w dziurawej misce mojej splwociny, w celu pozbycia się z nich wszelakich środków trujących. W innym wypadku prawdopodobnie właśnie byś się zwijała w agonii żołądkowej. - Przy ostatnich słowach machnięciem głowy wskazał ku podjedzonej przez jego towarzyszkę rybie. Żadna ilość smażenia czy gotowania nie byłaby w stanie wytopić z rybiego mięsa trucizny, jakiej nabrała przez życie w oceanicznych wodach. I nie, nie chodzi tu o sól morską. Oceany są faktycznie skażone przez lata mutacji ryb wewnątrz ich, a także wszystkie katastrofy ekologiczne. I setki trupów. I wraki okrętów. I ogólnie wszystko to, co sprawiło że woda morska to dobry sposób na to, by kogoś zabić.
Z lekką ciekawością oczekiwał ewentualnej reakcji na te słowa, uznając że zajmie się swoim kawałkiem. Jego ślina nic mu nie zrobi, ale ciężko powiedzieć jak inni mogą reagować na jedzenie czegoś, co wcześniej było zlizane przez niego. Dobre intencje, dobre wykonanie, kreatywność, ale to wciąż pewien akt... Taboo praktycznie.
- Czy chcesz byśmy się spotkali tutaj? Moje "mieszkanie" znajduje się nad brzegiem oceanu, a wyprawa tam mogłaby być dla was niebezpieczna. - To jest jedna z ważniejszych kwestii. Czy ten krąg/kuchnia jaką tu zrobili ma być teraz ich punktem handlowym? Czy może naznaczą inną, bardziej pasującą obu stronom lokalizacje? Rybiak nie miał w tej chwili pomysłu na żadną, ale może coś wpadnie do głowy Faith?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Aż szkoda, że w głębszych częściach Smoczej Góry nie było zbyt wiele wody. Anielica pamiętała tylko jedną grotę, którą wykorzystywano jako łaźnię i raczej by go tam nie wrzucili, a innych miejsc, w których wymordowany mógł żyć, za bardzo nie pamiętała. Cóż, przynajmniej mogła sobie coś takiego wyobrażać, za to nikt nie musiał płacić ani kombinować.
Skupiła się bardziej na tym, jak przypomniał, że przecież oceany i wody były strasznie skażone i biada tym, co jedliby i pili bez uprzedniego przygotowania pożywienia na porządnie. Faith zastanowiła się, w jaki sposób mógł odkażać trujące ryby i to, co jej się przypomniało, idealnie zbiło się w czasie z wypowiedzią Amepa na temat lizania ryb. Anielica spojrzała na resztkę ryby, jaką wciąż miała w rękach i przekręciła nieco głowę, jakby czego nie rozumiała.
- I co dalej? - zapytała niczym zaciekawione dziecko - Gdybyś mi o tym nie powiedział, to nie pomyślałabym, że je liżesz. Nie czuję nawet zbyt dużej różnicy w smaku, będąc w pełni szczerą... Poza tym,
czy Desperacja jest aż tak bogata w pożywienie, żeby na to narzekać? Pozwalasz jeść innym to, czego sami nie byliby w stanie wykorzystać. To powinno być najważniejsze.

Czego niektórzy wymordowali nie jedli, żeby tylko przeżyć! Była pewna, że nie będą narzekać na to, że ryba nieco naśliniła na inne ryby. Dopisała na kartce "współpraca ze zleceniodawcą ważna ze względu na posiadane możliwości odtruwania złowionych ryb", aby informacja nigdzie nie umknęła, musieli być tego świadomi. A w jaki sposób to robił - zostawi dla tych, który będą na tyle ciekawi, aby spytać anielicy, skąd to wie. Sama będzie ciekawa ich reakcji, pewnie znajdą się jakieś delikatniejsze jednostki...
Kolejną sprawą do obmyślenia było miejsce. Zaśmiała się - choć nie planowała tego, wyrwało się - kiedy powiedział, że dojście do jego miejsca zamieszkania jest niebezpieczne. Mówił to do kontraktora Smoków, którzy znani byli z robienia rzeczy teoretycznie niemożliwych... Ale miło było, że się w jakimś stopniu martwił. Anielica rozejrzała się, jakby próbując ocenić miejsce, w którym teraz byli.
- Uważam, że to miejsce jest wystarczająco charakterystyczne, że ciężko je ominąć. - rzuciła radośnie, wskazując na prowizoryczną kuchnię - Szczególnie z tym. Jak dla mnie jest dobre, choć martwią mnie te katakumby. Ale myślę, że ciężko by było ciebie zaatakować. Tak czy siak, myślę, że to wszystko, czego będziemy potrzebować. Spisałam zadanie. Za 4 tygodnie w tym miejscu powinni pojawić się najemnicy. Jeżeli coś się zmieni, również przybędą i przekażą ewentualne informacje, w najgorszym wypadku sama będę z nimi. Uważam jednak, że podejmujesz dobrą decyzję. Do następnego spotkania, Theodore!
I w ten sposób poszli w swoje dwie strony, zadowoleni z nowych kontaktów.

[z/t x2]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach