Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

- Ziemniak. - powtórzyła za nim, nieco rozbawiona. Na tego pluszaka prawie każdy reagował co najmniej zdziwieniem, niezależnie od tego, czy potem uważał jej towarzysza za uroczego, czy słabego ze względu na fakt, że nie jest jedzeniem, a zmutowanym pluszakiem. Maskotki Faith w większości przypadków nie miały większego sensu jako urocze zwierzęta, co samo w sobie musiało wyglądać zabawnie, zważając na charakter anielicy. Uprzejma mamusia która szyje sweterki tworzy również zmutowane maskotki... Była nawet wysoka szansa, że po spotkaniu z Amepem skusiłaby się na wykonanie pluszaka podobnego do niego. Nie byłaby aż tak duża jak jej przemiły towarzysz, aczkolwiek wyglądałoby to zabawnie. Czasem trzeba się przejść, aby zyskać nieco weny.
Nawet jeżeli to po drodze może pozbawić życia.
Kiedy Amep nachylił się nad nią i Ziemniakiem, Beatrice bez większego namysłu uchyliła się delikatnie do tyłu, zostawiając Ziemniaka w tej samej pozycji w której był. Nie lubiła, gdy inni zbliżali się zbyt blisko, jeżeli sama do nich nie podchodziła. Jej urocze Smoki, którym chciała wcisnąć ubrania to jedno, ale nieznana jej przerośnięta ryba była zupełnie innym przypadkiem. Wykorzystała jednak okazję, aby podziwiać imponującą paszczę potwora. Spokojnie by tam mogła się zmieścić... I nie, nie kusiło jej, aby to sprawdzać. Możliwe, że byłoby tam zaskakująco bezpiecznie, gdyby się odpowiednio zwinęła w kłębek i nie nadziała na zęby. Ani nie dała się połknąć.
Ale tego też nie planowała testować.
- Imponujące wnętrze, drogi panie. Szczególnie uzębienie. - przyznała szczerze z delikatnym uśmiechem na ustach, kiedy przyglądała się zębom Amepa. Zauważyła niewielkie różnice między wyglądem niektórych ząbków, aczkolwiek nie pytała, jaki był tego powód. Zapisała sobie tylko w głowie, że jeżeli kiedykolwiek znajdzie złe dziecię, dla którego nie ma ratunku, to pan Theodore mógłby się nim zaopiekować. Kto wie, może by się zgodził.
Anielica przyłożyła dłoń do swojej twarzy w geście zamyślenia. Wizja stworzenia przekopującego się przez ziemię w celach znalezienia katakumb zaginionej grupy - jeżeli nie kultu, bo tak naprawdę nie wiedziała niczego na temat Wyznawców Słońca poza faktem, że istnieli - wydawała się bardzo interesująca i pouczająca, chociażby ze względu na fakt, że dowiedziałaby się, w jaki sposób Amep by to zrobił. Zagadką dla niej było jakim cudem wykonał tak duży tunel, bo nie do końca wierzyła, że zrobił wyłącznie za sprawą swojego wzrostu i wagi. Był pod tym względem naprawdę do przodu, aczkolwiek musiały się też trafiać jakieś wyżyny lub pagórki. A i sam skok nie wystarczyłby mu do wbicia się aż tak głęboko w ziemię.
Jednak sama myśl o tym, co mógł zrobić, zmazała z jej twarzy uśmiech. Dopiero po chwili przypomniała sobie jego propozycję i pokręciła energicznie głową sugerując, że to jest zły pomysł.
Idea, w jaki sposób radził sobie z otoczeniem, wpadła niezapowiedzianie, kiedy ni stąd, ni zowąd zaopiekował się drewnem. Serce anielicy nieco zabolało, bo z tego drewna mogłaby zrobić coś dobrego dla Smoków... Przynajmniej by nieco zaniosła. Zrozumiała tylko po części wytłumaczenie Amepa, przynajmniej nie próbował jej zjeść dla zaspokojenia głodu. Możliwe, że serio nie pogardzał jedzeniem irytujących ludzi.
Kiwnęła tylko głową i wystawiła kciuk do góry, jako że jej myśli dalej były nieco pokręcone.
Ryb nie musieli nawet zbyt długo szukać - po kilku minutach jej oczom rzuciła się jedna ryba, która leżała na ziemi.
- Rzeczywiście, jest całkiem spora... - anielica przyjrzała się rybie i złapała ją, po czym podała ją Amepowi - Wrzucamy je gdzieś, czy wolisz, aby od razu podawać ci je jako pożywienie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Ziemniak. - Powtórzył, ciągnąc głuchy telefon. Nie miał w sumie problemu z tym, że to pluszak. Tylko nazwa go trochę zwiodła, i tyle nuuu. Sam pluszak wyglądał nawet ciekawie, nie był typowym miśkiem czy innym, pluszowym stworzeniem. Może nawet by poprosił ją o zdobycie mu takiego kiedyś? Odpłaciłby się z pewnością. A przynajmniej coś by wymyślił w ramach takowego odwdzięczenia się.
Nie zniechęciło go w jego geście to, że Faith się odsunęła. Rozumiał że kobietą kieruje najbardziej podstawowy instynkt bezpieczeństwa i, zwyczajnie, nie chciała mieć okazji do skończenia w jego przewodzie pokarmowym, bardziej lub mniej w kawałkach. To jednak nie sprawiło że nie "postraszył" jej troszkę w ten sposób. Nie było to w złej mierze, serio, tylko taki, z lekka dokuczliwy żarcik. Rzadko ma okazję rozmawiać z ludźmi, czasem zapomina gdzie są granice, prywatność i tak dalej. Coś tam jeszcze pamięta, ale nie wszystko.
- A dziękuję, lecz posiadanie takowego ma również i swoje wady. Co kilka dni moje zęby wypadają i są zastępowane świeżo wyrośniętymi, prawie jakbym był małym dzieckiem i ząbkował. Przywykłem, acz nie jest to specjalnie przyjemne. - Wzruszył bezwiednie barkami. O dziwo, można się przyzwyczaić do chronicznie wypadających zębów i wyrastania w ich miejsce nowych. Prędzej czy później, do wszystkiego da się przywyc. Prawdopodobnie to różnice, jakie kobieta ujrzała - niektóre zęby są już powoli wysuwane z korzeni w celu wypadnięcia i zostania zastąpionymi przez kolejne, a inne jeszcze dopiero wyrastają w ich miejsce. Ot, taki mały system wewnątrz jego paszczy.
Nie ciągnął tematu, biorąc pod uwagę że kobieta najwidoczniej nie była zainteresowana robotami wykopkowymi. Sam też nie miał chęci jedzenia takiej ilości piachu, więc z ulgą przyjął świadomość że tego robić nie musi. Weee!
Grunt że nie musi, na razie, tłumaczyć całego swojego systemu trawiennego jej i dlaczego mógł tak poprostu zeżreć drzewo i nic mu nie będzie. Dobrze czasem mieć sekreciki, nie?
- Ta? - Wydał z siebie krótki, rozbawiony śmiech, po czym machnął ręką, kontynuując przemarsz. - Zatrzymaj ją. To była tylko mała płotka w porównaniu do tamtych. A co z nimi... Hmmm... Jesteś w stanie rozpalić ogień? - Spytał, zerkając w dół, ku jego towarzyszce na moment. Jeśli będzie w stanie rozpalić ogień, to korzystając z tych wszystkich kamyczków tam można by zrobić prowizoryczną kuchnię i pobawić się nieco w gotowanie. Widział już po drodze kilka ziół, jakie można użyć w charakterze przypraw, więc tym chętniej będzie mu je zrobić.
A noże? Faith miała jeden, ale nie zamierzał od niej ich zabierać. Ma inne sposoby.
Koniec końców dotarli do dość sporej kupki z lekka mieniących się łusek. Na pierwszy rzut oka, każda z tych ryb była długości rozpiętości ramion kobiety gdyby je rozłożyła na boki, i miały pasującą do tej długości ilość sadełka. Oddał "mniejszą" rybkę kobiecie, po czym pozbierał pozostałe jako tako do jednej kupki i objął je wszystkie za ogony, przerzucając przez bark. Będzie ich z pięć.
- Okey. Chodź, wracamy. - Zaproponował, odwracając się i ruszając z powrotem do ruin.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Przystojny Ziemniak. - Beatrice kontynuowała ich niewinną zabawę, dodając coś od siebie w nieco obniżonej tonacji, jakby od razu miała brzmieć nieco bardziej poważnie. Ale hej, czyż on nie był piękny i wspaniały? Te węgielki zamiast oczu, te ostre ząbki, te nóżki niczym T-Rexowe łapki! Cudo technologii, na którą składała się igła, nici, nieco waty i materiałów! Dobra, to prawda, że jak szyła, to improwizowała i prawdopodobnie pozwoliła sobie na zbyt mocne upojenie alkoholowe z niektórymi Smokami, ale to wciąż nie zmieniało faktu, że był uroczy! Hej, nikt aniołów nie pali na stosie za robienie rzeczy, o których kiedyś im się nie śniło, serio.
Och, więc jednak był to przypadek tracenia i wyrastania zębów na nowo... Najemniczkę ucieszył fakt, że nie musiała dosadnie pytać, skąd się brały takie zmiany w uzębieniu Amepa. Zawsze posiadła jakąś wiedzę bez zadawania męczących pytań - choć wiedza na ten temat nie zaliczała się do specjalnie pomocnych w razie ewentualnej sprzeczki w przyszłości. Może tyle, że nigdy nie spotka go bez nich... Z pewnością wyglądałby śmiesznie. Wizja dużego, groźnego potwora, który nagle próbuje cię zjeść, a nagle zauważasz, że zabrakło mu uzębienia rozbawiła anielicę na tyle, że zaczęła się śmiać. W żaden sposób nie był to wredny śmiech, ot, szczery, z całego serca. Po chwili Beatrice uspokoiła się nieco i otarła łezkę, jaka zaczęła się kręcić w jej oku, po czym znowu spojrzała na Theodora.
- Scusa, amico. - anielica pomachała dłonią, wciąż starając się w pełni ogarnąć - Ale to zabrzmiało całkiem uroczo... Dosłownie jak ząbkowanie u dzieci. Pani wróżka musi cię w takim razie sowicie wynagradzać za taką ilość zębów.
I teraz nagle ponad trzymetrowa krzyżówka człowieka z rekinem wyglądała tak uroczo i niewinnie. Aż kusiło, żeby podkraść jeden z tych ząbków na pamiątkę.
Zdziwiła się nieco, kiedy jej towarzysz zaproponował jej zatrzymanie ryby. Jasne, w pewnym procencie po cichu wierzyła, że udałoby się zdobyć coś dla swoich towarzyszy, ale przyszło do tego bardzo szybko, w dodatku nie chciał niczego w zamian. Faith zamrugała kilka razy, przyglądając się rybie, która dumnie spoczywała w jej rękach jakby planowała ją podać z gracją królowi morza, ale po chwili kiwnęła głową. W porównaniu do reszty, jaką zdołali znaleźć, była stosunkowo mała, ale wciąż zdatna do spożycia.
- Molte grazie, Theodore. - anielica pochyliła delikatnie głowę w geście podziękowania, po czym przyjrzała się całej stercie ryb. - Hmm... Nie posiadam przy sobie niczego, co byłoby w stanie rozpalić ogień bez większych problemów. Musielibyśmy improwizować z krzesiwem i patykami z nadzieją, że nam się uda.
W takich chwilach żałowała, że nie nosiła przy sobie żadnych zapałek, byłoby o wiele łatwiej... Dlatego zaczęła się rozglądać wierząc, że coś wpadnie jej w oko, idąc powoli za Amepem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Apetyczny Ziemniak. - Odbił, wystosowywując w najbardziej przekonywujący sposób jaki był dla niego możliwy, gest powolnego oblizania warg jęzorem. Jako że paszczę miał długą, to zajęło mu to skromny moment, ale tym bardziej dać to powinno zamierzony przez niego uśmiech. Oczywiście - on nie stara się jej przestraszyć po to, by się go faktycznie bała, czy coś. Lubi czasem postraszyć innych swoją aparycją, pobudzając w nich podstawowy strach wobec ogromnych, nieludzkich istot. Wszystko potem by się rozwiązało w żartach i śmiechach, ale niektórzy nie mają poczucia humoru takiego jak ryba. Szkoda.
Z początku uciekło mu, dlaczego anielica się śmieje, więc ściągnął brwi, przyglądając się jej. Rozumiał po tonacji że nie jest to śmiech by z niego szydzić czy żartować, ale jednak trochę czuł się zmieszany nagłą stratą tematu. Dopiero wyjaśnienie (choć nie zrozumiał słów zanim je zaczęła mówić) dało mu obraz, o co chodzi. No tak. Pociągnął szeroki uśmiech na swojej twarzy, rozumiejąc już skąd ten śmiech.
- Zbankrutowała by z taką częstotliwością. Jak będziesz grzeczna, to dam ci jeden na pamiątkę. W ostateczności można tego użyć jako całkiem ostrego noża. - Stwierdził, by następnie uchylić swoją paszczę i dotknąć palcem końca jednego z zębów. Wciąż ostre jak cholera, zdolne do przegryzienia kamienia czy drewna bez większych problemów. Oczywiście, jest w tym częściowa zasługa imponujących rozmiarów szczęki, ale sporo też robią właśnie zęby. Nie sprawdzał niczego konkretnego, ot, chciał się upewnić sam sobie że mówi prawdę o ich ostrości.
I znowu nie zrozumiał, o co chodzi, ale nie dopytywał. Odgadł, że to forma podziękowania, biorąc pod uwagę sytuacje i gest kobiety w jego stronę. Nie odpowiedział jednak w żaden sposób na nie, poza lekkim pokręceniem głową na boki. Nie miała mu za co dziękować.
Za to fakt że nie miała żadnego sposobu na rozpalenie ognia go zmartwił. Uch, szkoda, mógłby upiec jedną lub dwie i by razem zjedli je nieco smaczniej, niż surowe. Jedzenie zawsze je się lepiej gdy ma się okazje dzielić ten posiłek. Oczywiście, lepiej też smakuje przygotowany przez kogoś, ale tu już nie wymagał od nikogo by mu gotował. Ciężko by było w sumie.
- A ten twój koleżka, jaki dał drapaka? Nie upuścił może czegoś, co by pomogło rozpalić ogień? Rzadko mam okazję przygotować jedzenie innym, a nie wyglądasz na osobę która ma jedzenia w nadmiarze. - Krótki śmieszek puszczony pomiędzy słowami, i kontynuacja, gdy zaczynali docierać z powrotem do ruin. - Sam pewnie zjem te ryby, ale... I tak wyłowię ich tyle samo z Oceanu. Nie mam co z nimi robić, więc zachodzę do Desperacji i wymieniam się za to i owo. Niestety, zjadłem garnek po drodze jaki dostałem za rybę. Inni nie chcieli się ze mną targować. - Westchną cicho, zostawiając rybki w małej kupce gdzieś na uboczu i przyglądając się ułożeniu skał. - A mogła być taka dobra zupa. - Sob.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Grrraaah! - anielica ponownie zasłoniła swoją twarz pluszakiem, po czym wydawała z siebie niezbyt przekonujący, acz zabawnie brzmiący ryk, który miał wskazywać na oburzenie małego Ziemniaka faktem, iż Amep bawił się w groźby zjedzenia go. Z drugiej strony - przynajmniej ktoś sądzi, że jest smaczny! Niemniej jednak zarówno posiadaczka pluszaka, jak i sam wspomniany Ziemniak preferowaliby, żeby jednak nie zostawał niczyim obiadem - szczególnie tego stworzenia, bo wcale by się nim nie najadł. Trzeba było jednak przyznać, że wyglądał, jakby zaraz naprawdę miał rozchylić paszczę na dłużej, uprzednio ładnie prosząc, aby przygotować się do poświęcenia maskotki na pożarcie w celach bycia dobrym człowiekiem.
Szczęśliwie wyglądało to na kontynuację zabawy w tym samym stylu, jak Beatrice - nagle i z uśmiechem, bez żadnych złych pomysłów. Urocze.
Anielica zasłoniła swoje usta dłonią i zachichotała, wyobrażając sobie taką wróżkę zębuszkę, która na samą myśl, że znowu musi lecieć do Amepa zaczyna płakać, wyrywać sobie włosy i liczyć długi, jakie zdołała już zebrać dzięki niemu. Wyglądało to przekomicznie i chciałaby to zobaczyć na żywo. Z myśli wyrwała ją jednak wypowiedź stwora gdy oświadczył, że zastanowi się nad podarowaniem anielicy jednego ze swoich zębów. Jej reakcja była wręcz natychmiastowa - jej oczy zaczęły delikatnie błyszczeć, a palce zacisnęły się mocniej na rybie. To tak, jakby miała otrzymać ich dowód przyjaźni, a sama nie miała okazji podarować czegoś tej przeuroczej rybce... Nie posiadała ubrań o tak dużych rozmiarach, zresztą Amep prawdopodobnie nawet by ich nie potrzebował. Musiała coś wymyślić.
- Mój... Koleżka? - powtórzyła za nim powoli, delikatnie przekrzywiając głowę - Ach, masz na myśli tamto zagubione dziecię? Nie, nie znamy się. Ale może coś nam zostawił, zaraz spojrzę...
I zrobiła to. Anielica powoli spróbowała przypomnieć sobie ich drogę ucieczki i ewentualną trasę, jaką przybiegł do niej i po kilku minutach zauważyła na ziemi leżącą paczuszkę z zapalniczkami. Faith podniosła ją i szybko zbadała jej zawartość - i na szczęście okazało się, że było tam wystarczająco dużo zapałek, aby spróbować zapalić ogień. Po zebraniu resztek z drzew i innych łatwopalnych rzeczy, anielica spróbowała wzniecić niewielki ogień - i zostały jej nawet dwie zapałki po tym w razie gdyby to zgasło. Po wykonaniu tej czynności odwróciła się ku swemu towarzyszowi i posłała mu delikatny uśmiech, wskazując na jej pracę.
Teraz mogą kombinować i gotować.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Wowowowowow, spokojnie, spokojnie! - Odsuną się nagle po ryku, machając przed sobą wolną dłonią (druga była zajęta rybami). - Jeszcze mi ogryziesz kostki, i co ja wtedy biedny pocznę? Już mi pięty odgryźli! - Wysuną dolną wargę do przodu, automatycznie tym chowając górną wargę za nią, co wytworzyło obraz ogromnej, smutnej buźki. Nie, normalnie miał w miarę wyrównaną linię ust (jak na kształt szczęki), lecz ta "smutna" buźka i tak była dość krzywa przez jego pyszczol. Ech, co zrobić. Mimika twarzy to trudna sprawa, gdy takowa twarz ma większy rozmiar niż połowa twojej głowy. I nie, nie kłamał o piętach.
Ciężko zobaczyć na żywo wróżke zębuszkę, ale skoro istniały w tym świecie istoty takie jak prawie 4 metrowy rybo-człek, to chyba gdzieś tam może się kryć baśniowa wróżka, czyż nie? Nie trudno było mu pojąć, skąd to rozbawienie, acz sam jedynie podzielił się uśmiechem, aniżeli pełnym śmiechem. Może dlatego że nie chciał ogłuszyć osoby obok niej rechotem o głośności syreny pożarowej. Prawdopodobnie to.
Nie zauważył reakcji na propozycje dania zęba, i zresztą nie miałby pomysłu na to, co przyjąć w zamian. To tylko zbędny kawał szczęki, jaki w ciągu od godzin do dni powinien wrócić, nic specjalnego biorąc pod uwagę dwa rzędy takowych. Jeden ubytek na jakiś czas nie będzie żadnym problemem.
- Ten co wrzeszczał. - Sprostował, mając nadzieje że teraz zrozumie o kogo chodzi. I załapała. W między czasie gdy niebieskowłosa umknęła nieco od ryby, ta rozejrzała się za w miarę pasującymi głazami do ewentualnego ułożenia w formę prymitywnego pieca. Biorąc pod uwagę specyfikę wyciosania tych kamieni, powinny się nadać, musi tylko znaleźć pasujący i w miarę luźnie osadzony. Widząc że znalazła zapałki i zbiera materiały, jeszcze nim zaczęła znajdować dobre miejsce na ognisko, Amep poprosił gestem "przerwy" (dotknięcie wnętrza dłoni palcami drugiej) by jeszcze się nie zabierała za to, po czym zbliżył się do jednego z pionowych, blokowatych głazów, z ołtarzu w centrum. Nie były duże, ale pasujące, ale pasujące by ułożyć z nich małą "kuchnię". Stąd też, nim jeszcze zabrała się za to, ułożył dwa z takich "bloków" obok siebie z pewną przerwą pomiędzy nimi, i wskazał to miejsce pomiędzy by tam właśnie rozpaliła ognisko.
Okey, mamy ogień. Ryboczłek uniósł kciuk prawej dłoni w górę na to, po czym spojrzał ku rybom.
- Hmmmm... Ile takich zjesz? Jedną? Dwie? - Spytał, wyciągając jedną z rybek ze stosu i wracając z nią w pobliże ogniska. - Umiesz patroszyć ryby? A jak nie, to ściągać łuski? - Spytał, chcąc w miarę podzielić pracę między nich, by poszło to sprawniej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Grrr... - warknęła, jakby chcąc zasygnalizować, że Ziemniak zszedł nieco z tonu. Gdyby był żywy, to prawdopodobnie w tej chwili zamiast głośno szczekać, warczałby cichutko, chowając w pewnym stopniu swoje przepiękne ząbki i obserwowałby cały czas Amepa, w każdej chwili będąc gotowym na atak... Niestety jednak, była to tylko maskotka, a cały teatrzyk był prowadzony przez tylko jednego aktora, który w tej chwili na przemian warczał za maskotkę i chichrał się pod nosem tak, jakby sam dobrze się bawił. Cóż, taka była prawda - Faith czerpała z tego czystą przyjemność. No i, trzeba być szczerym, strasznie bawiła ją wizja, w której tak duży i groźny pan potwór, taki jak Theodore, boi się i ucieka od Ziemniaka. On, ponad trzymetrowy olbrzym i Ziemniak, słodka jak cukierek maskotka o wysokości zaledwie kilkunastu centymetrów? To dwa zupełnie różne światy. Może gdyby był żywy... Mówią, że małe potrafi być zwodnicze.
Anielica przyglądała się jeszcze paszczy Amepa, jakby czekając na jego werdykt w sprawie podarowania zęba. Sama nic nie mówiła, bo nie chciała się narzucać, ale w głębi duszy dzielnie wierzyła, że ma szansę go otrzymać. Nie wmówi Smokom, że upolowała monstrum mierzące prawie cztery metry, co to to nie. Ale taki uroczy - i bardzo duży - kieł... Byłby miłym prezentem. Wciąż tylko był problem z ewentualną zapłatą za niego... Może nie pogardziłby wycieczką po Desperacji z takim przewodnikiem jak ona? Kto wie, może znaleźliby innych przyjaciół, z którymi mogłaby zaznajomić Amepa. Zadziałałoby? Może? Jak nie, to będzie musiała wymyślić coś naprawdę błyskotliwego i przyjemnego...
Do sprawy tamtego zagubionego dziecka wolała nie wracać. Wciąż w jakimś stopniu jej serduszko bolało na myśl, że tak ją zostawił. Następna strona.
Na dobrą sprawę nie wiedziała, gdzie będzie najlepsze miejsce i w jaki sposób ochronią ten ogień, zważywszy na fakt, iż pogoda nie do końca im sprzyjała, toteż nieźle się zdziwiła, kiedy ujrzała Amepa, który poprosił, żeby się nieco wstrzymała. Faith posłusznie stanęła w miejscu i przyglądała się monstrum, gdy to bez większych problemów... Przemodelowało ołtarz?
Och, złe dziecko.
Chociaż to był zły kult... Może nie będzie wcale tak źle. Mimo iż starała się w miarę szanować inne wyznania, to jednak niespecjalnie bolało ją to, co zrobił.
- To jest... - zaczęła, dalej przyglądając się prowizorycznej kuchni ze zdumieniem - ...Najbardziej interesującą improwizacją jaką ujrzałam przez ostatnie kilka lat. Podoba mi się to!
Była dumna niczym matka.
- Hmm? Ach, wystarczy jedna. - dodała prawie po chwili, kiwając głową - Patroszyć nieco umiem, choć trochę mi się schodzi, ale z łuskami może być problem... Nie do końca mi to wychodzi.
Była powolna i dokładna, inaczej się źle czuła. No i naprawdę, nie zawsze jej się udawało to dobrze zrobić, ale starała się to jakoś naprawiać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

"Odetchnął z ulgą", widząc jak maskotka przestała go napastować. Ten oddech był na tyle wyraźny że stojąc kawałek od niego Faith mogła bez problemu poczuć, jak podmuch powietrza rozbija się o nią. Nie na tyle mocny by ją przewrócić czy ruszyć, ale wystarczający by odczuć. No i czuć było rybą. Ciężko czuć od niego coś innego w sumie, wilgoć, ryba, przeważnie to zapachy jakie można od niego odczuć. Czasem coś innego... Ale to tylko jeśli musiał się bronić. Siebie, lub kogoś innego.
Ey no, powiedział że da jej ząb jak będzie miła i grzeczna. A że jeszcze nigdzie nie ucieka, jest dużo szans na to, by pokazała swoją złą naturę. A wtedy z ząbka nici i o! Więc lepiej być miłym i grzecznym, a wtedy dostaniesz ładny ząbek. Co prawda co z nim potem zrobi to ciężko powiedzieć, ale to już nie leży w geście ryby. Tak długo jak jej się do czegoś przyda i nie złapie czegoś przez zgniliznę jaka go prędzej czy później ogarnie - to mu wystarczy.
- A dziękuję. - Kiwnął głową, uśmiechając się na komplementacje jego prymitywnej konstrukcji kuchennej. Cóż, w ciężkich czasach warto postawić na odrobinę kreatywności. A ten ołtarz i tak raczej już się nikomu nie przyda. - Bycie średnio dwa razy większym od zwykłej osoby daje nieco pola do działania. Do żadnego tunelu czy budynku jednak ni cholery nie wejdę, więc to ma swoje wady. - Wzruszył bezwiednie barkami, przyglądając się rybie. Najpierw jej, a potem anielicy, a potem z powrotem rybie. Powtórzył to jeszcze raz gdy powiedziała, że jedna starczy, jakby się upewniał że to prawda. Nawet uniósł brew w geście "jesteś pewna", ale ostatecznie nie dopytywał. Miast tego, wręczył jej rybkę (która była dość duża jednakowoż) więc. - A zatem wypatrosz ją, a ja zajmę się zdejmowaniem łusek. Nie będziemy mieli przypraw niestety, nie znajdziemy tu nigdzie niczego co może takowe przypominać. Szkoda, będzie dość mdło smakowało. - Zamarudził, powracając do stosiku i wyciągając z niego kolejne dwie, solidne sztuki. Zostały jeszcze dwie i ta jedna, mniejsza, jaką już wcześniej dał anielicy. Niemniej, jak powiedział, tak zaczął działać, lecz wpierw - narzędzia!
A dokładniej, włożył sobie prawą rękę do paszczy i zaczął macać się po zębach od prawej do lewej, szukając któregoś w miarę luźnego. Gdy koniec końców go znalazł, zbliżał się do środka szczęki, tylnego pasma za górną szczęką. Wydawał się być już na granicy sił, więc jedno, solidne szarpnięcie i mała odrobinka bólu nie była problemem, a wręcz ulgą. Spowodowało to się jednak z lekkim zmarszczeniem czoła i cięższym oddechem. Mimo wszystko, takie rzeczy bolą, zwłaszcza jak się na nich skupić.
Z narzędziem w dłoni jednak, ryba zajęła się zdejmowałem łusek z jego martwych pobratymców. Szło mu to dość sprawnie, choć zdarzało się że odkrajał dość spore kawałki mięsa przy tym. Gdy jednakowoż były gotowe, ułożył je przy anielicy, i jeśli skończyła ze swoją, przejął ją i wyłuskał w miarę sprawnie, by następnie odkroić ogon i głowę, a z ryby wyciąć naprawdę długie, solidne filety jakie rozłożył na przestrzeni pomiędzy blokami. Skorzystał przy tym dalej z bloków ołtarza, bo jednak były dość szerokie, co ułatwiło mu pracę. Przerwa była za mała by mięso się zsunęło, ale wystarczająco duża, by solidnie ogrzać rybie mięso. Gdy anielica skończyła również z kolejną, przejął ją i podobnie zadziałał co z pierwszą, aż wszystkie solidnie były przypiekane przez płomyczek. Oczywiście, podłożyć trzeba było od czasu do czasu.
- No, a teraz zostanie nam czekać. Wolisz mocno przypieczone, średnio? A może odymione? Nigdy mi to nie podchodziło, ale podobnież niektórzy tak lubią. Wątpię by dym zwabił cokolwiek, co zaatakowałoby nas ze mną w obecności. - Spytał, zajmując się ich wspólnym posiłkiem. Trochę to zajmie...
A właśnie.
Za ładne poradzenie sobie z rybkami, Amep na moment odszedł od ich kuchni polowej i wręczył jej jego ząbek, jaki posłużył mu do obrabiania ryb. Był długi i pokaźny, był praktycznie równie duży co ostrze jej noża, jak nie większe. - Zgodnie z umową.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Oddech pełen zapachu ryby w sumie bardziej ją bawił, jak martwił. Wiele setek lat temu miała przyjemność obserwować człowieka, który był z zawodu rybakiem i praktycznie musiała tam spędzać dużo czasu. Nie dość, że poznała ciekawych ludzi - nawet jeżeli jej nie widzieli, wtedy anioły były praktycznie niewidoczne dla człowieka - to jeszcze nawdychała się zapachu morza i ryb na następne wiele lat. Taki powiew rybą przywołał jej miłe wspomnienia, więc nawet nie miała mu tego za złe. Ba, nawet gdzieś tam w duszy kusiło ją, aby rzucić tak nagle "dziękuję", niemniej powstrzymała się.
- Coś za coś, drogi panie. - uśmiechnęła się - W zamian za to masz możliwość robić to, o czym tak mali ludzie jak ja mogą tylko pomarzyć! Wizja zjedzenia drzewa w mig lub stworzenia ołtarzowej kuchni jest poza sferą najskrytszych marzeń.
Niestety ale nie można mieć wszystkiego... Ale w takim razie całkiem nieźle się wypełniali. Ona była mała i mogła wchodzić do budynków, skradać się i zerkać tu i ówdzie, a on był dużym obrońcą zdolnym powalać drzewa, ołtarze i budynki dla dobra ogółu - taki duży, przeuroczy strażnik. Amep wychodził na o wiele bardziej pociesznego niż wyglądał, co bawiło i radowało Faith, bo utwierdzało ją to w przekonaniu, że nie ma co oceniać po wyglądzie, jako że nie trzeba mówić, co przychodziło na myśl po zauważeniu takiego wieżowca.
Groźny potwór, zje mnie, zaszlachtuje na miejscu, ratuj się kto może!
A tu wychodził duży Amep o równie dużym serduszku. Jeszcze jej nawet chciał obiad zrobić, mimo iż za wiele dla niego nie zrobiła, poza znalezieniem zagubionych po drodze ryb.
Postarała się nie parsknąć śmiechem, kiedy Theodore posyłał jej to niepewne spojrzenie, podając jej rybę. Nawet kiwnęła głową, bo była pewna, że jej wystarczy. Od wielu lat żywiła się niewielkimi porcjami, stąd jej żołądek był przyzwyczajony do niewielkich ilości posiłków. Co prawda miało to zły wpływ na nią, gdy pracowała ciężej niż normalnie, niemniej wolała odstąpić pożywienia innym najemnikom.
W dodatku ta ryba naprawdę duża.
Po przyjęciu jej, anielica wyciągnęła nóż ze swojej torby i rozpoczęła swoją pracę, uprzednio zmawiając w myślach krótką modlitwę, aby podziękować Panu za posiłek, niezależnie od tego czy jej słuchał, czy nie. Dla Amepa to mogło wyglądać jak zwykłe zamyślenie się. Po tym mogła zacząć już na porządnie, starając się nie uszkodzić ryby do stanu, z którego większość poszłaby się kochać. Jej ruchy były dosyć powolne, acz dokładne, stąd bywały chwile, gdzie jej towarzysz mógł czekać na przyjęcie ryby. Po ukończeniu swojej części pracy, anielica zajęła się pilnowaniem, aby ogień nie zgasł, co jakiś czas dokładając do ognia.
- Wystarczy średnio... Również nigdy nie rozumiałam zainteresowania odymionymi i spalonymi, ale z drugiej strony trzeba pamiętać, że to lepsze jak nic. - westchnęła, podziwiając ogień. Był niewielki i w pełni poświęcony rybom, ale pomagał w ogrzaniu się, jej ręce nieco zmarzły.
- Hmm? - mruknęła pod nosem, gdy ten nagle coś jej podawał, po czym zamrugała zdumiona - Och... Mogę go przyjąć jako dowód naszej przyjaźni?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Hm, być może gdyby się zdradziła z tym, Amep mógłby zaproponować jej wizytę nad oceanem? Pod jego jurysdykcją, tylko naprawdę ogromne maszkary chciałyby ich zaatakować, a takowe bardzo rzadko zapuszczają się na teren oceanu. Może z obaw o konkurowanie z innymi, groźnymi stworzeniami, może instynktownie, może bo są terytorialne, a może rozpoznają, że terytorium w pobliżu oceanu to domena bestii, jakie rzadko zapuszczają się głęboko w kontynent. I że dla własnego bezpieczeństwa lepiej nie sprawdzać, co by było, gdyby zaczęły.
- W zasadzie to jedzenie drzew i tym podobnych rzeczy to zasługa faktu, że posiadam wprost niezniszczalny żołądek i zęby. Gdyby nie to że kamienie to cholernie suche jedzenie, mógłbym zjeść cały ten ołtarz, najeść się nim i nawet nie zetrzeć sobie odrobinę zębów. - Na znak że nie żartuje, podszedł do jednego ze stojących, kamiennych słupów i zwyczajnie odgryzł jego fragment, odwracając się po tym do kobiety i ukazując jak trzyma takowy w zębach, tylko po to by w kolejnej chwili zacząć go ścierać i kruszyć w zębach jak solidna maszyna budowlana. - Moja ślina też jest w stanie kompletnie neutralizować jakiekolwiek trucizny i szkodliwe substancje. Jakkolwiek paskudnie to nie brzmi, gdyby ktoś ją wypił mógłby się wyleczyć z zatrucia. - Parsknął krótko, wyobrażając sobie w wizji kogoś, kto byłby na tyle zdesperowany, by pić jego ślinę. Ewentualnie się z nim całować, bo to już by wyszło na to samo.
Tak, Amep się pogodził z byciem "forever alone", przynajmniej w wypadku ludzi. "Zwierzęcy instynkt" jest w stanie załatwić z... Czymś innym. Nie zagłębiajmy się w to.
To go właśnie często smuciło. Nigdy nie był istotą groźną dla ludzi, chyba że sprowokowany w jakikolwiek sposób lub w obronie własnej. Od wielu, może nawet wielu setek lat zajmował się sam sobą na brzegach kontynentów i wysp, nie zapuszczał się do ludzkich (częściowo ludzkich może) miast po więcej, niż ewentualny handel wymienny, a gości jacy do niego zawędrowali zawsze hojnie ugaszczał. To jednak nie zmieniało faktu, że podstawowe instynkty ludzkie budziły conajmniej respekt wobec jego rozmiaru, a często obawę. Strach. A co za tym idzie - niechęć. Stąd też Theodore bardzo rzadko miał okazje mieć gości, a zwłaszcza gości, jacy się relaksowali i w pełni rozluźniali w jego towarzystwie. Faith była na dobrej drodze by dołączyć do tego grona, co świadczy o tym że albo zwalcza swoje naturalne instynkty, ma podobnych znajomych, albo nigdy takowych instynktów nie miała. Któreś z tych.
Albo zwyczajnie jest głodna i zostaje na rybę. Tak też można.
Cóż, biorąc pod uwagę jego wygląd, widać było że Oli sobie "folgował" i nie obawiał się o konsekwencje tego. Naturalnie, teraz jego brzuch jest prawdopodobnie ponad połową całego ciężaru jego ciała, i może gdyby nie podążał tą doktryną "zjedz lub zostań zjedzony" to teraz mógłby być całkiem seksownym rekino-ludkiem... Ale no, jakoś go to specjalnie nie interesowało. Nie zamierzał być ładny ani fajny, a żywotny i zdolny do przeżycia w jakiś sposób. A jaki sposób jest lepszy od życia jako istota, której ewentualne drapieżniki się zwyczajnie boją zaatakować? Właśnie.
Nie zwrócił uwagi na to krótkie zamyślenie anielicy, zajmując się własną częścią pracy. Zazwyczaj gdy zajmował się czymś konkretnym, skupiał się głównie na tym, pozostawiając inne rzeczy poza swoim polem "zauważania" w danej chwili. Stąd też, dopiero gdy właśnie skończył zajmować się jedzeniem, to dał jej ten ząb. Przyjaźń? Hmmm.
- Jeśli nie przeszkadza ci że twój przyjaciel byłby słoniem w składzie porcelany prawdopodobnie gdziekolwiek gdzie byś z nim poszła... To czemu nie? - Rozłożył z lekką bezradnością ramiona na boki. Nie w jego intencji leżała decyzja, on tylko dał ząbek, jaki pewnie i tak na przestrzeni godzin by mu wypadł. A póki co, wrócił do zajmowania się rybami, przewracając ogromne filety patykiem z jednej strony na drugą.
- Aktualnie nie mamy żadnych naczyń, więc będziesz musiała zjadać z kamienia. Wybacz. - Wzruszył bezwiednie ramionami. Tu nic nie był w stanie zdziałać. - Chciałbym też bys, gdy będą gotowe, odkroiła końce filetów, te które trzymają je nad ogniem, i wzięła na drogę. Wszystkie. Zaproponowałbym też byś zgarnęła ze sobą ryby, ale mam wrażenie że byłoby ci ciężko. - Westchnął cicho, zdając sobie sprawę z tego, że zawaliłby ją tym sporym ciężarem, a z drugiej strony jak nie weźmie, to zmarnują się w paszczy Amepa. Tak, zmarnują się, bo facet może bez problemu złowić i przygotować sobie takowe. Choć z drugiej strony... - Zaczął, spoglądając to ku pozostałym rybom, to ku anielicy. - Daleko stąd do ewentualnego miejsca gdzie mieszkasz? Mógłbym je zanieść i powinienem zdążyć wrócić nad ocean zanim zacząłbym usychać. Jestem jak kwiatek, mimo wszystko, i jeśli długo nie mam dostępu do wody to więdnę. - Uśmiechnął się szeroko na to porównanie. O ile było bardzo nie pasujące o jego wyglądu, zgadzało się przenośnią. Potrzebuje wody, bo inaczej jego skóra wyschnie, a zapasy wody potrzebnej do utrzymania go nawodnionego w jego brzuchu starczają tylko na tyle i tyle czasu.
Nie na zawsze.
Rybki zaczęły powoli zbliżać się do momentu w którym można zabrać się za konsumpcje, ale jeszcze chwila minie zanim będą gotowe. Niby zaczynały już się rumienić i skwierczeć z wody jaka się z nich wytapiała i tłuszczu, jaki skapywał leniwie na ognisko. Jeszcze trochę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- W to nie wątpię, przyjacielu. - anielica przejechała palcem po policzku, przyglądając się po raz kolejny paszczy monstrum - Przynajmniej jesteś w stanie sobie poradzić w najgorszych warunkach, jedząc cokolwiek... Aczkolwiek pewnie przekłada się to na o wiele większa potrzebę.
Nie trzeba być geniuszem, aby o tym pomyśleć. Z pewnością tak duży i całkiem sporo ważący potwór potrzebował ogromnych ilości energii, którą najłatwiej zdobyć z pożywienia. Niemniej coś za coś... Tutaj naprawdę byli jak ogień i woda. Anielica z pewnością nie zdołałaby ugryźć ani kawałka ze stojącej kolumny, tylko by zniszczyła swoje zęby - ale w zamian jadła niewiele i wciąż sobie radziła. Zaciekawiła ją jednak informacja na temat śliny Amepa. To... Brzmiało jak coś przydatnego. Może na pierwszy rzut oka było ohydne, ale gdyby umierało się z powodu trucizny, to taki pocałunek byłby nawet na miejscu, nieprawdaż? Przy warunkach, jakie panowały na Desperacji, nie można było narzekać na coś takiego.
- Ale w takim razie pocałunek od wybranki życia mógłby zwrócić ci Twoją ludzką formę~? - anielica nie mogła ukryć swojego rozbawienia. To jakby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - on by uratował umierającą damę i mógłby powrócić do względnie normalnego, ludzkiego życia... Byłoby pięknie, gdyby wszystko można było w ten sposób rozwiązać. Czasem jednak trzeba żyć w świecie pełnym marzeń i ładnych odpowiedzi, chociażby dla samej nadziei. Mamusia rzadko kiedy zmienia je w prawdę, ale mówią, że kłamstwo wypowiedziane ponad 1000 razy może się zmienić - można próbować. Trzeba wierzyć w najróżniejsze rzeczy.
Nawet w takie, które wyglądają nierealnie i zostają niespełnione od wielu lat, bo pani Los jest bardzo humorzastą damą i nikt nigdy nie wiedział, jaki może mieć kaprys. Cóż za nieprzewidywalna kobieta.
Trochę szkoda jej było, że teraz jej przeuroczy towarzysz nie grał razem z nią. Może był o wiele bardziej skromny i nieśmiały niż zakładała? Mogło z tego wyjść co pociesznego, jakieś ukryte braterstwo krwi, przyjaźń życia, cokolwiek! A tutaj taki klops, bo to ona jako jedyna dała ząbkowi dużą wartość. Nawet, jeżeli tych miał od groma. Dlatego anielica westchnęła cicho, bo nie przepadała za tym, jak ktoś psuł jej niewinną zabawę, nawet nieumyślnie.
- Zły Amep, zły. - pokręciła głową, zerkając na niego niczym urażone dzieciątko - Więcej wiary w siebie, drogi panie. Jest pan bardzo uczynną i miłą istotą.
Faith machnęła ręką, kiedy wspomniał o braku naczyń. Nie do tego była już przyzwyczajona, stąd nie miała mu tego za złe, aczkolwiek jej brew powędrowała do góry, gdy usłyszała jego prośbę. On naprawdę jej nie żałował pokarmu i nic za to nie chciał, co wciąż ją bolało. Pożywienie na Desperacji miało o wiele większą wartość jak pieniądze. Musiała coś wymyślić.
- Wezmę... Huh? Ile? - zamrugała po raz kolejny - Ach, nie zdołam, nie zdołam wszystkiego... A trzeba wykarmić dzieci. Trzeba, bo są dzielne, aczkolwiek jak zapomną, to jest źle... Twoja pomoc byłaby błogosławieństwem, ale nie zdołasz dojść tak daleko. Mieszkamy wysoko w górach. - anielica spojrzała w kierunku, z którego przybyła jakiś czas temu - W dodatku obawiam się, że na tę chwilę nie mam jak ci się odpłacić za Twoją bezinteresowną pomoc. Mogę co najwyżej służyć mą radą, towarzystwem... Albo pracą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach