Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 14 Previous  1, 2, 3 ... 8 ... 14  Next

Go down

Pisanie 19.08.15 14:08  •  GŁÓWNA SALA - Page 2 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Ochrona najwyraźniej nie spodziewała się, że ktoś może wparować do środka, by robić coś innego, niż marnowanie swoich pieniędzy wśród wprawionych w naciąganiu krupierów. Oczy Kirina nie dostrzegały nawet jednego jej przedstawiciela, a jego wzrok nie był zepsuty. Odpowiedź była tylko jedna, nikt nawet nie zjawił się tu, by chronić gości kasyna. Ale to nie był jego problem, jeżeli miałby się o coś teraz martwić, to o to, by samemu nie dostać kulką.
W ostatniej chwili zasłonił twarz dłonią jakiegoś przypadkiem złapanego mężczyzny, która posłużyła mu za tarczę. Kiedy upewnił się, że jest już bezpieczny, wychylił głowę zza swojej prowizorycznej osłony i syknął niczym rozwścieczone zwierzę.
- Te, Fenek. Patrz gdzie celujesz. - Obrzucił go niezbyt przyjemnym spojrzeniem. Nie można powiedzieć, że był na niego zły, ale musiał cisnąc jakąś uwagę, kiedy jego towarzysz zbrodni celował wokół stolika, przy którym on także stał. - Bo jeszcze trafisz w jakiegoś gościa.
Dodał po chwili, a jego usta wykrzywiły się szyderczo. Mógłby wyglądać nawet zabawnie, gdyby nie przeraźliwie żółte oczy, które w połączeniu z czarnymi jak węgiel włosami i ciemną karnacją nie wyróżniały się aż tak bardzo w jego twarzy.
- Ty patrz... i trafiłeś kogoś. - Zaśmiał się jak ropucha patrząc jak bezwładne ciało przypadkowego gracza osuwa się na nogach i brudzi podłogę jeszcze bardziej. Obserwowanie tego, co działo się dookoła po tej sytuacji należało do tych przyjemniejszych. Wymordowany wyprostował się i z góry obserwował na rozpowszechniającą się panikę. Ludzie siedzący przy innych stolikach zorientowali się wreszcie, że coś jest nie taj, a powoływanie się na DOGS nie było w żadnym przypadku blefowaniem z ich strony. Kiedy dwie uzbrojone po zęby wieże szwendały się pośrodku sali wykrzykując groźby, jedno było pewne, należało brać je na serio.
- Nie radzę... - dodał od niechcenia przykucając i grzebiąc czubkiem palca w uchu przechylając przy tym głowię jak pies. Złapał obiema dłońmi skraj szalika i naciągnął go na nos burcząc coś niezrozumiałego o smrodzie krwi przy okazji. Pozwolił bawić się w przemowy biomechowi, a tymczasem on sam obracał głowę w przeróżne strony wyszukując sobie nowej ofiary.
W ogólnym chaosie i zamieszeniu nie było to łatwe, ale gdzieś pod ścianą wypatrzył niewielką osobę, która schowana za plecami któregoś z rodziców (nie była to za piękna osoba, mogłaby być zarówno matką, jak i ojcem). Zamrugał kilkakrotnie oczami i wysunął szeroko otwartą buzię zza materiału, który nosił na szyi.
- Cześć szczurku~ - prawie nie otwierał buzi podczas mówienia. Wstał i sunął powoli nie odrywając wzroku od dzieciaka, który przypadkiem musiał się tutaj znaleźć. Zgarbił się lekko chowając ręce do kieszeni przybrudzonej bluzy. - Nie bój się mnie.
Na chwilę podniósł rękę na wysokość oczu i pomachał nią do przestraszonej pary oczu, która co raz bardziej chowała się za plecami dorosłej osoby. Kiwając się na boki niczym dźwig bez zabezpieczeń stanął wreszcie przed upatrzoną dwójką.
Zgorszyło go tylko to, że nikt z mijanych grup ludzi nawet nie próbował go zatrzymać.
Ludzie, zepsuci jak cholera.
Spojrzał na osobnika o nieokreślonej płci zastanawiając się, z kim ma do czynienia.
Długowłosy facet, czy brzydka jak noc laska?
Skrzywił się na ten niekoniecznie majestatyczny widok. Chwycił za ramię tą kupę mięcha i wbił w nią przeszywające spojrzenie.
- Przeszkadzasz. - Warknął do niej jednocześnie odpychając z całej siły na bok sparaliżowaną ze strachu istotę powalając ją na stół, który natychmiast załamał się pod siłą z jakim ciało zostało rzucone. Oblizał warki i swoje wyostrzone kły.
Przykucnął na jednym kolanie, tak że jego głowa znajdowała się na wysokości twarzy małej dziewczynki o ciemnych brązowych oczach i długich blond włosach obwiązanych wstążką.
- Alicja z Krainy Czarów? - Zapytał jak zahipnotyzowany sięgając po dłoń dziecka i unosząc wierzch jej dłoni przed własne usta z gracją dżentelmena. Jego złote ślepia przez chwilę utkwiły w spojrzeniu dziecka, które nie potrafiło wykrzesać z siebie sił na rekcję. Było tak przerażone, że nawet nie dostrzegało rodzica, który chwytał się w panice za głowę starając się zatamować obfity krwotok. Na ramieniu dorosłego pozostało kilka głębokich bruzd, jakby jakieś zwierzę rozcięło mu skórę.
- Musisz uciekać, zanim Królowa Serc dowie się gdzie jesteś. - Zacisnął palce na przegubie dziecka i powoli uniósł dłoń do swoich ust. Niemal złożył na niej delikatny pocałunek, gdyby nie to, że nagle coś strzeliło mu w głowie i zamiast tego, wbił zęby w palce dziecka natychmiast miażdżąc kości i rozrywając ścięgna. Gęsta krew zaczęła kapać mu z buzi, a gdy tylko puścił niemal odgryzione palce dziecka, otworzył buzię, z której wylała się na podłogę masa krwi.
- Za późno... - Wysapał oblizując z warg resztę szkarłatnej cieczy.
Reszta świata mogłaby teraz właściwie nie istnieć, dla niego liczyło się tylko i wyłącznie dziecko, które piszcząc i szarpiąc się nie panowało już nad powiększającą się na spodniach plamą własnego moczu.
Zapomniał nawet gdzie i dlaczego się tutaj znajduje. Zwierzęca część Kirina zaczęła przejmować nad nim kontrolę, a umysł powoli zaćmiewała jedynie potrzeba zaspokojenia szaleńczego głodu.
Z całej siły uderzył otwartą dłonią w klatkę piersiową dziecka łamiąc mu żebra, a palce drugiej zacisnął ponownie na jej przegubie ciągnąć w swoją stronę, odrywając całą rękę od barku, rozrywając skórę i mięśnie, łamiąc kości, tak długo aż ręka dziecka nie zwisała sama w jego uścisku.
Wstał przepełniony szaleństwem warcząc niczym zwierzę. Wsadził sobie rękę do buzi i zacisnął na niej zęby spoglądając pustym wzrokiem w sufit. Jego ręce zwisały wzdłuż ciała. Ktokolwiek był teraz jego umyśle, nie był to ludzki Kirin.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.08.15 15:03  •  GŁÓWNA SALA - Page 2 Empty Re: GŁÓWNA SALA
coś tam coś tam nie dla dzieciaczków coś tam coś 18+.

Zarechotał równie paskudnie co jego ulubiony wymordowany kiedy niedoszły uciekinier padł na ziemię.
Zauważył, że Kirin już sobie upatrzył ofiarę, małe dziecko, które pewnie już miało pełne porty.
Westchnął cicho kiwając głową na boki i posłał spojrzenie smarkowi mówiące jedno, "miło było poznać".
Postanowił zająć publikę kiedy ci obrócili wzrok w stronę idącego Kirina i znowu był w centrum uwagi, kochał dobrych i oddanych fanów.
- Ty, droga niewiasto trzymająca ten worek na śmieci! Weź nowy i przejdź kulturalnie od gościa do gościa i zbierz wszystkie kosztowności jakie ci państwo posiadają, łącznie z broniami! - Krzyknął z uśmiechem do jednej z kelnerek i wyszczerzył jeszcze bardziej swój perłowy uśmiech.
- Jak widzicie mój kolega jest głodny więc radzę nie próbować ukryć żadnych drobnostek, jedyne co możecie sobie zostawić to pierścionki zaręczynowe bo w końcu miłość przetrwa nieważne co! - Zaśmiał się głośno i zerknął na leżącego obok niego typa.
- Oooo, widzę że pan niezamężny, a z kobieciną przyszedł, ładnie to tak? A może obrączkę do kiszeni schował i myśli że się żona nie dowie? - Zapytał podnosząc przerażonego faceta za fraki i śmiejąc się opluł mu twarz, po czym złamał nos przywaleniem z przysłowiowej dyńki.
Zobaczył jakie ekscesy Kirin zaczął odwalać.
Patrzył i patrzył z fascynacją w oczach.
Poczuł, że go coś uwiera na dole.
Welp, każdego podnieca co innego, a mu teraz stanął niczym dąb.
- Panienko z moją marynarką, poproszę tutaj migiem! - Krzyknął patrząc w sufit i czekając aż pojawi się ta urocza i piersiasta kelnerka w kusym stroju.
Kiedy podeszła do niego widocznie speszona i przestraszona, przytulił ją mocno do siebie i podniósł za uda.
- Spokojnie, moja zabawa będzie znacznie przyjemniejsza. - Wyszeptał jej do ucha i oparł o jeden ze stołów stojących w najmniej obleganym punkcie.
Jeden facet najwyraźniej widział co się święci i chciał poczuć się bohatersko, dla takich panów zawsze serwujemy bohaterską śmierć.
Katana poszła w ruch tak szybko, że na twarzy faceta nie zdążyło się nawet pojawić zdziwienie, w sumie nie zdążyło pojawić się na niej nic oprócz dziwnie uformowanych brwi i przekrwionych oczu.
Zanim jednak jego głowa opadła, chwycił ją i kopnął z całej siły.
- Potem gramy w gałę! - Krzyknął w stronę widocznie zajętego Kirina, wzrok każdego był skierowany na nim przez jego brutalność.
A niech ma chłopak 5 minut sławy, on i tak ma do pogadania z tą uroczą kelnereczką.
Dziewczyna widocznie przerażona stała sparaliżowana przed nim, kiedy ten chował katanę do pochwy, ale kiedy zerwał z niej silnym szarpnięciem kusą kiecę, pisnęła głośno.
No ale kto by do niego teraz podszedł? Jeden już próbował w końcu.
Obrócił dziewoję i oparł jej tors mocno o stół, po czym zerwał również jej bieliznę i zabrał się za odpięcie swoich spodni.
Z tym akurat szybko mu poszło, w końcu miał wprawę, nie mówiąc już o ściąganiu bokserek.
- Mówiłem, że przyjemniejsza - Powiedział rechocząc się i zaczął przeuroczą scenę gwałtu, która była aż nazbyt przyjemna dla Dobermana.
Jęki, piski i krzyki dziewczyny proszącej o pomoc tylko podniecały go jeszcze bardziej, a bozia stanowczo go hojnie obdarzyła więc dziewczyna miała *zakłada okulary przeciwsłoneczne* niemały problem.
Nie miał zamiaru jednak szybko kończyć, zwłaszcza, że jego ofiara chyba cierpiała na syndrom sztokholmski bo w pewnym momencie zaczęło jej się podobać i ochoczo przyjmowała kolejne dawki brutalnej przyjemności.
Jednak nic co dobre nie może trwać wiecznie, więc kiedy czuł, że zabawa się zbliża do końca, zerwał dziewczynę ze stołu a w jej usta wpakował swoje przyrodzenie i wypełnił je po brzegi nasieniem.
Czuł już te pochwały od Growlitha jak się dowie o tym wszystkim, na pewno będzie z nich dumny.
Kiedy zakończył, szybko ubrał się ponownie i zerknął na klęczącą przed nim zapłakaną i rozdygotaną od wrażeń kelnerkę.
- Załóż na siebie moją marynarkę, nie chcę żebyś zmarzła. Potem jeszcze wpadnę. A jak spróbujesz z nią uciec to zerknij co się stałą z tamtą małą. - Powiedział cieplutkim głosem i posłał dziewczynie pocałunek, oczywiście na odległość, brzydził się tak łapczywych suk.


Ostatnio zmieniony przez Fenrir dnia 21.08.15 20:47, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.08.15 20:15  •  GŁÓWNA SALA - Page 2 Empty Re: GŁÓWNA SALA
W sali kasyna nie znajdowało się teraz prościej myślącej istoty niż Kirin. W jego głowie aż huczało od nadmiaru informacji, starych wspomnieć i zupełnie nowych wizji, które zlewały się w jedno tworząc coś w rodzaju telewizji w trakcie burzy. Wszystko to wywoływało u niego ból głowy, którego starał się pozbyć w typowo zwierzęcy sposób, atakując wszystko, co podwinie mu się pod ręce. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że jest teraz w centrum uwagi, a jego pożywaniu przygląda się niemal cała sala, w przerażeniu i niemym gniewie obserwując jak ostre zęby wymordowanego oddzierają kawałki mięsa od oderwanej ręki. Raz za razem zatapiał kły w miękkiej skórze oblewany krwią z tryskającej szaleńczo tętnicy. Dziecko chociaż nadal żyło, miało spory problem z zachowaniem świadomości, chwilami zaczynało konwulsyjnie wymiotować, by zaraz potem spoglądać tępo przed siebie z oczami bez emocji w całkowitym bez ruchu.
Szkarłatne kwiaty zakwitały na brudnej bluzie Kirina i co raz nowsze ścieżki łączyły jego usta z klatką piersiową, gdy pojedyncze krople spływały po jego gardle. Złapał obiema rękami urwaną kończynę i wciskał ją sobie na siłę do buzi nie mogąc zapanować nad potrzebą uspokojenia pustego żołądka. W odróżnieniu od Fenrira, jego jedyną potrzebą było w tym momencie zapchanie się świeżym mięsem. Nawet jeżeli jako wymordowany był zmieszany z żyrafą, nie jest powiedziane że w trakcie procesu, wirus nie wymieszał go ze znacznie większą liczbą stworzeń. To wyjaśniało by chociażby, dlaczego zamiast grzecznie wsuwać zielone, zamieniał się chwilami w kanibala.
Dogryzł się do kości i wypluł pozostałości obszarpanej ręki, która teraz przypominała bardziej ozdobę z bibuły robioną przez dziecko w podstawówce. Jego puste spojrzenie wędrowało po ludziach dookoła, ale nikt nie mógł odczuć, że ten się na niego patrzy. Przechylił głowę na bok i zwrócił się w stronę umierającego dziecka. Przykucnął koło dziewczynki i przejechał opuszkami palców po jej policzku. Powoli traciła kolory i ciepło, od czasu do czasu poruszała ustami jak ryba wyjęta z wody. Złapał za czubek brody i podniósł głowę ofiary do góry przysysając się do jej szyi jak wampir. Złożył na delikatnej skórze dziecka osobliwy pocałunek ostatecznie wbijając się naostrzonymi zębami i liżąc szorstkim językiem. W końcu gry wgryzł się na dobre, rozległo się głuche chrupnięcie i szyja dziecka zwisała bezwładnie, a duch życia uleciał z ciała blondynki.
Nie był zadowolony, nadal był głodny, a krew którą uwalony był od nosa aż po szyję nie sprawiała, że czuł się nawet odrobinę lepiej. Nie obchodziło go to, że Fenek bawi się właśnie w jakąś osobliwe zabawę z nagą kelnerką. Właściwie to spojrzał na chwilę w ich kierunku, ale to co pomyślał, nie miało ładu i składu. Nie potrafił ułożyć niczego w logiczną całość, chociaż prze sekundę przyszła mu ochota, żeby pogryźć drugiego dobermana. Ale nie gustował w metalu, a przypomniał sobie w jakiś magiczny sposób, że ten właśnie niemal w całości z tego jest zbudowany.
Czując narastającą irytację kopnął z całej siły w najbliższy stół rozwalając go i kilka znajdujących się w pobliżu. Oparł nogę o przewrócony blat i wyrwał drewnianą, solidnie wyglądającą nóżkę. Przewiesił ją sobie przez ramię niczym kij bejsbolowy i z taką bronią przemierzał salę wymierzając od czasu do czasu jakiejś ozdobie porządny cios, upewniając się, że ta już nigdy nie wróci do pierwotnej formy. Od czasu do czasu spod jego nóg uciekała jakaś osoba, ale nie patrzył nawet w tamtym kierunku.
Śmierdziało tu jakimś zdechłym psem. Prawie jakby ktoś rozszarpał jakieś dziecko na środku sali.
Zatrzymał się na chwilę i przyłożył rękę pod nos węsząc. Prychną z obrzydzeniem kiedy zorientował się, że faktycznie takie coś miało miejsce.
Jakiś facet w przypływie szaleństwa uderzył go drzwiami od szafy w tył głowy, ale opanowanego przez szaleństwo wymordowanego tak mierny cios nie był w stanie pozbawić nawet równowagi. Zamiast tego Vincent uznał, że ten po prostu zgłosił się na ochotnika. Złapał go za barki przyciskając kciuki do krtani faceta. Nawet zabawa w takie uciskanie bywa bolesna, a doberman nie miał teraz nawet krzty panowania nad sobą, dlatego jego palce wbijały się powoli w ciało człowieka, prawie jak w masło. Towarzyszył temu bardzo dziwny dźwięk przypominający mielenie mięsa. Szamoczący się w jego objęciach mężczyzna kopał i drapał z całej siły drąc się jak oszalały. Co gorsza jego lament pobudził kilka innych osób do działania i teraz czwórka niedoszłych bohaterów okładała żyrafowatego.
Utrata kontroli nad sobą przynosiła mu jednak niewyobrażalną siłę, także kiedy zorientował się, iż jest maltretowany przez pewną grupkę, zacisnął dłonie mocniej na szyi pierwszego szaleńca i nie minęło wiele sekund, a ten posiniał i stracił przytomność tracąc powietrze. Wściekły Kirin użył go niemal jak broni i przerzucił nad głowę ciskając ciałem w dwóch gości, a trzeciego zatrzymał zaciskając rękę na jego przedramieniu.
Odwrócił się i z całej siły uderzył w brzuch człowieka plamiąc jego dotychczas nieskazitelnie białą koszulę. Stracił zainteresowanie pozostałą trójkę i skupił się na tym jednym. Podniósł go z podłogi i jeszcze raz uderzył z całej siły w miednicę, kopnął w łydkę i pchną na pozostałości po drewnianym stole. Niemal natychmiast rzucił się na niego i wgryzł w brzuch rozszarpując warstwy skóry i mięsa, które dzieliły go od ulubionej zabawki. Rozwalał faceta żywcem nie dając mu szans na obronę. Grzebał w nim zębami i rękami z dziką przyjemnością odrzucając kawałki wnętrzności na bok, aż w końcu dobrał się do jelit. Złapał jeden kraniec w zęby i wycofał się w kilku susach wyrywając je z drżącego ciała. Ciągnął tak i ciągnął, aż w końcu wyczuł opór.
Złapał rękami jelito po obu stronach twarzy i wypluł je na ziemię tracąc zainteresowanie.
Powoli odzyskiwał bystrość wzroku. Oblizywał się i wycierał wierzchem dłoni twarz. Od pasa aż po czubek głowy pokryty był krwią przypadkowych ofiar i teraz, kiedy powoli zaczynał odzyskiwać trzeźwy umysł zaczęło mu się to nie podobać.
Rękawami wycierał szkarłatne plamy z twarzy plując na boki. Jeszcze tego brakowało, żeby zarazić się jakimś cholerstwem od tych ludzi. Odszukał wzrokiem Fenrira i w pierwszej chwili nie do końca wiedział, co właściwie zobaczył.
- Jesteś pojebany. - Rzucił w jego stronę i odwrócił głowę cofając się od rozciągniętych po ziemi zwłok mężczyzny.
W ogóle nie pamiętał co miało tu miejsce, a chociaż się domyślał, nawet wtedy na jego twarzy pojawiło się lekkie zdziwienie i zdenerwowanie. Te ataki zaczynały być co raz bardziej brutalniejsze, a on co raz mocniej dziczał. Cieszył się tylko, że w takich chwilach nie zamienia się w całości w żyrafę. Póki jedynymi objawami były tylko rogi, ogon i chwilowe potrzeby zjadania niesamowitej ilości zielska mógł się pogodzić z tym, że trafiło mu się tak niefajne zwierzę jak żyrafa właśnie.
Poprawił dłońmi szalik w żyrafie łatwy, który teraz uwalony był krwią. Był zły z tego powodu. Zwykła woda z rzeki nieprędko zmyje te ślady, a cholernie lubił ten skrawek materiału. Schylił się po upuszczoną wcześniej nóżkę stołu rzucając szybkie spojrzenie trójce facetów, na oczach których nieco wcześniej rozszarpał ich kolegę. Tylko warknął w ich stronę, ale to wystarczyło, by wycofali się na klęczkach bez słowa.
- Wynocha mi stąd. - Krzyknął obracając się na pięcie. Miał nadzieję, że tłum się nieco przerzedzi, bo nie lubił tłumów. Nawet jeżeli drugi doberman zabronił im uciekać, Kirin miał swoje własne zdanie i jeżeli tamtemu się to nie podobało, jego też mógłby pogryźć.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.08.15 19:46  •  GŁÓWNA SALA - Page 2 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Ta, jeszcze się nie nachędożył, 18+

Po uwinięciu się ze swoimi spodniami podszedł do wyjścia i podniósł leżące na ziemi drzwi, po czym wstawił je w ich wcześniejsze miejsce upewniając się, że nikt niezauważony nie ucieknie.
Usłyszał zbijające się szkło w bliskiej okolicy.
Bliska okolica okazała się jednak jego plecami, a szkło okazało się butelką wypełnioną alkoholem, który teraz spływał po jego barkach.
Przejechał dłonią czując substancję i zlizał ją z palców.
- Całkiem dobre to to! Co to za alkohol?! - Krzyknął odwracając się w stronę tłumu i zauważył jego niedołężnego i nieudanego zabójcę.
Wyskok, krok, krok, już był przy nim, facet nawet nie zdążył się odsunąć.
- Nie wolno tak marnować dobrych trunków, mamusia nie nauczyła? - Zapytał patrząc mu w ślepia swoimi oczami, których nie powstydziłby się najgorszy psychol i używając swojej mechanicznej łapy wbił typa z całym impetem w stół, który pękł na pół czując nagły nacisk.
Widząc cieknącą krew i bliżej nieokreśloną bryłę, która zastępowała głowę poruszał barkiem z wyraźnym chrzęstem mechanicznych kości i odwrócił się ponownie, tym razem szukając jakiejś kelnerki, oczywiście biuściastej.
- Ty! Złotowłosa niewiasto o twarzy pięknej niczym wschód słońca wyławiający się znad potoku w górach! Przynieś mi dwie butelki tego bo chce się najebać. - Powiedział z rozbrajającym uśmiechem i usiadł na jednym z jedynych całych mebli w okolicy, czyli krześle.
Krzesło jednak miało większe jaja niż większość obecnych tam osób i postanowiło również spróbować zabić Fenrira wbijając mu kołek w dupe po tym jak się efektownie złamało.
Słyszał prychnięcia tłumu więc wstał masując pośladki, drugą ręką sięgając po niedoszłego morderce i zaczął się śmiać.
Kiedy zobaczył jak tłum to podłapał i coraz więcej osób się rozluźniło i zaczęło śmiać, wyłapał pierwszą osobę, która to zapoczątkowała. Miała już ze śmiechu łzy w oczach. Po chwili miała również kołek.
Kiedy kolejny trup upadł na ziemię to nikt już nawet nie krzyczał, chyba tłum się tym nudził.
Dziwne, że nikt nie zaczął z nudów strzelać... zaraz, gdzie ci wszyscy ludzie mają swoją broń? W końcu to Desperacja!
I wtedy nastąpił ten słynny przebłysk geniuszu w jego głowie, musieli ją gdzieś zostawić w depozycie przed wejściem na salę.
Blondyneczka miała idealne wyczucie, akurat przyniosła dwie butelki bourbona, który miał sporo wspólnego z najprawdziwszym bourbonem, na przykład korek.
- Blondyneczko, zaprowadź mnie do waszego magazynu gdzie trzymacie bronie. - Poprosił całując ją w polik i klepnięciem w tyłek pokazał żeby się pośpieszyła.
Skierował szybko jednak wzrok na Kirina i wyszedł na chwilę rzucając jedynie prośbę.
- Zostaw trochę też dla mnie.
Kiedy był na zapleczu i zobaczył całe te szafki wypełnione bronią, poczuł się jak dziecko w sklepie z cukierkami, nawet dostał takiego samego ślinotoku i gdyby była tu szyba to zapewne zrobiłby glonojada.
Tak go to podnieciło, że no cóż, wszyscy już dobrze wiemy co.
Niewiele myśląc posłał blondynce niedwuznaczne spojrzenie i po chwili już siedziała na biurku, kiedy on ściągał jej bieliznę, tym razem oszczędził sukienkę, ale nie oszczędził jej... nieważne.
Tak czy siak, dobrze, że kulturalnie zamknął za sobą drzwi bo krzyki dziewoi mogłyby ogłuszyć, zwłaszcza kiedy dochodziła, a to się stało szybciej niż u niego co poniekąd na niego zadziałało.
Drugi raz był dosyć męczący, potrzebował więcej czasu niż ostatnio, a dziewczynie tak to się podobało, że jeszcze go przycisnęła nogami do siebie, pod koniec pewnie będzie chciała autograf na dekolcie.
Welp, poniekąd go dostała kiedy już kończył, ale ciężko się pisze białymi płynami, które na dodatek szybko trafiły do jej ust z jej własnej woli.
Kiedy ponownie uporał się z zamkiem a dziewczyna z uspokojeniem swoich drgawek, zaczęli razem pakować te wszystkie cudeńka do skórzanych toreb, które się tu walały.
Pakując to wszystko miał ochotę na jeszcze jedną rundę, ale tym razem z lufami tych wszystkich cudeniek, ale nikt ze sobą nie ciągał bazooki więc nie było odpowiedniego rozmiaru, nie wszystko można mieć w życiu jak widać.
Kiedy się uwinęli z pakowaniem tego wszystkiego, zawiązał sznur wokół każdej torby i zaczął ciągnąć je za sobą, za dużo ważyły.
- Trzymacie wszystkie pieniądze tutaj czy właściciel je wywozi? Jak tutaj to prowadź. - Powiedział poważnym tonem i kiedy dziewczyna zmieniła kurs ruszył za nią z uśmiechem na ustach, po tym wszystkim wypływa na Majorkę, a Kirinowi kupi tone gumowych kości do gryzienia i tyle zielska ile Snoop Dogg nie zjarałby przez całe życie.
Widząc jak dziewczyna kręci swoim ponętnym tyłkiem, który zdobił puchowy ogonek niczym z Playboya, nie zauważył, że się zatrzymali i wpadł na nią.
Speszony lekko przeprosił i wszedł do pokoju, przepuszczając ją w drzwiach oczywiście.
Święty Jezusie kąpiący się w serowym makaronie, nie wychodzę stąd.
Nawet nie mieli sejfów, po prostu wszystko trzymali w szufladach, które przepełnione były dobrem.
Teraz to miał tak masywny wzwód, że gdyby nie spodnie to dziewczyna zostałaby znokautowana strzałem w podbródek.
Oczywiście wiadomo jak to się skończyło, ale tym razem w "grzeczniejszej" wersji.
Ona na kolanach, on z opuszczonymi spodniami opróżnia wszystkie szufladki po kolei, niebo.
Kiedy się uwinęli, a dziewczyna zrobiła to stanowczo szybciej, wyszedł z pokoju z powrotem do sali, tym razem taszcząc ze sobą już 8 worków.
Oczywiście żeby nie było spodnie miał już podciągnięte, dziewczyna nabrała wprawy już za pierwszym razem.
Wszedł do sali trzymając jedną ręką swoją zdobycz, a drugą ręką... drugą zdobycz, akurat za tyłek.
Rozsiadł się wygodnie tym razem na stabilnym krześle i pociągnął srogi łyk bourbona.
Ciężkie te życie jednostki bojowej DOGSów.


Ostatnio zmieniony przez Fenrir dnia 21.08.15 20:48, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.08.15 21:12  •  GŁÓWNA SALA - Page 2 Empty Re: GŁÓWNA SALA
| Ja się pytam, co było w tych 8 workach, skoro kasyno ma - jak na razie - bardzo małe zasoby - kurz, książki? xD Żeby było bardziej realznie, skróćmy tę liczbę do 3. |

Sielankę przerwało pojedyncze bicie brawa. Nikt nawet nie dostrzegł, gdy drzwi otworzyły się, a w progach stanęła ludzka dziewczyna. Wkroczyła do pomieszczenia ze wściekłym spojrzeniem bazyliszka. Pomimo narastającej wściekłości szła spokojnie, jej heterochromiczne oko stało się soczyście czerwone, wargi poruszały się, z jej ust wydobywały się najgorsze przekleństwa. Nie wiedziała dokładnie, co się stało - usłyszała krzyki, a w powietrzu wyczuła zapach krwi. Gdy jej wzrok utkwił na Kassandrze, po kilku sekundach domyśliła się, co się stało. Zacisnęła pięści i skierowała wzrok na przybyłą dwójkę. Skrzywiła się i spojrzała pogardliwie na gości, którzy okazali się być kundlami. A więc tak... ich przywódca wypowiedział jej wojnę.
Prędzej czy później musieli tu przyjść.
- No, no, no. - zagwizdała z fałszywym uznaniem, opierając się o stół i przymrużając oczy, bezczelnie wpatrując się w dwóch kundli. Jeden z nich był wymordowanym, dlatego wejście w jego umysł i  odczytanie kilku informacji nie stanowiło dla niej problemu. - Wiem, że Desperację uważacie za swoje królestwo. - Obeszła stół i chwyciła wielki nóż, gładząc go jedynie delikatnie opuszką palca. - Ale TO MIEJSCE nim nie jest. - Szepnęła, nie spuszczając z ostrza wzroku. Nad Fenrirem i Kirinem zawisły kilkanaście noży, które wcześniej leżały w spoczynku na ladzie. - Uważaj, żebyś to właśnie ty nie próbował uciekać. - dodała, szczerząc się ohydnie. Była na swoim terenie i miała zamiar go bronic, choćby pozostały jej tylko pazury i kły.
W mgnieniu oka jej postać zapaliła się niebieskim ogniem. Na jej miejscu stanęła prawdziwa Marcelina. Skoro była u siebie nie miała zamiaru ukrywać się pod nędzną, ludzką skórą. - Wypad, sukinsyny. - warknęła, pstrykając symbolicznie palcami. Drzwi od pokoju mieszkalnego prawie wypadły z zawiasów. Dzikie ryki. Z pyska czarnej, ogromnej bestii, która wyłoniła się z mroku tamtego pomieszczenia, kapała krew. Swój kamienny wzrok wbił w wymordowanego. Korzystając z chwilowego zainteresowania potworem, Hiena zbliżyła się do Fenrira i gwałtownym ruchem ręki skierowanym w jego stronę stworzyła siłę, która odepchnęła go kilka kroków od worka. W tym samym momencie pomiędzy nim a jego "zdobyczą" stanęła... Sherry. Niepozorna papuga rzuciła się na Fenrira, dziobiąc go w policzki i drapiąc po twarzy. Marcelina skorzystała z okazji i chwyciła w tym czasie wszystkie trzy worki, w których - co prawda - nie znalazłyby się mega ważne czy przydatne rzeczy, jednak była to ICH własność. Kopnęła worki do ciemnego kąta.
ZABIJ GO. ALBO POZWÓL NA TO NAM.
Uśmiechnęła się słodko do Fenrira, oblizując się swoim długim jęzorem. W mgnieniu oka znalazła się przy nim, przykładając mu do gardła pistolet. - Sama chętnie ojebałabym jakiś bar i wyruchałabym kogoś, zaczynając od Ciebie. - warknęła, odsuwając się, by uniknąć ewentualnego ataku. Niestety, miała rozładowaną broń, ale pozory zawsze można zachować. - Ale to moje kasyno i moje zasady. - dodała, śmiejąc się sama do siebie. - A więc wypierdalać.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.08.15 21:36  •  GŁÓWNA SALA - Page 2 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Ostatnio naprawdę się nudziła. Na tyle, aby rozejrzeć się ponownie po Apogeum - miejscu, którego tak naprawdę nie powinna odwiedzać przez następny miesiąc. Miała ze wspomnienia z Lentarosem, a cholera wie, czy znowu będzie miała pecha. Benio szedł powoli za nią, będąc w razie czego gotowym na pomoc właścicielce, jeżeli ta znowu postawi źle nogę na podłożu. Nie mogła dorwać żadnego medyka w KNW, a jej stopa nadal błagała o litość. W końcu podeszła do kasyna. Nawet nie wiedziała, dlaczego akurat tam się skierowała. Patrzyła na budynek z zaciekawieniem, jednak coś mówiło, żeby lepiej tam nie szła. Myślała już o tym, aby rzeczywiście się wycofać...
...Ale hałasy w kasynie wystarczyły, aby ściągnąć tutaj anielicę. Po co słuchać się zdrowego rozsądku? Lepiej się zakraść i zobaczyć, co było przyczyną.
Benio czekał cierpliwie przy wejściu, podczas gdy Abigail po cichu skierowała się do budynku. Podeszła ona do drzwi i zerknęła z ciekawością jednym okiem, po czym zauważyła, no cóż... Burdel. Coś tam było rozwalone, jakiś facet nie żył, a dwójka zadziwiająco radosnych facetów biła się groźnymi spojrzeniami z jakąś dziewczyną. Chyba. Raczej. Widać jednak było, że szykowała się kolejna zabawa, a szkoda by było, żeby ta panienka sama walczyła z dwójką groźnie wyglądających chłopów. Działo się sporo. Dziewczyna wyglądała na wściekłą i była gotowa do ataku. Pojawiła się dziwna bestia... Cholera, co?
Szkoda, że nie miała popcornu.
Pytanie jednak było inne - co ona teraz zrobi? Była świadkiem jakiejś nieciekawej walki, a ze swoją nogą nie powinna się tam w ogóle pakować. Z drugiej strony - nieciekawie to wyglądało, a sama dziewczyna raczej nie poradzi sobie z tymi napastnikami.
Myśl, Abigail. Czy pomoc w ogóle jej się przyda? Czy zdobędziesz coś dzięki temu?
Teoretycznie nie. Ale... Była sama. I powiedziała, że jest właścicielką tego miejsca. Nic dziwnego, że je broni. Może zgarnie coś fajnego? W dodatku coś ją kuło, pewnie te anielskie potrzeby pomagania, kurza Twoja mać. Po kilku chwilach zdecydowała się otworzyć drzwi i wkroczyć do budynku wraz z lwem.
- No ja przepraszam bardzo, ale co tu się odpierdziela? - krzyknęła do zebranych gości tak, jakby sama tutaj rządziła.
Dobra, Abi. W najlepszym wypadku masz przejebane. A w najgorszym - nie żyjesz. To bardzo pocieszająca wizja, nie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.08.15 22:25  •  GŁÓWNA SALA - Page 2 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Warknął głośno na widok Fenrira podnoszącego drzwi i zagradzającego przejście. W kilku kwestiach się nie zgadzali, ale wymordowany zachowywał na tyle trzeźwy umysł, że potencjalną wewnętrzną sprzeczkę napastników mogli by wykorzystać goście kasyna. Rozszerzył palce na rękach czując jak krew pulsuje mu pod skórą i niewiele brakowało, by rzucił się na dobermana w celu wyjaśnienia niektórych spraw. Obserwował jak tamten obrywa butelką i jak na to reaguje. Chyba jego potrzeby zostały zaspokojone ponieważ ten widok wprawił go w nieco lepszy humor. Nawet nie zauważył, kiedy zaczął na nowo oblizywać wargi z nieswojej krwi i masować językiem wystające poza normalny rząd zębów kły.
Patrzył na całą akcję z krzesłem i zaczął śmiać się głośno, długo i z szyderstwem, nawet gdy biomech zmasakrował jakiegoś człowieka, za to, że ten także dawał upust swoim emocjom. Nie przestawał, kiedy inni ucichli, jego psi śmiech roznosił się echem po sali. Powoli zaczynały go boleć mięśnie ma brzuchu, ale ten widok długo nie zniknie mu sprzed oczu. To trzeba było po prostu zobaczyć. Minę Fenrira i jego zachowanie w tym momencie, nawet to jak własnym humorem starał się zatuszować niefortunne spotkanie z meblem. Jeżeli ktoś zastanawiał się kiedykolwiek jak może się śmiać owładnięty amokiem wymordowany, to właśnie tak.
Wypuścił powietrze z ust starając się opanować śmiech, szczególnie kiedy Fenek udał się w inne miejsce by... na pewno grabić i niszczyć, co innego mógłby robić z prześliczną, obdarzoną obficie przez naturę kelnerką?
Tyle, że kiedy ten poszedł do innych sal, żyrafowaty został tak sam jak palec w tłumie przerażonych na jego widok ludzi. Gdy tylko na kogoś głośniej fuknął, ten od razu mdlał i walał się na ziemi niczym sztywny trup. To było bardzo nudne, kiedy tak bez większej zabawy po prostu samą swoją osobą osłabiał ludzi. Pokręcił głową z niezadowolenia i cmokną wyrażając rosnącą irytację.
- Nudniii... nudni... jesteście nudni... nudzicie mnie... - wypowiedział w kierunku różnych osób celując w każdego po kolei palcem. Nawet nie musiał się do nich zbliżać, a wiedział że już żegnają się ze swoim życiem kiedy tak obracał paluchem jak wskaźnik na kołowej loterii. Tym razem nagrodą było pozbycie się cześć wnętrzności. - Ene due rike fake... - zaczął wyliczać i ze znudzeniem zmrużył oczy. Jedna z kobiet nawet nie doczekała się na swoją kolej, tylko od razu padła na twarz.
- Tsh. - Podszedł do jednego z przewróconych stolików i postawił je łapiąc masywną ręką za skraj blatu. Przysiadł na krawędzi i ziewnął głośno. Nie musiał grozić ani w ogóle mówić, nikt i tak nie odważył się ruszyć z miejsca. Może trzymał ich z daleka od tego trup mężczyzny, który nadal ociekał krwią, a którego wnętrzności zostały rozciągnięte na kilka metrów dookoła niego. Przy dobrym wzroku można by dostrzec nawet jego obiad i resztki śniadania.
Jego głód tymczasowo został zaspokojony. Gdzieś ciągle leżało dziecko, któremu mógłby urwać drugą rękę, gdyby odczuł taką potrzebę. Czuł się jak terrorysta. Chyba faktycznie to co zrobili, było z lekka złe. Ale chyba tego oczekiwał od nich wilczur. Kirin chciał dostać od niego pochwałę. Nic innego nie było dla niego tyle warte, no chyba że ręka jakiegoś dziecka.
Rzucił szybkie spojrzenie na nieruchome pozostałości po blondynce. Jak dziwnie wygląda ciało, które nie ma już w sobie ducha. Bez ręki to już w ogóle było komicznie.
Zaśmiał się pod nosem poruszony tym dziwnym widokiem, Jego humor był specyficzny.
Doczekał się w końcu powracającego Fenrira i jak gdyby nigdy nic ruszył z kopyta w jego stronę z morderczą miną. Nie zauważył tego, albo bardzo dobrze ignorował to, że doberman niósł worki z łupem, a obok niego stąpała zbałamucona kelnerka. Nie czekając na jego reakcję zaczął w dziwny sposób smyrać go dłońmi po całym ciele. Od szyi poprzez plecy, aż po nogi. Nie czuł potrzeby tłumaczenia się. W końcu gdy triumfalnym gestem wyszarpnął coś z jego kieszeni, stało się oczywiste, że daleko mu było w intencjach do molestowania swojego kolegi, chciał po prostu odebrać od niego żółty spray.
- Głębiej się nie dało tego wcisnąć? - Zarzucił mu niemal znudzonym tonem i gestem ręki odgonił od ścian grupę ludzi, która chowała się wśród resztek stołów. Z dziecięcą radością zaczął smarować po ścianach symbole DOGS niejako podpisując się pod tym, co tu właśnie zaszło. Nie zależało mu na tym, żeby kreślić coś w stylu: „Kirin tu był” dlatego ograniczył się do zwykłych maziug pokroju Picassa. Kiedy już skończył, naszła go okropna ochota, żeby pobawić się w truchle mężczyzny ze środka sali.
Podszedł do niego i chwycił za wyciągnięte jelito. Chwycił je w obie dłonie i zaczął wymachiwać dookoła śmiejąc się szaleńczo.
- Patrz, mógłbym być strażakiem.
Jego zabawa trwała by nadal, gdyby nie to, że nagle ktoś postanowił im przeszkodzić. Spojrzał do tyłu przez ramię mrużąc delikatnie oczy. Nie był zainteresowany tą osobą, dlatego wrócił do 'polewania' tłumów. Pewnie bawił by się tak w dalszym ciągu, gdyby nie to, że groźby zaczynały być co raz konkretniejsze, a oczy Fenka wyrażały niezwykłe ubolewanie.
Widział w nich nieme wołanie o pomoc. I nie wiedział do końca, czy tak jest naprawdę, czy po prostu sam sobie dopowiedział niektóre sprawy.
- No jak z dzieckiem, jak z dzieckiem... - powiedział pod nosem wzdychając głośno i rzucając jelitem w jakiegoś młodego chłopaka z tłumu. - Twoja kolej by zostać Wojtkiem Strażakiem.
Przetarł ręce o siebie nawzajem i strzepał nieistniejący kurz z ramion przekraczając salę niczym gwiazda tego przestawienia. Kimkolwiek była bestia, która tu wparowała, zignorowała Kirina i tu był jej błąd. Wymordowany pozdrowił gestem dłoni swoją wymordoaną krewniaczkę i jakby nigdy nic przeszedł obok niej ignorując możliwe zagrożenie. Jego specjalna zdolność mu na to pozwalała. Nie ważne czy miał nad sobą noże, w gardle czy gdziekolwiek indziej, nic nie mogło go w tej chwili trafić i zatrzymać.
- Przepraszam kuzynko, śpieszy nam się nieco... - Nie miał zamiaru jej atakować ani reagować na prowokację. Jak gdyby nigdy nic złapał Fenrira za przedramię i pociągnął za sobą w stronę drzwi przejmując od niego dwa worki. - Łap kelnerką i spa-
No naprawdę? Pojawiła się kolejna osoba? Dziewczę nie wyglądało na gotową do spotkania z nimi. Kirin od pasa do góry był cały pokryty krwią, a Fenrir właśnie skończył dbać o przedłużanie swojej linii. Mimo wszystko podłapał szybko kolejną zabawę.
- O, świetnie że jesteś słonko. Zajmij się resztą. Damy znać do szefa, że przybyłaś nam na odciecz. Widzisz, masz już nawet z kim się bawić. - Machnął ręką w jej stronę i miną bez dalszej przemowy pozostawiając napastniczkę z przypadkową dziewczyną w drzwiach do sali. - Nie ciągnij się za mną Fen, albo będę Cię musiał ciągnąc za rączkę.
Dodał kpiącym tonem i gdy mijali pozostałości po szatni, zerwał ze ściany kilka przypadkowych kluczyków do pojazdów tych bogaczy, którzy teraz siedzieli we własnych odchodach tam za nimi.
Brakowało im tylko wybuchów w tle, ponieważ kiedy oboje wychodzili z kasyna obładowani po pachy dobrami, kelnerką i całym zapasem mocnych wrażeń przypominali bohaterów dobrych filmów akcji.

Użycie mocy – przenikanie 1/3.

Kirin + Fenrir z/t

                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.08.15 22:55  •  GŁÓWNA SALA - Page 2 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Wślizgnęła się do kasyna już dużo wcześniej, jeszcze zanim zaczęła się ta masakra. Tak naprawdę nie miała zamiaru tutaj grać. Miała na celu jedynie poznanie mieszkańców Desperacji. Kto by się spodziewał, że trafi w sam środek tak brutalnego mordobicia?
Gdy dwójka mężczyzn wbiła do kasyna i wcale nie zachowywała się jak przykładni dżentelmeni, Ali poczuła się trochę niepewnie. Wcisnęła się w kąt i zasłoniła się jeszcze krzesłem, używając w dodatku swojej mocy kameleona. Wtopiła się w tło, wodząc przerażonymi oczyma po tłumie. Dużo widziała, a jeszcze więcej słyszała.
Och, z pewnością nie powinno jej tu być.
Drobna i delikatna anielica w takim miejscu?
Modliła się cały czas, żeby tylko nikt jej nie zobaczył. Co prawda już całkiem nieźle opanowała swoją moc i było małe prawdopodobieństwo, że zwróci kogoś uwagę, ale... Nigdy nic nie wiadomo.
Zamarła, widząc jak jeden z mężczyzn podchodzi do małej, tak podobnej do niej dziewczynki.
"Alicja z Krainy Czarów?"
Wzdrygnęła się.
Zostaw ją, zostaw ją, zost...-
Prawie że krzyknęła, gdy wymordowany zatopił zęby w dłoni dziecka. Zasłoniła usta, nie mogąc oderwać oczu od tego makabrycznego widoku.
Czemu, och czemu ludzie tacy tutaj są? Przecież to nie ma sensu... Dlaczego? Dlaczego zamordował małą, niewinną istotkę?
Powinna coś zrobić. Wkroczyć. Zrobić coś, nie wiedziała sama co, ale... ale bała się.
Jakim ona jest niby aniołem, że nie potrafi pomóc jednej dziewczynce? Siedziała wciśnięta w ten kąt jak sparaliżowana. Czemu nie potrawisz przezwyciężyć strachu, Alicjo?
Nie chcę umierać.
Jak przez mgłę zobaczyła, co się stało z jedną z kelnerek. Zacisnęła z całej siły oczy, chcąc się odciąć od tej chorej sytuacji. Pierwszy raz działo się coś takiego. Dotychczas żyła w M3 lub w Edenie, gdzie była bezpieczna. Teraz jednak okazało się, że Desperacja nie jest tak przyjemna, jak miała nadzieję.
Nie pasujesz tutaj, Alicjo. Nie powinno Cię tu być. Co może zrobić taka mała osóbka jak Ty, której życie polegało na siedzeniu w książkach i piciu czekolady?
Dziewczyna próbowała myśleć o czymś innym. Niedaleko kasyna schowały jej się dwa feniksy. Tylko musi do nich dotrzeć albo jakoś zawołać...
Nie.
Bo przylecą na pewno, chcąc ratować pannę Wieczorek. I pewnie zginą. Musi sobie poradzić sama, jeżeli ci ludzie będą chcieli zabić tutaj każdego.
Więc siedziała tylko w kącie i udawała, że jej tu nie ma. Była jednak na siebie wściekła. Przez długi czas Ali nie będzie potrafiła sobie wybaczyć, że nie wkroczyła w tamtej chwili. Bo przecież mogła coś zrobić. Ma różne moce. Mogła kogoś uratować, ale się bała.
~*~
Gdy zrobiło się trochę ciszej, dziewczyna wreszcie otworzyła oczy. Zaczęła nasłuchiwać i odetchnęła z ulgą, gdy okazało się, że mężczyźni wychodzą. Odczekała chwilę i podniosła się na drżących nogach.
Bądź silna, Alicjo Wieczorek.
Spokojnie. Jest dobrze. To tylko trochę rannych i mały bałagan.
Zacisnęła zęby, widząc krew na ścianie. Podeszła szybko do jednej z dziewczyn, która prawodopodobnie była właścicielką tego kasyna.
- Pomogę. - powiedziała cicho, ale wyraźnie. - Jestem aniołem. - dodała, jakby to miało wszystko wyjaśniać.
Odwróciła się na pięcie i szybko pobiegła w stronę wyjścia, zwinnie przeskakując nad porozrzucanymi krzesłami czy kawałkami stołów.
Rzuciła się sprintem w stronę miejsca, gdzie zostawiła feniksy.
- Suseł, Nutria! - krzyknęła głośno, a piękne, ogromne ptaki do niej podbiegły. - Ranni, była... masakra w tym miejscu. Nie wiedziałam, że.. Och, lećcie za mną.
Wróciła z powrotem do kasyna. Mniejsza Nutria jej dotrzymała kroku, ale Suseł przez chwilę mocował się z drzwiami. Po chwili jednak i on stanął u boku anielicy.
- Zajmijcie się rannymi. - poleciła, po czym sama wyjęła ze swoje nieśmiertelnego plecaczka jakieś bandaże i maści prosto z Edeńskich szpitali.
- Co mam robić? - zapytała się właścicielki kasyna. Bo... Rannych jest dość dużo, ale może ta druga dziewczyna wypatrzyła kogoś, komu pomoc medyczna dużo bardziej się przyda.
Tymczasem feniksy krążyły wokół ludzi, uzdrawiając pomniejsze rany. Ich łez jednak nie starczy na długo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.09.15 14:10  •  GŁÓWNA SALA - Page 2 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Z jej gardła wydobył się ostrzegawczy warkot. Postacie opuściły lokal, pozostawiając za sobą niezły burdel. Ale to nic w porównaniu z tym, co pozostawili w jej głowie.
- Kundle nie mają tu wstępu. - powiedziała twardo Marcelina, odrzucając broń na blat. Bała się spojrzeć na ten syf. Bała się oszacować straty. Bała się widoku miejsca, na które tak długo pracowała, i które zostało zdemolowane przez jebane, desperackie hieny. Bestia uspokoiła się - na jej miejscu stanął postawny mężczyzna, zapinający właśnie pasek od swoich zszarpanych spodni. Jego odpowiedź była tu zbędna, nie komentował więc. Czekał, aż emocje opadną. W takich chwilach z kobietami nie ma żartów - a już w szczególności z Marceliną.  
- Doigrali się. - powiedziała przerażająco spokojnie do Dżeralda, mrużąc oczy. Była wściekła. Po raz kolejny te irytujące, śmierdzące kundle zalazły jej za skórę. Nie zamierzała lecieć z halabardą do ich siedziby, ale odpuścić tym bardziej nie miała zamiaru. Otarła z czoła ostatnie krople potu, spoglądając na anielicę. Nie odezwała się do niej, jednak czuła wielką wdzięczność. Usiadła na krześle, ukrywając twarz za otwartą dłonią. Jej serce powoli wracało do normalnego rytmu, czerwień w jej heterochromicznej tęczówce zbladła i straciła na wyrazistości, ustępując teraz łagodnie głębokiej szarości. Jej zaciśnięte usta przypominały teraz pionową kreskę.
Po chwili milczenia zainteresowała się Abigail. Chyba widziała ją już wcześniej... ten kolor włosów. Te oczy. Ten głos...
No przecież! Spory kawał czasu temu to w jej ciele się obudziła. W jej oczach zaiskrzyło - chciała zeskoczyć, gdy coś zatrzymało ją i ostudziło jej zapały. To wielkolud chwycił ją w pore, unosząc i kładąc ją sobie na ramieniu. - Dże, co ty odpierdalasz? - zapytała spokojnie, czując po chwili znajome i znienawidzone mrowienie w okolicach żeber. - P... przestań! Ty jebany grub-grubasie! - zawołała, próbując się z krzykiem wydostać z silnych objęć. Po chwili mężczyzna chwycił Abigail, wchodząc na stół i wrzeszcząc na całego. - Chyba trochę przesadził z whisky... - wydukała Marcelina w stronę anielicy, która znajdowała się na drugim ramieniu Dżeralda. Wymordowany trzymał mocno dziewczyny, chcąc najwyraźniej rozluźnić atmosferę. W pewnej chwili niefortunnie poślizgnęła mu się noga - runął na ziemię wraz z obydwiema panienkami, nadal je jednak trzymając. Obydwie upadły na jego dość miękki brzuch. Wheat próbowała wyrwać się z uścisku, nie mogąc jednak ruszyć się z powodu napadu śmiechu. To wszystko było wyjebiście komiczne. Napaść kundli, zgwałcona kelnerka, sterty rannych ciał, pewnie pośród nich trupy... a tu taka akcja.
Ale dzięki temu ich życie było zwyczajnie ciekawsze. - Nie jestem gruby. Jestem puszysty. - wydukał czerwony jak burak Dżerald, próbując się podnieść. Nic z tego.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.09.15 20:55  •  GŁÓWNA SALA - Page 2 Empty Re: GŁÓWNA SALA
To było dosyć szybkie. Najpierw pojawiła się jakaś anielica, która musiała wszystkich poinformować że, uwaga, jest aniołem. Okej, po co informowałaś, dziewczyno? Jak tamci wariaci podłapią temat, to z radością zrobią z Ciebie szaszłyki z piórkami niewinnych aniołów do tego. Na szczęście jednak poszli sobie.
O, poszli sobie?
Czekaj, nie, coś tu było nie tak. Dzięki, że przyszłaś? poinformujemy szefa, że nam pomagasz? A kimże Ty jesteś, człowieku? Abigail spojrzała się na nieznajomego z wielkim niezrozumieniem wypisanym na twarzy, chcąc pokazać światu, jaka ona niewinna.
- A kim Ty w ogóle jesteś, pasztecie. - zaraz po niezrozumieniu na jej twarzy pojawił się piękny pokerface. Czekaj. Właścicielka tego burd- Znaczy się, pięknego kasyna, była wkurzona. A on dosyć głośno rzucił, że jest niby ich ziomeczkiem. Wiecie, jak to się może skończyć?
Tak, dobrze myślicie. Beznadziejnie. Teraz może się rzucić na nią.
Anielica przełknęła ślinę i spojrzała przerażona na wymordowaną, czekając na jej reakcję. Zabije ją? Będzie wściekła? Wierzy im? Ej, masz anioła obok, skup swoją uwagę na niej! A Abi sobie pójdzie, tak. Benio nie mógł widocznie wytrzymać ciszy i samotności przed budynkiem, więc zanim cokolwiek się zaczęło dziać, wpadł na chatę. Ale nie ryczał. Po prostu pokiwał głową kilka razy i nieco się zdenerwował, kiedy Marcelina ruszyła w kierunku Abi, ale nic nie zrobił. W zamian za to mieli okazję podziwiać, jak wielkie coś łapie wymordowaną, a ta krzyczy i się szarpie. Wierna z trudem zdusiła swój śmiech, ale natychmiastowo spanikowała, kiedy to coś podniosło i ją. Wtedy zaczęła krzyczeć.
- NIENIENIENIENIE! - anielica przy tym kręciła głową - Błagam, błagam, ja jestem niewinnym aniołem, niewinnym, pięknym aniołem! może nie tak naiwnym jak panienka z feniksami, ale jednak! Postawcie mnie na ziemi, błagam...
No, dałaś przedstawienie.
Zaraz po tym duży chłop wywrócił się, zapraszając do "tańca" nawet tę dwójkę, która porwał. Benio wtedy przestał się hamować i ryknął, podchodząc powoli do wesołej trójcy. Zatrzymał się jednak, kiedy anielica ryknęła śmiechem wraz z Marceliną. Nie wiedziała nawet, dlaczego się śmieje. Śmiech jest zaraźliwy, więc po prostu zdecydowała się przyjąć pozytywną energię.
- Dobra, przyjaciele, nie bójcie się Benia, on po prostu się o mnie martwi. - powiedziała nieco głośniej - I tak w ogóle, bo chyba czegoś nie rozumiem - o co chodziło z tymi wariatami? A, pozwól, że Ci pomogę.
Anielica uśmiechnęła się ciepło, podeszła do Marceliny i podała jej rękę, zachęcając do natychmiastowego zakopania jakichkolwiek toporów na start i miłej rozmowy.
- Od razu mówię, że nie nadaję się do leczenia, ale mogę w razie czego podać nieco lodu na ochłodzenie. Jestem Abigail, a wy, drogie panie?
Tak, mówiąc to, spojrzała też na drugą anielicę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.09.15 19:22  •  GŁÓWNA SALA - Page 2 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Tu będzie post, jak Alicja się jąka, mówi swoje imię, coś tam pomaga i ucieka, bo się biedna zestresowała.
[z.t]
Wybaczcie, mam teraz zbyt dużo rzeczy na głowie i nie mam jak się ogarnąć. ;-;
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 14 Previous  1, 2, 3 ... 8 ... 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach