Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 8 z 14 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 14  Next

Go down

Pisanie 13.04.17 14:18  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Gdyby nie to, że słowa pracowników kasyna podszyte były strachem, mógłby nawet zacząć coś robić, by uniknąć wypicia wrzątku, po tym, jak i tak chcieli go już poczęstować jakąś zielonkawą chemiczną mieszanką pachnącą tanimi lekami. Nawet ta metoda zemszczenia się na psach została ich wyrwana z rąk, gdy do kasyna jeden za drugim wparowywały psy, niczym pielgrzymka. Wystarczyłby mu jeden, by pomógł wstać na nogi, ale z całej bandy też odrobię się cieszył. Może za bardzo podniecała ich wizja zmiecenia kasyna w proch, by nadal pamiętać, że Kirin jest jeńcem jego pracowników. Gdy tylko usłyszeli hałas z okolicy drzwi, poczęstowali go jeszcze strzałem w kolano i porządnym ciosem w głowę, po którym zamilkł na dłuższą chwilę, obraz przed oczami zaczął mu się dziwnie chwiać.
Musiała minąć chwila, w której to ktoś chwycił go za fraki i cisnął pod nogi psom, żeby zaczął orientować się w sytuacji. Był za grzeczny, kiedy nim tak pomiatano, ale wnętrze czaszki pulsowało mu rytmicznie w miejscu, gdzie cios właścicielki go trafił. Kłapnął zębami, starając się zbadać, czy nie ma złamanej szczęki. Zbyt wiele bodźców na raz, by mógł to stwierdzić dzięki samemu czuciu.
- Niegroźna. - wycedził bez kontekstu, wychylając głowę do tyłu, by widzieć właścicielkę kasyna. Jego moc powinna w tym momencie już zacząć na nią działać, łapiąc Marcelinę w halucynacje, w których nadal stoją w sali obok, a ona celuje do Kirina z broni. Powinna cofnąć się w swojej głowie do tamtego czasu, widząc i słysząc tylko to, co wtedy mogła. Jej ciało, zamknięte w halucynacjach nie mogło zrobić więcej, do czasu uwolnienia się umysłu.
Przeklinał w myślach, wyszukując co raz nowsze zlepki słów mogące wyrazić jego gniew. Dopiero co wyleczył ręce, a teraz postrzelili mu obie nogi, w łydkę i w kolano. Od świeżej rany biła gęsta krew, a druga ugięłaby się pod nim, gdyby spróbował teraz stanąć. Może to i lepiej, że był związany, przynajmniej nie próbował tego dokonać, a niewątpliwie podjąłby taki wysiłek, gdyby nie liny.
Kłapnął zębami i zaczął uderzać ogonem o podłogę, leżąc z niewielką dozą gracji bokiem, w przedsionki sali.
- Chyba śnisz. Zjem cię, zjem ci serce, wyrwę ci je i zjem. - Warczał, nadal oszołomiony, nie na tyle jednak, by nie móc wykrzykiwać kolejnych gróźb.
Zjem cię, zjem cię, zjem cię.
Alicja dołączyła się do ogólnego tumultu w jego głowie. Wszystko wyglądało już jak prawdziwy cyrk, a skroń pulsowała mu boleśnie, rozprowadzając po ciele klujące impulsy. Czuł się trochę jak we śnie, wiedział że dookoła dzieje się coś ważnego, ale tylko wściekłość utrzymywała jego świadomość stosunkowo na miejscu.

Spoiler:
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.04.17 16:27  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Ze skrajnym zniesmaczeniem objęła wzrokiem pomieszczenie i całą wesołą psią gromadę. Zmusiła się do rozluźnienia szczęki - siła z jaką zgrzytała zębami na to bezczelne wproszenie się do środka poważnie szkodziła jej uzębieniu. Przesunęła się wzdłuż ściany, dłoń na krótko złożyła na ramieniu Elisabeth dodając jej trochę otuchy. Stanęła nieco przednią po lewej, ale wciąż nie wychodząc przed Dżerarda. Posłała mu jedno ze spojrzeń, a on odkiwnął wiedząc o co chodzi. Zdążyli już wypracować pewien sposób niewerbalnej komunikacji i współpracy, mniej więcej wiedząc czego po sobie oczekiwać. Na razie stali niedaleko siebie, więc mogła pilnować mu pleców. W ręku dzierżyła miecz, którego ostrze skierowane na razie było ku ziemi. Błyszczącym poirytowaniem spojrzeniem pilnowała kątem oka Marcelinę, a i swoim wężowym ciałem zbierającym wibracje z podłogi czekała na wychwycenie pierwszego ruchu z naprzeciwka sali.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.04.17 22:48  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA

Kiedy tylko Wilczur pojawił się na horyzoncie, od razu ruszył za nim, trzymając się blisko, tak na wszelki wypadek. Z jednej strony miał ochotę roznieść to miejsce i wrócić do domu, z drugiej zaś strony jego wrodzone tchórzostwo szarpało nim, by już teraz odwrócił się na pięcie i zwiał, chowając pod pierwszym lepszym kamieniem. Dlatego też, między innymi, chciał trzymać się blisko Growa. Przy nim czuł się bezpiecznie. Kiedy oczywiście nie byli sam na sam. Bo wtedy przeistaczał się w drapieżnika.
Słowa, jakie wypowiedzieli nieznajomi, w tym najprawdopodobniej właścicielka kasyna, wywołały w nim irytację. Za kogo rzekomo się mieli? Czy oni naprawdę myśleli, że po tym jak potraktowali jednego z Psów, jak szmatę, DOGS wciśnie ogony pod siebie i potulnie odmaszerują tylko dlatego, że ktoś im tak powiedział?
- Psy cz nie psy, ale to nie my tutaj głośno szczekamy I skomlemy. – odezwał się cicho, wbijając twarde spojrzenie w Marcelinę, czy jak jej tam było. - A wszyscy wiedzą kto najgłośniej szczeka. – mruknął odwracając głowę, by spojrzeć na Growa. Wystarczyło jedno jego słowo. Jeden rozkaz. Bał się, ale był gotowy. Udowodnię ci, Grow.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.17 4:06  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Był gotów raz jeszcze się zamachnąć kijem. Najlepiej trafiając w coś, co wyda z siebie w najgorszym wypadku przekleństwo, w najlepszym okrzyk bólu. Jednak w tym samym czasie do środka wkroczyły nowe pary butów i Grow obrócił się przodem do Marceliny, od razu wyłapując jej spojrzenie. Oczy mu lśniły od szczeniackiej radości.
Prawie tak, jakby czekał na nią z tęsknotą.
Cóż, prawie.
Znowu się spotykamy, kotko. Pazury nadal masz tak samo przytępione, jak poprzednim razem? – Jak na złość uśmiechnął się; na tyle szeroko, by zaprezentować przydługie kły. — Mierzysz do nas z tchórzliwej broni... – Cmoknął nagle z przekąsem. — Zawiodłem się.
I dopiero buchnięcie tuż przed Wilczurem zmyło z jego twarzy całą nonszalancję, choć nawet na sekundę nie zerknął ku Kirinowi. Wystarczyło, że czuł zapach jego krwi, potu i skóry, słyszał narwane przekleństwa i odgłosy szarpania się. Irytacja była jednak lekka i niegroźna; możliwe, że na tym etapie byłby jeszcze w stanie chwycić Dobermana za kark i wyszarpać jego pokaleczone dupsko poza obręby kasyna, zostawiając tym samym budynek w niemal nienaruszonym stanie.
Ale irytacja przerodziła się w gniew, a ten już niemal graniczył z szaleństwem.
Słyszał szepty, coraz głośniejsze i piskliwsze.
Zawrzyj pysk.
Przestań UJADAĆ.
Zgiń. Zgiń. Zdechnij.
Zarżnij go, Jace.
ZARŻNIJ, BLUŹNIERCĘ.
Głosy w jego głowie już niemal wrzeszczały, ale umysł pozostał świadomy i poczytalny. Zrobił krok nad Kirinem, odgradzając go od reszty ludzi Marceliny. Bez krzty obawy przed atakiem uniósł rękę na Christophera i machnięciem nadgarstka wskazał za siebie. To był krótki rozkaz, któremu niepotrzebne były żadne słowa. Przydaj się do czegoś i postaw go na nogi. Język przesunął się po spękanych wargach Wilczura. Tylko uważaj, by nie upierdolił ci ręki.
A  potem wybuchnął chrypliwym śmiechem, brzmiącym jak: „hr, hr, hr”.
Ciężko stwierdzić, czy na własne myśli, czy na to, co mówił jeden z ludzi Marceliny.
Grow nie mógł w to uwierzyć. Przecież dał im szansę. Marną, bo marną, ale przynajmniej wyszliby z niej z jakimkolwiek profitem. A tak? Jeszcze przed momentem rozważał, czy zmieść to miejsce z powierzchni Ziemi. Teraz był pewien, że to zrobi.
Za wszelką cenę spali każdy kurewski mebel, na którym tak zależało Chrisowi.
Z tą pewnością spojrzał na Lokiego; pierwszy raz odwracając wzrok od Marceliny.
Ależ, chłopcze – Usta Wilczura wykrzywiły się w uśmiechu — O czym ty, kurwa, kłapiesz dziobem?
Oczy nagle pociemniały, a broda opadła.
Pobaw się z nami.
Jeszcze chwilę wpatrywał się w mężczyznę, ale zainteresowanie zmalało do zera, gdy powiódł spojrzeniem w bok – ku liście osób, jakim zabroniono wchodzić do środka. Wzrok nie był tak ostry, jak wieki temu, ale z tej odległości mógł rozczytać własne imię. Jinxa. Kassandry. Fenrira. Prawie znów się zaśmiał; gdyby nie suchość w gardle, struny na pewno by go nie zawiodły. Tymczasem pozostało mu zrobienie tego, co zrobić musiał. Kątem oka wychwycił więc spojrzenie Kurta, a potem kiwnął brodą w stronę zawieszonej listy.
Spal to, Sullivan.
Zeżryj. Rozszarp. Spuść w kiblu.
Pokaż, jak głęboko w dupie mamy zasady, które tu panują.
Atmosfera robiła się niespokojna i Grow zdawał sobie z tego sprawę. Czuł to nawet w cichym tonie Shiona, który wreszcie rozkleił usta i postanowił zabrać głos.
Niepotrzebnie.
Wilczur warknął, wchodząc mu w słowa.
Dość – Wolną dłoń położył mu na piersi, odsuwając w tył – za siebie. — Jesteśmy tu gośćmi. W dodatku zachowaliśmy się bardzo... – Zmarszczył lekko nos w namyśle, dalej zwracając się już do pracowników kasyna: — Niestosownie. Pozwólcie więc, że na nowo ocieplimy atmosferę.
W oczach pojawił się blask.
To była chwila.
W pierwszej sekundzie Wilczur stał jeszcze; dumny, ale niespokojny, z odciągniętymi do tyłu ramionami i wzrokiem krążącym po pomieszczeniu – za każdym razem wracającym do Marceliny i jej przybocznej straży.
W drugiej poszarpana bliznami ręka uniosła się, a potem huknęła o blat z taką mocą, jakby uderzył piorun. Ogień buchnął, nierówno rozprzestrzeniając się po drewnie i wszystkim, co na nim położono; kilka języków rażącej czerwieni objęło zawiązaną na nadgarstku chustę z widocznym wilczurem.
Dał Psom znak.
Atak.

Użycie mocy:
- Pirokineza (artefakt): 1/3.

Post może być... nieskładny, więc w razie niejasności: piszcie do mnie na PW. Po powrocie do domu go jeszcze przejrzę, żeby w razie czego poprawić stylistycznie.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.17 17:05  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Parsknął głośno widząc czarną listę. Z uśmiechem czytał na głos każdą literę, które razem klarownie przedstawiały jakie nastawienie mają w budynku do Dobermana.
- Ten, którego tu macie zrobił tyle złego co ja. Ba! Zrobił mniej złego, w końcu to ja porwałem waszą przeuroczą kelnerkę, którą potem zeżarli nasi. To ja obrabowałem każdego z waszych klientów i was z waszego dobytku. Jedyne co on zrobił to zabawił się z garstką klientów na swój własny sposób i wyraził swój artyzm na twojej ścianie. Czekam aż przyjdziecie po mnie,
najlepiej osobiście!
- Wykrzyczał ostatnie słowa z pogardą po czym splunął na ziemię jawnie pokazując jak głęboko w poważaniu ma właścicielkę tego miejsca i cały personel.
Sprawa jednak szybko uległa zmianie kiedy zobaczył tego, po którego tu przyszli.
Gdy poobijane cielsko żyrafa wylądowało na glebie, był jednym z pierwszych, którzy do niego dopadli.
Widząc stojącego nad nim i Kirinem wilczura, spojrzał ponownie na swojego przyjaciela i stanął na równe nogi. Tym razem jednak bez uśmiechu. Stanął po prawicy Growa, zasłaniając bardziej żyrafa i bez słowa wcisnął przycisk przy jego szczęce, przez co metalowa płytka zasłoniła jego brodę i usta.
System, wtłaczanie nanomaszyn i adrenaliny od teraz.
Krótka komenda we własnej głowie i już po chwili czuł jak jego ciało wypełniają dziwne cuda technologii dające większą wytrzymałość i odporność na ból połączone z błogim uczuciem dodającym szybkości i refleksu.
Nie był już w stanie czekać na rozkaz, który i tak po chwili się pojawił. Musiał im odpłacić za to co zrobili i dać im szansę na dorwanie go teraz. W końcu i tak już napsuł im krwi, po co zwlekać. Rzucił się z wyskoku do Lokiego wykonując cięcie przy użyciu wystrzelenia katany na włączonym module, licząc na to, że przetnie go w pół razem z tym czym ma zamiar się bronić. Drugą dłonią już przy cięciu sięgał po zawieszony na pasie karabin UMP, odbezpieczony na długo przed wejściem do sali. Posłał kule w pierwszego lepszego przeciwnika, a najlepiej wszystkich. Nikomu nie ograniczał dawki ołowiu, każdego chciał nim nakarmić. Poza psami oczywiście.

//
Użycie w postach:
Katana (1/3)
System nanomaszyn i adrenaliny (1/3)
Zakładanie i wygląd tej blachy:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.04.17 19:05  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA
.......Och. Przybył. Gwiazda wieczoru (czy też dnia), jak zawsze brzydki i wprost proporcjonalnie względem brzydoty charyzmatyczny. Takim mniej więcej torem biegły myśli sekretarza na widok Wilczura. Nigdy nie darzył, nie darzy i najprawdopodobniej nie będzie darzył go sympatią. Z wielu powodów. Jednak zawsze był lojalny i wyznawał zasadę, że pyskować, ironizować, kpić (nietypowy repertuar jak na niego, z reguły był przyjazną gadułą) może, gdy są sami, a nie w większym towarzystwie.
"Młody, nie produkuj się".
Pudel zacisnął zęby i łypnął spode łba na nielubianą osobistość.
Powinni ci obciąć pensję za nieprawidłowe zarządzanie finansami, ty paskudna strzygo.
Może to i lepiej, że na niemal sto procent nikt z obecnych nie potrafił czytać w myślach. No, a przynajmniej taką nadzieję miał Chris, skromną, bo skromną, ale jednak.
- Dzień Dobry, Wilczurze - rzucił tonem suchym niczym wióry, zupełnie jakby widział go dziś po raz pierwszy, a do tego skinął sztywno głową. - Mam nadzieję, że miałeś już wgląd w ostatnie raporty odnośnie stanu magazynu.
Był to jedyny komentarz Chrisa, który następnie zajął się ocenianiem liczebności Psów. Chciał wiedzieć, kto był na misji nie tylko do raportu, ale też ogarnięcia, czy po tej misji wszyscy wrócili żywi. Niekoniecznie zdrowi, ale oddychający, ewentualnie sapiący. Przy okazji ściął Ailena nieco oburzonym spojrzeniem, kręcąc przy tym głową.
Jek urwie nam łby. Tobie za głupie pomysły, mi za to, że nie wygoniłem ciebie z powrotem, zdawały się mówić jego ślepia, które zaraz po tym przeniosły się w stronę Rumcajsa. Jego obecność nieco go zaskoczyła. Właściwie bardziej, niż nieco. Na tyle mocno, by nie odpowiedział na jego wcześniejszy komentarz. Jeśli się nie mylił, Wyżeł od dawna nie był widziany w siedzibie, ale najwyraźniej coś musiało się pozmieniać. Był jednak ciekawy, dlaczego żaden ratler o tym nie wspomniał.
Jednak jego próbę odnalezienia się w tym całym burdelu przerwało wtargnięcie ekipy Marceliny. I tak jak oszczędne słowa właścicielki nie wzbudziły w nim żadnych większych emocji, tak wypowiedź dziwnego pana (wysokie bydlę, można się pobawić w rzutki) sprawiła, że mu szczęka opadła na bok. Nie wątpił, że członkowie kasyna mogli narobić szkód. Chris zawsze realnie oceniał sytuację i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie atakują bezbronnych owieczek (w sumie, mógł wziąć któryś artefakt z magazynu, ale stwierdził, że nie będzie takiej konieczności), ale nie spodziewał się, że druga strona może być tak mało inteligentna i zlekceważyć zagrożenie płynące z najbardziej agresywnej organizacji na terenie Desperacji. Dla Chrisa Loki właśnie wykazał się nadmiarem arogancji, bo nawet jeśli był mocny, to każdego dało się zabić. Poza tym główny głos należał do Marceliny, a nie do niego, więc najprawdopodobniej albo mu dała pozwolenie na taką przemowę albo on wykazał się teraz pewną dozą niesubordynacji.
- Trzeba było kazać mu milczeć - powiedział cicho, zaraz potem odsuwając się, by Wilczur mógł swobodnie rozpocząć swoje działania.
Rozkaz odebrał. W końcu znał przywódcę gangu i potrafił przewidzieć część jego działań, dlatego poszedł zająć się rannym towarzyszem. Uklęknął, jednak prawym kolanem zasłonił większość tułowia (jak przy standardowym klękaniu obok poszkodowanego) i przekrzywił łeb, oceniając stan Psa.
- Kirin - wyraźne słowa, próba nawiązania kontaktu wzrokowego. - Nie gryź mnie. Rozwiążę cię teraz, ale jak mnie pogryziesz, to będziesz pisał za mnie raporty przez najbliższe miesiące. Nawet, jeśli nie umiesz pisać. Nie. Gryź Mnie.
Kładł większy nacisk na jego imię i słowa o rozwiązaniu. Co prawda tętno Chrisa było przyspieszone ( sytuacja już zaczęła go stresować), ale jego serce często biło szybciej, niż powinno. Większość Psów przyzwyczaiła się do tych skoków adrenaliny w jego żyłach, jednak martwił się, że doberman mógł go nie rozpoznać, tudzież potraktować jak ofiarę. Dlatego dla pewności Chris powtórzył imię towarzysza, czekając na pewną iskrę zrozumienia w jego oczach. Następnie zaczął sprawdzać siłę więzów i sposób splątania, a na koniec próbował rozwiązać mężczyznę. Miał co prawda scyzoryk w kieszeni, ale nie wiedział, jak na widok "czegoś ostrego" zareaguje towarzysz.
A za jego plecami rozpętało się piekło. Norma.
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.17 1:14  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Nigdy jakoś nie miała okazji odwiedzić desperackiego kasyna dla desperatów, którzy chcieli przegrać ostatnie posiadane gacie. Z czystego braku zajęcia i totalnej nudy stwierdziła, że nic nie stoi jej na przeszkodzie opuścić bezpieczną kryjówkę w Górach Shi i poprzebywać nieco wśród mieszkańców Apogeum. Nie była potrzebna wśród wiernych, z którymi przecież i tak miewała mało kontaktu. Inkwizycja zaś potrafiła o siebie zadbać bez jej nadzoru. W planach nie było również żadnych krucjat, obrzędów, libacji alkoholowo-narkotykowych czy palenia dziewic w imię Najwyższego. Wiało nudą.
Uznawszy, że Valli przyda się rozprostowanie skrzydeł i lekki trening, zabrała ze sobą towarzysza, ale nie tylko w celu rozruszania swojej ognistej ptaszyny. Nie planowała nadużywania mocy tylko po to, żeby nie wpadać na ściany, zabrała ze sobą przewodnika. A mimo wszystko była też uzbrojona, choć ślepa niewiele pożytku miała z łuku. Niemniej jednak, podróż na grzbiecie feniksa przebiegła dość spokojnie i niespiesznie, nie było powodu do gnania na złamanie karku i wyczerpywania sił pierzastej bestii, która, według wyliczeń Invidii i tak powoli zbliżała się do końca kolejnego cyklu.
Wylądowała nieco większy kawałek od lokalu, chcąc chwilę się przejść i rozprostować nogi. Była ubrana w strój, który całkowicie odbiegał od jej standardów życia codziennego - przede wszystkim, nie była to sukienka, zbroja ani ciasno zaciśnięty gorset. Luźna koszulka i spodnie zdecydowanie nie były czymś, w czym można było ją spotkać, ale kaprys nakazał jej działanie przeciwne naturze. Ze spokojem dawała się prowadzić towarzyszowi, choć coś zdecydowanie jej nie pasowało. Przeczucie, jakaś kobieca intuicja i czułe uszy wychwytywały dźwięki kłopotów. Najgorszy w tym wszystkim był fakt, iż najwyraźniej wszystko działo się w miejscu, do którego podążała. Czyżby klient nie zgadzał się z utratą reszty majątku?
Zdjęła z oczu czarną opaskę i, choć niezbyt tego chciała, aktywowała moc. Świat w odcieniach szarości zamajaczył najpierw niewyraźnie, tańcząc różnymi plamami dookoła niej, igrając ze zniszczonym zmysłem. Wreszcie kontury zaczęły być wyraźniejsze, rozmycia wyostrzyły się i skupiły w konkretne kształty i sylwetki. Zatrzymała się zaraz po wejściu do głównej sali, ogarniając z lekkim zdumieniem całą scenerię. Aż takiego obrotu sprawy się nie spodziewała.
- Chyba nie pora na odwiedziny... - stwierdziła dość cicho, częściowo do siebie, a częściowo do swojego przewodnika. Nawet chciała już odwrócić się i wyjść, żeby móc wrócić tu kiedy indziej i nie mieszać się w nieswoje sprawy, gdy dostrzegła znajomą sylwetkę, aktualnie jak gdyby nigdy nic hukającą o blat dłonią.
To była ta cholera.
Ten chrzaniony skurwiel.
Ale jej cholera i skurwiel. W dodatku jeszcze zniknął jej na tak długo, że zdążyła stracić rachubę. Rok? Półtora? Dwa lata? A może to wcale nie tak?
- WILCZUR! - wydarła się na tyle głośno i na tyle wściekle, że zapewne przekrzyczałaby cały harmider panujący aktualnie w pomieszczeniu. A nawet jeśli nie - wrzask spokojnie dotarłby do jego osoby, w ten czy inny sposób.
Końce długich, szpiczastych uszu pociemniały, na twarzy wymalowało się coś pomiędzy gniewem, szokiem a ulgą. Tajemnicza mieszanka objawiała się dziwnym wyrazem - wargi wyginały się złowieszczo, jakby powstrzymując obelgi i kolejne krzyki, brwi ściągnęły się w lekkim niedowierzaniu, iż menda jednak żyje, ale delikatnie niebieskawe oczy wydawały się być niezwykle spokojne.
Nie ruszyła się jednak z miejsca, woląc nie wleźć nikomu pod linię strzału czy rzutu stołem. Z drugiej strony, chciała też jako tako zachować neutralność. Póki co.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.17 1:31  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Dobrze, że spojrzenie sekretarza nie miało tak wielkiej mocy, by ściąć zwiadowcę z nóg, jak zawadzające drzewo w środku dziczy i rzucić martwe, nikomu niepotrzebne na glebę, żeby w spokoju zgniło sobie pod warstwą narastających nań śmieci. Wymordowany stał niezmiennie wyprostowany z jedną ręką wciśniętą w kieszeń przydużych spodni, drugą bezwiednie opuszczoną wzdłuż ciała. Skoczek był dla niego absolutnie śmieszną osobą z tymi wszystkimi przerysowanymi gestami, barwną mimiką czy też samymi spojrzeniami, które na wzór popularnych w ichniejszych czasach słodyczy, wyrażały więcej, niż tysiąc słów. Śmieszny w znaczeniu pozytywnym, bo z racji tego, że sam wypadał dość statycznie, miło było mu uśmiechnąć się na kolejny zamaszysty ruch ręką, który bliżej przywiódłby mu na myśl jakiegoś rozentuzjazmowanego Włocha, aniżeli cokolwiek potrzebnego czy poważnego. Niemniej ten wyraz nie drgnął kącikami ust bruneta, a przynajmniej nie ku górze. Chart uniósł nieznacznie jedną brew, drugą upuszczając sobie w nieco  naburmuszonym geście. 
A tobie co?
Zdawał się mówić, nawet wyciągając zdrową rękę z kieszeni, lekko unosząc ją ku górze. Zrobił to na tyle subtelnie i krótko, by nie dawać całemu otoczeniu wielkiego widowiska, jak to zbiera nieme reprymendy od nadopiekuńczego Pudelka. Skoczek nie był jego matką, a Kurt wiedział na co się pisał... Bo sobie jeszcze kark złamiesz tym gniewnym kręceniem łbem, Chris... Przewrócił teatralnie oczami i pognał myślami do wchodzących, obracając w ich kierunku głowę.
Woń krwi zatańczyła w jego nosie, kierując już i tak zirytowane spojrzenie na ciało Dobermana. Głupstwem byłoby nie spodziewać się podobnego widoku, ale Ailen niedługo miał okazję doznawać zawodu, bo nie minęła chwila, a zaczął dziwić go szereg osobliwych zdarzeń.
Czarna lista, co? 
Powiał do niej spojrzeniem, łapiąc się na tym, że absolutnie nie wiedział jak to skomentować we własnej głowie. Musieli być śmieszni, by naprawdę wierzyć, że podobne słowa uwiecznione na kartce mają jakąkolwiek moc. Czy ten świat wyglądał na żądzony pisemnymi prawami? Gdyby tylko był trochę bardziej otwarty, chyba wybuchnąłby śmiechem. Niemniej pełne politowania rozbawienie nie mogło wbić się na pierwszy plan, gdy głos zabrał mężczyzna imieniem Lokstar.
Pewność siebie była jedną sprawą... jednak ostentacyjność z jaką wspomniana postać ją manifestowała była co najmniej nierozważna. Ai poczuł tlącą w gardle nienawiść. 
Mówił, mówił, mówił...
Tyle niepotrzebnych słów wylewało się z jego ust, że Chart zaczynał się niecierpliwić. W czasie jego monologu ktoś zdążyłby go podejść i zabić z cztery razy, jak nie więcej. Sam przekaz był wysoce nieprzemyślany. A myślał, że po co przybyli tu całą bandą, jak nie po to, by trochę 'nadpalić sobie futerko' w ferworze walki? Wszyscy liczyli tu na pobrudzenie sobie rąk. Szczególnie czerwienią.
Cofnął się do listy, pozwalając sobie raz jeszcze rzucić na nią okiem. Widział ukradkowe spojrzenie Wilczura, jednak w gruncie rzeczy nie było mu ono do niczego potrzebne. 
- Szczam na waszą listę. - powiedział, niezbyt głośno, niekoniecznie również do kogoś. Nim zaczął przeistaczać swój gniew w czyny, musiał dać sobie upust również w słowach. Klapnął niedbale ręką o gładką powierzchnię listy, natychmiast wypalając na jej środku czarny kształt własnej dłoni, który z wolna pożerał kartkę od środka. Sullivan ani myślał na to patrzeć. Odwrócił się niemal od razu, zgrywając się ze znakiem, który dał im Wilczur. 
Nogi wciąż nie były tak sprawne, jak kiedyś, jednak szczyl pokusił się o długi skok w kierunku wystawy z alkoholami, chcąc wykorzystać powstałe zamieszanie i własny, niezbyt krzykliwy wygląd, by wykupić sobie kilka sekund, w których jego dłonie zawędrowałyby do pierwszej lepszej butelki. Byłoby to bardzo ciekawym trafem, gdyby sięgnął akurat po whisky, którą to kilka chwil temu zaprezentował mu znienawidzony mężczyzna. On jednak nie zamierzał jej pić i wdawać się w dyskusje. Wyrzucił butelkę w stronę świty Marceliny, celując z własnego kaprysu w kierunku osłoniętej przez jakiegoś byka, niezbyt standardowej anielicy. Cela miał dobrego, ale rzut nie musiał się zakończyć efektownym trzaskiem o sam, nierówno wygolony łeb dziewczyny. Prawdę mówiąc Ailen zadowolilby się zwykłym trzaskiem szkła tuż pod nogami ochroniarzy, by zaraz posłać w ich kierunku języki ognia, które, jeśli jego cel zostanie osiągnięty, zaczełyby zachłannie lizać przyjaciół właścicielki kasyna po nogach, tylko podsycone rozlanym alkoholem. Akurat miał to szczęście, że niemal cała świta wydawał się stać mniej więcej w tym samym miejscu. Nie ukrywał, że chciał to towarzystwo spalić albo chociaż unieruchomić.
Sam Ai, przejechawszy sobie dłonią prawej ręki po bandażu ukrytym pod rękawem bluzy, niedługo marnował swój czas na rzeczy drugiej ważności jak ból. Powiódł palcami do kieszeni w pełnej gotowości, by w razie kontrataku, po prostu zniknąć. 
Usłyszał obcy głos, bijący się po ścianach kasyna, jednak skupiony na własnych działaniach, nie odrywał spojrzenia od przeciwników.  

Moc:
» pirokineza: 1/3 posty działania.

|| Przepraszam za ewentualne błędy i polskie znaki, które mogły mi w niektórych miejscach pouciekać. To moje pierwsze starcie z pisaniem postów na urządzeniach mobilnych. W razie błędnej interpretacji rozłożenia poszczególnych elementów w pomieszczeniu, pisać na pw. 
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.04.17 20:09  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Nie wiedziała ile minęło. Dawno temu straciła poczucie czasu, kiedy minęło raptem parę miesięcy od jej zniknięcia z kryjówki. Chadzała to tu to tam, szukając czegoś, co było jej kompletnie nieznane. Szukała wielu osób, wielu rzeczy, do momentu aż tego nie znalazła. Tak samo było z jej siostrą.
Nie wiedziała tylko, czy aby na pewno było mądrym posunięciem, aby się tym interesować. Co prawda mieli ze sobą dość bliski kontakt, jak nie najlepszy na całej Desperacji - heh, w końcu były siostrami - niemniej lata jakiem im się dłużyły nie powinny dziwić Hemofilię, iż przez parę lat Anemia nie dawała oznak jakiejkolwiek formy życia. W końcu tylko była szaloną, niedojrzałą wymordowaną, która była wstanie zabić z byle jakiego powodu. Pod tym kątem nieco różniła się od Amelii. Ale nie od Hemofilii.
Jedna wiadomość zmieniła w drastyczny osób osobowość Amelii. Jedna wiadomość od członka KNW sprawiła, że zaczęła pałać do tej organizacji srogą nienawiść, żal i gorycz. Jedna głupia wiadomość.
Anemia zginęła z rąk Kościoła.
Od tych słów rozpoczęło się jej szaleństwo. Czas uciekł w niepamięć, chęć zemsty przerósł cały zdrowy rozsądek dziewczyny. Tylko dlatego, aby móc wyżyć się na nich za zabicie jej ukochanej siostry. Bezsensowna tułaczka przez kilka miesięcy nabierała sensu, kiedy pierwszą lepszą osobę mogła zabić z nadzieją, że owa osoba należała do Kościoła. Pierwsza lepsza spotkana osoba z KNW przynosiła ulgę, kiedy mogła mu zadać niewyobrażalny ból i cierpienie. Męczący głos w głowie zaprowadził ją do wielu miejsc, szukając instynktownie, w desperacki sposób pomocy, niemniej nikt nie był wstanie jej pomóc. Nikt nie chciał. Błąkała się długi czas, brudząc ręce w morzu krwi. Głos Hemofilii przeważał nad jej ludzkimi odruchami, czasem zapominając, że była tą rozsądną, może nieco szaloną Amelią. W taki sposób, po wielu miesiącach błąkania, doprowadził ją do Kasyna.
Na ironię losu spotkała całą hołotę DOGS.
Ale nawet nie była wstanie zareagować na to odpowiednio.
Piorunujący ból w głowie dawał jej wyraźnie we znaki, o czym mógł świadczyć sam fakt, że trzymała się za nią wpół zgięta. Czując jak głos w głowie próbuje zapanować nad jej ciałem, starał się mu przeciwstawić, ale bez skutku. Skręcała się, skomlała mało zrozumiane rzeczy, czasem przeplatając je słowami "daj mi spokój "przestań, zostaw mnie!", z nadzieją, że to pomoże, nie zwracając najmniejszej uwagi na to, że zaledwie 100 metrów dalej był ktoś, kto byłby wstanie jej pomóc.  Źrenice zmniejszały się i powiększały, jakby dziewczyna walczyła z samą z sobą. Aby tylko nie dać się ponieść niepotrzebnej adrenalinie. Jednak i to nie miało najmniejszego sensu. Długo nie musiała czekać aż wirus X omota jej całe ciało, a na światło dzienne wyjdzie jej druga, bardziej paskudna strona osobowości. Hemofilia w czystej postaci.
Wokół niej zapadła cisza. Nie na długo, bo chwilę później wyciągnęła w błyskawicznym tempie swoje ostrze i bezmyślnie rzuciła się na pierwszą lepszą osobę, która stała najbliżej drzwi. Na nieszczęście, był to Skoczek. Trzymając swój paskudny, pełen zemsty uśmiech, zaszła go od tyłu, chcąc poderżnąć mu gardło. Najsłabsze ogniwo z całej ferajny. Nie robiła tego specjalnie, w zasadzie starała się nad sobą panować. Jednak nie bardzo jej to wychodziło. Pod wpływem szału i tak zachowała się nad wyraz ulgowo jak na początek. Niemniej pierwszy szok ze strony psów długo pozostanie w pamięci przywódców. Nie chciała tego.
- Zginiesz jak wszyscy - wychrypiała mu do ucha, trzymając pełen szaleństwa uśmiech, łapiąc go silnie ramieniem, zaś ostrze chłodne, zardzewiałe ostrze zatrzymała przy jego gardle - bo takie są zasady gry - dodała tą samą tonacją, łapiąc go mocno za szczękę, aby móc przechylić jego głowę, tylko po to, aby przejechać językiem po całej długości jego szyi.
Niech się na nią nie gniewa.
Nie jest sobą, a ona chce tylko pomocy.

/ nie czytałam postów, więc jak będzie coś bez sensu i nielogicznego, zmieńcie to w waszych umysłach tak, aby to pasowało |:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.04.17 22:00  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Ból głowy przeszył ją na wylot. Telepatka wiedziała, że ktoś próbuje ingerować w jej myśli i wprowadza zamęt w jej umyśle. Znała już te sztuczki. Sama potrafiła z takowych korzystać.
Teraz ponownie stała naprzeciwko Kirina, celując w niego. Słyszała szepty, krzyki, mary wydrapywały w jej mózgu dziurę, gryzły jej wspomnienia i wołały do niej, często w zupełnie nieznanych Marcelinie, prastarych językach. Chwiała się, Kirin szczerzył się do niej, wszystko wydawało się być snem... koszmarem. Wszystko było dokładnie takie samo, wymordowana utknęła w pętli czasu. Zagryzła wargi, próbując skupić się i w jakiś sposób odeprzeć atak mar, celując w Kirina. Chciała nacisnąć spust. Siła, jaka na nią napierała, była ogromna. Ugięła się pod wpływem walki, jaka toczyła się w jej umyśle. Opuściła broń. Nie zrobiła tego celowo, przeszkodziły jej w tym jej własne myśli, jej mary, które nigdy nie milczały. Teraz stały się jednak głośniejsze, silniejsze, kąsały boleśniej. Dyszała ciężko. Nie wiedziała, że mary tym razem uratowały jej dupę, a nie przeszkodziły w realizacji planu.
Czas jakby zwolnił. Drobinki kurzu dryfowały wokół jej głowy niczym planety wokół słońca. Kilka krótkich sekund zajęło jej ponowne skupienie się na akcji. Przebudziła się w chwili, gdy z gardła wilczura wydobył się śmiech, a raczej... suchy chichot. Nie słyszała jego przemowy, nie widziała, co działo się wcześniej - może to i lepiej. Nic nie denerwowało jej bardziej, jak te ich beznadziejne przemowy. Banda pół-inteligentów. Uśmiechnęła się pod nosem, teraz chwiała się lekko, czując się zupełnie tak, jakby dzień wcześniej przeżyła ostre balety. Ogarnij się, kobieto... W końcu doszła do siebie. Niestety, zajęło jej to trochę czasu, przez co musiała przyspieszyć akcję. Nie bała się wilczura. Przywódca psów wywoływał w niej inne emocje.
Irytację.
On ją po prostu wkurwiał. Jego wzrok, jego postawa, jego śmiech, jego głos, jego beznadziejne poczucie absolutnej przewagi. - To Cię zgubi. - szepnęła Marcelina, zwracając się do swoich. - Zia, bierzesz tego... - wskazała na Rumcajsa aroganckim uniesiem palca wskazującego. - Lily! - palec przesunęła delikatnie w bok i wskazywala teraz na Ailena. - Dżerard - mruknęła, łbem kierując jego wzrok na Fenrira. W tym momencie psy ruszyły w ich stronę. Zaczął się atak. Marcelina zrobiła krok w tył, a jej lewe ślepię przybrało czerwony odcień. - Loki - warknęła, ściskając mocniej Billie Jean - przydupas wilczura jest Twój. - Dżerard oddał pierwsze strzały w stronę Fenrira. Elisabeth uczyniła to samo - tyle, że ona oddała cztery strzały w stronę Ailena.
W tym samym czasie Fucker, który postanowił zostać na zewnątrz, stał się celem Atrity. Gryfica dostrzegła go już wcześniej, teraz kryjąc się w zaroślach. W końcu postanowiła zaatakować, podbiegając w jego stronę i stając na dwóch łapach. Jej ogromne skrzydła sprawiły, że wyglądała jeszcze potężniej. Krzyknęła najgłośniej, jak potrafiła.
Marcelina syknęła. Jednym ruchem zatrzymała te pociski, które skierowane były na nią. Pociski stanęły w miejscu, obracając się jeszcze, po czym spadły z metalicznym dźwiękiem na podłogę. Elisabeth udało się umknąć tym, które wycelowano w nią, Dżerard oberwał - jedna kula drasnęła go w ramię. To tylko doprowadzilo mężczyznę do granicy furii - skulił się na ziemi, jego skóra zaczęła pulsować, nagle urósł, porastając czarną sierścią. Prawie dwu i pół metrowy, czarny wilkołak z jarzącymi się, bialymi ślepiami obrał sobie za cel Fenrira. Doskoczył do biomecha, uderzając potężną łapą w jego prawy bok.
Elisabeth w tym samym czasie zrobiła kilka kroków w lewo, skupiając się przez ten czas na wybranym przeciwniku. Po chwili już z podłogi wystrzeliły niczym proce pnącza (przypomnę, iż anielica panowała nad żywiołem ziemi), które oplotły dłonie i nogi Ailena.
Całe kasyno zdawało się nienawidzić gości z żółtymi chustami. - Loki, Zia! - Marcelina schowała rewolwer, chwyciła oba sztylety i rzuciła na dwójkę szybkim spojrzeniem - przypalcie im tyłki. Niech kasyno poczuje smród palonych futer tych zapchlonych kundli - w jednym momencie zmieniła się w gęsty, czarny dym, rozpływając się w powietrzu. Po krótkiej chwili pojawiła się blisko wilczura, materializując się szybko i celując jednym sztyletem w udo, drugim w żebro alfy gangu. Nie zauważyła momentu wkroczenia członkini Kościoła Nowej Wiary.

Spoiler:
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.04.17 23:09  •  GŁÓWNA SALA - Page 8 Empty Re: GŁÓWNA SALA
Został porwany członek DOGSów, czyli gangu, który niezaprzeczanie rządzi Desperacją, ale czy oby na pewno? Zebrała się gromada Psów gotowa pomścić cierpienie kompana, albo i z innych pobudek? Ponoć tym dzikusom wystarczy każdy powód do zrobienia zadymy. Tym razem bynajmniej, nie było to nich błahego.

Fenrir: Pierwszy rzucił się torując drogę innym, którzy poszli zaraz za nim. Wyważył drzwi czerpiąc z tego wyraźną satysfakcję. Ratowanie dupy przyjaciela, a przy tym demolka - brzmiało to świetnie. Niestety do czasu, aż nie dotarło do mężczyzny do jakiego stanu został doprowadzony Doberman. Kolejne decyzje były napędzane przez gniew. Zniknął z ust uśmiech, a to nie był najwyraźniej dobry znak.
Adrenalina, pomieszana z cudami elektroniki i wrzącą w żyłach furią, to nie jest bezpieczna mieszanka. Kolejna do zabawy była katana, cięcie niestety nie było precyzyjne tak jak tego ciał, ostrze ładnie przecięło wyłącznie linie obrony Upadłego, bowiem ten zdołał uciec na czas swoim ciałem. Fenrir, jednak nie zaprzestał na tym. Rozległy się wystrzały. Może i Wilczur uważał pistolety za tchórzliwe bronie, ale jak pięknie zmiatały przeciwników. Tym, który oberwał był Dżerard, wymordowany mógł się teraz pochwalić ładnymi trzema dziurami w ramieniu, klatce piersiowej i brzuchu. Zdążył go trafić zanim tamten się rozbujał za bardzo, co poskutkowało tylko wyłącznie draśnięciem w pancerz.
INFO:

Skoczek: Pudel za bardzo nie wiedział co tutaj robi. Nie da się najwyraźniej zapanować nad bandą wściekłych Psów i to jeszcze już całkiem rozochoconych, co tylko zostało potwierdzone przez trzaskający stół i latające zaraz po nim krzesło. Na nic się zdały słowa Chrisa, który starał się myśleć przedsiębiorczo. Ale rozkaz został wydany, co niestety zmusiło wymordowanego do uległości. Cóż, może nada się wszystko na opał. Albo w końcu sekretarz nie wytrzyma i zatłucze Wilczura za nieszanowanie swojej pracy, cóż, w płonącym kasynie wszystko jest możliwe. Najwyraźniej stan towarzysza nie zrobił na Chrisie takiego wrażenia jak na drugim Dobermanie, może i lepiej, mógł bardziej logicznie myśleć i działać. Kirin okazał się mieć wyjątkowo dużo samokontroli, jak na kogoś, kto był już raz martwy, a teraz krwawił swobodnie z dwóch dziur na nogach. Niemniej rozwiązanie prawdopodobnie udało się prawie bez problemu, prawdopodobnie nie tylko dzięki groźbie pisania raportów. Niestety w życiu wszystko lubi się pierdolić. Nie dość, ze Kirin dostał szału, to jeszcze dopadła go zdziczała Hemofilia, która przystawiła mu nóż do gardła. Niestety nie miał jak tego uniknąć.
INFO:

Kirin: Musiał być to dla Dobermana ciężki czas, widać wpadł z deszczu pod rynnę. Wpierw ręce teraz nogi, przy odrobinie pecha następny będzie kark, z czego już tak łatwo się nie wyliże. Ale nie ma co się martwić na zapas - grunt, ze żył i był nawet w jednym kawałku. Nie licząc nieszczęsnego traktowania, które upodobniło go do worka ziemniaków, ale nie ma tego złego. Zaraz z pomocą przyszedł mu Chris, który rozwiązał węzy. Rana w kolanie krwawiła dosyć dotkliwie, co w połączeniu z poprzednimi obrażeniami dawało naprawdę ciężki orzech do zgryzienia dla świadomości członka gangu. Krzyki pełne furii nie pomagały, ale najwyraźniej przynosiły ulgę dla zszarganej frustracją i gniewem duszyczką.
I właśnie przez to zmęczenie potoczyła się kolejna fala wydarzeń, która chyba nikomu nie mogła wyjść na dobre. Z powodu wycieńczenia organizmu, jak i działań Skoczka Kirin szybko stracił władzę nad swoją mocą. Kolejna pojawiła się złość, a zaraz za nią... Atak szału, który tchnął w jego świeżo uwolnione ciało nowe siły.
INFO:

Rumcajs: Wymordowany postanowił czekać na rozkazy, ewidentnie w dobrym nastroju, co towarzyszyło wszystkim obecnym na tej misji. Można zawsze połączyć przyjemne z pożytecznym. Wszystko działo się ewidentnie szybko, rozmowy, kłótnie, a w szczególności pierwsze ataki, a potem, to już dosłownie stanęli w środku ostatniego kręgu piekła. Niezbyt wyrafinowana strategia, ale grunt, ze być może zadziała. Walka jaka się rozgrywała nie stanowiła pewnie nic dziwnego dla członka DOGS, chociaż tym razem coś musiało go rozproszyć. Wyżeł nie zauważył jak został wyprowadzony atak w jego stronę, chociaż nie odniósł poważnych obrażeń, to został powalony na ziemię, co dało przeciwnikowi szansę.
INFO:

Fucker: Chłodny, kalkulujący umysł socjopaty nakazał Wymordowanemu przystanięcie i obmyślenie ewentualnej strategii, która pomoże albo towarzyszom, albo samemu sobie. Przez pewien czas siedział i nasłuchiwał. Nie wiedział jednak, że stał się celem dla gryficy, która urządziła sobie na niego polowanie. No do czasu, aż jej ogromne cielsko nie zaczęło poruszać się w krzakach. Wtedy wyostrzony słuch Rottweilera mógł bez problemu wychwycić niepasujący do hałasu kasyna dźwięki. Wystarczyło, ze się odwrócił w tamtą stronę i zauważył nadbiegającą bestię.
INFO:
-

Shion: Dzieciak również został wezwany na akcję. Najwyraźniej dla Kundelka miał to być sposób by udowodnić ile jest wart. Niestety nie został potraktowany poważnie, ani przez przeciwników, ani przez Wilczura, który odsunął go za siebie jak płową gałązkę, którą można wyłącznie bronić.
INFO:

Arcanine: Czasem zwyczajnie trzeba rozpętać apokalipsę, bo Desperacja przeżyła ich zbyt mało ostatnimi czasy, więc czemu by nie spalić Kasyna? Brzmi jak świetny plan szczególnie dla kogoś, kto właśnie doznał obrazy majestatu i ma za sobą całe stado wściekłych Psów, no i ma taki charakter jak Wilczur.
Po krótkiej, a jakże treściwej wymianie zdań z Marceliną, rzuceniem rozkazami, oraz kilkoma porozumiewawczymi spojrzeniami wymordowany postanowił zamknąć teatrzyk dla zwiedzających - definitywnie. Uderzenie dłonią w stół brzmiał jak grom, a płonienie mu zawtórowały, tak naprawdę dopiero wtedy rozpoczynając całą bitwę. Nikt nie odważył się obrać za cel bezpośrednio Growa. Do czasu, aż obok niego pojawiła się Marcelina, która chciała go zaatakować, ale wtedy Wilczur mógł wyczuć woń jej strachu, która przebijała się przez smród dymu.
INFO:

Ailen: Łażenie na rozpierdol samemu będąc po części wrakiem nie jest zbyt mądre, no chyba, ze się jest wymordowanym i już się raz umarło, a potem pokazało śmierci środkowego palca i wróciło się na ziemie z jakimiś fikuśnymi umiejętnościami, wtedy można próbować. Widać Chart postanowił zaryzykować, co nie było wcale takie mądre, jak się miało zaraz okazać.
Plan był zajebiście dobry, olanie reguł panów domu ciepłym moczem, a potem dołączeniem do wesołej gromadki piromanów. Zdołał wydostać się do baru, wydawać by się mogło, ze już wszystko potoczy się gładko, ale niestety nie tym razem. Olał groźby Marceliny ciepłym moczem i zawtórował swojemu dowódcy, gdy ten dał znak. Niestety przez odniesione obrażenia jego rzut nie był zbyt celny, ale ogień się mimo wszystko zajął odcinając kolejne miejsce wrogom. Chociaż w życiu zawsze jest coś za coś, tym razem, tym czymś za podpalenie kolejnego skrawka kasyna okazało się uwięzienie przez moc jednej z przeciwniczek.
INFO:

Hemofilia: Kobieta wpadła w szał, jej nieszczęsną ofiarą stał się Chris. Najwyraźniej kobieta zignorowała Rottweilera, który starał się nie dać zabić przez gryfice. Najwyraźniej polowanie ma się zacząć od najsłabszego osobnika. Niestety nie miała pojęcia, ze w ten sposób tylko pomaga wrogom DOGSów i Kirinowi, który również wpadł w szał i oto w ten sposób bardzo łatwo może dojść do tragedii, której bohaterem poszkodowanym będzie gościu od papierkowej roboty.
INFO:

Kasyno postanowiło odebrać swoje długi za pewną, wręcz niesmaczną w swojej brutalności, akcję jakiej się dopuścił jeden z psów. Co prawda byli przygotowani na przybycie "gości", ale i tak pojawienie się DOGSów zwiastowało nie małe problemy. Chociaż najwyraźniej nastawienie psychiczne to jest podstawa, bowiem pozwolili sobie nawet na szydzenie z wrogów zanim na dobre rozpętała się walka.

Marcelina: Właścicielka tego miejsca, oraz najwyraźniej dobra pani domu ze spluwą. Tchórzliwa bron, czy nie - może wyrządzić szkody. Standardowo zaczęło się od wymiany zdań, która od początku była skazana na klęskę. Nie na pogaduchy to przyszli.
Po oddaniu więźnia wszystko jakby przyśpieszyło i zwolniło w tym samym czasie. Głowę Marceliny nawiedziły halucynacje. Na szczęście, jednak wymordowana poradziła sobie z nimi sprawnie, po części dzięki swoim mocą związanym z umysłem, a z drugiej strony była to walka nierówna, jej przeciwnik był osłabiony.
Potem było już tylko gorzej. Szybka strategia, rzucenie rozkazami i zatrzymanie pocisków, maksymalne skupienie, które nadwyręża mózg oraz skupia na jednym uwagę, podczas gdy drugie traci na ważności. Tak było i tym razem. Pośród wrzasków, gradów kul własnych myśli, kobieta nie zauważyła jednego samotnego pocisku, który wgryzł się brutalnie w jej rękę. Ból ją otrzeźwił, uświadomił, że praktycznie tańczy w płomieniach. Atak był prawdopodobnie ostatnią deską ratunku, zanim strach porządnie ścisnął za gardło.
INFO:

Loki: Najwyraźniej upadły bawił się świetnie, majestatyczne przemowy, picie alkoholu, szydzenie z rannego i rychłej śmierci przeciwnika. Taki właśnie powinien być windykator, ale jak się sprawdził w walce? Został obrany za cel przez Fenrira, który postanowił przerobić go na siekaną kiełbasę. Zdołał mimo wszystko uchylić się od ciosu, który pewnie okazałby się zabójczy. Niestety utracił przy tym broń, która zamieniła się teraz na dwie nierówne części, za to ładnie odcięte.
INFO:

Zia: Wymordowana obserwowała wszystko co się dzieje dookoła. Miała wzrok kobiety, która widzi ślady butów na podłodze, którą własnie posprzątała. Pewnie doskonale wiedziała kiedy rozpęta się piekło dostała rozkaz by przypiec wraz z Lokim trochę przybyszów, cóż...ognia mało nie było.
INFO:

NPC: Dżerard -Postrzelony w trzech miejscach, krwawi, nie zostały naruszone organy witalne.
Elisabeth -Atak się udał bez większych problemów.


POLECENIA MG:

Był EDIT posta.


Ostatnio zmieniony przez Rosalie dnia 24.04.17 22:14, w całości zmieniany 2 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 8 z 14 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach