Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 18 Previous  1, 2, 3, 4 ... 10 ... 18  Next

Go down

Pisanie 22.09.15 9:34  •  Opuszczony Obóz - Page 4 Empty Re: Opuszczony Obóz
Gorąco. Tak piekielnie gorąco.
A jednocześnie zimno.
Najchętniej zasnęłaby już na wieki. Nie musiałaby się niczym martwić. Ani tym, czy ma co jeść, ani tym, gdzie dziś będzie spać. Nie interesowałby jej nawet własny stan zdrowia. Bo i po co się martwić, skoro się nie żyje, prawda?
Tyle że sama nie mogła tego zrobić.
A nie miała odwagi, by poprosić o to kotowatego.
Pozostawało więc tylko zdać się na jego łaskę.
Apolyon nie miał zamiaru zostawić go na pastwę losu, co było widać już od samego początku. Przecież gdyby było inaczej, nie troszczyłby się o to, że jest chory, czy też że nie zmienił swojego podejścia do życia. Chyba że czekał, aż umrze, by potem w spokoju pożywić się jego ciałem. Istniała taka możliwość, a jakże. W Desperacji nic nie ginie, nic nie może się zmarnować.
Chociaż, nie ukrywajmy, Tiago nie reprezentował sobą jakiegoś mega pożywnego posiłku. Sama skóra i kości. Ani grama zbędnego tłuszczu. Tego przydatnego, zresztą, też nie.
I lekarz doskonale powinien o tym wiedzieć. Przecież widać to na pierwszy rzut oka.
- To dobrze. Będziesz mnie musiał bardzo dokładnie zbadać.. - Wymruczała, podnosząc się na łokciu, niby to w zalotnej pozie. Zaraz jednak skrzywiła się, gdy przy najlżejszym poruszeniu ból głowy przypomniał o sobie z całą mocą. Chyba dziś będzie musiała sobie odpuścić romanse...
- A gdzie pan doktor chce mnie zabrać? - spytała, podnosząc się do pozycji siedzącej. Głowa wciąż ją bolała, jednak gdy przestała nią ruszać, dało się jakoś wytrzymać. Może więc wędrówka w odległe, tajemnicze miejsce nie będzie taka koszmarna, o ile nie będzie za bardzo ruszać głową? I o ile nie przewróci się gdzieś po drodze. Nie miała pojęcia, czy w swoim organizmie da radę wytworzyć wystarczająco dużo energii, by zrobić choć jeden krok, a co dopiero wędrować przez całą Desperację...
Ale też kotowaty nie wyglądał na chuderlaczka, może więc liczyć na jego pomoc, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.09.15 12:30  •  Opuszczony Obóz - Page 4 Empty Re: Opuszczony Obóz
Naprawdę? Nawet w takim stanie Tiago próbował przybierać zalotne pozy?
Apolyon był pełen podziwu. Dla głupoty chłopaka. Przecież gdyby go teraz ktoś zerżnął, to chłopak najprawdopodobniej udałby się na drugą stronę w tempie ekspresowym. Nie wspominając już o tym, że taką prostytutkę to ktoś wykorzysta, ale odejdzie raczej bez zapłaty. I skąd wtedy Tiago weźmie na swoje prochy?
Apolyon pokręcił z rozczarowaniem głową. Czemu on się w sumie decydował na uratowanie tego chłopaka, rozumu to nie miało za grosz. Chyba faktycznie by był większy pożytek dla świata jakby go coś zeżarło na tych pustkowiach. Choć nawet drapieżniki nie lubiły chorej padliny. Więc gdyby go tu zostawić to pewnie leżałby nieruszony, i tylko czas zająłby się jego ciałem. Może ktoś by go odnalazł kiedy natknąłby się na obóz? Na pochówek raczej nie ma jednak co liczyć, prawdopodobieństwo że trafiłby się ktoś kto postanowi oddać szacunek znalezionym przypadkiem zwłokom był niezwykle niski.
No, ale Tiago jeszcze nie umarł, a Apolyon postanowił że utrzyma taki stan rzeczy. Pora więc było żeby zacząć działać, bo bezczynność może w końcu doprowadzić do czyjegoś zgonu. Pora się więc była stamtąd zmywać. Widząc ostrożne ruchy chłopaka, Apo nabierał coraz większych obaw co do tej podróży. No, ale tutaj przecież nie da rady Tiago wyleczyć. No nic, najwyższa pora była ruszać.
Chłopak nie musiał się martwić o przewracanie się. Apolyon już raz niósł go jak księżniczkę, prawda? Co prawda wtedy droga była znacznie krótsza, bo tylko z groty ofiarnej do celi kotowatego, ale to nic. Młodzieniec był lekki niczym piórko, w końcu tłuszczu nie miał nic, no nie? Tak więc Apolyon najdelikatniej jak potrafił, owinął Tiago w każdą możliwą szmatę znalezioną w namiocie. Nie chciał, żeby mu się chłopak wyziębił, a wiało całkiem nieźle. Jemu było nawet zimno, ale on był okazem zdrowia, więc da radę iść nawet nago.
Przytknął usta do rozpalonego czoła Tiago.
- Do świątyni. - powiedział i ruszył przez pustkowia we wskazane przez siebie miejsce.

ztx2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.10.15 15:52  •  Opuszczony Obóz - Page 4 Empty Re: Opuszczony Obóz
Przychodzi taki czas, ponury czas, gdy trzeba znaleźć sobie schronienie na noc. Czy to w norze wykopanej w ziemi, czy też w ruinach domku, w którym przed laty popełniono morderstwo. Czy nawet w opuszczonym kościele, który niegdyś został spalony. Ale trzeba się gdzieś skryć.
I właśnie takiego schronienia szukał młody mężczyzna, pałętający się po Desperacji.
Już dawno zrobiło się ciemno, a księżyc łaskawie oblał ziemię blaskiem światła. A Vinnie od pięciu godzin, jak idiota, łaził w tę i z powrotem szukając czegokolwiek, co nadawałoby się na opuszczone i - w miarę - bezpieczne schronienie na tę noc.
Kiedy już miał usiąść na kamieniu zrezygnowany, ujrzał w ciemnościach coś na kształt domków. Kilku.
Od razu nabrał energii i zaczął biec w ich kierunku. Gdy był coraz bliżej, ponury uśmiech na jego twarzy powoli zamieniał się w grymas niezadowolenia. Przecież to nie były domy, nie takie małe.
Ale uśmiech znów rozświetlił jego twarz, gdy okazało się, że było to opuszczone przez żywą duszę obozowisko.
Od razu usiadł na konarze, wyjął zapalniczkę, nazbierał trochę grubszych patyczków i chrustu po czym rozpalił niewielkie ognisko w środku kręgu zrobionego z namiotów. Następnie ponownie usiadł przy ognisku i uśmiechnął się szeroko, będąc z siebie dumnym.
W końcu nikt nie mógł go tu znaleźć na takim zadupiu... Prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.10.15 18:18  •  Opuszczony Obóz - Page 4 Empty Re: Opuszczony Obóz
Bernardynka wyrzuciła z siebie kilka ostrych słów, zanim ponownie zdecydowała się ruszyć. Nadal piździło jak cholera, choć była uratowana, bo miała na sobie ten cieplutki płaszcz. Dzięki wszystkim, co mówili jej w głowie, żeby go wzięła, bo znowu musiałaby się bawić w podpierdzielanie bluz pobliskich Rumcajsów.
Chociaż ciężko by było kraść rzeczy tym, których nie ma obok medyka.
Tak czy siak, kontynuowała swoją podróż, chcąc już wreszcie opuścić Apogeum i skierować się w stronę kryjówki. Mimo jej starań, znalezienie dobrego zielska było ponad jej siły i musiała wrócić z niczym. Nienawidziła tego uczucia, że wuja zrobiła i wraca jak ostatnia idiotka, żeby potem jeszcze, nie daj Boże, dowiedzieć się, że dorwanie tego jednego zielska uratowałoby ziomeczka, bo nagle kogoś coś złapało i jest źle jak jasna cholera. Wtedy to już w ogóle dostałaby pierdolca.
Trzeba było jednak najpierw skupić się na powrocie.
Coś jej jednak mówiło, że jeżeli chce spokojnie przejść przez pustynie, warto będzie chwilę odpocząć i złapać nieco sił. Lepiej teraz, kiedy jeszcze może zaszyć się w jakiś opuszczonych budynkach i mieć chwilę dla siebie niż na pustkowiach, gdzie przy odrobinie pecha spotka się twarzą w twarz z mantykorą. A nie miała chęci na takie imprezy, za mało winaczy, za mało krzeseł, za mało wszystkiego, co nada się do obrony czy ataku. A więc szła dalej z niezadowoloną miną.
Aż zauważyła coś jaśniejszego. Tak jej się przynajmniej wydawało, że widzi jakieś światło. Lampy? Latarki?
...Ogień?
Włoszka przełknęła ślinę i powoli ruszyła w tamtym kierunku. Te ruiny były już zajęte, ale jej za cholerę nie chciało się iść dalej. Nie wiedziała jednak, kogo tutaj spotka. Jeżeli będzie to jakiś dzikus, może spuścić mu jakiś miły wpierdol, ale czasem lepiej tego uniknąć.
Ale ogień.
Kurwa mać, ogień.
Dobra, ognisko chyba jednak nie będzie aż tak złe, co? Przecież dobrze wiesz, że bez niego nie da się ocieplić. Ale była tam osoba, której nie zna. Co, jak potrafi bawić się tym wkurzającym żywiołem? Wtedy to już w ogóle kaplica. Ale dobra, spróbujemy. W razie czego miała tę wodę.
Bernardynka podeszła nieco bliżej, aby jej sylwetka została bardzo delikatnie zaznaczona.
- Dziwne miejsce na obóz, amico. - rzuciła głośno, spoglądając na gościa. W takich momentach dziękowała wszystkim, że nosi maskę. Ta w połączeniu z ukrywaniem się po części w ciemnościach zawsze pomagały w udawaniu spokojnego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.10.15 18:55  •  Opuszczony Obóz - Page 4 Empty Re: Opuszczony Obóz
Wyciągnął ręce i fala błogiego ciepła przebiegła przez niego w błyskawicznym tempie. Wręcz zastraszającym. Ogień tlił się, że aż miło, a w taką zimną noc to nawet najmniejszy płomyk na zapałce mógł zapewnić mu ciepło. Oczywiście, ognisko to lepsze rozwiązanie.
Wiatr uderzył ponownie, lecz tym razem ze zdwojoną siłą, tym samym miotając tańczącymi płomykami raz na prawo, raz na lewo. Gdyby nie szybki refleks i interwencja mężczyzny, ogień najprawdopodobniej poszedłby do wszystek diabłów. Na szczęście Vinnie szybko opanował sytuację i po kilkudziesięciu sekundach walki z patykami ogień powrócił do normalnego rozmiaru.
Po chwili rozległ się szelest, a w polu widzenia ukazała się delikatnie zarysowana, ciemna sylwetka. Vinnie musiał wytężyć wzrok, aby ją dostrzec, ale nie ujrzał nic więcej prócz owych kształtów.
Lekko się zdenerwował, ale nie dał tego po sobie poznać. Miał tylko nadzieję, że owa osoba nie była z wojska.
Bo inaczej ma przesrane.
- Czasem człowiek musi chwytać się wszystkich możliwych sposobów, aby przeżyć. - powiedział cicho młody mężczyzna, zwracając swój wzrok z powrotem ku płomieniom. Jednocześnie sięgnął dyskretnie wewnątrz płaszcza i odbezpieczył pistolet.
Bezpieczeństwo przede wszystkim.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.10.15 19:47  •  Opuszczony Obóz - Page 4 Empty Re: Opuszczony Obóz
Wymordowana w ogóle jakoś nie czuła zagrożenia, a przynajmniej nie dawała po sobie tego poznać. Najzwyczajniej w świecie przeciągnęła się i ziewnęła, słysząc wypowiedź nieznajomego, jakby go znała co najmniej od kilkunastu godzin. Jedyne, co ją w tym momencie denerwowało i mogło ewentualnie sprowokować, to ogień z ogniska. Dawał przyjemne ciepło, fakt, ale poza tym był wkurzający.
Bo to był, cholera, ogień.
Włoszka musiała skupić się porządnie na mężczyźnie, aby dobrze wyłapać to, co mówił. Wydawało jej się też, że grzebie po kieszeniach, ale stwierdziła, że równie dobrze może chciał złapać za coś do jedzenia, więc nie przejęła się tym mocno.
Ale równie dobrze mógł szukać broni.
Miała jednak małą przewagę w razie walki, więc mogła chwilowo nie przejmować się niepokojącymi sygnałami i dalej stać w tej samej odległości, co była.
- Taaa? - przeciągnęła nieco, spoglądając na dłoń, w której trzymała niewielką butelkę z wodą - Nie lepiej było sobie znaleźć miejsce, w którym ognisko nie będzie się aż tak rzucać w oczy? Niewiele trzeba, żeby jednak coś zauważyć, amico.
Przez chwilę mógł sobie nawet pomyśleć, że Federica się przejęła tym faktem. Przecież nie mógł być aż tak bezbronny.
Zaraz jednak przykucnęła sobie (wciąż w tej samej odległości) i zaczęła się delikatnie kołysać na boki.
- Opowiedz mi jakąś ciekawą historię, amico. Możesz się też nawet jakoś przedstawić, wcale bym się nie obraziła. - powiedziała to tak, jakby chciała zaraz dobrać do tego jakąś nutę i spróbować swoich sił w mieszaniu mowy, rapu i śpiewania, żeby zdobyć cały świat. Co prawda śpiewak z niej chujowy, ale czasem można dodać nieco melodii do słów, tak.
Zawsze też była gotowa do skoku w ciemność, jeżeli coś pójdzie nie tak.
Zaraz jednak znowu się wyciągnęła i skorzystała z faktu, że się ukrywa, aby w miarę cicho opuścić te tereny.

[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.01.16 19:54  •  Opuszczony Obóz - Page 4 Empty Re: Opuszczony Obóz
Jeden kroczek, drugi, trzeci.
Drobne, bose stópki owinięte lekko bandażem stąpały po suchej ziemi, przemieszczając właścicielkę do centrum tego... czegoś. Za nią stąpało malutkie puchate zwierzątko, które w odróżnieniu do niej miało trochę więcej pewności w stawianiu kroków.
Niby żyła tu już chwilkę. Ale rok to zdecydowanie niewiele by przyzwyczaić się do ogromu zniszczeń w Desperacji. Szczególnie, jeśli całe życie spędziło się w pięknym, tętniącym życiem, pełnym roślinności Edenie.
Szła powoli, rozglądając się niepewnie, starając się omijać co większe kamienie by nie poranić stóp. W to miejsce zapuściła się po raz pierwszy, i nie była pewna czego mogła się spodziewać. Obóz. Mógł być opuszczony, ale mógł być też przez szczątkowe ilości istot zamieszały. Mógł ją przywitać człowiek, wymarły, a może jakiś pomniejszy potworek który zapuścił się tu z braku jakiś większych powodów.  
Po chwili dziewczę stanęło na środku czegoś, co można, zdaje się, nazwać centrum tego obozu. Widziała z tego miejsca kilka namiotów, walające się przedmioty różnego rodzaju, od puszek po poniszczone garnki, wypalone miejsca które najwyraźniej służyły jako miejsca do ogrzania się czy kamienie lub spróchniałe drewno, które pewnie kiedyś służyło jako ławki.
Przycupnęła na chwilę na kamieniu, zgarniając grzywkę w twarzy. Przeszła kawałek, a dzień powoli się kończy, za jakiś czas będzie musiała wyruszyć w drogę powrotną jeśli chce dzisiejszą noc spędzić u siebie. Z drugiej jednak strony, jest jej to obojętne, a może uda jej się coś znaleźć, jeśli pójdzie dalej?
Westchnęła cicho, poprawiając bandaże. Czy brak kogokolwiek na jej drodze jest pozytywem czy negatywem? Czy oznacza że nikt nie potrzebuje jej pomocy, czy za słabo szuka?
- Jak myślisz, Dell, powinniśmy wracać? - zapytała cicho kromstaka, który wskoczył jej na kolana i drapiąc ją delikatnie po ręce domagał się pieszczot. Uśmiechnęła się i jak na dobrego właściciela przystało, zaczęła głaskać ją pod bródką.
- Wiesz co? Chyba pozwiedzamy okolicę i wrócimy. Ale nie martw się, tym razem polecimy. Bo przecież nie chcemy żeby mojej kochanej Dell odpadły nóżki, prawda? Prawda? - zaczęła się śmiać i łaskotać ją delikatnie po brzuchu, na co ona reagowała merdaniem ogonem i rozkosznym przebieraniem łapkami.  Jak dobrze mieć kogoś podczas takich podróży. Sama pewnie by oszalała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.01.16 6:37  •  Opuszczony Obóz - Page 4 Empty Re: Opuszczony Obóz
Czasem trafia ci się jeden z tych dni w Desperacji. Kończy ci się prowiant, a tu jak na złość w miejscu które wygląda na obóz brak nawet cholernego sucharka. Można by się spodziewać, że gdzieś w pobliżu znalazłoby się coś jadalnego, w końcu z jakiegoś powodu ktoś założył ten obóz w tym a nie innym miejscu, prawda? Zamiast tego trafiasz na przechodzącego w pobliżu Brechera, który tak jak ty ma akurat gorszy dzień. I zamiast wybrać się z tobą w dwójkę do pubu i wypić po kuflu piwa, narzekając wspólnie na zły los, to stwór stwierdza, że w sumie całkiem apetycznie wyglądasz...

Życie. Unik. Jest niesprawiedliwe... Kolejny unik. CZEMU TEN CHOLERNY GAD JEST TAKI UPARTY? Wymordowany rzucił się do tyłu, wykonując podręcznikowy przykład przewrotu. Odskoczył w bok, schodząc tym samym z toru szarży którą wykonał przeciwnik, jednak ostro zakończony i nadspodziewanie gibki ogon potwora rozorał mu lewy bok. Wsunął wolną rękę za kimono, tamując nieco krwawienie. Senbonzakura skrzywił się, czując jak ciepła krew wypływa z rany. Nie było aż tak źle, rana nie była poważna, ale krwawienie było całkiem obfite. Madara zmrużył oczy, jego źrenice zwęziły się w pionowe szparki. Co za bydlę. Nie dość, że 2,5 metrowy gad górował nad nim wzrostem i był piekielnie silny, to na dodatek rany goiły się na nim praktycznie natychmiastowo. Pomijając już fakt, że ciężko było jakiekolwiek zadać, bo skóra jego przeciwnika była nadzwyczaj twarda, a grzbiet chroniły mu 5-centymetrowe kostne płyty. W pierwszym momencie chciał przebić się mieczem przez gardło i sięgnąć ostrzem do mózgu potwora, ale nie docenił pancerza bestii. Zadana przez niego rana już się goiła. Senbo liczył na to, że potwór stwierdzi, że walka z nim to trochę za dużo kłopotu jak na przyszykowanie sobie kolacji i sobie pójdzie, ale nie zanosiło się na to. CHłopak zerknął na ranę, ubranie już zaczęło przesiąkać krwią. Nie ma co się zastanawiać, trzeba pójść na całość.

"Chire! Senbonzakura!"

Chwila nieuwagi sporo go kosztowała. Bestia wyczuwając że planuje zaatakować błyskawicznie do niego doskoczyła. Chłopak sparował cios łapy mieczem, dodatkowo próbując odskoczyć, ale nie wyszło mu to do końca i potwór posłał go prosto na ziemię 3 metry dalej w obłoku kurzu. Zaraz po tym miecz i jego pochwa zamieniły się w olbrzymi rój drobnych ostrzy wyglądających jak płatki wiśni, zamykając jego przeciwnika w zacieśniającej się sferze.

Wymordowany wciągnął gwałtownie powietrze, jego źrenice rozszerzyły się. Nagły przeszywający ból przy zwykłym wciąganiu powietrza powiedział mu że cios brechera właśnie złamał mu co najmniej dwa żebra. Zakaszlał, a kropelki krwi poplamiły jego już i tak sfatygowane i podarte kimono oraz płaszcz. Spróbował podnieść się, ale natychmiast opadł na podłoże, czując jak prawe ramię płonie z bólu niczym pochodnia. Prawdopodobnie wybite ze stawu, jeśli także nie złamane. Z trudem wstał, oddychając ciężko.

Zabiję cię skurwysynu. A jeśli nie to przynajmniej zginę próbując.

Pierwszy niepewny krok, zaraz za nim drugi. Wymordowany ruszył, szarżując na przeciwnika. Nie da się tak łatwo zabić, co to to nie. Odbił się od ziemi, a chmara ostrzy przed min rozstąpiła się. Katana już w swojej właściwej formie opadła z brzdękiem na podłoże. Brecher krwawił z setek płytszych i głębszych ran, jednak nie byłoby to nic, co mogłoby go zabić. W oczach pseudo inteligentnej bestii pojawiło się coś na kształt zdziwienia. Czy ten marny człowieczek chce się zam zabić? W tym samym momencie mizerny człowieczek przeistoczył się nagle w ponad dwumetrowego demonicznego psa, godzącego pyskiem pełnym ostrych kłów w jego gardło. Bestia zasłoniła się odruchowo ręką i to ją uratowało, chociaż impet uderzenia powalił oba potwory na ziemię. Ryk bólu wyrwał się z gardzieli gada, gdy kły zatopiły się w jego ramieniu, przebijając mięśnie i gruchocząc kości. Krew trysnęła z otwartej rany gdy Wymordowany oderwał ramię od tułowia przeciwnika. Senbonzakura cofnął się nieco, przypadając jednocześnie do ziemi, z jego gardła wydobył się głuchy warkot.

Jego przeciwnik w końcu stwierdził najwidoczniej, że kolacja nieco zbyt intensywnie walczy o to by nie zostać zjedzoną. Co prawda oderwana ręka odrośnie za dwa-trzy dni, ale dalsza walka mogłaby nie skończyć się tylko na tym. Potwór z nienawiścią w oczach odwrócił się i odszedł, a Wymordowany ruszył w przeciwną stronę, po drodze łapiąc w pysk miecz i resztki porwanego ubrania. Kulejąc na jedną nogę odszedł spory kawałek, kierując się w stronę środka obozu. Tam powinno być bezpieczniej niż na jego obrzeżach... Czując że lada chwila zemdleje, powrócił do swojego ludzkiego kształtu, chociaż tuż przed tym gdy to się stało, wydawało mu się, że widzi kogoś, jakąś humanoidalną postać stojącą w kawałek dalej. Cóż, prędzej udzielą pomocy Wymordowanemu demonicznemu psu, który ma 2 metry wzrostu w kłębie i 4 długości nie licząc ogona. ..
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.01.16 19:56  •  Opuszczony Obóz - Page 4 Empty Re: Opuszczony Obóz
Na początku było drżenie. Drżenie małego zwierzęcia na jej rękach, a zaraz potem ziemi i rozdzierający powietrze ryk. Szybko podniosła się z kamienia zwracając głowę ku miejscu, z którego wydawał się dochodzić dźwięk. W pierwszym odruchu podbiegła trochę by zobaczyć cokolwiek. Gdy jednak zobaczyła zarys człowieka walczącego z czymś większym... cóż, czmychnęła za najbliższy namiot.
- Spokojnie Dora, spokojnie... wymyślisz coś - powiedziała, chcąc sobie dodać otuchy, dziewczyna. Otoczenie może było lekko zazieleniałe, ale czy pnącza byłyby w stanie cokolwiek mu zrobić? Cokolwiek to było?
Dell spojrzał na nią z lekkim zmartwieniem. Nie była pewna czy bał się tej sytuacji czy martwił się o nią, bo zaczęła drżeć. Jego oczy mówiły by została za namiotem i się nie wtrącała. Oczywiście, miała pomagać innym, ale czy w momencie gdy nie była w stanie nic zrobić powinna ryzykować życie?
- Myśl, myśl!- powiedziała sama do siebie, nerwowo głaszcząc Kromstaka. Kolejny ryk, a ona nie była w stanie stwierdzić, czyj to ryk był. Wyjrzała delikatnie zza namiotu by sprawdzić czy humanoidalna strona bójki jeszcze żyje.
Oczywiście, że panikowała! Nie była osobą która lgnie do walki. Była jedną z tych która nie ma tak na prawdę ŻADNYCH uwarunkowań do walki! Co ona może zrobić? Broni nie ma, więc co, wyczaruje drzewko? Rzuci kamieniem? Polata wokół...
To jest myśl.
Miała jakiś plan. Wzięła kilka wdechów, postawiła Dell i nakazała jej by została za namiotem. Następnie odgarnęła grzywkę na bok, wyskoczyła zza namiotu i już miała wyciągać skrzydła by przyciągnąć sobą uwagę potwora gdy zauważyła... no właśnie.
Widziała jak ktoś posturą przypominającą ludzką szedł w jej stronę, po czym upadł jak bez życia na glebę. Dorothe musiała jeszcze raz przetrawić co się właśnie stało, co chciała zrobić i dlaczego misterny plan poszedł z dymem.
I tak oto do głowy tej kruszyny dotarły dwie rzeczy:
Pierwsza- potwora już nie ma.
Druga- tam ktoś leży.
Na co jeszcze czekasz?!
Nie zastanawiając się długo ruszyła ile sił w nogach w kierunku postaci. Rozpędziła się na tyle, że by wyhamować, padła po prostu na kolana i przejechała kilka metrów na nich, zatrzymując się przy rannym.
- H-halo? Proszę pana? Słyszy mnie pan?- powiedziała, klepiąc go delikatnie po policzku.
Na pierwszy rzut oka mężczyzna wyglądał strasznie- zmęczony walką ledwo dyszał, do tego krwawy materiał wyglądał strasznie. Na drugi rzut jednak Dora zauważyła, że rana nie musi być głęboka, ale obawiała się krwawień wewnętrznych czy poważniejszych złamań. A dopiero za trzecim zwróciła uwagę na niecodzienny wygląd rannego.
Zdecydowanie był Wymarłym. Nie każdy może się przecież pochwalić tymi uroczymi uszami i puszystym ogonem. Do tego kimono i miecz przywodziły na myśl dawnych wojowników którzy zamieszkiwali te ziemie dawno, dawno temu...
Delikatnie rozchyliła jego kimono by zobaczyć ranę. Początkowo skrzywiła się na taką ilość krwi. Cieszyła się jednak w duchu, że nie jest ona na tyle poważna. Dlatego od razu chwyciła torby i zaczęła wyciągać bandaże i scyzoryk który zaraz bardzo jej się przyda.
- Błagam, niech pan coś powie... - jęknęła żałośnie, próbując oczyścić trochę okolice rany bandażem, by wiedzieć co dokładnie jest raną a co krwią.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.01.16 22:03  •  Opuszczony Obóz - Page 4 Empty Re: Opuszczony Obóz
Ruch. Hałas. Senbo powoli zaczął odzyskiwać świadomość. żebra pulsowały bólem, tak samo jak ręka. Mimowolnie zacisnął zęby. Boli. Ból jest dobry. Oznacza że jeszcze żyjesz. Wymordowany nie zdradził jednak w żaden sposób, że jest przytomny. Wsłuchiwał się w głos i ruchy nieznajomej osoby. Dziewczyna. Raczej nie walczy zbyt wiele, wyraźnie jest spanikowana. Raczej nie ma wrogich zamiarów, w końcu Madara jeszcze żył. Ale...

Chłopak słysząc jak tamta sięga do torby otworzył oczy. Następnie wydarzyło się po sobie szybko kilka rzeczy. Jego bursztynowe oczy natrafiły na oczy dziewczyny. Wymordowany warknął głucho, jego źrenice rozszerzyły się, a z tatuaży zaczął emanować czarny dym, nadając mu wygląd niczym z horrorów. Uderzył prawym barkiem o ziemię, czego konsekwencją było głośne i nieprzyjemne chrupnięcie. Fala bólu przesłoniła mu na moment jasne myślenie, ale teraz mógł przynajmniej ruszać ręką nie ryzykując omdlenia z bólu. Sekundę później korzystając z Rosy znalazł się za plecami dziewczyny. Zakaszlał, a ziemia przed nim zabarwiła się szkarłatem. Zdecydowanie nie był w kondycji na takie numery, ale nie miał wyjścia. Chwycił jej rękę, przytrzymując dłoń ze scyzorykiem. Drugą ręką objął ją, ignorując naruszenie stref prywatnych i palcem napisał na jej klatce piersiowej znak kanji.

"Przyjaciel?"

Narysowany znak zmaterializował się w formie dymu, a następnie uniósł przed oczy dziewczyny. Pytajnik na końcu pulsował, od odpowiedzi zależały dalsze losy dziewczyny, dało się wyczuć napięta postawę Senbonzakury, który był gotowy do tego żeby skręcić jej kark w każdym momencie. Mimo bliskiego fizycznego kontaktu nie w głowie było mu zajmowanie się czynnościami związanymi z prokreacją, nie pisał w powietrzu tylko dlatego, żeby w razie kłopotów szybciej przejść do ataku.

"Nie mam języka, został wyrwany. Kim jesteś i co tu robisz? Jesteś sama?"
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.01.16 18:09  •  Opuszczony Obóz - Page 4 Empty Re: Opuszczony Obóz
Przez gwałtowne ruchy wykonane przez dopiero co nieprzytomną osobę, oczywistym jest że Dorothe się zlękła. Spojrzała w jego oczy z nieukrywanym przerażeniem, choć było w nich widać też zmartwienie o jego stan. Gdy warknął, oraz gdy z jego ciała zaczął wydobywać się dym, dziewczę, będące wcześniej pochylone nad nim, szybko odchyliło się do tyłu, co spowodowało że kilka rzeczy z jej torby wypadło. Chciała zacząć je zbierać, wolną ręką już sięgała po nasionka gdy usłyszała łupnięcie i zobaczyła... jego brak.  Na początku, gdy nie widziała go, myślała, że wystraszył się jej i uciekł. Przez jej głowę przeleciała myśl że powinna go poszukać, bo jest ranny i może mu się pogorszyć. Cóż, taka natura Wisienki.
W momencie jednak, gdy usłyszała kaszlnięcie, wiedziała, że już nie ucieknie. Chciała się chociaż odwrócić, ale on był szybszy. Chwycił ją za nadgarstki i skrępował jej ciało, dając małe szanse na ucieczkę.
Był blisko niej, więc na pewno słyszał jak serce próbuje wyskoczyć z jej piersi.
Oddychała głęboko, próbując zachować zimną krew. Właśnie w tym momencie jej kariera samarytanina wisiała na włosku. A widok znaku dymnego wiele nie naprawił.
- Przyjaciel... - powiedziała łamiącym się głosem, rozluźniła mięśnie, upuszczając jednocześnie scyzoryk, by przekonać go o swoich zamiarach. Przecież nie chciała nic mu tym scyzorykiem zrobić. Ale on tego nie wiedział, nie miała kiedy mu tego powiedzieć.
- Jest ze mną mały kromstak. Poza nim nikogo - odpowiedziała na kolejne zdanie które utworzyło się z dymu.  
Mimo że się bała była.. zaciekawiona. Kim była ta istota, że mimo walk i odniesionych ran, miała jeszcze siły? I to dużo, biorąc pod uwagę że nadgarstek, przez jego pewny chwyt, zaczynał dość mocno boleć.
- N-nie powinien się pan gwałtownie ruszać. Ma pan wiele obrażeń... - powiedziała cicho, a że mężczyzna nie widział jej twarzy, nie widział przerażenia i smutku w jej oczach.
Bała się, bo w tym momencie wszystko mogło się wydarzyć. Ale powierzyła swój los Szarej Eminencji i mały plan ucieczki, który miała przygotowany, gdyby sprawy poszły zdecydowanie za daleko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 18 Previous  1, 2, 3, 4 ... 10 ... 18  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach