Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Pisanie 05.05.17 8:11  •  Sala spotkań - Page 5 Empty Re: Sala spotkań
- Nie jestem laleczką - zaprotestowała, zaskakująco spokojnie jak na taką sytuację. Gdyby tak spojrzeć wstecz, nie był to wcale pierwszy raz, kiedy ktoś próbował swoich sił w kwestii znacznie przerastającej czyjekolwiek możliwości. Zdarzyło jej się już niejednokrotnie słyszeć nieeleganckie propozycje, z którymi musiała się siłować. Niesamowite, jak zdesperowani niektórzy mężczyźni potrafili być w swoich dążeniach. Jeżeli jednak chodzi o Liselotte, była niewzruszona.
Nieznajomy przybliżył się, powodując natychmiastową reakcję anielicy. Odchyliła się do tyłu, obronnie unosząc ręce przed siebie. Głowa sama obróciła się na bok, by uniknąć frontalnej konfrontacji, a nosek zmarszczył się z niezadowoleniem. Ktoś tu zdecydowanie przekraczał granice przestrzeni osobistej, naruszając przy tym wszelkie zasady dobrego wychowania. Lise, jako dama z prawdziwego zdarzenia, nie mogła takiego zachowania tolerować. Burdel czy nie, odmowę ze strony kobiety właściwym byłoby przyjąć do wiadomości z odpowiednią pokorą. Niestety, w tym miejscu mało kto jeszcze przejmował się tym, co wypada i należy. Jeżeli chciała odpowiedniego traktowania, musiała je sobie wywalczyć.
- To nie ma żadnego znaczenia. Proszę mnie przepuścić - powtórzyła, tym razem bardziej stanowczo. Z tyłu głowy wciąż miała myśl o pozostawionym za sobą chłopcu, naglące przypomnienie o obowiązkach. Nie powinna trawić czasu na czczych przepychankach z napalonym elementem, ale zabrać, po co przyszła i wracać jak najszybciej. Im więcej marnowało się na pogaduszki, tym gorszy stawał się stan młodego. A z tego, co anielica zdążyła go zbadać, naprawdę nie było dobrze.
Była cierpliwa, ale nawet cierpliwość anielska ma swój kres. Mogła wytrzymać zastępowanie drogi, mogła zdzierżyć głupawe teksty, jednak w tym momencie doszło już do przekroczenia wszelkich granic. Dłoń niejakiego Steve'a bez problemu zakrywała pół twarzy dziewczyny, co ona sama odczuwała mniej-więcej tak, jak polewanie kwasem. Cofnęła się natychmiast, mimo ograniczonego pola manewru, próbując wyszarpać swoja przestrzeń osobistą z łap mężczyzny. Dłońmi odruchowo pchnęła w klatkę piersiową intruza; gdyby brać pod uwagę tylko nieznaczną siłę blondynki, facet mógłby się co najwyżej zaśmiać z jej rozpaczliwych prób wyrwania się na wolność. Panika sprawiła jednak, że ręce dziewczęcia zapłonęły żywym ogniem, nawet trochę poza jej własną kontrolą. Płomień szybko przeniknął ubranie i smagnął gorącem skórę, zmuszając natręta do odsunięcia się. Przed oczami mignęły jej drzwi, które przecież były jej celem. Skoro dzielił ją od nich tylko nieszczęsny napastnik, musiała tylko ominąć przeszkodę. W mgnieniu oka pojawił się nieco szalony, ale chyba najlepszy na chwilę obecną pomysł, jeżeli chciała uniknąć dalszej szarpaniny. Naparła bokiem na ścianę, zmuszając ją do otworzenia się na odpowiednią dla niej wysokość. Wystarczyło tylko zrobić kroczek w prawo, by znaleźć się wewnątrz pomieszczenia, a potem nakazać ścianie zamknąć się z powrotem. Nawet gdyby mężczyzna zauważył manewr i spróbował pójść w ślad za blondynką, nie powinien zdążył przedostać się cały na drugą stronę. Lise co prawda nie miała w planach uwięzienia go w murze, co mogło się przypadkiem zdarzyć, ale w pośpiechu skupiła się tylko na przedostaniu do pokoju. Przy odrobinie szczęścia zdąży załatwić, co potrzeba, i w podobny sposób wrócić do oczekującego na nią chłopca, nim nieznajomy przypomni sobie o istnieniu takiego wynalazku, jak drzwi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.05.17 5:30  •  Sala spotkań - Page 5 Empty Re: Sala spotkań
Był uparty w swoich dążeniach, zaślepiony możliwością łatwego i szybkiego zysku. Nie czuł się źle, traktując ją jak przedmiot – bo nie tym była? Małą, słodką laleczką, która zapomniała, jak małe, słodkie laleczki powinny się zachowywać w towarzystwie dużych, złych chłopców? Wybuchnął jej śmiechem prosto w twarz, gdy na piersi poczuł pchnięcie jej drobnych rąk, nijak się od niej odsuwając. Wręcz naparł na nią mocniej, szczerze rozbawiony próbą wyrwania się z okowów jego uścisku. Jaką miała szansę, żeby postawić na swoim? Żadną. Zresztą, według Steve'a nie powinno jej to przejść nawet przez myśl – od kiedy Desperatom powodziło się na tyle, by wybrzydzać i pluć prosto w pieniądze klienta?
Spore więc było jego zdziwienie, gdy palce zaczęły się zatapiać w twarzy nieznajomej, a ręka, którą zdążył objąć jej kruche przedramię zacisnęła się w pięść, pozbawiona wcześniejszego „oparcia”. Mina mężczyzny na moment znieruchomiała – tak samo jak całe ciało. Oczy otworzyły się szerzej, a usta rozchyliły o kolejny milimetr w wyrazie nieskrępowanego zdziwienia – tak po prostu? Ta tycia, chętna zdzira, tak zwyczajnie mu spierdalała?
Nagle zatrząsł się od gniewu, prędko prostując grzbiet. Już niemal czuł na ustach smak pocałunku, a teraz to wszystko pozostało chłodnym wspomnieniem po niewykorzystanej szansie. Chciał być dla niej dobry, wręcz miły i łagodny. Planował nawet grę wstępną. I jak mu się za to odpłaciła?
Zaklął, gwałtownie uderzając ręką w ścianę, w którą, dosłownie, weszła jasnowłosa. Jego pięść huknęła o cegły pokryte odchodzącą farbą, twardo lądując na nierównej fakturze.
— Tak pogrywasz? — ryknął w miejsce, w którym zniknęła anielica, jeszcze raz bezradnie robiąc zamach.
Pierwszy szok rozprysnął się jednak diametralnie, gdy czuły słuch – a co jak co, Steve najczulsze miał właśnie uszy i między innymi o tym chciał się pochwalić nieznajomej, póki nie wywinęła mu tego nieznośnego kawału i nie straciła perspektywy całkiem fajnej nocy u jego boku – wychwycił szurnięcie.
Drzwi były tuż obok, wręcz zapraszały do chwycenia za ich klamkę i pociągnięcia w swoją stronę, tym samym pokazując wszystko to, co mieściło się za nimi.
Tam była?
Suka o oczach nieba i włosach zboża była tuż przed jego, kurwa, nosem?
Z wściekłością zrobił, jak podpowiadała intuicja – dopadł do drzwi, szarpnął za klamkę, otwarł wejście na całą szerokość. Brwi od razu ściągnęły się ku sobie, marszcząc mu całe czoło. Odszukał ją wzrokiem, kompletnie oniemiały jej sztuczkami. Nie przejął się nawet faktem, że zbyt zamaszystym ruchem ręki strącił jeden z wazonów.
— Nie spieprzysz mi, maleńka – syknął, już ruszając szarżą ku niej.

Kilka pokojów dalej Hiroki nagle zacisnął mocniej oczy, kładąc jedną z rąk na uchu. Wydawało mu się, czy słyszał głuchy dźwięk bitej porcelany?
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.05.17 13:44  •  Sala spotkań - Page 5 Empty Re: Sala spotkań
Po brawurowym przeskoczeniu przez ścianę miała ochotę osunąć się na podłogę i nie ruszać się przez co najmniej kwadrans. Krew zdawała się przepływać przez układ naczyń ze zdwojoną prędkością, a serce uderzało z taką mocą, jakby chciało o własnych siłach wyrwać się z drobnej piersi. Wiedziała jednak, że każda sekunda zwłoki może okazać się zgubna. Oderwała się od obdrapanej farby pokrywającej mur i rzuciła w kierunku starej meblościanki, gdzie na półkach dostrzegła złożone starannie koce. Zdążyła co prawda przedostać się na drugi koniec pokoju i już-już miała sięgać po poszukiwany przez siebie przedmiot, gdy drzwi otworzyły się z hukiem, a wazon wylądował na ziemi, rozbryzgując się spektakularnie na kilkadziesiąt kawałków. Niestety wyglądało na to, że natrętowi dość szybko przyszło do głowy szukać swojej ofiary w pomieszczeniu, a teraz dodatkowo odcinał ją od jedynej konwencjonalnej drogi na zewnątrz. Co więcej, ruszył bez zwłoki ku bezbronnej dziewczynie, z pewnością nie z zamiarem podania jej poduszek z wyższego regału.
- Nie podchodź! - zawołała, rezygnując ze wcześniejszych uprzejmości. W ferworze ucieczki nie było już czasu ani chęci na próby zachowania się właściwie. Teraz walczyła o siebie przeciwko dużo silniejszemu oponentowi, co wymagało odsunięcia kultury na bok. Co jak co, ale wolała być cała i zdrowa, niż miła, ale wykorzystana. Miała tak naprawdę niewiele środków, którymi mogłaby się posłużyć w starciu z nachalnym typem. Mogła co najwyżej postraszyć go ogniem, ale to byłby już dość radykalny ruch. Jakkolwiek usiłowała się bronić, nie chciała wyrządzić mężczyźnie trwałej krzywdy. Wystarczyło, żeby zostawił ją w spokoju.
Zdesperowana, sięgnęła po pierwszą rzecz, jaka nawinęła jej się pod rękę. Na wpół świadomie zacisnęła dłoń na niewielkiej doniczce, która dotąd stała na dolnym segmencie meblościanki, dając mieszkanie nieco przyschniętemu, ale solidnemu kaktusowi. Nie był bardzo ciężki, toteż nie sprawiło jej większego wysiłku ciśnięcie rośliną w kierunku twarzy napastnika. To też nie był zbyt nieszkodliwy ruch, ale czas naglił, a nie mogła spodziewać się żadnej pomocy. Bo niby od kogo? Zważywszy na miejsce, w którym się znajdowała, nikt raczej nie przejąłby się zaistniała sytuacją.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.05.17 0:01  •  Sala spotkań - Page 5 Empty Re: Sala spotkań
Ryk jaki przedarł się przez ściany sparaliżował białowłosego. Hiroki nagle wciągnął powietrze do płuc, a potem szybko oparł rękę o ucho, policzkiem wbijając się w poduchę kanapy, by z drugiej strony również przytłumić dźwięki. Ból przeszywał mu czaszkę na wylot; tysiące igieł wbijało się w jego skronie, a jemu przez myśl przeszło tylko to, że dziewczyna zwiała.
Nikt nie chciałby zostać w zasięgu tego wrzasku.

Steve skoczył. Podeszwy osmolonych butów oderwały się od drewnianej podłogi, która skrzypnęła żałośnie uwolniona od ciężaru jego ciała, usta rozchyliły się ukazując pożółkłe zęby, a palce zakrzywiły w szpony. Dopadł do dziewczyny, zakleszczając ręce na jej ramionach. Warknął jeszcze, przymierzając się do ugryzienia. Albo szarpnięcia. Albo po prostu odepchnięcia ją na ścianę. Sam nie wiedział i nawet jeśli jakiś zalążek pomysłu kiełkował mu już na tyle głowy to prędko został wybity razem z innymi propozycjami. Kaktus huknął mu w twarz; dziesiątki szpilek wbiło mu się w skórę – usta, nos, powieki zaciśnięte w ostatniej sekundzie.
Wycofał się niezgrabnie, sięgając dłońmi do zadrapań. Doniczka roztrzaskała się na ziemi, sucha na popiół ziemia wachlarzem przysłoniła deski podłogi i to właśnie przesądziło o całej sprawie.
Steve chciał zagrodzić drogę dziewczynie i na ślepo postąpił krok w bok. Obcasem natrafił wtedy na jeden z większych kawałków kamionki. Rozległ się zgrzyt szurającego po drewnie fragmentu, a potem tępy huk, gdy Steve upadł jak długi, potylicą trafiając w glebę. Rozległ się dźwięk podobny do uderzenia pałką w gong.
Na te kilka sekund Steve'a zamroczyło.

Hiroki kichnął, gdy wreszcie udało mu się usiąść na kanapie. Cały drżał i wiedział, że był to głupi efekt termiczny – zgrzał się za bardzo i kiedy odkleił spocone ciało od poduchy, nawet optymalna temperatura pomieszczenia wydawała mu się za niska. Umysł podpowiadał, że sobie z tym poradzi; lada moment sam dotrze do pokoju obok i weźmie stamtąd koc, ale ciało miało na ten temat inne zdanie. Gdy przeciął pokój i dopadł do drzwi, klamka nie chciała ustąpić.
No dalej. Był tak słaby, by nie poradzić sobie z czymś tak... tak łatwym?
Miał złe przeczucie. W głowie mu szumiało i był to odgłos, jaki wydobywał z siebie ekran telewizora, gdy nie mógł połączyć się z siecią. Nawet obraz przechwytywany przez mocno przymrużone oczy przypominał ten charakterystyczny „groch”, jaki występował wtedy na monitorze urządzenia.
Ręka, śliska od słonych kropel, ledwo trzymała klamkę, która nadal nie chciała ustąpić. Hiroki musiał złapać za nią oburącz i przekręcić mocno okrągłą gałkę, aby usłyszeć charakterystyczny stryk odsuwanej zastawki w mechanizmie. Od razu pchnął drzwi do siebie; zawiasy skrzypnęły ponuro. Z pokoju wylało się na o wiele ciemniejszy hol jasne światło.
Minęła cała wieczność nim nie postąpił kroku do przodu, przekraczając próg. Nie odważył się jednak odrywać dłoni od framugi, za którą pochwycił mocno dla zachowania równowagi. Już teraz wiedział, że ten niedługi odcinek między jednym a drugim pomieszczeniem będzie zmuszony przejść będąc bardzo blisko ściany.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.05.17 1:32  •  Sala spotkań - Page 5 Empty Re: Sala spotkań
Na korytarzu panowała zaskakująco głucha cisza.
Zdawało się, że nawet mieszkające w zakamarkach szczury zamilkły, gdy wszystko dookoła spało.
Mimo tego jego kroki były wręcz bezdźwięczne. Bose, przesuwały się po nierównej kamiennej podłodze, nie strwożone bijącym od nich chłodem. Zmierzał w jednym celu. Zapolować. Jego wewnętrzna bestia, drapieżnik, od dawna drapał pazurami w niewidzialną klatkę, upraszając się o atencję i wypuszczenie; o zatopienie kłów w cielsku i wyrwania porządnego płata mięcha.
Ale i tym razem musiała zostać uciszona, gdy złote spojrzenie w ciemności wyłapało tę wątłą, wręcz żałośnie wychudzoną sylwetkę.

Palce wsunęły się pod jego ramię zaciskając się nad nim, bez większego problemu nieco unosząc by nie zwalił się na nogi i szarpnąwszy, odwrócił go do siebie przodem, by móc spojrzeć w jego zarumienioną i trawioną gorączką twarz. W spojrzeniu wymordowanego pojawiło się coś na wzór oskarżenia, wręcz czystej dezaprobaty i może nawet niechęci. Lewy kącik ust uniósł się ku górze w pogardzie, odsłaniając jeden z ostrych, spiłowanych zębisk, jakby dzieciak nie nadawał się nawet na ofiarę.
Ofiara powinna uciekać.
Wreszcie go puścił, ale tylko po to, by wsunąć obie dłonie pod jego łokcie i pochyliwszy się nieco, zarzucił je sobie na szyję, wsuwając ręce pod jego tyłek  i podnieść go jak dziecko czy jakieś inne, urocze zwierzątko z rodziny misiowatych.
Wspomnienia wracają, co?
Nie ruszył się jednak. Stał w miejscu, wpatrując się w pustkę, wsłuchując w jego przerywany oddech i chłonąć jego ciepło przemieszane z zapachem.
- Aż tak mnie nienawidzisz? – zapytał cicho, z oskarżeniem I lekkim rozgoryczeniem. Jakby stan, do jakiego się doprowadził był z premedytacją.
Warknął cicho, przesuwając głowę nieco w bok, by odsunąć policzek od jasnych kosmyków, które łaskotały jego skórę i odwrócił się, z zamiarem oddalenia z tego miejsca.
Ale coś łupnęło.
A potem Jinx zwęszył nieznany mu zapach.

Uderzył w drzwi nogą, nie zważając, że wypieprzy je z zawiasów i następnego dnia ktoś będzie musiał je wstawiać. Nie podobało mu się to. Przesunął wzrokiem najpierw po jakiejś dziewczynie, potem na leżącego mężczyznę.
Dobry humor zniknął w zaledwie paru ułamkach sekund.
- Co do chuja? – warknął, wbijając złote spojrzenie w jasnowłosą, jakby to ona miała mu wszystko wytłumaczyć. Tak naprawdę gówno go obchodziło kto to zrobił. Byleby się pospieszyli. Nie miał czasu. Znowu.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.06.17 1:11  •  Sala spotkań - Page 5 Empty Re: Sala spotkań
Cichy pisk przestrachu rozbrzmiał w gardle dziewczyny, gdy wyrzucony przez nią zaimprowizowany pocisk nad wyraz celnie uderzył mężczyznę w twarz. W tym ułamku sekundy było jej niesamowicie żal nieszczęśnika, któremu po takim starciu mogły zostać na twarzy bardzo paskudne blizny. Co prawda sam się prosił o odpowiednie spacyfikowanie, ale Liselotte i tak czuła się winna uszkodzenia drugiego człowieka bardziej, niż było to konieczne. Na swoje usprawiedliwienie miała tylko to, że los pozbawił ją wszystkich innych możliwości samoobrony. Z dodatku spieszyła się do chorego, o czym zresztą cały czas pamiętała. Tak więc gdy tylko kaktus dosięgnął swojego celu, spanikowana blondynka złapała za schludnie poskładane koce i przycisnęła je mocno do piersi, ruszając jednocześnie w stronę wyjścia. Zdążyła jednak postąpić może ze dwa kroki, kiedy drzwi otwarły się z hukiem, zmuszając anielicę do nagłego zatrzymania się. Metr dalej i oberwałaby po twarzy; jak widać tego dnia miała pecha do nazbyt energicznych panów.
Powstrzymana przed ucieczką, odsunęła się jeszcze o krok od zwijającego się na ziemi niedoszłego oprawcy. Wzrok miała wlepiony w nowego uczestnika całego zamieszania, kolejnego kompletnie nieznajomego mężczyznę. Jeżeli tak dalej pójdzie, nigdy nie uda jej się wrócić do chorego chłopca i rozprawić się z tym nieszczęsnym zapaleniem płuc.
- J-ja... - Odetchnęła głęboko, próbując przywołać odpowiednie w tej chwili słowa. Nie było czasu na zawiłe tłumaczenia, facet też nie wyglądał na cierpliwego, a gdzieś tam w pokoju obok młody wymordowany mógł właśnie mdleć od gorączki.
- Przyszłam po koce. Jestem lekarzem, poproszono mnie tu do chorego chłopca. Właśnie miałam do niego wracać, kiedy tamten pan - Wskazała kiwnięciem głowy na Steve'a. - mnie zaczepił. Tylko się broniłam - wyjaśniła, uspokoiwszy się po pierwszym zaskoczeniu. Miała nadzieję, że gdy jasno wyłoży swoje intencje, kwestia rozbicia doniczki na twarzy zapewne klienta przybytku zostanie choć trochę puszczona w niepamięć. W końcu jak by nie było, działała w obronie własnej i dla dobra chorego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.06.17 1:18  •  Sala spotkań - Page 5 Empty Re: Sala spotkań
Całość przemknęła bardzo szybko. Jak przypadkowe kadry z filmu. Klatka pierwsza. Wypłowiała czerwień dywanu. Druga – krzywy kąt kamery na ścianę i sufit; punkt, w którym oba te fragmenty się ze sobą scalają. Potem nagła czerń, jakiś świst, wreszcie gniewne pytanie – co do chuja? Shirouyate zmarszczyłby nos, ale ciało niezbyt się go słuchało. Głowa przekrzywiła się bardziej na bok, wzrok przesunął się po obojczykach. Przelotnie musnął twarz. Gdzieś w podświadomości zatrybiły odpowiednie mechanizmy – doskonale wiesz, co się może wydarzyć. Wiesz, co może spotkać dziewczynę. Ostrzegałeś ją przed tym.
„... poproszono mnie do chorego chłopca”.
To jej głos.
Jesteś ścianą. Zwykłą, przeźroczystą powłoką.
Mięśnie na twarzy chłopca stężały, choć mina nie zmieniła się o jotę. Wiele by dał, żeby rozmyć się teraz jak para, która raz buchnęła spod pokrywki garnka, a potem nagle zanikła wsiąkając w kolor powietrza. Czy sytuacja mogła być żałośniejsza?
Albo bardziej abstrakcyjna?
Trzymany przez Jinxa był równie niewidoczny co czerwony wykrzyknik na samym środku czarnej kartki – a jednak Liselotte wypowiadała się tak, jakby wcale go tu nie było.
Może dla niej wcale nie istniejesz, podsunął umysł, a Shirouyate bezwiednie kiwnął głową, przytakując tym słowom – prawdopodobnie tak właśnie było. Oczywiście, nie ulegało wątpliwościom, że Hiroki nie oczekiwał zbyt wiele – ani po sobie, ani tym bardziej po nieznajomej. Jednak nawet to nie potrafiło stuprocentowo zdusić nieznanego uczucia, które ścisnęło jasnowłosego za żołądek i brutalnie go wykręciło, gdy tylko usłyszał jej głos.
Oparł nagle dłonie na ramionach Jinxa.
Nic jej nie rób. Szept zabrzmiał niewyraźnie. Jak chrobotanie mysich pazurów po wewnętrznej stronie ściany – w samym środku nocy, gdy umysł jest jeszcze zmroczony snem. Czarne jak smoła palce ścisnęły mocniej ubranie okrywające barki mężczyzny, a potem nagle poluzowały chwyt.
Postaw mnie i nic jej nie rób.
Oczy o stalowych tęczówkach skierowały się nagle ku dziewczynie. Za jej plecami pojawiła się nowa sylwetka – jakiś mężczyzna gramolił się z ziemi, powarkując pod nosem, wyzywając coś lub kogoś, jednak na tyle cicho, by uszy Hirokiego nie były w stanie rozróżnić słów. Usta te jednak szybko znieruchomiały.
Twarz Steve'a była porysowana jak szyba – niektóre z podłużnych, ale płytkich cięć zdążyły się lekko zaognić, przez co mężczyzna odznaczył się wyjątkowo żywymi kolorami, jak na taki wyjątkowo martwy wyraz twarzy.
- Jinx – syknął.
Steve miał w sobie coś, co sprawiało, że nazwanie kogoś przez niego skurwysynem brzmiałoby jak kumpelskie zgrywanie się. Tym jednak razem coś w jego tonie sprawiło, że stał się ostrzejszy. Rozdrażnienie zaległo również na wargach, które zacisnęły się, a chwilę później Steve splunął.
- Obiecałeś mi dziwki, a ja ci płaciłem. Dostajesz informacje z pierwszej ręki. Zawsze na czas. Zawsze szczegółowe. Wytłumacz mi więc z jakiej, do diabła, racji ta mała ladacznica mi się stawia?
Podnosząc się z ziemi wyglądał dość nieporadnie. Jego ruchy były niezgrabne, a twarz nieobecna. Teraz jednak odzyskał werwę i Hiroki na moment złapał myśl, że w tym pokoju Jinx nie był jedynym niebezpiecznym stworzeniem.
- Oboje nie chcemy, by to się skomplikowało - pociągnął Steve, kciukiem przeciągając po swojej dolnej wardze. - To była prosta umowa. Taką miała zostać.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.06.17 18:34  •  Sala spotkań - Page 5 Empty Re: Sala spotkań
W pierwszych chwilach zdawał się być głuchy na słowa chłopaka, które rozbrzmiały w jego głowie. Nie ruszył się z miejsca, nie spojrzał na niego. Jedynie palce zacisnęły się mocniej dookoła drobnego ciała, teraz trawionego przez wysoką gorączkę. Po chwili, która rozciągała się w czasie, oderwał spojrzenie od drugiego osobnika przed nim i postąpił kilka kroków, dochodząc do jednej z dwóch kanap w tym pokoju. Zrzucił jasnowłosego na nią, nie zachodząc w głowę, by ułożyć go jakoś szczególnie delikatnie. Jego szczytem troski było ugięte kolano, które zamortyzowało ewentualny upadek z kanapy. Wciąż milczący odwrócił się i skierował ciężkie kroki w stronę pozostałej dwójki, nie spuszczając jednak spojrzenia z mężczyzny. Mijając dziewczynę, położył dłoń pomiędzy jej łopatkami, i pchnął mocno za siebie, w stronę Hiro, milcząco i sugestywnie nakazując jej, by zajęła się jego podopiecznym. Jej obecnością w burdelu, chociaż nie miała do tego prawa, a przynajmniej nie bez jego wiedzy, zajmie się później. Teraz pozostawała inna kwestia, którą chciał rozwiązać jak najszybciej.
Zmęczenie szczypało go w oczy, a ciemne sińce pod oczami sprawiały iluzję wieloletniego ćpuna, który właśnie wybrał się na poszukiwanie kolejnej działki.
Aż wreszcie kąciki ust uniosły się wysoko, wykrzywiając jego gębę w cudownym, wręcz promiennym uśmiechu, którym obdarza się dawno niewidzianego przyjaciela.
- Steve! – rzucił luźno, stając obok niego i objął go za szyję, przyciągając bliżej siebie jak najlepszego kumpla.
- Steve, Steve, Steve. Po co te nerwy? – zapytał lekko, jakby rozmawiali o czymś zupełnie trywialnym, chociaż zarówno Steve, jak I właściciel burdelu zapewne w pełni zdawali sobie sprawę, że do trywialności daleko.
- Obiecałem ci noc w objęciach jednej z mojej dziewczynek, I dotrzymałem słowa. Mogłeś sobie jedną wybrać. – przechylił lekko głowę i drugą dłoń przysunął do jego twarzy, gdzie opuszką przesunął po jego żuchwie, nachylając się jeszcze bardziej.
- Jak często tu bywasz Steve, co? Znasz zasady u mnie. Nie zmuszasz żadnej. Moje dziewczynki doskonale wiedzą co mają robić, i jeżeli naprawdę nie mają dobrego powodu czy też potrzeby, to nie odmówią. – wymruczał, a jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył, jednocześnie na wolnej dłoni zaczął powoli wyliczać zasady panujące w burdelu. - Dalej, nie tykasz dziewcząt, ani chłopców, bo wiesz, ja nie oceniam, toleruję. Spoko, spoko, jeżeli ktoś woli posuwać w dupę chłopaka, albo jak jego posuwają, wiadomo, nie tykasz tych, którzy nie są dziwkami. – do pierwszej palca dołączył drugi, a pazury drugiej ręki powoli zakleszczały się na masywnym ramieniu jego „kumpla”.
- Po trzecie, tego chyba najbardziej nienawidzę, nie używasz przemocy w stosunku do żadnej z moich dziwek oraz innych pracowników tego burdelu. Tak więc Steve… – zamilkł, przyciągając go jeszcze bardziej do siebie, na tyle, że Steve z łatwością mógł poczuć ciepły oddech Jinxa smagający jego skórę. - Powiedz mi… – wesoły głos bardzo szybko przeszedł w gardłowe warczenie, a dłoń, na której jeszcze parę chwil temu wyliczał zasady, opadła na poziomie bioder mężczyzny, aż wreszcie długie palce zakończone ostrymi pazurami zacisnęły się na kroczu Steve’a, nie szczędząc przy tym siły.
- …. Co do chuja robisz w tym pokoju z dziewczyną, która nie jest dziwką? Czyżbyś złamał dwie z zasad? – przysunął swoje usta do jednej z podłużnych krwawych linii, które teraz zdobiły jego twarz, i wysunąwszy język, przesunął nim miękko po niej, zlizując posmak metalicznej krwi.
- Hm? Wiesz, że nie lubię czekać, Steve~
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.06.17 15:53  •  Sala spotkań - Page 5 Empty Re: Sala spotkań
Stres robi z ludźmi różne rzeczy: rzucają kaktusami, zaczynają się jąkać, a nawet nie dostrzegają obecności zjawisk jak najbardziej obecnych, wręcz krzyczących swoją prezencją. Cóż, zdarza się. Choć osoba małoletniego wymordowanego była anielicy naturalnie bliska, przez najbliższych kilka minut miała na głowie o wiele poważniejsze zmartwienie. Dopiero kiedy wytłumaczyła, co miała wytłumaczyć, spostrzegła wiotką postać za plecami mężczyzny nazwanego Jinxem. Biedaczek wyglądał jeszcze bladziej, a może tylko jej się wydawało?
Za plecami blondynki rozległo się ciche skrzypnięcie podłogi i kilka ciężkich sapnięć jej niedoszłego oprawcy. Zerknęła pobieżnie w tamtą stronę, z lękiem przyglądając się pooranej kolcami twarzy. Z ulgą spostrzegła, ze udało jej się nie wydłubać facetowi oka. W końcu chodziło tylko o to, żeby nie zrobił jej krzywdy, nic innego nie miała na celu. Odruchowo zacisnęła drobne ręce na wciąż tulonych do piersi kocach, jakby te kilka kawałków materiału mogło ją nagle obronić przed całym złem tego świata. Instynkt wciąż wrzeszczał, by jak najszybciej odsunęła się od Steve'a - nic więc dziwnego, że gdy drugi mężczyzna popchnął ją w kierunku pacjenta, natychmiast rzuciła się w tamtą stronę. Ostrożnie nachyliła się nad zrzuconym na kanapę chłopcem, próbując złapać z nim chociaż namiastkę kontaktu wzrokowego.
- Wszystko w porządku? - zapytała ściszonym głosem, odłączając się od panującej obok dyskusji. Co prawda rozmowa obu panów toczyła się na jej temat, ale Lise tylko modliła się w duchu o jakieś pomyślne zakończenie. Na przysłuchiwanie się nie miała czasu, istniały pilniejsze zadania.
- Nie powinieneś wstawać, póki gorączka ci nie minie. Będzie też trzeba dać ci antybiotyki. Na razie będziesz bardzo osłabiony, ale nie trać tylko nadziei i niedługo wyzdrowiejesz.
Zdobyła się na delikatny uśmiech. Wiara w sukces to już była połowa drogi do niego, tak kiedyś usłyszała i prawda ta sprawdzała się nad zwyczaj często. Miała tylko nadzieję, że ktokolwiek się tu Hirokim opiekował, nie zlekceważy leczenia i dopilnuje, żeby młody odzyskał siły.
Na ten temat chyba będzie trzeba porozmawiać z Jinxem. Kimkolwiek był, najwyraźniej miał tu nie byle jaką władzę.
-Znasz zasady u mnie.
A więc się nie pomyliła. Skulona za kanapą, bez słowa doczekała końca tej osobliwej dyskusji. Właściciel burdelu jawił jej się jako osobowość dość przerażająca. Nie ulegało wątpliwości, że i anielicy oberwie się po uszach. Może przynajmniej wykupi się odpowiednią przysługą, w końcu mężczyzna najwyraźniej oczekiwał, że dopełni lekarskiego obowiązku. Mimowolnie zacisnęła palce na zagięciu kanapy, obserwując rozgrywającą się obok scenę. Im dłużej trwała, tym bardziej Lotte miała wrażenie, że wpadła z deszczu pod rynnę.
- Jak bardzo mam kłopoty? - wyszeptała, ledwie ruszając ustami. Zajęci rozmową panowie nie mieli szans jej usłyszeć, a i jej zdecydowanie na tym nie należało. Pytanie było tylko wyrażoną na głos myślą, która własnie w tej chwili pojawiła się w jej głowie.
I chyba nie chciała znać odpowiedzi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.06.17 12:26  •  Sala spotkań - Page 5 Empty Re: Sala spotkań
Nie bał się o siebie – miał już łamane palce i policzek smagany twardą ręką. Czuł twardość podłogi, gdy kolejny raz rzucano go na ziemię, a potem ciężar na biodrach wyciskający z płuc ostatni dech. Znał siłę obelg, drwin i wstydu. Niezaprzeczalnie przeszedł o wiele więcej niż większość ludzi w M3 będących u schyłku swojego życia, a jednak, mając na karku ledwie szesnaście lat (to już dwa lata, od kiedy nie widział nieba) przestał odczuwać irracjonalny lęk. Pozostał niepokój, coś na wzór ostrożności, ale nawet to nie było w stanie go paraliżować; pchnięty na kanapę przygotował się tylko na nagły wstrząs przeszywający kręgosłup. Niedelikatność Jinxa była normą, do której dało się przywyknąć; nie zaakceptować i nie polubić, ale po prostu dostosować. Dlatego teraz tylko usta się rozchyliły w niemym jęknięciu; przytępiony zmysł przetrwania przestał rejestrować takie sytuacje jako „zagrażające”. Były niezbędnym minimum z minimum.
— Wszystko w porządku?
Powieki Hirokiego drgnęły, a on sam wsunął dłoń na twarz, przecierając ją i próbując się doprowadzić do porządku. W palcach trzymał brzeg rękawa i to nim przeciągnął po rozgrzanej skórze. Ogień gorączki trawił nie tylko jego żołądek i płuca; rozniecił pożar w całym ciele i chłopiec się pocił. Na skroniach nieustannie błyszczały krople wyczerpania, które posklejały za długie włosy; grzywka lepiła mu się do czoła i policzków, do karku przylgnęły srebrne pasma powykręcane w mokre strąki. Różnica temperatur między organizmem a pokojem wywoływała delikatne drżenie. *
— Nie powinieneś wstawać...
Wiem. Ale skąd miał mieć pewność, że czekanie się opłaci? Że w ogóle ma na co czekać? Wyprawa dziewczyny po koce rozwlekła się w czasie; Hirokiemu ten czas przelatywał przez palce zbyt prędko i nieubłaganie. Wcześniej rzadko chorował, chroniony jakąś niesamowitą barierą odporności, która odbijała wszystkie możliwe zarazki, jednak wystarczyło postawić stopę poza murami bezpiecznego azylu i wytrzymałość trafił szlag. Od tamtej pory niemal nie było dnia, by nie czuł, jak ciało nieubłaganie zbliża się do poziomu, którego przekroczenie oznaczać będzie osobistą klęskę.
Był aż tak słaby, żeby nie poradzić sobie ze zwykłym przeziębieniem?
Tutaj nie ma antybiotyków. Nieświadomie posłał tę myśl w przestrzeń. Tutaj nic nie ma.

— Steve!
Steve uniósł brew jak ktoś, kto właśnie dostrzegł osobę, przed którą aż do tej sekundy próbował się ukryć i wcale nie krył się z tym, że się ukrywał. Jak facet, który przez pół imprezy udaje powietrze, bo nie chce ściągnąć na siebie spojrzenia rozchichotanej kretynki ze zbyt wydajnym ciałem, ale i tak wie, że lada moment jej wzrok padnie na niego i wszystko strzeli chuj.
I chuj właśnie strzelił.
— Po co te nerwy?
Jinx wydawał się rozluźniony, ale czuć było od niego swąd. Paskudny fetor warczącej bestii, która czai się w kącie i czeka na atak; jeszcze próbując pozostać niewidoczną.
Steve'owi nie drgnęła nawet powieka. Nie patrzył na Shebę. Wpatrywał się przed siebie; oczy za przymrużonymi powiekami wyrażały znużenie.

Shirouyate nabrał głębszego wdechu. Podniósł wtedy rękę, która ważyła tyle, co kilogram cukru. Patykowate palce wpierw pochwyciły powietrze; za drugim jednak razem natrafiły na ubranie dziewczyny. Szurnęły po biodrze jasnowłosej, aż nie zmarszczył materiał jej koszulki; wtedy przekierował spojrzenie na jej twarz.
Jego usta poruszyły się w jednym wyrazie.
Teraz mogła być pewna.

Steve strząsnął z siebie ramię Sheby, przewracając przy tym oczami.
— Człowieku, co ci odpierdala? — Pytanie zabrzmiało ostro, ale mieściło w sobie wystarczającą domieszkę rezygnacji, aby stwierdzić, że mężczyźnie kończyła się cierpliwość mimo szczególnych prób jej utrzymania. Starał się zachować powagę ze względu na przeszłość, która ich łączyła; czym więc sobie zasłużył na takie traktowanie?
— Czy kiedykolwiek złamałem zasady panujące w burdelu? — Jakby na potwierdzenie tych słów pokręcił głową. — Więc nie traktuj mnie jak intruza tylko dlatego, że jakaś szkapa postanowiła ci obciągnąć. Od kiedy jesteś takim obrońcą małych dziewczynek? Połowa dziwek w tym burdelu do fachu została zmuszona, nie pierdol tu więc o dobrej woli i sielankowej atmosferze. Twoje kurwy rozkładają nogi przed zwierzętami, żeby tobie weszło w dupę wystarczająco dużo dóbr. Dlatego stałeś się teraz taki słaby, Jinx. Żałosny.
Ostatnie słowo zabrzmiało jak trzask batu tuż przy uchu.

Kiedy wypowiedział imię czarnowłosego - „Jinx” - Hiroki powoli przekręcił się na bok. Palce już dawno puściły materiał okrywający Liselotte i opadły z powrotem na zatęchłą kanapę.
Był tak blisko, że bez przeszkód usłyszał jej słowa.
Jak bardzo miała kłopoty?
Wcale.
Powiedział to z taką pewnością, jakby sam zamierzał ją przed nimi uchronić.

Twarz Steve'a pociemniała, kiedy ręka drugiego wymordowanego wylądowała nie tam, gdzie trzeba. Syknął od razu; nie dało się stwierdzić czy było to spowodowane nagłym impulsem bólu, czy raczej wściekłości, jednak poza tą jedną reakcją jego ciało nie wykonało żadnych gwałtownych ruchów. Nawet nie chwycił go za nadgarstek, żeby odsunąć hakowate palce Jinxa wżynające się w krocze.
— Jeszcze do niedawna – ciągnął niewzruszenie — nie uwierzyłbyś na słowo nieznajomej dziwce. Nic jej nie zrobiłem. Możesz na niej przeprowadzić dogłębną analizę. Spójrz za to na mnie i spróbuj ruszyć durnym łbem.
Powieka nie drgnęła również w chwili, w której gorący język przesunął się po jednej z nowo powstałych ran. Steve odznaczył się nad wyraz twardą postawą, każdą komórką ciała pokazując, jak niewielkie robiło to na nim wrażenie, choć nie ukrywał pogardliwego spojrzenia, którym teraz zahaczył o twarz jasnowłosej.
— Nie wiem co stało się z twoją linią obrony, kretynie, skoro pozwalasz obcym szlajać się po własnym terytorium. Widocznie nawet twoje instynkty zostały stłumione wraz z wiekiem. Albo gorzej. Może stoi za tym coś jeszcze obleśniejszego niż czas. Zresztą, liczy się tylko fakt, że wolisz zawierzyć uroczemu aniołkowi, który może okazać się zwykłą gnidą, niż staremu znajomemu, który nie oszukał cię jeszcze nigdy. Nawet nie znasz mojej wersji wydarzeń.
W tym momencie dopiero chwycił Shebę za przegub. Nie zrobił tego nagle i nie szarpał nim. Silnie przytrzymał jego rękę, nakazując odsunięcie się. Przeciągnął ostatni raz spojrzeniem po wątłej sylwetce jasnowłosej, a potem powrócił do Jinxa. Patrzył na niego tylko kątem oka; broda nie zmieniła swojego położenia.
— Tracisz szacunek.

Shirouyate zdawał się nie zwracać uwagi na to, co rozgrywa się niemal tuż pod jego nosem; nie miał zresztą aż tak podzielnej uwagi. Większość jego myśli wciąż wracała do ułomnego stwierdzenia. Jak gorąco. Powtarzał to jak mantrę. Nawet wtedy, gdy przez nieme gardło przecisnął się świszczący wdech, a potem znów się rozkaszlał; seria suchych, charczących odgłosów przypominających brutalne darcie kartonu.

* *kaszl*
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.07.17 22:04  •  Sala spotkań - Page 5 Empty Re: Sala spotkań
Cisza przed burzą.
Uśmiech nawet na moment nie został starty z jego warg, choć bliżej było mu do lodu niż ognia.
Cierpliwie czekał, słuchał, smakował wypowiadanych słów przez jego gościa, choć nawet nie poddawał ich jakiejkolwiek analizie. Nie musiał. Tak samo, jak nie musiał poznawać jego wersji wydarzeń. Miał to na wyciągnięcie ręki, podane na srebrnej tacy, chociaż zdawało się, że sam Steve jeszcze tego nie pojął. Możliwe, że nie chciał.
Kiedy to się stało? Kiedy pozwolił nic nie znaczącym mrówkom wejść na swoje nogi, gdzie zaczęły się panoszyć? Steve był jedną z nich. Słabą, jedną z wielu, którą Sheba mógł bez problemu zgnieść pod podeszwą swojego buta. Tak więc kiedy na to pozwolił, by ten stał tutaj i się wymądrzał, pouczał go? Kiedy przestał zwracać na to uwagę?
Ach.
Wzrok przesunął się w bok i spoczął na czerwonej od gorączki twarzy młodego wymordowanego. Taki słaby. Tak obrzydliwie słaby, że aż wywoływał w Jinxie chęć do zwymiotowania. Jeden ruch. Wystarczył jeden ruch, by złamać ten słaby kark i pozbyć się problemu. Problem.
Wygiął wargi w krzywym uśmiechu, na powrót wracając wzrokiem do Steve’a. Taki słaby
- Słaby? Żałosny? – powtórzył jego słowa rozbawionym tonem, chociaż z pewnością nikomu tutaj nie było do śmiechu. - To mój świat, Steve. Moje królestwo, Steve. Prawdą będzie to, co uznam za wartościowe. – rzucił rozkładając obie ręce na boki, jakby w geście zaproszenia. - Zresztą, ani razu nie powiedziałem, że jest nieznajoma. Powiedziałem, że nie jest kurwą. Mówiłem też, że mam tutaj innych pracowników. Ponadto… – wsunął palce pod materiał koszulki, i jednym prostym ruchem zsunął ją z siebie, rzucając gdzieś w bok. - Chcesz mi powiedzieć, że przechodziłeś, przez przypadek znalazłeś się tutaj z nią sam na sam, i przez przypadek oberwałeś kaktusem? Na pewno nie było tak, że próbowałeś położyć na niej swoje łapska, pomimo braku odmowy? Zresztą, to już nieważne. Nieważne… – dźwięk wypowiadanych słów zmieszał się z odgłosem odpinanego paska spodni, który po chwili okalał jego kostki wraz ze spodniami, oraz bielizną.
- Zabrnąłeś za daleko, Steve. Za bardzo zacząłeś się panoszyć w moim królestwie, Steve. Nie jesteś zastąpiony, Steve. – postąpił krok do przodu, zupełnie obnażony, uśmiechając się szeroko, chociaż teraz przypominał bardziej wygłodniałą bestię, niż wesołego mężczyznę. W pomieszczeniu powoli rozległ się dźwięk strzelania i pękania kości, a pysk ciemnowłosego powoli zaczął się wydłużać spowity na wpół przezroczystą, ciężką i ciemną mgłą.
- Słaby, mówisz? Jesteś jedynie mrówką, chłopcze, której pozwoliłem na zbyt wiele. Może i moje pazury ostatnio zostały nieco stępione, ale i tym problemem się zajmę. Powiedziałeś o parę słów za dużo, Steve. Mogę w każdej chwili zastąpić cię inną mrówką. Wielu zdobędzie dla mnie informację za miskę kaszy. Wielu. – jego głos przeistoczył się w gardłowe warczenie wydobywające się zza rzędu ostrych kłów ociekających gęstą śliną, gdy przechylił się do przodu, opadając na obgryzione do bladej kości wilcze łapy. Przez zaledwie ułamek sekundy w pokoju jeżył się gnijący trup wilka z opadającymi płatami skóry, gdy spowiła go mgła przykrywając to, co nie powinno ujrzeć obce oko. Jarzące złotem ślepia wpatrywały się w mężczyznę, roztaczająco dookoła dławiący odór śmierci. Ogon poruszył się dwa razy, kiedy Sheba odbił się od posadzki, drapiąc ją długimi pazurami, i zaatakował, doskakując do barku Steve’a, jednocześnie chcąc przewalić swoim cielskiem jego na ziemię, pozwalając mgle otulić ciało agresora, by powstrzymać przed ewentualnym ruchem.
Słaby?
Sheba nie potrzebował ich szacunku. Wystarczył mu strach. Strach, który wywoływał siłą, agresją i despotyczną ręką. Nie potrzebował szacunku.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach