Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 13 Previous  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 11, 12, 13  Next

Go down

Pisanie 19.06.18 11:57  •  Hotelowy bar. - Page 7 Empty Re: Hotelowy bar.
Wydarzenie z kostek.
Poziom: Łatwy


 Szklanka z grubego szkła szybko wylądowała przed Marceliną. Bar niecodziennie świecił pustkami, dlatego obsługa uwijała się nadzwyczaj sprawnie, zbywając tych pojedynczych klientów i ich potrzeby tak szybko, jak tylko się dało. Tylko barman, wysoki człowiek z brzuszkiem i bez włosów czatował bez przerwy za ladą wyglądając zarobku. Prawie w ogóle się nie odzywał, polerował szkło szmatą niewiele czystszą od wycieraczki na progu drzwi, chuchał tylko niezadowolony przez kłęby dymu papierosowego nadlatującego od strony nowych gości. Jego twarz wyraźnie mówiła, że nie opłaca mu się sprzedawać tylko jednej porcji trunki i oczekuje, że klientela rozpije się porządnie, zanim postanowi ulotnić się z baru.
 Jego osoba była jednak tylko tłem, integralną częścią wystroju pomieszczenia, idealnie wpasowana w charakter tej ostoi desperatów. Nie wyróżniał się niczym, co zrobiłoby z niego główną atrakcję baru w porównaniu do osoby, która gdy oboje Ezra i Marcelina otrzymali swoje zamówienie wyłonił się z zaplecza. Długie i barwne, fioletowo-białe włosy z piórami wplecionymi za ucho pojawiły się jako pierwsze. Blada twarz z zadartym ku górze nosem i świetliste, fiołkowe oczy jako następne. Od osoby, która wytoczyła się w koronkowej, białej sukni do sali biło niezmącone światło, świeżość i chęć do życia, jakiej brakowało wszystkim innym gościom hotelowego baru. Kilka osób wyciągnęło swoje zapite mordy z cienia i nagle okazało się, że pomieszczenie nie jest wcale takie puste, jakie mogłoby się zdawać. Zmrużone oczy pijaczyn chwytały podnieconym wzrokiem zgrabne nogi poruszającej się z gracją osoby, ale ta, chociaż powabnie machała dziurawych wachlarzem przed twarzą, nie zainteresowała się nimi. Swoje malutkie kroki skierowała natychmiast do baru, a dokładniej mówiąc, w stronę Marceliny.
 — Swoim oczom nie wierzę! — zapiał cienki, aczkolwiek niewątpliwie męski głos. — Pani Marcelina we własnej osobie. Najbogatsza, najsprytniejsza, najbardziej obrotna właścicielka najlepszego kasyna na Desperacji!
 Mężczyzna o aparycji młodocianej kobiety wpakował się na siedzenie obok, rozpychając się na boki i trącając tyłem szerokiej sukni Ezrę. Długi, falbaniasty rękaw zaczepił o szklankę z jego alkoholem i ten wylał się natychmiast na kontuar i spodnie mężczyzny. Barwny osobnik zdawał się jednak tego nie dostrzegać.
 — Poppy, nasza kelnerka powiedziała, że to pani, ale musiałam zobaczyć na własne oczy! Pamięta mnie pani? W ostatnią niedzielę udało mi się wygrać niezłą sumkę w kasynie. — Przechylił konspiracyjnie wachlarz bliżej twarzy i nachylił się w stronę wymordowanej. — Nie bez pomocy mojej urody, ale pani na pewno wie, jak się wygrywa.

/Wypiszcie w swoim poście dokładnie jedynie swój ubiór i dodatki wpływające na wygląd zewnętrzny.
Marcelina może, ale nie musi pamiętać wspomnianej sytuacji z niedzieli, dop wyboru.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.06.18 16:59  •  Hotelowy bar. - Page 7 Empty Re: Hotelowy bar.
Powinien był się nauczyć już dawno, że gdy czegoś oczekuje od losu, nie dostanie tego, choćby jego prośba była najmniejszą z możliwych. Chciał odpocząć, kryjąc się przed zażenowaniem wywołanym ówczesną porażką, która nie tylko osłabiła jego organizm ze względu na niedostarczenie pożywienia, ale również uderzyła w jego ego. Dlatego miał nadzieję, że wpasuje się niejako w przeciętne, szare tło, jakie stanowił bar i dzięki temu będzie mógł topić samotnie swoje bezsensowne i niemalże bezpodstawne smutki. Upił zaledwie parę łyków alkoholu ze swojego szkła, które pod wpływem chlupoczącej w środku cieczy stawało się paradoksalnie coraz czystsze, choć na jego ściankach pojawiały się nierówne zacieki i smugi. Przy pierwszych zaciągnięciach trunkiem, którymi chciał delektować się w przerwach od zaciągnięciami papierosem, jego twarz mimowolnie, acz nieznacznie wykrzywiała się. Alkohol był całkiem mocny, a z każdą kolejną kroplą, którą wlewał między wysuszone, pragnące nawilżenia usta, nieprzyjemny smak niknął, pozostawiając po sobie tylko przyjemny ogień.
Nawet nie zauważył, gdy kolejny marny stołek przy barze został zajęty - a może zarejestrował to kątem oka, lecz był zbyt zajęty pławieniem się w egoistycznych myślach, by zwrócić spojrzenie w stronę nieznajomej postaci. Poczuł jednakże nagły powiew zimna, ale jego ciało zajęte swym własnym bólem i niedoskonałościami nie percypowało tego faktu jako jednego z tych, które powinny wzbudzić alarm. Wszelka jego uwaga skupiona była bowiem na szklance, którą trzymał w lewej dłoni i papierosie, którego dzierżył w prawej. Strzepnął jego rozżarzony czubek, jako że ten zaczął nachylać się niebezpiecznie, grożąc upadkiem na ladę, która już zapewne niejednokrotnie tego doświadczyła.
Powoli odczuwał nachodzące go coraz częściej fale ciepła i słodkiego zmęczenia, w którego ponętne objęcia chętnie by się rzucił. Przyłożył zimne naczynie do policzka i syknął, gdyż chłód podrażnił jego świeżo podrapane policzki. Cholera, zaczynało wiać chłodem. Wsadził fajkę między wargi i wolną ręką zmniejszył liczbę rozpiętych guzików jego czarnej, połyskującej koszuli z trzech do dwóch. Poprawił jeszcze niedbale kołnierzyk, wiedział bowiem, że jest to jeden z tych materiałów, które naśladowały jedwab i były nieznośnie wiotkie, nie chcąc utrzymać kołnierzyka w należnej mu sztywnej pozycji.
Wyciągał właśnie swe palce, by przejąć papierosa od ust i wrócić do poprzedniego ustawienia, gdy usłyszał piskliwą plamę dźwięków, która dopiero po chwili ukształtowała się w czyjąś wypowiedź. Ten głos wreszcie skłonił go do zmiany toru wzroku i uniesienia głowy, a nawet przekręcenia jej w lewą stronę, gdzie zresztą znajdowało się źródło hałasu.
Marcelina.
Poczuł jakby nagły trzask, który był sygnałem, że zasłyszane przed momentem imię miało mu o czymś przypominać. Znał to ułożenie głosek, a podświadoma część jego osoby podpowiadała mu, że jego odczucie w kierunku tej drobnej kobiety winno być negatywne, chociaż nie potrafił sobie uświadomić z jakiego powodu. Może był zbyt zmęczony, ale jego pamięć nie chciała współgrać z jego umysłem. Drugiej osoby za to nie znał w ogóle i mógł to stwierdzić z całą pewnością, gdyż niewątpliwie charakterystyczna aura osobnika nie pozwalała o sobie zapomnieć. Postawił szklankę na blacie w chwili zamyślenia, jednak szybko odskoczył, gdy ta niemal natychmiast przewróciła się z głośnym trzaskiem, wylewając swą zawartość na jego czarne, dopasowane spodnie. Jego nogi były całkiem przemoczone, a alkohol trafił chyba wszędzie - czuł nieprzyjemne, lepkie podłoże nawet pod stopami, więc dostać się musiał nawet do sznurowanych, ciężkich butów, które dzierżył na nogach - trafił więc wszędzie poza ostateczną destynacją jego ust.
- Cholera! - krzyknął, gdy podnosił się z siedzenia, na którym udało mu się już wygodnie ulokować. Następnie syknął z bólu, dopiero po chwili odczuwając, że trunek dostał się również do jego rany na żebrach, co wywołało paskudne pieczenie. Miał ochotę coś zniszczyć z wściekłości, jednak wiedział, że nie ma na to aż tyle siły. W końcu przyszedł tutaj się regenerować. Nie mógł jednak darować takiego zachowania - nawet mężczyźnie o wyglądzie panienki. Wziął wdech tak głęboki, że niemal zachłysnął się nieświeżym, papierosowym powietrzem. Wyciągnął rękę i wskazującym palcem lekko postukał ramię specyficznego osobnika odpowiedzialnego za tę - w jego mniemaniu - tragedię.
- Przepraszam - wycedził, siląc się na uprzejmość, chociaż zbliżał się do granicy wybuchu. Żałował, że Rose spała. W końcu to ona była ekspertką w sprawach grzecznych dyskusji, komplementów i optymizmu; on za to coraz bardziej nie ręczył za siebie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.06.18 21:06  •  Hotelowy bar. - Page 7 Empty Re: Hotelowy bar.
Szklanka z grubego szkła kusiła swoją zawartością o mdłym zapachu magnolii. Gęsty trunek była obrzydliwie ciemną cieczą, która raczej na pewno nie pochodziła z pięknej, zdobionej butli o lekko zamglonym szkle. Na przyklejonej nań plakietce wielkimi literami, o zawadiackich skrętach oraz ogonkach, dumnie widniał tytuł: Oldschool Whiskey. Choć Marcelina skrzywiła się pod nosem, czując gorzką gorycz mocnego alkoholu na spragnionym podniebieniu, zawartość szklanki bardzo szybko zniknęła. - Jeszcze.
Wielu jest niekwestionowanych władców lasu. Budzą zachwyt wielkością, siłą, potęgą i nierzadko pustym, zimnym spojrzeniem. Niezawsze uzbrojeni w kły i pazury - czasami posiadali poroża, mocne nogi i racice. Właśnie na takiego władcę puszczy polowała tego pięknego dnia. Czarna jaguarzyca podążała za nim od zachodu słońca, którego zabójcze promienie od kilku dni nie zakłóciła ani jedna chmurka. Niemalże trzymetrowy samiec jeleniowatego, w sile wieku, o koronie niewyobrażalnie wręcz wielkiej i szerokiej, choć prawa część poroża w niektórych miejscach wyglądała na lekko uszczerbaną. W polowaniu obrała metodę cierpliwości i spokoju, czekając na odpowiedni moment i układ terenu. Nie mogła tego schrzanić, zbyt długo czekała na to spotkanie.
Najpierw usłyszała szelest liści, gdzieś w sporej oddali. Serce zabiło jej trochę szybciej; z obawą spoglądnęła na jelenia o kawowej sukni z jaśniejszymi refleksjami na podbrzuszu i krótkim ogonie. Na szczęście szelest nie przestraszył go, a jedynie zainteresował na ćwierć sekundy. Tak ogromna bestia nie musiała czuć się zagrożona przez byle szelest czy złamaną, suchą gałązkę. Z ulgą odetchnęła, rozglądając się raz jeszcze - w zaroślach nieopodal dostrzegła białą smugę, która szybko rozpłynęła się w gęstej zieleni. Wymordowana przykucnęła, zmieniając kierunek podchodów i, mając na uwadze posilającego się spokojnie jeleniowatego, zaczęła sunąć w kierunku dziwnego dźwięku i podejrzanej bieli. Gdy w pewnym momencie do jej nozdrzy uderzył nieznajomy, acz niepokojący zapach, położyła się niemalże na ziemi, obnażając ze złości kły. Skryła się w cieniu, którego wszak była władczynią.
Nie tylko ona wybrała się dzisiaj na polowanie.
Z początku nie zwracała uwagi na mężczyznę siedzącego nieopodal. Przeczesała szybkim ruchem włosy, pozwalając grzywce opaść na lewe oko. Jej pomalowane na czarno paznokcie lekko uderzały o ladę, wystukując nerwową melodię. Czekała cierpliwie na moment, aż szklanka ponownie zostanie napełniona. Wzdrygnęła się, gdy głębokich rozmyślań wyrwał ją piskliwy, kojarzony przez właścicielkę kasyna głos. Serce zabiło mocniej, paznokcie niemalże wbiły się w blat. Spojrzała na osobę, którą wzięła za kobietę, w pierwszej chwili dostrzegając kolorowe włosy, niezwykłe oczy, w następnej kolejności interesujący skrót i... głos, który już gdzieś słyszała. - Pani wybaczy, ale... nie. Nie pamiętam.
Gniew rósł z każdą sekundą. Marcelina dostrzegła dużego, kotowatego osobnika o białej sierści i paskach, które jednoznacznie określiła jako tygrysie. Nie była to zwykła bestia, o czym doskonale wiedziała, gdyż wyczuwała nie tylko emocje, ale i aurę innych wymordowanych. Ten ktoś roznosił również inny zapach - zapach gangu, którego nienawidziła.
Wyszła z cienia pewnym, sztywnym krokiem. Przez chwilę obserwowała, jak niewiele większy od niej tygrys równie spokojnym krokiem zbliża się do jeszcze nieświadomego, zbyt pewnego siebie rogacza; w końcu wymordowany z psiego gangu rzucił się w pogoń za kopytnym. Był wystarczająco blisko, by dopaść jelenia po kilku susach; Marcelina nie zamierzała jednak pozwolić na taki finał JEJ polowania. Zjeżyła wściekle sierść, wysuwając długie pazury i odsłaniając kły; rzuciła się w pogoń, zmieniając jednak cel, który dogoniła bardzo szybko - wystarczyło przeciąć pędzącemu tygrysowi drogę. Z szaleńczym impetem uderzyła w jego bok, pazurami orząc prawy bark białej bestii i z powodzeniem psując mu plan łowów. Z jej gardła wydobył się groźny, ostrzegawczy pomruk, a niebieskie ślepia iskrzyły się wrogo. - Następnym razem upewnij się, że nie jesteś sam, psie - warknęła telepatycznie do Ezry, uderzając ciężką łapą o suchą glebę. Zapomniała już o jeleniu, który oddalał się zwinnymi susami. Czarny, rozpływający się lekko i nienaturalnie długi ogon wirował w powietrzu przypominając momentami lasso; dziwny chłód przeszył ciało Ezry. Zrobiło się ciemniej, a do nozdrzy tygrysa dotarł nęcący zapach wilczych jagód.
Marcelina spojrzała na mężczyznę, który w tamtym momencie zaczepił kolorowego gościa baru. Dziwny dreszcz przebiegł po jej ciele, choć postać Ezry nie wzbudzała wtedy żadnych konkretnych emocji do momentu, aż Marcelina nie poczuła znajomego zapachu.  
Mężczyzna zaś w tamtym momencie, prócz odoru rozlanego alkoholu poczuł coś jeszcze.
Wilcze jagody.

Spoiler:
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.06.18 22:13  •  Hotelowy bar. - Page 7 Empty Re: Hotelowy bar.
 Oczy mężczyzny rozświetliły się, chociaż sprawiały wrażenie, że mocniej się nie da. Najwyraźniej odpowiadało mu to, że właścicielka kasyna, którą tak podziwiał bezbłędnie rozpoznała w nim kobietę. Być może miał już dość ludzi, którzy palcami wytykali prawdziwą naturę ciała osoby, która w hotelowym barze występowała w roli drobnej kobiety. Był niższy nawet od Marceliny, ale ozdoby we włosach, wygięte fantazyjnie pióra i ułożona zgrabnie fryzura dodawały kilku fałszywych centymetrów. Zapadnięte policzki, nawet pokryte sporą dozą pudru zdradzały typowe dla Desperacji niedożywienie.
 — Niezmiernie szkoda mi jest to słyszeć, ale pewnie miała pani pełne ręce roboty. — zaśmiał się powabnie i zasłonił usta wachlarzem. — Zdradzę pani sekret. — Mówił głośno, jakby wcale nie zależało mu, by tajemnica nią pozostała. — Jestem częstym gościem pani przybytku i dla zabawy roztrwaniam sporo dóbr zarobionych w moim wdzięcznym zawodzie. Jestem pewna, że moja cotygodniowa obecność znacznie wspomaga utrzymanie kasyna i wprowadza w obrót wiele wartościowych przedmiotów. Prawie niemożliwe jest, by mnie pani pamiętała, ponieważ zawsze wcielam się w kogoś innego. — Przesunął palcami po policzku, a potem sięgnął ku dłoni Marceliny, z idealną obojętnością ignorując jej ostre pazury. — Zadałam to pytanie tak dla rozluźnienia atmosfery! Ha-ha~
 Zgrabnie nałożył nogę na nogę i szykował właśnie eleganckie spojrzenie, którym miał obdarzyć wymordowaną w dalszej dyskusji, ale nagły, głośny okrzyk za plecami zwrócił na moment jego uwagę. Odwrócił się, chociaż nie bez ociągania i z miną orła przygniatającego robaka do ziemi odezwał się do Ezry.
 — I masz za co przepraszać, niekulturalny obdartusie. Moja sukienka mogła się zabrudzić przez ten alkohol. — a potem odwracając się znowu ku Marcelinie dodał  — Takie pijaczyny już dawno powinni wyrzucać. Zaraz zawołam naszego ochroniarza, jeżeli bezwartościowa duma nie pozwoli mu wyjść.
 Poprawił kosmyk włosów opadający na środek twarzy i ułożył ręce na udach.
 — Ale wracając do tematu, pani Marcelino. Chciałabym zaproponować... czy bardziej, uważam, że pani kasyno wzbogaciłoby się jeszcze bardziej, gdyby zechciała pani poszukać sobie bogatego współwłaściciela.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.06.18 14:35  •  Hotelowy bar. - Page 7 Empty Re: Hotelowy bar.
Jego gniew narastał już drugi raz tego dnia. Czuł jak jego policzki różowieją, jak jego tętno przyśpiesza, a oddech staje się coraz bardziej płytki. Nigdy nie był dobry w powstrzymywaniu emocji. Zacisnął dłoń, czując jak jego nieco przydługie paznokcie wbijają się mocno w powierzchnię oblepionej kurzem całego dnia skóry. Wydało mu się, że jego ciało staje się gorące tak bardzo, że niemal mogłoby wysuszyć swoim ciepłem mokre ubrania obrzydliwie lepiące się do jego powierzchni. Odwrócił się twarzą do baru.
— Jeszcze jedną — wycedził do barmana, próbując rozluźnić zaciśnięte zęby. Obserwował jego nieśpieszne ruchy, nie wydając z siebie już żadnego dźwięku. Niecierpliwił się w znacznie większym stopniu niż za poprzednim razem, nie mogąc powstrzymać lekkiego drżenia wywołanego zduszonymi emocjami. Zamknął oczy, zastanawiając się, dlaczego nie należy mu się jeden spokojny moment po ciężkim dniu i nieudanym polowaniu. Jeśli gdziekolwiek istniał jakikolwiek bóg lub coś na jego kształt, nie był zbyt łaskawy dla Ezry skoro nieustannie wystawiał jego wybuchowe ja na podobne próby. Rzeczywistość mu odjeżdżała spod stóp, nie przestawał drgać. Bóle się nasilały, a chłopak wiedział, że taka reakcja organizmu — choć za każdym razem nietypowa — mogła poskutkować szybką metamorfozą, na którą nie miał w tamtym momencie żadnych sił ani wytrzymałości.
Stukot stawianej z impetem szklanki wybudził go z niejakiego transu, rozbudzając także drzemiącą w ich głowie dziewczynkę, co zaś wywołało niezadowolenie Ezry. Łypnął spode łba na stojącego za ladą mężczyznę, który z taką nieostrożnością hałasował w tym niejako mrocznym miejscu. Chłopak wiedział, że Rose nie spodoba się otoczenie, dzięki czemu nie będzie chciała wyjść na świat; wiedział jednak również, że próbować będzie załagodzić zaistniałą sytuację, na co zresztą nie miał ani chęci, ani ochoty. Wiedział przecież, że tym razem mu się należało; że tym razem miał rację. W ciągu tego długiego, nużącego dnia zaliczył już jedną porażkę i niejako upokarzający incydent, więc kredyt niepowodzeń powinien zostać wyczerpany, a on łaknął sprawiedliwości. Nim dziewczyna zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować lub zresztą w ogóle zorientować się w czasie i przestrzeni, Ezrah chwycił szklankę i z pełną nienawiści satysfakcją wylał jej zawartość na prawy bok sukni specyficznego osobnika, uznając łaskawie swoją czynność za wystarczającą zemstę. Gniew ustąpił radości w niewielkiej mierze. Rose cicho pisnęła.
Miałeś nie szukać problemów!
Zignorował ją. Znów zwrócił się do barmana, który nawet nie zauważył wydarzenia sprzed chwili, co było prawdopodobnie korzystne dla Ezry.
— Proszę jeszcze jedną.
Zauważył szok na jego twarzy, gdy patrzył na opróżnioną w tak szybkim tempie szklankę, którą jeszcze trzymał w dłoni tak mocno, że jego palce pobielały. Spojrzał w swoją prawą stronę, czekając na jakąkolwiek reakcję i odpowiedź na jego czyn. Wtedy dopiero spojrzał prosto w twarz kobiety, którą wcześniej nazwano Marceliną. Zauważył w jej oczach dziwny błysk, a im dłużej przyglądał się jej facjacie, tym bardziej był przekonany, że skądś ją znał, a nawet, że może i była istotna w jakiś sposób. Marcelina. Odtwarzał jeszcze raz jej imię niczym taśmę, która zacięła mu się w myślach, szukając po skrytkach umysłu czegokolwiek, co mogłoby mu pomóc ustalić tożsamość znajomej nieznajomej.
Mieliśmy jej nienawidzić. Obowiązkowo.
Usłyszawszy tę podpowiedź, zmarszczył nos. Nie przypomniał sobie zbyt wiele, ale był już pewien jednego i to mu wystarczyło. Miała być jego wrogiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.06.18 13:19  •  Hotelowy bar. - Page 7 Empty Re: Hotelowy bar.
Tygrys wstał, powoli otrząsając się z szoku i dochodząc do siebie. Był pewny, że ta chwila należała tylko do niego i władcy lasu o uszczerbionej koronie, dlatego nagły i niespodziewany cios z boku wytrącił go z równowagi, zachwiał wszystkimi, wcześniej skupionymi tylko na upragnionym trofeum zmysłami. Gdy wymordowany w końcu uniósł się ciężko z podłoża, gorzki kurz opadł, a otaczający ich las dalej trwał w dziwnej ciszy Marcelina uświadomiła sobie, że ma przed sobą przeciwnika większego od siebie. Od niepamiętnych czasów tygrysy były przecież niekwestionowanymi władcami kotowatych - największe, najsilniejsze, najstraszniejsze...
Ale jaguary miały najsilniejsze w tym królestwie szczęki.
Przed tym tygrysem nie stała zwykła królowa puszcz Ameryki Południowej. Ciemne, błyszczące futro zdawało się miejscami umykać, rozpływać w dziwną, czarną mgłę, a gdzieś w gęstej, rozwichrzonej sierści na karku gubiły się krucze, równie czarne i równie najeżone pióra. Jej cyjanowe oczy znacząco odznaczały się na tle ciemnego całokształtu. Gdy Ezra stał już na silnych, czterech łapach prędko uświadomił sobie, że od tej dziwnej istoty bił dobijający chłód, a wokół niej robiło się jakby... ciemniej...
Marcelina słuchała uważnie kolorowego osobnika siedzącego przed nią, nie mogąc do końca skupić się na wypowiadanych przez niego słowach. Jej myśli coraz gęściej krążyły wokół mężczyzny, który wydawał się nie być zadowolonym z powodu oblania przez - jeśli Marcelina dobrze zrozumiała - właścicielki bądź współwłaścicielki baru, w którym właśnie biesiadowali. Jej zamyślenie wyrwało interesujące pytanie zadane przez mężczyznę, którego godności niestety nie poznała dalej. - Ciekawa propozycja - zauważyła wymordowana, zaskoczona jego bezpośredniością. Nie musiała się długo zastanawiać, bowiem w takich chwilach nie zamierzała nawet udawać, że myśli o interesach. - Przyznam, że jest cholernie interesująca, ale... powinniśmy porozmawiać o tym przy innej okazji. Teraz jestem, powiedzmy, na urlopie, w niezbyt dobrym stanie i niezbyt dobrym nastroju, a sprawy interesów powinno się obgadywać w przyjemnych warunkach. - Nie miała ochoty przyznawać się, że jej kasyno było chwilowo zamknięte. To z pewnością wiązałoby się z trudnymi pytaniami dlaczego, z czyjej winy, czy planowane jej ponowne otwarcie...
Niemalże odskoczyła, gdy tajemniczy mężczyzna wylał na suknię fioletowo-okiego gęsty trunek. Powstrzymała skutecznie śmiech, przybierając sztywną maskę absolutnego zobojętnienia i lekkiego zaskoczenia. Ten wieczór nie mógł się dobrze skończyć.
Ból w żebrach. Pieczenie w nadgarstku. Marcelina z trudem stłumiona głęboki syk, zaciskając stalowe szczęki. Na chwilę zamknęła oczy, mając przed sobą wydarzenia sprzed kilku godzin - biały tygrys, czarny jaguar. Szalone tango kłów i pazurów, wzajemne udowadnianie sobie własnych sił i umiejętności. Nikt z tego nie wyszedł przegrany, nikt też nie mógł nazwać siebie zwycięzcą. To była trudna walka.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.06.18 12:37  •  Hotelowy bar. - Page 7 Empty Re: Hotelowy bar.
 Mężczyzna oparł łokieć o blat i ułożył policzek na dłoni. Lekko znudzonym, ponaglającym spojrzeniem badał reakcję Marceliny na rzuconą chwilę wcześniej propozycję. Zatrząsł długimi rzęsami z brokatowym pyłkiem na ich czubku, nadał policzki i skwitował odłożenie sprawy na później kwaśnym wykrzywieniem ust. Od razu dało się zauważyć, że nienawidził być ignorowany, a spotkało go właśnie to, czego tak nie lubił. Właścicielka kasyna była w oczywisty sposób zainteresowana wszystkim, poza sprawami biznesowymi.
Uniósł drugą dłoń z uda i strzelił palcami dla zwrócenia na siebie uwagi.
 — Chciałabym, żeby moja propozycja została potraktowana poważnie. Żadnej sugestii daty spotkania by porozmawiać o tej cholernie interesującej kwestii? — odpowiedział machając nogami z irytacją. Niemal w tym samym momencie poczuł, że coś pluszcze bezpośrednio za jego plecami, a skraj sukni robi się nienaturalnie ciężki. Zmienił także kolor z satynowej bieli na barwę szczyn, które podawali tutaj pod nazwą dobrego alkoholu.
 Rozległ się wysoki pisk, chyba najbardziej kobiecy dźwięk, jaki mógł wydać z siebie przebrany mężczyzna. Uniósł obie ręce do zapaskudzonego materiału i ze szklistym wzrokiem odskoczył od plamy na podłodze, w którą przypadkowo mógłby spaść jakiś czysty jeszcze fragment ubioru.
 — Pomocy, bandyta! — wydarł się, porzucając słodki głosik na rzecz paskudnego dźwięku, jakim okazał się jego naturalny ton głosu.
Dla Ezry nie ochrypły, męski baryton był jednak problemem, a wściekły wzrok barmana i umięśniony ochroniarz, który wyłonił się zza drzwi zaplecza. Odrzucił brudną szmatę, którą dopiero co wycierał ręce z czegoś o kolorze karminu, po czym podciągnął rękawy obcisłej czarnej koszuli do ramion i zmierzył salę spojrzeniem byka szukającego torreadora z czerwoną płachtą.
 Mężczyzna w sukni okręcił się na pięcie ze łzami zebranymi w kąciku oczu i wskazał palcem kundla. Piórka w jego włosach oklapły, jakby reagowały na emocje człowieka, który krył się pod falbankami i ozdobami.

                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.06.18 22:07  •  Hotelowy bar. - Page 7 Empty Re: Hotelowy bar.
Nic nie mógł poradzić na to, że odczuwał to niepokorne, niepożądane poczucie satysfakcji, które jednak szybko zostało w jakiś dziwny sposób splamione i zbezczeszczone przez potwornie piskliwy dźwięk, który boleśnie przeszył powietrze. Z całą pewnością nie spodziewał się takiej właśnie reakcji, chociaż po uprzednim zachowaniu i słowach niecodziennego towarzysza mógł wytworzyć odporność na niespodziewane emocje tego typu. Miał wrażenie, że wysokiej skali wrzask rozpruwa wnętrze jego uszu, co było przyczyną szybkiego ruchu ręki, która nieudolnie próbowała uchronić otwór przed przeciekiem kolejnych fal dźwiękowych uznanych za niewielkie niebezpieczeństwo. Nie trwał długo, ale wystarczająco, by wybić Ezrę z tropu, a jednocześnie pogłębić niemoralne zadowolenie. Uśmiechnął się nawet, choć półgębkiem.
— Bandyta? — zapytał szczerze zdziwiony czy to użytym określeniem, czy to użytym tonem, a sytuacja bawiła go coraz bardziej, chociaż przeczuwał, że najprawdopodobniej nie powinna. — Zapewniam, że żaden ze mnie bandyta.
Spojrzał na barmana, który okazał się dużo młodszy i bardziej postawny niż wcześniej mu się wydawało. Zdarzało mu się to wcześniej: prędkie ocenianie na podstawie pozornie oczywistych cech aparycji czy też mankamentów zachowania, co niemalże za każdym razem prowadziło do jego szybkiego przekonania się, że pierwotne wrażenie wykształcił sobie z tak dużym błędem, że odbiegało od rzeczywistości całkowicie, tak jak czerń odbiega od bieli. Uniósł ręce w górę w geście kapitulacji, chcąc uspokoić sytuację, którą miał jeszcze nadzieję uratować.
— Całe to zamieszanie... — zaczął, nieśmiało się uśmiechając. Czuł jednocześnie jak jego ciało kurczy się, przygotowując na wypadek konieczności walki, a może obrony. Z każdą chwilą orientował się coraz bardziej, że osoba, której suknię zdecydował się oblać mogła mieć w tym miejscu większe znaczenie niż systematyczna klientela. — To tylko wypadek.
Dopiero w tym momencie zauważył ochroniarza, którego ogromna, niewątpliwie umięśniona sylwetka wyłoniła się z mroku; wraz z nią wyłoniły się pełne wściekłości oczy, w których palił się niby szaleńczy płomień. Co napędzało taki blask? Lojalność wobec pracodawcy? Pragnienie agresji?
Powiedz raz jeszcze, Ezrah.
Nie miał wcale ochoty w żaden sposób się usprawiedliwiać, a jednak nie miał również ochoty na bójkę w barze, która co prawda odbiegałaby od codziennej, pijackiej bójki, a więc również w jakiś sposób zapewniłaby sobie może jakąś wyjątkowość; acz mimo to nie pragnął wyjść (czy też wylecieć) z tego nazbyt uroczego lokum z ranami głębszymi niż te, z którymi do niego przyszedł.
— Każdemu może się przecież zdarzyć, prawda? — zapytał, cicho chichocząc i paradoksalnie w wygodny sposób sadowiąc się na wąskim stołeczku. Wszak niejednokrotnie bywał nazywany niezwykle charyzmatycznym chłopcem, niekiedy nawet mężczyzną, więc w jego głowie pojawił się zupełnie logiczny i naiwny plan wywinięcia się z zaistniałych kłopotów, a jego kluczową strategią miało być rozbawienie agresywnych mężczyzn, a może nawet wzbudzenie ich sympatii. — Panu-pani też przed chwilką się zdarzyło, a nic przecież nie szkodzi — dodał, kierując wzrok na wzburzoną niczym dziecko postać. Jego spojrzenie jednak szybko przesunęło się z tego osobnika na kobietę stojącą za nim, a Ezrah zerwał się, nieustannie próbując sobie przypomnieć więcej szczegółów na jej temat, jednak jego pamięć zawodziła go nie po raz pierwszy, a w głowie nadal panowała pustka.
— Skąd cię kojarzę? — zapytał bezpośrednio, rezygnując z grzecznościowych zwrotów, co miało być dziecinną próbą pokazania nadszarpniętego szacunku, a może nawet jego całkowitego braku. Nie był pewien. Zmęczony był szukaniem w archiwum myśli, gdyż panował w nim chaos i nic nie mógł znaleźć. Musiał zrobić porządek, ale to lepiej już zostawić na inną okoliczność.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.07.18 21:16  •  Hotelowy bar. - Page 7 Empty Re: Hotelowy bar.
Atmosfera była przytłaczająca, a powietrze - gorące i ciężkie. Wszędobylski dym papierosowy gryzł się z tym od cygara, którego dziarsko dopalał jeden z lepiej prezentujących się wizualnie gości. Z kątów dobiegał ich suchy kaszel pijaczyn, których zbłąkane spojrzenie poszukiwało jedynie rozpaczliwie napełnionych butelek, ignorując zupełnie zamieszki przy barze. Marcelina zmarszczyła lekko brwi, dopalając resztkę chudego papierosa i zgniatając niedopałek w ładnej, ręcznie zdobionej popielniczce. Dziewczyna rzadko widywała na desperacji takie cudeńka, choć sama w swoim kasynowym gabinecie trzymała ulubioną popielniczkę z marmuru. - Taka sugestia jest w tym momencie zwyczajnie niemożliwa - stwierdziła sykliwie, acz spokojnie i wręcz sucho, grając opuszkami palców na polerowanej przed chwilą ladzie nieznaną nikomu melodię. Nie przepadała za natrętnymi osobami. - Mam teraz małe problemy z kasynem. Jak je rozwiąże, to wtedy porozmawiamy... - ...może. Jej ostatnie słowa zostały zagłuszone przez nienaturalny, niezwykle irytujący dźwięk wydany przez mężczyznę. Marcelina była bliska zatkania sobie uszu; spojrzała w stronę awantury, uśmiechając się bezwstydnie pod nosem. Ewidentnie nie polubiła tego nadętego osobnika. Nie reagowała, za to z ogromną i nieukrywaną ciekawością obserwowała barczystego ochroniarza i wściekłego barmana, najeżonego i gotowego do ostrej konfrontacji. Aż zatarła ręce, a wizja wieczoru okraszonego ciekawymi zdarzeniami wywołała przyjemne ciarki.
Marcelina chwyciła lekko przybrudzoną szklankę, w której nadal znajdował się zachęcający trunek, choć w znacznie mniejszej ilości niż wymordowana by sobie życzyła. Zdążyła zamoczyć suche usta i lekko przechylić naczynie, gdy do jej uszu doleciał głos niegrzecznego dowcipnisia. Choć w normalnych warunkach dziewczyna po prostu dopiłaby drinka, teraz odłożyła go niemalże od razu, czując drażniący ból w okolicach dłoni i piorunujący aż do łokcia. Przed oczami znów ujrzała pazury tygrysa, które drasnęły ją z potężną siłą właśnie w okolicach bolącego nieznośnie nadgarstka. Jednocześnie jakaś uparta myśl nie dawała jej spokoju, nie była w stanie jednak przedostać się przez gruby pancerz sklerozy. Nah, latka lecą, stalowa niegdyś pamięć już nie raziła chwalebnym, młodym blaskiem. Starość. - Może kiedyś moi ludzie skopali Ci dupę - odpowiedziała bez ogródek, patrząc na mężczyznę podejrzliwie. Skąd ona go kojarzy? - Może nawet byłam to ja. - dodała, nie ruszając się z miejsca. Każdy jej mięsień był jednak napięty i w pełnej gotowości do ruchu.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.07.18 20:30  •  Hotelowy bar. - Page 7 Empty Re: Hotelowy bar.
 Chęć rozmów biznesowych została odebrana również mężczyźnie, który skupiony teraz wyraźniej na własnej oblanej sukience i nieznajomym odwrócił się na krześle barowym plecami do Marceliny. Chwilę później stał już na wyprostowanych nogach wskazując niegodziwca, jakby ochroniarz był jego wiernym pokemonem, a on wskazywał kolejnego przeciwnika, przeszkodę w zdobyciu odznaki miasta Apogeum.
 Na nieszczęście Ezry, umięśniony mężczyzna słuchał się jak bajkowy stworek, niemal natychmiast powinął rękawy i uderzył pięściami o siebie podchodząc do kundla od strony jego tyłów.
 — Nie wszczynamy tutaj bójek — rzekł powoli niskim głosem. Górował ponad zarażonym o kilkadziesiąt centymetrów, miał grubo ponad dwa metry i pewnie niewiele mniej w barach. — Ekhum. — Odchrząknął wyraźnie i wskazał ręką drogę do wyjścia.
 Znaczenie polecenia było raczej oczywiste, a sam Ezra musiał się cieszyć, że nie doszło od razu do rękoczynów. Ochroniarz nie wyglądał na skorego wysłuchiwać jego wyjaśnień i stał bezwzględnie po stronie mężczyzny-przebierańca, nie próbował nawet dowiedzieć się w czym leży problem.
 Czarna melancholia mogła być najlepszym hotelem na Desperacji, ale nadal rządziły w niej prawa tych ziem. Silniejszy miał prawo dyktować swoją wolę, szczególnie jeżeli należał do kadry pracowników tego przybytku. Niewykluczone, że był pierwszym środkiem zaradczym na łobuzów. Na zapleczu mogło czaić się kilku innych jemu podobnych. Mężczyzna nie był jednak gwałtowny, z cierpliwością czekał na reakcję wymordowanego.
 Istniała możliwość, że jeżeli odmówi wykonania zadania, to nie zostanie od razu wyrzucony za fraki. Istniało jednak wystarczająco duże prawdopodobieństwo, by w pierwszej kolejności zakładać właśnie taki scenariusz.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.08.18 11:35  •  Hotelowy bar. - Page 7 Empty Re: Hotelowy bar.
Marcelina przyglądała się nadal sytuacji z cichą nadzieją, iż mężczyzna-przebieraniec zapomni w ataku rozkapryszonego gniewu i rozmowie między dwójką oraz o planach, w jakich najwyraźniej znalazła się wymordowana. Siedziała spokojnie, na dłuższy czas zawieszając spojrzenie na mężczyźnie. Gdzieś w głębi duszy biła mu gromkie brawa za takie potraktowanie właściciela hotelu, którego ego sięgało zapewne innych galaktyk.
Właścicielka kasyna szybkim spojrzeniem zlustrowała posturę ochroniarza. Wyglądał jak gość, który urodził się do tej fuchy. Ogromny, umięśniony, wzbudzający respekt, w dodatku opanowany. Marcelina rozumiała, że tego typu miejsca biorą pod swe skrzydła nie byle kogo, nie pierwszych lepszych, którzy napatoczyli się przypadkiem z ulicy i stwierdzili, że zagrzeją ciepłe
stołki znanego na całą desperację hotelu, a szczęśliwców, którzy mogą pochwalić się adekwatnymi do profesji atutami i zwyczajnym szczęściem.
Szczęściem, którego zabrakło Marcelinie w tym cholernym lesie. Nieznośny ból w nadgarstku odezwał się ponownie w momencie, gdy ta chciała chwycić szklankę, a gdy lekko poruszyła się na krześle z chęcią delikatnej zmiany pozycji jej żebra przeszyło uczucie kłucia i odrętwienia. Zrezygnowana wypuściła powietrze i zaczęła zastanawiać się nad opuszczeniem lokalu - przed nią długa droga. Nie mogła wdawać się w bójki z racji na jej stan, dlatego postanowiła zignorować Ezrę i nie dociekać, skąd się znają i dlaczego wymordowana odczuwa do niego dziwną niechęć.
Nagle doznała olśnienia. Zaraz! Przecież to hotelowy bar. Tu był hotel - a ona potrzebowała odpoczynku. Snu. Zbliżała się noc, a samotne wędrówki po desperacji w akompaniamencie licznych obrażeń i słabego samopoczucia nie mogły skończyć się dobrze. Bestie czyhające na każdym kroku tylko czekały na tak łatwe łupy.
Korzystając ze zgiełku zeszła z barowego krzesła, próbując niepostrzeżenie umknąć.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 13 Previous  1, 2, 3 ... 6, 7, 8 ... 11, 12, 13  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach