Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 14 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 9 ... 14  Next

Go down

Pisanie 25.09.15 21:04  •  Tyły budynku - Page 4 Empty Re: Tyły budynku
Ej no, nie musicie być tacy dosłowni dla Lena. Fakt że jego zwierzaczkiem domowym nie jest przerośnięty pies, wąż, feniks czy jakiś stworek prosto z Krainy Czarów a (dosłownie) wielki pająk nie znaczy że jest nienormalny. Może poprostu nie posiada strachu przed akurat tymi stworzeniami, a boi się... Nie wiem, puchatych króliczków? Pomyśleliście o tym, jak to jest się bać słodkich stworzeń? To dopiero potworność.
Vince, zdrobnienie od imienia Vincent. Zanotowane. Zmiana podpisu z Steve Wagina na Vincent Wagina.
Skąd pomysł na ten dopisek do imienia? Nie pytajcie, może to fakt zachowania mężczyzny, może poprostu błąd programu. Tak, to z pewnością błąd programu, niezamierzony. Z pewnością, prawda? Wierzycie w to, czyż nie?
Nie wtrącał się w słowa kobiety do Vincenta, to byłoby niegrzeczne gdyby przerywał albo wtrącał się do rozmowy nie dotyczącej jego osoby. Zasady kultury osobistej, czyż nie? Głównie ten fakt sprawił że zamiast urwać łeb tamtej osobie to obezwładnił go i odrzucił. Najwidoczniej uderzył w coś twardego i stracił przytomność. Nie było to celowe.
Skomplikowane relacje. Hm... Taa.
- Dziękuję. Będę zaobowiązany. - Skłonił głowę w wyrazie podziękowania, spoglądając przed siebie. Nie patrzył bezpośrednio na jedno ani drugie "twarzą", lecz oczy podążały od jednej do drugiej osoby, analizując ich ruchy i działania. Reb podążała prostą linią do androida, lecz Vincent po zejściu z pojemnika wydawał się obserwować i zachodzić androida od flanki. Palce prawej ręki poruszyły się delikatnie, rozruszane i gotowe do pochwycenia rękojeści w razie ataku. Może nie będzie konieczności...
Pajęczyca najwidoczniej wydawała się być usilnie skupiona na tym, by wyczekać odpowiedniej chwili na pochwycenie jeszcze ciepłego ciała. Nie przywiązywała uwagi do ruchów Kirina, lecz czasem przesuwała się odrobinę, jakoby sprawdzając czy Lentaros ją słyszy. Wciąż jednak się upewniała że może działać.
Wracając do Lena, gdy ten spostrzegł że celem bruneta nie jest atak, a pozyskanie butelek wypełnionych płynem, prawdopodobnie alkoholowym, stracił nim zainteresowanie, skupiając się na działaniach Panienki. System ostrzegał o naruszeniu barier i fakcie, że następuje niepożądana, zewnętrzna ingerencja w szkielet, lecz jednostka centralna "olewała" te komunikaty, wiedząc że nie powinna się spodziewać zagrożenia. Nie powinna, prawda?
Chwilę mocowania i kobiecie udało się wydobyć ostrze z ramienia. Hallelujah! Raport diagnostyczny wskazuje na braki uszkodzeń konstrukcji ramienia, prawdopodobnie ostrze zaklinowało się pomiędzy stalą, to możliwe. Skiną głową jeszcze raz w podzięce, sięgając do prawej kieszeni, z której wydobył kompas. Wyciągnął dłoń ku Panience, z takowym na niej, uśmiechając się delikatnie. - Dziękuję. Nie mam nic do zaoferowania w zamian, oprócz tego kompasu. - Sam gest wskazywał na "weź, jeśli potrzebujesz". Jeśli Reb nie zabrała go, schował z powrotem do kieszeni, a jeśli zabrała - cóż, nie miał co chować do takowej, prawda?
- Małe pytanie. Obawialiście się Miry? - Spytał śmiertelnie poważnie, jakoby zupełnie nieświadomy faktu że to morderczy łowca żyć, który cię sparaliżuje, zaplecie w sieć o wytrzymałości stali i powoli zeżre.
Jego uwagę przykuł ponownie Vincent, jaki najwidoczniej odczuł się urażony lub coś w tym stylu. Hm, cóż.
- To była samoobrona. Nie jestem wielbicielem akupunktury z wykorzystaniem noży miast igieł. Żyjecie, fakt... - Przerwał na moment, lustrując żyrafopodobne stworzenie znajdujące się przed nim wzrokiem, po czym dodał. - Ale zgadując po rasie, jesteś raczej istotą która już nie powinna żyć, czyż nie, Vincent'cie? - Zapomniał dodać "wagino". No trudno, jakoś to przełknie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.09.15 12:38  •  Tyły budynku - Page 4 Empty Re: Tyły budynku
Co racja, to racja. Wprawdzie nad Rebeką stosunkowo łatwo było uzyskać przewagę fizyczną, to jednak w samozaparciu nie miała sobie równych. Skoro postanowiła zejść z zaimprowizowanego schronienia i opuścić kontener, to nawet siła nie dałaby się powstrzymać. Od czegoś się ma kilka sztuczek, nie tylko magicznych, w zanadrzu; zresztą, jej towarzysz był w stanie ułatwiającym dziewczynie swobodne zejście na ziemię.
Okazało się, że z wyciągnięciem noża miała o wiele mniej problemów niż sam poszkodowany. To zapewne sprawka tego, że anielica mogła swobodnie posłużyć się obiema rękami, a to niewątpliwie dawało mięcej możliwości. Wcześniej nie zwróciła większej uwagi na nóż, zaintrygowana brakiem krwawienia ze strony nieznajomego. Teraz jednak spojrzała na trzymany w dłoniach obiekt, a nie zauważywszy w nim nic nadzwyczajnego poza sfatygowanym, poszczerbionym ostrzem - cisnęła bezużytecznym już przedmiotem na brzeg sterty śmieci. Rzucała w okolicę jak najdalszą od położenia pająka, by ten przypadkiem nie uznał jej pacyfistycznego gestu za atak. Wystarczająco kłopotów już mieli z tym stworzeniem jak na jeden dzień.
Nie spodziewała się, że za swoją pomoc będzie jej dane otrzymać jakieś podziękowanie inne od słownego. W końcu nie zrobiła zbyt wiele i zwykłe "dzięki" jak najbardziej by jej wystarczyło. W końcu robiła już o wiele bardziej wymagające poświęcenia rzeczy, a które nie usłyszałaby dobrego słowa i wypruwała sobie wszystkie organy dla osoby, do której nie miała ochoty się przyznawać publicznie. Do bezinteresowności, czy chciała czy nie chciała, musiała się w końcu przyzwyczaić. Inaczej trudno by było zachować swoją anielską naturę i tożsamość, które pod wpływem warunków panujących poza Edenem łatwo mogłyby ulec wypaczeniu lub zagłuszeniu. Na początku chciała odmówić podarunku, ale spojrzała z zaciekawieniem na przedmiot. Chociaż wiedziała, do czego służy kompas, nigdy nie miała takowego w rękach. Chęć choćby dotknięcia obiektu była ogromna, jednak przez chwilę tylko obserwowała, jak pod wpływem ruchu igiełka najpierw wiruje, a później ustawia się w jednym kierunku. W terenie orientowała się w miarę nieźle, więc zauważyła, że urządzenie działa raczej prawidłowo. Podniosła spojrzenie na twarz nieznajomego i uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- To bardzo miłe, na pewno mi się przyda - stwierdziła, po czum delikatnym ruchem zgarnęła kompas z dłoni mężczyzny i ostrożnie wsunęła go do własnej kieszeni w spodniach.
Robiło się coraz później. Zaczynała żałować, że nie zabrała ze sobą żadnego okrycia. Ale skąd miała wiedzieć, że zejdzie tak długo? Teraz zdecydowanie zatęskniła za znalezieniem się wewnątrz jakichś przytulnych czterech ścian, najlepiej przy kominku i z ciepłą herbatką. Bezwiednie poruszyła ramionami; organizm poprzez pracę choćby kilku mięśni chciał zyskać trochę ciepła dla siebie. Mózg postanowił jednak wyprzeć wiadomości o chłodzie, przynajmniej na jakiś czas, gdyż myśli anielicy błądziły wokół zupełnie innych tematów.
- Nie, wcale. Wcale od niej nie uciekaliśmy, chcieliśmy tylko posiedzieć sobie razem na śmietniku. No co ty, przecież te osiem ślepi to prawie jak romantyczna lampka. - Ironii w tych zdaniach po prostu nie dało się nie wyczuć. Jakie pytanie, taka odpowiedź, można by rzec. Mimo wszystko albinoska uśmiechała się nadal, co sugerowało, że prędzej taki ma sposób bycia, niż rzeczywiście się denerwuje. Bo i tak było, z samego usposobienia nie była w stanie odmówić sobie kąśliwego komentarza. Lata praktyki nie poszły na marne.
Skoro nie była już potrzebna jej pomoc, to odsunęła się z powrotem na neutralny teren, pozbywając się nieznajomego ze swojej przestrzeni osobistej. Założyła ręce pod biustem i spoglądała to na jednego, to na drugiego z panów. Widząc Vincenta taszczącego butelki na kontener, rzuciła mu spojrzenie pełne wyrzutu. W jej opinii miał już zdecydowanie za wiele wysokoprocentowych napojów w organizmie i aż korciło ją, żeby powstrzymać go od dalszego spożycia. To była w sumie jego ostatnia szansa, żeby sobie odpuścić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.09.15 20:05  •  Tyły budynku - Page 4 Empty Re: Tyły budynku
Rebeka była dużą dziewczynką, nie musiał trzymać jej za rękę i mówić co wolno, a czego nie. Momenty, w których obserwował jej poczynania z nutą zazdrości usilnie zakrywał chociażby takim popijaniem z butelki. Korzystając, że nadal jest od niego w pewnej odległości wyrwał zębami korek z samogonu i sprawdzając niemal jak pies zawartość butelki wsunął tam język i przechylił odrobinę flaszkę spoglądając jednym okiem, na to co widział w odległości.
Bardziej nawet poza treścią pytania jakie zadał im nieznajomy Kirina zaskoczył ton, z jakim to powiedział. Cały czas zachowywał się tak sztywno i z zasadami, że teraz trudno było mu uwierzyć, że robił sobie z nich jaja.
Przez moment skrzyżował swoje spojrzenia z anielicą, jakby szukając w jej twarzy jakiejś podpowiedzi. Zamiast tego zobaczył czającą się w tyle furię, które gotowa była uzewnętrznić się z jeszcze jednym ruchem ręką z butelką w stronę twarzy. Westchnął głośno i dosadnie, odłożył swoją zdobycz i wstał. Chwiejnym krokiem, bardziej z powodu okazywania pewności siebie niżeli upojenia alkoholowego podszedł do tamtej dwójki bardzo pobieżnie spoglądając na rzeczoną Mire.
- No co ty, po prostu lubimy tak od czasu do czasu poskakać po kontenerach. - Nachylił się nad nim. Oh jak bardzo on lubił się nad kimś nachylać. Kirin jest trochę pustym typem człowieka, więc nawet takie coś jak przewaga wzrostu dawała mu satysfakcję. O ile także nieznajomy nie czuł się dziwnie zadając im takie pytania, tak samo wymordowany nie czuł się dziwnie zbliżając swoją twarz niebezpiecznie blisko. Chciał, żeby tamten poczuł się dziwnie i się wycofał, a to, przynajmniej w głowie dobermana oznaczało by to jego zwycięstwo.
Z sarkazmem przez świat. Mało go obchodziło, co inni sobie o nim pomyślą.  Niewielu stąpało po tym świecie takich, z opinią których by się liczył. Odsunął się od niego i wycofał o kila kroków kładąc rękę na zadzie pająka. Tak, zaryzykował. Nie był to w ramach ataku, a zwykłego sprawdzenia, czy faktycznie mają się czego obawiać. Poklepał stworzenie niemal jak konia, pewnie i z dobrą intencją. Chociaż wątpił, że pająki są tak samo przyjazne jak kopytne. Jak on chociażby, przykładny człowiek-żyrafa.
- Ka ka ka. Trafna uwaga. Żyje i nie żyje jednocześnie. Więc może niektóre kwestie mnie nie dotyczą. Ale ty też nie wyglądasz na bardziej żywego ode mnie. - Mówił w trakcie swojego zapoznawania się z ciałem pająka. Ot tak zarzucił luźną uwagę, wnioskami wyciągniętymi z poczynań Rebeki i swoich obserwacji, kiedy już zbliżył się na tyle, by móc cokolwiek sądzić. - Jejciu, jejciu... nie wierz jej na słowo, nie mam tak na imię. Jestem Kirin. A ty, panie miłośniku wielkich pajęczaków?
W jego głosie pojawiła się nutka luzu. Chociaż ten jeden raz nie miał zamiaru zaatakować kogokolwiek, nawet słownie. A w kwestii imienia... owszem, tak brzmiało jego imię, ale nawet on traktował je bardziej jako przezwisko, stosowane głównie przez obecną tu kobietę. Myślenie o mianie 'Vincent' jak o własnym imieniu mu nie pasowało. Kirin, po prostu Kirin. Jako że i tak znajdowali się na terenach Japonii, jego imię nie powinno być takie nieoczywiste, skoro za jego plecami wił się żyrafi ogon.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.09.15 21:20  •  Tyły budynku - Page 4 Empty Re: Tyły budynku
Pająk wciąż pozostawał w skupieniu na swojej "zdobyczy", wyczekując chwili w której jego Pan będzie na tyle rozkojarzony, by nie zauważyć odciągania zwłok w ciemności. Powoli, lekko szemrząc piaskiem Mira przesuwała się w kierunku kupy śmieci z której wystawały nogi czyjegoś ciała. To tak jak z tymi kotami - mówisz im by nie zrzuciły doniczki siedząc na parapecie, one rzucą ci spojrzenie "bitch please" i sru, doniczka leży. Tak, coś w tym stylu. Tylko to coś ma 8 takich "łapek", osiem oczu, szczękoczułki których ugryzienie wcale nie jest tak przyjemne jak gryzienie małego, bawiącego się koteczka. A, no i nie zapominajmy że jest spore. I że ma kolec jadowy na końcu odwłoka, którego dziabnięcie sparaliżuje cię na kilka chwil. I jej kokony są twardsze od stali. I jeszcze kilka innych rzeczy które każą nie podchodzić do tego bez conajmniej miotacza ognia.
Szczerze powiedziawszy - miał ten kompas oddać Ethel za informacje o DOGS jakiś czas temu, ale jego "wskazówki" a pro po postępowania wobec androidów powinny wystarczyć jako nagroda. Szczerze powiedziawszy jednak - gdyby nie pomoc Reb, prawdopodobnie musiałby szukać jakiegoś zagłębienia w które mógłby włożyć wystającą z ramienia rękojeść, zaklinować i wyciągnąć w ten sposób. Nie liczył na szczęście, więc za pomoc postanowił podziękować chociaż tym. Biorąc pod uwagę że jego wyczucie kierunków i bez kompasu jest niemal bezbłędne ze względu na utworzenie już niemal setek map i tras Desperacji w trakcie swoich pieszych wędrówek. Mógłby robić za przewodnika nawet. Nie znał tylko lokalizacji siedziby DOGS ze wszystkiego, o czym wiedział.
Ale ma w planie to zmienić. Wkrótce.
- Z pewnością ci się przysłuży. - Opuścił dłoń po pozbawieniu jej kompasu, po raz kolejny delikatnie skinając głową ku anielicy. Starał się nie pozostawiać złego smaku po swoim zachowaniu. Taki program, cóż poczynić. Przynajmniej wobec kobiet. Tsh, dżentelmen. Czasami.
Zarejestrował nieme wzdrygnięcia u kobiety, nie chciał jednak wyciągać pochopnych wniosków i narzucać się z pomocą. Nie miałby problemu z podarowaniem jej swojego płaszcza (jeny, który to już płaszcz by oddawał? Jeden wzięła Cedna, drugi Ethel, teraz trzeci Reb?), ale właśnie kwestia narzucania się. Może jest kobietą co to nie lubi przyjmować pomocy od obcych? Są i takie osoby. Przesadnie pewne siebie i niechętne do korzystania z pomocy jaką im się udziela. Zobaczymy.
Odpowiedzi jakie zostały udzielone od obu humanoidów dla normalnego człowieka byłyby aż nadwyraz ironiczne, lecz...
Dla Lena brzmiały jak zupełnie standardowa odpowiedź, dlatego kiwną lekko głową. - A więc oboje lubicie wchodzenie na pojemniki mieszczące odpady komunalne. A Panienka uznaje pajęcze oczy za romantyczny motyw. Warto zapamiętać. - Jego neutralny, beznamiętny ton zbije z tropu nawet ich. Mogą w tej chwili uznać że jest tępym kretynem który nie poją przenośni, lub mogą uznać że nabija się z ich obojga, albo coś innego. Ich wybór, on taki jest. Co zrobić?
Zauważył już wcześniej że Vincent w prostej linii zbliża się do jego osoby, a biorąc pod uwagę jego aparycję i zachowanie spowodowało to lekkie wzmożenie systemów alarmowych. Podniósł spojrzenie by jego czarne źrenice na tle białych gałek ocznych równały się spojrzeniem z tymi wymordowanego. Nie odwracał się. Nie odsuwał. Nie poruszał. Patrzył. Bez nawet najmniejszego przejawu emocji. Jak, hm, maszyna? To dobre określenie. I nie, nie czuł się dziwnie. W sumie "nie czuł" to wystarczające określenie. Nie czuje niczego, więc ani dziwnie, ani zwyczajnie, ani źle, ani dobrze.
- Na twoim miejscu bym tego nie robił. - Rzucił do mężczyzny gdy ten zbliżał się do pająka, widocznie próbując testować swoje szczęście. Cóż. Są osoby które nie umieją ważyć swoich szans, nie próbują planować w przyszłość. Idą ślepo, licząc że szczęście ich ocali.
Tia.
- Wnioskujesz to po fakcie że nie tracę krwi a sam fakt wbitych noży nie powodował u mnie reakcji zewnętrznej? Jestem pewien że istnieją ludzie poddani mechanizacji którzy zareagowali by podobnie do mnie. Wcale. - Wzruszył bezwiednie ramionami, widząc jak Kirin co raz bliżej jest drażnienia się z pająkiem, który skupiony na chęci dostania "mięska" nie zauważył go. Ściągnął brwi, zerkając na moment ku kobiecie.
- Odsuń się. - Polecił, powracając spojrzeniem do żyrafoluda. Niestety, nie zdołał odpowiedzieć na pytanie, bo reakcja na dotyk Kirina była natychmiastowa. Bestyjka zaskrzeczała wyraźnie i obróciła się w ciągu krótkiego momentu. Jedno z przednich odnóży przy obrocie się podniosło i wykonało zamaszysty, podcinający ruch. Pająk nie miał zamiaru czekać aż ofiara się przewróci, Mira skoczyła na Kirina nawet jeśli nie dał się podciąć, chcąc go przewrócić, przybijając jego ramiona i nogi odnóżami do ziemi (nie muszę mówić że to by bolało), by następnie wbić kolec jadowy w brzuch żyrofaluda, "wrzeszcząc" mu prosto w twarz i opluwając go przy okazji.
- Mira! Zostaw go! - Podniósł głos tuż po pierwszej próbie potraktowania Kirina trucizną, udanej lub nie. Pajęczyca uprzejmie by usłuchała i odsunęła się, nie podejmując kolejnej próby ataku, nie licząc werbalnego, nieprzyjemnego skrzeku.
- Ostrzegałem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.09.15 20:15  •  Tyły budynku - Page 4 Empty Re: Tyły budynku
Nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Mógł sobie szukać wsparcia w spojrzeniu anielicy, ale tak długo, jak miała za zadanie się nim opiekować, mógł liczyć co najwyżej na stricte wychowawcze zachowanie z jej strony. Przynajmniej w teorii. Stąd więc mógłby być najukochańszym kolegą na świecie, ale sięgając po kolejną butelkę wzbudził wyraźną wzgardę ze strony swego stróża, która nie zamierzała pochwalać podobnych praktyk i wyrażała to całą swą egzystencją. Uśmiechnęła się z niekrytą satysfakcją, gdy Kirin odłożył napój. Przynajmniej w taki sposób mogła odnieść nad nim wychowawczy sukces, ponieważ większość prób generalnie spełzała na niczym. Z tyłu głowy czaiła jej się myśl, że już nigdy nie zrobi ze swego podopiecznego obywatela, co w sumie było chyba jedyną realną opcją. Ale bez względu na to, jak małe były szanse, Reb zamierzała wspierać przyjaciela bez względu na sytuację. Nawet, gdyby okazał się ostatnią gnidą. Po tych kilku latach już zwyczajnie nie umiałaby inaczej.
A ten to ironii nie czuje, czy się zgrywa? Przyjął sarkastyczne wypowiedzi w sposób tak bezuczuciowy, że zaczynała się zastanawiać, czy nieznajomy w ogóle cokolwiek odczuwał. Albo był pozbawiony wszelkich emocji z natury, albo też zgodnie ze swoim charakterem w ogóle ich nie okazywał. Tylko czy da się tak w pełni wypruć relacje z uczuć? Wątpiła, jednakowoż nie chciała oceniać zbyt pochopnie; w końcu spotkali się zaledwie kilka chwil temu, co nie było wystarczająco długim okresem czasu, by móc obiektywnie spojrzeć na zachowanie owego osobnika. Na jego dziwaczną odpowiedź uniosła brwi, ale nie skomentowała jej ani półsłówkiem.
Zaniepokoiło ją zachowanie Dobermana, który niebezpiecznie zbliżał się do pająka. Zanim zdążyła się zorientować, ten już zbierał się do dotknięcia włochatego odwłoku. W głowie albinoski natychmiast zaświeciła się czerwona lampka, która skutecznie zagłuszyła komunikat ze strony nieznajomego. Bardziej przejmowało ją bezpieczeństwo tego durnego żyrafoluda, niż jej własne, stąd też wyciągnęła ku niemu ręce, jak gdyby chciała go powstrzymać od lekkomyślnego czynu. Niestety nie zdążyła.
- Vince, nie- - zmuszona była urwać w połowie zdania, gdyż ogromny stawonóg właśnie w tym momencie się odwrócił. Jedno z odnóży chlasnęło Rebekę prosto w udo i to z taką siłą, że zachwiała się i upadła na chłodny bruk niemal całą lewą stroną ciała. Nie uderzyła głową o ziemię tylko dlatego, że ugięta w łokciu ręka zamortyzowała część upadku. Nie przejęła się tym, że właśnie stłukła sobie biodro (będzie siniak) i zdarła trochę naskórka z lewego przedramienia. To nie miało większego znaczenia. Natychmiast zerwała się z powrotem na nogi, chociaż właśnie w tej chwili rozległ się głos właściciela bestii, co oznaczało, że sytuacja prawdopodobnie znów jest pod kontrolą. Wystarczyło krótkie spojrzenie w stronę zaatakowanego, by potwierdziła się ta informacja.
Teraz miał o wiele bardziej przekichane, niż gdyby oberwał pajęczym jadem.
- Co ty sobie do cholery wyobrażasz?! - zawołała, kierując się niezwłocznie w stronę Vincenta. Zmarszczone brwi i wykrzywione usta wyraźnie świadczyły o tym, że cierpliwość i tolerancja Rebeki zostały ostro naruszone. Stanęła nad swoim podopiecznym i pochyliła się lekko, patrząc mu w twarz z wyrazem najwyższego wzburzenia.
- Co ja ci mówiłam? No co ja ci mówiłam? Żebyś na siebie kurna uważał, a nie drażnił jakieś dzikie bestie. Myślisz że co, że ja cię będę później zbierać? Niedoczekanie twoje - wycelowała w niego palcem wskazującym prawej dłoni i syknęła przez zęby. Po krótkiej chwili milczenia cofnęła się o pół kroku i zamaszyście splotła na powrót ręce z przodu ciała, a głowę obróciła na prawą stronę i skierowała spojrzenie w dół.
- Skaranie Boskie z tobą mam - dodała już ciszej i zacisnęła szczęki, żeby powstrzymać się od większej ilości wyzwisk.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.10.15 17:09  •  Tyły budynku - Page 4 Empty Re: Tyły budynku
Kiedy człowiek jest pod wpływem alkoholu, nie ważne jak przyjazny byłby jego gest, zazwyczaj zostanie potraktowany jako coś niedobrego. Kirin nie był mistrzem w pokazywaniu swojej przyjemniejszej strony, ale to co chciał zrobić, a mianowicie dotknięcie pająka, miało być poza sprawdzeniem czy faktycznie bestia jest aż tak dobrze kontrolowana przez swojego właściciela także próbą niejako nawiązania kontaktu ze stworzeniem. O ile zwierzęta nie polują na siebie nawzajem, zazwyczaj żyją w zgodzie, a Mira, gigantyczna pajęczyna w naturze nie była poważnym zagrożeniem dla żyrafy. W tym wypadku proporcje nieco się zmieniły, ale wymordowany zwyczajnie nie brak pod uwagę, że jego gest może zostać odebrany w taki sposób. Czasami zapominał, że jest częściowo człowiekiem, bywało także odwrotnie. Do końca nie należał do żadnego z tych światów i nie wiedział jak sobie z tym radzić. Zazwyczaj więc pozwalał intuicji brać górę.
Pająk powalił go bez większego problemu. Doberman nie miał nawet zamiaru się bronić i nie zdążyłby nic zrobić, po prostu padł na ziemię przywalony przez odnóża zwierzęcia i zastygł w takiej pozycji, w jakiej został rzucony na podłoże. Użycie trucizny nie miało z tym nic wspólnego, a jednak wpatrywał się tępo do góry i bardzo powoli odzyskiwał kolory. Przeszedł niejako w tryb samoobrony, bo zamiast skupiać się na ataku, unikał ciosów wyprowadzanych przez pająka. Wolał nie zostać przez nią sparaliżowany, więc przeturlał się na bok, unikając uderzenia.
Sam fakt, że przy okazji dostało się także anielicy go zdenerwował. Tyle, że ona zamiast martwić się o to, że ktoś biega z wielkim pająkiem jako pupilkiem rzuciła się na niego. A przecież gdyby tylko doszło do większej szarpaniny, zabiłby stworzenie w mgnieniu oka. Powstrzymał się i dał powalić z jej powodu i tak mu się odwdzięczała.
Warknął wypełzając spod nóg opanowanego przez głos nieznajomego właściciela. Kącik ust delikatnie mu drgał w próbie powstrzymania się od wyszczerzenia zębów. Spoglądał w stronę miejsca od którego się oddalił z dozą obrzydzenia, a z tego stanu wyrwała go dopiero Rebeka i jej słowa.
- Wybacz, chyba wyrzuciłem z głowy lekcję na temat tego, że należy bezgranicznie ufać nieznajomym i ich wielkim bestiom. - Prychnął na nią z irytacją. Może odbierał całą sytuację tak a nie inaczej, bo jako jedyny wiedział jakie miał intencje kierując swoją dłoń w stronę pająka. Dla innych pewnie wyglądało to, jakby chciał ją zaatakować, a samo stworzenie przecież nie posiadało inteligencji nawet połówki takiego Kirina, nie mówiąc już o innych humanoidalnych istotach, więc nie mógł winić Miry. Sama ta sytuacja była dziwna i w ogóle nie powinna mieć miejsca. A jednak coś takiego się wydarzyło i teraz nie był sensu udawać inaczej. - Pokaż tę rękę...
Ruchem głowy wskazał na jej kończynę, którą się podparła spadając. W sumie nawet nie wiedział po co o to zapytał. Nie miał jak jej pomóc, a lizać (publicznie) przecież nie będzie. Znowu złapał się na tym, że powiedział coś w ogóle nie myśląc o konsekwencjach.
- Uh, zresztą, nieważne. I wcale tak nie myślę. Jak dla mnie mogłabyś mnie zostawić na pożarcie lwom, pewnie gdyby nie anielskie pochodzenie już dawno być to zrobiła. - odparł z lekkim wyrzutem w głosie. Wiedział o tym, że pewnie trafił w sedno, albo bardzo niewiele minął się z prawdą. Przyzwyczajony już do tego nie dał po sobie poznać, że coś takiego mogłoby w ogóle wzbudził w nim jakieś emocje. Żeby przypadkiem nie wyjść na zbyt miłego prychną i odsunął się od niej nie reagując na jej gest obrażenia się.
- Nie śmierdzisz człowiekiem. - Rzucił jeszcze mimochodem w ramach odpowiedzi na pytanie nieznajomego sprzed całego zdarzenia. Co jak co, ale nos miał dosyć dobry, szczególnie jak węszył kogoś z odległości kilku centymetrów, co miał okazje chwile temu zrobić. - Nie ma na tym świecie ludzi, którzy potrafiliby zamaskować swoją woń całkowicie. Do tego noże wbite w ciało nie robią ci krzywdy, pozbawiony emocji ton i prostolinijne myślenie. Nie jesteś człowiekiem.
Stwierdził, tak po prostu. Z jednej strony działania człowieka łatwiej przewidzieć, ale jeżeli ktoś taki jak on łazi po Desperacji z wielkim pająkiem u boku, to nie wiedział co na to powiedzieć. Zachowanie takiego duetu było dalece nieprzewidywalne. Dziwne, że w ogóle pająk słuchał się takiej osoby postrzegając go bardziej przez swoje zwierzęce instynkty jako rzecz.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.10.15 17:47  •  Tyły budynku - Page 4 Empty Re: Tyły budynku
Cała ta sytuacja była raczej wyjęta z kapelusza. Android, właściciel Wielkiego Pająka spotyka żyrafoluda i jego anioła stróża, którzy kłócą się jak stare małżeństwo. Anielica w ogóle nie odczuwa współczucia wobec głupoty swojego żyrafowego kolegi, a jedyne co robi, to stoi nad nim i mu wytyka jego błędy życiowe. To dobry materiał na skecz kabaretowy, serio. Nawet bardzo dobry.
Nie zmienia to jednak faktu że pewnie Kirin nie miał żadnych wrogich zamiarów, a fakt że Mira została "wzięta z zaskoczenia" tylko i wyłącznie sprawił, że zareagowała od razu obronnie. W innej sytuacji pewnie byłaby dużo bardziej "cywilizowanym" stworzeniem, i może by odskoczyła, zamiast wywracać połowę (licząc z nią) osób w tym miejscu, a jednego chcąc za karę dodatkowo "połaskotać" trucizną. Fakt spudłowania kolcem nie odbił się na niej w żaden sposób, gdyż zaraz po rozkazie Lena odsunęła się w tył. A android? Przykucnął, spoglądając na Kirina ze spokojem. Tym morderczym, zimnym spokojem.
- Zależy jej na tobie, Kirin, tylko dlatego ci jęczy teraz nad głową. Z drugiej strony ty też możesz mu trochę dać spokoju, Panienko. Wierzę że nie miał złych zamiarów, Mira zareagowała tak tylko przez fakt że została zaskoczona. - Wszak Riley ją dotykał, a ona nie rzucała się na niego jak poparzona, więc to raczej nie przez fakt że nie lubi "naruszania sfery osobistej". PO tym krótkim komunikacie podniósł się do pionu, opierając prawą dłoń o kark, obserwując ich z daleka. Dopiero teraz zauważył fakt, że dziewczynie coś się stało więcej, niż lekkie obicie. Hm... Może będzie w stanie pomóc?
A może nie. Zobaczymy.
Och, kolejne informacje, jak miło. Dowiedział się że dziewczyna jest anielicą, milutko. Teraz wie jeszcze więcej, choć nawet nie spytał ich jeszcze o nic, poza strachem przed Mirą. Tak, o to w jaki sposób wyciągnąć informacje z ludzi.
Nie pytać ich.
- Owszem. - Odpowiedział od razu na słowa Kirina, wykonując kroki ku tej dwójce. Nie był człowiekiem, i nie zamierzał się z tym kryć przed zwierzakiem, jaki mógł to bez problemu zauważyć. Węch jest zbrodniczo skuteczną metodą identyfikacji rasowej, czyż nie?
- Nie jestem człowiekiem. Tak jak ty. - Wskazał go palcem lewej dłoni. - Ona. - Przesunął palec wskazujący w stronę Reb. - I on-... Ehm... - Obrócił się, chcąc wskazać na Mirę, lecz zauważył pustkę. Kiedy on robił te kroki, wyliczania i wskazywania, Reb i Kirin mogli bez problemu zauważyć jak Mira podkrada się do nieprzytomnego osobnika w śmieciach i odciąga go gdzieś w stronę przeciwną do baru, znikając za ścianą jednego z budynków. Nie była daleko, bo aż tutaj gdzie stali było słychać odgłosy pękających kości i szarpanego mięsa.
Ludzkiego mięsa.
- ... Tak, mogłem się tego spodziewać. Wracając - żadne z nas tutaj nie jest człowiekiem. Może było kiedyś - lecz nie jest teraz. Stwierdzenie "nie jesteś człowiekiem" to conajmniej stwierdzenie faktu z prawdopodobieństwem 80%. Znam się na tym, wszak jestem maszyną. A ty zwierzęciem. A ty aniołem. - Znów wytykanie palcami (hehe, anioł, hehe, zwierzę, hehe), po którym jednak już opuścił rękę, uśmiechając się subtelnie. Mimo wszystko - pora na jakieś zasady kultury. - Nie przedstawiłem się w ogniu tej sytuacji. Jestem Lentaros, miło mi poznać. - Skłonił się jak na uczynnego przystało przed obojgiem w trakcie wymawiania swojego imienia, po czym skupił uwagę to na stanie najpierw Kirina, a potem anielicy. Być może będzie w stanie pomóc w jakimś stopniu. Kirin wydawał się nie być naruszony, dlatego też jego uwaga pozostała przy Panience. - Mogę pomóc z ranami? Mam pewien sposób który ci pomoże na jakiś czas. Resztę załatwi twoja nadnaturalna regeneracja, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.10.15 21:48  •  Tyły budynku - Page 4 Empty Re: Tyły budynku
Chciała wierzyć, że Kirin posiadał jakiś rozsądek i nie wszystkie jego działania były kompletnie pozbawione sensu. Naprawdę nie miała swojego podopiecznego za półgłówka! Co najwyżej pozwalała, by wierzył, że anielica ma o nim niepochlebne zdanie. Chociaż nie raz i nie dwa wyraźnie okazywała mu: primo - zainteresowanie; secundo - troskę; tertio - szacunek (Tak! Czasami naprawdę!). Może sobie myśleć cokolwiek zechce, Rebekah tak czy siak musiała się nim opiekować. Czemu więc nie miałaby starać się patrzeć na to z pozytywnej strony? Mogła równie dobrze powtarzać sobie, że nie jest tak źle, niż się załamywać otrzymaniem pieczy nad zwariowaną żyrafą. Grunt to dostrzegać jasne strony życia!
- Daj spokój, nic mi nie jest - wymamrotała, podnosząc krawędź bluzki i obcierając obdarte przedramię z ewentualnych zanieczyszczeń. Bolało i piekło, ale nie mogła nic więcej na to poradzić; nie przewidziała, że zrobi sobie krzywdę. I tak nie byli w stanie nic z tym teraz zrobić. Wcisnęła zranioną rękę w ubranie, choć pewnie spowoduje to powolne powstawanie krwawej plany na materiale. Trudno, najwyżej będzie jeszcze tej nocy robić pranie.
Skrzywiła się na jakże przesycone informacjami słowa nieznajomego. Miał stuprocentową rację, ale nawet wyłożenie jej na tacy może nic nie dać. Nawet co do niej się nie pomylił, bo rzeczywiście mogła dać swemu podopiecznemu spokój. Tylko, że... nie chciała. Bała się, że zbytnio odpuszczając dobermanowi kompletnie straci jakikolwiek wpływ u jego osoby. A ten, wbrew pozorom, naprawdę się przydawał.
- Och, a więc takie masz o mnie zdanie? Super. Świetnie. Powtórz mi to następnym razem jak przyniesiesz skarpetki do zeszycia, bo to bynajmniej nie leży w moich anielskich obowiązkach - żachnęła się, przesycając każde słowo najwyższą ilością ironii. Uśmiechnęła się krzywo, trochę z powodu właśnie toczonej rozmowy, a trochę przez brak naskórka na lewym przedramieniu.
Gdy nieznajomy wskazywał każde po kolei, przy ostatniej części odruchowo spojrzała w kierunku, gdzie mógł znajdować się pająk. Najwyraźniej chwilowe spuszczenie bestii z oka skutkowało jej rychłym zainteresowaniem skierowanym ku ludzkim zwłokom w śmieciach. Reb nie była w stanie opanować gwałtownego wzdrygnięcia, ale może przynajmniej nikt go nie zauważył. Zawsze można uznać, że to z zimna.
O, a więc nieznajomy jest maszyną. Czyli sprawdziła się jedna z dwóch przewidywanych przez anielicę opcji. I nawet się przedstawił, co w sumie łącznie z jego ogólnym zachowaniem pozytywnie wpływało na jego odbiór u albinoski. Atmosfera się uspokoiła i na oblicze dziewczyny powoli wstępowało delikatne zadowolenie, wypierając nerwy i frustrację. Całe szczęście, bo chyba nikt nie chciałby jej widzieć w stanie furii. Wnerwiona kobieta  = konieczność ucieczki na drugi koniec planety.
- Miło poznać - dodała jeszcze i skinęła głową w kierunku teraz-już-znajomego - Phoebe - dorzuciła dla dopełnienia "rytuału" przedstawiania się. A że podała nieprawdziwe dane? Mniejsza. Realne imię Zimmermannówny nie jest dla pierwszej lepszej napotkanej osoby.
Zdążyła już trochę zignorować ból w ręce, jednakowoż wypowiedź Lentarosa zdecydowanie oświeciła ją w tej materii. Oderwała przedramię od bluzki i przyjrzała mu się. Rana nie była duża, może około dwa na trzy centymetry. Czerwieniła się dość nieładnie i powoli sączyła krew, co sugerowało, że większe naczynia krwionośne nie zostały uszkodzone. Mimo wszystko nie wyglądało na to, by miała w jakiś nadnaturalny sposób nagle się sama zarosnąć. Spojrzała na androida i pokręciła głową.
- U mnie to tak nie działa. Mam, hm, problemy z krzepnięciem. Przydałby się plaster.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.10.15 21:37  •  Tyły budynku - Page 4 Empty Re: Tyły budynku
Rzucił w kierunku Reb nieco obrażone spojrzenie. Chyba przekonała go w kwestii zarzucania jej czegokolwiek. Skarpetki to wspaniała rzecz, trzeba było o nie dbać, a dwie lewe ręce Kirina nadawały się do niszczenia budynków, bicia ludzi, demolowania pomieszczeń, a nie do cerowania czy tam innych mało męskich spraw. I tutaj anielica była niezastąpiona. Zresztą wizerunki żyraf na większości z jego ciuchów były także jej dziełem. Były urocze, ale nie zawsze mu pasowały. Na akcje wolał jednak poruszać się w swoich nienaruszonych ciuchach, a tamte trzymał na specjalne okazje. Podchwycił szybko temat chcąc uciec z sytuacji, w której kobieta faktycznie zaprzestałaby spełniania jego próśb w kwestii skarpetek. Przytaknął, ale kąciki jego ust powędrowały w dół. No tak, to był ten moment, w którym nie miał racji, jakkolwiek było naprawdę. Niech Rebeka to widzi, nie odczuje zwycięstwo.
Słowa Lentarosa nieco go zdziwiły. Ktoś przyznał mu rację, o niebiosa.
- Że jej na mnie zależy, tak? - Otworzył buzię, nie kryjąc zdziwienia. Chyba dotychczas nie zdawał sobie sprawy, że można to podsumować tak w jednym zdaniu, że to takie proste dla kogoś z zewnątrz i że tak to właśnie wygląda.
Bleh, jeszcze trochę, a ktoś uzna nas za parę.
Spojrzał na Reb. Zlustrował ją od góry do dołu.
Kurdę, nie jest zła.
Tak w całości. Od aspektów wyglądu po charakter, zainteresowania, przywary i tak dalej. Pewnie gdyby postrzegał świat nieco inaczej niż teraz, z chęcią by się nią zainteresował. Teraz jednak ta myśl wydawała mu się dziwna. Nie odda jej, ale też nie weźmie dla siebie. Przeszły go ciary, kiedy dopasował ten wzorzec zachowania do takiego przykładnego najlepszego przyjaciela. Tyle. Koniec myślenia na ten temat na dzisiaj. To nie na tę głowę, nie na taką sytuację, nie po pijaku.
Zwrócił się wzrokiem w stronę mężczyzny, kiedy ten wskazał na każdego po kolei palcem. Jak raz nie miał problemów, żeby się z kimś zgodzić. To, że jeszcze do czynienia miał z kimś mu zupełnie obcym, ale i tak kiwnął głową z aprobatą, znaczyło, że albo miał bardzo dobry humor, albo pacyfikacja ze strony pająka podziałała nawet głębiej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać.
- Zdziwiłbym się widząc tu 'czystego' człowieka. - Dorzucił jeszcze do jego wypowiedzi. W jego mniemaniu nawet zwykły żołnierz nie był zwykły, Tak długo, jak ktoś odpowiadał się z jakimś zgromadzeniem, uznawał go za 'skażonego'. Stąd określenie 'czysty' i jego znacznie człowieka neutralnego, obojętnego na wszelkie odbywające się dookoła konflikty. Tacy zazwyczaj nie docierali aż tak głęboko na Desperacji.
Jego wzrok grzecznie wędrował za palcem Lenka i kiedy zastygł w poszukiwaniu Miry, złote ślepia wymordowanego także na tym przystopowały i wydawał się równie zdziwiony jej brakiem, co sam właściciel. Chyba tylko Rebeka miała idealny wgląd na to, czym zajmowała się pajęczyca i dostrzegając kątem oka jej dziwne zachowanie, także odnalazł ją wzrokiem.
- Uroczo...
Westchnął zakładając ręce na siebie z miną 'a nie mówiłem?'. Chociaż nie mówił. Bardziej myślał, spodziewał się, że do tego dojdzie. I wyszło na to, iż stworzenie wcale nie było aż tak od swojego pana zależne. Kiedy tracił ja z pola widzenia wyczyniała właśnie takie cuda. Wpatrywał się tak w ten punkt na początku ignorując rozmowę pozostałej dwójki. Dopiero gdy Reb zainteresowała się ponownie swoim ramieniem, rzucił do niej wysuwając język:
- To może jednak poliżę?
I uśmiechnął się i cichym chichotem.
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.10.15 22:47  •  Tyły budynku - Page 4 Empty Re: Tyły budynku
Jakby się uprzeć, rola Lentarosa w tym spotkaniu chwilowo opierała się na wprowadzeniu elementów horroru, komentarza i komedii, w tej kolejności. Najpierw wszak pojawił się jego pająk, którego potem "jakoś" odciągnął od humanoidów, potem zaczął komentować o sprawach jakże istotnej wagi jak stwierdzenie faktów oczywistych, a na koniec dorzucił trochę humoru, przez fakt że pajęczyca nie wydawała się go aż tak pilnie przysłuchiwać. Dia! Misja wykonana, można iść się włóczyć znów bez celu po piaskach Desperacji. Yayayayayayay! Radość, siła i potęga!
- Jeśli ja to widzę to musisz być ślepy by tego nie dostrzec. - Zauważył w odpowiedzi na - najwidoczniej wyraźnie zdziwioną - reakcję Kirina. To było aż tak trudne do zauważenia i pojęcia w jego wykonaniu? Skoro nawet maszyna, ledwie zdolna do imitacji uczuć i odczytywania ich była zdolna to zauważyć, to chyba żyrafoludek gdzieś po drodze zgubił swoje serce. Teraz pora tu wcisnąć jakiś miłosny przebój, ponucić, zawiesić kilka ładnych ozdóbek, dodać wschód/zachód słońca i mamy romatyczną scenerię w sam raz dla tej dwójki.
Nie no, dobra, może darujmy sobie muzykę, chyba że ktoś ze zgromadzonych lubi takie przesłodzone, romantyczne melodie. Mira?
A, fakt, ma randkę ze swoją kolacją. Nie przeszkadzajmy.
- Istotnie. - Zgodził się z dopowiedzeniem ze strony Kirina. Nie miał jednak pewności czy chodzi o czystość organizacyjną, poglądową, czy fakt czystości w sensie że już wchodząc tutaj, większość ludzi zostaje w jakimś stopniu zarażona wirusem X, którego kwestią czasu jest rozwinięcie się i zabicie ich, a następnie reanimowanie.
A więc Phoebe i Vincent aka Kirin. Z tego co zauważył to prawdopodobnie Phoebe jest w jakiś sposób spowinowacona jako anioł z wymordowanym. Być może stróż? Możliwe, choć nie miał na to wystarczających dowodów by wywołać wynik tej analizy.
Widząc sceptyczne podejście anielicy do swojej propozycji nie mając wiele do stracenia, postanowił zadziałać.
- Mimo to, myślę że w jakimś stopniu pomoże. Przygotuj się, będzie troszeczkę zimne. - Ostrzegł anielicę, po czym delikatnie podłożył swoją lewą dłoń pod jej przedramię (mogła bez problemu poczuć że dłoń jest zimna sama w sobie, nieludzko), a drugą zbliżył do rany. Sama dłoń zaczęła emanować wyrazistym chłodem, a gdyby ktoś akurat przywiązał uwagę do jego oczu, zauważyłby że zmieniły barwę z czerni w błękit.
Przytknął palec wskazujący i środkowy do lekko sączącej się krwi, co mogło wywołać u anielicy wrażenie mrożącego żyły zimna przez krótki moment. W tym krótkim momencie wypływająca krew została zamrożona przy pomocy artefaktu Lenka, co zadziałało jak forma chłodnego strupa, blokującego dalsze krwawienie.
Zaraz po tym odsuną swoje dłonie w tył, dezaktywując moduł kriokinezy. Nie zmieniło to faktu że jego prawa dłoń jeszcze kilka chwil "parowała" chłodem.
- Mam wrażenie że to powinno pomóc na jakiś czas, przynajmniej do momentu aż twoja krew sama z siebie nie skrzepnie. - Patrząc wtedy na przedramię w trakcie dokonywania "zabiegu", bez problemu ujrzał chusty DOGS wiszące obojgu przy pasach. A więc psy, tak? Hm...
- Jesteście z DOGS, prawda? - Spytał, a przypominając sobie o zachowaniu jakiegoś zdrowego dystansu odsuną się nieznacznie w tył, by nie być uznanym za nachalnego wobec Panienki Phoebe.

Kriokineza - 1/3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.10.15 0:02  •  Tyły budynku - Page 4 Empty Re: Tyły budynku
Wygrała. Chociaż ten jeden raz musiał jej przyznać rację, nawet jeżeli przejawiało się to tylko w milczeniu. Rebekah osiągnęła w tej chwili niebywały sukces i raz a porządnie zamknęła paszczękę mężczyźnie. Sam zapewne miałby nie lada kłopoty w doprowadzeniu swojej odzieży do stanu używalności i utrzymanie jej w nim, gdyż miał tendencję do nieustannego niszczenia ubrań. Trudno się dziwić, w Desperacji psujące się odzienie nie stanowiło żadnej nowości, gdyż miejscowe warunki generalnie nie sprzyjały ani higienie, ani zdrowiu, ani życiu, a co dopiero nieskazitelnej bieli koszulek i skarpetek.
A Reb nie musiała się zajmować rzeczami swojego podopiecznego. Nikt nie mógł jej tego nakazać i bynajmniej nawet jako stróż nie była zmuszona do pełnienia niejako służby. Robiła to całkowicie dobrowolnie, kierując się troską o żyafiego wymordowanego. Czysto w teorii mogłaby poprzestać na truciu mu głowy, żeby był grzeczny i nie robił głupot i to mogłoby wystarczyć do zakwalifikowania jej jako wypełniającej obowiązki stróża. Uważała jednak, że w powierzonej roli nie wolno jej poprzestać na minimum. Jeżeli miała pełnić ją dobrze, to musiała włożyć w swoje zajęcie serce i duszę, nauczyć się kierować dobrem podopiecznego i być gotową się dlań poświęcać. Z wykonaniem już było trudniej, ale święcie wierzyła w ową ideę - a dążenia do jej realizacji można obserwować na żywo, już dzisiaj o godzinie dwudziestej w TeFałEn.
Rozmowa dotycząca ludzi jakoś niewiele zainteresowała anielicę. Ot, krótka wymiana zdań i opinii, w której nie miała nic do powiedzenia. Przemilczała więc ten fragment, spędzając go na uważnym wysłuchiwaniu rzucanych przez obu mężczyzn zdań. Była to jakaś racja, że osobników rasy ludzkiej nie było łatwo spotkać poza murami miasta. Zazwyczaj gdy już taki delikwent się wydostał na zewnątrz, szybko dopadała go brutalna rzeczywistość w postaci rychłej śmierci, a czasem w bonusie także i "zmartwychwstania", w zależności od tego, czy dany osobnik miał nieszczęście (a może szczęście?) zarazić się po drodze wirusem X. Uchronienie się od takiego wypadku nie było proste, a należy też pamiętać, że nie tylko wirus przynosił śmierć. Wykitować można w Desperacji na miliardy sposobów, a i tak zapewne jeszcze nie wypróbowano ich wszystkich. Inwencja ludzka nie zna granic.
Prychnęła na wypowiedź Vincenta dotyczącą oryginalnej metody wyleczenia rany. Mimo wszystko, nie była aż tak zdesperowana, by pozwolić się mu polizać. - Nie w tym życiu - odpowiedziała mu na głos z niekrytym rozbawieniem. Jak gdyby kiedykolwiek miała na coś takiego pozwolić!
Trochę zaskoczyła ją pewność w głosie Lentarosa, jednak szybko wytłumaczyła tenże fakt jego robotyczną naturą. Ostatnie na co miała w tej chwili ochotę, to próba zmiany działania maszyny. Pozwoliła mu więc zadziałać, choć nie miała zielonego pojęcia, co też android zamierza uczynić. Wątpiła, by nosił gdzieś między mechanizmami apteczkę albo posiadał nadnaturalną moc uzdrawiania.
Chwilę później dowiedziała się, co w trawie piszczy. Zimno było nieprzyjemne i spowodowało kolejny przepływ dreszczy przez ciało albinoski, jednak pozwoliła nowemu znajomemu na kontynuowanie zabiegu. Krew przestała płynąć, więc w jakiś sposób cel został osiągnięty.
- Hm... - Podniosła przedramię nieco wyżej i przyjrzała się lodowej warstewce, która skutecznie powstrzymywała dalszy upływ krwi. Ciekawy pomysł, nie ma co. A że skuteczny - to tylko lepiej!
- Dziękuję - powiedziała, podnosząc wzrok na twarz androida i uśmiechając się z wdzięcznością. Skinęła tez głową na pytanie o przynależność do gangu. Nie dało się jej ukryć, skoro żółta chusta radośnie dyndała przy biodrze anielicy, oznajmiając wszem i wobec, że ma się do czynienia z kimś z DOGS. To było aż zbyt oczywiste.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 14 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 9 ... 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach