Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 11 z 14 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12, 13, 14  Next

Go down

Pisanie 08.05.18 10:58  •  Tyły budynku - Page 11 Empty Re: Tyły budynku
Wszystko we wszechświecie, jakby wstęp do przyszłej katastrofy, sprowadzało się niekiedy tylko do jednej decyzji, która rzutowała na pozostałe zdarzenia, jakoby tworząc zbitek nadciągających wypadkowych. Ta, której podjął się Hyperion, nigdy nie zaliczała się do tych najrozsądniejszych i za każdym razem przypominała swoim impetem ciąg upadających domino z charakterystycznych dźwiękiem opadających na siebie pionów. Nie bez powodu wypadało mu stronić od alkoholu, by zachować nie tylko dumę, ale i twarz. Wystarczyła bowiem w jego nieszczęsnym przypadku iście niewielka ilość, by zachowanie anioła dawnej, edeńskiej starszyzny pod wpływem zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni od normatywnego, o czym niebawem miała przekonać  się Rebekah.
Partyjka w kości nie szła do końca po jego myśli. Nie szkodzi, pomógł sobie w tym względzie sam, wygrywając i zgarniając wszystkie fanty tych frajerów dla siebie. Przyszła jednak taka chwila, że zaduch w środku, mieszanina różnorodnych zapachów przyprawiła go o chwilowe mdłości, dlatego też zdecydował się na opuszczenie lokalu i konfrontację ze świeżym, choć nadal rozgrzanym powietrzem. Kopnął niechcący jakiegoś szczura, który wszedł mu w drogę i zatrzymał się na ogrodzeniu. Hyperion przyjrzał się temu wyliniałemu stworzeniu z dziwnym zainteresowaniem, trzymając swoje nowe zdobycze zapchane między zwałami materiałów swej anielskiej szaty. Zdążył przez ten czas zapomnieć w ogóle o tym po co tu właściwie wyszedł. Przerwa w rozgrywce, tak zapewne o to chodziło. Jakiś kształt przemknął mu gdzieś obok zupełnie niepostrzeżenie, lecz anioł stróż pewnego jasnowłosego nie obdarzył go uważniejszym spojrzeniem.
A ty czego tu szukasz? Szczęścia? Lepiej wracaj do swoich, do środka i pomóż im opracować lepszy plan rozgrywki, zanim przegracie wszystko i puszczę was z torbami — burknął Hyperion z błyskiem hazardzisty w oku, nawet nie zwróciwszy większej uwagi na jasnowłosą anielicę, co zapewne nie było zbyt mądre, zważywszy na to z kim miał do czynienia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.05.18 21:35  •  Tyły budynku - Page 11 Empty Re: Tyły budynku
Jednymi z najprzyjemniejszych momentów w jej życiu były te, kiedy nie musiała niczego robić, nigdzie się spieszyć ani z niczym sobie radzić. Chwile, w których niczego od niej nie oczekiwano, odpowiadała sama za siebie i była sama ze sobą, ciesząc się swoim wyłącznym towarzystwem. No, oprócz tego miała jeszcze sporą szklankę z bogatym w procenty napoje na dopełnienie idealnego wieczoru. Gdzieś w głębi pomieszczenia jakaś grupka grała w kości, głośno komentując wyniki i kłócąc się od czasu do czasu o uczciwość postępowań tego czy innego uczestnika. Czasem nawoływali przychodzących klientów, by przyłączyli się do zabawy i spróbowali szczęścia, choć oczywiście zaaferowana w grze brać liczyła raczej na to, że nowi żwawo wyłożą na stół cenne fanty i równie szybko je stracą. Raz czy dwa zaczepiali także albinoskę, jednak zbyła ich tylko krzywym uśmieszkiem. Lepiej jej było na uboczu, z własnymi myślami i drinkiem o wątpliwej woni, ale całkiem znośnym smaku. W ten sposób mogła się zrelaksować, a że tak nie miała w planach pijackiego szaleństwa, nie chciała przybliżać się do głośnej gromadki. W tego typu towarzystwie, jakkolwiek nie wydawałoby się rozluźnione i radosne, łatwo mogło dojść do całkowitej zmiany atmosfery. Wystarczyło kilka zbyt zuchwałych komentarzy, by w barze rozpoczęła się bójka i ochocze rzucanie meblami. Utrzymywanie zdrowego dystansu umożliwiało szybka ewakuację w razie potrzeby; w końcu obrywanie krzesłem za niewinność nie było hobby nikogo o zdrowych zmysłach.
W końcu jednak przyszedł taki czas, że szklanka opustoszała, myśli zaczęły zakręcać w pętle, a wnętrze przybytku zrobiło się nieprzyjemnie duszne. Przygęstniała atmosfera szybko wywołała u Reb potrzebę wydostania się na świeże powietrze, a że była sama i całkowicie wolna, nic nie mogło powstrzymać jej od tego zamiaru. Wstała ze swojego taboretu i udała się w kierunku drzwi, na co typek siedzący dotychczas obok niej warknął, sfrustrowany. Nie odezwał się ani słowem, choć ślęczał jej tuż koło nosa od dobrego kwadransa - na co liczył, na cud? Zignorowała więc nieznajomego, w kilka sekund później znajdując się już na zewnątrz. Nie spieszyła się, przekonana, że ma sporo czasu na powrót do domu, a pogoda była całkiem przyjemna. Miło było odetchnąć powietrzem o nieco większej zawartości tlenu niż to wewnątrz baru.
Szkoda tylko, że czasem spokojną kontemplację przerywają czyjeś komentarze.
- Do mnie mówisz? - Uniosła brwi z niezadowoleniem, nieco zdziwiona faktem, że nieznajomy w ogóle ją zaczepia. No, może nie tak do końca nieznajomy - kojarzyła jego twarz jako jednego z grających i co więcej, w ogóle kojarzyła jego twarz./ To, że nie mogła do końca umiejscowić jej w żadnym konkretnym miejscu w pamięci, to już inna sprawa. Poza tym, może się myliła i nigdy wcześniej się nie spotkali, a może rozpoznawała typa tylko z widzenia. Tak czy inaczej na pewno nie znali się na tyle, by miał powody do zwracania się w stronę anielicy takim tonem.
- Oho, puszczanie z torbami. No dawaj, chętnie to zobaczę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.10.18 19:32  •  Tyły budynku - Page 11 Empty Re: Tyły budynku
 Podróż zajęła nieco mniej, niż początkowo przypuszczał. Nawet zdołał w trakcie wyłączyć świadomość na wszelkie marudzenia i ewentualne obelgi. W innej sytuacji byłby już pewnie nieźle oburzony, niemniej ze względu na stan mężczyzny poszkodowanego mógł przymknąć oko.
 W mroku nocy jasna sierść odcinała się jak tląca pochodnia, lecz mimo tego nie napotkał żadnego problemu. Zaczynał nawet podejrzewać, że to zapach śmierci towarzyszący Jinxowi w którymś momencie na nim osiadł i odstraszył czyhające krzakach bestie. Brał taką możliwość pod uwagę.
 Już z oddali dostrzegając oblegane wejście do baru, przystanął. Krótką chwilę zabrało podjęcie decyzji o obejściu budynku. Zaszedł przybytek od tyłu, właśnie tam kryjąc nieco już zaczerwieniony od krwi bandaż pod żebrami medyka. Nie chciał przecież przysporzyć sobie kłopotów akurat teraz. Miał pilnować Jekylla, a nie wdawać się w bójki.
 Zwierzę przystanęło tuż pod ścianą, powoli opadając miękkim brzuchem na glebę. Dał Kyle'owi czas do namysłu. Mógł zsunąć zmizerniałe ciało z miękkiego grzbietu lub też całkiem paść ze zmęczenia — niezależnie od opcji Everett nie widział przeszkody w podporządkowaniu się do niej.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.10.18 0:08  •  Tyły budynku - Page 11 Empty Re: Tyły budynku
Żaden akt sprzeciwu nie zdążył paść z jego gardła, otóż Rhett bezprecedensowo wykorzystał niedyspozycje Bernardyna i nie dał mu szansy ku odpowiedniej relacji. Zresztą sam zainteresowany nie sądził, że w swoim kiepskim stanie mógłby wywrzeć na nim jakikolwiek wpływ. Kwestie wypowiedziane przez potencjalnego rekruta Psów, zawierały w sobie lwią część prawdy. Dr nie był w stanie poruszać się samodzielnie, a więc szanse na opór spadły do zera. Będąc tego świadom, trwał bezruchu, a raczej podziwiał jak drobna sylwetka zmieniała swój kształt i rozmiar. W pewnym momencie nawet krzyknął, zbyt oszołomiony tym zjawiskiem, chociaż widział wiele wytworów natury na przestrzeni swojego długiego życia. Niemniej jednak teraz nie potrafił myśleć racjonalnie i być może właśnie dlatego lis o takich gabarytach sprawił, że mocniej zabiło mu serce, a z jego ust wydobył się krzyk ni to wyrażający strach, ni to podziw. Nawet nie spróbował sprecyzować i nazwać swoich emocji. Gorączka nie pozwalała mu na ten zabieg.
  Zacisnął drżące palce na futrze stworzenia, gdy to poruszyło się nieznacznie z nim na grzbiecie i w końcu przemieściło się w kierunku wyjścia z czegoś, co jeszcze nie dawno miało zapewnić im dach nad głową, a teraz nie nadawało się już do niczego.
   Ciemność panująca na zewnątrz napełniła go niepokojem, gdyż nie mógł przebić się przez nią swoim doskonałym wzrokiem, jakby ten został uszkodzony w tym samym momencie, co tkanka nad jego żebrami.  Poczuł, jak chłód nocny wdziera się pod okrytą odzieżą skórę i przenika do kości, ale jednocześnie ciepło emanujące od zwierzęcej formy Marshalla ogrzewało, nie pozwalając, by zimno przejęło kontrolę nad sytuacją, chociaż w tym aspekcie podwyższona temperatura ciała też się do tego przyczyniła.
   — Nienawidzę cię — burknął na w poły przytomnie, na w poły nieświadomy, że jakiekolwiek słowa odnalazły ujście spomiędzy mocno zakleszczonej szczęki, ale jego wyznania jeszcze się nie skończyły. Otóż potem było tylko gorzej. Nagrodził swojego wybawiciela serią niekończących się wyzwisk, przekleństw i gróźb, które zrzekał się wcielić w życie przy najbliższej okazji, mimo iż tliła się w nim niewielki odsetek przekonania, że nie zrealizuje ich z prostej przyczyny. Zapomnij o nich, gdy wydobrzeje, nie zdając sobie w ogóle sprawę z tego, że ujrzały światła dziennego.  
  W połowie drogi do obranego przez Renarda celu świadomość zaczęła zwalniać, a w końcu całkowicie się z niego ulotniła, stąd też myśli przestał wywierać presje na pojmowaną przez niego rzeczywistość, a przekleństwa, które wydobywały się z jego rozchylonych warg, ucichły, przekształcając się w świszczący, nierównomierny oddech. Nie mógł dokładnie sprecyzować czy zmorzył go sen, czy zemdlał, ale w każdym razie na okres kilku minut kontakt ze światem zewnętrznym został przerwany i odłączył się od rzeczywistości, tracąc przytomność. Zanim powieki zacisnęły się bez żadnej ingerencji swojego właściciela, zdążył zaledwie wtulić twarz w miękkie w dotyku futro i zapomnieć o otoczeniu oraz kompromitacji, którą będzie musiał przełknąć razem ze śliną na oczach wysłanej po niego ekspedienci.
   Obudził się  po tym, jak Marshall odbił ostro w ledwo. Głowa lekarza, odchylona pod dziwnym kątem, poruszyła się niespokojnie. Otworzył oczy i bez problemu rozpoznał gmach znajdującego się przed nim budynku, ale nie pofatygował się, by podzielić się swoim wrażeniami na ten temat. Nabrał do ust odrobinę powietrza i ulżyło mu, że nie unosił się w nim wcześniejszy fetor, który doprowadził go niemal do omdlenia. Podskórnie wiedział, że czas najwyższy rozstać się z ciepłym futrem Wymordowanego, ale świadomość konfrontacji z zimnem nie napawało go zbyt wielkim optymizmem.
  —  Jesteś miękki i wygodny — przyznał bez żadnych uszczypliwości, ot, z niewzruszoną szczerością, na którą rzadko go stać. Przez chwilę bił się z myślami, ale wreszcie podjął decyzje. Cały obolały zsunął się ze swojego tymczasowego legowiska i stanął na własnych nogach, chociaż te chwiały się lekko pod ciężarem osłabionego ciała. Oparł plecy o odrapaną ścianę lokalu i rozejrzał się, ale najwyraźniej zaoferowane przez Lechera wsparcie jeszcze tutaj nie dotarło, dlatego odwrócił wzroku ku Marshallowi i znieruchomiał. W miejscu, gdzie leżał, pozostała czerwona plama. Dłoń natychmiast powędrowała do bandaża. Wyczuł pod opuszkami jego wilgoć i lepką konsystencje posoki, której obecność świadczyła o tym, że być może puściły szwy, ale im dłużej o tym myślał, tym szybciej opadały z niego rezerwy siły, zdobyte podczas krótkiej drzemki. Usiadł na skrawku chodnika i zamknął oczy, opierając podbródek o kolana. I znów zapragnął napić się alkoholu.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.10.18 20:58  •  Tyły budynku - Page 11 Empty Re: Tyły budynku
 Marshall były nawet pod wrażeniem sił, jakie Jekyll odnalazł celem wyrzucenia tylu obelg i nieprzyjemnych słów, gdyby akurat nie kierował ich do niego. Po którejś z kolei zgryźliwości czuł nieodpartą chęć na udzielenie odpowiedzi. Na końcu języka miał dobre pół miliona pyskówek, które z pewnością zrobiłyby dobrą robotę. Problem leżał w zwierzęcych szczękach — niemożliwym było uformowanie słów przy ich użyciu. Lekko poirytowany musiał się ograniczyć do krótkiego prychnięcia.
 Będąc pod ścianą budynku, rozejrzał się na wszystkie strony. Po części szukając czegokolwiek zakrawającego na podejrzane, a po części wysłanych przez Jinxa ludzi. Był pewien, że ze względu na stan medyka, muzyczna nie będzie zwlekał. Po prostu to wiedział. Pozostało mu przeczekać te kilkanaście minut bez możliwości kąśliwego komentarza. Nawet nie było mowy o powrocie do ludzkiej postaci. Przed oczami wciąż miał skrawki podartych dinozaurów i ta wizja ściskała go za serce. Poza tym mimo ufnej natury nie miał zamiaru paradować przed Kyle'm w negliżu. Wpierw pierwsza randka, kolacja, kwiaty.
 — Jesteś miękki i wygodny.
 Zwierzę obróciło mordę, przemykając dwubarwnym spojrzeniem po zmęczonej twarzy poszkodowanego. Skinął z wolna mordą, coby doktor dokładnie przyuważył ten gest pełniący funkcję podziękowań.
 Obserwował pełen szkarłatu bandaż, rozważając ewentualnie uszkodzenia zaistniałe podczas podróży. Niestety, nawet jeżeli bardzo chciał, to lisimi łapami nie mógł poprawić szwów. Z drugiej strony czerwieniejący materiał nie zapełniał się krwistą barwą na tyle szybko, by uznać problem za aż tak poważny.
 Wymordowany uniósł się do siadu, później wstał. Pokonał dzielącą go od medyka odległość, następnie opadając tuż obok. Zimnym nosem tknął rozgrzany gorączką policzek.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.10.18 19:23  •  Tyły budynku - Page 11 Empty Re: Tyły budynku
Gdy trwał w bezruchu, ból nieco zelżał, a przynajmniej przestał wylewać się z każdej pory w ciele. Bicie serca też przestało być natarczywe, chociaż niewątpliwie w tym momencie przeszkadzało mu coś innego - suchość w ustach, a słyszalne w tle pijackie przyśpiewki wcale nie pozwoliłby odgonić mu myśli od alkoholowego upojenia. Kurwa, był niemal pewny, że gdy tylko trafi do kryjówki, powie komuś, że potrzebuje znieczulenia w postaci procentów. I pomyśleć, że jego podróż miała inny cel. Miała mu pomóc wyjść z nałogu, a nie na powrót do niego wróci. Złapał w zęby dolną wargę, przymykając oczy. Wiedział, że Marshall czuwa, bo jego zadanie nie dobiegło końca, póki Bernardyn nie spotka się z członkami swojego gangu. I w zasadzie lekarz musiał przyznać, że poczuł się bezpieczeństwie w otoczeniu dużego lisa, dlatego pozwolił sobie na chwilę wytchnienia i pogrążenia się w letargu, przez co przez ułamek sekundy zapomniał o najbliższym otoczeniu i o tym, że...
  Czując na swoim rozgrzanym czole, wilgotną, chropowatą powierzchnie, wzdrygnął się, ale jego oczy mimowolnie się otworzyły. Na początku gościła w nich panika, ale po chwili znikła, zaś w kącikach ust ukazał się zarys uśmiechu, który zwykle nie gościł w takich okolicznościach na twarzy. Odkąd pamiętał, nie przepadał za zwierzętami (Sam jesteś zwierzęciem, pieprzny hipokryto. W twoim kodzie genetycznym są geny lisa.), chociaż zdawał sobie sprawę, że źródło tej niechęci leżało w jego nadszarpanej przez psa sąsiadów psychice, który, gdy był jeszcze dzieckiem, zasmakował kawałka jego skóry, zaciskając ostre jak brzytwa zębiska na jego nodze. To właśnie przez ten incydent w jego głowie zakodowała się panika przed takowymi i nie ustępowała przez lata, a psy Wilczura, panoszące się po całej kryjówce, tylko takową potęgowały. Przełomowy moment w jego antypatii do czworonóg ujawnił się po spotkaniu Hadesa. Doberman w minimalnym stopniu naprawił jego światopogląd o przedstawicielach swojej rasy i dał się doktorowi polubić.
  Patrząc w zwierzęce ślepia Marshalla, nie odczuł na swojej skórze strachu. Etap nieufność do tego Wymordowanego miał już za sobą, w zasadzie wydawał mu się tak odległy, jak orbita, czy też inne planety. Być może właśnie dlatego pozwolił sobie na odrobinę poufałości, gdyż palce jego dłoni zahaczyły o aksamitną w dotyku sierść. Przejechał nimi po jego szyi, dbając jednocześnie o to, by jego dotyk był delikatny, a przecież rzadko mu się to zdarzało. On i subtelność nie chodzili ze sobą w parze. Robił wszystko co w swojej mocy, by przedłużyć męki swoim pacjentom w ramach kary za zaniedbanie swojego zdrowia i teraz, paradoksalnie, mu także się takowa należała. Nie poszanował swojej skóry, która teraz piekła przenikliwym bólem.
  Na ustach pojawił się skąpy uśmiech, ale nie padło z nich żadne słowo. W tej chwili były zbędne. Wiedział, że Rhett i tak nie będzie w stanie na nie odpowiedzieć, zamknięty w ciele swojej biokinetycznej formy, dlatego nie wycofał ręki. Podrapał go z wyczuciem po karku, wyczuwając bijące od niego przyjemne ciepło. Nie pozostało nic innego jak jedynie czekać cierpliwie na tych, którzy mieli go stąd odebrać. I chyba nadchodzili, a przynajmniej tak mu się wydawało po tym, jak do jego błędników doleciał charakterystyczny szczek psa. Poznałby go na końcu świata. Spojrzał w tamtym kierunku. Nie pomylił się. Z ciemności wyłoniła się znajoma sylwetka. Hades biegł ku niemu, merdając ogonem, ale zwolnił, dostrzegając intruza w postaci Wymordowanego. Zademonstrował pakiet zębów i zawarczał gardłowo. Jekyll uniósł dłoń ku górze, by uspokoić dobermana, który najwyraźniej zaakceptował decyzje właściciela. Podbiegł do niego i oparł przednie łapy o jego kolana, językiem dotykając skóry na policzku.
  — Ile razy mam ci powtarzać, byś mnie nie lizał, przybłędo? Nawet nie wiesz, jaka liczba zarazków znajduje się na twoim języku — skarcił psa, ale jednocześnie pogłębił grymas radości na swojej twarzy, który tym razem dotknął również oczu.
  Głaszcząc szorstką, czarną sierść, poczuł się jak w domu.
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.10.18 22:00  •  Tyły budynku - Page 11 Empty Re: Tyły budynku
 O ile dotyk pod ludzką postacią wciąż skrywał przed Marshallem wiele tajemnic, tak tkwiąc w ciele zwierzęcia nie widział żadnych przeciwwskazań. Z chęcią pchał nakrapiany pysk pod cudzą dłoń, domagając się takich czy innych pieszczot.
 Dotyk medyka wydawał mu się nadzwyczaj subtelny. Delikatny i nieinwazyjny, przez co zwierze bez wahania pochylało mordę i rozkładało uszy na boku. Po czasie słyszalny pomruk zadowolenia wyrwał spomiędzy zatrzaśniętych szczęk. Gdyby nie pijackie dźwięki dobiegające zza ściany, wymordowany czułby się całkiem sielankowo.
 Niestety, wszystko dobre miało w zwyczaju kończyć się przedwcześnie. Z początku ignorował dźwięki dobiegające z oddali, ale brzmiące w uszach szczeknięcie sprawiło, że gwałtownie obrócił łeb, kierując zmrużone ślepia na nadbiegającego psa. Zaprezentowany garnitur zębów podniósł lisa do pionu. Był zbyt dumny, by dać się zastraszyć byle kundlowi. A przynajmniej pod tą postacią.
 Uniesiona ku górze dłoń doktora sprawiła, że i on skapitulował, postępując kilka dłuższych kroków w tył. Ani on, ani doberman nie potrzebowali teraz powodu do awantury. Poza tym widok Kyle'a lizanego po twarzy był dość. rozczulający. Gdyby nie ograniczona mimika, wygiąłby kąciki ust w wyraźnym uśmiechu.
 Przysiadł na ubitej ziemi, spoglądając w kierunku, z którego nadbiegł pies. Musiało minąć kilka kolejnych minut, by w tle zamajaczyły dwie, wciąż nieco niewyraźne sylwetki. Prawdopodobnie starały się nadążyć w biegu za prowadzącym zwierzęciem, ale naturalnie zmęczenie zrobiło swoje. W końcu jednak dotarli pod ścianę, mierząc przerośniętego lisa nieco niepewnym spojrzeniem.
 — Gotowy? — jeden z nich spojrzał ku Jekyllowi. Żółte chusty zafalowały, poruszone nagłym zrywem porannego wiatru.
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.10.18 23:49  •  Tyły budynku - Page 11 Empty Re: Tyły budynku
Widok dwóch mężczyzn nie napełnił go radością. Wręcz przeciwnie - niechęcią. Jednego z nich poznał od ręki, chociaż jego imię wyleciało mu z głowy. Istniała też możliwość, że nigdy mu się nie przedstawił, zbyt zajęty wydawaniem z siebie nieartykułowanych dźwięków na twardej jak diabli kozetce w pomieszczeniu medycznym. Drugiego nie znał, ale wcale nie musiał znać. DOGS liczył sobie dużą liczbę członków, którzy zazwyczaj nie rzucali się w oczy. I według Jekylla ten stan rzeczy powinien utrzymać się jak najdłużej.
  — Yup — odparł z wyraźnym chłodem pobrzmiewającym w tonie głosu. W każdym razie na próżno doszukiwać się w nim wcześniejszego entuzjazmu, którego użył w kierunku nadal cieszącego się z jego obecności sierściucha i najprawdopodobniej wyczerpał go do cna.
  Ostatni raz skonfrontował dłoń z jego karkiem i, asekurując się ścianą, podźwignął się na nogi, ledwo panując nad cichym  stęknięciem, który chciał wypaść spomiędzy jego warg, na których od razu zagościł wyraz bólu. Jeden z mężczyzn chciał ku niemu podejść, ale od razu zaprotestował, zerkając mu przenikliwą zielenią prosto w ślepia. Gdyby spojrzenie mogło zabić, chyba nikt z obecnych na zapleczu budynku osób nie miał wątpliwości, że jeden z Psów padłby martwy, z rąk swojego pobratymca. Tego, który paradoksalnie miał uczynić wszystko, by inni posiadacze żółty chust nie gryźli piachu.
  — Chwila — wykrzesał z siebie, niemal przez zaciśnięte zęby, a potem, z większą stanowczością, rzucił do Hadesa krotką komendę: Waruj!, a sam, opierając się jedną ręką o ścianę, podszedł do znajdującego w pobliżu Rhetta.
  Nie, nie miał zamiaru dziękować. Takowe słowo na pewno ugrzęzłoby mu w gardle, dlatego podarował sobie te kurtuazje. Przełknął je razem ze śliną, a mimo to na ustach ukształtował się zarys uśmiechu, mogący mieć coś wspólnego z niewypowiedzianą dźwięcznością.
  Przerwał kontakt dłoni z ścianą i zatopił palce ostatni raz w miękkiej sierści. Natomiast druga ręką zacisnęła się na małym, niezbyt atrakcyjnym wisiorku. Jedyna pamięta o wartości sentymentalnej po zmierzchłych czasach, ale nie odczuwał wyrzutów sumienia, gdy zdjął ją z szyi. Miał nawet wrażenie, że jeden z ciężarów spadł mu z serca.
  — Oddasz mi go, gdy ponownie się zobaczymy — odparł, zaplątując łańcuszek o łapę, lecz nie miał pewności, czy takowy nie przerwie się, gdy Marshall zacznie się przemieszczać, ale w zasadzie Bernardyn o to nie dbał. Chciał po prostu dać Rhettowi do zrozumienia, że nie zapomnij o ich obietnicy i o tym, co wydarzyło się w tą jedną, burzliwą noc. Miał u niego spory dług wdzięczności i liczył, że szybko nadarzy się okazji, by takowy spłacić. Nie przywykł je kolekcjonować, choć obawiał się, że trudno będzie mu temu sprostać, ale nie miał zamiaru w tej chwili zaprzątać sobie głowy podobnymi myślami, który bezlitośnie krążyły wokół alkoholu. (Weź się w garść, Jekyll, bo, gdy dojdziesz do kryjówki, będzie za późno.)
  Nie wyrzekł już żadnych słów, nawet krótkiego „do zobaczenia”. Odwrócił wzrok od Wymordowanego, po czym ruszył w kierunku członków gangu i Hadesa, który przypatrywał się im uważnie z wysuniętym na wierzch językiem, ale na szczęście bez chęci mordu w oczach, mimo iż Jekyll czuł  kościach, że pies był w stanie w każdej chwili zmienić swoje stanowisko. Niemniej jednak walka między nim a Rhettem była z góry przesądzona, nawet jeśli wiedział, że doberman nie był pierwszym, lepszym kundlem w okolicy. Był wyposażony w krzepę, kondycje i rozum.
  — Idziemy — rzucił do członków swojej eskorty  i przystąpił kilka kroków do przodu. Gdy zaciskał zęby, szło mu całkiem dobrze i bynajmniej nie miał zamiaru korzystać z pomocy tego komitetu powitalnego. To było zbyt... uwłaczające.

_zt
                                         
Jekyll
Bernardyn     Opętany
Jekyll
Bernardyn     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Dr Jekyll, znany również jako Kyle.


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.10.18 14:42  •  Tyły budynku - Page 11 Empty Re: Tyły budynku
 — Oddasz mi go, gdy ponownie się zobaczymy.
 Osunął wzrok na ręce medyka, które zręcznie oplątywały coś wokół zwierzęcej łapy. Od razu zniżył mordę, węsząc wokół wisiorka i przyglądając mu się pod każdym możliwym kątem. Skinął jednak mordą bez słowa — i tak nie było możliwości do udzielenia odpowiedzi.
 Odprowadził całą czwórkę wzrokiem. Obserwował ich niknące sylwetki, póki te całkowicie nie zlały się w jedno z nocnym mrokiem. Nawet wtedy pozostał w miejscu kolejnych kilka minut, samemu do końca nie znając powodu.
 Zakręcając w swoim kierunku, dołożył wszelkich starań, by zawiązana własność Jekylla nie uległa żadnemu uszczerbkowi.
 Po drodze wdał się w boj z wilkami.

z/t
                                         
Rhett
Kundel     Opętany
Rhett
Kundel     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.11.18 12:33  •  Tyły budynku - Page 11 Empty Re: Tyły budynku

Nie widział się w roli opiekuna fauny i flory. Cały problem polegał na tym, że problemy Desperacji w sposób wyraźny odbijały się także na jakości jego życia, w końcu korzystał z darów ubogiej natury na każdym kroku. Nie ma zwierząt? Nie ma jedzenia, a trzech psich łbów i wielkiego żołądka nie dało się zaspokoić wyschniętymi owocami i żuciem kamieni. Sprawą zainteresował się najpierw dość pobieżnie, ktoś szeptał, ktoś inny narzekał rzucając w eter kilka ciekawszych informacji. Nie mógł jednak nie zauważyć, że z dnia na dzień zagłębia się w temacie co raz bardziej, aż nagle był tu i teraz.
Dość niespodziewanie.
Wypchnął zatęchłe powietrze z ust. Powoli zbliżała się zima, więc głód dookoła odczuwało się bardziej niż zwykle, bieda miała woń choroby. Każdy kto nie zapewnił sobie zapasu tłuszczu do teraz, był na granicy. Obniżone temperatury niosły ze sobą cichy, wieczny sen wielu istnień. Chociaż nie przejmował się losem innych aż tak bardzo, gdzieś w środku odczuwał ciśnienie, by nie bagatelizować problemu, skoro może pomóc przynajmniej sobie.
Z drugiej strony, cholera, może jednak trochę się przejmował.
Oparł plecy o ścianę, która wyglądała na taką, jaka pod lekkim naciskiem ugnie się niebezpiecznie. Zaryzykował i skrzyżował nogi cały ciężar kierując na ceglany murek. Schował ręce do kieszeni szukając odrobiny ciepła i czekał. Ktoś powiedział mu jakiś czas temu, że kręcąc się w okolicach baru znajdzie ludzi równie zaaferowanych tematem padającej zwierzyny co on.
Nienawidził kręcić się w okolicach baru, dlatego stał na jego tyłach, daleko od wścibskich spojrzeń i oparów alkoholu, który o ile nie był spożywany samodzielnie, psuł powietrze gorzką wonią. Zdał się na swoją cierpliwość, prędzej czy później ktoś musi się tu zjawić. Być może nie osoba na którą nie wiedział, że czeka, ale inne źródło ważnych informacji. Ktoś w końcu wynosił tutaj te śmieci, które podgryzały szczury, gdy tyły baru pogrążały się w ciszy.
Szczurów także nie było nigdzie widać.

/Zgłaszam się do wydarzenia~
                                         
Yume
Opętany
Yume
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yun Wuxian Mei


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.11.18 21:55  •  Tyły budynku - Page 11 Empty Re: Tyły budynku
Jeżeli był ktoś mający bardziej parszywy dzień to Makashima nie potrafił sobie tego nieszczęśliwego gnoja nawet wyobrazić. Afera jaka dotknęła Apogeum przypominała raka trzustki. Efekty choroby widoczne są dopiero wtedy, gdy jest za późno. Początkowo zbywano więc śmierć zwierzyny machnięciem ręki. Mało jej było, owszem, ale Hiroto zawsze znajdował sposób, aby dorwać jakiś potężniejszy egzemplarz — a skoro było co żreć w Przyszłości to kogo obchodziły środki? Teraz ledwo potrafił wyżywić siebie i wszyscy wokół o tym wiedzieli. Nikt nie odważył się powiedzieć mu tego w twarz, ale dostrzegał ukradkowe spojrzenia. Zdawał sobie też sprawę co mówią. Reputacja umierała mu w rękach równie często co postrzelone pustynne jelenie i czające się w jaskiniach niedźwiedzie babilońskie.
Jakie więc było jego zdziwienie, gdy — nie mogąc już dłużej siedzieć pod naciskiem miażdżącego spojrzenia barmana — wyszedł na zaplecze i od razu zauważył, że nie jest sam. Trzask drzwi niemal wprawił kruchą ścianę w dygot, jednak większy dreszcz przeszedł mu wzdłuż kręgosłupa. Źrenice Makashimy przypominały półprzeźroczysty brzuch ryby; białe ślepia padły na czającą się w półmroku postać i przez krótką sekundę zdawało się, że nowo przybyły mężczyzna wróci do budynku.
Bez dwóch zdań nie miał ochoty na żadne kurewskie towarzystwo.
Starczyło, że z oczywistych przyczyn był zawsze sondowany wzrokiem od butów po czubek najwyższego włosa. Na zaś. Gdyby się okazało, że tracenie ryja jest zaraźliwe lub dziedziczne. Dało się jednak przywyknąć do niesmaku z powodu aparycji. Ale do pogardy wobec przegranej? Nie było takiej siły.
Zmarszczki pogłębiły się na twarzy mężczyzny, co prawdopodobnie było główną wytyczną grymasu, jaki pojawiłby się na licu, gdyby nie przeciwności losu. W widoczny sposób powstrzymał się przed ewakuacją. Sytuacja jak między młotem a kowadłem — czegokolwiek nie zrobi, wejdzie między ludzi.
Już wszystko wyżarte — rzucił chrypliwie, sięgając ręką do tylnej kieszeni spodni. Czuł pod palcami wymiętoloną paczkę papierosów. Wewnątrz opakowania trzymał kilka fajek. I scyzoryk. Wyciągnął papierowe pudełeczko i podważył paznokciem klapę otwarcia. Zanim usiadł na blaszanej pokrywie śmietnika, kopnął jeden z leżących tu worków. — Nic nie znajdziesz.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 11 z 14 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12, 13, 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach