Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 13 z 14 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14  Next

Go down

Pisanie 05.06.19 0:01  •  Tyły budynku - Page 13 Empty Re: Tyły budynku
  Przed potwierdzeniem swoich zamiarów względem medyczki, ponownie się zaciągnął, tym razem przytrzymując nieco dłużej dym w płucach. W międzyczasie przyjrzał się uważniej mężczyźnie. Był młody; wyglądał na maksymalnie trzydzieści lat, choć równie dobrze mógł mieć na liczniku o wiele więcej. Yury nie miał pewności; swoim zdezelowanym okiem nie uchwycił żadnej anomalii, świadczącej o jego przynależności do rasy nadludzi.
   Zniknęła kilka tygodni temu.
  Gdybyśmy z takiego błahego powodu stawiali krzyżyk na każdym najemniku, to Smocza Góra w przeciągu kilka miesięcy przekształciłaby się w pustostan, przemknęło mu przez myśl, ale nie ujawnił jej. Nie musiał,  bo ten zaserwował mu pytanie. Poznawszy jego treść, zacisnął usta w wąską linię, by nie prychnąć. Odczekał chwile, aż rozbawienie przekształci  się w mniej prowokacyjną emocje, co nie trwało nawet dziesięciu sekund.
  — Spotkać? — Udał wielce zdziwionego tą insynuacją, ale uśmiech widniejący na nań wargach podważał wiarygodność tej modulacji. — Miałem ją pojmać i torturami zmusić do wyjawienia lokalizacji waszej kryjówki, a potem, no cóż — wzruszył ramionami —  zutylizować jej truchło — odrzekł, ale stojący przed nim koleżka nie prezentował się jak ktoś grzeszący poczuciem humoru. Miał wrażenie, że zaraz uchwyci w swoje wielkie łapska broń i bez ostrzeżenia odstrzeli mu łeb, a przecież nie przyszedł tutaj, by zapoczątkować konflikt między Smokami a Psami. — Tak, miałem się z nią spotkać, ale, skoro odmówiła mi tej przyjemności, muszę zadowolić się twoim towarzystwem — stwierdził, znowu pozbywając się trzymanego w dłoni papierosa. — Wiesz, dlaczego tutaj przyszedłeś? – zapytał, chcąc zbadać grunt. Zjawił się tutaj w konkretnym celu, więc wolał od razu zapoznać się z wiedzą Psa, niż potem doświadczyć ewentualnego rozczarowania, wszak nie przyszli tu po to, by się podroczyć. Przyćwiecał im trochę ambitniejszy cel.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.06.19 22:06  •  Tyły budynku - Page 13 Empty Re: Tyły budynku
Jericho wysłuchał sarkastycznych słów nieznajomego. A przynajmniej taki wydźwięk rozbrzmiał w jego uszach. Mężczyzna nie lubił, kiedy zwracano się do niego w ten sposób, ale przełknął gulę, która rosła mu w gardle. Schował dumę do kieszeni mając w głowie to, że przybył tu z wyższych pobudek niż jego własnego ego. Ego, które teraz powinno zamknąć ryj i nie wychylać się. To była misja dyplomatyczna, a nie bojowa, wszakże do innej się teraz nie nadawał.
Cierpliwie wysłuchał więc Smoka, po czym odchrząknął. Niewidzące oczy zwrócił w miejsce, gdzie, teoretycznie, znajdowała się twarz osobnika.
- Tak wiem, w sprawie Apokalipsy. - rzekł, po czym zaciągnął się papierosem, a wolną dłonią przetarł zarośnięty, od dawna nie golony policzek. Nie chciał sobie przypadkiem poderżnąć gardła przy tak trywialnej czynności, jak redukcja zarostu. Po przeżyciu takiej ilości niebezpieczeństw, śmierć w ten sposób byłaby co najmniej uwłaczająca.
- Także, możesz uznać, iż masz szczęście. Widziałem ten twór na własne oczy i doskonale pamiętam jak wygląda. Pamiętam też, co mówiła. - powiedział, po czym wywalił peta gdzieś na bok.
Nie chciał się zdradzać jeszcze ze swoją ślepotą, bo w zasadzie nie miał pojęcia z kim miał do czynienia i czy był to ktoś, kto nie miał wobec niego morderczych zamiarów. Z drugiej jednak strony, Smoki musiały sobie doskonale zdawać sprawę z tego, że konflikt z Psami nie był im potrzebny. Powinni się zjednoczyć, a jeśli to im się nie uda, to chociaż współpracować ze sobą. O ile w ogóle rozmawiał z przedstawicielem tej grupy. - Zanim jednak do tego przejdziemy, chętnie dowiedziałbym się, z kim w ogóle rozmawiam. Ja nazywam się Han Mokugawa, ale wszyscy z jakiegoś względu wołają na mnie Jericho. - powiedział.
Snajper przedstawił się,gdyż uważał, że było to zwyczajnie uprzejme. Poza tym, skoro nie będzie mógł opisać, z kim rozmawiał, to przynajmniej powie jego imię. Prawdziwe lub też wymyślone.
                                         
Jericho
Kundel     Desperat
Jericho
Kundel     Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Han Mokugawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.06.19 22:54  •  Tyły budynku - Page 13 Empty Re: Tyły budynku
   ... w sprawie Apokalipsy.
  Po usłyszeniu tych słów odczuł autentyczną ulgą, a kolejna część wypowiedzi Psa sprawiła, że widniejący na wargach uśmiech znikł wraz z głęboką bruzdą na czole i zmarszczkami wokół kącików ust.
  — Więc jest na dwoje. Też go widziałem, choć bezpieczniej jest założyć, że to nie jedna i ta sama istota.
  Choć perspektywa, że tych - jak to ujął mężczyzna - tworów było kilka sztuk nie była optymistyczna, to bądź co bądź bardziej prawdopodobna. Jedna osoba, nie wiadomo jak potężna, nie miałby na tyle odwagi, by rzucić wyzwanie wszystkim organizacjom za jednym zamachem. Scenariusz rodem z misji samobójczej.
  —  Racja, też lubię znać imię swojego rozmówcy. Ja jestem Yury. — Podał mu rękę, uściślając - ludzką, ale mężczyzna nie odwdzięczył tego gestu. Prawdę powiedziawszy nawet nie spojrzał w nań kierunku, całkowicie go ignorując. Na szczęście Wieczny nie był małostkowy. Brak uprzejmości nie umniejszało tej sprawie priorytetu. Bez wyrzutów sumienia uchwycił w palce kolejnego papierosa. — Będę mówić na ciebie Han, bo tak jest krócej i prościej. Jak mniemam nie masz nic przeciwko temu, prawda?
  Obrócił papierosa w palcach, ale tym razem nie zacisnął zębów na filtrze, zbyt zajęty obserwującą twarzy swojego rozmówcy.
  — Pewnie zastanawiasz się, Han, dlaczego spotykamy się akurat tutaj — podjął, zerkając w kierunku obskurnego budynku, który raptem kilka tygodni temu był najbardziej uczęszczaną speluną w mieście, o ile mógł tak tytułować Apogeum. Jednak teraz, kiedy do uszu Desperatów dotarła nowina, że to właśnie tam został zapoczątkowany incydent z zarazą, utracił swój dawny status. Wieczny wcale im się nie dziwił. Sam wolał trzymać się jak najdalej od progu tego przybytku. — Bar Przyszłość był jednym z pierwszych miejsc, do których zajrzała zaraza, czy tam plaga, jak zwał tak zwał, więc dla własnego bezpieczeństwa lepiej się tam na razie nie pokazywać. Dlatego proponuję wskoczyć na browar w inne miejsce, bo nie wiem jak tobie, ale mi słońce daje mocno w kość. — Przejechał podeszwą buta po podłożu, przez co rozległ się odgłos szurania, a znajdujący się pod nią piach wzbił się lekko ku górze. —  Co powiesz na Czarną Melancholię? Całkiem przyjemna miejscówka, gdy przymknie się oko na zakazany ryj jej właściciela — zaproponował, a na ustach znowu pojawił się zaczątek uśmiechu. Nie przepadał za desperackim mafiozą zwanym Venceslausem. Nieprzyjemny typ, ale miał żyłkę do interesów i to najemnik w nim cenił. — To nie daleko stąd, choć nie zdziwię się, jeśli nie będziesz chciał tam pójść. Będąc na twoim miejscu, kategorycznie bym odmówił, obawiając się zasadzki.
  Schował papierosa z powrotem do paczki, oczekując odpowiedzi Hana. Test na odwagę? Być może, ale prawda była taka, że dotychczasowa ironia całkowicie wyparowała z tonu jego głosu. Dawno nie emanowała od niego taka powaga. Wręcz się na nią silił.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.06.19 23:31  •  Tyły budynku - Page 13 Empty Re: Tyły budynku
Yury.
To zdecydowanie nie brzmiało, jak japońskie imię. Dlatego albo mężczyzna był obcokrajowcem, albo to był jego pseudonim. W zasadzie to Han nie wsłuchiwał się wcześniej w akcent. Na co dzień słyszał tyle różnych sposobów wypowiadania tych samych słów, że już przestał zwracać uwagę na to, kto jak mówił. A szkoda, bo akcent wiele o człowieku mówił.
- Też mi to przeszło przez myśl. Postać przedstawiła się jako Apokalipsa, ale wszystko, jak wspomniałeś, zaczęło się od tego baru. Od zarazy. Nie wiem co dotknęło resztę organizacji, ale mam szaloną teorię, że Apokalipsa nie jest jedną istotą, a konkretnie czterema. - rzekł. Faktycznie, teoria nie miała żadnego potwierdzenia w rzeczywistości, to były jedynie poszlaki. Yury słusznie jednak zauważył, że samotny bój ze wszystkimi organizacjami na raz, byłby samobójstwem. Musieliby mieć do czynienia z samym Bogiem Wszechmogącym. A ten przecież odszedł. Zresztą, jaki miałby w cel w takim destrukcyjnym działaniu, jakie prezentował? Nie, to nie mógł być on. Ale...czterej jeźdźcy apokalipsy? Dlaczego nie?
Jericho nie chciał tutaj sterczeć jak kołek, więc propozycja przeniesienia się w inne miejsce, jak najbardziej przypadła mu do gustu. Tylko dlaczego to musiała być Czarna Melancholia? Miejsce to w żadnym wypadku nie należało do najprzyjemniejszych i Mokugawa raczej wolałby go unikać. Ale w tej propozycji kryło się coś jeszcze. Han wyczuwał to, ale jeszcze nie mógł tego nazwać, zidentyfikować. A może całkowicie się mylił i do głosu powoli zaczynała dochodzić paranoja?
Czarna Melancholia.
A niech to, raz się żyje.
- Dobrze, niech będzie. - powiedział hardo. Jego głos był pewny, pozbawiony drżenia czy wahania, chociaż wydobył się z ust człowieka dopiero po kilku sekundach zastanowienia.
Pojawiał się jednak jeszcze jeden problem. Snajper z pewnością nie dotrzyma kroku osobie widzącej. Zostanie w tyle i to zaraz po tym jak ruszą. Mógłby powiadomić towarzysza o swojej ślepocie, ale chciał się z tym wstrzymać. Z drugiej jednak strony, nie sądził, by Yury był głupi, więc od razu po ruszeniu powinien połączyć wątki.
Jericho jednak nie chciał ani łaski, ani pomocy. Był oślepiony, ale nie uważał się za kalekę. Znał drogę, więc prędzej czy później trafi na miejsce.
- Prowadź. - powiedział jeszcze tylko, by teraz poczekać na reakcję mężczyzny. Jeśli tylko słyszy kroki, to podąży za nimi odtwarzając w pamięci każdy obraz, jaki pamiętał, każdy zapach i każdy punkt orientacyjny. Oczywiście, jego pamięci daleko było do miana "fotograficznej", ale mimo wszystko działała sprawnie.
                                         
Jericho
Kundel     Desperat
Jericho
Kundel     Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Han Mokugawa


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.06.19 13:14  •  Tyły budynku - Page 13 Empty Re: Tyły budynku
  — Czterema? Dlaczego?
  Sam na razie wolał nie spekulować nad liczbą istot poruszających się na w poły zgniłych wierzchowcach, póki nie zobaczy na własne oczy ilu ich jest.
  Kiedy Pies zaryzykował i wyobraź opcje z przemieszczeniem się, Yury skinął głową i ruszył ku wspomnianemu hotelowi. Raz czy dwa zerknął przez ramię, by się upewnić, że jego rozmówca idzie tuż za nim, a na jego ustach ukazał się cień uśmiechu. Han poruszał się z taką ostrożnością, jak dziecko błądzące w ciemności, które nie dość, że musiało omijać wszelkie przeszkody, to jeszcze znalazło się na całkiem nieznanym mu terenie. Szczerze wątpił, że ma do czynienia z kimś, kto nigdy wcześniej nie był choćby w pobliżu Czarnej Melancholii. Apogeum nie było znowu aż tak wielką przestrzenią. Wszystkie budynki, ocalałe i odnowione po dawnym końcu świata górowały nad ruinami. Coś było ewidentnie nie tak, a kiedy mężczyzna skręcił nie tam, gdzie trzeba, w końcu wykrzesał z siebie ochłapy współczucia i interweniował.
  — Tędy — zakomunikował, a jego mechaniczna dłoń mimowolnie zacisnęła się na obcym ramieniu. Zainwestował w ten gest więcej siły niż wcześniej planował, więc Han musiał mu wybaczyć ewentualnego siniaka, który najprawdopodobniej powstanie na jego skórze po tym uścisku. Wycofał dłoń chwilę później.  — Jesteś ślepy? — zapytał nad wyraz delikatnie, czyli dokładnie tak jak to miał w zwyczaju po pokonaniu kilku następnych metrów. — Słyszałem, że wasz przywódca ma do dyspozycji kilka rosłych psów. Nie mógł ci skołować psa-przewodnika? — dodał w żartobliwym tonie, choć w zasadzie jeszcze kilka miesiącu temu też groziła mu ślepota wskutek jaskry; wirus X zahamował jej rozwój, niemniej jednak ostrość widzenia nadal była taka sama jak przedtem. W całkowitych ciemnościach był ślepy jak kret za dnia. — Wcześniej, gdy zignorowałeś moją dłoń, pomyślałem sobie, że masz po prostu w dupie tego typu gesty, ale teraz… albo jesteś tutaj pierwszy raz, albo naprawdę nic nie widzisz. Obstawiłem drugą opcje. Trafiłem?
  Ponowił na chwilę wstrzymany marsz ku Czarnej Melancholii. Gmach hotelu był widoczny z daleka; figurował nad mniej okazałymi domami.

 __zt + Jericho. (Kontynuacja.)
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.09.19 18:43  •  Tyły budynku - Page 13 Empty Re: Tyły budynku
Kiedy tylko znalazł odpowiednią okazję, po wielu żmudnych wyjaśnieniach zdołał umknąć Hienowi z oczu i ruszyć na dalsze poszukiwania. A było ciężko. Liam trenował z całych sił poruszanie się za pomocą głosu, a że większość mieszkańców desperacji raczej uprzedzała o swoim istnieniu warknięciami, to było mu całkiem łatwo, przynajmniej łatwiej niż założył w góry. Nawet zaopatrzył się po drodze o kij, a raczej gałąź względnie prostą i długą, co by mógł sobie nią pomóc i najpierw kogoś może dźgnąć zamiast od razu wpaść i liczyć się z podrapaniem i bluzgami w najlepszym wypadku.
Także Liam szedł, aż zaszedł za tył budynku, w którym było nadzwyczaj głośno. Z tego też wywnioskował, że musiał się znaleźć gdzieś... może jest przy tym hotelu? Albo burdelu? Cholera wie, wiedział jedynie, że za wiele na desperacji takich budowli nie ma. Całych, względnie nie zniszczonych, głośnych, pełnych... żyjących istot. Z reguły unikał takich miejsc, bo nie dość, że za w czasu w paru miejscach sobie nagrabił, to jeszcze za bardzo chciał narażać siebie i innych swoimi napadami gniewu.
Westchnął, znajdując ścianę budynku najpierw kijem, a potem macając ją dłonią. Na szczęście w miejscu w którym się znalazł było względnie spokojnie i nikt się nie kręcił. Przytulił się bokiem do ściany, a potem zjechał tyłkiem w dół, ostatecznie opadając na piaszczystą ziemię. Zmęczył się trochę, to musiał przyznać. Ze znudzenia czasem przecierał oczy. Nawet jeśli nic to nie dawało, to miał nadzieję, że jeszcze przyjdzie mu ujrzeć świat na oczy. Bycie taką kaleką było... słabe. Miał nadzieję, że tylko nie zostanie wykopany z psów z tego powodu, albo gorzej, sprowadzony do roli wiecznego podnóżka.
Podrapał się po głowie. Jego sytuacja była kiepska.
                                         
Liam ♥
Chart     Poziom E
Liam ♥
Chart     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.09.19 22:20  •  Tyły budynku - Page 13 Empty Re: Tyły budynku
Hey, how you doing?
Well I'm doing just fine.
I lied, I'm dying inside.


Raczej nie przebywał w mieście. Obcych wystrzegał się niczym łysy zdroworozsądkowości. Dziecięcą wręcz bojaźliwość wzmagały w nim miejsca, w których ciężki oddech wciąż żyjących istot mieszał się na metrze kwadratowym w procencie dobrego alkoholu. Z czasem krok po kroku, powoli, Jarema oswajał go z murami kamiennego miasta wymordowanych, łamiąc w nim opór dzikiego zwierzęcia i otwierając na świat zewnętrzny. Nie istniała jedynie pustynia. Mury M3 nie były jedynym siedliszczem pełnym umiarkowanej ochoty na życie pośród zarazy i bezbrzeżnej nudy. Kładące się pokotem zgliszcza dawnych domostw odrastały na nowo, wśród kurzu, przekleństw i braku ostatecznego opanowania. A on jeden w tym całym zamieszaniu kręcił się myśląc jedynie o powrocie w gorące piaski.
Nie tym razem. Bóg raczy wiedzieć co przywiodło go do miasta; czy doskwierający mu głód obalił mocne postanowienie izolacji, czy może coś gorszego wymusiło spolegliwość wobec wymordowanego stada. Być może w pobliżu bawiła mocna nadinterpretacja wesołego towarzystwa z radiostacji. Być może miało się to skończyć tragedią, być może wielką nagrodą, do tej jednak pory jego przygoda nie stawiała wielkomiejskich wojaży w lepszym świetle. Było na tyle spokojnie (gdzie wywiodło całą tę skundloną menażerię?), na tyle cicho, że ułożył truchło na powalonym kamieniu i przycupnął na chwilę zasłużonego relaksu. Wymordowani niczym psy w obliczu burzy, pochowali się w przysposobionych przezeń budach. Nic nie wróżyło załamania pogody, zgiełk jednak ucichł, dając złudne wrażenie spokoju. Spokoju zmąconego jedynie osuwającym się ciężko ciałem, marudnym stęknięciem i wonią spoconego ciała. Salem uniósł łeb.
Mężczyzna zdawał się go ignorować. Tarł oczy, oddychał ciężko, istniał. Naruszał jego przestrzeń osobistą. Zamiast go obszczekać, Kolya wciągnął mocniej powietrze, odnajdując w woni nieznajomego feerię zapachów. Potrafił dość niejednoznacznie stwierdzić skąd ten przyszedł, że nie mył się od jakiegoś czasu, co było względną normą i najprawdopodobniej wdepnął w wymiociny. Tego ostatniego wiedzieć już nie chciał. Położył uszy po sobie, powoli dźwigając się z tymczasowego legowiska i prostując kości. Z postanowieniem szybkiej ewakuacji rozejrzał się za potencjalnymi kompanami mężczyzny, napiął uda i w próbie skoku cicho, choć niezgrabnie poślizgnął się na piasku. Wylądował kilka centymetrów od miejsca, z którego się podniósł nawet nie robiąc sobie złudzeń, że przeszło to bez echa. Napięcie wzrosło, przynajmniej w jego odczuciu, wędrując nieprzyjemnym dreszczem po kręgosłupie aż po koniuszek ogona. Wzniesiony kurz podrażnił i jego oczy. Szansa na bezszelestną ucieczkę oddaliła się, chociaż nie zniknęła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.09.19 23:37  •  Tyły budynku - Page 13 Empty Re: Tyły budynku
Zdarzało mu się, żeby przecierał oczy częściej, bardziej intensywniej, jakby mu coś wpadło do oczu. Niestety, jedyne co mogło mu wpaść do oka to wizja tego chędożonego księcia zagłady, rycerza bez głowy, albo raczej z czaszką zamiast niej. Wizje te wywoływały w nim złość, na całe szczęście zdołał już te odruchy poskramiać na tyle, by nie stanowiły one powodu do uaktywnienia się wirusa. Całą tę upierdliwość mógł jedynie zgnoić na własną głupotę. Przecież gdyby jego akurat wtedy nie było, chociaż na chwilę, przed siedzibą psów, to by nie oberwał. Z całej tej sytuacji mógł ostatecznie wywnioskować, że współpraca z grupą w końcowym rozrachunku nie wyszła na dobre. Mimo wszystko, mimo ponurych myśli, jego beznadziejnej sytuacji to wciąż pozostawał wierny. I to nie tylko ideałom przyświecającym wszystkim dogsom, ale przecież wciąż pozostawał w mocy Kirina, a że interesy obu jego więzów się scalały, tym było lepiej dla niego. Źle by się czuł kiedy byłby zmuszony dogadzać każdemu z osobna.
Liam był konkretnie pogrążony w swoich myślach. Kiedy jest się pozbawionym kluczowego narządu łatwiej było po prostu usiąść i pomyśleć. A przecież musiał, jeśli nie chciał być pożarty żywcem. Chcąc nie chcąc jego mózg wciąż reagował na hałas dookoła, może bardziej niż by tego chciał. Brzęczenie muchy wokół niego współgrało z hałasem jaki był za ścianą, przytłumionym jak jego umysł. Przez moment bezwiednie kręcił kijem okręgi w powietrzu by zamrzeć w bezruchu, kiedy rozległ się hałas, jednoznacznie wskazujący, że coś tutaj się ruszyło. A ponieważ był ślepy to obstawiał wszystko, od zbłąkanego kociaka po jakieś niewydarzone cudo natury. A ponieważ nie padło żadne zdanie, to obstawiał raczej coś... dzikiego. Liam się nie ruszał. W takich wypadkach lepiej było nie wykazywać żadnych funkcji życiowych by nikogo nie zachęcać do konsumpcji.
Wargi mu zadrżały. Liam zdołał zlokalizować źródło niechcianego, niepasującego hałasu, ale bez wzroku jego głowa powiodła jedynie za dźwiękiem, ale patrzył w pustkę. Spojrzenie Liama w ogóle nie reagowało, było pozbawione wszystkiego co mogłoby wykazywać na to, że widział. W końcu jednak jakiś pył wdarł mu się do nosa i kichnął, tracąc przy tym odrobinę rezonu. Kijem postukał w piachu, jakby chciał tym sprawdzić, czy to coś, co tutaj było, zareaguje na ten nieporadny, dziecięcy wręcz gest.
                                         
Liam ♥
Chart     Poziom E
Liam ♥
Chart     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.09.19 21:11  •  Tyły budynku - Page 13 Empty Re: Tyły budynku
Wycofał się o krok, uciekając z zasięgu kija, by nie nadziać się przypadkiem na połamaną, lekko zaostrzoną końcówkę. Wymierzony w niego kijek napełnił go obawami, te jednak zasnuły umysł jedynie na krótką chwilę. Oręż był nawet zacny, jednak w ręku niewprawnego mężczyzny zupełnie bezużyteczny. Wyglądał z nim niczym dziecko zagubione wśród listowia, odganiające trujący bluszcz. Drżące ruchy wprawiły kijek w krótki taniec, który śledził uważnie. On właśnie powiedział mu, że dla Liama istnieje, ale za murem.
Dlatego właśnie przysiadł, spokojnie świadkując modłom nad nową mapą świata. Wcześniejsze zagrożenie, cokolwiek wciąż bliskie, teraz zagnieździło się gdzieś na krańcu świadomości, pozwalając mu nie reagować, schować wysunięty pazur i po prostu siedzieć. Nie odezwał się, nie było takiej potrzeby. Wolał pozostać ukryty, nie nadziać się na prowizoryczną broń i nie wplątać w coś, czego później zdecydowanie będzie żałować. Przechylił łeb, zaciągając się powietrzem przesyconym wonią nieznajomego. Ta wzmogła się, opanowana potem, pewnym rodzajem strachu i zdezorientowania. Salem, nie robiąc niczego, uzyskał znaczącą przewagę. Dzięki tej świadomości poczuł się odrobinę lepiej.
Trwało to dłuższą chwilę – on wpatrywał się w Liama, Liam w przestrzeń. Nie było w tym nic zabawnego, czy interesującego. Prosta, strwożona bezczynność podsycana niezdecydowaniem co do następnego ruchu. Salem już nie miał wątpliwości. Nie napotkał na swojej drodze po prostu człowieka. Brakowało mu tego elementu bezbronnej słodyczy, zdychającego pośród agonalnego wycia ostatnich, obumierających komórek ciała. Pomimo dezorientacji w przestrzeni, którą unaoczniała ślepa gestykulacja, mężczyzna był swojski. Nie potrafił jednak rozpoznać zapachu mutacji. Nie spotkał go nigdy i miał dziwne wrażenie, że to bardzo dobrze. Przeciągnął się wstając.
Nie musząc się już obawiać wykrycia, wspiął się powoli na kamień, ostrożnie stawiając łapy na piasku. Powoli, luźno zakołysał ogonem, pozostawiając swojego milczącego przyjaciela za sobą. Nie był mu niczego winien, nie oczekiwał także niczego. Przez umysł przegalopowała mu idea prostej kradzieży, jednak odepchnął ją od siebie sprawniej niż mnożyły się gryzonie. Chcąc żyć w spokoju, powinien polować poza siedliszczem najgorszej menażerii tej części pustyni. Łup, jakkolwiek kuszący, nie był wart zachodu walki, ani ucieczki, zwłaszcza że nie potrafił poukładać puzzli genotypu nieznajomego. Nawet za życia nienawidził zagadek.
A niech zdechnie, a na jego kościach utuczą się szczury.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.09.19 21:39  •  Tyły budynku - Page 13 Empty Re: Tyły budynku
Przebrał palcami po rękojeści swojego kijka. Ślepy czy nie czuł, ze to co mu się przypatrywało dalej to robiło. Przelotna myśl kazała mu się trzymać kurczowo ściany i jedynego narzędzia obrony jakim dysponował, jednocześnie nie zdradzając się z własną tożsamością. Wbrew pozorom to zadanie było dość trudne zważywszy na to, że w dalszym ciągu nie wiedział z czym ma do czynienia. Domyślił się jedynie, że to nie był jakiś piesek czekający czy czasem nie będzie miał darmowej padliny, bo taki to albo by zaczął ujadać, albo by znikł w momencie kiedy w ogóle się ruszył. Zresztą, zwierzęta go nie lubiły obojętnie jakie by one nie były, a głodnych tutaj aż tak nie spotykał. Zresztą, no halo, był na środku apogeum, tutaj zwierzęta nie występowały, bo jeszcze same zostałyby zjedzone mimo kultury panującej jako tako w mieście wymordowanych.
Zakasłał w rękaw. Kij wisiał w powietrzu w drugiej dłoni.
- Zabieraj się stąd zwierzaku.
Rzucił tylko, opuszczając kija i podnosząc się do góry. Wywrócił się. Liam znów, podparł się dłonią i podniósł się, ale wkładał w to niemało wysiłku. Było to widać po jego twarzy, że sytuacja go męczyła. Mimo wszystko nie chciał czekać, aż faktycznie wywinie orła na kalendarzu i czatujący na niego zwierzaczek go zje na kolację.
"Obejrzał się" po okolicy, na moment zatrzymując spojrzenie tam, gdzie mógłby być ten nieznajomy. Ostatecznie machnął ręką i posługując się kijkiem ruszył w stronę centrum rozchodząc się z niemową.

zt x2
                                         
Liam ♥
Chart     Poziom E
Liam ♥
Chart     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.05.20 23:18  •  Tyły budynku - Page 13 Empty Re: Tyły budynku
Pod ceglaną ścianą budynku piętrzyły się śmieci: od zgniłego jedzenia, przez puste kartonowe pudła aż po zepsutą elektronikę i martwe zwierzęta. Miejsce pachniało równie ładnie co wyglądało. Cad, w przeciwieństwie do biegającego pomiędzy plastikowymi workami szczura, nie był zadowolony z tego gdzie jest - z utęsknieniem wspominał czasy dobijania interesów w barach, restauracjach i klubach, przy stole, w towarzystwie klientów i współpracowników zamiast karaluchów i gryzoni. Czasy się zmieniają. Pokazanie się bez obstawy w tłocznym miejscu to beznadziejny pomysł - zostanie rozpoznanym przez starego kolegę po fachu byłoby równoznaczne z wyrokiem śmierci. Zapalił kolejnego papierosa, upuszczając na bruk niedopałek, który przydeptał podeszwą buta. Czy rzeczywiście ktoś w okolicy go pamięta? Czy jeżeli tak, to nadal będzie chował urazę za kilka drobnych przekrętów sprzed lat? Czy już na zawsze będzie musiał targować się z najemnikami w ciemnych uliczkach i ponurych zakamarkach? Paranoiczne myśli kłębiły się w głowie kultysty, który drżącą dłonią sięgnął do kieszeni i wydobył z niej plastikowe opakowanie po lekach. Puste. Zgniótł sreberko w dłoni i rzucił w stronę góry odpadów. Musi zadowolić się nieudolnie sklejonymi skrętami.

Głód narkotykowy, niepewna przyszłość i chmary much unoszące się nad metalowymi kubłami pękającymi w szwach od rupieci. Do tego, by mieć pewność, że Cadoc przypadkiem nie uzna życia za zbyt wspaniałe - spóźniony pracownik. Jak do tej pory, Drug-on była w sumie jedyną liczniejszą organizacją, która w życiu proroka rozwiązała więcej problemów niż stworzyła, chociaż punktualność niektórych jej członków pozostawiała wiele do życzenia; chociażby Steve, kryjący się za maską smok, którego nałóg tytoniowy sprawiał, że Cad w porównaniu wyglądał jak drugoklasista, który po raz pierwszy widzi na oczy paczkę papierosów. Niespełna tydzień temu kontraktor otrzymał od Cadoca ważne zadanie - zdobyć jedną, nienaruszoną, w pełni dojrzałą jazgrzę Williamsa. Niepozorny, okrąglutki i pulchny kaktus pozbawiony kolców rósł tylko w warunkach pustynnych, jego czas dorastania sięgał kilku lat, a nawet niewielkie zmiany w składzie gleby mogły zamienić halucynogenne właściwości rośliny w nieprzyjemne dolegliwości żołądkowe i gorączkę. Hodowla pejotli nie była łatwa, a szukanie jej po pustyni równie męczące co niebezpieczne - robota w sam raz dla kogoś, kto nie musi na co dzień zajmować się zgrają fanatyków. Cad nieczęsto pozostawiał pracę do wykonania w całości komuś innemu, zazwyczaj wolał mieć chociaż odrobinę wglądu na to, co wyrabiają jego asystenci, ale obecna sytuacja była wyjątkowa. Zależało mu na zaufaniu smoków, a przynajmniej jednego z nich. Niestety, nawet tytuł “stałego klienta” nie wystarczył do uzyskania pełnego obrazu tego, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami, wysoko w górach, wewnątrz ufortyfikowanej siedziby najemników - wiedza na temat przedsięwzięć smoków była kluczowym elementem poszerzania wpływów na pustyni. Komuna fanatyków na środku pustyni nie stanowiła dla Drug-on konkurencji, bez wątpliwości, a posiadanie swojego kontaktu w szeregach organizacji nie miałoby na celu wywołania jakiejkolwiek szkody, wręcz przeciwnie - Cad po prostu chciał wiedzieć, gdzie może pozwolić sobie na trochę więcej i nie skończyć na dnie rowu z dziurą w głowie. Końcem końców, oprócz duchowego uzdrowienia i gwarancji wiecznego życia w raju, prorok oferował mieszkańcom Desperacji różnego rodzaju rozwiązania na różnego rodzaju problemy.

Robiło się coraz ciemniej, słońce powoli chowało się za horyzontem. Z pobliskiej alejki Cadoc mógł usłyszeć coraz to głośniejsze kroki.
- Steve? - spytał, na wszelki wypadek zaciskając dłoń na schowanym w kieszeni pistolecie.
                                         
Cadoc
Nosiciel
Cadoc
Nosiciel
 
 
 

GODNOŚĆ :
Cadoc. Jego prawdziwe imię to Yanai.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 13 z 14 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach