Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 17 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 11 ... 17  Next

Go down

Pisanie 16.12.14 20:05  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 6 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
Rhoneranger ubrała z niemałym wysiłkiem i dyskomfortem obdarste ubrania. Wpierw bieliznę, następnie spodnie, bluzkę, kamizelkę, pas z oporządzeniem, butów ubierać nie musiała, bo były ciągle na stopach, a na końcu przeciwdeszczowy płaszcz, aby móc zarzucić przez ramię swój karabin. Jego ciężąr na plecach napawał kobietę poczuciem spokoju i bezpieczeństwa, to co uwielbiała najbardziej. Bez niego, poza domem czuła się jak bez ręki. Co prawda miała również i pistolet laserowy, ale nie polegała zbytnio jego sile w starciu. Był on raczej do zastraszania, niż walki.
- Tak, Łowczynią. Przemieniłam się w wieku 15 lat, chcąc za wszelką cenę się zemścić na rządzie, ale potem… cóż moje cele się zmieniły i tak już mi mija …69 rok mojego życia. – Wyszczerzyła zęby mówiąc to i poprawiając fałdy zgniecionego materiału. Następnie odwróciła się w stronę Lentarosa, który także prawie był już gotowy. Przy okazji zauważyła leżący na ziemi dysk martwego już androida Mashiro. Hmmm... na nim ciągle mogą istnieć zapisane dane.... a gdyby tak.... Długo się nie zastanawiając podniosła element i schowałą go do swojej kieszeni. Na niego przyjdzie jeszcze czas.
- Heh, oczywiście, że do… - Nie skończyła lekko zdziwiona ruchem Lentarosa. Oczywiście było to miłe zaskoczenie, które wywołało lekko rozbawiony uśmiech na twarzyczce Cedny. Gdy się oddalił przyglądała się androidowi jeszcze przez krótką chwilę i zauważyła, że w tym momencie trudno go odróżnić  od istoty żywej. Dziwne te obwody, oj dziwne, żeby w tak „naturalny” sposób imitować ludzkie emocje.
Po paru chwilach również popatrzyła na wyjście i poprawiła pas od kabury na ramieniu. Odziwio nie lało już tak silno jak wcześniej, a pojedyncze krople deszczu delikatnie opadały na tą przesiąkniętą wodą ziemię. Cóż, lepsza taka mżawka niż istny sztorm na środku pustyni, pomyślała obserwując tworzącą się mgiełkę wilgoci przy wejściu.
-Hmm.. rzeczywiście moje zdolności bojowe w obecnym stanie są na dosyć niskim poziomie. Szczególnie jeżeli chodzi o chodzenie, o biegu nie wspominając. To bardzo miłe, że gwałciciel od siedmiu boleści proponuje takie szarmanckie zagranie – Zadrwiła patrząc kątem oka na Lentarosa. – Pasuje mi takie rozwiązanie. Tylko głupiec zapatrzony w siebie gardzi pomocą, a ja takowym nie jestem, dlatego też… z góry dziękuję za troskę androidzie. A jeżeli o rozstanie mowa… tak rozdzielenie się w bezpiecznej odległości od Smoczej Góry byłoby świetne. – Oznajmiła to spoglądając na Lena to na wyjście. Następnie wyciągnęła ręce nad głowę i się porządnie rozciągnęła, a po chwili ruszyła pewnie w stronę wyjścia.
- W takim razie wyruszajmy. Im szybciej wrócę na Smoczą Górę tym lepiej!
[Z/T]x2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.01.15 14:32  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 6 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
Odpoczynek w szpitalu trochę czasu jej zabrał, ale i tak wydostała się stamtąd szybciej, niż powinna. Dowód na to? Podkrążone ze zmęczenia oczy, trochę nierówny krok... I ogólne zmęczenie które rysowało się na jej twarzy, skrytej w czarnym kapturze. Kołczan ze strzałami i łuk równomiernie obijały się o jej plecy z każdym krokiem, jakim kierowała się do DOGS. Może robiła to trochę okrężnie, ale obawiała się tych "fałszywych"... Może fałszywych DOGS, którzy mogliby ją śledzić spod szpitala do kryjówki. Gdy więc poszłaby okrężnie, może znudziliby się, uznając że nie idzie tam, tylko kieruje się gdzie indziej. Troszkę naiwne... Ale to zawsze jakieś wyjście, prawda?
"Jak zawsze myślisz pod górkę..."
- A co według ciebie miałam zrobić? Lecieć nie będę, nie mam na to siły... A chciałbyś by ci, którzy spalili szpital przeszli się i do kryjówki?
"Nie doceniasz psów? Skoro dali sobie radę sami, jedynie z wsparciem kilku łowców z Wojskiego S.Spec, to byle gang im wiele nie zrobi."
... Nie mogła zaprzeczyć że miał w tym racje, i trochę nie doceniała ich współ-towarzyszy... I szczerze powiedziawszy - bała się trochę o to. Bała się że ci, którzy spalili szpital to faktycznie towarzysze jakim "ufali". Że przyznają się do tego, z uśmiechem mówiąc jak to fajnie było słychać krzyki spalających się ofiar... Jak pięknie krzyczeli, zaostrzając apetyt...
Potrząsnęła głową, starając się odgonić te myśli. Nie, to napewno nie mogli być oni. Jaki by mieli w tym powód? Niby jacyś wrogowie byli leczeni w szpitalu? Nawet jeśli, nie powinni tego zrobić, choćby przez fakt tego, jak wielu cywili tam jest, osób które w ogóle nikomu nie zawiniły... A też które chcą pomóc wszystkim, bez względu na przynależność czy problemy.
Dlaczego, więc? Kim oni byli? Czego chcieli? Te myśli ciągle dręczyły jej czarnowłosą głowę, która w tej chwili wprost wołała o więcej snu. Mogła tam jeszcze zostać, przespać się z jeden dzień czy coś... Może byłaby wtedy w lepszej kondycji. A teraz? Teraz nawet tutejsze zwierzęta mogą się okazać wyzwaniem, zarówno dla niej jak i Ashleya. Ych... Może to nie był jednak tak dobry pomysł?
Wzdrygnęła się, czując jak powiew lodowatego wiatru zawiał jej do kaptura. Skuliła się bardziej w sobie, obejmując swoje ramiona i pocierając je energicznie, dla choćby nieco większego ciepła. Mogłaby spróbować wywołać płomienie... Ale nie chciała na to marnować sił. Jeszcze nie.
Jej nogi zaprowadziły ją do zrujnowanych resztek czegoś, co prawdopodobnie kiedyś było jakąś budowlą należącą do S.Spec'u. Pokryte rdzą, pogięte narzędzia i przedmioty niewiadomego dla Sunny działania ją w tym upewniły. Wiatr dmuchał co raz gorzej, więc uznała że może chociaż schowa się na moment za ścianą, by choć trochę się ogrzać. Dreptając tak, dotarła do jednej z tabliczek, mówiących o tym że to teren skażony, a dalsze przejście groziło zarażeniem. Tak... Wirus X, ciekawe...
Zainteresowała się jednak tym znakiem w inny sposób. Solidnym kopniakiem udało jej się naderwać jego podstawę, a po dwóch kolejnych go złamać. Był całkiem całkiem sporawy, drewniany...
Więc zawlokła go za ścianę, która osłoniła ją przed podmuchami wiatru i ułożyła na piasku, po czym wykrzesała z siebie kilka iskier, które zdołały rozpalić zbutwiałe drewno. Może to niewiele... Ale na te kilka chwil starczy... Przystanęła przy ścianie, wyciągając dłonie ku płomieniowy, i nawet nie zauważyła jak zsunęła się do poziomu siadu. Mmm... Nawet całkiem znośnie... Posiedzi tak tu chwilkę i będzie w porządku... Ruszy dalej... Tak...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.01.15 17:59  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 6 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
Tąpnięcia kroków stopniowo zaczęły rozrywać martwą ciszę.
Chrzęst.
Chrzęst.
Szurnięcie.
Chrzęst.  
Gruz niechętnie ustępował pod ciężkimi buciorami.
Gdy tylko usłyszała o aniele, przed oczami stanął jej obraz fajtłapowatego jasnowłosego cherubinka. Chcąc, nie chcąc. Dotąd nie miała do czynienia z biblijnymi pierzastymi. Nie było okazji. Nie było roboty. I mimo świadomości, że wcale nie pasują do kanonu podsuwanego jej przez podświadomość, nie mogła odrzucić od siebie tych idiotycznych sugestii.
W skupieniu powiodła ślepiami po otoczeniu, szukając czegokolwiek, co zdradzałoby obecność życia. Jak dotąd były tylko ruiny. Gruz. Zburzone mury. Więcej ruin. I pył.
Kurz wirował dziko, niesiony przez rozwścieczony wiatr.
Wszystko jeszcze bardziej szare, niż zazwyczaj.
Kątem oka zerknęła na Kosiarkę.
Kostuchę tudzież.
Praca grupowa - to, co tygrysy lubią najbardziej.
Cholera.
Wróciła do poszukiwań.
Wszystko czarno-białe. Nic nie widać. Nic nie czuć.
Okoliczności na moment wyłączyły Järv z gry. W tej scenerii lepiej będzie polegać na zmysłach Kostuchy. Przynajmniej dopóki nie namierzą celu.
Poprawiła rękawice, kontynuując marsz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.01.15 22:19  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 6 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
Myślała, że Järv niczym pies gończy wytropi anielicę, ale rzeczywistość wyglądała całkiem inaczej. Cóż za szczęście, że już wcześniej ustaliły by poczekać aż skrzydlata opuści seksowny love szpital. Teraz pozostało już tylko brnąć za nią w bezpiecznej odległości, by przypadkiem ich nie zauważyła, a one jej przypadkiem nie zgubiły. Na szczęście nie było to trudne, bo dziewczę wydawało się wyjątkowo zaaferowane swoją osobą, a także tym, że jakiś wrogi gang mógł odnaleźć kryjówkę jej pobratymców (o czym oczywiście nie wiedziała, więc zakładała to pierwsze). Jedynie na moment, gdy niszczyła mienie Desperacji, skryły się za wyłomem, bo jeszcze przypadkiem mogła się obrócić i je zauważyć, gdy tak deptała i kopała biedny znak.
Skażenie wirusem X. Kurwa.
Wiatr także nie ułatwiał zadania. Piaskowy płaszcz nadymał się i rozwiewał za każdym razem, jak starała się go wygodniej ułożyć, chroniąc Kosę przed piaskiem. Jeszcze się zatnie w najmniej odpowiednim momencie i co wtedy?
Uniosła rękę, dając znać Järv by poczekała. Niech młoda się tam ułoży, może zaśnie, może jej się przytępią zmysły gdy będzie się grzała przy... tak. Przy jebanym ognisku. Kostucha tylko splunęła na ziemię i uśmiechnęła się paskudnie. Kolejny znak. "Zajdziemy ją od tyłu". Tak, to nie mogło być trudne. Dlatego też ostrożnie, na ugiętych nogach, ruszyła na tyły ściany, o którą opierało się skrzydlate ścierwo. Bo to nie był budynek, tylko jego resztki.
Potem już musiało pójść z górki. Od wyłomu do dziewczęcia było nie więcej niż pięć kroków. Jeśli przyspieszą wezmą ją z zaskoczenia.
"Teraz".
Nie było czasu, niedługo czekał ją porządny zjazd amfetaminowy. Wyszarpnęła Tavora zza pazuchy i ruszyła biegiem do skrzydlatego bluźniercy, co by ją wziąć z zaskoczenia i jak najszybciej zdzielić kolbą w skroń. Jeśli straci przytomność, to połowa misji będzie już z głowy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.01.15 23:15  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 6 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
Nie mogła nawet przez chwilę uspokoić swoich nerwów. Pomimo iż przed nią płonęło kojące ognisko, które dawało choć odrobinę światła w tym mroku, oświetlając jej lico skryte w kapturze i dłonie... Nawet pomimo tego, nie mogła się odprężyć. Każdy skrzyp powodował u niej nerwowy tik, a takich było dużo. Nie chciała jednak tego sprawdzać... Jeśli to były zwierzęta, nie powinna ich niepokoić. Nie w tym stanie. Może będzie zdolna manipulować ogniem, uintensywnić go, ale nawet z tym nie będzie w stanie walczyć z głodnym zwierzęciem. Może Ashley by jakoś odgonił zwierzę...
Lecz w tej chwili postanowiła zrobić coś zgoła innego. Coś, czego już od jakiegoś czasu nie robiła, a powinna. Czemu? Nie miała czasu, nie miała chwili... Zapomniała? Nie. Pamiętała, dokładnie pamiętała, lecz starała się... Starała wypełniać swoje obowiązki wobec organizacji...
Choćby w ten sposób odkupując to, że zawiodła swój anielski obowiązek ochrony człowieka.
Co więc zrobiła? Przysunęła się bliżej ognia, klękając na jednym kolanie. Splotła dłonie, wysuwając je na wysokość głowy, chyląc głowę ku płomieniowi przed nią...
Z jej ust wydobywały się ciche dźwięki, ciche słowa... Modlitwy. Tak. Modliła się. Nawet jeśli Boga już nie ma... Czuła się w obowiązku czasem pomodlić, a w tej chwili tylko to mogło jej pozwolić odnaleźć spokój. Ukoić jej rozkołatane serce i emocje, pozwolić jej odczuć, że faktycznie dobrze czyni. Cokolwiek... Cokolwiek...
...
O dziwo, jakaż interwencja zaszła. Wiatr zawiał delikatnie ogniskiem, podsycając je tak, że płomień lekko poparzył Sunae, która z jękiem wybudziła się ze swojego "zawieszenia", przez chwilę odzyskując trzeźwość zmysłów. I wtedy to usłyszała. Szybkie kroki, bardzo bliskie jej. Równe, prosto w jej stronę.
Musiała zareagować. Już! Teraz!
Wybiła się z kolana, przeskakując nad ogniskiem, które jakimś cudem nie zajęło jej ubrania (tylko lekko nieprzyjemnie ogrzało). Niewiele myśląc, nawet nie obracała się by kontrolować płomień za sobą, który...
Który CZUŁA. Czuła w swoich żyłach ten ogień. W swoim sercu... Ognisko, płonące dotąd leniwie i delikatnie, wybuchło niezwykłą energią, a podmuch ognia wyleciał w stronę obu napastniczek, dając Sunae czas na podniesienie się i obrócenie przodem, szybkie zrzucenie z barku łuku i chwycenie dwóch strzał z kołczanu, by potem obie nałożyć na cięciwę i posłać w świeżo-rozświetloną ciemność, w kierunku obu sylwetek, na każdą jedna strzała. Nawet nie celowała w tej chwili specjalnie - liczyło się tylko to, by je trafić. Zaraz po tym zaczęła się cofać, łapiąc kolejną strzałę i mierząc w ich stronę, gotowa puścić zabójczy grot z prędkością zdolną do przebicia sie przez mięśnie i zakończenia żywota, jeśli zostanie wycelowana w miarę dobrze.
Zmęczenie sprawiało że słabo widziała "agresorów", rozmywali się w jej oczach, w mroku...
- Czego chcecie?! - Warknęła wrogo, gotowa dalej szyć strzałami, jeśli taka będzie potrzeba. Zyskała dystans...
O ile panie nie boją się ognia.

Około 12 strzał w kołczanie i jedna oparta na cięciwie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.01.15 20:59  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 6 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
Kostucha wykonała jakiś gest.
Czekać.
Dobrze, będzie czekać.
Od tyłu.
Ruszyła powoli, wolniej, niż partnerka, skupiając się na nierobieniu hałasu. Działanie w ukryciu nie było jej mocną stroną, trzeba było przyznać.
Ze strony celu zaczęło być słuchać jakieś pomruki. Dziewczątko coś mamrotało, nie mogła zrozumieć, co. Tak, czy inaczej - najwyraźniej było tym wystarczająco zajęte, by zyskały element zaskoczenia.
Teraz.
Jednocześnie rzuciły się w stronę anielicy. Trzeba przyznać, że tu ładnie się zgrały.
Ale zaskoczenia nie było.
Cel jednak trzymał fason. Nie dał się podejść tak łatwo. Bezczelnie zalał najemniczki falą gorąca.
Przynajmniej jedna z pań ognia na pewno się nie bała.
Järv padła na ziemię, naciągając kaptur na głowę. Włosy najłatwiej mogły się zająć. Przemienienie się w żywą pochodnię nie byłoby na rękę.
Przeturlała się w stronę anioła. Strzała świsnęła nad głową. Jęzory ognia mlasnęły po skórze dłoni i nieprzyjemnie liznęły bok twarzy, ale oparzenia zaczęły zanikać, zanim się pojawiły.
Wylądowała, sięgnęła po nóż.
- Czego chcecie?!
Zatrzymała się w przyklęku, z ręką uniesioną do góry. Była na muszce. Czy jak to się w łuku nazywało.
Wolną ręką, póki miała ją za sobą, poza polem widzenia anielicy, szybko pokazała 'OK'. Wątpiła, żeby Kostucha to dostrzegła, tym bardziej, żeby zrozumiała, o cho chodzi, ale spróbować zawsze warto.
'OK'.
'Wszystko OK. Dam tu sobie radę. Łuk to raczej nie problem. Rób swoje.'

Czasem przydałaby się telepatia.
Ale nie ma tak dobrze.
Skoncentrowała puste spojrzenie na twarzy dziewczęcia.
- Cóż, ciebie - odparła bezbarwnym głosem, unosząc ręce - w jednej nadal ściskając nóż.
- Nie zdajesz sobie sprawy, jak cenna jest wasza rasa w naszych czasach - dorzuciła.
Ciężko gadać, kiedy twoja elokwencja umarła 'dziesiąt lat temu. Ale potrzebowała jej uwagi na sobie.
- Na wagę złota wręcz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.01.15 1:02  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 6 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
Pomruki nieco wybiły najemniczkę z równowagi. Nienawidziła gdy modlili się do tego swojego fałszywego boga. Tego, który podobno ich wszystkich opuścił, w tym także aniołki, nadal tak wierne jego doktrynom. Warknęła pod nosem i może to właśnie je zdradziło gdy rzuciły się do biegu. Sprawnego biegu, sama była pod wrażeniem ich zgrania w tym jednym, jakże kluczowym momencie. Potem było już tylko ognisko i instynkty.

Ognista. Kurwa, takich nie lubiła najbardziej.
Nie miała czasu padać na ziemię ani się zasłaniać. Nawet gdyby ognisko podpaliło jej płaszcz, to zapewne sporo czasu by minęło nim kobieta by się z niego wygrzebała. Właśnie dlatego zmieniła kierunek biegu, gdy tylko zauważyła, że skrzydlate ścierwo zrywa się do skoku. Skoczyła za nią w ogień, niemalże w tej samej chwili, może tą sekundę później. Ogień przypiekł jej cholewki, ale nie wyrządził większej szkody. Nie zwróciła na niego praktycznie uwagi. Bywały już gorsze akcje. Teraz jednak musiała zamortyzować upadek, co też zrobiła, wykonując przewrót przez bark prosto za plecy uzbrojonego aniołka. Teraz to ona zyskała dystans, Sunae zaś była otoczona. Pięknie.
Jedna strzała została sparowana przez Järv i chwała jej za to, druga zaś świsnęła gdzieś koło ucha Lipsum w trakcie jej kaskaderskiego popisu odwagi głupoty. Nawet nie zauważyła kiedy ani czy przeleciała na tyle blisko by powinna zacząć się bać. Najwyraźniej anielica nadal była zbyt zmęczona by utrzymać cięciwę dłużej niż chwilę i porządnie wycelować. A przynajmniej liczyły, że będzie wycieńczona i nadal nie do końca sprawna. Mogły to być wątłe mięśnie, osłabiony wzrok, cokolwiek, nadal jednak ciężko było sprecyzować co konkretnie mogło jej dolegać. Trzeba było być ostrożnym, bo jednak te śmiecie potrafiły być niebezpieczne, skoro skakały i kąsały nawet ranne. Kobieta zaklęła pod nosem, kątem oka zerkając na towarzyszkę.
Zauważyła jej znak. Świetnie, tego właśnie potrzebowała, tarczy za którą będzie mogła się schronić i która zwróci na siebie uwagę ofiary. Akurat stała w idealnej pozycji. Lipsum zrobiła jeszcze kilka cichych kroków by zmienić pozycję, w czasie gdy Sunae była skupiona na drugim napastniku. Zniknęła jej z widoku. Teraz anielica nie będzie mogła patrzeć jednocześnie na obie członkinie dumnej rodziny Smoków.
Pierwsze słowa Rosomakowej zagłuszyły dźwięk odbezpieczanej broni. Dobrze. Kolejne zaś niemal zostały zagłuszone. Seria z karabinu, aka Kosy, poleciała prosto w nogi dziewczyny. Nie mogła chybić, nie zniosłaby drugiego niepowodzenia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.01.15 3:01  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 6 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
Fałszywego Boga... I mówi to ktoś wyznający wyimaginowanego bożka wymyślonego przez naćpanego proroka. Tak. W spojrzeniu Sunae, takie osoby nawet nie powinny próbować swojej egzystencji, tylko dołączyć do swojego "bożka"... W piekle. Najlepiej w najdalszym, 9 kręgu, specjalnie dla zdrajców i heretyków, jakimi byli.
Nie wiedziała dlaczego, nie wiedziała po co, ale wiedziała. Reaguj, szybko reaguj. Jej zmęczone mięśnie spinały się w zastrzyku adrenaliny, dając jej czas i siłę do działania. Strzały ruszyły. Obie spudłowały... Cholera. Rzuciła spojrzeniem za siebie. Wiedziała że jest za nią... Ale nie mogła jednocześnie zerkać w tył, i patrzeć do przodu, na to... Tą dziwną abominację przed nią. Wymordowany, nawet nie trzeba było się zastanawiać. Uznała go za większe zagrożenie od osobniczki która była za jej plecami, mierząc w jej stronę. Kostki bielały od siły naciągu, a drzewiec łuku wyraźnie drżał, gdy osłabione wysiłkiem ramiona trzymały go niemal z całych sił, chwytając się go jak ostatniej nadziei...
Bo był nią. Sam ogień nie mógł im wyrządzić silnej krzywdy "od tak", musiałaby go móc czymś wspomóc. Wbrew temu jak ten żywioł jest niszczycielski - jest mniej morderczy od choćby wody, czy ziemi lub powietrza. Odcinając dopływ tlenu, kontrolując jego powiewy lub zalewając komu płuca, albo nawet zmiażdżyć siłą ziemi ciało wroga... To zdecydowanie bardziej mordercze, niż nawet najmocniej skoncentrowane płomienie, które najpierw potrzebowały czasu, by zadziałać. Czasu...
Którego nie miała.
"Pozwól mi się wydostać."
"Nie mamy sił na to, muszę znaleźć moment do ucieczki i odlecieć... Jak najdalej... "
Krótka wymiana zdań nie była niemal do zauważenia. Kogo szukają...
Jej... Tyle zdołała usłyszeć, nim powietrze przeszył huk trzystrzałowej serii zza jej pleców. Strzałów, których nie sposób było uniknąć, czy nawet usłyszeć, gdyż zupełnie "olała"... Niepotrzebnie, jej drugą agresorkę. Nie zauważyła broni palnej... Nie zauważyła że uciekła w mrok, by zaatakować...
Impuls nerwowy sprawił, że anielica puściła strzałę, która poszybowała z dużą prędkością w kierunku gardła osobniczki przed nią, a ból niemal od razu sprawił, że straciła równowagę. Wszystkie trafiły. Jej lewa kostka była w tej chwili w strzępach z jednej strony i drugiej strony, prawdopodobnie fragmenty jej kości leżały właśnie gdzieś na ziemi, po naderwaniu przez jeden z pocisków. Ostatni trafił trochę dalej, ale równie krytycznie - zagłębił się nisko w prawej łydce. Wszystkie te trafienia sprawiły utratę równowagi lewej nogi, a brak sił posłał anielicę na kolano.
"Zrób to, już!"
- Tak... Bracie... - Wypowiedziała to już na głos, ściskając oczy od wysiłku, jaki włożyła w moc podwójnej persony. Wysiłek ten sprawił, że równowaga na prawej nodze była już niemożliwa, i niemal runęła na ziemię...
Gdyby nie czerwonowłosy anioł. Odgłos rwącego się materiału był wyraźny, a jego śnieżnobiałe skrzydło rozwinęło się. Złapał lecącą na spotkanie z ziemią Sunae i, nim zdołały zareagować - odbił się od ziemi silnym skokiem, trzymając ją w ramionach, a machnięciem skrzydła wywołał silny podmuch, jaki pozwolił mu wyskoczyć całkiem daleko w przód, na kilkanaście metrów. Różnica dystansu mogła się teraz zwiększyć... A oni zyskali czas. Czas którego im teraz brakuje. Anioł szybko znalazł małą kupkę żelastwa i skał, pod którą udało mu się skryć osłabioną anielicę. Nie powinny jej tu znaleźć do momentu wyczerpania się mocy. Zostawił jej też bandaż i gazę, które miał. - Spróbuj opatrzyć rany na ile możesz, ja postaram się wycofać. - Szepnął cicho. Ucieczka z nią w ramionach byłaby trudna, a teraz, teoretycznie był w stanie zwiać...
Praktycznie jednak ten zryw sił był jedynym, na jaki go było stać. Nie był w stanie uciekać, nie ze zmęczeniem które dzielił z Sunae, nie mógł machać skrzydełkiem... Dlatego musiał zagrać na zwłokę, wykiwać je, w jakikolwiek sposób jaki się da. Ruszył więc, chcąc się oddalić od miejsca ukrycia Sunae. Powoli i cicho, pochylony, kierował się stricte w bok, zamiast uciekać "na wprost". Byłoby to zbyt oczywiste i mogłyby iść za nim, szybko go znaleźć i podziurkować... A tego nie chciał. Desperacja choć raz sprzyja - żadnego światła gwiazd czy księżyca. Czysty mrok.
A Sunae? Zaciskując zęby i próbując nie stracić koncentracji, zajęła się swoimi ranami. W pierwszej kolejności - fatalny stan kostki, potem mogła się zająć wyjęciem kuli z łydki i bandażowaniem krwotoku... W ciemności ciężko było coś robić inaczej niż na czuja...
Ale bez problemu CZUŁA że jej kostka jest w drzazgach. Tak.

Moc - podwójna persona. 1/4, host - Ashley.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.01.15 18:32  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 6 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
Chociaż skupiona na celu, kątem oka jednocześnie obserwowała partnerkę.
Dobra Kostuszka. Tak trzymać.
Szara twarz pozostała niezmienna.
Wystrzał.
Ciężki sprzęt.
Miód dla uszu.
Chwała ogniowi, ciepłu i światłu. Zważywszy na huk i ogólne zamieszanie, gdyby nie to ostatnie, nawet nie zorientowałaby się, że strzała powędrowała w jej stronę.
Nie było szans, żeby uniknęła strzały posłanej z tak małej odległości. Bezwarunkowy zryw uratował jej szyję. Kosztem obojczyka, ale przecież nie można mieć wszystkiego.
Zachwiała się, targnięta w tył rozpędem pocisku.
Cichym charknięciem skomentowała ból, wolną ręką podpierając się, żeby przypadkiem nie upaść.
Anielica osunęła się do klęczków. Dobrze. Wymordowana chwyciła nóż za ostrze i zamachnęła się.
- Tak... Bracie...
...?
Sekunda zawahania. Ale usprawiedliwionego.
Coś wystrzeliło w powietrze i zabrało anielicę ze sobą.
Järv posłała nóż za nimi, na chybił trafił.
A nuż doleci.
Swoją drogą - co to, do kurwy nędzy, było?
Mała Järv zaczynała odczuwać coś na kształt konsternacji.
Nie lubiła niespodzianek. Były zbyt problematyczne.
A ta w dodatku uciekała stanowczo za szybko.
Zapamiętała kierunek, w którym się udali i zaczęła oceniać straty.
- Kostucha, cała?
Jednocześnie zbadała ręką położenie grotu. Prawdopodobnie zarysował kość, przeszedł gdzieś między obojczyk, a coś, czego nazwy nie znała. Ale nie wyglądało na to, żeby zniszczył jakiś ważny mięsień. Bolało jak cholera, ale nie miała problemów z ruszaniem ramieniem ani szyją.
Wyciągnęła strzałę z rany. Mimowolnie zmarszczyła nos, gdy grot poruszył się w mięsie. Przyłożyła urękawiczoną dłoń do rany i odczekała standardowe dwadzieścia-trzydzieści sekund, zanim krew skończyła zabawę w wodospad.
- Rozdzielmy się. - zaproponowała stanowczo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.01.15 23:42  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 6 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
Dość tej farsy. Gadanie a strzelanie to dwie różne rzeczy. W drugiej była dobra. Kontakty międzyludzkie nigdy nie należały do jej mocnych stron. Splunęła n ziemię, wykrzywiając twarz w nieprzyjemnym grymasie.
- Kurwa. Tępy chuj.
I to był cały komunikat jaki chciała zawrzeć w tych trzech minutach akcji. Nic więcej. I to też dopiero po oddaniu wcześniej zamierzonych strzałów. Pięciu, nie trzech, ale zapewne dwie kulki poleciały gdzieś w eter. Bywa i tak. Przygryzła wargę do krwi widząc, że ofiara ma jeszcze siłę gadać, a do tego skakać. W chuj wysoko. Cholerne anielskie sztuczki. Ale cóż poradzić, posłała za nią kolejną serię, z nadzieją, że jednak trochę ją jeszcze uszkodzi, może jakieś płucko przebije.
Łypnęła na Rosomakową i skinęła jej głową. Cała, jak widać jej towarzyszka także, skoro zaczynała układać w głowie plan taktyczny. Dobrze, sprytnie. Rozdzielmy się. To było rozsądne. Kolejny raz pokiwała łepetyną, a czarne włosy spłynęły jej na parszywą twarz. Poprawiła Tavora na ramieniu i ruszyła biegiem za cholernym aniołem, Ashley, czy jak mu tam było.
Tak naprawdę na wpół biegła, na wpół się skradała, gdyż kawał żelastwa na ramieniu wcale nie ułatwiał sprintu. W dodatku było ciemno jak w dupie wymordowanego. Dosłownie. Pamiętała jedynie kierunek skoku, czy tam lotu aniołów i to właśnie w tamtą stronę się poruszała. Sunae nie mogła uciec daleko, przecież była ranna. Jej brat zaś musiał być skończonym idiotą skoro zostawił siostrę i zaczął się od niej oddalać pod osłoną mroku. Jak niby miał odwrócić ich uwagę skoro go nie widziały? Mimo to jednak musiały zachować nadludzką czujność, żeby czasem nie oberwać znienacka kulką ognia. Kostucha miała jeszcze jeden problem, wdychała cholernego wirusa X i nawet szmata, którą sobie przewiązała w biegu usta i nos zapewne na niewiele się zdawała.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.01.15 13:21  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 6 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
Gome Taiciu, przywykłem do tego że seria=trzy naboje, nie pięć ._. Za dużo fps'ów.

Ten, dość lekkomyślny zryw miał swoje koszta na zdrowiu Ashleya, jaki osłonił swoim ciałem przed atakami Sunae. To był kolejny powód dla którego teraz nie mógł użyć skrzydła do ucieczki, ani wiać gdzieś w kierunku pustyni. Postrzały. Kolejna seria pocisków, tym razem wymierzona w niego, uszkodziła jego największy atut w tej chwili. Skrzydło. Pomimo iż zdołał dotrzeć dość daleko, skupiał się na tym, by nie wydawać z siebie głuchych odgłosów sygnalizujących ból. Wyraźny ból. Wiodąca kość skrzydła była uszkodzona przez kule jednej z tych kobiet. W najwyższym punkcie skrzydła, oraz przy krańcu, kości były naruszone, przerwane przez ołów, a kule pozostały, zagłębione w mięśniach. Bolało jak diabli...
Tak jak i nóż w udzie, rzucony "na chybił trafił", jaki wbił się boleśnie w udo. Jego szczęściem rzut ten nie był aż tak trafiony, bo w innym wypadku skończyłby wykrwawiając się. Powoli odsuwając się od Sunae, wyciągnął ostrożnie ostrze nogi, zgryzając zęby, byleby nie wydać żadnego odgłosu... Jednak ciche stęknięcie i tak wydobyło się z jego gardła, gdy stal opuściła w końcu udo. To nie tak że to co robił było głupie. Jeśli odciągnie ich uwagę od rannej siostry, będzie mogła doprowadzić się do użytecznego stanu... I zniknie, co pozwoli mu potem na odwdzięczenie się za ten "heroiczny" gest poświęcenia. Ta... Rzucił sztyletem gdzieś daleko w lewo, mając cichą nadzieję że uderzy o jakąś skałę...
Brawo! Zgrzyt metalu uderzającego w kamień był na tyle wyraźny, że powinien zwrócić uwagę napastniczek. Miał nadzieje...
"Kim one są? Dlaczego? Mówiła coś o tym że ich rasa jest na wagę złota... Czy to oznacza że... Tak... Chcą nas zapewne sprzedać Kościołowi... Szuje."
Wstrzymał odruchowe zaklnięcie pod nosem, dociskając lewą rękę do uda. Z bólem złożył skrzydło za plecami, nie mógł już z niego skorzystać... A musiał oszczędzać siły, nie mógł ich marnować na dematerializację skrzydła. Poruszając się w kuckach, w końcu zwrócił spojrzenie ku ognisku, gdzie jeszcze nie dawno były kobiety. Zniknęły...
Ale ognisko wciąż może mu pomóc, w jeden sposób. Zaczął poruszać się, okrążając powoli ognisko. W jakim celu? Na jego obrazie dostrzeże kontur chociaż jednej z oponentek, i będzie mógł, na podstawie tego czy się zbliża czy oddala ocenić, w jaki sposób idzie... A także zajść ją z flanki lub od tyłu i pozbawić życia.
Póki jeszcze był w dystansie i ten dźwięk do nich nie dojdzie zbyt łatwo, sięgnął prawą dłonią do rękojeści miecza przewieszonego przez plecy i powoli, ostrożnie wydobył go z pochwy. Świst ostrza wyciąganego z pokrowca był bardzo cichy... Ale wciąż ktoś z lepszymi zmysłami mógłby to usłyszeć, nawet z tego dystansu. Miał jednak skromną nadzieję że tak nie było...
Wiedział że nie pozostaną długo w miejscu, i tak też było. Szybko stracił je z widoku, lecz dzięki swojemu obchodzeniu, zauważył jeden kontur, który szedł bezpośrednio w jego stronę. Dobrze... Oceni kierunek, obejdzie, zaskoczy, zabije... Zaczął się zbliżać w stronę - czego nie wiedział jednak, bo tylko kontur - wymordowanej, idąc na nią z "frontu" przez kilka metrów, po czym zaczął "schodzić" w prawo. Obejść... Zbliżyć się...
Zabić...

A Sunae? Pozostawiona samej sobie, korzystała z zawartości małej nerki, w której znalazła nawet...
Komórkę. Szczerze powiedziawszy od dawna nie grzebała w niej na ślepo, ale nie wiedziała że chowa tutaj komórkę. To był szczęśliwy zwrot okoliczności!
...
O ile komórka jest naładowana. Nie chciała tego sprawdzać teraz... Teraz mogliby bez problemu jej zabrać wszystko, jak tylko ją znajdą. Musi zaczekać... Na odpowiedni moment. A najpierw - zająć się ranami. Z tą myślą podciągnęła do siebie lewą nogę, z sykiem bólu stawiając stopę prostopadle do ziemi. Bolała... Cholernie... Rozsznurowała i zsunęła powoli buta (zaczynała dostrzegać minusy glanów), gryząc jeden ze sznurków do regulacji kaptura w ramach knebla. Nie musiała widzieć, by wiedzieć że jej kostka jest w kawałkach... Ale musiała się z nią szybko uporać. Oczyszczanie rany przy pomocy sody którą miała ze sobą było złym planem... Ale jedynym. Wysypała trochę proszku na nagą kość i miała wrażenie, że zaraz krzyknie na cały głos...
Gryzła. Gryzła ten cholerny sznurek do tego stopnia, że prawie go przegryzała, a jej dziąsła mogłyby już zacząć krwawić od nacisku. Lekko oczyściła zarówno zranioną kość gazą od Ashleya jak i drugą stronę stopy, po czym, w swoich bibelotach odnalazła jeszcze dwie, w miarę znośne gazy...
Więcej tego nie będzie...
Z tą myślą, małą rolką bandaża od Ashleya zaczęła owijać poranione miejsca. Powoli... Skutecznie... Czas tykał... A Ashley długo nie utrzyma ich oboje "w istnieniu"...

Podwójna persona - 2/4 - host Ashley
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 17 Previous  1 ... 5, 6, 7 ... 11 ... 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach