Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 23 z 24 Previous  1 ... 13 ... 22, 23, 24  Next

Go down

Pisanie 20.01.17 21:40  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 23 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Robiłem zapiski w swoim elektronicznym notatniku, nie przejmując się tym, że może to przeszkadzać Obiektowi. Takie mieliśmy zasady i procedury. Należało wszystko zapisywać na bieżąco, wszystko od razu trafiało na serwer znajdujący się głęboko w podziemiach a następnie było wysyłane do kilku innych lokalizacji. Nawet w razie wypadku, gdyby całe laboratorium wyleciało w powietrze, żadne wyniki nie byłyby stracone a wszystkie projekty mogłyby zostać wznowione. O ile oczywiście znaleziono by odpowiednich naukowców – bo to my byliśmy najważniejsi tak w laboratorium i społeczeństwie. Pycha? A może po prostu znajomość swojej wartości?

Uśmiechnąłem się złośliwie do Obiektu.
- Mogę mówić jasno, szczerze i prosto. Ale czy jesteś gotowa naprawdę? – spytałem retorycznie – Uwierz mi… miałem styczność z wieloma takimi szczurami laboratoryjnymi jak ty – zacząłem mówić, akcentując „szczury laboratoryjne” z wyraźnie odczuwalną pogardą – i uwierz mi – prawie każdy wolał największe kłamstwa, największe brednie, najmniej prawdopodobne ale dające nadzieję od prawdy – wyjaśniłem jej.
- Nie lepiej wierzyć, że ma się szansę? Że się z tego wyjdzie? Wróci do… w miarę normalnego życia? Prości, prymitywni ludzie, których życie polega tylko na tym aby się nażreć i zabawić, chwytają się wszelkiej nadziei. – mówiłem dalej z pogardą – A gdy ją tracą… to wolą już śmierć więc może niech będzie… że masz szansę się z tego wylizać. I wszystko będzie dobrze. Uwierz w to… będzie Ci łatwiej – poradziłem jej. Zignorowałem jej przeklinanie i z miną niewiniątko oraz złośliwym uśmiechem wysłuchiwałem jej litanii skarg.
- Co chcemy zrobić jest tajne. A działania które podejmujemy… robimy dla dobra ludzkości – stwierdziłem zgodnie z prawdą. No i jeszcze dla grantów – ale tego nie dodawałem – A czy cel nie uświęca środków? – spytałem retorycznie – Twoja egzystencja jest i tak żałosna. A tak to przynajmniej się do czegoś przydasz – wyjaśniłem jej.


Odmówiłem jej jedzenia i picia, żądając najpierw informacji. Ściągnąłem z niej materiał, przyglądając się jej wzrokiem zimnym, przedmiotowym, pozbawionym emocji. Była tylko Obiektem, Szczurem Laboratoryjnym, na którym można było pracować i wyrzucić, gdy się „zepsuje” lub nie będzie więcej potrzebny. Nie podobało jej się takie podejście? Nie obchodziło mnie. Jej uczucia nie były dla mnie ważne, dopóki nie miały wpływu na przebieg eksperymentu.
- Tak Ci się tylko wydaje, że wyglądasz tak samo. Nie widzisz zmian w genomie, w procesach metabolicznych, w komórkach – zaprotestowałem. Nie musiałem jej tego mówić… ale mogłem. Poczułem się przez lepszym niż ona. To znaczy wiedziałem, że jestem lepszy od niej, ale odczuwałem radość z tego, że i ona uświadamiała sobie, jak bardzo się różnimy pod względem intelektu, mądrości, wpływu na przyszłe losy nauki, ludzi i całego świata.
- Co rozumiesz przez to, że mogłaś się skupić? Wyjaśnij dokładnie. Jak się czułaś? Jak Ci szło myślenie. Jakie emocję Tobą kierowały? – zażądałem, zapisując to sobie na bieżąco w czytniku. Rozmowa była oczywiście rejestrowane, ale i tak wolałem od razu wszystko zapisywać – pierwsze, intuicyjne wrażenie często było najważniejsze. Po chwili ta zaczęła mówić a ja skupiłem się na notowaniu i wychwytywaniu ważnych rzeczy w jej słowach.
- Ciekawe – skwitowałem neutralny głosem, kończąc zapisywać swoje uwagi – Ale mimo tych odczuć byłaś w stanie logicznie myśleć i postępować tak jak chciałaś? Czy nie mogłaś się skupić na myśleniu, działałaś w pełni intuicyjnie, instynktownie – czułaś się, jakbyś oglądała film? – prosiłem o doprecyzowanie.
- A teraz dalej to odczuwasz? Czy teraz się czujesz tak jak przed przemianą? – dopytywałem, podchodząc do niej… by protekcjonalnie pogłaskać ją po głowie. Zacząłem wodzić jej dłonią po ręce, począwszy od ramienia a skończywszy na nadgarstku, który był przykuty do łóżka w okolicy jej pasa. Ściskałem jej kończynę, obserwując uważnie wszelkie zmiany. Przeszkadzało jej to? A co mnie to obchodziło? Następnie w podobny sposób badałem jej nogę: począwszy od przykutej do łóżka kostki a skończywszy na udzie. Pokręciłem przecząco łbem. Spodziewałem się większych zmian… ale na wszystko przyjdzie czas.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.01.17 1:05  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 23 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
– A mam? – Zerwała się wściekła. – Czy mam jakąś szansę się z tego „wylizać”? – Podkreśliła cytowane słowo, gotując się ze złości. Sama szczerze w to wątpiła, bo co rusz próbowała jakiejkolwiek zagrywki, to zawsze lądowała zakuta w celi. W ciągu tych kilku miesięcy totalnie straciła chęci do życia, więc czego by naukowiec nie powiedział – i tak nie miało to już znaczenia. Z goryczą wymordowana powoli godziła się ze swoim losem z dnia na dzień i przyjmowała do wiadomości, że zdechnie tu jak w więzieniu prędzej czy później.
– Moja egzystencja jest żałosna? Czyli to moja wina, że zmartwychwstałam? A kim ty niby jesteś, żeby to oceniać? Szkoda, że wszystkich nie dotknęła ta zaraza, a zwłaszcza takich skurwysynów jak ty.
Dopiero teraz naukowiec uświadomił ją w jej smutnym przekonaniu. W tym momencie ciało wymordowanej przejął totalny bezwład. Wszystko co miało jakąś wartość przepadło, a towarzysząca troska zniknęła, jak ręką odjął. Aż nawet przyjemnie było czuć nic. Niczego nie trzeba było się bać, o nic nie trzeba było się martwić, na niczym już nie zależało.
Rozluźniona w ten sposób kobieta patrzyła półprzymkniętymi oczyma w sufit.
– Dziwi mnie tylko, dlaczego nie mogliście potraktować nas bardziej jak ludzi. Może wtedy zniknąłby opór i agresja? – Rzekła nadzwyczaj spokojnie.
Tak Ci się tylko wydaje, że wyglądasz tak samo. Nie widzisz zmian w genomie, w procesach metabolicznych, w komórkach.
Co za idiota.
– Odwróciła się głową w jego stronę. Jasne jak Słońce było, że gdy stąpała po Ziemi jeszcze jako typowy stuprocentowy człowiek nie posiadała żadnych mocy, którymi mogła się posługiwać i oszukiwać w ten sposób naturę a nawet łamać jej prawa. Również nie paradowała z pióropuszem, końskimi uszami i mackami kałamarnicy zdolnymi do manewrów w powietrzu na samym początku. Zmiany za to odczuwalne były bardzo dobrze. W końcu jako dwunożna istota nie posiadała nerwów tam, gdzie się kończył kręgosłup – w kości guzicznej, którą nie mogła w żaden sposób ruszać. Teraz natomiast miała nad nią pełną kontrolę i mogła nią manipulować tak dobrze, jak ręką. To samo tyczyło się obrotowych uszu, znacznie czulszych na dźwięki i do tego obrazujących jej aktualny nastrój. Ponadto w poprzednim wcieleniu nie miała przyjemności poczuć w ciele prądów przepływającej energii. Wyjątek stanowiło zjawisko cierpnięcia kończyn, albo moment uderzenia łokciem o jakiś kant. Wtedy rozchodzące się mrowienie czy „prąd” było doskonale odczuwalne. Teraz zaś zupełnie inaczej Ruff definiuje ten „prąd”. Zachowuje się on jak rozchodząca po ciele fala, którą żywy trup jest w stanie kontrolować, skupiając swoją uwagę na energii i w ten sposób manipulując jej ruchem i zachowaniem.
– Mogłam się skupić na ataku. To było takie proste. Gwałtowność i nieprzewidywalność akcji. Każdy mięsień się słuchał, żaden włos nie stawiał oporu. Ciało było idealnie zgrane. Jak w jakimś tańcu. Myśleć nie było o czym. Liczył się tylko instynkt. – Zakończyła spuszczając z płuc powietrze.
– Teraz czuję się do niczego, skoro sam stwierdziłeś, że moja egzystencja jest żałosna. – Stwierdziła złośliwie, patrząc się temu oprychowi w oczy.
Później śledziła uważnie poczynania mężczyzny, gdy naukowiec podszedł i zaczął wodzić dłonią po jej ręce i nodze. Wymordowaną przeszył dreszcz. Reakcją w obu przypadkach było napięcie mięśni i próba odsunięcia się od drażniącego źródła, jednakże jak daleko można się było odsunąć, będąc przykutym do łóżka? Jedyną opcją ratunku było by użycie skrzydeł czy ogona, ale obie te struktury znajdowały się pod ciałem i nie zdawały się do wykorzystania w akcie samoobrony. Wymordowana wymacana tysiąckrotnie podczas badań i prześwietleń i tym razem sądziła, iż było to zwykłe badanie po przebytej dwanaście godzin wcześniej przemianie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.01.17 23:53  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 23 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Uśmiechnąłem się jadowicie do Obiektu, gdy ta zaczęła zadawać głupie pytania.
- Oczywiście że masz, zawsze są przecież jakieś szansę – oznajmiłem to tak ironicznym tonem, jaki tylko byłem z siebie w stanie wydobyć. Wiadomo, że nie miała. Ale to, jak się denerwowała… chyba zaczynało mnie troszkę bawić. Była tylko obiektem – i chciałem jej dać to odczuć. Niech zrozumie, w jakim jest położeniu. I niech nawet nie ma nadziei, że ma jakiekolwiek szansę. Oczywiście wewnętrzny regulamin zabraniał tego mówić wprost i nakazywał mówić, że to szpital. I takie tego typu brednie. Ale jeśli ona zrozumie moje słowa na opak – czyli w zasadzie tak, jakbym chciał zostać odebrany, to przecież nie była moja wina. Wolałem, by ją złamać, stłamsić jej osobowość i wymusić na niej pokorne wykonywanie wszelkich poleceń i rozkazów. Utrata nadziei i sprowadzenie jej do poziomu jakiegoś bezmyślnego zombie, robiącego tylko to, co jej się każe, pod groźbą kolejnych kar. Tak powinien Obiekt się zachowywać i tego od niej oczekiwałem.

W odpowiedzi na jej słowa, pokręciłem głową.
- A kim byłaś wcześniej? Egzystencja większości ludzi jest żałosna. Takie… nażreć się, zaznać przyjemności, spłodzić dzieci. Bez wyższego celu. Tylko my naukowcy robimy coś pożytecznego. Tylko my sięgamy dalej. Planujemy badania na wiele lat do przodu, współpracujemy dla wspólnego dobra – mówiłem, podkreślając jak wiele nas dzieli. Kim ja jestem? Naukowcem! Jednym z najtęższych umysłów na ziemi! A jakaś ignorantka śmiała mi zadawać takie pytania! Przezywała mnie? Ja byłem ponad tym! Byłem lepszy nie tylko od niej… ale od większości innych ludzi. Tylko innych naukowców mogłem traktować jak równych sobie. Inni byli gorsi. My byliśmy równi bogom, przeznaczeni do wyższych celów, a taka ignorantka jak ona tego nie rozumiała.
- Przecież nie jesteście ludźmi. Jesteście tylko Obiektami. Na których się eksperymentuje. I które się wyrzuca, gdy okazują się być niepotrzebne – odpowiedziałem jej, skoro już chciała znać prawdę - Właśnie ludzie przejawiają tendencję do oporu i agresji. Wszyscy szarzy, żałośni ludzie wolą postępować zgodnie z emocjami… a nie zgodnie z chłodną, logiczną kalkulacją. Trzeba Was nie traktować jak ludzi… tylko jak Obiekty badań. Które mają się słuchać. I które trzeba dotkliwie ukarać, w razie protestów – odpowiedziałem jej, skoro już chciała znać prawdę. I zignorowałem epitet pod moim adresem. Ona była zbyt głupia, by mnie oceniać. Nie miała ani potrzebnej wiedzy ani moralnego prawa.

Słysząc jej odpowiedzi odetchnąłem z ulgą – wreszcie zaczęła w jakimś stopniu współpracować, czy chociaż odpowiadać na pytania. A ja… ja po kolei zapisywałem, co ta mi mówiła. Następnie zacząłem jej wodzić palcami po ciele czując, jak ta się spina. Z jakichś powodów mi się to podobało. Odpowiadało mi to. Udowadniało, że jestem lepszym od niej, bo mogę zrobić z nią, co tylko chcę, a ona nie może w żaden sposób na to odpowiedzieć. Udowadniało, uzmysławiało mi to moją władze, potęgę, wszechmoc.
- Tak, tu masz rację. Twoja egzystencja jest żałosna. A ja mogę z Tobą zrobić, co tylko zechcę – odpowiedziałem jej. By jej to udowodnić, zacząłem wodzić palcami po jej brzuchu a następnie chwyciłem ją za pierś. Dlaczego? Bo mogłem. A może dlatego że sam dawno żadnej partnerki nie miałem? To też mogło być powodem. Jak przystało na naukowca, to poświęcałem nauce całe życie i często nie starczało mi czasu na inne rzeczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.01.17 23:40  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 23 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
– Ja też pracowałam dla wspólnego dobra… Przyjechałam tu z M1, by dokonać oględzin zniszczeń w Fukushimie i zacząć naprawiać ten syf, ale podczas prac „niespodziewanie” napadła na nas armia zombie!  Szkoda, że nam nikt o tym nie powiedział! – Z bezsilności jaka drzemała jej gdzieś w przegniłym sercu zaczęła wrzeszczeć i śmiać się równocześnie. Gardłowo, niczym panna lekkich obyczajów. Jakby przypomniała sobie o swoim zachowaniu, zanim ponownie odnalazł ją ojciec i sprowadził na prostą drogę. Grzała się ze złości ale też napędzała w wewnętrznej furii.
– A jakie to przyszłościowe badania planujecie, hmm? – Zahaczyła o ten temat. Zasadnicze pytanie, co ci w białych kitlach próbowali jeszcze osiągnąć? Wynaleźć lek zwalczający wirusa? Czy cofnąłby wszystkie zmiany genetyczne, które zachowały się w chorych organizmach przez wiele lat? Mowy nie ma, żeby coś takiego wynaleźli. Musieliby sporo pracować nad stworzeniem jakiegoś enzymu lub kolejnego wirusa, który miałby właściwości odsysające zwierzęce DNA od ludzkiego. I najlepiej jakąś bakterię, która by to DNA pożerała. Ale jasny kij wie, jakby to skończyło się dla zarażonej osoby. Może zaczęłaby niemiłosiernie krwawić, jak w przypadku badania rezonansem czy tomografem osoby z tatuażem zawierającym metale ciężkie, albo jakieś metalowe protezy i implanty. Szlag jasny by ich trafił. Ale to i tak byłyby tylko „obiekty” badań dla „dobra ludzkości”.
Ciekawe co by było, gdyby wszyscy wymordowani poginęli i wszystko wróciło by do normy. Mieliby co wynajdywać?
Przemyślała to, co powiedział naukowiec, jak to jego zdaniem powinny się zachowywać obiekty.
– W takim razie mam nadzieję, że szybko zdechnę.
Wobec tej smutnej prawdy zdążyła się ostudzić, by przez nieprzewidywalne zachowanie mężczyzny znów coś mogło się w niej obudzić. Cielesność. Poczucie, że ma się powłokę na sobie najprościej widać, gdy ta powłoka czegoś chce: jedzenia, picia, spania. Daje się we znaki, gdy w jakimś miejscu uciskane są nerwy i coś boli, drażni, swędzi. Takie smyranie też doprowadziło do odczucia, że nie jest się wolnym duszkiem, a uwięzioną w skórze postacią. Dotyk rozchodził się po ciele jak kręgi na wodzie. Jakie tam kręgi? Jak fala uderzeniowa po rozbiciu się asteroidy o Ziemię i zarówno jak na powłoce Ziemi temperatura w takiej sytuacji rosła, tak i w organizmie było podobnie. I nie da się zbytnio z tym walczyć. Jedyne co mogła zrobić, to usuwać gromadzącą się energię w postaci wypuszczania powietrza z płuc.
Wymordowanej jednak nie marzyło się macanie w tak niezręcznej sytuacji. Czuła się nieswojo, będąc do tego przypiętą do łóżka. Kiedy jednak dłoń gościa w kitlu zawędrowała zbyt daleko Ruff odruchowo podniosła głowę i z wściekłości na niego napluła, przy czym próbowała znaleźć jeszcze inny sposób pozbycia się go z celi. Elektroniczny notatnik. Cały czas miał go przy sobie. Wymordowana zatem skupiła na elektronicznym urządzeniu swoją uwagę, by wyzwolić w nim jakieś spięcie lub prąd zasilający urządzenie przenieść na ciało naukowca, by nim nieco trzepnąć. Po chwili odwet okazał się skuteczny, bowiem Ruff zaobserwowała odsunięcie się mężczyzny od siebie. Ale czy małe kopnięcie prądem mogło go powstrzymać?

Użycie mocy (?) : elektrokineza


Ostatnio zmieniony przez Ruffian dnia 10.02.17 21:50, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.02.17 2:43  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 23 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Zaśmiałem się z pogardą, słysząc jej słowa.
- Pracowałaś dla wspólnego dobra? Czy dla pieniędzy? By się obłowić a później wydać zarobione pieniądze na jakieś głupoty? – spytałem się jej. – Dla nas naukowców najważniejsza jest nauka. Poświęcamy całe życie aby poszerzyć granicę tego, co ludzkość wie. A dla Ciebie i takich jak ty? Co się najbardziej liczy? Nażreć się, napić, naćpać! – stwierdziłem z pogardą. Wszyscy ludzie byli żałośni. Tylko  my mieliśmy większy cel w życiu. A, że nie udało jej się i została zaatakowana przez armię zombich? Cóż, zdarza się. Rachunek prawdopodobieństwa. Przynajmniej została moim Obiektem i na coś się przyda.
- Nie sądzę, byś przy swojej żałosnej wiedzy potrafiła ocenić nasze badania i ich znaczenie – odpowiedziałem jej na pytanie. Kompletnie nie miałem zamiaru się z nią dzielić jakimikolwiek informacji. Zwłaszcza, że i tak były one tajne, więc obowiązywał całkowity zakaż ich rozpowszechniania. Zresztą… zresztą Obiekt powinna się domyśleć po zmianach, jakie w niej zaszły, nad czym możemy pracować i co możemy chcieć osiągnąć. Nie zrobiła tego? To jej problem. Widocznie nie była zbyt bystra.
- Każdy kiedyś zdechnie. A ty przynajmniej możesz się w końcu okazać przydatna – odpowiedziałem jej.

Zacząłem wodzić ręką po ciele Obiektu i tylko się zaśmiałem, jak ona splunęła na mnie. Taka bojowa nastawiona? Chwyciłem ją za pierś, pokazując jej, że opór nie ma sensu, nic nie da, a ja mogę zrobić z nią wszystko… gdy nagle… nagle poczułem kopnięcie. Mocne, naprawdę mocne. Odruchowo wypuściłem notatnik z rąk… który jak się po chwili okazało, został zniszczony impulsem. Notatki… notatki powinny się przesłać na serwer, ale nie zmieniało to faktu, że mnie tym zirytowała. Kopnąłem notatnik i wpatrzyłem się na Obiekt ze złością.
- To Twoja sprawka? – krzyknąłem na nią, po czym uderzyłem ją otwartą dłonią w policzek.
- Co to kurwa miało być?! Co ty sobie wyobrażasz? Że możesz się buntować?! Przeciwko mi?! – darłem się na nią dalej, jednocześnie ją kolejny raz uderzając w twarz. Dla typowej kobiety to byłoby bolesne – ona mogła mieć wyższy poziom odporności na ból.
- Jesteś tylko moim Obiektem! Bez własnej woli! Masz być posłuszna! Przeszkadza Ci to coś? – krzyknąłem i chwyciłem ją ponownie za pierś, skoro wcześniej ją to tak zirytowało – Mogę z Tobą zrobić, co tylko będę chciał! Czy Ci się to podoba czy nie! Mogę Cię nawet zgwałcić! Mam do tego prawo – wydarłem się, chwytając ją ręką za udo. I może… może to nie był nawet zły pomysł? Pokazałbym jej, że mogę wszystko, złamałbym ją i jej wole. Na pewno zaczęłaby się odpowiedniej zachowywać!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.02.17 23:53  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 23 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Wybuchła nieco histerycznym śmiechem, który przeradzał się w jakieś ptasie skwierczenie i inne zwierzęce odgłosy. Nie wierzyła własnym uszom. Ten hipokryta chyba nie widział innego świata poza tymi swoimi komputerkami, probówkami i mikroskopami. Każdy – rzecz jasna – za swoją pracę otrzymywał płacę, a ona należała do tej grupy społeczeństwa, która pieniędzy miała na pęczki. Rozpieszczona od dziecka nie miała czego sobie żałować, aż do czasu, gdy później pojawiły się w życiu komplikacje i zejście na ulicę.
Praca jako naukowiec w dziedzinie ochrony środowiska i ekologii była nieco spóźnioną pracą z pasją, a to, że otrzymywała pieniądze należało jej się, jak psu miska. Każdy normalny człowiek wydawał pieniądze na co chciał, w końcu po co sobie odmawiać przyjemności, jak obuwie, odzież, kosmetyki, zabiegi relaksacyjne i pielęgnujące, perfumy czy alkohol. Z życia w końcu trzeba było korzystać chociaż raz na jakiś czas, czego ewidentnie brakowało japońskiemu – nie tyle z pochodzenia, co z miejsca zamieszkania – naukowcowi.
– Ale ty jesteś niedorozwinięty… – Rechotała wręcz. – To normalne, że za dobrze wykonaną pracę człowiek otrzymuje wypłatę, by później chociażby wyleczyć odciski, jakich nabawił się w laboratorium. Ty jesteś jakiś krzywy, skoro tego nie rozumiesz. Robisz jak maszynka. Życia poza badaniami nie masz, podległy, posłuszny psie. – Ostatnie słowa przeciągnęła. „Pies”. To dobre określenie tego parszywego kundla, który pracuje i haruje w tym laboratorium jak na łańcuchu. Zachowywał się, jakby on sam był opętany i psychiczny pod tym względem – uznając siebie i swoich współpracowników za wydumane bóstwo. Paranoja! Zachowanie jak u zombie po praniu mózgu. I kto tu jest ten „chory”?
– Chciałam poświęcić swoje istnienie sprzątaniem tego syfu, nie odmawiając sobie przy tym niczego. Rzecz jasna, zwykły Janusz z ulicy się tym nie zajmie, tylko wykwalifikowana kadra badaczy. Ja przynajmniej miałam twardsze krocze niż ty, skoro wyszłam za zewnątrz osobiście oceniając skalę zniszczeń i skażenia. Aaale...  jak widać to też do psa nie dociera.. – Zaczynała wątpić w siłę swoich wyjaśnień, skoro praktycznie nic do tego tępego naukowca nie docierało. Jak grochem o ścianę. On wie swoje, ona swoje.
– A co do ćpania i picia. Co ty o tym wiesz, psie? Milsze to niż siedzenie dwadzieścia cztery na siedem w laboratorium w sztucznym oświetleniu i zaledwie po jednym posiłku dziennie. Poza tym, po co sobie odmawiać przyjemności?
To Twoja sprawka?
Wyszczerzyła się zadowolona z efektu. Trudno się było nie spodziewać odzewu z jego strony, chociaż uderzenie wywołało w niej mały szok. Ale co z tego. Warto było dla tych nastroszonych włosów i miny na jego gębie. Uderzenie potraktowała wręcz jako trofeum i uhonorowanie swojego występku. Przekręciła twarz w lewą stronę i marszcząc skórę na twarzy przy zaciśnięciu zębów, jednakże mimo to wyszczerz jej nie schodził. Nawet wydobyła z siebie kilka świadczących o śmiechu dźwięków. Dostała drugi raz po łbie, jednak nic to na niej nie robiło. W burdelu też była bita. Uderzenia zadawane teraz to pikuś. Gdy zaś znowu ją dotknął odwróciła się gwałtownie i zerwała do ugryzienia go. Nie ważne, że jako wymordowana nie posiadała jakiegoś zwierzęcego uzębienia z długimi kłami. Ludzie gdy gryźli też zostawiali ślady.
– Oczywiście – Odparła lekko melodyjnym głosem jakby opętała ją jakaś wiedźma. Miała posmak jego krwi na ustach. Odpowiedź ta składała się na wszystkie zadane pytania. Nadal będzie się mu opierać, nadal będzie sprzeciwiać, bowiem sprawiało jej to wiele przyjemności. Warto było się trochę nacierpieć, by widzieć u niego ten bulwers wymalowany na twarzy wraz z zakłopotaniem i utratą swojej pozycji dominanta. Mężczyzna mógł sobie rozdawać karty, ale nie mógł przewidzieć, kto je rzuci na stół.
Słysząc histeryczne odgrażanie, czego to naukowiec nie zrobi roześmiała się jeszcze donośniej, przechodząc wręcz we wrzask. Mężczyzna wydawał się tracić swoją pozycję i pewność siebie. Przestała mu się w tej sytuacji opierać, bowiem była już tak podjudzona, że nawet tylko czekała, aż ta łamaga rzeczywiście odważy się zrealizować swoje „prawa”.
– Hahahahahaha – zarechotała, gdy dotknął ją po raz kolejny w okolicy uda. Aż doznała uczucia motyli w brzuchu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.02.17 21:10  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 23 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Popatrzyłem się na nią zaskoczony. Lubiłem przewidywać reakcję innych ludzi. Większość była przerażająco prymitywna. Łatwo było na nich wpływać w bardzo subtelny sposób. Ale Obiekt… spodziewałem się po niej oburzenia, wściekłości, załamania… ale nie histerycznego śmiechu. Czy ona byłą normalna? Jakoś w to wątpiłem. Może rzeczywiście albo Wirus, albo te moje eksperymenty coś zrobiły z jej mózgiem, bo jej reakcja była całkowicie bezsensowna i irracjonalna. Nie rozumiałem, co mogło ją spowodować, jakie chore rozumowanie w jej żałośnie prostym umyśle spowodowało taki nagły wybuch wesołości.
- Co? Ja jestem? – wyrwało mi się. Otworzyłem usta by coś więcej dodać, ale jakoś nic mi nie przychodziło na myśl, więc je po chwili zamknąłem. Jej śmiech, jej słowa, całkowicie mnie „zgasiły”, „zagięły”, „zatkały” – jak mówiły nastolatki. Czy zbiły z pantałyku – jak mówiły rozsądni, stateczni ludzie.
- A co? Dla Ciebie życie to właśnie nażreć się? I prokreować? To ty jesteś niedorozwinięta! Prostacka! Prymitywna! – wydarłem się na nią, powoli tracąc panowanie nad sobą. To było wprost nieprawdopodobne, że jakiś Obiekt mógł mnie tak wyprowadzić z równowagi!
- Nie chciałaś niczego poświęcać! Tacy jak ty, nie są gotowi do żadnych poświęceń! Wmówiono Ci, że pomaganie jest dobre, obiecywano przygodę, manione pieniędzmi… a może akceptacją! A ty w to naiwnie uwierzyłaś! – krzyknąłem na nią… chociaż sam nie do końca byłem pewien tych słów. Czułem, że tracę inicjatywę. I mnie to wkurzało. A im bardziej byłem wkurzony, tym ciężej było mi się skupić na ripoście i tym bardziej… i właśnie tym bardziej traciłem inicjatywę. To się samonakręcało.  A ja nie byłem w stanie wyrwać się z tego kręgu.
- Nie znasz mnie! Nie znasz moich ideałów! Nie znasz satysfakcji płynącej z odkrywania tajemnic nauki! Niczego nie znasz! Jesteś! Jesteś tylko żałosnym obiektem! – krzyczałem na nią. Jej słowa mnie ubodły. Podkopały moją wiarę w ideały. A coś takiego jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło. I właśnie dlatego nienawidziłem jej! I zamierzałem jej udowodnić, że się myli. Albo przynajmniej ukarać ją za to, co zrobiła! Tylko po to, by się lepiej poczuć! Dla takiej żałosnej, prymitywnej zemsty, która mogłaby przynajmniej na chwilę poprawić mi humor.

Po chwili jeszcze bardziej mnie zirytowała, gdy zniszczyła mi elektroniczny notatnik. Uderzyłem ją. Ten, który od zawsze gardziłem fizyczną siłą, pierwszy raz postanowiłem skorzystać z jej niezaprzeczalnych zalet. Co prawda nie byłem zbyt silny czy umięśniony… ale nawet, jeśli mój cios nie był mocny, to dał mi ogromną satysfakcję. Należało jej się! Uderzyłem ją jeszcze raz. Ale ten cios nie dał mi już takiej satysfakcji bo ona… sprawiała wrażenie, jakby jej to nie przeszkadzało. I jeszcze mnie ugryzła!
- Ty suko! – wydarłem się na nią, jakby był jakimś… menelem czy innym żulem, a nie poważnym naukowcem. Spryskałem czymś ranę, co powinno pozwolić uniknąć zarażenia. Jej słowa a przede wszystkim jej śmiech, niesamowicie mnie wkruzały. Miałem jej dość! Chwyciłem jakiś kawałek szmaty i starałem się wepchnąć go jej do ust, wiąząc jakoś za jej głową. Tak by wreszcie się zamknęła i kolejny raz mnie już nie użarła. A na końcu kolejny raz ją uderzyłem w głowę.
- Teraz oberwiesz! – krzyknąłem na nią. Chwyciłem ją dłonią za piersi, zawzięcie je ściskając. Wodziłem rękami po jej brzuchu, boku, udach, demonstrując jej, że mogą ją macać, gdzie mi się tylko podoba. Sięgnąłem ręką pod nią, ściskając ją za pośladek. A następnie zacząłem rękami obmacywać ją po wewnętrznej stronie uda, przesuwając je ponownie w górę.
- A może specjalnie to mówiłaś? Może chcesz gwałtu? Bo żaden normalny facet nie wytrzymałby z taką idiotką jak ty! – krzyknąłem na nią, chociaż szybko sobie uzmysłowiłem, że średnio to brzmiało. Chyba mało przekonująco. I pewnie bym od raz wykonał to, co zamierzałem gdyby nie taki drobny problem, że nie miałem… prezerwatyw. Bo czemu miałbym je tutaj posiadać. I zastanawiałem się, co począć z tym fantem. Przynieść je jutro? A może… a może ją wyprowadzić w Laboratorium i zająć się nie odpowiednio we własnym mieszkaniu? Byłoby to małe złamanie procedur ale… ale nie pierwsze i nie ostatnie. W papierach był taki bałagań, że drobne poprawki, niewielkie fałszerstwa wszystkim uchodziły płazem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.02.17 1:53  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 23 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Naukowiec tracił grunt pod nogami i siłę swoich argumentów. Widocznie Ruff trafiła w jakiś jego czuły punkt, skoro bezsilny mężczyzna na jej ataki odpowiadał fizyczną siłą. I bardzo dobrze. Ludzkość nie doszła jeszcze do etapu, w którym to wyzbyła się wszelakich potrzeb fizjologicznych i emocjonalnych, i aby jedynym pragnieniem było światło od Boga. Nie. Ludzie to nadal istoty posiadające instynkty zwierzęce i zaspokajające chociażby podstawowe potrzeby, jak chociażby pragnienie czy głód. I póki ludzkość nie wyginie, tak będzie cały czas.
- Gatunek trzeba przedłużać. - Mówiła ponętnie przeciągając wyrazy i przegryzając wargi. - Kogo chcesz ratować, psie? Kogo leczyć? W imię czego albo kogo poświęcasz całe swoje życie? Komu ma to służyć? Przecież nie jesteśmy nieśmiertelni.. Nie, zaraz. To wy nie jesteście nieśmiertelni. - Zadrwiła z niego obnażając zęby i fakt, że teraz to ona stoi ponad nim jeśli chodzi o długowieczność.
- Chłopczyku, nie oceniaj mnie, skoro nic o mnie nie wiesz. Pieniędzmi to mnie podcierano jeszcze w kołysce. - Chciała dać mu jasno do zrozumienia, że o pieniądze w życiu nie musiała się martwić. A przygoda? Nawet jeśli była to tylko przygoda, to nikt jej tego nie odbierze. Wprawdzie zginęła nie do końca spełniona, ale ponowny żywot być może ułatwi jej to, czego nie zdążyła wykonać jeszcze jako człowiek.
Przewróciła oczami i obróciła głowę na prawą stronę w kierunku środka celi.
- Tak, tak. Jestem żałosnym obiektem, za to ty jesteś żałosnym trybikiem w całej jej maszynce. Jak wykitujesz - zastąpią cię nowym dziadostwem. Nie jesteś wcale lepszy ode mnie. Również jesteś do wymiany.
Dostała po twarzy. I co z tego? Kiedyś jakaś wymordowana szuja ją zadrapała na tyle mocno, że regeneracja nie pomogła sobie z raną na twarzy i jej mordę zdobiła teraz szrama na pół gęby. W sumie mogła być tej osobie w pewien sposób nawet wdzięczna, za tak niecodzienną charakteryzację, bo czuła się jak typowy zgniły wewnątrz oprych.
Ty suko
Ten komentarz wywołał jeszcze większą falę rechotu. Udało się. Ruffian wyprowadziła mężczyznę z równowagi. Jeszcze bardziej go poniżyła. Satysfakcja płynąca z upokarzania go była jak ekstaza. Wymordowana syciła się każdym przejawianym przez naukowca aktem frustracji, niczym ambrozją. I czekała niecierpliwie, czym on ją jeszcze zaskoczy. W końcu mężczyzna podjął się desperackiej próby zakneblowania jej ust kawałkiem szmaty. Ruff kręciła głową, a w krytycznym momencie schowała połowę lica obok ramienia i zrobiła to w taki sposób, że mężczyzna musiałby zadziałać koło jej twarzy ręką, by knebel prawidłowo się usadowił w paszczy. Gdyby mężczyzna próbował wtedy na siłę wciskać jej materiał w usta, bardzo szybko nabawiłby się kolejnego ugryzienia w rękę.
- No, już się boję.
Gdy ponownie ją dotknął tym razem bardziej zawzięcie, wypuściła z siebie powietrze i parsknęła głośno, podśmiewając się jednocześnie. Jednakże gdy mężczyzna zaczynał śmielej sobie poczynać zmieniła taktykę i zamiast wyśmiewać go zaczęła symulować jęki mieszane z dźwiękami śmiechu co jakiś czas. Gdy poczuła dłoń na swoim siedzeniu jęknęła wymownie. Westchnęła głęboko, gdy ręce wodziły po jej udach. Wtedy znowu doznała błogiego uczucia motyli w brzuchu.
Atmosferę jednak zepsuł naukowiec, bowiem jego komentarz przerósł wszelkie pojęcie. Wymordowana ponownie parsknęła i wybuchła śmiechem. Jego kiepsko sklecone zdania nie trzymały się kupy. Co ma próg wytrzymałości faceta na głupotę do wykorzystania seksualnego? W ogóle jaki względnie normalny facet dobierałby się do gnijącego truchła? Żaden normalny..
Żabi rechot doprowadził aż do tego, że Ruff zaczęły boleć i policzki i brzuch z wesołości.
W pewnym momencie spojrzała na niego, ewidentnie zakłopotanego. Pytała siebie w myśli, czy szczenię faktycznie odważy się  na tego typu krok.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.02.17 15:23  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 23 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Odpowiedziałem fizyczną siłą… bo już nie potrafiłem inaczej. Ja, opanowany naukowiec, przez jakiś bezczelny, wyszczekany Obiekt, kompletnie straciłem panowanie nad sobą. Po co to zrobiłem? By się uspokoić, odreagować… a może też po to, by Obiekt zrozumiała, że czasami lepiej trzymać język za zębami?
- Trzeba przedłużać? Tak, trzeba, ale jednocześnie ulepszając go! Nie powinno się zezwalać na takie pieprzenie się wszystkich ze wszystkimi! Jakoś przy hodowli zwierząt dało się wprowadzić „paszporty hodowlane” i „pozwolenia na krycie”! Takie pyskate prymitywy jak ty nie powinny się rozmnażać! Powinno się to kontrolować! – wydzierałem się na nią, po czym uderzyłem ją kolejny raz otwartą dłonią, gdy nazwała mnie psem.
- Nauce! I ludzkości! Którą trzeba udoskonalić i pozbyć się takich pyskatych, niepotrzebnych osobników jak ty! – krzyknąłem na nią. Zignorowałem temat pieniędzy – jej słowa tylko mnie utwierdziły w opinii, jaką o niej miałem: pyskata, rozpieszczona pannica, której rodzice nie umieli wychować.
- Coś mi się wydaje… że ty znacznie szybciej wykitujesz! Myślisz, że masz tysiące lat życia przed sobą? Zdziwiłbym się, gdybyś przeżyła jeszcze chociaż z pół roku… marząc każdego dnia o szybszej śmierci – odpowiedziałem jej – Po mnie coś przynajmniej zostaje: prace naukowe, analizy, raporty, jakieś odkrycia, obserwację. A ty? Będziesz anonimowym słoikiem z formaliną, zawierającym jakiś fragment Twojego ciała! – wyjaśniłem jej.

Jej śmiech mnie jeszcze mocniej wkurzył. Co z nią było nie tak? Nie rozumiała, że jeszcze pogarsza swoją sytuację? Próbowałem zakneblować ją jakąś szmatą ale niestety ta szmata, ta suka jebana uciekła z Twarzą i jeszcze próbowała mnie ugryźć, przy kolejnej próbie. Cofnąłem rękę rezygnując z dalszych prób. Po czym kolejny raz uderzyłem ją, za jej kolejne bezczelne słowa.
- A powinnaś! Powinnaś się bać! – wydarłem się na nią, kompletnie nad sobą nie panując. Zwłaszcza, gdy ta zaczęła coraz głośniej jęczeć, wkurzając mnie niemożebnie swoim zachowaniem.
- Przestań! Zamknij się! – krzyknąłem, gdy ta się śmiała mocniej i mocniej. W końcu nie wytrzymałem!
- Dość! Dość tego! – próbowałem ją uciszyć. Byłem wściekły. Aż się poplułem – tak mnie wkurwiła! Wyszedłem z izolatki, sięgnąłem ręką do szuflady, wyjąłem jakąś strzykawkę i wróciłem do Obiektu.
- Doigrałaś się! – stwierdziłem i wstrzyknąłem jej sporą dawkę środku usypiającego, tak by przespała sporo godzin. A potrzebowałem czasu, aby znaleźć sposób na wydostanie jej z laboratorium, sfabrykowanie odpowiedniej dokumentacji i podmienienie danych z monitoringu. Oficjalnie Obiekt zginęła – samozapłon. Takie rzeczy się zdarzały. A tak naprawdę… zająłem się jej przetransportowaniem do swojego mieszkania. A tam… tam sobie porozmawiamy!

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.04.17 12:45  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 23 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Ruff sprawdziła się w swojej specjalności wyprowadzania ludzi z równowagi. Powód do dumy był tym większy ,że jej obiektem był ustawiony w życiu, opanowany w teorii naukowiec.
Po raz kolejny zanosiła się śmiechem, słysząc te wytyczne dotyczące hodowli. Owszem, wszystko się zgadzało, lecz ona nie pojmowała w tej chwili do wiadomości faktu, że jest czyimś zwierzątkiem, o czym uświadomiona była kwadrans wcześniej, i że podlega takim wytycznym. Poza tym była bezpłodna, więc wzmianka o rozmnażaniu prymitywów w tym przypadku była jeszcze bardziej zabawna.
Czy wykituje czy nie, w tej chwili to nie miało żadnego znaczenia.
Śmiała się pod nosem cały czas, lecz już z mniejszym rozmachem, gdy naukowiec wstrzyknął jej zawartość strzykawki w ramię. I tak coraz słabiej i słabiej, aż usnęła.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.05.17 0:28  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 23 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Kolejne badania powoli trwały, laboratoria pracowały pełną parą, chociaż samo określenie „pełną parą” w tym kontekście mogło wydawać się dziwne. W końcu nie spodziewałem się, że ktokolwiek, poza oczywiście naukowcami, mógł jeszcze pamiętać, skąd się wzięło. W epoce urządzeń przygotowujących posiłki, większości ludziom rzadko zdarzało się widzieć gotującą się wodę. A pomysł, by unoszący się „dym” można było użyć do napędu, dla większości wydawał się takim samym science fiction, jak dla ludzi żyjących w „epoce pary”, pomysł istnienia atomów i rozbijania ich dla uzyskania energii. Jak widać czasy się zmieniały… a prace naukowców dalej trwały. A czy świat się zmieniał? Kolejne ugrupowania powstawały? Kolejne siły się spierały? Prawdę mówiąc nie obchodziło mnie to. Ja i wielu kolegów po fachu, wolało się zajmować pracą badawczą, a nie jakimiś niepotrzebnym światem zewnętrznym. Często nie mieliśmy czasu nawet cokolwiek zjeść, bo byliśmy zbyt zajęci badaniami, a mielibyśmy interesować się polityką? Nie, ta była dla jakichś głąbów, co by nie odróżniły mitochondrium od jądra komórkowego.

Dzisiaj był szczególny dzień. Od dawna nie miałem żadnego Obiektu doświadczalnego. Ostatni… cóż, jego śmierć upozorowałem z powodów osobistych. Może trochę przesadziłem z zemstą, z emocjonalnym zaangażowaniem. Może powinienem się skupić na pracy i badaniach… ale cóż, nie wytrzymałem. Chyba czasami się zbytnio denerwowałem, działałem zbyt impulsowo. No a skutki były takie, że później przez dłuższy czas nie dostawałem żadnych Obiektów, musząc się skupić na pracy teoretycznej i koncepcyjnej. W sumie nie było to takie złe – mogłem przemyśleć kilka spraw, zapoznać się z wynikami innych naukowców a także samemu zastanowić się, za co dobrze byłoby się wziąć. Zaplanować pewne eksperymenty, przygotować ich plan, omówić z innymi. Napisałem parę podań, dostałem pozytywne recenzję i w końcu nadszedł dzień, gdy mój wniosek został przyjęty, a ja w końcu miałem dostać nowy Obiekt badań. Cieszyłem się, dopóki nie zapoznałem się z aktami. Czy to… czy to mogło być TO? Kilka tygodni temu kontaktowałem się z innym naukowcem, który pracował… poza „publiczną strefą”. Oczywiście takie spotkanie nie było do końca legalne. Wiadomo: tajemnice, poufność i te sprawy. No ale znaliśmy się jeszcze ze studiów, w pełni mu ufałem a nie mając żadnych własnych eksperymentów w tamtym czasie wybrałem się go odwiedzić, gdy eksperymentował nad… nad właśnie chyba TYM. Ale… ale czy to możliwe, że Obiekt mu uciekł? Jakoś się uwolnił? Czy mój znajomy jeszcze żył? Zaczynałem się martwić. Z wiadomych powodów nie mogłem teraz do niego zadzwonić. Jeśli Obiekt się wyswobodził, zabił go… to odpowiednie służby mogły się dowiedzieć, że prowadził nielegalne eksperymenty. A skoro tak… to mogli też monitorować wszystkich, którzy się z nim kontaktują. Więc mi… mi zostało udawać, że nie rozpoznaję tego Obiektu. Bo może… może ktoś coś podejrzewał? I właśnie dlatego ja go dostałem, bo ktoś próbował zdobyć dowody? W pierwszej chwili się zaniepokoiłem, ale szybko doszedłem do wniosku, że chyba wpadam w paranoję. W końcu oni nie potrzebowali dowodów – jeśliby coś podejrzewali, to bym już był przesłuchiwany. Chyba mogłem odetchnąć z ulgą, chociaż delikatna niepewność wciąż pozostawała. Usiadłem niecierpliwie na krześle, przeglądając jakiś biuletyn naukowy, czekając aż Strażnicy przyniosą klatkę zawierającą mój nowy Obiekt badań.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 23 z 24 Previous  1 ... 13 ... 22, 23, 24  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach