Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 21 z 24 Previous  1 ... 12 ... 20, 21, 22, 23, 24  Next

Go down

Pisanie 10.06.16 13:41  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 21 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Spoiler:

Na szczęście Obiekt wylądował na posadzce, to niejako było pewnym sukcesem. Kolejni żołnierze sprawnie przygnietli bestie do ziemi… i na tym w zasadzie skończyły się ich sukcesy. Chapanie zębów na wszystkie strony skutecznie uniemożliwiało zarzucenie worka na łeb, a żywiołowe machanie kończynami nie pozwoliło na ich spętanie. Na domiar złego żołnierze skupieni na kolejnych nieudanych próbach zbyt późno zorientowali się, co Obiekt próbuje zrobić, i nim zdążyli zareagować, klacz przerzuciła nogi, przewracając się na drugi bok. Żołnierz, obciążający jej szyję, zleciał w tym momencie – po chwili dosięgły go zęby klaczy, która z całej siły zacisnęła je na jego udzie. Jeśli miała uzębienie jak normalny koń, to nie miała ona kłów a zęby były raczej przystosowane do rozdrabniania i miażdżenia pokarmu, a nie rwania mięsa na kawałki. W takiej sytuacji mocne wojskowe spodnie nie zostały przerwane ale sama siła ugryzienia wystarczyła, do sprawiania ogromnego bólu, powstania sporego krwiaka. Gdyby gryzła w łydkę, mogłaby uszkodzić kość czy naderwać ścięgno, ale umięśnione udo było za grube, by koński pysk o małej rozwartości był w stanie go mocno pokiereszować, a z powodu spodni siła ugryzienia rozeszła się po większej powierzchni - nie było to punktowe ugryzienie. Żołnierz odskoczył, unikając kolejnego ugryzienia a w tym momencie pozostali, którzy wciąż mieli lassa, które były zaciśnięte na szyi i przedniej nodze klaczy, gwałtownie je ściągnęli, reagując odruchowo, trochę panicznie, ale przynajmniej nie pozwalając jej wstać. Jeden z pomocników naukowca nawet spróbował zarzucić pętlę na zadnie nogi w momencie przewracania się klaczy na drugi bok, ale czy trafił chociaż na jedną nogę? Żołnierze i pomagierzy gwałtownie odskoczyli do tyłu, wszyscy ściągając liny, naprężając je, by ponownie poddusić obiekt, pociąć mu nogę na której od początku było przywiązane lasso. I co teraz?
- Płachta. Dawać jakąś płachtę. By bestia nie gryzła! – krzyknął ten, który poczuł siłę jej zębów. Zwijał się z bólu kawałek dalej, nie będąc w stanie ustać na uszkodzonej nodze. Drugi żołnierz przekazał lasso pomagierowi i chwycił koc gaśnicy, który oczywiście był na wyposażeniu laboratorium. Zarzucił go na klacz, starając się jej przykryć szyję. Ponownie się na nią rzucili, starając się kolejny raz obciążyć jej szyję, owinąć cały koc dookoła jej łba i szyi, wszystko mocując grubą taśmą typu „duck tape” i sznurami. To było skuteczniejsze niż worek? Koc dało się zarzucić z większej odległości mimo prób gryzienia. A jeśli im się udało, to ponowili próbę spętania nóg, zarzucając pętle na przednie, ściągając ją i ciasno wiązać… a następnie starali się to samo zrobić z mocniejszymi zadnimi nogami. Wcześniej nie docenili kobyły – ale teraz mieli zamiar nie popełnić drugi raz tego samego błędu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.07.16 22:40  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 21 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Konie są wyposażone w dobry wzrok. Nawet bardzo dobry. W końcu jak bez niego mogłyby przecinać bezkresne niegdyś przestrzenie prerii, sawann, łąk czy pastwisk? Jednakże większości istot ten zmysł pogarsza się wraz albo z wiekiem, albo z czynnikami środowiska, albo wskutek doznania jakiegoś wypadku. W przypadku uszkodzonej po części instalacji oświetleniowej w laboratorium u wymordowanej zmysł ten zaczął szwankować, gdyż przy zmniejszonym dostępie do światła oko nie odbierało kolorów, lecz jedynie kształty.
Po próbie ugryzienia w tym szybkim tempie mignął jej zarys uciekającego zaatakowanego żołdaka, zaraz potem zaiskrzyło jej się w oczach od migających lamp. Dźwignęła się ponownie, ale wszyscy ci od lin nie pozwalali stanąć klaczy na równe nogi. Pokrzyczeli do siebie po japońsku i kilka chwil później na obślinioną kwaśną śliną szyję jak i na produkujący tą pianę pysk padł koc gaśniczy. Koń zadrżał i padł, poddając się żołdakom, ale… zamiast poddać się spokojnie, kreatura poczęła zwijać się w konwulsjach. Długie i cienkie nogi zesztywniały i poddały się drgawkom. Całe cielsko telepało się mocniej niż przy zwykłym drżeniu z zimna. Z pyska sączyło się jeszcze więcej śmierdzącej wybielaczem piany, która zaczęła powoli zżerać czerwoną płachtę.
Sytuacja robiła się nieciekawa. Po pomieszczeniu rozlegały się dźwięki jakby wrzeszczącej zarzynanej świni. Do tego kreatura zaczęła walić nogami i łbem z całej siły o posadzkę, jakoby zwijała się z bólu podczas kolki w ostatniej jej fazie, walcząc z bólem i wykańczając się powoli i boleśnie na dobre.

Szał wywołany stopniem zaawansowania wirusa 4/6
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.07.16 21:07  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 21 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele

Żołnierze w końcu zarzucili koc gaśnicy na łeb i szyję Obiektu. Gdy klacz w końcu upadła to krzyknęli triumfalnie… niczym zwierzęta… którymi w zasadzie byli. Zawsze traktowałem wszystkich wojskowych jak tępych mięśniaków, godnych pogardy troglodytów, będących tylko narzędziami w Wielkich Planach Naukowców. I chyba nigdy nie zdarzyło się nic, co by mogło zmienić mój światopogląd na służby mundurowe. W każdym razie istotne było dla mnie to, że udało im się powalić wierzgający Obiekt, chociaż trwało to zdecydowanie dłużej, niżbym się tego spodziewał. Jakoś ludzie pięć tysiące lat temu potrafili sobie sprawie radzić z czterokopytnymi, chociaż zapewne ciężko było porównać to monstrum do zwykłego konia. No ale przecież i żołnierze mieli nowocześniejszy sprzęt, byli wyszkoleni, dobrze odżywiani, czego się pewnie nie dało powiedzieć o ludziach w starożytności. Któryś z żołnierzy krzyknął – jak zrozumiałem dotknął zabrudzonego miejsca, a już wcześniej się przekonałem, że wydzieliny Obiektu mają właściwości żrące. Na szczęście koce gaśnicze od ponad tysiąca lat robione głównie z włókna szklanego (a także lepszych kompozytów), dzięki temu wytrzymywały i działanie wysokich temperatur i większości chemii, w tym i kwasów. Jedyne, co więc żołnierzom i moim pomocnikom zostało teraz do zrobienia, to ciasno związanie jej nóg. Starali się więc zarzucić jedną pętlę na obie przednie, ściągając ją tak, by ciasno objęła pęciny, drugą narzucając na obie zadnie, również w miarę możliwości ciasno ją pętając. Oczywiście liny były wytrzymałe, niewrażliwe na kwasy. Żołnierze sprawnie skończyli obwiązywać łeb kocem gaśniczym, uniemożliwiając zrzucenie go czy zsunięcie, po czym przycisnęli szyję i łeb kreatury do posadzki, aby ta się sama nie uszkodziła. Na mój rozkaz moi pomocnicy chwycili jakieś strzykawki, próbując wbić je w zad i wpuścić do krwioobiegu Obiektu środki uspokajające o łagodnym działaniu. Za bardzo się bałem zapaści tego przerośniętego szczura laboratoryjnego by ryzykować czymś mocniejszym. Wolałem zachowawczo zadziałać delikatnymi środkami działającymi na większość kręgowców, które może nie zawsze działały, ale przynajmniej nie miały żadnych skutków ubocznych. Liczyłem, że to pozwoli uspokoić bestię na tyle, by ją całkowicie i bezpiecznie unieruchomić a następnie być w stanie dokonać inspekcji i dowiedzieć się, co się właściwie z Obiektem działo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.08.16 12:51  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 21 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Ciemnoszara kreatura powoli poddawała się sile żołnierzy, pomocników i podanym środkom uspokajającym. Napięte mięśnie rozluźniały się, wobec czego kobyła dość szybko zamieniła się w ciężki bezwładny worek.
Jednakże jak to u koniowatych bywa, często w ich brzuchach słyszy się burczenie i inne odgłosy pracujących flaków. Podobnież było i z tym przypadkiem. Chwilę po zadziałaniu środków uspokajających w brzuchu wymordowanej odbywały się jazdy, przez co po kilku sekundach to, co weszło pyskiem kilka godzin wcześniej wyszło drugą stroną w mniej wdzięcznej wersji, brudząc nie tylko podłogę, ale i niektóre pióra ogona.
Powodzenia przy sprzątaniu, panowie.
Kreaturę trzeba było przetransportować do nowej, pojemniejszej celi. I w takiej też zbudziła się rano, wyścielonej trocinami i z uzupełnionymi dozownikami pokarmu. Trochę poobijana, widocznie ktoś mocno się z nią szamotał podczas transportu.
Podane preparaty uspokajające przestawały działać,  gdyż przytomniejąc coraz bardziej poczucie wściekłości narastało. Kilkukilogramowy mięsień sercowy zaczął bić mocniej tłocząc szybciej krew do tkanek. Rozbudzona kreatura wstała na nogi znów gotowa do niszczenia i wyrządzania krzywdy, czego znakiem jej gotowości było żwawe nerwowe parskanie rozjuszonego rumaka. Na początku zabrała się za niszczenie dozowników pokarmu, wspinając się na pojemniki i próbując połamać plastik. Jak chwilę później zdążyła zauważyć, w tworzywie było mało plastiku w plastiku. Elementy wyposażenia nie poddawały się zadawanym przez nią ciosom, przez co atak na nie stał się nieskuteczny. Jednakże napierając na poidło za którymś uderzeniem wyłamała niektóre metalowe elementy, przez co woda trysnęła mocząc wyściółkę i samą wymordowaną. Po tym optymistycznym zakończeniu zabrała się za wyważanie drzwi. Głupia myślała, że i te wrota będą tak samo słabe i nie wytrzymają jej siły. Przeliczyła się, gdy waląc tylnymi nogami i zadem któraś z kości strzyknęła, przy czym szkapa zaczęła rżeć jeszcze donośniej.

Szał wywołany stopniem zaawansowania wirusa 5/6
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.09.16 22:28  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 21 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Po ciężkiej walce w końcu żołnierzom i moim pomocnikom udało się spętać i unieruchomić Obiekt. Oczywiście konieczne było też podanie paru środków farmaceutycznych, ale w końcu doprowadzono do tego, że Bestia nie mogła się ruszać. To umożliwiło przeniesienie jej do odpowiednio zabezpieczonego miejsca a mnie dało czas, aby się zastanowić co dalej. A było co rozważać. Nie spodziewałem się tak... tak daleko idących zmian. I agresji. Czyżby była spowodowana ostatnimi mutacjami? Jeśli tak to należało sprawdzić, czy po jakimś czasie zniknie - wtedy Obiekt mógłby się nadawać do wykorzystania militarnego. Ujeździć, zmusić do pracy, odpowiednio wykorzystać. Niby zwierzęta wierzchowe i juczne od dawna nie były używane, ale można było sobie wyobrazić scenariusz, w którym mogły się przydać. Np. silny impuls elektromagnetyczny, palący elektronikę, uszkadzający czołgi, helikoptery, nawet przyrządy celownicze wszystkich nowoczesnych karabinów. I w tym momencie szturm kawalerii wyposażonej w starożytne colty kaliber .44. No, tego nikt się nie spodziewał. No i praktycznie nie miał broni do odparcia tego. Jak czołgi i karabiny będą po impulsie elektromagnetycznym nieskuteczne, to najwyżej wróg się będzie mógł bronić kolbami, bagnetami (które od dawna nie były montowane) czy nożami. A to było raczej mało skuteczne w starciu z nawet tak starodawnymi pistoletami jak colty sprzed ponad tysiąca lat. No a jeśli agresja Obiektu nie zniknie... to w sumie też by się dało to odpowiednio wykorzystać. Wysłany na wrogie tereny tabun koni... cóż, mógłby spowodować ciekawe i niespodziewane spustoszenie. W końcu widząc jakąś krzyżówkę lwa czy pumy, każdy by się bał i strzelał z daleka. Widząc takie koniopodobne coś, potencjalny przeciwnik może chcieć się temu przypatrzyć bliżej, podejść... a wtedy może być za późno. Tylko... tylko została praca nad Obiektem, aby ustalić jego możliwości i odpowiednio wykorzystać. Projekt się robił coraz ciekawszy.

Następnego dnia byłem obecny przy przebudzeniu Obiektu. Oczywiście siedziałem w wygodnym fotelu, w bezpiecznym pomieszczeniu, obserwując wszystko kamerami monitoringu. Jej wściekłość i żądza niszczenia robiły wrażenie. Siła i niemalże ośla upartość również. Sprzęty dość długo wytrzymywały jej wściekłe ataki, ale za którymś razem w końcu zaczęły puszczać. Za pierwszym razem interweniowałem, jak z rozbitego automatycznego poidła trysnął strumień i zadowoliłem się tylko telefonem do obsługi i prośbą o odcięcie wody. Gdy jednak Obiekt zaczął się sam uszkadzać, musiałem coś zrobić. Oczywiście dobrze wiedziałem, że wszelkie rany powinny się szybko regenerować… ale by się regenerowały, Obiekt musiał przeżyć. A na podstawie obserwacji nie sądziłem, by ten miał jakikolwiek instynkt samozachowawczy. Więc chcąc nie chcąc musiałem wkroczyć. Na szczęście wybrana cela miała zawczasu przygotowane dodatkowe mechanizmy na taką okazję. Najpierw do pomieszczenia został wpuszczony gaz uspokajający, który powinien przynajmniej częściowo ograniczyć agresję Obiektu, jednocześnie go otępiając, zmniejszając siłę, refleks, czyniąc go śpiącym. A następnie z posadzki zaczęły się w wielu miejscach wysuwać odpowiednie pętlę, próbując się zacisnąć na nodze brykającego konia. Jeśli otępiały gazem Obiekt nie zorientował się, co się dzieje, to już po chwili jego wszystkie cztery nogi powinny zostać krótko przywiązane do posadzki. A to zdecydowanie ograniczało możliwość walki, jednocześnie powstrzymując Obiekt przed dalszym samookaleczeniem się. Skoro podejrzewałem, że agresja mogła zostać spowodowana wciąż postępującą mutacją, to jedyny sposób by coś z tym zrobić, to było albo wycofanie zmian… albo ich przyspieszenie. Dlatego też zdecydowałem się zbombardować Obiekt kolejną dawką promieniowania, jednocześnie podając chemiczne środki mutagenne. Zastanawiało mnie, czym to się skończy. Obiekt jeszcze mocniej upodobni się do konia? Może zmiany się wycofają? A może powstanie jeszcze całkiem coś innego. W końcu mitologia znała takie dziwne stworzenia jak różnej maści centaury czy pegazy. Przez kolejne dni planowałem prowadzić dalsze obserwację Obiektu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.09.16 12:33  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 21 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Wściekłość narastała. Drzwi nie chciały odpuścić, a do tego nabawiła się kontuzji waląc w nie jak rozjuszony byk. Agresywna zebrana kobyła wierzgała i przebierała agresywnie nogami, wzruszając tym samym wyściółkę i kurząc jej drobinami w powietrzu, parskając przy tym żywiołowo i kichając przez wzniesiony kurz. Podczas tego nerwowego dreptania ból w lewej tylnej nodze narastał, co było przyczyną jeszcze większej złości i chęci niszczenia, czego znakiem były wydawane przez nią przeszywające dźwięki zarzynanej świni. Hałas nie do zniesienia. A do tego naczynia krwionośne ponownie zaczęły barwić się w jaskrawymi kolorami.
Stan wzburzenia wywołany przynależnością do grupy znanej jako „Poziom E” przytrafił się już drugi raz podczas jej pobytu w laboratorium i szczerze powiedziawszy, zaczynał już ją męczyć. Organizm siłą rzeczy zmuszany był do napadów agresji, co wiązało się ze zwiększeniem wydzielania różnorakich hormonów i zwiększeniem aktywności fizycznej całego organizmu. To wiązało się z większym zapotrzebowaniem energii dostarczanej z pokarmu bądź, jak w przypadku Ruff, uzyskiwanej z przemian pierwiastków promieniotwórczych zalęgniętych w mięśniu sercowym. Ale przemiany coś ostatnio się nie pojawiały, więc energię organizm musiał pobierać z „magazynów”, które nie były ostatnio wielce uzupełniane. Podczas przebywania w laboratorium Fran nie bardzo miała apetyt, by pochłaniać to dziwne, bezsmakowe laboratoryjne jedzenie wyglądające jak istna szara papka kleiku ryżowego. A na siano też nie miała zbytniej ochoty. Zatem organizm sam się wyładował. Do tego wpuszczane sukcesywnie kolejne farmaceutyki odurzające sprawiły, że wymordowanej rozjechały się nogi. Zmęczona zarówno wścieklizną, jak i podawanym narkotykom nie była w stanie sprzeciwić się ich działaniu. Sam zaś organizm wycieńczony ostatnimi zmaganiami zaczął.. płonąć. Tak, całe ciemnoszare cielsko zajęło się w ogniu i zaczęło dość sukcesywnie spalać, zmieniając się w sypki popiół. Jednakże po chwili w drugim końcu celi zaczęło tworzyć się szkaradztwo pokryte śluzem. Z początku nie przedstawiające nic szczególnego, w późniejszym czasie nabierało kształtów. Wycieńczony organizm Fran sam postanowił się zregenerować, wykorzystując do tego moc teleportacji, rodząc się od nowa i bez większych kontuzji w miejscu, gdzie musiała opaść jej sierść.
Tak więc w trocinach leżał teraz śpiący, oklejony śluzem człowieczek z czarnym ogonem i wystającymi obrotowymi uszami.

Szał wywołany stopniem zaawansowania wirusa 6/6
Użycie mocy: teleportacja. Przerwa pomiędzy następnym użyciem 1/7
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.09.16 8:20  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 21 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Obserwowałem z pomieszczenia monitoringu, że Obiekt zachowuje się coraz bardziej agresywnie. Zaczynał sam sobie szkodzić i nie wydawał się tym przyjęty. Modelowy przykład wpadania w szał. Oczywiści zareagowałem, wpuszczając do środka końskie ilości środków uspokajających, paraliżujących, nasennych. Ale nie zdawało się to pomagać, mimo że kolejne środki farmakologiczne uderzały w organizm Obiektu raz za razem. I nagle… i nagle Obiekt się zapalił. Z przerażeniem patrzyłem na jego koniec. Tyle trudów… i nic? Wszystko na nic?! Zawód, rozczarowanie i wściekłość. Uderzyłem z całej siły ręką o monitor, który się wpatrywałem, rozbijając go i raniąc sobie rękę. Ale to nie było teraz ważne – jedyne co było to to, że straciłem interesujący Obiekt. A tyle ciekawych eksperymentów i zastosowań można byłoby znaleźć… a tak? Nici. No i pewnie przykre konsekwencje dla mnie. Wpatrzyłem się na kolejny, działający jeszcze monitor… a tam dostrzegłem… odradzający się Obiekt? Czy to możliwe? Wbiłem wzrok w ekran nie wierząc w to, co widzę. Czyli jednak… czyli jednak wszystko ok? Ale forma… wróciło to do swojej wcześniejszej? Co ze wszystkimi zmianami? Z jednej strony zawód ale z drugiej nadzieja. Raz udało się zmienić jej formę – spokojnie mogłem powtórzyć wszystkie potrzebne kroki. Robiąc to tym razem lepiej, poprawiając proces.

Od następnego dnia zacząłem kolejną fazę eksperymentów. Obiekt został spętany, by przypadkiem znowu nie doszło do takich sytuacji. Ręce i nogi znalazły się w kajdanach, które w ramach wzrostu miały być zmieniane na większe, cięższe i mocniejsze. Zaczęto podawać jej końskie DNA dodając jakieś domieszki genomów byków i innych zwierząt – dla wzmocnienia. Różne retrowirusy, odpowiednie promieniowanie, chemiczne czynniki mutagenne. Wszystko było na niej stosowane, godzina po godzinie, dzień po dniu. No i środki uspokajające, mające stabilizować jej psychikę. Nie chciałem w końcu, by kolejny raz doszło do takich sytuacji. No i rażenie prądem. Różne napięcia, natężenia. Prąd stały, zmienny, także pojedyncze impulsy. Obiekt sprawiał wrażenie dobrze na to reagować – ewidentnie użycie elektryczności przyspieszało zmiany, jak wiedziałem z poprzedniej fazy eksperymentu. Miałem nadzieję, że szybko uda się osiągnąć te same efekty co poprzednio… a nawet znacznie lepsze. Byłem pewien zapału.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.10.16 23:54  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 21 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Poranna próba przeciągnięcia zakończyła się fiaskiem, gdy ruch w połowie jego wykonywania zatrzymały nowoczesne, o dziwo bardziej miękkie kajdany niż ich poprzednia wersja. Nie ocierały tak skóry na przegubach.
Na wymordowaną czekał już szary papkowaty posiłek, zawierający zapewne same witaminy, węglowodany, tłuszcze i białka w zbilansowanej porcji, szkoda tylko, że smaku za dobrego ta papka nie miała. Burczący, domagający się jedzenia żołądek jednak zdominował ewentualne fetysze dotyczące smaku i wyglądu posiłku. Ruff zabrała się łapczywie wręcz do łykania tego, co miała na talerzu. Plastikowym talerzu. Bez sztućców.
Posiłek po kwadransie od podania uzupełnił potrzeby organizmu, nie każąc mu „wołać jeść”.
Po dwóch godzinach przystąpiono do kolejnych etapów badań. Ospała przez stałe wtryskiwanie środków uspokajających do celi, została łatwo potraktowana kolejnymi zastrzykami zawierającymi przenoszone w wektorach DNA innych zwierząt. Jednych jak to naukowiec określił – dla wzmocnienia, inne dla poprawienia i przedłużenia obecnej postaci. W rezultacie w celi raz stał prawie kompletny koń, innym razem typowa naukowa porażka, będąca zlepem niczym dziobak – kaczki z bobrem – człowieka z kucem i kogutem.
Podczas przeprowadzanych eksperymentów z użyciem prądu, wiecznie zaspana, lecz wciąż zła wymordowana zaczęła się uczyć zachowania prądu w ciele, przez co za którąś próbą udało jej się przekierować niektóre impulsy w niewielkiej ilości w innym kierunku, niżeli powinny one biec. Powtarzalność eksperymentów ułatwiała styczność ze źródłami prądu i jako lekcje pozwalały na wyćwiczenie kilku drobnych sztuczek kontroli nad energią elektryczną. Pewnego razu będąc pod postacią konia, przywiązana masą lin do drewnianych pali siłą woli wyłączyła z kontaktu jedną z aparatur, gdyż wtyczka tego urządzenia dosłownie wyskoczyła z gniazdka. Innym razem udało jej się zgasić w ten sposób oświetlenie w sali.
Będąc sama w swoim „celoboksie” pewnej nocy pod wpływem jakiegoś impulsu, patrząc na oświetlenie, zaczęła manipulować ponownie energią w żarówkach. Jedna próba skończyła się ich popękaniem, gdy wymordowana nabrała w płuca powietrza i spięła większość mięśni w ciele. Wzmożona niewielka ilość energii spowodowała, że szkło nie wytrzymało wewnętrznego ciśnienia. Druga próba skończyła się podobnie. Za trzecią Fran będąc już jako bardziej humanoidalna postać zaczęła napiętą dłonią jak i palcami wykonywać niewielkie gesty w powietrzu, przypominające nieco praktykowanie sztuki magicznej. Magiczne było o tyle zjawisko, że wymordowanej udało się w ten sposób z lampy „wyciągnąć” strugę brzęczącej energii, która wraz ze zbytnim okazaniem euforii pstryknęła wymordowanej w nos. Oczywiście każda próba odbywała się w nocy, by nieco zmniejszyć ryzyko podglądania, co pewnie przy czterech kamerach w celi nie jest zbytnio możliwe.

Użycie mocy: teleportacja. Przerwa pomiędzy następnym użyciem 2/7
Uczenie posługiwania się mocą: elektrokineza (1/~)


Ostatnio zmieniony przez Ruffian dnia 10.12.16 22:32, w całości zmieniany 2 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.10.16 21:28  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 21 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Obiekt był oczywiście od ciągłą obserwacją – zwłaszcza moment przebudzenia mógł być znaczący. Unieruchomienie u niektórych zwierząt mogło powodować panikę – a należał do nich również koń, którego genom jej podawano. Ostrożność była więc niezbędna, chociaż okazała się niepotrzebna. Ta szybko przyjęła do wiadomości swoje położenie i posłusznie zaczęła spożywać podane jej środki odżywcze. Następnie przyszła pora na środki uspokajające i obce DNA podawane w postaci wirusów, które miały wnikać do komórek i modyfikować odpowiednie fragmenty. Działało to bardzo skutecznie ale niestety nie było stabilne. Wszystkie zmiany zostawały raz za razem odrzucane przez organizm, który wracał do swojej naturalnej postaci. Rażenie jej prądem nie przyniosło oczekiwanych skutków, a raczej spowodowało efekt uboczny. Obiekt zaczął się uczyć zmieniać kierunek prądu, a ja musiałem wezwać techników, którym zadanie było zamontować dodatkowe ekranowanie, diody prostujące uniemożliwiające cofanie się prądów i separację galwaniczną, aby uniknąć wszelkich możliwych problemów. Tak, zdarzył się nam kiedyś taki Obiekt, który potrafił tworzyć wirusy komputerowe… po tym, jak uszkodził lokalny węzeł serwera sterującego automatyką w laboratorium, to przez dwa dni w lodówce dało się podgrzewać posiłki, co było o tyle istotne, że z kolei temperatura spadła do -5 stopni, zanim technikom udało się odciąć całkowicie klimatyzację a później przestawić ją na ręczne sterowanie. W każdym razie teraz byliśmy ostrożniejsi i wszelkie obwody w jej celi zostały zabezpieczone, łącznie z monitoringiem a zwłaszcza z aparaturą służącą podawaniu gazów uspokajających – nie mogliśmy sobie pozwolić na jej stratę, bo ewentualne skutki tego mogły być straszne. Niestety samych urządzeń znajdujących się w celi nie mogliśmy tak chronić. Niszczyła starożytne żarówki jedną za drugą, przeprawiając jedynego technika, który był za nie odpowiedzialny, za ból głowy. W końcu poza laboratorium stosowane diody LEDowe, a tylko Obiekty były podświetlane żarówką, że względu na specyfikę światła i jego temperaturę, która dla wielu organizmów była dość istotna.

Kilka dni później przyszedłem do celi obiektu, chcąc ją oglądnąć osobiście, gdy akurat była znowu w formie konia.  Nafaszerowana środkami uspokajającymi, przywiązana linami do palików, była znacznie spokojniejsza niż wtedy, w trakcie jej ataków.
- Słyszysz mnie? Rozumiesz co się do Ciebie mówi? – spytałem najpierw w lokalnym języku a później to samo pytanie powtórzyłem po angielsku, obserwując uważnie mimikę jej pyska. Idealnie byłoby, gdyby ze zmianą postaci nie wiązała się stratą na jej inteligencji czy zbytnimi zmianami psychiki. W końcu, gdyby ze zmianą na postać konia jej psychika również zmieniła się na końską… to taniej było sprowadzić normalnego konia, a nie o to chodziło. Poklepałem ją po szyi, jakby była zwykłym koniem używanym w starożytności do jazdy czy walki, po czym wyszedłem.

Eksperymenty dalej kontynuowano, wyznaczając te genomy i te łańcuchy DNA, na które reaguje stabilniej i te, które szybciej powodują odrzucenie. Próbowaliśmy oczywiście takie rzeczy symulować, ale niestety wciąż nie było to idealne i jak się okazywało, nic nie mogło zastąpić metody prób i błędów wykonywanych na żywym organizmie. Stąd i wiele nieudanych przemian i dziwnych krzyżówek… ale też kolejne sukcesy, gdy otrzymywaliśmy to, co chcieliśmy utrzymać, a sama przemiana powoli stawała się stabilniejsza. Ciężko było mówić o jakimś momencie przełomowym – po prostu dalsza ewolucja, powolne dopracowywanie odpowiedniej formuły. Czułem, że jestem już blisko i już, za chwilkę, za moment wreszcie osiągnę to, co chciałem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.10.16 22:55  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 21 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Chcieć a móc to dwie odrębne sprawy. Widocznie młodych naukowców jeszcze tego nie nauczono, albo w ogóle żaden z zespołów nie doszedł do tego, iż wymordowani mogą przybierać zwierzęcą powłokę na określony czas, a nie gnić w niej bez przerwy. Ich ciała w niektórych przypadkach są zbyt słabe, by podtrzymać taki ciężar, zwłaszcza energetyczny. Franny była zdolna utrzymać końską powłokę jedynie przez kilka dni, po czym nadchodził czas na odpoczynek. Wprawdzie przy stałym i regularnym podawaniu końskiego DNA zdolność podtrzymywania zwierzęcej formy wzrastała, ale i tak nadchodził moment powrotu do „naturalnej”.
W dniu obchodu promieniotwórczy uran zawarty w tkankach mięśnia sercowego rozpoczął swoje rozpady alfa i beta, w skutek czego koń intensywnie się świecił neonowym seledynem. A w zasadzie to jego główne żyły i tętnice tak dawały po oczach. W pobliżu zwierzęcia czytniki i cała aparatura do pomiarów odnotowywała podwyższone promieniowanie, samo zaś zwierzę wydawało się być nieco pobudzone.
W celi pojawił się naukowiec, brzęcząc coś po japońsku, a później po angielsku. Rozumiała dokładnie ojczysty język, ale zakorzeniona wściekłość na tego człowieczynę zakazała jakiejkolwiek reakcji w odpowiedzi na jego żądania. Jej żądań nikt tutaj nie spełniał, więc i ona stwierdziła, że urządzi sobie demonstrację. Podawane genomy konia nie tylko działały na fizjonomię całego ciała, ale i na psychikę oraz potrzeby, a potrzebą konia było bieganie, a jak można biegać w celi 4 metry na 3? No nie da się. Tak więc skoro takie banały nie są spełniane, ona też postanowiła na banały nie reagować. No może przy poklepaniu szyi próbowała jeszcze zamachnąć się i ugryźć mężczyznę w rękę.

Użycie mocy: teleportacja. Przerwa pomiędzy następnym użyciem 3/7


Ostatnio zmieniony przez Ruffian dnia 26.10.16 20:08, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.10.16 11:46  •  Laboratorium nr 5 - Mengele - Page 21 Empty Re: Laboratorium nr 5 - Mengele
Kolejne dni, tygodnie przynosiły dalszą poprawę i powolną stabilizację. Wielu ludzi myśli, że naukowiec to ktoś taki, kto leży w wannie, krzyczy „eureka” i ma gotowy wynalazek. Gówna prawda. Do większości rzeczy we współczesnych czasach dochodziło się metodami ewolucyjnymi. Tutaj drobna poprawka, tam kolejna i kolejna. A dopiero suma takich niewielkich, nieznaczących drobnostek mogła spowodować końcowy sukces. Jeden poprawiony gen, drugi dobrany, na który Obiekt reagował najlepiej. Stałe dawki promieniowania, odpowiedniej suplementacji, retrowirusów powodowały, że końską powłokę udawało się utrzymać coraz dłużej i byłą ona coraz stabilniejsza. Owszem, wciąż się zdarzały powrotu do formy naturalnej, ale miałem nadzieję, że w końcu uda się je całkiem wyeliminować. Czułem, że jestem coraz bliższy swojego celu i osiągnięcia pełnego sukcesu. Problemem z kolei powoli stawała się psychika Obiektu. Nie byłem pewnym, w jakim ona jest stanie. Uległa degeneracji do końskiej? Czy nadal zachowywała pełne ludzkie rozumienie – o ile oczywiście to, co reprezentują sobą Zarażeni, można nazwać „ludzkim”. Na razie ciężko było mi to stwierdzić, chociaż po tym, jak mnie przy okazji kolejnego spotkania użarła w rękę, podejrzewałem, że jej osobowość mogła niestety uleć zmianie w kierunku konia. Odskoczyłem, cofając się przed klaczą. Kopać nie mogła, bo przywiązane do posadzki nogi jej to uniemożliwiały.
- Nałożyć jej to… to na głowę! – rozkazałem moim pomocnikom, nie mogąc sobie przypomnieć, jak się nazywa sprzęt nieużywany w armii od ponad tysiąca lat. Po chwili jeden z pomagierów doskoczył do niej z ogłowiem i wędzidłem, usiłując wepchnąć go jej do pyska. Zgodnie ze starodawnymi zasadami odpowiednio nacisnął na jej wargi od boku, starając się ją zmusić do rozwarcia zębów, a następnie wsadził wędzidło do środka, ciasno zapinając paski od nachrapnika, aby nie mogła otwierać pyska ani gryźć. Wtedy mogłem podejść, chwytając krótko za wodzę, tuż przy jej pysku.
- Taki krnąbrny kucyk nam się trafił? – spytałem po angielsku, zerkając w jej ślepia, starając się zobaczyć w nich chociaż cień zrozumienia – Jak Ci się forma ustabilizuje, to zobaczymy wkrótce jak się prezentujesz pod siodłem. – oznajmiłem jej. Wojsku udało się nawet znaleźć kogoś, który miał do czynienia z jazdą konną i podjął się tego wyzwania. Byłem ciekawy efektów i nie mogłem się doczekać pierwszych prób.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 21 z 24 Previous  1 ... 12 ... 20, 21, 22, 23, 24  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach