Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

„Dobra, ziomy, wyluzujmy”
Święte słowa. Levittoux skinął łbem na znak aprobaty, po czym wrócił do doskonale wyćwiczonej przez siebie pozy Skały-Która-Tak-Sobie-Tu-Tylko-Stoi. Skoro ktoś inny zajął się gadaniem i działaniem, wreszcie mógł pozwolić sobie na nieodzywanie się. Nie da się ukryć, że to mu pasowało. W końcu kto jak kto, ale on z pewnością nie należał do fanów bezsensownego tłumaczenia się porównywalnego do rzucania grochem o ścianę. Może i są ludzie, którym to odpowiada, po świecie ostatecznie chodzą różni dziwacy, jednak Nathaniel nigdy nie był specjalnym fanem groszku. Nie zajmując się sprawą poranionych rąk brunetki, mógł natomiast w pełni oddać się niezwykle zacnemu zajęciu zatrzymywania kota w swych objęciach. Sierściuch bowiem najwyraźniej nie był zwolennikiem pokojowych rozwiązań i właśnie zaczął się wyrywać. I tak zachowywał spokój zaskakująco długo - pewnie do tej pory był zbyt zszokowany faktem, że ktokolwiek ośmielił się tak bezceremonialnie go obłapiać. Teraz jednak nic już nie przeszkadzało mu w wymierzeniu sprawiedliwości i znalezieniu zemsty na bezczelnej ręce. Ostre kły zatopiły się w dłoni anioła, sprawiając, że ten rozluźnił nieco uścisk. Na to tylko czekał ten cholerny pchlarz. Wykonał oszałamiające salto w tył i już zbierał się do lądowania godnego samego Małysza, gdy w ostatnim momencie pochwyciła go druga, zdradziecka łapa. Zwierzak syknął z wyraźnym niezadowoleniem. Nic dziwnego, w końcu wrócił do punktu wyjścia…
W międzyczasie mimowolne towarzyszki albinosa zdążyły zająć się sobą nawzajem. Właściwie to jedna postanowiła pobawić się w lekarza i pomóc drugiej, która zachowywała się teraz jak ranne, przerażone zwierzątko. Zważywszy na to, która z nich była posiadaczką pary dorodnych, kocich uszu, ta sytuacja stawała się jeszcze bardziej absurdalna.
- Szpital - mruknął odruchowo w odpowiedzi na rzucone w niego pytanie. Nic dziwnego zresztą - jako stały bywalec tego przytułku, nie musiał zbyt długo się nad tym głowić. Nie, żeby sam często doznawał urazów, kontuzji, czy stawał się roznosicielem tropikalnej choroby. Doskonale znał jednak pewną osobę potrafiącą powrócić do swojej jaskini w stanie przypominającym jednocześnie ofiarę powodzi, bombardowania oraz erupcji wulkanu. Takie już życie ulicznego rapera anielskiego pachołka, że trzeba być na bieżąco z podobnymi kwestiami.
Pchlarz tymczasem nie dawał za wygraną; pazury bestii przejechały po ramieniu białowłosego. Chłopak zaklął pod nosem, puszczając zwierzaka, który bezzwłocznie skorzystał z okazji i poszedł w długą. Nathaniel prychnął podirytowany, opuszczając rękawy bluzy. Tak właśnie wszechświat odpłaca mu się za próby pomocy! Dalej, wszechświecie, dawaj wszystko, co masz. Levittoux z miłą chęcią pomoże jakiemuś krwiożerczemu staruszkowi w pieleniu ogródka, albo przygarnie pod swoje skrzydła bandę zdziczałych psów - nasyłaj na niego wszystko, koleś!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Stać tak niemal nieruchomo, jedynie z podrygującymi mimowolnie dłońmi, z których z każdą chwilą wypływało coraz to więcej krwi, która to już zdążyła stworzyć uroczą kałużę na ziemi, gdzie na jej szkarłatnej tafli dryfowały szklane kry. Mogła tak stać, a oni mogli się rozejść. Tak by chyba było najlepiej. Mogła też rzucić się do biegu i czmychnąć szybko do swojej groty, zaszyć się pod kołdrą i nie wychylać się nawet na moment przez najbliższe tysiąclecie.
Lecz strach, jak i ból, który dopiero teraz zaczął dawać o sobie znak, skutecznie ją sparaliżowały. A ta przerażająca dwójka ani myślała sobie pójść.
-Ykh! - stęknęła z zaskoczeniem, kiedy futerkowa chwyciła ją za nadgarstek. Wtedy też dostrzegła, jak bardzo poranione są jej dłonie. A nie dość, że całe we krwi, to jeszcze gdzieniegdzie wystawały srebrzyste, szklane igły. I chociaż szok wciąż jeszcze skutecznie tłumił ból, to jednak widząc to jej kolana się ugięły, a płuca wyrzuciły z siebie całe powietrze. -J-j... - zaczęła, kierując spojrzenie na oczy uszatej, jednak kiedy ich spojrzenia tylko się napotkały, odwróciła speszona głowę, kierując swe oczy na krwistą taflę, podrygującą delikatnie przy uderzeniu kropli ściekających z jej rąk. -D-dam... dam sobie r-radę... - wydukała, na tyle cicho, że nie zdziwiłaby się, gdyby towarzyszące jej osoby tego nie usłyszały.
Przez to całe zamieszanie, zapomniała już całkiem o sierściuchu, który podczas swej emocjonującej ucieczki, zaplątał się w jej nogi. I kiedy pobiegł dalej, to Molly niemal ponownie znalazła się na ziemi. Tym razem miała jednak na tyle szczęścia, że dobroduszna ściana postanowiła ją przytrzymać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Zaprzeczyła, energicznie poruszając głową na "nie!" z dodatkowym wyrazem twarzy "Ty jesteś nienormalna?!" <the awesome poker face>
Spojrzała na anioła. Umilkł, co wydawało się podejrzane. Dla Marceliny BARDZO podejrzane. Spojrzała na niego pytająco, ledwo powstrzymując śmiech, gdy Hades próbował wyrwać się z jego uścisku. - Ejj, no! - powiedziała głośno, odbierając niespokojnego kota z jego rąk. - Zostaw go! On też ma uczucia. Kim ty jesteś, co? - pogłaskała lamentującego sierściucha, najwyraźniej obrażonego na anioła. - Koty nie traktuje się w ten sposób. - dobrze wiedziała, JAK się je traktuje. W końcu sama wiele wiedziała na temat życia KOTA... włóczki, mleczko, rybka i te sprawy, no ale pomińmy ten ciekawy i znaczący dla fabuły fakt. Uraczyła mężczyznę możliwością wypowiedzenia się na ten cały pogmatwany temat. - Nie, nie dasz sobie rady. - wiedziała już, że Molly była osobą bardzo nieśmiałą i strachliwą. Tylko dlaczego? Jaka szkoda, że nie potrafiła czytać w myślach, we wspomnieniach czy lękach. Aragot to potrafił, ale nigdy, przenigdy nie powiedziałby Marcelinie ważnych informacji z życia KOGOKOLWIEK (tak, złamanie prawa bogów śmierci. Pogmatwane to...) Co bardzo Marcelinę irytowało. Tja, kodeks, te sprawy, ale z myśli czy fantazji innych śmieje się w najlepsze, nie raz nie mogąc ustać na swoich łapskach...  - To jak, holujemy ją? - spytała w końcu, patrząc przez chwilę na Nathaniela.
No w końcu dziewczynę trzeba było ratować... wykrwawi się na śmierć! pomyślała kotowata, co wyprowadziło ją trochę z równowagi.
Cholibka, wykrwawi się tu, po czym umrze jej na rękach! Będzie miała jej krew na palcach. Potem ten wielkolud okaże się kanibalem, albo, co gorsza, nekrofilem! I w dodatku zoofilem i pedofilem. I bez szwajcarskiego scyzoryka, gryzienia po łapskach i drapania po żebrach się nie obędzie. Najpierw rozpruwacz, teraz ten. Pewnie to kolejny s.p.e.c od dostarczania żywego towaru i nowych zabawek. Tacy najczęściej są mili, a potem bum! Do wora, sznurek, do samochodu i nikt o niczym nie wiedział, a twoje dane znikają. Pff, w sumie one nigdy nie istniały, bo każdy wymordowany to praktycznie zero w świecie-3. A desperacja? Szkoda gadać...
I jeszcze ten ból głowy. Cholera, no migrena ją złapała! Jeszcze chwila a czerwonokrwista ciecz wypłynie z jej nosa, wystrzeli, pobrudzi wszystkich dookoła, a osoba trzecia stwierdzi, że to ulica sadystów. Kichnęła, wydając trochę kocio-podobny dźwięk alergii. Wyciągnęła chusteczkę jedną, wolną ręką i modliła się, by nie spojrzała na wcześniej bialutki, a teraz czerwony, delikatny materiał.
Dobra, biały. Uff.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Gdyby jego wzrok mógł zabijać, z pewnością pchlarz, który teraz wylądował na rękach dziewczyny i u niej zachowywał się bardzo przyzwoicie, już by nie żył. Jeszcze ta akcja z przewracaniem Bogu ducha winnej, poranionej i przestraszonej brunetki… Oj, grabił sobie, grabił. Jako że Levittoux nie posiadał jednak takiej mocy sprawczej, mógł jedynie westchnąć, przenieść spojrzenie na twarz czerwonowłosej nieznajomej i bardzo wymownie wzruszyć ramionami. Nie wiedział, jak powinno obchodzić się ze zwierzętami i prawdę powiedziawszy, mało go to obchodziło. Złapał tamtego sierściucha tylko dlatego, że czuł się w obowiązku mu pomóc. I tyle. W tym wypadku pieszczoty nie były jego działką.
- Nie, nie dasz – odpowiedział czarnowłosej praktycznie w tym samym momencie, w którym zrobiło to drugie dziewczę.
To musiała być telepatia… albo zwyczajne kojarzenie faktów. Biedna Molly – tak bardzo nikt w nią nie wierzył. Wracając jednak do naszej wesołej gromadki; na pytanie uszastej Nathaniel skinął jedynie łbem, po czym delikatnie chwycił niższą dziewoję za ramię. Jeżeli ta w tym momencie się na niego spojrzała, spróbował złapać kontakt wzrokowy i użyć swego nadnaturalnego daru przekonywania:
- Pójdziesz z nami do szpitala, tam cię opatrzą, a potem będziesz mogła iść gdzie ci się żywnie podoba, okej?
Jeśli nie doszło do kontaktu wzrokowego, jego uspokajające słowa najprawdopodobniej uleciały w eter, ale cóż, takie życie, że nie wszystko nam się udaje. A już w szczególności, kiedy jesteśmy aniołem, nazywamy się Nathaniel Levittoux i jest środa… W każdym razie albinos uczynił to co zapowiedział – zaprowadził obie pannice do szpitala, czy im się to podobało, czy nie.

| zt x3 → możecie pisać już tutaj |
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Nie miała pojęcia, jak daleko od głównej ulicy zabiegła, gdy w końcu się zatrzymała. Bolało ją wszystko, płuca, nogi, kolka kłująca w boku. Łapczywie łapała oddech, starając się nie udusić. Musiała odpocząć.
Czuła się względnie bezpieczna. Nikt jej nie gonił, nikt nie chciał jej porwać i zabrać do laboratorium. Wciąż pewnie nie wiedzieli, że była aniołem. To dobrze. Dłużej pożyje.
Skuliła się za jednym z kontenerów, opierając plecami o ścianę. W jednej chwili straciła wszystko. Pozycję, dom, matkę... Znów była sama. Oplotła ramionami kolana, przyciągając je bardziej do piersi, opierając później o nie policzek. Znów była zdana tylko na siebie. Chyba jeszcze nigdy nie czuła się tak bezradna...
Nie miała żadnych widoków na przyszłość, żadnych perspektyw, gdzie mogłaby się udać. W mieście była już skończona, do Edenu jej nie wpuszczą, a w Desperacji nie przeżyje ani dnia. To jest już koniec. Wszyscy ją zostawili. Hex przecież też szlaja się nie wiadomo gdzie. Od sytuacji w jej apartamencie, ani razu go nie widziała. Może nie żyje? Przecież wtedy był chory, a ona mu nijak nie pomogła...
- No i co, teraz nie pozostało nic innego, jak zdechnąć, maleńka... Skończyła się twoja przygoda.... – Westchnęła, przymykając oczy.
Z zadumy wyrwało ją miauknięcie.
Miauu.
Miauu.
MIAUU!
Uchyliła powieki, a jej oczom ukazał się plaskaty pysk bestii należącej do nieznajomego mężczyzny. Spojrzała na niego groźnie, ale kot zdawał się tym nie przejmować. Jego spojrzenie było pełne pogardy i wyższości, tak typowej dla tych zwierząt.
- I czego chcesz, pchlarzu? Twój pan już nie żyje. Zdechł i teraz nawozi ogrody miasta swoim śmierdzącym ciałem.
Miauuu.
Kot nie dawał za wygraną, wciąż domagając się uwagi. Podszedł do dziewczynki i zaczął ocierać się o jej nogi. Odsunęła go zdecydowanym gestem, nie kryjąc obrzydzenia.
- Wynoś się, ale już! – Warknęła na niego, a jej głos niebezpiecznie się załamał.
Miała dość. Naprawdę. Wszystko obracało się przeciwko niej, a ona nie wiedziała, jak sobie z tym poradzić. Nie było nikogo, na kogo mogłaby zrzucić odpowiedzialność. Nie mogła działać, póki po okolicy krążyli żołnierze Cronusa. Była tu uziemiona co najmniej do wieczora.
Miauu!
No tak. Nie była tak do końca sama. Za towarzystwo miała przeklętego kota, który przyczepił się do niej jak rzep do ogona. Patrzyła na niego gniewnie, przelewając tym spojrzeniem na niego całą swoją złość i rozpacz. Zwierzak zdawał się być jednak niewzruszony całą tą sytuacją.
Miauu, gdzie jest mój zakładnik?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

W którymś momencie miauczenie ucichło. Nadal patrzył na nią ślepiami, w których błyszczało płynne złoto. Wydawały się wibrować, słać nieznaną energię, która wwiercała się w duszę kociej ofiary.
Miau. Doskonale wiem kim jesteś, aniołku.
Miau. Mogę to wykorzystać, jeśli nie zrobisz tego, czego od ciebie oczekuję.
Mrrr... ale najpierw się zabawimy. Na mój sposób, oczywiście.
Cisza, która nastała po tych otwartych zwierzęcych groźbach, zdecydowanie zwiastowała burzę. Gdy tylko Niji na moment odwróciła wzrok, został na nią przeprowadzony wściekły atak czterech łap. Zwierzę zwinnie wparowało na kolana dziewczynki, by później jeszcze sprawniej wskoczyć jej na głowę. Tak też ułożyło się wygodnie, wydając z siebie kolejne pomruki godne najlepszego traktora. Czy innego ciągnika rolniczego.
Długi ogon dachowca kołysał się miarowo, wyrażając dezaprobatę, zapewne względem wisielczych myśli nowego kociego zakładnika.
- Miau, nudzi mi się. Zrób coś, miau.
Zapewne dziewczę się nie przesłyszało. Istota na jej głowie rzeczywiście się do niej odezwała, po czym przeciągnęła leniwie. A jeśli Niji nie zareagowała, to powtarzała owe dwa zdania do skutku.
Miau.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wreszcie się zamknął. Upierdliwe miauczenie ucichło, mogła więc w spokoju zająć się swoimi myślami. Musiała szybko wykombinować, jak wydostać się z miasta. Nie mogła tu zostać, Cronus z pewnością szybko domyśli się, że to wszystko było zręczną mistyfikacją i zacznie jej szukać. A wtedy... Lepiej, żeby jej tu nie było. Ani gdziekolwiek indziej.
Spojrzała gdzieś w bok, opierając policzek o kolana, gdy w następnej sekundzie przed oczyma pojawiły jej się futrzaste łapy, a ona sama została zaatakowana przez kocura. Z jej ust wyrwał się krzyk, a ona sama złapała zwierzę i zrzuciła je ze swojej głowy. No jeszcze tego brakowało, by jakiś kocur siedział jej we włosach!
- Złaź ze mnie, paskudo! – Warknęła, ściągając go z siebie i odrzucając go tak daleko, na ile pozwoliły jej dziecięce rączki. Bestia jednak jak gdyby nigdy nic wylądowała na czterech łapach i ponownie przypuściła atak na jej głowę. Dziewczynka tym razem westchnęła zrezygnowana, opierając podbródek o kolana i burcząc pod nosem przekleństwa pod adresem zwierzaka. Mimo wszystko nie miała ochoty z nim walczyć. Zostali sami, skazani na swoje towarzystwo. Oboje nagle zostali pozbawieni opiekunów, choć zaczynała wątpić, czy tajemniczy dyktatorobójca faktycznie był jego właścicielem. Pchlarz wydawał się zbyt głupi... Z drugiej strony, zwierzęta podobno upodabniają się do swoich właścicieli, a ten nieznajomy też nie wyglądał na zbyt rozgarniętego. Gburowate, samolubne gnojki!
- I co mnie to interesuje...- Zaraz, ty mówisz? – Uniosła zaskoczone spojrzenie na kocura, którego ogon kołysał się gdzieś w okolicach jej ucha. Zmarszczyła brwi, przyglądając mu się badawczo. Owszem, zdawała sobie sprawę z istnienia istot nadnaturalnych, sama była jedną z nich. Ale do tej pory nie spotkała nikogo takiego tutaj, w centrum Miasta, w ostoi ludzkości. A tu proszę, kociak zdawał się być bardziej inteligentny, niż początkowo sądziła.
Powoli jednak zaczynał ją irytować. Machnęła zniecierpliwiona ręką w okolicach ucha, chcąc odgonić irytujący ją ogon zwierzaka.
- A zresztą, nieważne... Co tak głupi kocur jak ty może mieć do powiedzenia... - Prychnęła z pogardą, drapiąc się w policzek podrażniony kocią sierścią. Jeszcze tego brakowało, by dostała wysypki!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Za pierwszym razem, gdy zwierzę wylądowało na ziemi, spojrzało na nią z wielkim wyrzutem. Jak śmiała go zrzucać, pozbawiać miejsca, które mu się należało? W końcu był mózgiem niejednego człowieczka, zaczynając od jego poprzedniej właścicielki, poprzez Philipa, kończąc aktualnie na Niji. Jako istota dawnej, światłej rasy, która jeszcze w starożytnym Egipcie wiodła prym nad dwunożnymi zwierzętami, ów kot doskonale wiedział gdzie znajdowało się jego miejsce. Na głowie anielicy.
- Gadam, latam, pełny serwis. - Stwierdzenie to było tak bardzo przepełnione opryskliwością, że równie dobrze mogło brzmieć jak najzwyklejsze kocie prychnięcie. Ogon ponownie zakołysał się z niezadowoleniem, łaskocząc dziewczynkę za uchem.
Nie do końca odpowiadało mu jednak to legowisko. Czaszka była twarda, włosy wcale nie były aż tak miękką poduszką, a w dodatku cała głowa kołysała się za każdym razem, gdy Niji decydowała się poruszyć. Nie tak zachowują się posłuszni służący. Kot musiał ją ukarać, wyrażając swoją dezaprobatę. Wstał na cztery łapy i, wysuwając pazury, zeskoczył z anielskiej łepetyny, z pełną gracją lądując tuż przed nią. Nie poranił jej jakoś wyjątkowo, ale uczucie też nie było jakieś wyjątkowo przyjemne. Para złotych ślepi zmrużyła się groźnie.
- Ty nie lubisz mnie, a ja ciebie. Ale mój zakładnik utknął gdzieś w jednej z tych puszek, a ja nie mam zamiaru siedzieć i czekać aż wyjdzie. To nudne. - Nonszalancja biła z jego głosu. Przeszedł się z jednego końca zaułka do drugiego, wyprostowany jak struna, z postawionym ogonem. W końcu ponownie spojrzał na dziewczynkę. - Wiem jak się stąd wydostać. Idziesz, czy chcesz tu zdechnąć, żelkowa pało?
W sumie wypadałoby powiedzieć, że kot był kotką i miał kobiecy głos, ale kogo to obchodzi? Przysiadł na ziemi, zawijając ogon przy łapach i spojrzał wyczekująco.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mózgiem? Dobre sobie! Niji nie da mu się zmanipulować. Gadający kot to było zbyt mało, by nią sterować. Miała swój rozum, który podpowiadał jej, by nie ufać futrzakowi, bo nic dobrego z tego nie wyniknie. Niby jak takie małe gówienko miało jej w czymkolwiek pomóc? Od razu było widać, że nie zna ludzkiego świata, obserwując go jedynie przez pryzmat własnej, kociej osoby, o ile można to tak w ogóle ująć.
A ton, w jakim się do niej zwracał, jednoznacznie wskazywał na samolubność kocura. Jeszcze mu pokaże, kto jest górą! Niech no tylko poczeka!
- To może teraz stąd łaskawie odlecisz, co? Czy mam ci pomóc kopniakiem w dupę? Zobaczymy, czy masz do tego talent. – Warknęła w podobnym tonie co odpowiedź futrzaka. Ponownie machnęła ręką, by odgonić przeszkadzający ogon zwierzęcia, z trudem powstrzymując się, by za niego nie złapać. Nim jednak zdążyła cokolwiek zrobić, kocur postanowił zmienić legowisko i zeskoczył z jej głowy, jednocześnie wbijając jej pazury w skórę. Krzyknęła cicho, od razu łapiąc się za głowę, by sprawdzić, czy nie zrobił jej jakiejś większej krzywdy. Na szczęście, na rękach nie zauważyła żadnych śladów krwi, więc tylko spojrzała na niego nienawistnie. Miała ochotę go zabić, udusić, obedrzeć ze skóry, coś ją jednak powstrzymywało. A co, jeśli to jednak było jakieś święte zwierzę i zabicie go ściągnie na nią klątwę gorszą od tej, z którą teraz musi się borykać? Z takimi to nigdy nic nie wiadomo.
- Nigdzie z tobą nie idę. – Zmrużyła oczy, przyglądając się badawczo zwierzęciu. Nie miała pojęcia, jakie miała wobec niej plany. No i wiadomo, kot przemknie wszędzie, w przeciwieństwie do pięcioletniej dziewczynki, która z pewnością jest szukana przez władzę. Z drugiej strony, mogłaby spróbować uciec, szczególnie, że teraz Cronus był zajęty mordercą jej matki. Ale skąd mogła mieć pewność, że już nie zarobił kulki w łeb?
- Zresztą, jak ty to sobie wyobrażasz? Jesteś kocurem, ciebie nikt nie zaczepi, nie zapyta o przepustkę. A ja jestem dzieckiem, nie wiem, czy zauważyłeś. I to nie byle jakim, bo córką samego dyktatora, którego ktoś przed chwilą jak gdyby nigdy nic zamordował. Nie sądzisz, że wyglądałoby co najmniej dziwnie, gdybym sobie tak spacerowała przez miasto bez niczyjej opieki?
Mimo to kotu i tak nie zamierzała ufać. Musiała wymyślić coś innego, by wydostać się z miasta. Może nocą będzie łatwiej... Do tej pory, gdy była dyktatorem, mogła robić co chciała, a teraz? Teraz nie wiadomo, czy przeszłaby bez kontroli przez wyrwę. Strażnicy z pewnością już o wszystkim wiedzieli.
Nie, zdecydowanie nie mogła zaufać kocurowi.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Puszysty ogon zakołysał się w geście niezadowolenia. Zwierzę ponownie łypnęło na dziewczynkę i odwróciło się do niej tyłem.
Trzy kroki. Przysiadło. Zerknęło za siebie, zaszczycając Niji kolejnym miauknięciem.
- To wysmaruj twarz sadzą i udawaj, że wyprowadzasz kota na spacer. - Wyższość w jego kocim głosie rozbrzmiała po raz kolejny. Taka mądra z niego była istotka, takie szczwane fortele wymyślał! - - W dodatku co ty sobie myślisz, że wojsko będzie sprawdzało każdego dzieciaka? Przecież one zawsze mają większy luz, niezależnie do tego czy są dziećmi robotów czy nie.
I po tych słowach najzwyczajniej w świecie uniósł swój zacny tyłeczek i ruszył w stronę wyjścia z zaułka. Za chwilę zostanie sama, zupełnie sama i nie będzie mogła liczyć na pomoc nikogo poza swoją własną. A kot, mimo że był zadufany w sobie i egoistyczny, jak to zwierzęta jego gatunku, to jednak miauczał z sensem. Tego nie mogła mu odmówić.
A co do zmierzchu, to wcale nie musiała długo czekać, ponieważ dziewczynka okazała się tak zaabsorbowana rozmową z sierściuchem, że nawet nie zauważyła, gdy słońce zaczynało zachodzić. Teraz już znajdowało się niemal nad horyzontem, oświetlając ścieżkę, którą uparcie wędrował mruczek.
Ten zaś nie miał zamiaru się odwracać po raz kolejny. Jak będzie szła to pójdzie, jak nie to nie jego problem. Najwyżej wyruszy dalej, w poszukiwaniu swojego nowego człowieka i odbije go ze szponów tyrana i porywacza, którego nazywają bodajże Konusem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Miała coraz więcej wątpliwości. Z jednej strony za nic w świecie nie chciała zaufać kotu, przecież ta nędzna kreatura z pewnością nie chciała dla niej dobrze. No bo jaki niby miałby w tym cel? Żadnego.
Z drugiej jednak strony ta futrzasta kreatura naprawdę mówiła z sensem. To mogło się udać. Przecież dzieciaków takich, jak ona, było na pęczki. Wystarczyło trochę zmienić wygląd, umazać się, jak to dzieciaki i popędzić przez miasto, nie pokazując strachu czy jakichkolwiek obaw. Mogła wyprowadzać kota na spacer, prawda? W mieście, gdzie nie ma bólu, strachu, czy nienawiści, wszystko jest możliwe.
Szczególnie, że już zrobiło się wystarczająco ciemno, by mogła w miarę niezauważona przemknąć przez miasto. A na terenach zielonych już nikt jej nie będzie zaczepiał...
- Uh... Zaczekaj! – Zawołała za kotem, gdy ten ruszył w stronę zachodzącego słońca. Podniosła się z ziemi i otrzepała sukienkę, po czym podreptała za kotem, a jej obcasiki stukały o bruk. Zarzuciła jeszcze kaptur na szyję, by przysłaniał jej twarz i pewnym krokiem podążyła za kociakiem.
- Spróbuj mnie tylko zrobić w chuja, a zrobię z ciebie torebkę. – Dodała jeszcze, zanim wyszli z zaułka. Musiała mieć jakieś zabezpieczenie, że nie zrobi nic głupiego. A kocur chyba nie był na tyle głupi, by ryzykować własną skórą. Dziewczyna naprawdę nie zawahałaby się obedrzeć go ze skóry.

//zt
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach