Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Pisanie 22.03.14 13:00  •  Recepcja Empty Recepcja
Hol to jedyne miejsce w całym szpitalu, do którego można wejść bez okazania przepustki. Na wprost znajduje się recepcja, gdzie wiecznie siedzi jeden pracownik - Sakamoto. Chudziutki choć wysoki chłopak, który poza monotonnie wyuczonymi formułkami nie odzywa się do nikogo. Chodzą podejrzenia, że może być androidem. Po jego obu stronach znajdują się drzwi prowadzące na oddziały. Na holu znajduje się również poczekalnia w formie poustawianych przy ścianach bladoniebieskich kanap. Od czasu do czasu przejdzie tędy ochrona.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.07.14 2:03  •  Recepcja Empty Re: Recepcja
Po wrażeniach w parku poszła grzecznie do domu. Przemoczona do suchej nitki, umorana gdzieniegdzie w błocie i wymęczona po kolejnym dniu pełnym wrażeń. Kto wie, czy lekarza nie odwiedzi z objawami przeziębienia.
Wróciwszy do mieszkania, rzuciła wszystkie ubrania w łazience na posadzkę i poczęła od ciepłej kąpieli, bo cóż innego mogła zrobić. Przebrała się, zajęła się również umyciem tego czworonożnego brudasa, któremu była w stanie policzyć niektóre, bardziej wystające żebra. Dziwne, bo nie było go zaledwie jedną noc i pół dnia. Cóż, ale oczywiście Kamikaze nie zdaje sobie sprawy, że po mieście krążą hybrydy wirusa i powodują takie amoki, omamy i "oberwania" chmury. Nevermind. Później sprawdziła, jak czują się jej niemi pobratymcy na balkonie, po przejściu sztucznej, aczkolwiek rześkiej burzy. Żadnych złamań. Dobrze. Potem białowłosa ugotowała jakiś potencjalny posiłek i grzecznie budowała swój pikselowy park zoologiczny.
Rankiem, niedosłysząc budzika i budząc się półtorej godziny po czasie, turkusowooka zrywa się i szykuje na czczo do szpitala, na umówioną wizytę, zabieg, cokolwiek to miało być. Ubrała się w jakieś ciemne, szarpane, dżinsowe szorty, których w szafie miała chyba z tuzin. Przynajmniej nie będzie się zbytnio męczyła z ewentualnym rozbieraniem, np. by lekarz obejrzał stan zagipsowanej nogi. Na prawą, zdatną do życia nogę założyła jakąś ogromną, czarną pończochę z grubszej bawełny, sięgającą pod samą, poodzieraną ozdobnie "nogawkę" szortów. Watro zakryć to, co niepotrzebnie ma być roznegliżowane. Cóż. Jej góra stanowiła luźniejsza, biała koszulka z krótkim rękawkiem i szary, imitujący dżins płaszcz do kolan. Na to tradycyjnie arafatka.
Po wykonanych czynnościach, panna przypomniała sobie o umyciu twarzy i zębów. Tak, wszystko na ostatnią chwilę. Niby nie znosiła tego trybu i ciągu poleceń, ledwo zdążając na określoną minutę, ale często z niego korzystała. To było mocno frustrujące, zwłaszcza, gdy w duchu mówiła do siebie Następnym razem wstanę szybciej... Następnym razem nie będę tak długo się zastanawiać... Następnym razem.. Kto wie, może następnego razu już nie będzie.
Wzięła kule, władowała niechlujnie słuchawki i telefon do kieszeni, wsadziła wszystkie potrzebne dokumenty w torbę i wkładając pośpiesznie jeden z butów typu skate na jeszcze sprawną nogę, podskoczyła do drzwi. Złapała za klamkę i w biegu mrugnęła okiem, dając jednocześnie buziaka w stronę psa. Miała nadzieję, że niewidzialna poczta lotnicza dostarczy przesyłkę na mokry noc pupila. Ten bacznie leżał z łapami wyciągniętymi w przód i czekał, kiedy drzwi się zamkną. Zamknęły się. Ren wsadziła kluczyki w kieszeń i poczęła powolnie ale w pośpiechu zeskakiwać po schodach w dół.
Kilka przecznic i stanęła przed gmachem szpitala. Kilkoma susami pokonała samo otwierające się drzwi, jednak po przekroczeniu progu zaczęła dzwonić czujka, domagając się identyfikatora. Ren miała to szczęście, że od czasu pójścia do szpitala nosiła ten wredny pasek przez cały czas, więc okazanie dowodu tożsamości nie było większym problemem. Irytujący dźwięk, jak przy włamaniu ucichł, a nastolatka kuśtykając kilkukrotnie, zjawiła się pod kontuarem recepcji. Uprzednio witając się uprzejmie z pielęgniarką za biurkiem, przekazała wszystkie potrzebne informacje i wyłożyła potrzebne papiery na blat. Zawsze, kiedy wchodziła do jakiegokolwiek centrum użyteczności publicznej, czy też nadzwyczajnego sklepu, jej głos robił się niezmiernie wysoki, cichy i typowo dziecięcy. Magia!
Po dokonaniu formalności, pielęgniarka wskazała odpowiedni korytarz oraz numer gabinetu, gdzie pokrzywdzona przez los[ ma się stawić. Ren uśmiechnęła się słabo i podziękowała uprzejmie za te informacje, po czym doczłapała się na wyznaczone miejsce. Nie rozbierała płaszcza. Miała w nim bowiem zbyt wiele cennych rzeczy, by zostawić je na korytarzu, a trzeba przyznać, że kilkoro ludzi się kręciło.
Ze zmartwioną miną siedziała i czekała na swoją godzinę śmierci. Okazało się, że przyszła o dziesięć minut za wcześnie. Brzuch skręcał jej stres w wyniku wyczekiwania i brak treści w żołądku. Nie cierpiała jeść przed czymś tak stresującym, jak wizyta u lekarza. O nie.
W końcu drzwi się uchyliły i wyszedł z nich jakiś tam pacjent. Ren nie zwracała zbytniej uwagi na niego, gdyż właśnie przyswajała ciężko fakt, że sama musi tam wejść i Bóg wie, co oni będą jej wyczyniać z tym kręgosłupem.
Pacjent po kilki chwilach rozmowy z lekarzem o następnej wizycie i wymienianiu się uśmiechami, poszedł zarezerwować kolejny termin, a Ren wystraszona, z powykręcanymi jelitami, weszła niechętnie jak do ubojni we wnętrze gabinetu, znikając jednocześnie za jasnobrązowymi, drewnianymi drzwiami i dziwnym uśmiechem pana doktora.
To co miało przebiec w gabinecie, przebiegło bez większych komplikacji. No, może poza jękiem od nastawiania - i tak w znieczuleniu miejscowym - naruszonych kręgów po głupiej bryle lodowej. Trwało to trochę czasu, ale mimo, ze obolała, to jednak czuła ulgę i swobodę poruszania się. Lekarz wypisał jej recepty niezbędne do prawidłowego procesu gojenia i z ciepłym uśmiechem wysłał do recepcji, by zarezerwowała kolejny, podany przez szanownego pana doktora termin wizyty.
Gabinet opuściła ze łzami w oczach, ciągnącymi się przez całą twarz. Twarz miała nieco opuchniętą od płaczu. Bolało mimo znieczulenia. Podeszła do recepcji, podając odpowiednie papiery i prosząc o rezerwację wizyty na kolejny termin za tydzień. Ledwo trzymała się na nogach, plecy tak niemiłosiernie bolały. Czyżby tak wyglądała na nowoczesna medycyna? Dość brutalna, albo po prostu Ren jest zbyt delikatna na takie zabiegi.
Cóż, tak czy inaczej, dostała zwolnienie z ćwiczeń na wf-ie co najmniej na dwa miesiące, tak samo i zwolnienie do pracy w parku. I jedyną rzeczą, jaką musiała wykonać, to zanieść te świstki właśnie w te miejsca, a potem marsz prosto do domu, zahaczając o aptekę. Wprawdzie kilka leków otrzymała od doktora i jego wyposażenia, ale potrzebne były jeszcze inne specyfiki. Rany Julek, ile tego potrzeba? Nevermind.
Podeszła do złośliwej czujki, która w wyobraźni nastolatki przypominała strasznie zadziorną i zarozumiałą kobrę królewską, która złośliwie wysuwa język i próbuje dorównać wzrostem albinosce. Żeby to złośliwe urządzenie nie darło tej mordy, podsunęła opaskę pod czerwony laser i wyszła spuszczając głowę.
No, nareszcie spokój z tymi plecami! Szkoda tylko, że ma na nich tyle opatrunków i usztywnień, jakby miała żel pod siodło.


[z/t]
<-- -->
Później poprawię, teraz mi się nie chce ;_;
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.09.14 22:48  •  Recepcja Empty Re: Recepcja
Recepcja Tumblr_n48c2wJ1pl1t4o62mo1_400
^ gif przeprosinowy za okropne opóźnienie w pisaniu postów D:

Do szpitala przybyła trójka istot, które w zestawieniu ze sobą wyglądały co najmniej dziwacznie. Bynajmniej nie wyglądali na rodzinkę z atakującym znienacka wyrostkiem robaczkowym, czy zaniepokojonych rodziców z dzieckiem ze złamaną ręką. Jeśli chodzi o podobieństwo, te dwie dziewczyny może by i jeszcze uszły za krewne, ale dryblas, który trzymał łapę na ramieniu tej drobniejszej… nie ma szans. I właśnie ta gromadka śmiałym krokiem podeszła do recepcji, z której natychmiast padło nieśmiertelne pytanie:
- Czym mogę państwu służyć?
Nathaniel zatrzymał się na jej czele, biorąc na siebie rolę przewodnika stada. Rzucił znużone spojrzenie młokosowi za okienkiem.
- Trzeba ją opatrzyć – rzucił prosto z mostu, wskazując na dziewczynę z poharatanymi dłońmi.
Sakamato skinął głową, zapisując coś na ekraniku wyświetlonym przed nim hologramowo. Niby tyle lat minęło od apokalipsy, a biurokracja wciąż taka sama, jak przednią... Levittoux oparł się o pobliską ścianę, czekając aż młodzik skończy z tymi całymi cyrkami i powie im, na który mają iść oddział. Był znudzony całą tą sytuacją, a w dodatku w tym holu było cholernie gorąco. No świetnie. Albinos podwinął rękawy, zastanawiając się, co jeszcze dzisiaj może mu się przytrafić. Bo, że na tym incydencie się nie skończy, tego był pewny. Może stratuje go stado słoni? To dopiero byłoby coś, zważywszy na to, że w M-3 nie widziano żadnego egzotycznego zwierzęcia od setek lat…
Użalanie się nad swoim losem – zawsze w cenie.

» Mistrz Gry «

Pech chciał, że chłopak z rejestracji zauważył brak identyfikatora na nadgarstkach Marceliny oraz Nathaniela. Zapewne byli łowcami. Czerwone oczy białowłosego mężczyzny jedynie utwierdziły go w tym przekonaniu. A czerwonowłosa dziewczyna pewnie nosiła soczewki. Recepcjonista nie da się tak łatwo zwieść, w końcu na szkoleniu nie o takich sztuczkach mu opowiadano. Poza tym to nie był pierwszy raz, gdy Łowcy przychodzili do szpitala, nie mając gdzie indziej skorzystać z profesjonalnej opieki medycznej. Cały personel był na to wyczulony, jako że przy wejściu do holu nie trzeba było okazywać przepustek, co swoją drogą Sakamoto uważał za poważny błąd. Zazwyczaj jednak buntownicy przybywali w bardzo poważnym stanie, często zagrażającym życiu. Co więc skłoniło ich, by zaryzykowali złapaniem z powodu szkła wbitego w dłonie jakiejś dziewczynki? To musi być podstęp! Pewnie planują wysadzić szpital albo przynajmniej któryś z ważniejszych oddziałów. Uświadomiwszy to sobie, chłopak gwałtownie zerwał się ze swojego krzesła i szybkim krokiem skręcił w korytarz, w którym znajdowała się poczekalnia. Prawie wpadł na dwójkę ochroniarzy. Wywiązała się ożywiona dyskusja. Molly, Nathaniel i Marcelina mogli zauważyć, że cała trójka patrzy się prosto na nich, a na domiar złego wysoki chudzielec żywo gestykuluje, raz po raz wskazując w ich kierunku. Chwilę później ochroniarze – barczysty łysol i przysadzista blondynka – ruszyli w ich stronę z poważnymi minami niezwiastującymi niczego dobrego.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.09.14 15:41  •  Recepcja Empty Re: Recepcja
Szpital. Szpital. Igły. Doktorzy. Białe fartuchy.
Dlaczego ona się na to zgodziła?! Gdyby jeszcze ten dryblas przyprowadził ją tutaj siłą, co nie było przecież wyczynem, cała ta fabuła miałaby sens. To musiała być jakaś hipnoza, trans! Weszła do tego "wielkiego" pomieszczenia z miną zbitego psa i przyklapniętymi uszami. Już zrobiło jej się niedobrze! Miała unikać tych miejsc jak żywego ognia do końca swoich dni. Ale nie, ona musiała tu przyjść, ten cholerny anioł musiał ją tu przyprowadzić. Musiała akurat wtedy szukać swojego cholernego kota, a ten cholerny kot musiał przyplątać się akurat do tego cholernie cholernego, ciemnego zaułku...
Puściła Hadesa, już wcześniej kładąc go na parapecie przed wejściem. Poprawiła mu jego granatową obrożę (w czaszki .3.) i kazała tu grzecznie poczekać. Futrzak posłusznie pozostał na swoim miejscu, układając się blisko paprotki, widocznie przerażony wizją braku dzisiejszej kolacji - miała być wątróbka! - Zajmij się, nim, okej? - zwróciła się do Aragota, pchając drzwi i wchodząc po dłuższym zastanowieniu do środka. Pilnować to muszę, ale Ciebie. - Wyluzuj, co ma mi się stać... w szpitalu?! To punkt medyczny! Arcio, nie martw się o mnie. - Puściła do niego oczko, śmiejąc się szeroko. Wiedziała, że wszelkiego rodzaju zdrobnienia jego imienia czy pochodzenia (bazylcio, boguś, piesio, PYSZCZEK) doprowadzały go do białej gorączki. Ale ty zawsze pakujesz się w tarapaty. Tak, tak, jasne. Zawsze wpada w kłopoty, z których nie wyszłaby, gdyby nie bazyliszkowy! Wystawiła mu język, odskakując w ostatniej chwili od szturchańca, parskając przy okazji śmiechem. Boziu, jak oni się kochają.
Podeszła do mężczyzny, zatrzymując sie blisko niego i opierając szanowny tył o ścianę. - Ej! Słuchaj, my tu mamy wypadzik do szpitala, a nawet nie znamy swoich imion. Jestem Marcelina... - wyszczerzyła się, wystawiając łapkę do gestu przywitania się. Lata wśród ludzi zdążyły zrobić swoje, a ogoniasta przyjęła wiele ich zwyczajów. Spojrzała na Molly, a potem na jej pokrwawioną dłoń. Aż poczuła ten ból. - A o co oni się tak kłócą? - zapytała, patrząc na rozgorączkowanego, młodego mężczyznę w fartuchu. Żywo gestykulował do dwóch dryblasów - barczystej blondyny i jakiegoś tłustego łysola. Nagle ta wielka dwójka w mundurach ruszyła w ich stronę. Ich miny mówiły same za siebie. Spojrzała na Nathaniela i odsunęła się trochę bliżej wyjścia. Ta wycieczka to chyba nie był dobry pomysł... Marcelina może i wyglądała w miarę 'normalnie', ale mężczyzna... wydawał się być łowcą z krwi i kości, a podobno ludzie ich bardzo nie tolerują w swoim towarzystwie. I chyba nie byli mile widziani w miejscach publicznych. - Co jest? - W dodatku podłoga była śliska. Jeszcze kilka sekund temu sprzątaczka jechała po niej wielkim, czerwonym mopem, z zabawnym dzwoneczkiem na uchwycie. Wypolerowana powierzchnia była na tyle śliska, że Marcelina straciła równowagę i wylądowała na miękkim krześle, który był przymocowany do ściany.
Poderwała się szybko na równe nogi i pociągnęła Nathaniela za ramię. - Weź dziewczynę. Musimy uciekać! - szarpnęła go jeszcze dwa razy, patrząc na zbliżającą się dwójkę. To oznaczało tylko jedno. Kłopoty! - No szybko, bo inaczej skończymy na wakacjach w budynku s.p.e.c! - sama myśl o tej organizacji dała jej niezłego kopa, czuła się jak po kofeinie! Po kilku susach w stronę drzwi znalazła się na zewnątrz. Objęła czarne kocisko, które z niezadowolonym miałknięciem skomentowało całe to zajście. Aragot tylko przewrócił oczami. A nie mówiłem? Może i mówił. Ale skąd Marcelina miała wiedzieć, że taki pech podąża za nią od pamiętnego dnia wkroczenia do zakazanej puszczy?
-ZJEŻDŻAMY!

z/t
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.10.14 14:22  •  Recepcja Empty Re: Recepcja
Nathaniel również ulotnił się ze szpitala, zanim ochroniarze zdołali się do niego zbliżyć. Molly została sama w towarzystwie trójki nieznajomych dorosłych, którzy wyglądali na niezwykle zaniepokojonych. "Nic ci nie jest?", "Coś ci zrobili?", "Porwali cię?", "To przez nich masz takie poranione dłonie?", "Próbowałaś uciec?" - lawina pytań zalała dziewczynę, nie pozwalając jej tym samym na odpowiedzenie na którekolwiek z nich. Koniec końców otrzymała jednak odpowiednią opiekę medyczną, natomiast o dwóch Łowcach zostały niezwłocznie powiadomione odpowiednie służby.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Recepcja Empty Re: Recepcja
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down


 
Nie możesz odpowiadać w tematach