Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 14 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 10 ... 14  Next

Go down

Pisanie 10.08.15 11:46  •  Ciche pustkowie - Page 7 Empty Re: Ciche pustkowie
Nie sądziła, że w huku maszyn uda jej się zdrzemnąć, a jednak. Ostatni etap podróży przespała, ukołysana miarowym dudnieniem maszyn. Ogólne wyczerpanie, zarówno fizyczne jak i psychiczne, ostro dały się jej we znaki, co dodatkowo ułatwiło sprawę. Mimo to obudziła się natychmiast, gdy piekielna maszyna się zatrzymała. Rozejrzała się dookoła, zastanawiając się tylko przez chwilę, gdzie jest i dlaczego tu się znalazła. Z cichym westchnieniem przeciągnęła się, rozprostowując obolałe członki. Widok zmęczonego do granic możliwości mężczyzny, który najwyraźniej coś jeszcze do niej mówił, wcale nie nastrajał jej optymistycznie.
Cóż poradzić.
- Gdzie jestem? – Dopytała, gdyż akurat w tym momencie mężczyzna musiał ziewnąć i jej zaspany umysł nie do końca wyłapał, o co mu mogło chodzić. Ale i szofer też nie kwapił się, by cokolwiek powtarzać. Wręcz przeciwnie.
Rzucił w nią puszką, którą złapała w ostatnie chwili. Na je wieczku narysowana była ryba.
Fuj.
Ale, jak to mówią, darowanemu koniowi nie zagląda się w odbyt. Czy coś w ten deseń.
Przez chwilę wpatrywała się w puszkę, zastanawiając się, czy ten palant nie próbuje jej w ten sposób otruć czy coś. Mimo wszystko zniszczył jej androida, tak? No i całą karierę, przyszłość i takie tam. Z drugiej strony, gdyby chciał się jej pozbyć, to zrobiłby to tam, na pustyni.
Czyli widocznie nie był taki zły, na jakiego wyglądał.
Może jakby się umył, ogolił i przestał tyle palić, byłby całkiem przyzwoitym facetem...?
Czym prędzej wsunęła puszkę do torebki przewieszonej przez ramię i zbliżyła się do szui, uważając na czyhające dookoła metalowe elementy. Wspinając się na palce, cmoknęła go w policzek.
- Dziękuję. – Uśmiechnęła się i potarmosiła kota, siedzącego na głowie mężczyzny. - Powodzenia na służbie u Cronusa – dodała wesołym tonem, po czym wygramoliła się z tej piekielnej maszyny, by ruszyć w dalszą, samotną drogę, nie oglądając się za siebie.
Gdy już nieco oddaliła się od pojazdu, zabrała się za puszkę od szui. Swoimi drobnymi palcami musiała się nieźle napocić, by ją otworzyć. Cudem nie urwała zawleczki, co z pewnością byłoby w jej przypadku katastrofalne w skutkach. Marszcząc nos zabrała się za wybieranie rybek z oleju. Nie zamierzała grymasić. Nie miała nic innego do jedzenia, więc powinna się cieszyć, że ma cokolwiek, by wrzucić do żołądka. Przecież Philip mógł wyrzucić ją z czołgu, nie zostawiając zupełnie nic do jedzenia. A tak...
Z pełnym brzuchem ruszyła w drogę ku przeznaczeniu, kierując się w stronę gór, zgodnie ze wskazówkami mężczyzny. Co ma być, to będzie, prawda?

/z.t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.08.15 23:17  •  Ciche pustkowie - Page 7 Empty Re: Ciche pustkowie
Phil jechał całą noc. Poznawał swojego nowego przyjaciela, a ten zaś poznawał Philipa. Gdy pierwsze promienie słońca przebiły się przez peryskop znajdujący się wewnątrz blaszanej atrapy, najemnik poczuł się zmęczony. Miał jednak jeszcze kilka metrów, czy też kilometrów do przebycia. Nie powstrzymało to jednak potężnego ziewnięcia, które rozwarło paszczę mężczyzny, starając się wyrównać ciśnienie w, nie oszukujmy się, niemal całkiem pustej czaszce.
Kolejne ziewnięcie przerwało monotonię jazdy gdy góry Shi pojawiły się na horyzoncie. Trzecie, nim czołg zatrzymał się, zaś klapa otworzyła, wypuszczając drobną anielicę. Wcześniej Liebgott nie mógł położyć się spać, wszak liczył na nagrody i wieńce w zamian za dostarczenie jeńca. Teraz jednak, gdy już się pozbył dziewczynki, nie pozostało mu nic lepszego do roboty jak utulić zagłówek pluszowego fotela, w który troskliwy Cronus wyposażył pojazd, i zamknąć oczy. Tylko na chwilkę. Przecież zaraz będzie mógł pojechać dalej.

Owa "jazda dalej" nigdy się nie zaczęła, tak samo jak nie miała się zakończyć. Nie w samotności. Nagle, coś dostało się przez właz czołgu prosto do jego trzewi i zasiadło za głównym pilotem, nadal śpiącym jak niewinne dziecko. Philipa wybudził dotyk. Coś, albo ktoś szarpał go za nadgarstek. Potem było szczęknięcie i trzask metalu o metal. Anielica odkopała karabin najemnika na drugi koniec czołgu.
Wystarczyło spojrzeć w dół, by zauważyć, że cienka bransoletka z łańcuszkiem pojawiła się na nadgarstku Żmija. Nie musiał się domyślać. Wiedział co to oznaczało. Drugi koniec przykuty był do kierownicy czołgu.
- No to co, jedziemy zdobyć Eden hm? - Wesoły głos, najpewniej blondynki, rozbrzmiał tuż obok jego ucha. Zaraz za nim, jakby z nicości, wyłoniła się para rak, które ledwo sięgały kierownicy czołgu. - Ty operujesz pedałami, ja kieruję.
Kosmyk włosów połaskotał jego zarośnięty policzek. Prawda, była blondynką. Miała zadbane paznokcie w kształcie migdałków i pachniała czystym ziołem. Tym samym, za którym przepadał każdy amator łakoci z M-1. Szkoda, że już dawno zniknął ostatni gram czystego towaru.
- A tak swoją drogą jesteś aresztowany. Zostaniesz postawiony przed Sądem Bożym. - Ciężko było niedosłyszeć entuzjazm w jej głosie. - Jak zrobisz coś głupiego to zatrzymam ci akcję serca na pięć sekund kulą prądu. Lepiej się zastanów nim zaczniesz kombinować, Szujo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.08.15 23:55  •  Ciche pustkowie - Page 7 Empty Re: Ciche pustkowie
Szuja spał niczym słodki niemowlak w środku dnia po całej nocy dręczenia rodziców płaczem i szlochem. Cienka strużka śliny sączyła się z kącika popękanych ust wprost na deskę rozdzielczą, a wnętrze czołgu wypełniało pochrapywanie przywodzące na kwik ćwiartowanej żywcem świni.
Pusta podświadomość Liebgotta nie mogąc wyobrazić mu jakiś kreatywnych marzeń sennych postanowiła zabawić się w wyświetlanie zapętlonej sekwencji najlepszych wybuchów jakie widział w życiu.
Wybitny seans.

Tę idealną drzemkę przerwało szarpnięcie. Anielica mogła być świadkiem wyjątkowo rzadkiego widoku półprzytomnego Philipa próbującego stawiać opór broniąc się przy pomocy nieskoordynowanych ruchów rękami i mamrotania niewyraźnie po nosem wiązanki najsoczystszych przekleństw jakie znał.

Koniec końców zmęczenie wzięło górę i poddał się.
Słuchał słów znajomo pachnącej blondyny starając się otrzeźwieć. Oczy kleiły się niemiłosiernie kiedy zbierał do kupy szczątki swojej osobowości i próbował dociec kim on kurwa właściwie jest.
Kiedy skończyła nazwała go szują. To poukładało niepełne puzzle jakimi był w tym momencie.
Podniósł głowę i obczaił lasię przekrwionymi, świńskimi oczyma pałającymi czystą, skrystalizowaną nienawiścią, a później przemówił zaspanym, niskim radiowym wręcz głosem.
Tylko kurwa spróbuj to wyłączę Cię z życia. Na zawsze. To bardzo długo, czaisz kurwa?

Znajomy zapach kręcił w nosie, zassał dobre kilka metrów sześciennych powietrza i był już pewien co było jego źródłem. Zmierzył blondynę wzrokiem.

Jebiesz jak suszarnia haszu, kopsnij skręta to pojedziemy gdzie se kurwa chcesz dziunia ale zwracasz za wachę.

Jak zwykle dumny ze swojej własnej zajebistości i elokwencji rozsiadł się wygodnie kompletnie ignorując kajdany i kładąc nogi na pulpicie.
Ale jestem pro elo do przodu, księżniczko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.08.15 14:27  •  Ciche pustkowie - Page 7 Empty Re: Ciche pustkowie
Anielica parsknęła śmiechem, widząc nieskoordynowane ruchy najemnika. Zabawna była też jego próba odzyskania świadomości, czy też wykorzystania elokwencji. Szczątkowej, ale zawsze jakiejś.
Od śmiechu rozbolał ją brzuch, ale starała się tego nie okazywać. Zamiast tego nachyliła się jeszcze bardziej, pozwalając by kolejne blond kosmyki wylądowały na twarzy Philipa. Wcale jej to nie przeszkadzało, w końcu to nie ją łaskotało, a jego. To on będzie żarł kłaki pachnące najczystszym zielonym jakie można było znaleźć.
Za włosami powędrowała znów szczupła ręka. Wystarczył ułamek sekundy by dotknęła nią klatki piersiowej namiestnika.
- BUM! - Dźwięk był tak gwałtowny, że nie było innej opcji, musiał podskoczyć, jakby rzeczywiście poraził go prąd. W straszeniu była dobra, wszak już dawno temu została amatorką tanich filmów grozy. - Ach, zaraz, coś mówiłeś? Bo zagłuszył cię chyba odpalany silnik. No dalej, nie każ mi wykorzystywać siły. Jak dojedziemy to dostaniesz tyle haszu, że nie wstaniesz przez pół roku. Utkniesz w Narnii. Obiecuję. Słowo anioła.
Dobry glina zawsze w cenie. Argument potwierdzał zaś zapach. Musiała mieć tego tyle ile mówiła. Może rzeczywiście gra była warta świeczki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.10.15 22:48  •  Ciche pustkowie - Page 7 Empty Re: Ciche pustkowie
Jesień.
Ta piękna pora roku, kiedy świat staje się kolorowy, liście w całej gamie od zieleni po czerwień mienią się na drzewach i opadają na ziemię, dzieci bawią się kasztanami, a delikatny wiaterek powoduje bajeczny wygląd wszystkich długowłosych pań niczym w reklamach szamponu.
Tak to wygląda, o ile się jest szczęśliwym mieszkańcem Miasta-3 i ma zapewnioną sztuczną pogodę dwadzieścia cztery godziny na dobę. Oni rzeczywiście mogą sobie ową porę roku nazywać złotą jesienią, a mieszkańcom Desperacji pozostaje...
Cóż. Narastający chłód, wichury, niespodziewane deszcze, jeszcze większą marność pousychanych roślin i ogólną tendencję resztek natury do obumierania przed jeszcze gorszymi warunkami zimy. Nie ma co, trzeba wyhandlować u jakiegoś przemytnika kawałek ciepłej garderoby i liczyć na to, że nie będzie ci dane zamarznąć na śmierć.
Ale czy gorsza z dnia na dzień pogoda może odstraszyć zatwardziałych wielbicieli spacerów od kultywowania swego hobby? Otóż nie. Gdy więc tylko nadarzył się nieco cieplejszy dzień, Vivian postanowiła skorzystać z okazji i wybrać się na przechadzkę po najbliższej okolicy. Z pustej przestrzeni, którą właśnie przemierzała, nie roztaczał się żaden szczególny widok. Zero malowniczych pejzaży, hasających po łące zwierzaczków i sielanki. Tak naprawdę nie widziała jakiejś konieczności ich występowania. Na niebie co prawda kłębiło się sporo chmur, ale temperatura była zaskakująco wysoka. Mimo lekkiego wiatru, rozpięła kurtkę i schowała ręce do kieszeni, raczej z przyzwyczajenia niż z realnego zimna. To była całkiem przyjemna opcja na spędzenie tej niemalże południowej godziny.
Nie przewidziała tylko jednego. W wyższych partiach atmosfery wiatr był mocniejszy i dość szybko przygnał ciemne chmury bezpośrednio nad góry. Po pewnym czasie pojawiły się pierwsze krople deszczu, z sekundy na sekundę przybierające na sile i częstotliwości. Zaczęła gorączkowo rozglądać się za jakimś schronieniem, ale pustkowie miało to do siebie, że było... no, puste. Kilka pojedynczych wzniesień, ale żadnych drzew.
Nie wiadomo jakimś cudem Viv mijała właśnie niewysoki pagórek i w trakcie nerwowego poszukiwania jakiejkolwiek opcji, spostrzegła niewielkie zagłębienie w skale, które równie dobrze mogło dalej przechodzić w jaskinię. Problem był tylko jeden - by ochronić się przed spadającym deszczem, musiałaby wejść kawałek głębiej, a na to była zdecydowanie za wysoka.
Nie namyślała się za wiele. Wcisnęła cały swój byt w szczelinę i rozpoczęła proces przemiany. Ciało wymordowanej zaczęło się kurczyć pod ubraniami; nie był to proces szczególnie przyjemny, jednak nie miała w tej chwili lepszych pomysłów. Po chwili u wlotu do niedużej jaskini, w której człowiek miałby problem zmieścić się na czworaka, stało niewielkie pustynne zwierzątko. Akane nie miała czasu na sentymenty - złapała w zęby krawędź spodni i kurtki, po czym podreptała na małych lisich łapkach wgłąb szczeliny, gdzie mogła osłonić się od deszczu. Przy pomocy pyszczka wsunęła cały swój poprzedni ubiór pod kamienne sklepienie; w samą porę, gdyż właśnie w tej chwili kropienie znacznie przybrało na sile, by w końcu ściana wody lunęła w dół.
Nie uśmiechało jej się siedzenie na włochatym tyłku, ale wgłąb jaskini nie miała po co iść. Raczej wątpiła, by bez jakiegoś oświetlenia cokolwiek zobaczyła, a mogła co najwyżej zrobić sobie krzywdę. Stąd też położyła się obok sterty ciuchów i najzwyczajniej w świecie zasnęła, uśpiona bezczynnością i jednostajnym szumem deszczu.
Majestatyczna członkini kościelnej starszyzny ucina sobie drzemkę w ciele uroczego fenka. Absurd goni absurd w tej Desperacji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.10.15 23:03  •  Ciche pustkowie - Page 7 Empty Re: Ciche pustkowie
Hayato miał w zwyczaju być w nieustannym ruchu. Mimo posiadania stałego miejsca zamieszkania, które służyło bardziej za rupieciarnię niż przytulne cztery kąty, w przeciągu miesiąca rzadko sypiał w tym samym miejscu dwa razy. Nie tylko dlatego, że uwielbiał czuć wiatr w sierści, a wieczna podróż dawała mu ukojenie, lecz mając cztery wilki do wykarmienia wiedział, że żerowanie na jednym terenie to droga donikąd. Po co bowiem wybijać cały kurnik, jak można zjeść kilka kur i czekać na wylęg nowych? Taką też filozofię przyjął Spad, który czerpał z dobrodziejstw natury tak, by za miesiąc, rok znów móc w nich zasmakować. I po takiej też uczcie był właśnie Rudzielec. Brnął dziarsko przed siebie co jakiś czas bosymi stopami rozchlapując kałużę. W końcu nie tak dawno temu padało, a właściwie lało. Na szczęście Spad wyszedł z niej o suchym, choć nieco wilgotnym, ogonie. Nie przeszkadzało mu to. Nucił sobie coś pod nosem, maszerując z średniej wielkości plecakiem na grzbiecie, mając śpiącego morfika na ramieniu i podziwiając dokazujące sobie wilki, które co jakiś czas znikały w krzakach, by po chwili wyskoczyć znienacka przed opiekunem. Były pełne energii i coraz dalej było im do pojęcia "szczeniaka". Miały w końcu już po roku, prócz czwartego, najmłodszego i najnowszego członka tej niecodziennej watahy będącego ledwie trzymiesięcznym podrostkiem. Próbował on podążać za swym przebranym rodzeństwem, lecz przeważnie po przeczłapaniu kilku metrów potykał się i zaliczał kąpiel błotną. Reszta nie zważając na niego znikała pędem w zaroślach tak, jak teraz...

Trzy rozbawione wilki ponownie zniknęły w krzakach. W akompaniamentach przepychanek, powarkiwań, zaczepnego łapania się nawzajem za ogony pognały przed siebie. Ten maraton trudno było nazwać wyścigiem, bo żadnej mety czy startu nie było. Jedna, wielka, niekontrolowana gonitwa, która ustała równie gwałtownie, jak się zaczęła. Jeden z wilków zatrzymał się bowiem nagle, a reszta zaskoczona tym faktem zatrzymała się o niego. Po chwili pytających spojrzeń, pochwyciły jakiś nęcący ich zmysły, nietypowy zapach i z poważniejszymi minami poleciały jego tropem prowadzącym do niewielkiej jaskini, czy też jamy. I tutaj, w tym momencie zabawa w ganianego przeobraziła się w test odwagi. Każdy z psów pojedynczo, tak cicho jak tylko mógł zakradał się do jaskini, by techniką cichej szczęki pochwycić jakiś fant mogący być dowodom ich odwagi i sprytu. Mowa tutaj naturalnie przykładowo o koszuli, spodniach...i jednym bucie, który przypadł najbardziej ciapowatemu z całej trójki, a który to również kichnął donośnie gdy ujmował go w zęby. Nie muszę chyba opowiadać o panice, która go wówczas ogarnęła i jak bardzo był spłoszony gdy opuścił grotę, zostawiając Akanę za sobą. Zapewne, gdyby właścicielka zaczęła je gonić początkowo by je to rozbawiło, myśląc, że ta chce dołączyć do ich zabawy, a potem cóż...poleciałyby szukać pomocy u tatusia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.10.15 15:46  •  Ciche pustkowie - Page 7 Empty Re: Ciche pustkowie
Jakkolwiek głupio brzmiało ucinanie sobie drzemki w jakiejś podejrzanej jamie pośrodku pustkowia, usprawiedliwić je można prostą rzeczą. Otóż deszcz padał mocno, że psa by z domu nie wypuścił; wokół wydawało się nie być nikogo, z niewielkiej jaskini też nie zapowiadało się, by miało cokolwiek wychynąć. Co jak co, ale można było poczuć się względnie bezpiecznie.
Szkoda tylko, że Akane nie przewidziała czasu trwania swojego snu. Skąd mogła sądzić, że obudzi się dopiero po dłuższym czasie, gdy po ulewie nie będzie już śladu - no, może poza wszędobylskimi kałużami i zapachem wilgotnej ziemi w powietrzu. Ciemne chmury już dawno odpłynęły w innym kierunku, niesione silnym wiatrem troposfery. Okolica nieco pojaśniała, ale pusta przestrzeń nadal nie wyglądała szczególnie zachęcająco. Raczej nikt tu nie przychodził dla rekreacji, prędzej po drodze albo z przymusu. W końcu nie było tu nic ciekawego oprócz kilku pagórków, paru kamieni... i śpiącego w jamie pustynnego liska.
Usłyszała kichnięcie jeszcze w połowie śpiąc i przewróciła się z boku na bok, podkulając drobne łapki do futrzastego brzuszka. Twarde podłoże jaskini było jednak zbyt niewygodne, by mogło na dłużej zastąpić porządne łóżko. Potrząsnęła mała główką i przeturlała się na brzuch, po czym otworzyła oczy, jeszcze zaspanym wzrokiem szukając źródła dźwięku sprzed chwili. Z pyszczka małej istotki wyrwało się nagłe ziewnięcie, po czym stanęła na wszystkie cztery łapki. Wystarczyło jedno zerknięcie w kierunku stosu z ubraniami, by zauważyła, że czegoś brakuje. Wytarta kurtka, skarpetki i jeden z butów zostały na swoim miejscu, ale o dziwo brakowało całej reszty. Magia czy złodzieje? Chociaż druga opcja wydawała się bardziej racjonalna, w swej logiczności była też absurdalna. Komu chciałoby się kraść stare spodnie, sweter (no dobra, on był porządny) i bluzkę oraz tylko jednego buta i wciąż schowaną wewnątrz ubrań bieliznę? Brzmiało bardziej jak dowcip niż prawdziwa kradzież, ale pannie Andersson nie było do śmiechu ani odrobinę. To były jej ciuchy, jej porządny sweter, o jaki w Desperacji było naprawdę trudno, jej dżinsy, jeden z jej ulubionej pary butów. A ktoś sobie te rzeczy po chamsku podwędził I ma to tak zostawić? Niedoczekanie.
Wyparowała z jamy prędzej niż głodny Desperat zmierzający do darmowej stołówki dla ubogich. Rozejrzała się uważnie dookoła, ale po sprawcach nie było ani śladu. Będąc małym liskiem niestety miała dość zawężone możliwości widzenia. Stąd też chcąc nie chcąc po chwili przybrała z powrotem ludzką formę. Skrzywiła się na konieczność łażenia po kamienistym obszarze bez butów, ale nie miała zbyt wielkiego wyjścia. Wciągnęła pozostałe jej skarpetki, kurtkę zarzuciła na grzbiet i wziąwszy wybrakowane obuwie w rękę, oddaliła się od miejsca swojej drzemki. Wtedy też dostrzegła malucha, który paradował w najlepsze... z jej butem!
- Ty! - warknęła, nie zważając na to, że może szczeniaka przestraszyć. Nie obchodziło jej to, bo najwyraźniej miała do czynienia ze złodziejaszkiem. Skrzywiła się z niezadowoleniem i ruszyła szybkimi krokami w kierunku swojej własności, gotowa ją odebrać każdym możliwym środkiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.10.15 1:41  •  Ciche pustkowie - Page 7 Empty Re: Ciche pustkowie
Gromada obłowiona w swe dowody odwagi zaczęła czym prędzej się oddalać od miejsca zbrodni. Wtopa jednego z wilków stała się ku temu najoczywistszym powodem, lecz niestety nie każdy z nich posiadał umiejętności szybkiego odwrotu. Kiedy bowiem Akane mogła oglądać znikające jej z pola widzenia dwa wilki tak ten ostatni, kichający, nieporadnie próbował się oddalić. Niestety trzymany w zębach but niemal całkowicie zasłaniał mu wizję. Do tego, gdy usłyszał warkot kobiety i zawiść w jej głosie...Wpadł w niemałą panikę, o czym świadczył podkulony ogon i położone po sobie uszy. Do tego ten skomlący dźwięk, gdy nieporadnie zaczął biec przed siebie, niemal czując na swym karku oddech rudowłosej. Zapewne szło by mu to efektywnie, lecz najwyraźniej niemal zapomniał, że ciągle trzymał w zębach fanta, który przysłaniał mu wizje. Tyle dobrego, że nawierzchnia działała na jego korzyść. No ale nic zabawnego w całej scenie dla niego nie było. Nie chciał skończyć pożartym przez fenka. Przecież rodzeństwo by go wyśmiało! Jedyny ratunek był w Hayato. Oby dobiegł do niego przed tym, jak zostanie pochwycony...

Spad ,jak szedł sobie pogwizdując pod nosem tak też dalej czynił. Nie przejmował się tym, że jego pociechy zniknęły mu z oczu na dłuższą chwilę. Uszy miał bowiem postawione na baczność, a te jak do tej pory nie zarejestrowały żadnych niepokojących dźwięków. Nie to co oczy, które uważnie wzroczył pojawiające się na horyzoncie basiory. To co przykuwało największą uwagę wymordowanego w tym momencie to nie dumna, wręcz zadowolona z siebie postawa psiaków, lecz kolorowe fragmenty tego co miały w pysku. Minna mu zrzedła gdy podeszły na tyle blisko by mógł dostrzec w płachtach wyraźne części garderoby.
- Boże Drogi...zeżarły kogoś. - Wyszeptał przerażony, przeciągając dłońmi po swych polikach. Zaszumiało mu w uszach. Podszedł jednak szybkim krokiem do czwórnogów. Pochwycił za poły swetra chcąc wyszarpać wilczurowi, który wziął to za rodzaj zabawy.
- Puszczaj mówię...- Wywarczał już mniej przyjemnie, co na szczęście dało efekt. Spojrzał karcąco na czworonoga, westchnął i przyjrzał się zdobyczy znajdującej się w jego rękach. Nie było na niej śladów krwi. Hayato odetchnął z wyraźną ulgą, jednak coś ciągle zaprzątało mu myśli i to nie chodziło o to, że ubiór posiadał ślady dziwnie znajomego zapachu.
- Skąd to masz? I Kimi ciebie też to dotyczy, nie uciekaj mi tu. Siad! Wypluj i...- Spojrzał protekcjonalnie na jednego, na drugiego. Uniósł przy tym jedną ze swych brwi k górze, a ręce splótł na piersi coby wyglądać bardziej groźnie. A przynajmniej dla swych podopiecznych. Właściwie już miał im prawić kazanie i kazać się tłumaczyć, gdy coś go szturchnęło z boku. Był to but trzymany przez trzeciego z wilków w zębach. Wyraźnie zestresowany i spłoszony popiskiwał, starając się schować za nogami Spada. Tylko dlaczego? Trochę zmieszany Hayato podniósł wzrok w stronę z której przybył histeryk.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.10.15 6:58  •  Ciche pustkowie - Page 7 Empty Re: Ciche pustkowie
Na szczęście dla siebie, nieporadny wilczek był od kobiety w pewnym oddaleniu. W przeciwnym wypadku miałby pełne prawo do śmierci ze strachu, gdyż rudowłosa istota wyglądała na zdecydowanie wściekłą i zdeterminowaną w odzyskaniu swojej własności. Od razu ruszyła za zwierzęciem, nawet nie zapinając rozwiewanej teraz przez opór powietrza kurtki. Musiała wyglądać teraz przekomicznie, ale kompletnie nie zwracała na to uwagi. Było cholernie zimno, a jej ubrania zostały rozkradzione przez bandę szczeniąt. W normalnych warunkach pewnie by się roztkliwiła nad uroczymi maleństwami, jednak teraz jej cierpliwość została wystawiona na bardzo brutalną próbę i wszystko wskazywało na to, że jeszcze najmniejszy wybryk, a Akane kompletnie straci nad sobą panowanie. Była nawet zbyt zła na to, żeby za zwierzątkiem pobiec. Szła bardzo szybko, pewna tego, że maluch nie będzie w stanie przed nią uciec, szczególnie ciągnąc parę od trzymanego przez dziewczynę buta.
Co producent obuwia złączył, wilk niechaj nie rozdziela.
Jej cel był coraz bliżej i nie zamierzała odpuszczać. Dystans pomiędzy wymordowaną a wilczkiem malał z chwili na chwilę i już nie było wątpliwości, że dojdzie do nieprzyjemnej konfrontacji. Sytuacja jednak zmieniła się, gdy uniósłszy wzrok na chwilę sponad uciekiniera, Vivian zauważyła stojącą postać. Ludzką postać o dziwnie znajomej aparycji, choć osobnik ów stał do kobiety tyłem i nie mogła zobaczyć twarzy. Grunt jednak w tym, że mały złodziej zatrzymał się przy jego nogach, a wraz z nim cała reszta bandy.
- Ej! - zawołała, a w tym właśnie momencie mężczyzna się odwrócił, sprowokowany do tego zapewne dźgnięciem przeprowadzonym przy pomocy kradzionego adidasa. Widok odzianej tylko w skarpetki rozpiętą kurtkę Viv musiał być dla niego zaskakujący, ale równie mocno zdziwiona była ona sama, widząc znajomą twarz pośrodku pustkowia. W końcu kto mógłby się spodziewać, że po pierwszym ich spotkaniu w ruinach dawnego miasta będzie im dane zobaczyć się znów w o wiele bardziej patologicznej sytuacji?
Dotarła w końcu na miejsce i stanęła około metra od Spadesa, nadal z groźną miną i wyraźną frustracją wymalowaną na twarzy. Nie wydawała się jednak ani trochę zażenowana tym, jak wygląda - w końcu nie takie rzeczy się w życiu robiło (nie pytajcie).
- To twoja banda? - spytała, wskazując na grupkę szczeniąt, które nadal były w nielegalnym posiadaniu kilku sztuk damskich ubrań. Jej głos brzmiał nieco łagodniej niż wskazująca na silną chęć mordu mina, ale dalej nie wydawała się zadowolona. Mogła lubić rudzielca, ale jeżeli to on dowodził kompanią małych złodziejaszków, to nie zamierzała być ani odrobinę pobłażliwa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.10.15 21:59  •  Ciche pustkowie - Page 7 Empty Re: Ciche pustkowie
Każdemu niesfornikowi wyrwał z pysków skarby, które do nich nie należały. Było tego trochę, trzymał więc wszystko oburącz, przytulając do swej klatki piersiowej i już miał zacząć wszczynać przesłuchanie, gdy wtem wpadł na niego spóźnialski ciągnąc za sobą prócz buta...kogoś.
- Och...- Tylko tyle zdołał z siebie wydusić Hayato, gdy spostrzegł biegnącą w jego stronę, praktycznie nagą kobietę. Mało tego - znajomą kobietę! Zamrugał kilkakrotnie niedowierzająco. Pytająco wymamrotał nawet jej imię pod nosem. Niby mantra, która miała jego samego przekonać, że spotkał właśnie ją w dość niecodziennej sytuacji. Wszak miał jej ubrania, ona biegła ku niemu praktycznie naga...Wielu mężczyzn nie raz śni po nocach o podobnych ekscesach, lecz Spad przełknął jedynie nerwowo ślinę, a stojące na baczność uszy niemal jakby na rozkaz zmieniły orientację na poziomą, chowając się w rudych kosmykach. I nie, nie z powodu zawstydzenia, lecz pewnej groźby i niezadowolenia, którą dało się wyłapać z głosu, jak i ze spojrzenia przybyłej.
- Może...To znaczy - tak, moja. Łobuzy prawda? Hahaha...Hah....Haa...- Poprawił się po czym zaśmiał się wymuszenie, chcąc obrócić całą sytuację w żart. Słysząc jednak, że na tym pustkowiu słychać wyłącznie jego śmiech, chrząkną i ukłonił się przepraszająco, wysuwając na wyciągniętych przed siebie dłoniach skradzione ubrania, tak, jakby składał hołd samemu królowi, a właściwie - królowej. - Proszę o wybaczenie, głupie toto. Nim jakkolwiek zareagowałem znikły mi z oczu, a potem pojawiły się z tym wszystkim. - Zachowywał się jak matka przepraszająca za swe psotliwe dzieciaki. Nawet swego rodzaju pokora i zmęczenie słyszalne w jego głosie idealnie oddawały ten stan. Chyba często zdarzało mu się przepraszać i to jeszcze w ten typowy dla Japończyków formalny sposób.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.10.15 20:41  •  Ciche pustkowie - Page 7 Empty Re: Ciche pustkowie
Zmierzyła rudzielca wzrokiem tak zaciętym, jak gdyby trzymanym w dłoni butem miała zaraz wymierzyć wymordowanemu solidny cios w twarz. Nie była jednak aż tak zdenerwowana, jedynie na takową wyglądała. Wprawdzie padła ofiarą niezbyt miłej zabawy szczeniąt, ale teraz przynajmniej miała na oku prawdopodobnie wszystkie utracone przez siebie rzeczy. To dawało cichą nadzieję, ze uda się je pokojowo odzyskać, a skoro tak, to humor od razu jej się odrobinę poprawił.
- Powiedz mi, proszę, że masz na to jakieś dobre wytłumaczenie... - zaczęła wciąż poirytowanym tonem. Zamaszystym ruchem rozłożyła ręce na boki, tylko po to by zaraz po zakończeniu swojej urwanej wypowiedzi zapleść je pod wciąż nagim biustem, wyrażając w ten sposób swoją frustrację. Oddychała nierówno, gwałtownie wypuszczając powietrze przez nos. Musiałą uspokoić nieco rozbudzony niespodziewanym pościgiem organizm, więc teraz zaciskała zęby nie tylko z powodu złości, ale też po to, by nie zacząć nieelegancko dyszeć.
Spojrzała na kierowany w jej stronę "hołd" i westchnęła, kręcąc głową ze zrezygnowaniem. Wyciągnęła ręce w kierunku mężczyzny i z plątaniny ubrań zaczęła wyjmować pojedyncze sztuki, a potem zakładać je na siebie z powrotem w odpowiedniej kolejności. Nie wstydziła się swojego wyglądu, ale nie była to ta pora roku, kiedy chciałaby szwendać się po Desperacji w radosnym niczym. Za dużo różnych chorób mogła przez to nałapać, a nijak nie uśmiechało jej się przeleżenie najbliższych dwóch tygodni z gorączką. Zresztą świat poza murami miał raczej kiepską ofertę opieki zdrowotnej i każda infekcja mogła się skończyć bardzo przykro z powodu rozlicznych zaniedbań, powikłań czy choćby niedoboru leków. Nie, zdecydowanie nie miała na to ochoty.
- Uznajmy, że ci wierzę. I że ci wybaczam to karygodne niedopatrzenie. Na przyszłość pilnuj swoich maluchów, bo jeszcze ci sprowadzą na głowę poważniejsze kłopoty niż mnie i nie sądzę, żebyś chciał mieć w życiorysie takie zdarzenia - mówiła w trakcie ubierania się, aż w końcu nawet zawiązała oba buty i stanęła na powrót w pozycji wyprostowanej. Teraz było zdecydowanie cieplej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 14 Previous  1 ... 6, 7, 8 ... 10 ... 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach