Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 4 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

KOMUNIKAT: |13.11| Misje oraz wydarzenia, na których nie pojawił się post od 30 dni mają czas na wznowienie rozgrywki do 19.11 do 23:59. W przeciwnym wypadku trafią do archiwum.

- - -

W związku z powyższą informacją, która pokazana była w ogłoszeniach na stronie głównej forum misję archiwizuję. W przypadku chęci wznowienia jej odsyłam na PW.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przejmuję tę misję, gdyż Hibiki jest nieobecna, a graczom zależy na jej ukończeniu.

Uczestnicy:
Shane, Tyrell, Shion
Cel:
Shane - manipulacja kośćmi
Tyrell - leczenie ran dotykiem
Shion - pirokineza
Poziom trudności:
Średni
Możliwość zgonu:
Pojawia sie zawsze, ale tak naprawdę jest uzależniona od Was.


Let's go!



Złapany w pułapkę mężczyzna szamotał się w błocie, w którym najwidoczniej ugrzązł na dobre, gdyż gabaryty jego ciała nie wpływały pozytywnie na odzyskanie koordynacji ruchowej. W akcie bezsilności począł wymachiwać ramionami, jakby w nadziei, że uda mu się pokonać przeszkodę, płynąc, lecz tym sposobem jedynie rozchlapał kleiste podłoże dookoła, a potem jego samotna kąpiel została przerwana przez obecność Shane’a i postępującego krok za nim Shiona.
Nie szarpał się, nie szamotał, kiedy sznur opląt ciasno jego klatkę piersiową, ręce i nogi. Dostosował się do słów wyższego mężczyzny, jednakże nie było to uwarunkowe strachem przed perspektywą utraty życia. Wykrzywił usta w paskudnym uśmiechu, demonstrując swoje szczerbate, pożółkłe uzębienie i zerknął Shane'owi prosto w oczy, gdyż ten, pochylając się nad nim, przykładając mu lufę broni do czaszki, znajdował się w zasięgu jego wzorku.
—  Nie, nie. — Z ciała zaczęła ulatywać para. — Nadchodzi. Jest coraz bliżej  — wychrypiał, wbijając przerażone ślepia w przestrzeni nad ramieniem Pradawnego. Para ta okazała się siwym dymem, gdyż zaraz dostała się do układu oddechowego przybyszy i zaczęła natarczywie drapać ich w gardła, dusić, tym samym wymuszając na nich odsunięcie się od rzezimieszka. — Ta osada jest martwa. Wy też tacy będziecie. — Po wypowiedzeniu tych słów, zaczął się trząść, jakby w nagłym ataku padaczki, zagryzł zęby na języku, a jego ciało stanęło w płomieniach.
Deszcz padał mocniej i mocniej. Uderzał o odsłoniętą skórę Shane'a i Shiona jak mały żwir. Niebo zostało przecięte przez błyskawice. Jedną, drugą, trzecią. Odgłos grzmotów brzęczał w uszach, a ogień połykał ciało rabusia, który dawno nie żył, gdyż odgryziony język utknął mu w gardle i zatrzymał dopływ powietrza do płuc. Zapach stęchlizny unosił się powietrzu, rozwiewany przez porywisty wiatr.
Kolejny piorun przeciął firmament, przerzedzając na chwilę wszechobecną ciemność i trafił w dach chatki, którą opuścili przed paroma minutami, zostawiając w niej swoich towarzyszy. W tym samym czasie wydarzyły się dwie rzeczy. Odgłos burzy zagłuszył przeraźliwy pisk i głośne pianie koguta. Ciało złodzieja rozpadła się w proch, a w jego szczątkach wyraźnie lśnił nadnaturalnym blaskiem srebrny przedmiot.



Północny wiatr prześlizgiwał się po konstrukcji budynku, zawodząc przeraźliwie. Deszcz bębnił w metalowy parapet i szyby, aż w końcu jedno z okien otworzyło się na oścież i wypuściło do środka przeraźliwy chód wieczora. Zapadła ciemność, gdyż dwie świece rozstawione na stole, które miały na zadanie rozświetlać kuchnie, zostały pozbawione równowagi i tym samym zgasły, konfrontując się z drewnianym podłożem. Ówże deski zaskrzypiały pod naporem nagich stóp. Cień małej albo przygarbionej sylwetki prześlizgnął się po meblach i ścianie, aż w końcu znieruchomiał. Tyrell w tej samej chwili mógł poczuć, że coś ostrego konsultuje się z jego przedramieniem i przecina boleśnie skórę w akompaniamencie przeraźliwego, podłużnego pisku feniksa, który zatrzepotał skrzydłami i wzbił się w powietrze, nieświadomie przy wykonywaniu tej czynności wbijając pazury w bark swojego właściciela.
Tyrell, przez błyski rozświetlające pomieszczenie mógł dostrzec, najprawdopodobniej ku swojemu zdziwieniu, dziewczynkę. Tą samą dziewczynę, która podzieliła się z najemnikami ciepłym posiłkiem po trudnej i wyczerpującej podróży do ich osady. Wpatrywała się w niego wielkimi, szklistymi oczyma. Spomiędzy zaciśniętych zębów wystawało barwne upierzenie i fragment skóry, zaś po podbródku płynęła stróżka krwi. Przeżuła kawałek mięsa, mlaskając przy tym, a potem przełknęła go łapczywie. Oblizawszy wargi, zwolniła uścisk. Na miejscu jej paznokci pojawiły się zaostrzone szpony. Idealne, by przebić tchawicę.
— J-ja nie… nie chciałam. — Cichy głosik dziecka zabrzęczał w uszach anioła, a także wymordowanego, a w jej dotychczas połyskujących szaleństwem oczach pojawiło się przerażenie, jakby nie zdawała sobie sprawy z poprzednich postępów. — N-nie chciałam – dodała, odsuwając się do ściany, po czym przytuliła do niej plecy. Pociągnęła nosem w żałości. Po policzkach popłynęły łzy. Zadrżała, chowając twarz w dłoniach. — Ja… muszę… pozwól mi… ja – wyszeptała nieskładnie. – J-ja muszę zjeść twojego ptaka... P-proszę. Wtedy wszystko wróci do normalności. P-roszę. B-błagam… Ja muszę… inaczej zjem was wszystkich… i... wszystko pójdzie na marne… Już, już nikt… nikt go nie powstrzyma.  — Przechyliła głowę pod dziwnym kątem, po czym wstała niezgrabnie, potykając się o własne nogi, ale, asekurując się meblem, odzyskała równowagę. Spojrzała wprost na Hydrę, krzywiąc usta w psychodelicznym uśmiechu. — DAJ MI GO, CHUJU, INACZEJ POŻRĘ WAS WSZYSTKICH — warknęła gardłowo. Ten głos nie należał do niej. Zdecydowanie nie do niej. Był pozbawiony rozpaczy, strachu i dziecięcej niewinności.
Nathaniel stał nieopodal Tyrella, zaciskając mocno dłoń na rękojeści noża, którego uprzednio wyciągnął ze swojego ekwipunku w celu zaprezentowania sowich umiejętności w zakresie posługiwaniu się nim. Stołek, na którym uprzednio siedział, został powalony i leżał na ziemi, kiedy ten z impetem zerwał się na równe nogi. Jednakże nie poruszał się, a jego wzrok objął sylwetkę roztrzęsionej dziewczynki. Czekał w pogotowiu, aż ta go zaatakuje, gdyż nie czuł wewnętrznej potrzeby, aby interweniować, gdyby ta rzuciła się na właściciela ptaka. Nie miał zamiaru z nim współpracować, był zdany na samego siebie i swoje umiejętności. Jego rola ograniczała się w tym momencie do dbania o swój tyłek i interesy DOGS.
Dom zadrżał w fundamentach. Cała znajdująca się w nim trójka nie znała przyczyny tego nieoczekiwanego wstrząsu, gdyż zostali tymczasowo otumanieni przez grzmot, który objął strzelnie ich uszu, ogłuszając ich na parę sekund.


Czekam na odpisy do 15 grudnia. Jeśli takowe pojawią się we wcześniejszym terminie, ja zapewne również odpowiedź wrzucę stosunkowo wcześniej.

Do trzech razy sztuka. Jeśli któreś z Was trzy raz zbagatelizuje wyznaczone terminy i nie powiadomi mnie o ewentualnej obsuwie albo nie zgłosi nieobecności, to jego szansa na zdobycie pożądanej mocy spada do zera. Po czwartym takim razie może się modlić o życie swojej postaci.


Obrażenia:
Shane i Shion Przemoczeni. Odczuwają wyraźny spadek temperatury. I zimno. Mają problem z oddychaniem.
Rabuś nr jeden: Obrócił się w proch.
Tyrell: Krwawy ślad po szponach na przedramieniu i pazurach na barku. Problem z rejestrem dźwięków. Chwilowe otumanienie.
Raksha: Utrata paru piór i fragmentu skóry na poziome brzucha. Problem z rejestrem dźwięków. Chwilowe otumanienie.
Nathaniel: Czerwone ślady po przyduszeniu. Problem z rejestrem dźwięków. Chwilowe otumanienie.    
Nadya: Drgawki. Głód. Szaleństwo w oczach. I łzy na policzkach. Problem z rejestrem dźwięków. Chwilowe otumanienie.


Macie wolną rękę. Kolejność też jest dowolna.




Uwaga!
Nie mam pojęcia jaki zamysł na tę misję miała Hibiki, więc rozegram to po swojemu, dlatego też istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że zachowanie wprowadzonych NPC będzie się nieco różniło od pierwotnych założeń, mniej jednak mam nadzieję, że nie będziecie mieć mi tego za złe.

W razie pytań, wątpliwości, pytajcie.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Kiedy wysoki pisk wzniósł się po sam sufit, Tyrell zareagował wręcz natychmiastowo. Wcześniejsze otumanienie spowodowane szalejącą burzą zniknęło, zastąpione dziwnym instynktem podpowiadając mu bezwzględny racjonalizm. Kiedy tylko złote pióra feniksa musnęły zbliznowaciałego policzka właściciela, obrócił się tak gwałtownie, że na moment zatracił przed oczami scenerię spokojnego, wiejskiego obrazu. Coś wkradło się pod materiał jego bluzy. Zimne i okrutne szpony musnęły jasną skórę odkrywając ciało pokryte gęstym tatuażem. Mogło się przez chwilę wydawać, że to ta bliskość najbardziej przestraszyła Tyrella ― w jego turkusowym oku bowiem tliła się jasna iskra, która pomimo braku jakichkolwiek uwydatnionych na twarzy emocji była tak czysta jak płótno, które kupuje się w markowym sklepie. Strach skrywał się gdzieś w jego oczach, przenikał przez ziemne źrenice i rzucał cień na zaciśnięte usta, które nie zakreślił żaden mięsień.
  Raksha z piskiem przefrunął przez pokój i ulokował się na najwyższym możliwym punkcie ― okazał się nim drewniany, zdezelowany karmisz. Ptak pochylił się lekko, próbując zmieścić swoje opierzone ciało  między ciasną wnęka i łypał na zebranych, jak Lord ze swojego podium. Oddychał szybko, najbardziej było to widać w miejscu straconego upierzenia, gdzie szkarłatna tkanka, pokryta krwią unosiła się sprawie raz w górę, raz w dół.
  Tyrell wpatrzyła się w dziewczynę kompletnie oniemiały i choć twarz jego była nieruchoma niczym kamień wyjęty ze źródlanej wody, wzrok przeskakiwał mu szybko z obu tęczówek dziewczyny, jakby próbował dodpasować  jej słowa do spływających słonych łez. Nie odezwał się nawet wtedy kiedy ta odsunęła się i oparła o ścianę. Jej szloch wydawał się brzmieć bardziej przerażająco niż grzmoty, które co chwila rozjaśniały pokój.
  Chłopak cofnął się o krok, kiedy ta natarczywie wyrzucała z siebie słowa. Wciąż widział na jej ustach krew i szczątki pomarańczowego puchu, który udało się jej odgryźć. Nie był pewien co zamierzała; nie dało się tego dostrzec w jej martwych ochach, kiedy ta podniosła łeb i wymierzyła mu okrutnie rozbawione spojrzenie.
  ― Nie. ― Rozbrzmiał krótki dźwięk, a mięsień tuż pod okiem drgnął mu lekko, kiedy deski zatrzeszczały pod jego stopami. Gdyby nie ten upiorny widok zapewne nie trzymałby śliny tak długo w ustach. ― Zbliż się, a użyję siły.
  Wyciągnął dłoń przed siebie jakby naprawdę zamierzał nią ustrzelić nieposłusznego diabła. Czuł jak krew pulsuje mu w skroni i zaczyna robić mu się ciepło. Uzewnętrznienie emocji jest o wiele łatwiejsze ― oczyszcza organizm z brudu, ale osoby, które mają z tym problem zaczynają powolny proces własnej autodestrukcji. Obrócił nerwowo  głowę w kierunku otwartego okna. Wiatr zawiał mu w twarz. Okiennica wychodziła na inną część posesji. Zakładał, że Shane, ani rudy wypierdek nie zauważą ich postaci stojących w powoli gasnących świecach, których płomień szalał niebezpiecznie na granicy lontu.
  ― Zostań-gdzie-jesteś.
  Zaakcentował spokojnym głosem. Obrócił głowę w stronę dziewczyny. Właśnie wtedy mogła dostrzec na jego twarzy przerażenie. Błyskawica, jej upiorna twarz i krew.
  BŁYSKI.
  Tyrell nie spoglądał nawet na Nathaniela, ale czuł jego obecność. Wyciągnięta ręka zadrżała mu, choć w kanonadzie mocnych drżeń, ruch nie wydał się niczym szczególnym. Na moment stracił orientacje. Czarna grzywka osłoniła mu czoło. Kropla potu spłynęła po kości policzkowej. Paranoja nasiliła się wdrapując się w jego głowę. Szczęki po raz pierwszy zacisnęły się silnie. Poczuł, że traci oddech.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Sprawa robiła się coraz bardziej podejrzana. Shane spoglądając w oczy opryszka miał dziwne wrażenie, że zaraz stanie się coś jeszcze bardziej niespodziewanego. Nie pomylił się, kiedy tamten dmuchnął mu w twarz parą, a on na chwilę zaciągnął się oparem. Wyprostował się niczym oparzony, a słowa tamtego dźwięcznie brzęczały mu w uszach niczym zbliżająca się burza. Poczuł gorycz na języku i uczucie niepokoju z tyłu głowy.
Instynkty szalały, a jemu wydawało się, że czas na chwilę zamarł w miejscu kiedy piorun przeciął niebo.
Już i tak jesteśmy martwi... — mruknął cicho do siebie, wiedząc, że nieznajomy nie to miał na myśli.
Ciało rabusia nagle zaczęło płonąć. Rudzielec odsunął się, nie chcąc, aby i jego ogień strawił. Wpatrywał się w lawirujące języki ognia, zahipnotyzowany niesamowitym zjawiskiem jakiego właśnie doświadczył. Samozapłon nie był codziennym zjawiskiem, dlatego też z uwagą wpatrywał się w popiół jaki pozostał po oprych. Zamyślony, ocknął się w momencie kiedy błysnął srebrny przedmiot. Kucnął, łapiąc go w palce i oglądając z każdej strony.
Nie miał nawet chwili, aby dłużej przyglądać temu, gdyż natężenie piorunów zwróciło jego uwagę na tyle, że odwrócił głowę w stronę chatki. Zmrużył oczy, przyglądając się zbitym dechom, które robiły za ich tymczasowe schronienie.
Coś mu podpowiadało, że warto wrócić do chaty i sprawdzić czy wszystko w porządku. Zwłaszcza, że na polu mieli popiół. Sprawa mogła nie wyglądać tak, jak im się wydawało na początku. Mogli być przynętą. Mogło tu być... wszystko.
Podniósł się z kucek i wcisnął srebrny przedmiot w dłoń Shiona.
Trzymaj — Polecił, mając nadzieję potem rzucić na to okiem. — Chodź, tylko nie próbuj kozaczyć, bo osobiście cię udupię — Ostrzegł go, odwracając głowę w jego stronę i sprawdził co ten zamierza.
Poleciał w stronę chaty.  Pokonał stopnie schodowe w jednym kroku, chciał wejść do środka, jednak drzwi okazały się zamknięte.
Tyrell? — zapukał, jednak jemu odpowiedziała cisza. Zza drzwi słyszał stłumione głosy. Niewyraźne charczenie. Zaniepokojony obiegł dom, sprawdzając, czy aby na pewno wszystkie okna są zabite. Jedno okazało się ugiąć pod siłą wiatru.
Sytuacja wyglądała jednoznacznie. Omiótł spojrzeniem całe pomieszczenie, szybko przelatując po znajdujących się tam sylwetkach.
Ja pierdolę — warknął pod nosem wściekle. Wybił rękojeścią broni szybę, wdrapując się i wpadając do środka pomieszczenia i tym samym stając na linii Tyrell — Nadya. Osłonił anioła sobą.
Pradawny odbezpieczył broń.
Miał wybór. W tym przypadku był on bardzo prosty.
Padł strzał. Mężczyzna postrzelił gospodynię w prawe ramię.
Ostrzegał. Ja nie będę drugi raz — mruknął. Zleceniodawca czy nie, nie zamierzał umierać w imię durnej misji, która z każdą chwilą robiła się coraz bardziej dziwna. — Stój tam gdzie stoisz, bo strzelę drugi raz. — Nie spuszczał lufy z niej. Nie zawaha się jej zabić jeśli zajdzie taka konieczność.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Trzeba przyznać, że oglądanie płonącego mężczyzny podczas ulewy było cholernie absurdalne. Prawie jak rozpalenie ogniska pod powierzchnią wody na Antarktydzie podczas pustynnej burzy. Do tego samozapłon… Niczym zafascynowane pisklę przyglądał się złotawym językom pożerającymi ciało nieszczęśnika.
Dopiero kiedy Shane się odezwał, zafascynowanie młodszego chłopaka zniknęło gwałtownie, jakby padający deszcz zmył je z twarzy wymordowanego. Zacisnął palce na przedmiocie, wciskając go głęboko do kieszeni bluzy, by przypadkiem dziwnym trafem nie zgubił tego, po czym ruszył w ślad za rudowłosym.
Nie potrafił powstrzymać niemal teatralnie wyuczonego przewrócenia oczami, kiedy słyszał, znowu, groźbę Shane’a. Nie żeby w jakikolwiek sposób wywarła na nim wrażenie. Czuł raczej znużenie i irytację ciągłym popisywaniem się przed innymi. Miał wrażenie, że Shane jest zupełnie inny kiedy są sami, a inny kiedy kozaczy przed kimś.
- Już nie cwaniakuj – mruknął cicho, zmęczony, jednocześnie przyspieszając, by nie zostać zbyt bardzo w tyle.
Stał jak ten cep z boku, kiedy mężczyzna dobijał się do domu, dochodząc do wniosku, że zamiast mu pomóc, raczej byłby jak przeszkadzający jęczmień na oku.
- Nie skalecz się. – mruknął cicho, chociaż do końca nie był pewien, czy Shane go dosłyszał. Nieważne jak bardzo przywódca Smoków działał mu na nerwy, to wciąż miał dla jego osoby ciepłe miejsce w klatce piersiowej. Co w żadnym wypadku nie pomagało w zwalczaniu obawy o jego osobę.
Nie zamierzał wkraczać do środka, wolał poczekać na zewnątrz. Ale kiedy usłyszał wystrzał, jego ciało same się poruszyło. Rzucił się na parapet, żeby przeczołgać się do środka, a zamiast tego zawisł przez parapet jak ten ostatni idiota.
- Shane?! – zapytał cicho, a jego wzrok skupił się na mężczyźnie. Szybko ocenił, że nic mu nie dolega, dlatego też poczuł wylęgną falę ulgi. A potem wzrok powędrował w stronę drobnej dziewczyny, w której było coś zupełnie innego, niż parę chwil wcześniej, kiedy siedzieli sobie beztrosko przed stołem.
W razie ataku ze strony małej, postanawia użyć wiatru, by posłać ją na ścianę i pozbawić przytomności. Wolał jej nie zabijać. Wyglądało to tak, jakby nie była sobą, a co za tym idzie, nie robiła tego świadomie.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Srebrny przedmiot, który znalazł się w rękach Shane'a, a potem został przekazany Shionowi, nie prezentował się nadzwyczajnie, nawet przestał lśnić. Pod palcami można było wyczuć niemalże nieskalaną, gładką powierzchnie. Obaj mieli szczęście, że deszcz, niczym zimny prysznic, wypłukał ówże błyskotkę, przez co ta nie była gorąca, jak rozgrzany węgiel.
Kiedy Kundel schował do kieszeni tę bliżej niezbadany przez nich obiekt, piorun uderzył w dach sąsiadującego z domem kurnika i przekształcił się w ogień. Jego płomienie systematycznie połykały wierzchnią cześć drewnianego budynku, chociaż ich działanie zostało wyraźnie opóźnione przez przemoczone deski, a także deszcz, który wzmógł się na sile, gdy zarówno członek Drug-on, jak i DOGS zbliżali się do miejsca pobytu swoich towarzyszy.

Cichy jęk wydobył się z ust dziewczynki, kiedy ta wypluła posokę zamiast śliny, gdyż pióra feniksa, podczas przełykania kawałka mięsa, zapaliły się, podrażniając nie tylko drogi oddechowe, ale też żołądek swoim ciepłem. Otarła ciecz z ust zewnętrzną częścią prawej dłoni i wyszczerzyła zęby w złowieszczym uśmiechu, w ten o to wymowny sposób komentując klamkę, która poruszyła się parę razy energicznie - w gorę i w dół, w górę i w dół. Jednakże osoba, stojąca po drugiej stronie drewnianych, w miarę solidnych drzwi, nie była w stanie ich otworzyć, gdyż przeciąg zatrzasnął je z donośnym hukiem, a szmata, która pełniła rolę wycieraczki weszła między szczelinę, blokując je. Nayda, a przynajmniej to coś, co znajdowało się w jej ciele, skierowało wypełnione szaleństwem oczy na Tyrella i zaklaskało, dostrzegając w nich lęk, panikę. Przerażenie czyniło z niego łatwy cel. Oblizało z lubieżnością usta, zgarniając z nich metaliczny posmak, jakby chciało tym samym podkreślić swoją przewagę.
— Nie będziesz stawiał mi warunków, ty… — zawahała się, najwyraźniej szukając odpowiedniego epitetu, który byłby w stanie w dobitny sposób zdefiniować sposób zachowania Hydry, po czym chciała się podzielić ówże określeniem z obecnymi w pomieszczeniu trupami, jednakże, mimo iż otworzyła usta i poruszyła nimi, jej głos został całkowicie zgłuszony przez charakterystyczny trzask. Otóż właśnie w tym momencie Shane'a skonsultował rękojeść swojej broni z cienką warstwą szybka, która uległa mu niemalże od razu pod wpływem włożonej w tą czynności siły.
Przeraźliwy krzyk wydostał się z poparzonego gardła, kiedy to kula wbiła się w miękką skórę. Jedna z dłoni natychmiast zacisnęła się na postrzelonym ramieniu, a po zaczerwienionych policzkach popłynęła kolejna porcja łez.
— Ja... przepraszam... na prawdę... ale... o-o...strze-łam — zawyła jak zranione zwierzę, łamiącym się głosem. Nogi ugięły się pod ciężarem ciała i upadła. Kolana zderzyły się boleśnie z drewnianymi panelami. Zaryła nadgarstkami o deski, zdzierając je aż do krwi. — Zabij mnie. Proszę. Dłużej.. j-ja... tak dłużej... nie-nie m-m-gę. — Ostatni dźwięk jaki wydobył się z jej ust brzmiał jak słowa piosenki z przetartej płyty. Zdeformowany, spowolniony i przerwany. Uderzyła czołem o podłoże i przestała się poruszać. W tym samym momencie Tyrell wyprostował się, gdyż sięgnął po odłamek szkła, który wylądował tuż przy jego prawej nodze. Z wyrazu jego twarzy znikło przerażenie, zaś w kącikach usta uformował się trudno do zidentyfikowania grymas - ni to uśmiech, ni to odruch wymiotny.
— Shane... — Przełknął głośno ślinę, jednakże nie zdążył ostrzec Pradawnego o zbliżającym się zagrożeniu, gdyż stracił władzę zarówno nad swoim głosem, jak i również ciałem. Nie mógł zapanować nad ręką, w której trzymał odłamek szkła. Ta z kolei przecięła ubranie i powłokę ciała mężczyzny między łopatkami. Palce Tyrella mocniej zacisnęły się na narzędziu zbrodni i w końcu zostały płytko przecięte, gdyż ręka poruszyła się w dół, aby pogłębić z premedytacją ranę na plecach.
„Miałeś go chronić. Chronić, a nie krzywdzić. Chronić. Spierdoliłeś. Jako anioł stróż. Jako towarzysz. Jak Drug-on.” – usłyszał złowieszczy głos w swojej głowie, który odbił się od czaszki. „Jak to jest, znów coś spierdolić, Sora? Znów ranić?” — Szkło kolejny raz przecięło skórę mężczyzny, tym razem trafiając dwa razy w przypadkowe miejsca – w okolice pierwszych kręgów szyjnych.
Shion nie zdążył zainterweniować, bo w tym samym czasie poczuł silny, wręcz żelazny uścisk na swojej kostce. Ktoś z niewyobrażalną siłą zwalił go z parapetu i złapał za kark, by w następnej kolejności, wykorzystując chwilowy element zaskoczenia, zanurzyć jego głowę w zapełnionej deszczówką beczce, chociaż nieprzyjemny zapach jej zwartości wskazywał na obecność także innej substancji.
Właściciel ówże nadnaturalnej siły, nie miał zamiaru w tak mało widowiskowy sposób pozwolić odejść Shionowi na tamten świat. Zaplątując pięć palców we włosy Kundla, wyciągnął jego głowę z wody.
— Spodziewałem się jakiegoś wyzwania, a tymczasem DOGS wysyła chuderlaka pokroju groźnego jak diabli yorka — zakpił z wyraźnym rozbawieniem, głębokim, męskim głosem, po czym głowa Shiona kolejny raz zanurkowała w wodzie, tym razem na dużej. — Tylko tyle stać tę bandę psów? Tylko tyle? — Kpił, zanurzając głębiej łeb chłopaka.
Shion mógł poczuć, jak przedmiot, który wręczył mu Shane, ciąży w jego kieszeni, a także wydziela z siebie ciepło i ogrzewa jego zamarznięte ciało. Komórkę po komórce. Jakby chciało go mentalnie zmotywować: „Weź los w swoje ręce.”.

Nathaniel próbował nadążyć za wszystkim, co odgrywało się na jego oczach w tych pozornie miłych i przytulnych czterech ścianach, lecz ostatecznie wypuścił ciężko powietrze z płuc, wbijając zaniepokojone spojrzenie najpierw na anioła, który najwyraźniej pod naporem stresu stracił zdolność logicznego myślenia i zaatakował swojego towarzystwa, a potem na pusty parapet, na którym jeszcze niedawno znajdował się Shion. Jego zniknięcie zostało jednakże skomentowane przez Ratlera delikatnym, ledwo widocznym, ale jednak zaistniałym uśmiechem na ustach, otóż nie mógł pogodzić się z faktem, że szeregi DOGS zostały uzupełnione przez kogoś, kto niegdyś należał do kociej sfory. Nadal spostrzegał go jako wroga, a to, że ten chłystek miał czelność być w bliskich relacjach z Wilczurem uważał za profanacje i marnowanie czasu przywódcy. Sam go postrzegał jak gumę przyklejoną do podeszwy buta. Śmiecia, który powinien już dawno zgnić na śmietnisku, jak niechciany odpad i niewątpliwie nim był – przynajmniej z perspektywy jego zeżartego przez zazdrość punktu widzenia. Z toku pędzących przez jego umysł myśli, został sprowadzony na ziemię przez niby znajomy głos, który jednak zawierał w swoim tonie obce brzmienie.
— Jesteś silny, prawda? — zapytał Tyrell, lecz to nie on wypowiadał te słowa. Był uwięziony we własnym ciele, które wydawało się równie zimne i nieprzystępne, jak mężczyzna, któremu w tym właśnie momencie ktoś wyciągnął szkło z pleców jego własnymi rękoma. — Idealna ofiara... — Język anioła otarł się o osłonięty skrawek karku Shane’a, po czym Hydra odzyskał całkowitą kontrolę nad swoim ciałem.
Dziewczynka poruszyła się nieznacznie, a z jej gardła znów potoczył się śmiech, chociaż w normatywnych warunkach, przy obecnym stanie strun głosowych, nie mogłaby wydobyć z siebie tego nieludzkiego, szarpiącego uszy dźwięku.
— Strzel. Strzel — kusiła, podnosząc się bez zawahania na nogi. Jak zombie, które stawało za każdym razy, niezależnie od gromadzących się obrażeń. — Strzel, a wtedy staniesz się moim pojemnikiem na zawsze i zastrzelisz tego, który wbił ci nóż w plecy. — Wyprostowała się, wlepiając swoje szaleńcze spojrzenie w twarz szefa najemników. — Razem dokonamy rzeczy niemożliwych, smoczy ojcze — zadrwiła, gdyż dowiedziała się o jego pozycji w grupie najemniczej przez bałagan w głowie anioła. Dowiedziała się też wielu innych, ciekawych rzeczy. O Sorze.
Nathaniel zwolnił uścisk z trzymanego w dłoni noża i rzucił go w kierunku dziewczynki.
— Też tu jestem — warknął. Zdał sobie sprawę, że stał się tłem, elementem krajobrazu. Taka rola go nie zadowalała, a nóż, który przeciął powietrze i w końcu wbił się w nogę dziewczynki, nad jej prawym kolanem, stał się tego najlepszym dowodem.
To była jego chwila chwały! Tylko jego i nikt mu jej nie odbierze! Udowodnij Wilczurowi swoją wartość…


Obrażenia:
Shane: Przemoczenie. Odczuwanie przenikliwego zimna z tego tytułu. Problem z oddychaniem, gdyż nawdychał się oparów. Głęboka rana na plecach (między łopatkami) i dwie płytsze w okolicy pierwszych kręgów szyjnych.
Shion: Przemoczenie. Odczuwanie przenikliwego zimna z tego tytułu. Wyraźnie odznaczający się siniak na kostce. Problem z oddychaniem, gdyż jego głowa została skonsultowana z pojemnikiem na deszczówkę.
Tyrell: Krwawy ślad po szponach na przedramieniu i pazurach na barku. Utrata kontroli nad własnym ciałem. Rozcięta wewnętrzna części dłoni i palce.
Raksha: Utrata paru piór i fragmentu skóry na poziome brzucha.
Nathaniel: Czerwone ślady po przyduszeniu.
Nadya: Drgawki. Głód. Szaleństwo w oczach. I łzy na policzkach. Spalone usta i drogi oddechowe. Przestrzelone prawe ramie. Zdarta skóra z nadgarstków. Stłuczone kolana. Nad prawym wbity nóż.

Obecna temperatura to 3°C.

Macie wolną rękę. Czekam na odpisy do 18 grudnia.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Kiedy padł pierwszy strzał Tyrell nie poruszył się; stał bezruchu jakby ktoś przykleił mu buty do drewnianej posadzki. Tego się nie spodziewał, tak samo jak trzasku pękającego parkietu, kiedy Shane wymierzył w nie siłą swoich ubrudzonych buciorów lądując na równe nogi i odgradzając go od narastającego wokół nich piekła.
  Wystrzelony pocisk wydawał się rozdzierać czaszkę czarnowłosego i niszczyć mózg. Dźwięk nasilał się i nasilał (choć już dawno zniknął), a kiedy miał wrażenie, że osiągnął punkt kulminacyjny, rozległ się ten przeraźliwy krzyk. Wszystko trwało ledwie parę chwil, ale dla Tyrella wydawało się ciągnąć jak minuty. Nawet nie wiedział kiedy wyciągnął przed siebie rękę. Chciał pochwycić Pradawnego i powstrzymać go przed kolejnym atakiem (być może kolejnym strzałem). Nie było to coś co było w pełni przemyślane, w końcu, kto powstrzymuje wybawcę ratującego cię przed potworem-kanibalem? To był instynkt, a on podpowiadał mu, że w urywanym głowie dziewczynki nie było już demona, znów została sama, jakby jakaś niewidzialna moc kierowała nią bez jej całkowitej zgody. Czyżby potwór wychodził z ciała, kiedy doznawało cierpienia?
  ― Stó-
  Wydusił, ale okazało się, że było to ostatnie słowo jakie był w stanie wypowiedzieć. Zamiast swojego pierwotnego zamierzenia - czyli wyciągnięcia dłoni ku Pradawnemu – stanął jak wryty; ręka opadła mu wzdłuż ciała. Pochylił się i zabrał odłamek szkła z podłogi. Nie mógł uwierzyć, że to robi. Gdyby tylko mógł, ściągnąłby brwi próbując uplasować swoje myśli na poprawny tor, ale nic z tego. Coś szeptało w jego głowie, aby podniósł ostrze i spojrzał spokojnym, bezdusznym wzrokiem na Shane'a. Coś bez przerwy bełkotało i złorzeczyło jak miliony upiorów z którymi został zamknięty w klatce; miał wrażenie, że jego czaszka stała się przeźroczysta jak szkło. Zacisnął zęby - tylko tyle mógł zrobić. Kiedy stanął wyprostowany niczym cień, za sylwetka Pradawnego poczuł jak niewidzialna ręką ściska mu wnętrzności. Dłoń trzymającą ostry kawałek drżała jak u człowieka z zaburzeniami koordynacji. I znów ta podświadoma komenda: zadaj cios. Musisz to zrobić. Teraz.
  Ciało zawsze słucha mózgu, to wręcz okrutnie zabawne jak teraz dotkliwie zdał sobie z tego sprawę. Był uwięziony. Palce zaciskały się na kanciastej rękojeści broni, a on mógł jedynie patrzeć jak widz upchnięty w najgłębszy, najciemniejszych fotel i przyglądać się krwawemu spektaklowi odgrywanemu za pomocą swoich dłoni.
  Tyrell czuł, że jest mu coraz bardziej gorąco. Lustrował Pradawnego bez wyrazu, choć język puchł mu i kołowaciał w ustach, aż zdawał się zatykać mu gardło i dusić. Piekielny ból przebił jego wnętrzności, kiedy zamachnął się w kierunku swojego podopiecznego i wbił ostrze w jego kurtkę, szybko radząc sobie z materiałem i skórą. Zrobił to tak gwałtownie i szybko, że niemal zrobiło mu się niedobrze; czuł jak trzymane narzędzie trafiło Shane'a prosto w kręgosłup, a opór jakie stawiały mięśnie i kręgi był nie do wytrzymania.
  Cios za ciosem.
  Nie mógł tego znieść. Krew lala się z jego zaciśniętej dłoni i spływała po palcach brudząc ziemie. Chciał to powstrzymać. Chciał...
  Rzeczywistość wydawała się wirować wokół niego jak swoisty żyjący byt; zlany w jeden kolor (CZERWIEŃ) spływał po ścianach i oblewał szkarłatem szyby. Już nic nie widział. Nic nie czuł. A kiedy miał wrażenie, że w końcu śmierć łapie go za gardło i dusi, oprzytomniał. Wszelka krew spełzła z jego oczu jak stary, zakurzony koc ściągnięty z antyku.
  Grzmot.
  Gwałtownie zaczerpnął powietrza, jakby cały ten czas znajdował się pod głęboką wodą. Upuścił z dłoni kawałek szkła, a jego upadających brzęk przedarł się do uszu. Tyrell gapił sie przed siebie w niedowierzeniu. Chwilowy paraliż minął dopiero kiedy zobaczył swoje potworne dzieło.
  Za dużo...
  ZA DUŻO.
  Czuł jak piekielne języki pożerają jego ciało i pomyślał: Nie będę płakał. Płakał? Co to płacz? Z trudem pojął, że tak absurdalna myśl mogła przejść mu przez głowę.
  Zaczął się cofać. Jego twarz stała sie biała jak całun. Wyglądał naprawdę upiornie, jakby wyszedł po kilku tygodniach z grobu. Tęczówki miał podkreślone silnym cieniem, jednak to co odznaczało sie na jego obliczu najbardziej to przerażenie. Nie wytrzeszczał oczu, nie miał uchylonuch ust jakby nawciskał w nich pianek, ale drżał. Cały. Nie mógł nad tym zapanować. Wyglądał jak w ostatniej fazie silnej delirki. Od wielu lat czekał na te chwile. Na przyspieszone tętno i czysty swoisty strach. Sądził, że nie jest w stanie doświadczyć tak silnych emocji. Nawet paranoja spowodowana elektrycznością nie równała sie z tym co teraz czuł
  Wciaż próbował uciec od tego widoku, od błyszczących ślepi Shane'a, które wpatrywałyby sie w niego z wyrzutem. Nogi miał zbyt miękkie, ledwie zdał sobie z tego sprawę. Potknął się o belkę i z impetem usiadł na ziemi. Przycisnął dłonie do oczu tak silnie, że pod powiekami zamigotaly mu srebrne punkty. Krew poplamila jego włosy i czoło.
  ― To nie ja. To nie ja. Toniejatonieja.
  Słyszał jakieś dźwięki. Wirujące pole elektrostatyczne stało sie jedynie tłem pod wzrastającą paracoje. Ramiona trzesły mu się jakby zanosił się chorym śmiechem. Zacisnął palce na swoich wlosach, niemal wyrywając je z głowy.
  ― Nie ja. To nie ja. Shane, to nie ja.
  Potwarzał, zginając nogi w kolanach i chowając w niej głowę. Czuł jak krew pilsuje mu w skroniach rozsadzając czaszkę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Atak z zaskoczenia spełnił swoje zadanie. Shion nawet nie zdążył spojrzeć na agresora, kiedy przeżył bliskie spotkanie z jego nogą? Albo czymś innym, równie twardym oraz bolesnym. Ale nawet wtedy nie były mu dane cenne sekundy na jakąkolwiek reakcję, kiedy siłą wepchnięto jego głowę w wodę. Instynktownie próbował się zaprzeć zarówno nogami, jak i rękami, napinając wszystkie możliwe mięśnie w ciele. Wynik był jednak z góry zapisany. Jego marna siła fizyczna nie miała jakichkolwiek szans w bliskim spotkaniu nawet z przeciętnym człowiekiem, nie wspominając już o wymordowanych.
Naturalnym odruchem sięgnął dłońmi za siebie, oplatając drżącymi palcami nadgarstek mężczyzny, wbijając nieco przydługie i brudne Desperacją paznokcie w jego skórę, pozostawiając po sobie charakterystyczne, czerwone półksiężyce. Nie zdało się to jednak za wiele. Mokre dłonie w ostateczności jedynie ślizgały się po obcej skórze i nie było jakiekolwiek mowy, by chociaż odrobinę poluzował śmiertelny uścisk, dzięki czemu mógłby się wyswobodzić.
Nie mogę tutaj umrzeć
Nie tu
Nie teraz
Uchylił lekko lewą powiekę, chociaż nic nie ujrzał przez mętną wodę. Zamiast tego poczuł lekkie pieczenie oka. Coraz bardziej brakowało mu powietrza, a pojedyncze bąble tlenu coraz intensywniej opuszczały silnie zaciśnięte usta. Porzucił próbę wyrwania się z uścisku, nie widząc dalszego sensu w tej jednostronnej walce. Musiał obrać inną taktykę, wymyślić inny sposób, by wyjść z sytuacji bez wyjścia.
Lewa dłoń opadła wzdłuż ciała, a następnie po omacku zaczął szukać czegoś ostrego. Czegoś, o co mógłby zahaczyć skórą i ją rozciąć. Wystarczyła odrobina krwi. Parę kropel, mała ranka, a już mógłby w jakikolwiek sposób się bronić. Jednocześnie prawą dłoń wsunął do kieszeni, zaciskając palce dookoła srebrnego, ciążącego przedmiotu, chociaż nie miał pojęcia, czemu właściwie to zrobił. Jakby jakiś cichy, podświadomy głosik go do tego namawiał.
Jeżeli jednak jego palce nie znalazły niczego, pozostała mu jedna ostateczność. Co prawda wiązało się to z ryzykiem utraty resztek powietrza, ale jeżeli nie postawi wszystkiego na ostatnią kartę, to równie dobrze mógłby się poddać. A przecież był Psem. A Psy nigdy się nie poddawały
Rozchylił usta, a następnie ugryzł się w dolną wargę. Naturalne, zwierzęce kiełki powinny bez najmniejszego problemu przebić delikatną skórę. Jeżeli udało mu się, od razu uformował z krwi dwa ostrza, które wystrzeliły do tyłu. Nie musiały trafić napastnika. Wystarczyło, żeby go odstraszyć i odepchnąć od siebie na tyle, by wyciągnąć głowę z wody i zaczerpnąć świeżego powietrza.

                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

 Działał instynktownie. Wparował do pomieszczenia, pociągając za spust bez mrugnięcia okiem. Nie zważał czy było to dziecko, kobieta czy mężczyzna. Jednostka przed nim stanowiła realne zagrożenie dla jego współtowarzysza, a w tym przypadku nie wiele było do zastanowienia. Jeśli miałby wybierać zlecenie na rzecz życia, wybrałby zdecydowanie drugą opcję.
 Stanął na linii strzału między dziewczynką, a Tyrellem. Nie odwrócił głowy przez ramię, a być może powinien, jednak zbyt bardzo skupił się na Nadyi, że nie spodziewał się ataku z ręki najbliższej mu osoby. Ponownie wycelował w dziewczynkę, jednak jej głos nagle stał się dziwnie znajomy. Lekko opuścił barki, zastanawiając się czy nie jest to kolejna sztuczka Wymordowanej.
Opuścił lufę ku ziemi, oceniając ją. Najwidoczniej coś co w niej siedziało nagle zniknęło, jednak ciekaw był na jak długo. I gdzie to zniknęło.
 Usłyszał za sobą głos Tyrella, miał nadzieję, że ten zaraz powie mu coś, o czym sam jeszcze nie wiedział albo nie zdążył się dowiedzieć przez zamieszanie, jakie nagle nastało. Słowa nie nadeszły. Nadszedł przeszywający ból w okolicy łopatek. Cios za ciosem. Mimowolnie zgiął się w pół, a pod siłą uderzeń lekko ugiął nogę w kolanie. Zacisnął palce na rękojeści broni, opadając z impetem w końcu na kolano. Nie spodziewał się tego.  
 Przelotem spojrzał w stronę okna, gdzie jeszcze chwilę słyszał krzyk Shiona. Wiszący dzieciak na parapecie nagle zniknął.  
 Zacisnął zęby w irytacji i jednocześnie bólu. Nim zdążył się odwrócić i jakkolwiek obronić się przed ciosami, Tyrell odzyskał nad sobą kontrolę, a on wbił w niego pełne zdziwienia spojrzenie. Spoglądał na zakrwawione dłonie anioła oraz rozdygotane ciało. Hydra odskoczyła od niego jak oparzona, jak gdyby to on wyrządził mu krzywdę. Chłopaka dopadła histeria, ale Shane został zmuszony do odwrócenia na chwilę głowy w stronę dziewczynki. Nienaturalny głos znowu wydobywał się z niej. Syknął pod nosem, mając dość tej zabawy w kotka i myszkę.
Kiepski gust jak na kogoś kto spierdala na samą wizję o bólu.
 Pierwsze skrzypce w tym momencie chciał zagrać Nathaniel, co dało chwilę rudzielcowi na zajęcie się Tyrellem. Odwrócił się plecami do rozgrywanej akcji – wiedział, że może być to ryzykowane, jednak miał zalewie kilka chwil. Potrzebował Hydry świadomej, a nie rozdygotanej.
Tyrell.
Kucał naprzeciw niego i złapał go w obie dłonie za policzka. Przerażony wzrok uświadomił mu, jak wielkim szokiem musiało to być dla niego, jednak nie miał czasu na to. Realne zagrożenie tuż za jego plecami mogło ich wszystkich wykończyć. On sam nie był wstanie ochronić całej ich trójki, gdyż przeciwnik przemieszczał się między ciałami ofiar.
Tyrell!
Podniósł głos, mając zamiar przywołać go do porządku. Trzymając nadal jego twarz, wpatrywał się w turkusowe oczy. Wypuścił powietrze spomiędzy warg, a napięte dotąd ramiona nieco rozluźniły się.
Wiem, że to nie ty. Uspokój się.
Brzmiał łagodniej.
 Rozdarł kawałek swojej koszulki spod bluzy i owinął dłoń Hydry w szmatę tymczasowo tamując krwawienie.
 Nie miał czasu. Odwrócił ponownie głowę w stronę Nathaniela, zauważając jak ten rzucił nożem, który utkwił w nodze Nadyi. Wstał z kucek. Spojrzał na swój nadgarstek ze srebrną bransoletą. Był to podarowany w zapłacie artefakt chroniący, który wytwarzał swoistą niebieską barierę, chroniąc posiadacza przed wszelkimi atakami, nawet magicznymi.
 Nie miał zielonego pojęcia czy jego strategia zadziała. Miał nadzieję, że jego przypuszczenia są słuszne. Musiał zaryzykować. Przeładował broń. Wycelował. Pociągnął za spust. Nie  miał zamiaru jej zabijać, jednak musiał powstrzymać to coś. Trafił w bok, a następnie aktywował bransoletę ochronną, która otoczyła jego i Tyrella niczym tarczę.



__xUżycie Bransolety Ochronnej: {1/2}
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ręka Shiona zacisnęła się na podłużnym przedmiocie i wtedy też Kundel mógł wyczuć zmianę ciepłoty obiektu. Był gorący do takiego stopnia, że poparzyła jego palce, ale wycofanie ich stało się niemożliwe. Otóż struktura ówże rzeczy zmieniła się - metal, przez wysoką temperaturę, zaczął topnieć, przez to też oblepił opuszki, na których zaczęły pojawiać się pierwsze, nieśmiałe pęcherze oraz wdarł się do płytek paznokci, dlatego też ich właściciel mógł poczuć przeszywający ból, ale także fale ciepła rozchodząc się od dłoni do łokcia, aż po bark. Ciepło te sprawiło, że zimne, częściowo zdrętwiała przez chłód koniczyna przestawała odmawiać mu posłuszeństwa. Jednakże rudowłosy, być może przez skok adrenaliny, a także presji i determinacji, zapomniał na chwilę o tym, co zostało mu zafundowane przez pozornie niewinny przedmiot, gdyż jego wola przeżycie była silniejsza, zatem jego plan odniósł skutek.
Skóra mężczyzny została przebita przez broń z krwi, jednak ten, popisując się refleksem, w ostatniej chwili wypuścił kark członka gangu DOGS z objęć i zrobił unik przed ostrzami, zanim te przedziurawiły ważne organy. Zacisnął dłoń na jednym z krwawiących punktów i zaklął pod nosem, po czym wbił dwa puste oczodoły w sylwetkę Psa, gdyż nie posiadał oczu. Zamiast tego, na jego policzkach można było dostrzec ślady zaschniętych, krwawych łez, sukcesywnie wypłukiwanych przez deszcz, jakby stracił wzrok całkiem niedawno.
Wtem gardło Shiona* zostało rozdarte przez mrożący w żyłach krzyk. Metal przekształcił się w ciecz, a ta, niczym wąż, wiła się po jego ręce i przedostawała się pod skórę, nakreślając na niej układ żył. Już nie tylko palce, ale także cała dłoń, wraz z ramieniem, zaczęły pokrywać się pęcherzami, gdyż sam ich właściciel mógł odnieść nieprzyjemne wrażenie, że właśnie włożył całe ramię do ogniska i teraz jest „łaskotane” przez pomarańczowe, wesoło trzeszczące w nim płomienie.

Dziewczynka zaśmiała się histerycznie, niczym socjopata na skraju złamania nerwowego, kiedy poczuła przeszywający ból nad prawym kolanem.
—  Ty sukinsynu — warknęła gardłowo, całą swoją uwagę kierując tym razem na Nathaniela, który przełknął ślinę, wyciągając z kieszeni kolejny nóż – ostatni w prywatnej kolekcji i wycelował go w sylwetkę smarki, w razie niespodziewanego ataku z jej strony. Skądinąd, jego przeuczenia o takowym były całkiem słuszne, gdyż dziecko, powłóczywszy za sobą raną kończynę, zaczęła wlec się w jego stronę. Oberwała na tyle, że dotychczasowe obrażenia nie pozwoliły jej na żwawy i energiczny chód, dlatego też, w połowie drogi, jej staranie zostały zwiotczane przez kulę, która przebiła bok. Zawyła żałośnie jak pies i zatoczyła się, tracąc równowagę. I wtedy ich oczom ukazało się prawdziwe obliczę pasożyta, gdyż ten wydostał się przez rozchylone, w momencie, gdy dziewczynka straciła przytomność w postaci  małej mgiełki. Doleciał on do sylwetki Shane'a, lecz odbił się od niewidzialnej bariery i rozpadł się, niczym dym papierosowy rozwijany przez wiatr.
Oddech Nathaniela był nierówny. Uspokoił go dopiero chwilę później, po tym jak sens rozegranych na jego oczach wydarzeń został przez niego zrozumiany. Odetchnął głęboka i oparł się barkiem o mebel, aby nie upaść z wrażenia.
Nadya zakaszlała, wypluwając z ust krew, a raczej krztusząc się nią. Najprawdopodobniej pocisk z pistoletu uszkodził jeden z organów. Zacisnęła drobną rączkę na gardle, aby tym samym wspomóc proces przywrócenia strun głosowych do względnej używalności.
— Dz..dzię-uję — wszeptała na wydechu, a na jej zakrwawionych ustach pojawił się cień ulgi, zaś w ich kącikach zalążek uśmiechu. — Mu...sicie go... zna-le-ść — wychrypiała, a na jej policzki znów stały się mokre od łez. — O-n... on... - wydusiła z siebie resztkami sił i straciła przytomność, a w tym czasie do uszu obecnych w pomieszczeniu doleciał przeraźliwy krzyk Shiona, jakby ten był obcierany żywcem ze skóry oraz pisk kur. Kurnik płonął, płonęły też one, a ogień powoli przenosił się na ściany domu, gdyż deszcz nie był w stanie nadążyć nad tempem jego niszczycielskich zdolności, zresztą powoli ustawał, a burza od paru minut milczała - grzmoty było słychać już tylko z daleka w zniekształconej wersji.


*zakładam, że w między czasie Shion mniej więcej się ogarnął, a przynajmniej przestał nurkować głową w bajorze.


Uwaga!
Moc kontroli nad ciałem w tym wypadku jest bardzo ograniczona, gdyż jej użytkownik może przejąć władzę nad postacią, która została przez niego zraniona i działa tylko na tą, która oberwała od niego jako ostatnia i pierwotnego konsumenta – w tym wypadku dziewczynkę. Nie działa na osobników, którzy nie mają ludzkiej świadomości, w tym wypadku jest to feniks.
Zobrazowanie — Tyrell został raniony przez Nadyę, więc obce ciało mogło się przemieszczać między nimi, potem oberwał Shane – więc mogło przemieszczać się między ciałem Pradawnego, a tej małej, aż do kolejnego zaatakowania któreś z postaci. Opuściło ciało dziewczynki, gdyż te stało się fizycznie słabe po otrzymaniu tylu obrażeń.
Pamiętajcie, że jest to wiedza użytkowników, nie postaci.


Shion nie oznaczył limitu używanej mocy, a jego karta nie zawiera takich informacji, zatem narzucam ją od górnie: 1/3. Jednocześnie proszę Was o uwzględnienie takich kwestii w swoich odpisach, bo są po prostu istotne.

Obrażenia:
Shane:  Przemoczenie. Problem z oddychaniem, gdyż nawdychał się oparów. Głęboka rana na plecach (między łopatkami) i dwie płytsze w okolicy pierwszych kręgów szyjnych. Traci coraz więcej krwi na skutek odniesionych obrażeń.
Shion:  Przemoczenie. Odczuwanie przenikliwego zimna z tego tytułu. Wyraźnie odznaczający się siniak na kostce. Problem z oddychaniem, gdyż jego głowa została skonsultowana z pojemnikiem na deszczówkę. Palący ból w ramieniu. Ciecz wdzierająca się pod skórkę. Odczuwanie drastycznego skoku temperatury - 33°C.
Tyrell:  Krwawy ślad po szponach na przedramieniu i pazurach na barku. Rozcięta wewnętrzna części dłoni i palce.
Raksha:  Utrata paru piór i fragmentu skóry na poziome brzucha.
Nathaniel:  Czerwone ślady po przyduszeniu.
Nadya: Drgawki. Głód. Szaleństwo w oczach. I łzy na policzkach. Spalone usta i drogi oddechowe. Przestrzelone prawe ramie. Zdarta skóra z nadgarstków. Stłuczone kolana. Nad prawym wbity nóż. Postrzelony bark. Uszkodzony organ. Utrata przytomności.

Obecna temperatura to 3°C.

Macie wolną rękę. Czekam na odpisy do 29 grudnia. Na prośbę graczy przedłużam termin do 3 stycznia.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Nie wiedział, czy jego atak trafił przeciwnika. Liczyło się to, że poskutkował i wreszcie poczuł, jak palce agresora wyplątują się spomiędzy rudych kosmyków, tym samym zwalniając śmiertelny uścisk. Gwałtownie się podniósł, wyciągając głowę z wody i łapczywie zaczął nabierać tlenu do płuc, zsuwając się na ziemię, gdzie usiadł. Wyłączył się tryb myślenia, a mała zasuwka przełączyła go w tryb przetrwania. Przekręcił się, by móc spoglądać na przeciwnika i tym samym kontrolować jego ruchy, na które ewentualne mógłby próbować się bronić.
Wciąż szybko i nierówno oddychając, wbił spojrzenie w mężczyznę, próbując rozpoznać w jego twarzy kogoś znajomego, ale pamięć nie była w stanie przywołać żadnego pożądanego obrazu z pamięci.
A potem poczuł palący i rozdzierający ból w ramieniu. Zacisnął z całej siły szczęki, wbijając palce drugiej ręki w ramię, jakby ten niepozorny gest w czymkolwiek miał mu pomóc. Raczej zadziałał tutaj instynkt. Umysł rozszalał się, przekazując tylko jedno słowo, zapętlane i powtarzane jak mantrę. Boli.
Próbował palącą rękę wyszarpnąć z kieszeni i wypuścić to srebrne „coś”, co, jak się oczywiście domyślał, jest katalizatorem bólu. W desperacji zerwał się na nogi i puścił się biegiem w bok, będąc między młotem a kowadłem. Z jednej strony palenie ręki, którego nawet ciężki deszcz nie był w stanie ugasić, z drugiej przeciwnik. W swoim aktualnym stanie Shion nie miał najmniejszych szans w starciu. Nie było opcji, by nawet się skupił, a co tu mówić o walce. Musiał się oddalić na odpowiednią odległość i skryć w bezpiecznym miejscu, uporać z bólem ramienia, wypieprzyć to „coś” a dopiero potem myśleć o tym, jak pokonać swojego przeciwnika. Miał tylko nadzieję, że Shane sobie poradzi.
Głupek.
To był Shane. On NA PEWNO sobie poradzi. Teraz musiał skupić się na sobie.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 4 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach