Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 7 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

It's absurd to divide people into good and bad.|Growlithe x Shion| PHWIFVI

Królestwo Ynadrill było jednym z najtrudniejszych miejsc do zdobycia w tej części kontynentu. Umiejscowienie zamku oraz miasta sprawiło, że król Pars stosował niezwykle agresywną politykę w stosunku do sąsiednich królestw, chcąc zawładnąć dla siebie coraz to większe ilości ziem. Królestwo znajduje się bardziej na wzgórzu, chociaż z zewnątrz wygląda tak, jakby było podzielone na trzy części. Po przekroczeniu pierwszego wjazdu do nozdrzy przyjeżdżających od razu uderza smród brudu, wymiocin, fekaliów oraz krwi. Jest to najniżej położona część miasta, zamieszkana w większości przez biedotę oraz plebs. Wąskie uliczki pływają w odchodach i można spotkać tutaj najgorsze indywidua. Przejeżdżając przez kolejną bramę trafia się do tej lepszej części, w której zamieszkują w większej mierze rzemieślnicy, mistrzowie cechów, mieszczaństwo oraz duchowieństwo. I wreszcie trzecia część – zamek. Otoczony wysokim murem dookoła, chociaż z jednej strony jest spad skały wprost do morza.
Nie na darmo mówi się, że Ynadrill jest niemal nie do zdobycia.

* * *

Zima w Ynadrill była w tym roku wyjątkowo uciążliwa. Ale i tak do pięt nie dosięgała niektórym morczymordom, których ktoś postanowił postawić przed bramami do królestwa.
Stać! Kto idzie?!
Jace przewrócił oczami, ściągając wodze. Ciemnoszary ogier warknął pod nosem, zarzucając od razu łbem.
Przybyłem na wezwanie księcia Shiona.
E. ─ Strażnik spojrzał na kumpla, wypluwając coś, co mielił w gębie od paru godzin. ─ Słyszałeś coś?
Że jakaś, psiamać, morda odklejona od gleby ma się zjawić u naszego pana? ─ zarechotał siwy mężczyzna, nim nie złapał go koszmarny kaszel. ─ Kheee! Khh! A idź ty, marny plebsie! Książę nie szuka takich ścierw!
Szmat do mycia podłóg też nie, a mimo to was przyjął. ─ Jace uniósł brew.
Młodszy strażnik szarpnął za miecz u swego pasa i chwycił go oburącz, mierząc czubkiem prosto w siedzącego na ogierze chłopaka.
Pożałujesz tego, psie! Dalej, walcz, jak mężczyzna! Zeskakuj z tej szkapy i zmierz się z godnym przeciwnikiem!
Ciche buchnięcie butów o kamienny most rozbryzgało śnieg na boki. Białowłosy wyprostował się, dumnie wypinając swą cherlawą pierś i wywołując tym samym krzywy uśmieszek na młodej twarzy strażnika, który prędko przestał się uśmiechać, gdy tylko dostrzegając rękojeść miecza przeciwnika.
Łżesz... ─ charknął, wpatrując się jak opętany w zakrytą pochwą broń u jego boku. ─ To nie może być... Niemożliwe, żeby ktoś taki... E, Toka. Weź no spójrz.
Stary zmrużył i tak malutkie oczka, a potem nagle je wybałuszył. Odchrząknął znacząco.
No, młody. Chowaj wykałaczkę, do diaska!
─ [b]To nie może być on!
─ warknął strażnik, ściskając mocniej rękojeść miecza. ─ Taki śmieć nigdy nie... ─ Pokręcił głową, ale wykonał polecenie starca, najwidoczniej ufając mu bardziej niż sobie samemu. Aczkolwiek jego twarz wykrzywiła się w najgorszym grymasie. Kiwnął głową, każąc czekać przybyszowi i zniknął na dłużące się minuty, w czasie których Jace zdążył oprzeć się o wierzchowca i zostać obrzuconym pytaniami starego.
Strażnik jeszcze raz odchrząknął.
E. ─ Kiwnął brodą w stronę jego biodra. ─ Łżesz, co nie?
Jace obrzucił go znużonym spojrzeniem.
To naprawdę Hunter.
Strażnik machnął ręką.
Łeee! Gówno prawda! Że niby takie chuchro zdobyło miecz ścinający smocze łby? Bajki dla dzieci!
Brwi jasnowłosego ściągnęły się ku sobie, aż między nimi pojawiła się zmarszczka.
Nie wierzysz, starcze?
Eee, nie w takie bujdy! ─ Znów machnął łapą, jakby odgarniał muchę. ─ Książę może i nie bierze pod swe skrzydła byle kogo, ale jestem w stanie wyrzygać obiad i zjeść go... i tak sześć razy pod rząd, jeśli ty byłbyś posiadaczem Huntera, młody człowieku!
Wrócił młody strażnik. Przybiegł, cicho posapując, by wreszcie spojrzeć na Jace'a spod byka.
Dobra, psie. Pokaż miecz. Jeśli to naprawdę Hunter, wpuścimy cię do środka! ─ warknął, kładąc rękę na rękojeści swojego miecza. Najwidoczniej był zapobiegawczy.
Jace wyprostował się i sam złapał za rękojeść, by wyciągnąć ostrze. Rozległ się metalowy dźwięk, gdy czarna stal prześlizgnęła się gładko przez całą długość pochwy. Ostrze o barwie kruczych skrzydeł wyłapało ostatnie dzisiaj promienie słońca, zwracając szczególną uwagę stojących obok mężczyzn. Obaj zmrużyli ślepia, a potem otworzyli je jak na komendę.
Jest! ─ sapnął stary.
Oczywiście, że jest, drogi przyjacielu. ─ Jace uśmiechnął się uprzejmie, odchylając ramię na bok. Na samym koniuszku miecza unosiła się cienka linka praktycznie niemożliwego do wychwycenia przez ludzkie oczy otworu barwy obsydianowej. Znaczyła drogę miecza, jakby pozostawiał w powietrzu półkola fioletu, który po sekundzie znikał. Białowłosy zamachnął się parę razy, kreśląc nad ziemią znikające krechy. Młodszy strażnik potrząsnął głową.
Niech będzie.
Jace schował broń, ale zatrzymał się, gdy drugi strażnik położył mu rękę na piersi i spojrzał na niego twardo.
Jeszcze jedno, psie. ─ Pochylił się ku niemu, choć był niższy. Śmierdział starym człowiekiem. ─ Ten kurewski badyl naprawdę tnie tak ostro, że jego końcówka rozcina nasz świat i dotyka... tego no... kurwa, wiesz... tego tam, gdzie są smoki?
Jace spojrzał na niego z politowaniem.
Przecina i inne granice.
Młodszy nagle warknął. Starzec odskoczył od białowłosego i spojrzał na miejsce, które wskazywał jego podopieczny. Na lnianych spodniach i dnie kolczugi wyrysowały się nagle jasnofioletowe linię, a nim zniknęły, na ziemię opadły i gacie, i część uzbrojenia. Starzec sapnął wściekle, kierując czarne oczka w twarz młodzieńca.
Ty cholerny... A idź do diabła!
Już idę. ─ Jace chwycił za uzdę i ruszył przed siebie otwartą już bramą. Obejrzał się jeszcze przez ramię, posyłając zażenowanemu starcowi lekki uśmiech. ─ Pozdrowić go od ciebie?

*

Musiał oddać wszystko. Wejście na dwór nie było tak problematyczne, jak wejście do samego zamku. Tam strażnicy nie byli tak tępi, a służba tak obijająca się. Jego ciemnoszary ogier z charakterystyczną kruczą łatą przebiegającą od połowy lewego boku, aż po koniec tylnej kończyny, musiał zostać odprowadzony do stajni dla służby. Jego uzbrojenie wyniesione do zbrojowni.
Czy coś jeszcze, panie? ─ zapytał kruczoczarny chłopak, trzymający w obu dłoniach taką wieżę ze sztyletów, małych flakoników z trutkami i strzałkami, zwojem liny i – oczywiście – mieczem, że ledwie wystawała znad niej linia jego czarnych oczu.
Gdzie znajdę księcia Shiona? ─ Jace był coraz niecierpliwszy. W domu czekała na niego chora żona. Co prawda zostawił ją i Hekate pod opieką służącej, ale fakt był taki, że ta służąca była jednocześnie członkinią grupy, której przewodził. A ciężko o zaufanie do złodziejki i morderczyni.
Książę Shion przyjmie pana jak najprędzej. ─ W czasie, gdy czarnowłosy chłopak wyszedł odłożyć broń, Jace'a przejął kolejny strażnik, prowadzący go teraz jakimś wysokim, przytłaczającym korytarzem. Gdy Jace minął obraz rudowłosego bachora, skrzywił się pod nosem i odwrócił wzrok.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Wnętrze zamku na pierwszy rzut oka wydawało się niezwykle surowe i zimne,, ale wystarczyło wejść po schodach w jeden z korytarzy, by zrozumieć, że tak naprawdę panował tutaj przepych i bogactwo. Na ścianach wisiały malowidła przedstawiające nie tylko członków królewskiej rodziny, ale również najważniejsze wydarzenia z historii istnienia królestwa; drogie dywany; martw głowy zwierząt czy też drogo zdobione zbroje. Na drugim piętrze dołączyła do nich kobieta, służąca. Spojrzała niebieskimi oczami najpierw na strażnika, a potem na Jace, po czym skinęła lekko głową. Surowy wyraz twarzy, który prezentowała tylko i wyłącznie dodawał temu miejscu nieprzyjemnego uczucia. W końcu po dłuższej wędrówce dotarli do sporej ilości, bogato wzbogacanych drzwi, przed którymi stało dwóch strażników. Kobieta odwróciła się i spojrzała na mężczyznę.
- Trzymaj głowę nisko, nie patrz im w oczy. – powiedziała cichym, acz stanowczym tonem. – I…. – zamilkła na chwilę, by ciężko westchnąć. – uzbrój się w duże pokłady cierpliwości. – odwróciła się do niego tyłem i skinęła w stronę strażników, którzy pchnęli drzwi, by je otworzyć, wpuszczając przybyłą trójkę do środka.
W sali panował lekki zgiełk, chociaż tak naprawdę nie było tutaj aż tak wiele osób. Na środku bogato zdobionej sali znajdował się długi, suto nakryty stół, jedzeniem które z pewnością nakarmiłoby połowę miasta. Na honorowym miejscu siedział król Pars – rosły mężczyzna, dobrze zbudowany i mierzący prawie dwa metry wzrostu. Czarne włosy jak heban, gładko zaczesane, sięgające niemal jego łopatek, pomimo widocznej siwizny wciąż wydawały się gęste i pełne życia. Tak samo jak ciemne oczy, choć o ciepłej barwie, na próżno szukać w nich przyjemnych emocji. Po jego prawicy siedziała królowa, młodsza, choć twarz przyprószona w niektórych miejscach siatką zmarszczek, o długich, falowanych włosach. Chociaż również wydawała się zdystansowana, to jednak jej oblicze było o wiele cieplejsze. Obok ojca, po lewicy siedział ich syn. Urodę odziedziczył po matce, o czym świadczyły rude włosy i piegi, które przyprószały jego policzki oraz nos. Siedziała jeszcze dwójka innych dzieciaków, na oko miały gdzieś w okolicach sześciu, może siedmiu lat. Chłopiec i dziewczynka, bliźniacy, o urodzie ojca.
Ujrzawszy Jace’a, król podniósł rękę, a grupa grajków od razu umilkła. To samo nadworny trefniś, który przestał żonglować piłeczkami. Wszystkie oczy zwróciły się ku jasnowłosemu.
- W końcu dotarłeś. – przemówił król cichym głosem nieznoszącym sprzeciwu. Przekręcił się nieco na wysokim krześle, trzymając w dłoni złotym kielichem z winem.
- Dobrze. Twoje obowiązki będą bardzo łatwe. Od dzisiaj będziesz cieniem mojego syna. Gdzie on, tam ty. Dzień i noc. Nie spuścisz z niego oka. Będziesz go bronił i chronił. Po zaginięciu naszego najstarszego syna nie zamierzam pozwolić by i aktualnemu następcy tronu coś się stało. W zamian za bezpieczeństwo Shiona, nasz nadworny medyk zajmie się twoją chorą żoną. Ach, jeszcze jedno. Możesz widywać się z rodziną raz w tygodniu. Od południa do zmierzchu. Czy to jasne? – zapytał mężczyzna uważnie lustrując mężczyznę.
- Co? Ten brudny kundel ma się mną zajmować? – Shion parsknął cicho, poprawiając się na krześle, wbijając widelec w kawałek mięsa, które znajdowało się na jego talerzu.
- Zanim się do mnie zbliży, niech się porządnie wyszoruje. – chłopak zmarszczył nos i zamachał parę razy przy swojej twarzy, jakby odganiał jakieś muchy.
- Synu, po kolacji. – odparł ojciec nie spoglądając na niego.
- Już nie chcę.
- Wciąż masz jedzenie na talerzu.
Chłopak mimowolnie skrzywił się lekko na słowa ojca. Nie czekając zbyt długo, złapał za krawędź talerza, podniósł go po czym wyrzucił jego zawartość na podłogę.
- Służba. Sprzątnąć. – rozkazał spokojnie, na co dwie dziewczyny od razu podeszły do niego, przyklękując i pospiesznie sprzątając.
- Już.
- Dobrze. Zajmij się nim. A ty, czy wszystko zrozumiałeś? – zapytał król, wpatrując się w Jace’a. Shion podniósł się i od razu skierował swoje kroki w stronę wyjścia, obchodząc stół dookoła.
- Chodź Psie. Musisz się umyć. – rzucił drwiąco w stronę jasnowłosego.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Nie odzywał się do nikogo, ani nie podziwiał bogato udekorowanego wnętrza. Wszystko go tutaj przytłaczało i – na swój chory sposób – szczerze odpychało. Choć nigdy nie posiadał wystarczającej ilości monet, by nie martwić się o dręczycieli podatków, mieszkanie w starej, rozpadającej się chacie i tak wydawało mu się lepsze, od błądzenia po chłodzie tego parszywego miejsca, z którego co rusz wgapiali się w niego martwi szpeciarze w koronach albo bogatych szatach, niesplamionych krwią, mimo walk z niedźwiedziami.
Najgorsze i tak było to, że nie wiedział, co zrobić z dłońmi. W cholewce wysokiego obuwia czuł przylegający do łydki nóż, z którym nie był w stanie się rozstać, ale to nadal walka złamaną pałeczką przeciwko mieczom straży królewskiej liczącej sobie cholera wie jak wielu śmiałków.
Nie było już mowy o ucieczce, choć mijając kolejny obraz z rodziną władców królestwa Ynadrill, pierwsze co przyszło mu do głowy, to skok z okna. Z parudziesięciu metrów. Na twardą jak kamień udeptaną setkami nóg ziemię.
„Trzymaj głowę nisko.”
Spojrzał na nią niechętnie, jakby rzucał jej groźbę: „nie jestem idiotą.” Może nie bywał na bogatych dywanach zbyt często, a w zamku był w zasadzie pierwszy raz w roli gościa, a nie siepacza, ale to nadal nie oznaczało, że nie znał ich przyzwyczajeń i nabzdyczenia. Jedno nieodpowiednie spojrzenie, jedno drgnięcie mięśnia, a mogli rozkazać ściąć go jeszcze przed świtem.
Co będzie z Cornelią?
Mięśnie pod lnianą szatą napięły się, a on wkroczył do sali, niezrażony faktem, że solidnie odznaczał się na tle wypucowanych przez niewolnice kamiennych kafli. Poruszał się wystarczająco cicho, by nikt nie był w stanie go usłyszeć i gdyby nie szczęk otwieranych drzwi, nie zwróciłby na siebie żadnej uwagi.
„W końcu dotarłeś.”
Omal się nie skrzywił.
Jak to było?
Trzymaj głowę wysoko, by spojrzeć im w oczy?
Wasza wysokość... ─ Uśmiechnął się lekko, przykładając brudną, okrytą starą rękawiczką bez palców, dłoń do serca i złożył lekki ukłoń. Ewidentnie niegodny kogoś, kto za pomocą pstryknięcia palcami mógł przeszyć mu pierś setką strzał z kusz, trzymanych przez strażników.
Ale duma nie ugięła mu karku. Był złodziejem, był zabójcą. Nie psiakiem króla, który głaskany pod włos zacznie go lizać w ramach przeprosin za własną niewygodę. Jace przymknął powieki, słysząc listę obowiązków. Rozlepił spierzchnięte usta, ale żadna odpowiedź nie zdążyła wyrwać się z jego gardła.
Licho jedno wie, jakim cudem tym razem się nie skrzywił, pozostając w chłodnej masce.
Wyminęły go dwie służki, bezgłośnie przebiegając na bosych stopach.
„A ty, czy wszystko zrozumiałeś?”
Ukłon odrobinę się pogłębił.
Oczywiście, wasza wysokość.
Tylko on był w stanie wypowiedzieć słowa przeplecione nićmi szyderstwa i uprzejmości w tak wyrównanych ilościach, że nie było możliwości domyślenia się, czy kpił, czy nie potrafił inaczej mówić, mimo dobrych intencji.
Zatem zniknijcie mi z oczu. Obaj! ─ Król przechylił kielich, by zaraz zasmakować krwistego wina. ─ No, ruszże się! A wy! Do roboty. ─ Skinął na grajków, którzy wypełnili salę głośną muzyką akurat, gdy Jace prostował plecy. Na twarz księcia padło ostre spojrzenie nieposłusznego kundla, który ruszył za nim tylko po to, by pogryźć jego dłoń.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Kiedy tylko drzwi zamknęły się za nimi, odgłosy z sali stały się głuche i przyciszone, a uszy przebywających w holu wypełniła przyjemna cisza. Książe ruszył jako pierwszy, zakładając obie ręce na swój kark, krocząc korytarzami w milczeniu. Mogło się wydawać, że taki stan pozostanie już do końca i w sumie służeniu chłopakowi nie będzie takie złe, ale…
- Jak się nazywasz, Psie? Zresztą, to bez znaczenia. – odezwał się Shion, zadzierając nieco głowę do góry, by spoglądać w sufit. Mijali kolejną służbę bądź strażników, którzy na widok syna króla od razu pochylali się składając przed nim pokłon.
- Słyszałem trochę o tobie. Myślałem, że jesteś jakimś wysoko urodzonym rycerzem, a nie obdartusem, który chleje w tawernach każdego wieczoru. W sumie coś w ogóle potrafisz? Jakieś sztuczki? Reagujesz na komendę „podaj łapę”? – odwrócił głowę przez ramię i spojrzał na niego wyjątkowo kpiąco i drwiąco.
- Chociaż chyba nie jesteś zbyt wyedukowany i bystry, co nie? O i słyszałem, że robisz to dla żony, prawda? W sumie…. Jaki jest sens marnować tak drogocenne leki dla trupa, który i tak pewnie zdechnie. – książę parsknął pod nosem, a w jego brązowych oczach odbił się płomień jednej z pochodni, którą mijali.
- Przecież możesz znaleźć sobie inną dziewkę. Chyba, że! Jest taka ładna! Co ty na to, żeby mnie z nią zapoznać, hm? – odwrócił się do niego przodem, chociaż wciąż szedł z założonymi rękoma na karku.
- W sumie mogę Ci rozkazać, żebyś oddał mi jedną noc z ni-- - raptownie przerwał, kiedy wpadł na coś. A raczej na kogoś. Drobna, ciemnowłosa służąca nie zauważyła chłopaka zderzając się z księciem. Momentalnie padła na kolana dotykając czołem chłodnej posadzki.
- Najmocniej proszę o wybaczenie, Wasza Wysokość! Nie chciałam! – załkała żałośnie.
- Patrz jak łazisz, łajzo. – warknął chłopak spoglądając na nią z góry. – Powinienem kazać cię wychłostać. Jakim prawem mnie dotykasz – palce chłopaka przesunęły się po ramieniu w geście, jakby z obrzydzeniem zrzucał z niego jakiś pyłek. – Może pow--
- Wasza wysokość? Kąpiel gotowa. – drewniane drzwi uchyliły się, wpuszczając na korytarz nieco ciepłego powietrza. To najwyraźniej sprawiło, że chłopak stracił zainteresowanie kajającą się kobietą. Machnął lekko dłonią i wszedł do środka, wskazując ręką, by Jace podążył za nim.
Pomieszczenie było średnich rozmiarów i pełniło rolę łaźni, bądź czegoś na ten wzór, z balą na środku, z której unosiła się para. Widocznie woda była już podgrzana.
- Rozbieraj się Psie. Najpierw trzeba cię umyć, bo capisz. – rzucił wyniosę chłopak i sam usiadł na jednym z krzeseł, wyciągając swoje nogi do przodu. Jedna ze służących przykucnęła i wysunęła drobną stopę księcia z materiałowego, bogato zdobionego buta, a następnie ciepłym, namoczonym ręcznikiem zaczęła wycierać jego stopy.
- Rusz się, bo przesiąknę twoim smrodem.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Wrota zamknęły się za nimi, odgradzając od królewskiej pary, która pogrążyła się w rozmowach i posiłku. Jace stał jeszcze moment bokiem do drzwi, pokręcił głową i ruszył za księciem, trzymając się ledwie trzech kroków za nim. Jaki jest sens wywyższania się? Nie mieli nic, czego nie mógłby mieć on sam. Że bogato zdobione drzwi? Przecież złoto wydobywało się z brudu kopalni. Z samego dna ziemi, tam, gdzie rezydowały najgorsze kanalie. Że wielkie? Owszem, były wielkie. Jace'owi to nie umknęło. Ale były wielkie jak drzwi stodoły.
To pieprzone drzwi do stodoły wysadzone kamieniami o barwie żółtej.
Co z tego?
„Jak się nazywasz, Psie?”
Zmarszczył brwi i przeniósł wzrok z policzka chłopaka na korytarz, którego drugi koniec niknął w absolutnej ciemności. Jak długi był? Nie łatwiej było tu zaciągnąć parę koni, które przenosiłyby to cholerstwo z jednego punktu do drugiego? Jak na zawołanie omiótł rude kosmyki wzrokiem, by znów skierować spojrzenie przed siebie. Mogliby go przewozić i byłoby szybciej. Przymocować za szyję, na której trzymała się ta tępa morda, a potem trzasnąć ogiera z bata i przeciągnąć książęcym ryjem po jego bogatych, czerwonych dywanach i pozłacanej podłodze.
Brew mu nie drgnęła, mimo słów, jakie do niego kierował. Dopiero, gdy nakreślił obraz Cornelii, ręka zacisnęła się w pięść. Już ją unosił, ale służąca okazała się szybsza. Wszystkie ciosy, jakie skotłowały się w ręce, rozeszły się wzdłuż ramienia i rozprowadziły po wszystkich kanałach.
Ten szczyl nie przeżyje jednej nocy.
Przesunął palcami po zmęczonej twarzy i obejrzał się na głowę, która wychyliła się zza drzwi.
„Rozbieraj się, Psie”.
Sięgnął za siebie i przełożył brązową szatę przez głowę. Rzucił ją na ziemię, obrzucając księcia równie kpiącym spojrzeniem. Skoro lubił przyglądać się nagim mężczyznom biorącym kąpiel, nic dziwnego, że chodziły po Slumsach tak paskudne plotki na jego temat. Jace wsunął palce między guziki koszuli i powoli zaczął ją rozpinać. Odsłonił brudny od ziemi, siniaków i skrzepów krwi tors. Szorstki materiał zsunął się po jego ramionach, gdy tylko opuścił barki, udostępniając widzom kolekcję szram. Koszula również dołączyła do szaty, lądując bezgłośnie na posadzce. Zaraz chwycił za sznurek i pociągnął za niego. Spodnie natychmiast poluzowały się, zsuwając z jego szczupłych bioder. Pozbył się też wysokich, twardych, wysłużonych butów. Sekundę zajęło mu zdjęcie bielizny. Wsunął paznokcie za gumkę i szarpnął w dół, by odrzucić materiał na obuwie.
Jeszcze jakieś życzenia, piekielny książę? ─ Zadarł brodę i splunął w bok, brudząc nieskazitelną podłogę. Odwrócił się i wlazł do gorącej bali. Woda praktycznie paliła mu skórę, ale i tym razem powstrzymał się od skrzywienia. Stojące nieopodal niewolnice stały w rządku, wszystkie takie samie, równie bezpłciowe i niemające woli.
Też taki się stanie, jeśli duma nie zdąży go wyniszczyć od środka?
Wsunął się aż po ramiona do wody, która zdążyła zabarwić się już na jasny brąz. Widząc mydło przekrzywił lekko głowę na bok i wyciągnął po nie dłoń. Dopiero, gdy brud został spłukany przez ciecz, można było dostrzec blizny nakreślone na rękach i do krwi zdarte knykcie.
Do pomieszczenia weszła służąca. Trzymała w dłoniach czyste ubrania – koszulę i spodnie.
E, babo ─ warknął, kładąc łokieć na bali. Spojrzał na dziewczynę, która wystraszona zatrzymała się w pół kroku. ─ Zostaw to.
Jej palce ledwie musnęły cuchnące ubrania Jace'a. Dziewczyna spojrzała na księcia, schylając mocno głowę i zaraz spuszczając też wzrok.
Wasza miłość? ─ wyskomlała, nie wiedząc co zrobić.
Jace oparł policzek o dłoń i machnął mydłem, aż wpadło z pluskiem do wody.
Żeby było jasne, paniczu. Jestem twoim cieniem. Nie bezmyślnym niewolnikiem. ─ Zmrużył ślepia, wbijając harde spojrzenie prosto w twarz chłopca. ─ Zostałem najęty prze twego ojca. Nie ciebie. ─ Podniósł się. Woda spływała jeszcze chwilę po ciele, nim z chlupotem wyszedł na podłogę. ─ Mam chronić ciebie. Nie usługiwać. I jeszcze jedno. Księciu chyba nie godzi się obrażać kobiet, wasza wysokość? ─ Sam sięgnął po ręcznik i wytarł nim twarz, a potem zaczął od zmęczonych ramion. ─ Chyba, że legendy na temat, waszej wysokości, są jak najprawdziwsze. ─ Wyszarpał spodnie z rąk służącej.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Brązowe spojrzenie przebiegło po nagich plecach mężczyzny, kiedy ten pozbywał się kolejnych ubrań, zahaczając ciekawskim wzrokiem o praktycznie każdą bliznę. Właściwie to był pierwszy raz, kiedy mógł obserwować inne nagie ciało z takiego bliska, a które nie należało do jego brata. Trzeba przyznać, że dla młodocianego księcia była to swoista nowość.
- Delikatniej. – syknął, kiedy służąca wycierając jego stopy przypadkiem przesunęła po niezwykle delikatnej i wrażliwej skórze, powstrzymując się przed wyszarpnięciem nogi z jej dłoni i oddania solidnego kopnięcia wprost w jej twarz. Jednakże słowa jasnowłosego wyraźnie przyciągnęły jego uwagę i sprawiając, że Shion momentalnie zapomniał o małym potknięciu niewinnej kobiety. Wbił brązowe tęczówki pełne gniewu w wystającą głowę ponad drewnianą, prowizoryczną wannę, najchętniej wywiercając w jego czaszce dziurę.
- Zważaj na słowa, Psie. Język nie przyda Ci się do władania mieczem, żeby mnie chronić. – cicha groźba zaświdrowała w pomieszczeniu ciosając jak ostrze ciszę. Odwrócił głowę w bok, dając tym samym do zrozumienia, że nie zamierza dłużej przyglądać się komuś tak nisko urodzonemu. A to wszystko podkreślił wyraźnym obrzydzeniem, które zamalowało się na jego twarzy.
Wciąż nie potrafił pojąć, dlaczego jego ojciec wynajął na jego strażnika kogoś takiego, jak ten tutaj. Barbarzyński, nieokiełznany, brudny plebs. A przecież dookoła było mnóstwo wysoko urodzonych rycerzy, którzy z pewnością lepiej sprawdziliby się w swoim zadaniu. No i prezentowaliby się o niebo lepiej, niż ten obdarciuch.
Wzrok ponownie skupił się na nim, kiedy warknął na jedną ze służących. Shion zmrużył niebezpiecznie oczy, wyglądając teraz jak mały kociak, który w każdej chwili może wysunąć swoje malutkie, ale ostre pazurki i podrapać nieszczęśnika. Słuchał każdego słowa, które wypowiadał Jace, a z każdym kolejnym jego twarz ciemniała. Kiedy mężczyzna wstał, chłopak zadarł jeszcze bardziej głowę do góry, nie chcąc… nie, nawet nie mogąc spoglądać niżej, chociaż trzeba przyznać, że go korciło. Ale czuł jakąś wewnętrzną blokadę. Może dlatego, ze nigdy nie widział nagiego mężczyzny, który był niemal na wyciągnięcie jego dłoni.
Raptownie podniósł się tak gwałtownie, że krzesło na którym siedział zakołysało się niebezpiecznie, a służąca poleciała do tyłu obijając swój zapewne śliczny tyłeczek. Dzieciak sięgał mężczyźnie może do ramienia albo brody, ale nie przeszkadzało mu to prowokacyjne kontrastowanie z jego spojrzeniem. Wiedział, że ma tutaj władzę i mężczyzna nie może nic mu zrobić.
A może się mylił?
- Posłuchaj mnie ty niedochężony obdartusie. – warknął nieprzyjemnie w typowy, arogancki sposób dla osób jego pokroju, krzyżując ręce na swojej chuderlawej klatce piersiowej.
- W tym królestwie w s z y s c y muszą się mnie słuchać. Jestem przyszłym królem. Moje słowo jest święte. To samo tyczy się ciebie. Jak powiem Ci, że masz skakać na jednej nodze to będziesz na niej skakał. Jak powiem Ci, że masz stanąć na chędożonej głowie to na niej staniesz. Rozumiesz? Czy do twojej głowy to dociera? Jestem księciem i musisz się mnie słuchać. – odwrócił się na pięcie, stając tyłem do niego.
- Żaden mlekowąs chędożony nie będzie się buntował. Idziemy, Psie. Pokaże Ci twoje legowisko, skoro już nie śmierdzisz. – dodał i z dumnie uniesioną głową skierował się w stronę wyjścia.
Pokój chłopaka nie znajdował się jakoś szczególnie daleko od tego pomieszczenia. W końcu zatrzymał się przed ładnie wyrzeźbionymi z różnymi esami i floresami drzwiami. Pchnął je, wchodząc do środka, nakazując skinieniem głowy, żeby i mężczyzna podążył za nim. Jak można było się spodziewać, pokój Shiona był sporych rozmiarów, urozmaicony w miękki dywan oraz wyjście na balkon. Parę komód i szaf bogato zdobionych, komódka z lustrem i oczywiście łóżko z baldachimem.
- Masz swój pokój naprzeciwko mnie. – powiedział krótko. – Jak będę cię wołał, masz przyjść. A teraz rozbierz mnie do bielizny. – odwrócił się do niego tyłem, rozkładając obie ręce na boki.
- Tylko nie dotykaj mojej skóry. Jesteś obrzydliwy.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Uśmiechnął się pod nosem na jego słowa. Uniósł się tylko jeden kącik ust, przez co gest wyglądał jak połączenie rozbawienia z chorym politowaniem. Szarpnął za sznurek spodni okrywających już jego uda, całkowicie niezrażony rozkapryszeniem chłopca.
Przyda się do ochrony twego imienia, paniczu.
Usłyszał niemalże jak w czasie wypowiadanych przez księcia słów powietrze przecina świst ostrego jak żyletka sztyletu. Chwilę później dźwięk skrzyżowanych ostrzy, gdy i jego ton głosu zapaskudził dotychczasową ciszę. Wsunął dłoń w rękaw brudnej koszuli i otaksował bachora przelotnym spojrzeniem. Tak się złożyło, że książę akurat zerwał się gwałtowanie, gdy jasnowłosy zbój zgiął się lekko w pół. Ciepłe powietrze musnęło płatek ucha Shiona, gdy Jace zniżył chrapliwy głos.
A to się paniczowi przyda. Zdaje się, żeś narobił sobie hordy wrogów, hm? Jednak powinieneś dziękować ojcu na kolanach pierdolony szczylu!bo twój ojciec wynajął najlepszego w swym fachu, jakiego mógł znaleźć.
Wyprostował się, szarpnięciem za poły naciągając koszulę na mokre plecy. Potrząsnął głową na boki, rozsyłając małe kropelki na boki, by zaraz wsunął palce w wilgotną grzywkę i odgarnąć włosy z czoła. Słuchał go, starał się nawet skupić na sensie słów, ale po paru kolejnych groźbach bardziej zainteresował się wsunięciem nagiej stopy do środka buta, siadając na brzegu bali z wciąż gorącą wodą. Dopiero gdzieś pod koniec, nim młody narwaniec nie zdążył się jeszcze odwrócić do niego dolną partią, Jace wreszcie przeniósł na niego przeszywające spojrzenie. W oczach nie było uśmiechu, który nadal błąkał się po jego ustach.
„Jestem księciem i musisz się mnie słuchać.”
Zdecyduj się, wasza wysokość. Niedochężony obdartus czy jednak chędożony mlekowąs?
Coś w jego myślach wwiercało mu się w czaszkę. Krzywy, zardzewiały gwóźdź irytacji wydrążał sobie dziurę prosto do umysłu, jakby chcąc go przebić jakąś myślą. Poniekąd zdawał sobie sprawę, że ma przed sobą dziedzica tronu, jedynego, męskiego potomka wielkiego króla Yndarillu, z którego obchodzono się tu jak z kurewskim jajkiem. Jak z księżniczką, której drobna sylwetka nie może zostać muśnięta przez żadną przykrość. Powinien padać na kolana, uginając kark pod samym ostrzałem jego spojrzenia. Powinien robić to, co każda dziewka w tym pomieszczeniu. Były zdolne zadrzeć głowę jak najwyżej, gdyby rozkazano jej nadstawić gardło na ostrze noża. A mimo tego „ja” związane ze slumsami, z grupą szalejących kundli Yndrillu, grabiących, gwałcących i wszczynających burdy, nakazywało mu napierać na dłoń, która chwyciła go za krtań, chcąc na niej umieścić obrożę jak głupiemu bydłu.
Niedoczekanie, wasza wysokość.
Ruszył za nim, trzymając w dłoni skórzany pas, wcześniej przecinający mu krzyżem pierś. Białowłosy przyjrzał się osobie, którą będzie musiał ochraniać. Mimo niechęci, rozumiał króla. Ten szczyl wyglądał, jakby nie potrafił przejść kroku bez zrobienia sobie krzywdy. Każdy byłby w stanie go posłać do diabła marną drzazgą. Był rozkapryszony, rozleniwiony i nieumiejętny.
Jace parsknął, gdy słysząc, że ma go rozebrać.
„Tylko nie dotykaj mojej skóry.”
Oparł się biodrem o framugę rozwartych drzwi. Skrzyżował ręce na piersi i kiwnął głową, zaciskając usta w wąską linię.
Nie dotknę ─ przyznał, jakby faktycznie zależało mu na spełnieniu tego śmiesznego rozkazu. Sylwetka młodzieńca odkleiła się od framugi, cofnął się o krok i przekręcił głowę. Akurat przechodziła jakaś czarnowłosa dziewczyna w białej sukni. Trzymała na rękach białe prześcieradła. Musiała być jedną z licznych pokojówek. Jace zatrzymał ją, wyciągając rękę, gotów chwycić nieznajomą za przedramię. Wystraszyła się i wycofała, ale przystanęła, wlepiając w niego wielkie, strachliwe ślepia łani.
Wszyscy trzęsą tutaj nogami.
Jakby jakiś potwór mieszkał w zimnie zamku.
Jace zabrał dłoń i kiwnął głową w stronę rozstawionego jak Jezus na krzyżu dzieciaka.
Jestem osobistą strażą naszego rozkosznego dziedzica tronu, księcia Shiona. ─ Dodał do tego tak oficjalny ton, że lada moment można było mieć wrażenie, że wokół pojawią się ważne osobistości, cała szlachta co do każdego lorda i barona, a Jace dalej będzie zapowiadał swojego „cudownego pana”. Chłopak obdarzył dziewczynę gestem, który wywołał u niej lekki, nieśmiały uśmiech. Przewrócił oczami, na szczęście i tak stojąc bardziej tyłem do nabzdyczonego małolata. ─ Czy moja oręż trafiła już do pokoju?
Dziewczyna pokiwała głową i wzruszyła kościstymi ramionami.
Rozumiał ją. Ciężko wiedzieć o wszystkim, gdy trzeba przenosić koce i pościele przez tyle pięter, tyle korytarzy, tyle pokoi.
Możesz mi przynieść jakiś sztylet?
Dziewczyna zamrugała.
Sz-sztylet?
Oczywiście. Nasza książęca mość pragnie, bym uwolnił go z szat bez dotykania. Zrobię to nożem. Jestem w tym doskonały. Tnę idealnie w 9 na 10 przypadków. ─ Nagle wzniósł oczy ku sklepieniu. ─ Nie jestem pewien, którym numerem był ostatni trup, ale zaraz się przekonamy.
T-to zniewaga!
Skąd. ─ Jace się obruszył. ─ Spełniam polecenia księcia najlepiej jak umiem. Wasza wysokość?
Spojrzał na Shiona błyszczącymi oczami, jakby mówił: „Prawda? Tego chciałeś. A ona jeszcze się upiera!”
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Przyglądał się przez dłuższą chwilę jasnowłosemu. To się nie uda. To nie miało racji bytu. Jace już samą swoją obecnością i egzystencją działał na nerwy młodemu królewiczowi, a przecież spędzili w swoim towarzystwie zaledwie… ćwierć dnia. Brew niebezpiecznie mu drgnęła, a na skroni zapulsowała żyłka irytacji, kiedy mężczyzna zwrócił się do służącej. Przecież dostał taki prosty rozkaz, ale nie, wciąż musiał coś udowadniać. W końcu i chłopak nie wytrzymał. Odwrócił się na pięcie i pełen wściekłości podszedł do niego, jednakże wciąż zachowując odpowiednią odległość pomiędzy nimi.
- Nieważne. Wracaj do swoich obowiązków.– rozkazał krótko kobiecie, na co ta gwałtownie pochyliła się w ukłonie na tyle, na ile pozwoliła jej trzymana pościel, po czym szybko wycofała się w kierunku, w który uprzednio zmierzała.
- A ty… – słowa zostały skierowane bezpośrednio do Jace’a – Wynoś się do siebie. Na dzisiaj skończyliśmy. I lepiej, żebyś w nocy przemyślał swoje zachowanie. – skarcił go nieprzyjemnie, krzyżując ręce na piersi. Nie spuszczając z niego wzroku, odczekał, aż ten obdarciuch wreszcie opuści jego komnatę, a gdy w końcu to uczynił, niemalże namacalną ostentacyjnością trzasnął za nim drzwiami, nie chcąc dziś ani przez chwilę dłużej oglądać tej zakazanej mordy. Trudno. Ktoś inny przyjdzie mu pomóc w rozebraniu się. Miał ochotę coś rozwalić, kopnąć, roztrzaskać. Jak on nienawidził tego mężczyzny.

[ . . . ]

Kolejne dni wcale a wcale nie przynosiły poprawy w ich relacji. Wręcz przeciwnie. Mogło się zdawać, że z każdym kolejnym dniem jest coraz gorzej. Shion chodził zdenerwowany, co zapewne niejednokrotnie bawiło jego strażnika. Ponadto od paru dobrych dni non stop padało, przez co wszystkie zajęcia młodego chłopaka ograniczały się do murów zamku. Dopiero dzisiejszego dnia na niebie wisiały jedynie ciemne chmury, dając mieszkańcom królestwa trochę wytchnienia od ciągłego deszczu.
I dzisiaj miała odbyć się publiczna egzekucja. Jakby niebo wiedziało.
- Psie! – krzyknął chłopak szarpiąc za drzwi, bezczelnie wchodząc do pomieszczenia, które służyło za pokój dla jasnowłosego.
- Pospiesz się! Już tutaj są! – powiedział wyraźnie uradowany, o czym świadczyły lekkie rumieńce ekscytacji widniejące na jego policzkach oraz dziki błysk w jego oczach. Z pewnością gdyby nie to, że etykieta obowiązywała jego osobę, to rzuciłby się w szaleńczym biegu prze korytarz. Zamiast tego szedł w miarę spokojnie i dostojnie, chociaż jego ruchy były zbyt dynamiczne niż zazwyczaj.
W największym holu znajdowało się aktualnie parę osób, głównie mężczyzn przyodzianych w podróżne stroje, ubłocone i zakurzone. Dopiero tutaj, przy schodach Shion nie wytrzymał i ruszył pędem w dół, zeskakując po prawie dwa-trzy, by niczym meteor wbić się już w rozłożone ramiona jakiegoś mężczyzny.
- Ale rośniesz! – odezwał się nieznajomy i zaśmiał wesoło, prostując. Dopiero teraz można było zauważyć jego uderzające podobieństwo do samego króla Parsa. Wyglądał jak jego kopia z tą różnicą, że posiadał kozią bródkę oraz krótko przystrzyżone włosy. No i do tego jego oblicze było o wiele łagodniejsze i sympatyczniejsze, niż samego króla.
Wysunął dłoń ze skórzanej rękawicy i wsunął palce w rude kosmyki chłopaka, delikatnie go głaszcząc.
- Mam dla ciebie prezent, ale to dopiero jak przywitam się z innymi. O, a to… jak mniemam, Jace? Strażnik mojego bratanka, tak? – jego wzrok skierował się na jasnowłosego, którego obdarzył uśmiechem i skinął głową na przywitanie.
- Niestety. – odburknął naburmuszony Shion, na co mężczyzna zaśmiał się cicho. – To nie jest zabawne, wujku Nic. Jest okropny! W ogóle się mnie nie słucha!
- Shion. Możesz go nie lubić, ale musisz szanować. – mężczyzna nachylił się nad nim i spojrzał mu w oczy. – Bo ten mężczyzna będzie ryzykował swoim życiem, by chronić twoje. Rozumiesz? ¬– przesunął jeszcze raz palcami po jego włosach, na co Shion skinął jedynie głową.
- Nazywam się Nicolas Rottenden. Jak się domyślasz, jestem bratem króla. Miło mi cię poznać. I dziękuję bardzo za ochronę księcia. Może i bywa upierdliwy, ale to dobry dzieciak. A to pewnie ten słynny miecz? – spojrzał zainteresowany na oręż Jace’a, który miał przy sobie. – wiem, że może to być nieuprzejme z mojej strony… ale mógłbym zobaczyć? Słyszałem, że jest piękny.
- Taki sobie. ¬– kolejne burknięcie od Shiona, chociaż prawda była taka, że nie widział broni.
- Oczywiście nie zamierzam cię do niczego zmuszać. Jednakowoż byłbym dozgonnie wdzięczny.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Brew sama z siebie podeszła mu do góry, gdy usłyszał karcący, na wpół władczy, na wpół po prostu drażniący głos księcia. Dzieciaka, który równie dobrze mógłby zostać złamany na pół choćby przez uciekającą pannę z pierzynami. Gdyby tylko chwyciła za drogocenną wazę, którą teraz mijała i spróbowała ─ całkiem przypadkiem ─ zmienić jej położenie... Najlepiej robiąc to z rozmachu i ku głowie Shiona, być może udałoby jej się zrobić to, o czym z pewnością marzą dziesiątki ludzkiego bydła w tym zamku.
To marzenie powoli zaczynało się też ścigać z innymi pragnieniami w rankingu Jace'a.
Przewrócił tylko oczami i odszedł, jak mu rozkazano.

*

Jego pokój nie był tak wielki i wypchany złotymi nićmi jak pokój księcia, ale miał chociaż własne łóżko, w które popukał parokrotnie butem, jakąś starą, zakurzoną komodę, dywan i ogromne okno przysłonięte ciemnymi kotarami. Podszedł do nich i wsunął między nie dłoń, by odgarnąć ciężki materiał na bok.
Widok na połacie białych ziem poprzetykanych czarnymi pniami drzew, które na wiosnę zachwycą niejedną duszę, pewnie zapierał dech niejednej niewiaście. Teraz wszystko zdawało się martwe. Jace przesunął językiem po dolnej wardze i odsunął się od okna. Przeszukał cały pokój, zaglądając pod łóżko i do szuflad, zdjął nawet niewielkie, okrągłe lustro zawieszone nad drewnianym stolikiem, ale nic za nim nie było. Na koniec wybadał ściany. Pomiędzy wielką, dwudrzwiową szafą, a ścianą, było niecałe dziesięć centymetrów. To tam ktoś położył Huntera.
Innych zabawek mu nie zwrócono.

*

Wstał o poranku.
W nocy nie mógł spać. Nie tylko tej pierwszej, ale i w wiele kolejnych. Co rusz ktoś przemykał po korytarzu i choć dzieliła go od nich gruba ściana i zamknięte drzwi, słyszał ich kroki tak głośno, jakby ktoś rytmicznie rzucał kamieniami o podłoże. W dodatku pościel jaką mu przyniesiono pachniała jakimiś tanimi, mdlącymi perfumami. Dopiero dzięki temu zauważył różnicę między ogromną, pojedynczą poduszką, jaką mu zostawiono, a swoim ubraniem, którego nie zmienił. Co prawda jakaś nieśmiała służąca króla przyniosła mu również szaty do snu, ale jak zobaczył czepek ─ czy cokolwiek to było ─ omal nie udławił się przeżuwanym kawałkiem wykałaczki.
Wolał dalej zajeżdżać starym gównem, niż upodobnić się do ludzi, którzy brzydzili się chwycić za spieczone udko kurczaka, co dopiero za miecz wyrwany z cudzych bebechów.
Banda walonych zamkowych piesków. Nic tylko wzajemnie liżą się po dupach.
TRZASK!
Omal mu brzytwa nie wypadła z ręki.
Stał naprzeciwko lustra, z brodą usmarowaną białą pianą, kapiącą wprost do miski wypełnionej lodowatą wodą. Odwrócił się ku promieniującemu entuzjazmem księcia. Nie znał go w ogóle, ale widzieć go w takim stanie to wystarczający powód do zmartwienia. Odwrócił się jednak do niego plecami, by dokończyć robotę i dopiero wtedy, gdy się z nią uporał, chwycił po zawieszoną na haku szmatę i wytarł wpierw twarz, a potem nagi tors.
W porównaniu do księcia, nie czuł żadnego podniecenia. Rzucił mokrą szmatę do miski, zgarnął z niepościelonego łoża swoją koszulę i wyszedł nie zamykając mosiężnych drzwi. Nie musiał. Nie mieli czego mu skraść, bo broń zawsze nosił przy sobie. A jeśli ktoś chciałby tam po prostu wtargnąć ─ i tak by to zrobił. Jace nie otrzymał klucza, ani przybocznej straży.
Nie, żeby jej potrzebował.
Był wystarczająco wyczulony na najmniejszy oddech, by zbudzić się nawet z ciężkiego snu o czym świadczyły podkrążone oczy i zmęczone spojrzenie. Dopinał właśnie koszulę i poprawiał kołnierz, gdy usłyszał nieznajomy głos. Kroki stawiane na schodach stały się wtedy wolniejsze i cięższe, a on sam skierował wzrok prosto na dobroduszną twarz wuja. Zmrużył ślepia i pokonał ostatnie stopnie, by stanąć na równi. Jego stopa dotknęła podłogi akurat w chwili, gdy się do niego zwrócono.
Prawdę mówiąc, kompletnie nie wiedział co robić w takich sytuacjach.
Nigdy nie kłaniał się przed władzą. Nie szanował ich ani trochę. Gdy miał schylić głowę, robił to tylko ze strażniczą ręką na jego karku i łańcuchami podcinającymi mu nogi. Nigdy z własnej woli. A teraz nieoczekiwanie stał przed nim brat króla, miły, uprzejmy, roześmiany. Wręcz dobry. A i tak przez Jace'a nielubiany.
„Dla Nel, pamiętaj.”
Czasami widocznie trzeba być cudzym psem, jeśli chciało się zachować przy sobie coś cennego. Kiwnął więc głową w krótkim ukłonie.
Gorzej, gdy przyszło co do czego i skupiono się na nim.
Od bycia psem najwidoczniej jeszcze ciężej być cieniem, skoro wielu zwróciło teraz na niego swoje spojrzenia. Domyślał się, o czym teraz myślą. Oto na umytej przez klęczące godzinami niewolnice podłodze stoi zapaskudzony chłopak, szczupła szkapa przecinana pasami blizn, z rozwichrzonymi włosami i w pogniecionej koszuli. W niczym nie mógł przypominać strażnika, a już na pewno strażnika księcia, który nie musiał cieszyć cudzego oka równie mocno co same szaty zdobiące władcę, ale na pewno nie mógł tak mocno się wykluczać.
A jednak to u jego boku zwisała ciężka broń, o której krążyły legendy. Mówiono, że ją ukradł albo zmyślił bajkę dla dzieci, używając zwykłego miecza. Jedno z takich założeń mógłby zobaczyć w oczach stojącej nieopodal straży, która wwiercała się w niego złym spojrzeniem, gdy tylko oparł dłoń o rękojeść Huntera. Na moment. Zaraz palce musnęły jego pierś, gdy sam pochylał głowę.
Wybacz, panie, ale jestem zmuszony odmówić. Niech ten miecz zostanie ukazany tylko tym, którzy ośmielą się podnieść rękę na ciało lub honor księcia.
Nie chcesz mu go dać?
Nienawidzę go.
Kącik ust Jace'a drgnął ledwo widocznie, gdy się prostował i podnosił brodę.
Jednakże jeśli książę zechce, żebym...
Coś huknęło, przerywając jego słowa. Sekundę potem rozbrzmiał śmiech gdzieś z zewnątrz.
Szybciej, szybciej! Egzekucja za moment się zacznie, oj no, wstawaj, do diaska! Katherine! Ojciec powiedział, że możemy przyjrzeć się z królewskiej wieży! Nie wiem ilu ich będzie! Może stu, a może jeden! Ale już kat czeka! Pośpieszże się, bo przez ciebie już jesteśmy spóźnione!
Cichy chichot prędko zniknął.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mężczyzna przez chwilę przyglądał się twarzy jasnowłosemu, jakby rozważał wszystkie ‘za’ i ‘przeciw’, by wreszcie, koniec końców, uśmiechnąć się szeroko, pełen sympatii.
- Rozumiem. Nie będę w takim razie nic na tobie wymuszał. Oho, muszę się spieszyć. – rzucił, kiedy rozległy się głosy zza drzwiami oraz wyraźne poruszenie. Ciężka dłoń mężczyzny ostatni raz spoczęła na głowie chłopaka, którą poczochrał czule, a następnie ruszył w stronę schodów. W jego śladach ruszyła cała świta, którą zabrał ze sobą, w tym wysoka kobieta, bo mierząca prawie metr osiemdziesiąt centymetrów, niezwykle szczupła, że sukienka z drogiego materiału niemal zwisała na niej, o długich, kasztanowych włosach związanych warkocz. Jej surowa twarz niemal przerażała, a ostre spojrzenie przeszywało wszystkich dookoła. Choć i tak chyba najbardziej rzucały się w oczy ciemne włosy pod jej nosem.
Przechodząc obok Shiona, pochyliła nieco głowę, na krótką chwilę zatrzymując się.
- Wasza Wysokość.
- Witaj, ciociu Adelaine. – odparł zgrabnie dzieciak. Kobieta wyprostowała się jak struna, po czym podążyła za swoim mężem.
- Jest paskudna. Widziałeś jej wąsy? – parsknął cicho chłopak i uderzył nieco butem o posadzkę, jakby zastanawiał się nad czymś, kiedy na jego twarzy wdarło się rozkojarzenie.
- Powiedz Psie, czy kiedyś-
- Wasza wysokość! – piskliwy głos kobiety wyrwał chłopaka z letargu. Zdyszana, nieco pulchna kobieta wdarła do holu i podbiegła do chłopaka, poprawiając swój czepek, który przekrzywił się znacząco.
- Wasza wysokość! Król Cię wzywa! Nie jest zadowolony, że cię jeszcze nie ma. Pospiesz się, wiesz, że król nie lubi, jak musi czekać! – dodała, a jej drugi podbródek niebezpiecznie zadrżał. Shion mimowolnie skrzywił się na twarzy i prychnął cicho pod nosem.
- Tak, wiem. Chodź Psie.

***

Jak można było się spodziewać, na placu zebrało się naprawdę sporo ludzi. Wielu przepychało się między sobą, żeby tylko znaleźć się jak najbliżej platformy egzekucyjnej. Nie od dziś wiadomo, że egzekucje pełniły funkcje rozrywkowe w większej mierze pośród plebsu. Król wraz z małżonką zasiadali w specjalnej loży, gdzie były również miejsca siedzące dla jego brata oraz Shiona. Oraz przybocznej straży oraz Jace’a. Z miejsca, skąd idealnie było wszystko widać. Rudowłosy siedząc obok ojca przez cały czas milczał, jakby jakiś czarownik podmienił go z tym samym, pyskatym dzieciakiem, którym był każdego dnia.
- Synu. Patrz uważnie. Nawet nie próbuj na moment odwrócić wzroku. ¬– surowy ton ojca przeciął panującą ciszę w loży.
- Tak, ojcze.
Rozgardiasz pośród ludzi na dole wzrastał z każdą kolejną chwilą oczekiwania. W końcu na platformę zgrabnie wdrapał się królewski herold, co skutecznie uciszyło pospólstwo. Przysadzisty mężczyzna rozwinął trzymany rulon i doniosłym głosem zaczął czytać.
- Romuland oraz jego siostra Tasha, są oskarżeni o kazirodcze stosunki, z których narodziły się dwa, diabelskie owoce. Są oskarżeni o zawiązanie paktu z samym Szatanem. Wina została udowodniona. Na mocy naszego króla, zostali skazani na śmierć. Romuland poprzez spiłowanie, Tasha nabicie na pal, a dwa szatańskie pomioty przez spalenie. Wyprowadzić. – mężczyzna zaczął zwijać papier i powoli skierował się na dół, schodząc z podestu. W tym samym momencie z dolnej partii zamku, zza metalowych krat zaczęto wyprowadzać skazanych. Najpierw mężczyzna, brudny i zakrwawiony. Z umęczoną twarzą, na której widniało pełne zrezygnowanie i pogodzenie się z losem. Wyraźnie kulał, a gdy lepiej przyjrzeć się jego stopom, to można było zauważyć, że są całe zakrwawione, i pozostawiał po sobie krwawe ślady. Tuż za nim prowadzono kobietę. Tak jak w przypadku mężczyzny, była naga. Niemal łysa z krwawymi śladami na głowie po próbach skalpowania, z krwawymi ranami na piersiach oraz udach. W przeciwieństwie do mężczyzny, swego brata, na jej twarzy widać było przerażenie i zdezorientowanie. Na samym końcu wyprowadzono „diabelskie owoce”. Chłopiec, który na oko miał może z siedem lat i dziewczynkę, dużo młodszą, miała może z cztery lata. Przerażone, co chwilę nawołujące swoich rodziców.
Tłum zaczął wściekle krzyczeć i wyzywać skazanych, rzucając w nich zgniłymi warzywami, a nawet kamieniami. Jak to bywało w takich momentach. Dla nich nie było ważne, że ktoś był niewinny. Że to kobiety czy dzieci. Ważna była rozrywka poprzez egzekucję.
Dzieci z zaskakującą brutalnością szarpnięto na wcześniej przygotowany stos i zaczęto je przywiązywać do pala, pomimo ich pisków i płaczu. Kobieta ostatkami sił próbowała do nich dobiec, ale silne ramiona jednego z mężczyzn, który ją pilnował skutecznie uniemożliwił jej to, dlatego też Tasha starała się łagodnie przemawiać do dzieci, żeby się nie bały. Ale one wciąż krzyczały. Krzyczały nawet w chwili, kiedy podpalono stos. I krzyczały jeszcze przez długą chwilę. A matka wraz z nimi.
Choć nie miała czasu, żeby przyglądać się, jak jej własne dzieci płoną. Pchnięto ją na ziemię i dłonie przywiązano do jednego rogu platformy. Nogi rozchylono, a w kostkach owinięto sznurami, których drugie końce przywiązano do dwóch szkap stojących na ziemi. Ostry z jednej strony pal umiejscowiono pomiędzy jej uda, a następnie zmuszono konie, by ruszyły.
Nabijanie trwało dość długo, lecz lud skandował i się cieszył, kiedy kobiece gardło zaczęło zawodzić pełnym bólem w chwili, gdy pal zaczął wsuwać się coraz głębiej w krocze, bryzgając krwią dookoła. Jeszcze trochę i podniosą ją na tyle, stawiając pal pionowo, żeby samym ciężarem z zsuwała się jednocześnie móc obserwować, jak jej mąż jest wieszany do góry nogami za kostki w rozkroku, jak zaczynają piłować jego ciało, zaczynając od krocza, jak….
Shion się gwałtownie zerwał i schylił w pół oddając na drewno swoje śniadanie oraz wodę. Nicolas znalazł się natychmiastowo przy swoim bratanku i przycisnął haftowaną, białą chustkę do jego ust, by je wytrzeć.
- Shion? Nic ci nie jest?
- Nie… wszystko dobrze. Już mi lep-
- Zabierzcie go stąd. – nieprzyjemny głos ojca chłopaka przerwał wymianę zdań. Shion spojrzał na niego gotowy protestować, ale wystarczyło jedno, ostre spojrzenie mężczyzny, w którym kryła się pogarda.
- Twój brat zaczął oglądać egzekucje jak był młodszy i nigdy nie przyniósł mi takiego wstydu. Zabierzcie go.
- Daj spokój. Może się czymś struł. – Nicolas próbował obronić chłopca przed ojcem, ale nawet i jego słowa nie poskutkowały. Westchnął ciężko i pomógł mu wstać, spoglądając na Jace’a.
- Mógłbyś zabrać księcia do jego komnaty? Niech wypocznie przed ucztą.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Hunter, którym posługiwał się jak ledwie ważącym piórem, teraz stał się tonową skałą uczepioną jego biodra. Ciążył jak ołów, a sam Jace czuł się, jakby na siłę przechylano go na bok, ku posadzce, choć w rzeczywistości stał wyprostowany z dumnie (może zbyt dumnie) wymierzonym spojrzeniem w oczy człowieka, na którego widok tak bardzo się cieszono. Waga cudzych spojrzeń i ─ przede wszystkim ─ spojrzenia mężczyzny wywoływały w nim odruch, który najczęściej wykorzystywał do ucieczki. Teraz nawet nie mógł tego zrobić.
Jestem otoczony przez wrogie żmije, przemknęło mu przez myśl, gdy tylko przyjazna twarz wuja Shiona znów rozjaśniała od uśmiechu na widok którego większości lód topniał z serca. Serce Jace'a ścisnęło się, aż przeklął w duchu. O co, do diabła, mi chodzi?  Nie miał żadnych podstaw by wyjąć Huntera, a jednak czubki palców zaczęły go mrowić. Zacisnął prawą dłoń w pięść i odprowadził mężczyznę kątem oka.
„Powiedz Psie, czy kiedyś...”
Gwałtownie oderwał wzrok od pleców wychodzącego członka królewskiej rodziny ─ wybij to sobie z głowy, Jace ─ i wrócił nim do księcia. Już rozchylał usta, czując niemalże, jak suche wargi odklejają się od siebie z większym niż zwykle trudem, ale znów mu się wcięto.

*

Niewidzialne szpony zmiażdżyły mu żołądek. Nie czuł ani strachu, ani obrzydzenia egzekucją. Nie nią. Stał wyprostowany, z dłonią opartą o rękojeść wiecznie nienażartego miecza i przyglądał się gwarnemu tłumowi, w duchu wiążąc wszystkie swoje kończyny, by nie zdzielić samego króla siarczystym uderzeniem pięści.
Niesmak jaki mu osiadł na końcu języka był tym wyższy, im dalej brnął w oskarżeniach herold. Jeszcze do ostatniej chwili był pewien, że to wszystko gówno prawda, a jego epizod jako królewskiego kundla, skończy się bez żadnych niespodzianek, ale gdy na platformę zaczęto wprowadzać skrępowanych winowajców sam dostał wymierzony przez los policzek.
Nawet nie drgnął, choć wewnątrz ktoś rzucił ogień na stos spróchniałego drewna i teraz płomienie zażyły się wściekle. Nie targały samym ciałem, ale na dnie jego oczu było widać prawdziwy pożar. Palce mimowolnie zacisnęły się mocniej na rękojeści. W tym samym czasie poczuł co było powodem jego gniewu. Na sekundę skrzyżował wzrok z bratem króla, który uśmiechnął się do niego przyjaźnie, unosząc zaledwie jeden kącik ust. Jace zmarszczył czoło i wrócił do przyglądania się egzekucji, uspokajając wewnętrzną bestię, która nadal dolewała oliwy do ognia.
Wypuść mnie.
Widzisz, co im robią?
Przecież ich znasz.
Razem ścinaliście łby niesfornym łaniom, razem prowadziliście własne egzekucje na królewskich strażnikach. A teraz stoisz po błędnej stronie i przyglądasz się w spokoju, jak niewyżyte szumowiny krok po kroku tną część twojego dzieciństwa?
A teraz jeszcze ktoś rzyga ci na buty.
Tasha już nie krzyczała, ale jej wrzask nadal wypełniał czaszkę białowłosego. Drewniany pal wyłonił się z jej gardła, rozrywając je i rozdzierając twarz, która niecały tydzień wstecz uśmiechała się do niego promiennie, pomagając umyć Cornelię. W nieznośnym, bo nieistniejącym, hałasie spojrzał na Shiona i przez moment przyszła mu chęć by podnieść nogę i wbić piętę prosto w kark dzieciaka. Zamiast tego kiwnął głową na rozkaz i wyprowadził księcia, otaczając jego przedramię lodowatą dłonią.

*

Znaleźli się już z dala od cudzych spojrzeń. Jace czuł zimne powietrze zrywające mu włosy z twarzy i dmuchające w lniane ubranie. Zima jak zwykle nie próżnowała w królestwie ─ wszystko wokół było białe. Niewielu też wychodziło z domostw, chcąc jak najlepiej się ogrzać. Nawet służba pozamykała się w parnych kuchniach i pralniach, zabierając się do roboty, byleby tylko ogrzać zziębnięte palce.
Palce Jace'a już nie ściskały przedramienia księcia. Szedł krok za nim, co jakiś tylko czas omiatając rudą czuprynę obojętnym spojrzeniem. Odcinek między bramą, a wejściem do zamku prowadził przez królewskie ogrody. Drzewa były uśpione, kwiaty martwe, ale chłopak i tak czuł się w tej arktycznej scenerii o wiele lepiej, niż gdyby nastały upalne dni.
Chłodne powietrze musiały zwrócić księciu choć trochę sił.
Nie był złym człowiekiem. ─ Wiatr świsnął, praktycznie zagłuszając cichy głos Jace'a. ─ Kochał tę dziewczynę. Myślisz, że to wina Szatana, bo ci ludzie zapałali do siebie ognistym uczuciem. ─ Podniósł wzrok na rosnący przed nimi szary budynek. Powoli zbliżali się już do bramy, która została uchylona przez siwowłosego lokaja z mocnymi zakolami. Mężczyzna stał wyprostowany, ale trząsł się jak osika, niekryty przed lodowatymi podmuchami wiatru. Jace nie spuszczał z niego spojrzenia. ─ Ale są pożary, których nie ugaszą żadne wody i oziębłości świata. Spłonęli, ale zaznali szczęścia, na które nie mogliby sobie pozwolić, gdyby nie podjęli niewłaściwych decyzji. Grzech to kurewstwo, ale oni znali ryzyko. Chcieli je podjąć. Wiesz... w naszym życiu ręka przy ręce kroczą niewinność i grzeszność, dobro i zło. Nie musi ci się to podobać, tylko nie ignoruj tego. ─ Przypomniał sobie entuzjazm Shiona sprzed paru godzin, gdy z rumieńcami na policzkach biegł na pokaz, gdzie ludzie zamieniali się w zwierzęta. Widział egzekucję jako coś dobrego, choć jego ciało i duch mówiły mu, że jest zupełnie odwrotnie. Zwymiotował słabnąc od zła, jakie wyrządzano ludziom, których przez królewskość widział jako robactwo. Sam dobrze wiesz, że to było chore, Shion.Możesz zamknąć jedno oko na niezadowalającą cię połowę, żeby poczuć się bezpieczniej, bo czego nie widać, w to nie trzeba wierzyć, lecz to głupota. To jakbyś chciał, dla większej pewności, kroczyć z zamkniętymi oczami wśród przepaści i urwisk. Wszystkich dziur nie zakopiesz. Romuald i Tasha zostali na siłę strąceni w dół, ale chociaż znali swoje miejsce. Nie dorównywali ci władzą i możliwościami, mój książę, ale nie byli do niczego zmuszani. Nie jest mi ciebie żal. Szkoda tylko Mykii i Andiego. ─ Warknął nagle i splunął w bok. Dobrze pamiętał lata, gdy z Romualdem ścigali się na dzikich koniach, razem przeskakiwali przez płoty i wdrapywali się na mury. Był w stanie niemalże usłyszeć rzeczywisty, metaliczny dźwięk ich krzyżujących się broni.
„Ha, i co ty na to, Jace? Nadal źle trzymasz miecz, więc zaraz ci dokopię!”
Lokaj się skłonił.
Wasza wysokość.
Zrób księciu kąpiel.
Mężczyzna spojrzał mu prosto w twarz. Był niższy od Jace'a o dobrą głowę, więc musiał mocno zadrzeć brodę, by móc skierować na niego wzrok. Zmarszczył brwi. Widać było, że ma na końcu języka: „a kim ty jesteś, żeby mi, kurwa, rozkazywać?”, ale obecność księcia skutecznie wybiła mu to z głowy. Zamknął za nimi wrota i ruszył starczym, wolnym krokiem, prędko jednak zatrzymał się na krótkie:
Jeszcze jedno, Sebastianie.
I obejrzał się przez ramię na białowłosego.
Odpuśćcie sobie dziś zbyt intensywne zapachy. Nie wiem co za świństwo wlewacie do bal, ale czasami idzie zejść już przy pierwszej kropli. Ej, Shibata!
Przechodząca z wielkim koszem dziewczyna zatrzymała się jak rażona piorunem. Przez sekundę, która rozciągnęła się do długości minuty, stała jak sparaliżowana, aż w końcu, zaciskając mocniej ramiona na wiklinowym koszu obejrzała się. Widząc Shiona natychmiast przywitała go głębokim ukłonem na tyle, na ile pozwalał jej na to pakunek wypełniony po brzegi jakimiś warzywami. Ostatecznie skierowała niepewne spojrzenie na Jace'a.
Wyświadczysz mi przysługę? ─ Uśmiechnął się lekko widząc jej zakłopotanie. Odwróciła zażenowana wzrok. ─ Sprawdziłabyś zapasy w królewskim magazynie?
Cz-czego dokładnie miałabym szukać, panie?
Migdałów. I możesz przynieść świeżą wodę do pokoju księcia.
Dygnęła i wręcz odbiegła w stronę schodów, by zejść na niższe piętro, w kierunku kuchni. W chwili, gdy jej stopa trafiła na pierwszy stopień prowadzący w dół, Jace postawił nogę na stopniu prowadzącym po schodach ku górę.
To nie kwestia strucia, hm? ─ Opamiętał się i dodał na końcu prędkie, niedbałe: „wasza wysokość”, jakby już dla świętego spokoju. Przewrócił nawet oczami, prowadząc księcia do jego pokoju. Dopiero przed jego drzwiami przystanął i ─ jak zwykle ─ oparł wnętrze dłoni o gładką rękojeść miecza. Spojrzał wtedy na swojego pana i przyjrzał mu się dokładnie. Szczerze wątpił, że będzie jeszcze wymiotował o ile nie miał tak wybujałej wyobraźni, by przypominać sobie widoki, od których jego żołądek postanowił namówić krążące po nim jedzenie do zwiedzania świata.
Jakie są twoje rozkazy, wasza wysokość?
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 7 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach