Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 25.12.15 23:58  •  Upiory. [Shion x Shane] Empty Upiory. [Shion x Shane]
Upiory. [Shion x Shane] W44uaod


# Dwa tygodnie wcześniej

 Deszcz delikatnie wyszeptywał ciche melodie, bębniąc i grając o parapet okna Shane'a. Czasem mocniej zamruczał,  przypominając o swojej obecności, jednak nie na tyle, aby zbudzić z głębokiego snu  rudzielca. Pół nagie ciało poruszyło się niespokojnie w łóżku, pozwalając kołdrze swobodnie zsunąć się z zasłoniętych pleców, uwieszając się niczym biała flaga jedynie na biodrze. Mamrot Wymordowanego, najpierw niewyraźny, stawał się z każdą chwilą coraz bardziej uchwytny i zrozumiały. Jakiś tajemniczy obserwator mógł spokojnie poznać jego najgłębsze myśli. Na szczęście poza nim, nikogo nie było.

Dom dziecka wydawał się jeszcze bardziej pusty i cichszy niż zazwyczaj o popołudniowej porze. Przynajmniej tak wskazywał wiszący stary, drewniany zegar, który odkąd tylko Shane pamiętał strasznie go denerwował. Wyskakująca ze środka kukułka irytująco skrzeczała, a on miał ochotę za każdym razem złapać ją i wyrwać, i choć na chwilę uciszyć.
Znowu miał naście lat. Znowu stał w podartych na kolanach spodniach, w za dużym T-shircie i schodzonych butach. Znowu poczuł spokój i ulgę.
* * *
-Nie umiem. Nie wychodzi mi! - krzyczał pełen wzburzenia chłopięcy głos, sugerujący jednocześnie, że należy do dziecka. Podchodząc bliżej zauważyć można było kilkuletniego chłopca z siatką piegów na nosie, identycznych do tych, co miał Shane na policzkach, siedzącego na schodach prowadzących do pokoi na górze. Siedział naburmuszony, wspierając małymi piąstkami swoją głowę i wpatrywał się uparcie w niezasznurowane buty. Rudzielec kucnął przed swoim młodszym bratem i z dziwnym uśmiechem na ustach, spojrzał na sznurówki.
- Co? Tak szybko się poddajesz? - zapytał, siadając na ziemi, opierając się o zielono-białą ścianę, z której farba sama wolno odpadała, wołając prosząco do administracji sierocińca o jakikolwiek remont.
- Nie poddaje! Ale ty chyba mnie oszukujesz! - oskarżył Nicolas, jeszcze mocniej pochmurniejąc.
- Nie wydurniaj się. Pokazywałem ci jak swoje wiąże. To żadne oszustwo. Widocznie jesteś jeszcze za mały, aby sam... - urwał teatralnie, szczerząc się zadziornie. Nicolas słysząc słowo „za mały” automatycznie poderwał głowę do góry i prychnął wyniośle. Zaraz sięgnął pulchnymi paluszkami do dwóch zszarzałych sznurówek i zaczął je ze sobą wymyślnie łączyć. Pierwsza próba okazała się fiaskiem, zresztą tak samo jak i druga. Trzecia w końcu zaczęła przypominać wiązanie butów, aż ostatecznie, po dziesięciominutowej walce para butów była gotowa do drogi. Shane patrząc na niego czuł ogromną dumę, jednak nie mógł mu tego powiedzieć wprost, dlatego też poczochrał mu włosy. Zawsze mierzwił je palcami, był to taki jego gest, którym bardzo często obdarowywał Nicolasa. Chłopiec wyciągnął ufnie dłoń do brata, mocno chwytając go za palce.
Wyszli z sierocińca. Droga nad jezioro wydawała się dłuższa niż to sam zapamiętał. Kręte ścieżki i dziwne wyrzeźbione twarze w konarach drzew wprawiały go w dezorientację. Uspokajał go jedynie śmiech Nicolasa, który zerwał się niczym ze smyczy i krzycząc coś wesoło pognał przed siebie, zostawiając rudzielca daleko w tyle. Uczucie niepokoju wzmagało się coraz bardziej, a wolniejszy krok przerodził się w dużo szybszy aż w końcu przypominał bieg. Wołał Nicolasa, jednak ten milczał jak zaklęty. Słyszał jakieś szelesty i rozmowy. Dziwne przeczucie kierowało go w głąb lasu, w głąb nieznanego, do ciemności. Przekroczył pierwszą granicę i wtedy jego oczom ukazały się tańczące wokół ogniska na wpół ludzie na wpół wilki, które głośno wyły ku niebu. Skąpani we krwi, co chwilę oblewali się z półmisków posoką, która gęsto spływała im po nagich klatkach piersiowych. Kiedy tylko zauważyli Shane'a  nie rzucili się do ataku, jak można było się spodziewać. Zawyły jeszcze głośniej, obnażając swoje kły w przedziwnym, karykaturalnym uśmiechu.
Księżyc przybrał karmazynowy odcień, a oczy Shane'a zwięzły się maksymalnie. Wstrzymał oddech. Świat stanął w miejscu, a on czuł, że umiera.


 Zerwał się do siadu. Ciężki i niespokojny oddech odbił się od pustych ścian pokoju. Rudzielec rozejrzał się pospiesznie po pomieszczeniu, w którym się znajdował – Siedziba Smoków. Pot spłynął mu po czole, a kilka kropelek z pleców samobójczo stoczyło się wzdłuż kręgosłupa.
- To tylko sen, koszmar. Pierdolony, koszmarny sen – powiedział do siebie, spoglądając na swoje palce, które w mocnym uścisku trzymały prześcieradło. Ciężko westchnął, opadając z powrotem na materac łóżka. Mętnym wzrokiem wpatrywał się w sufit, zastanawiając się, dlatego jego mózg tak bardzo pragnął zrujnować mu niewielki wachlarz wspomnień Nicolasa. Czyżby naprawdę mało już stoczył pojedynków z Upiorami?


# Czas obecny. Bar - Cyjanek.

 Gwar i hałas, a przy tym akompaniujący smród spoconych męskich ciał, roznosił się po zatęchłej dziurze, w której kolejny raz przyszło mu siedzieć. Shane często bywał w podobnych spelunach, czasem zastanawiał się czy nie stały się jego drugim domem – chociaż Smoczą Górę, wcale nie uważał za dom, chyba jak zresztą niczego – w efekcie czego, obsługa doskonale poznała jego podniebienie i jedynie serwowała mu wytrawne żółte szczyny, zwane ładniej w niektórych barach – szkocką. Tak, szkocka była najlepszym dla niego trunkiem. Chociaż w porównaniu do szkockiej w M-3, ta jedynie stawała się marną imitacją czegoś, co można było nazwać alkoholem. I o ile ta również paliła ogniem piekielnym gardło, to tamta, niedostępna, miała lepszy posmak. Mniej cierpki. A może, tylko jemu się tak wydawało?
 Siedząc plecami do wejścia, usłyszał jak ktoś wchodzi. Nowy, nieznany tupot butów rozniósł się po drewnianej i przeżartej przez wilgoć posadzce. Jakiś osobnik przemknął Wymordowanemu tuż koło nosa, nie pozwalając tym samym zawiesić na sobie dłużej spojrzenia.
Szkocka szybko się skończyła. Spojrzał na starego Mikoto, uderzając otwartą dłonią w blat.
- Polej! - powiedział – Bo jeszcze za mało jestem pijany – mruknął już ciszej, do siebie. Upił łyka ponownie ze szklanki, odwracając się w stronę sali i starając się wypatrzyć nowo przybyłego gościa. Rzadko kto zaglądał do Cyjanka. Zazwyczaj ludzie mieli dwa powody, aby zapuszczać się do podobnych spelun: albo byli szpiegami i umówili się ze zleceniodawcą w mniej podejrzanym miejscu, albo desperatami, którzy nie mieli zielonego pojęcia, że trafili między bandę, naprawdę wiecznie wkurzonych facetów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.15 0:48  •  Upiory. [Shion x Shane] Empty Re: Upiory. [Shion x Shane]
Silny, mroźny wiatr łopotał poszarpaną szmatą, którą miał na sobie a która służyła mu za prowizoryczny płaszcz. I chociaż ciężki materiał otulał drobne, roztrzęsione ciało sięgając mu praktycznie do samej ziemi, po której szurał nim, to i tak nie potrafił zapanować na drżeniem wywołanym przez siarczysty mróz. Przeżył bardzo długo na ulicach Desperacji, ale każda zima a nawet jesień była niemałym wyzwaniem dla niego. Już nie wspominając o utrudnieniach w pozyskiwaniu pokarmu, ale o zmarzniętych kończynach. Teraz jednak było inaczej. Należał do DOGS i miał zapewnione schronienie nad głową. Ale to nie zapewniło mu ciepłych ubrań na grzbiet.
Z ulgą przyjął buchnięcie ciepła rozpadającej się od przemokniętego drewna knajpy. Wsunął skostniałe palce pod kaptur, który opadł cicho ukazując rozwiane na wszystkie strony świata rude kosmyki i przeczesał je palcami, co wywołało jeszcze większy bałagan na jego głowie. Pociągnął lekko nosem, ruszając przed siebie lawirując pomiędzy zapełnionymi stołami, a przy każdym kroku towarzyszył mu odgłos skrzypiącej podłogi.
Nawet z drugiego końca Sali można było dostrzec w słabym świetle świec żółtą chustę, która okalała jego szyję. Praktycznie każdy w Desperacji wiedział co to oznacza. Kundel. I chociaż sam chłopak wyglądał niepozornie, do chusta stanowiła swego rodzaju przepustkę do w miarę bezpiecznego poruszania się po Desperacji. Bądź wabik na wrogów gangu DOGS albo samego Wilczura. Na całe szczęście, do tej pory Shion raczej nie spotkał się z nikim takim, nie licząc paru pijanych oprychów, tórzy nie odróżniali swojego fiuta od jajek a co dopiero charakterystyczna chusta.
W tę podróż Shion nie wyruszył sam. Pomiędzy jego nogami prześlizgiwał się pies, który powarkując cicho co parę uderzeń serca ocierał się pyskiem o udo chłopca. Chłopca, który zdawał się nie zwracać uwagi na jego obecność, a jego miodowe tęczówki były skupione na barmanie. W dość szybkim czasie pokonał odległość od drzwi, a kiedy znalazł się u celu, skinął lekko głową.
- Przyszedłem po przesyłkę dla Wilczura. – przemówił nieco zachrypniętym głosem I szybko dodał - I coś ciepłego do wypicia. – barman swoimi nieco świńskimi oczkami omiótł najpierw piegowatą twarz chłopaka a potem przeniósł spojrzenie na żółtą chustę, jakby chciał się upewnić, że ma do czynienia z pełnoprawnym członkiem DOGS a nie jakimś oszustem. Na sam koniec oparł dłonie o blat i przechylił się, by spojrzeć na psa. Mlasnął cicho pod nosem, jakby w niezadowoleniu, po czym rzucił brudną szmatę na bar.
- Poczekaj. – rzucił szorstko, a po chwili zniknął za drzwiami prowadzącymi zapewne do pomieszczenie, które służył jako magazyn bądź coś w ty stylu. Dopiero teraz Shion pozwolił sobie na obrócenie, by przesunąć leniwie spojrzeniem po całym pomieszczeniu ale nie dostrzegł nic nad wyraz ciekawego, co mogłoby na dłużej przykuć jego pozbawione wyrazu oczy. Zresztą, nie chciał też zwracać na siebie szczególnej uwagi. Po krótkiej chwili powrócił barman kładąc na blacie nieporadnie spakowany pakunek. Shion bez zbędnych słów sięgnął po niego i wsunął do startej i zużytej skórzanej torby, którą miał pod materiałem a którą była przewieszona obdartym paskiem przez chuderlawą klatkę piersiową. Minęło kolejnych parę chwil, a rudowłosy siedział już przy jednym z wolnych stolików i trzymał w obu dłoniach popękany nieco gliniany kubek, z którego unosiła się para. Z coraz wyraźniejszymi rumieńcami spowijającymi zmarznięte policzki dmuchał w ciepły napój, a po chwili upił trochę, czując, jak przyjemnie ciepło rozpływa się po jego klatce piersiowej.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.12.15 21:52  •  Upiory. [Shion x Shane] Empty Re: Upiory. [Shion x Shane]
 Szmery, szuranie podeszew butów o posadzkę i krzeseł, nadwyrężały jego czuły słuch, który w natłoku dźwięków wychwycił również skomlenie psa. Przemknął mu niewielki obiekt, który uparcie łasił się do czyjeś nogi. Kilku gości zasłoniło mu widok nieznajomego w efekcie czego, musiał poczekać na dogodniejszy moment. Opuścił na chwilę wzrok na złoty napój i zakołysał nim w szklance. Złote morze roztrzaskało się o szklaną ścianę, która przepuściła kilka kropel, dekorując jasną skórę na dłoni wilka. Odstawił szklankę na blat, odwracając się ponownie w stronę baru. Zapatrzył się na barmana przygotowującego ciepły napój dla tajemniczego wędrowca z psem. I dopiero, kiedy jedna z dziewczyn, tanecznym krokiem ruszyła w stronę stolika, Shane od nie chcenia powiódł za nią wzrokiem. Zgrabne ciało ponownie przysłoniło przybysza w zatęchłej szmacie imitującej płaszcz. Odsunęła się z pięknym uśmiechem i dopiero wtedy rudzielec mógł przyjrzeć się osobie siedzącej nad ciepłym napojem.
 W pierwszej chwili zamarł. Wbił spojrzenie w rudą czuprynę, nagle blednąc. Wyglądał jakby zobaczył ducha, a gwałtowne bicie serca dudniło mu w uszach i nawet przez chwilę myślał, że wszyscy to słyszą  pomimo głośnej muzyki. Uchylił usta, jednak nie wydobył się z nich żaden bliżej określony dźwięk. Gardło jakby zasznurowane, straciło zdolność do mówienia.
Może w innym czasie, może kiedy byłyby bardziej pijany, uznałby tego chłopaka za pijackie majaki. Jednak żywy, prawdziwy z krwi i kości Nicolas, siedział przy stole z jakimś zapchlonym psem. Nie było mowy o halucynacjach.  Obraz był zbyt wyraźny, ostry, aby była mowa o pomyłce, bądź pierwszym stadium upojenia alkoholowego. Machinalnie wstał z krzesła, a serce niczym uwięziony ptak uderzał skrzydłami o jego klatkę piersiową, chcąc się z niej jak najprędzej uwolnić.
Nie wiedząc kiedy, nie wiedząc jak, strącił szklankę ręką wprost na ziemię i oblewając sobie przy tym czubki butów. Zdeptał szkło, nie przejmując się siarczystymi epitetami skierowanymi w swoją stronę przez starego knura za ladą, ruszył wprost do stolika tajemniczego gościa.
O ile był świadom, że siedzący kilka metrów dalej od niego chłopak, nie jest jego bratem, tak im zmniejszał dzielącą ich odległość, spychał tę  natrętną myśl do najgłębszych zakątków własnej świadomości, chcąc się chociaż przez chwilę nacieszyć widokiem łudząco podobnym do jego brata.
- Nicolas – mruknął do siebie i kiedy stanął tuż obok Shiona, wbił w niego spojrzenie miodowych tęczówek. Nachalne, ciekawskie spojrzenie, za którym kryło się wiele niewypowiedzianych słów. Siadł bez zaproszenia naprzeciw niego, ignorując obecność warczącego kundla, tuż przy nodze Shiona. Zlustrował psa wzrokiem, posyłając mu wilcze spojrzenie, chcąc tym samym dać sobie trochę więcej czasu na przyglądnięcie się jego właścicielowi.
- Jak się nazywasz – zapytał bez ogródek. Musiało to z boku bardzo dziwnie wyglądać. Zachowanie rudzielca zaliczało się do tych podejrzanych bądź niebezpiecznych. Wzrokiem błądził po jaśniejszych końcówkach włosów chłopaka i jego piegach, które chyba nabył opalając się przez sitko. Wymordowany tak właśnie wyobrażał sobie Nicolasa, gdyby nadal żył. Najpewniej wyglądałby, jak chłopak siedzący tuż naprzeciw niego. Niczym zaginiony brat bliźniak, który odnalazł się po wielu latach poszukiwań. Upiór, który automatycznie stał się ukojeniem na niezasklepionych i wciąż rozpalonych ranach.
- Cholera – skarcił się na głos, czując, że musi brzmieć jak desperat. Ale był desperatem. Szaleńczo chciał zatrzymać członka DOGS jak najdłużej przy stole, aby mieć możliwość jeszcze chwili popatrzenia na niego. - Nie zrozum mnie źle. Ale... przypominasz mi mojego brata – powiedział spokojnie, bez tej typowej dla siebie szorstkości i oziębłości. Kurtyna lodu opadła, roztrzaskując się w drobny mak. Głos zmiękczył się mimowolnie i stał się łagodniejszy. Przyjemniejszy dla ucha, nie przypominający już warkotu dzikiego zwierzęcia. Pierwszy raz od długiego czasu zrzucił z siebie czarny ciężar przeszłości, mówiąc o niej komuś tak bezpośrednio.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.12.15 23:24  •  Upiory. [Shion x Shane] Empty Re: Upiory. [Shion x Shane]
Ciepła herbata, czy co to tam mu podano, przyjemnie rozpływała się w jego gardle, przełyku i żołądku. W smaku była dość cierpka, ale żyjąc na Desperacji to i tak było luksusem. Plan w głowie chłopaka był prosty. Rozgrzać się trochę i wyruszyć w drogę powrotną, która przy aktualnej pogodzie nie powinna zająć mu więcej niż parę godzin. Przed nocą powinien znaleźć się już w miarę bezpiecznej norze. Uniósł jedną z zziębniętych dłoni i przetarł zmęczone, lekko zaczerwienione oczy, tak bardzo nie przywykłe do światła dziennego. Zdecydowanie preferował egzystowanie podczas nocy.
Przy czwartym łyku herbaty dostrzegł ruch z lewej strony. Uniósł nieznacznie oczy i spojrzał na nieznajomego, jednocześnie włączając w swoim ciele wszystkie możliwe alarmy. Nie znał go, nawet z widzenia nie kojarzył. A w Desperacji zaczepienie przez obcą osobę nigdy nie wróżyło nic dobrego. Nero jak na zawołanie obnażył swoje kły, warcząc cicho gotowy do ataku. Wystarczył jeden sygnał, znak chłopaka. Ale ten nie nastał.
W milczeniu obserwował wyższego mężczyznę, czekając na jakikolwiek ruch z jego strony. A długo nie musiał czekać. Mimowolnie Shion odsunął się o te drobne centymetry, dając sobie złudne poczucie zwiększenia dystansu między nimi, a co za tym szło – zwiększona przestrzeń osobista.
Mężczyzna mówił, a Shion nic z tego nie rozumiał. Przez kilka uderzeń serca zastanawiał się czy nie upił się zbyt mocno i teraz nie plecie totalnych bzdur. Ale, owszem, wyczuwał od niego nikłą woń chmielu, ale ani nie plątał mu się język, ani też nie chwiał a tym bardziej nie zachowywał się tak, jak powinien pijany osobnik. Tylko te głupoty…
Wyciągnął powoli dłoń i położył na głowie najeżonego towarzysza. Nero co prawda usiadł tuż obok nogi Shiona, ale ani na moment nie przestał obnażać kłów. A Shion nie zamierzał go przed tym powstrzymywać.
- Shhh, Nero. – wymruczał nieco zachrypniętym głosem, jednocześnie przysuwając bliżej siebie kubek, jakby w obawie, że nieznajomy tylko czai się na kradzież jego drogocennej zawartości.
- Jeśli chcesz poznać czyjeś imię, to chyba najpierw sam powinieneś się przestawić. – odparł wzruszając nieco lekceważąco ramionami. Mógłby powiedzieć, że jest mu przykro z powodu pomyłki. Ale nie było. A Shion kłamał jedynie w chwilach, kiedy mógł otrzymać jakieś korzyści z tego powodu.
- Gdzie jest teraz? Twój brat? – zapytał po chwili unosząc dłoń I przetarł wierzchem zimny policzek. Gdzieś podświadomie domyślał się, że pewnie skończył jako pokarm dla wymordowanych albo innych bestii.
- Nicolas. – powtórzył niemal bezdźwięcznie, smakując to jedno imię. - Brzmi głupio. – dodał, po czym ponownie wzruszył ramionami. Już otwierał usta, żeby coś jeszcze powiedzieć, ale wtem słowo przemieniło się w głośne kichnięcie, pod wpływem którego nieświadomie przewrócił kubek, wylewając ciepłą herbatę na stół. Oczy chłopca rozszerzyły się nieznacznie, kiedy wpatrywał się  w jeszcze parującą ciecz, powoli wsiąkającą w drewniany blat.  Z jego warg wyrwało się krótkie „och” a przez twarz przemknął lekki cień.
- Pójdę już. Powodzenia w znalezieniu brata. – wymamrotał przyciszonym głosem, podnosząc się z krzesła głośnym szuraniem po brudnej I zakurzonej podłodze.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.12.15 14:21  •  Upiory. [Shion x Shane] Empty Re: Upiory. [Shion x Shane]
 Obecność kundla obnażającego kły w jego stronę, nie robiła na nim żadnego wrażenia. Alkohol, który wcześniej krążył mu w żyłach momentalnie ulotnił się, pozostawiając po sobie jedynie cierpki posmak w ustach. Tęskne spojrzenie utkwione w chłopaku, ani na moment nie spuściło go z oka.
Im dłużej siedział naprzeciw Shiona, tym coraz bardziej docierało do niego jak absurdalnie musi się zachowywać.
- Shane – przedstawił się, tak naprawdę rzadko kiedy używając swojego imienia. Unikał go dla bezpieczeństwa i utrzymania anonimowej tożsamości. Jednak w tym momencie zachowanie ostrożności zostało zepchnięte na dalszy plan, mniej ważny. W świetle jupiterów znajdywał się członek DOGS'ów, który swoją postawą nie wykazywał nim jakiegokolwiek zainteresowania. Rudzielec powinien już po tych paru słowach i obojętnym zachowaniu, zostać brutalnie ściągnięty na ziemię, jednak rodząca się fascynacja, tęsknota i chęć zatrzymania chłopca jeszcze na krótką chwilę, sprawiała, że nadal tkwił w świecie wspomnień. Niezaleczone rany zapiekły, sycząc wściekle.  
- Nie żyje – powiedział całkowicie szczerze i otwarcie, ignorując dziecięcy przytyk. W innym wypadku, w innych okolicznościach za podobne słowa dawno obiłby delikwentowi mordę, jednak On... ten chłopak był wyjątkowy. Zawładnął nim w kilka sekund, będąc niczym zimny kompres dla rozgrzanego od gorączki ciała.
Wymordowany przesunął przelotnie wzrokiem po wylanym napoju, który przez blat zaczął  przeciskać się wąskimi szparkami. Ponownie spojrzał w jego oczy, nagle zauważając, że chce już wyjść.  Ręka wystartowała w stronę Shiona łapiąc go, jak najdelikatniej potrafił, za łokieć.
- Zaczekaj. - Zamknął na chwilę oczy, starając się opamiętać. - Z tego co widzę, przebyłeś długą drogę. Jesteś zmarznięty i najwidoczniej chory, powinieneś coś wypić ciepłego. - I wszelkie opamiętanie poszło się chrzanić.
- Chodź, zapłacę za nową herbatę – zaproponował, puszczając jego łokieć. O ile chłopak chciałby nagle mu zniknąć, o tyle Shane znał już jego zapach. Bez problemu potrafiłby go wytropić, a żółta chusta wystająca mu spod imitacji płaszcza jeszcze bardziej go w tym utwierdzała. Nie chciał zaprzątać sobie głowy rozważaniami pozycji młodego w gangu, jednak myśl, że należy do kundli wcale mu się nie spodobała. Odezwał się w nim instynkt starszego brata, który najchętniej zabroniłby nieznajomemu zostania wśród bandy bezmyślnych psów.
 Ruszył pierwszy w stronę baru, mając cichą nadzieję, że chłopak pójdzie za nim. Dźwięk wszelkich kroków stał się tłem dla tego najważniejszego. Wytężył jeszcze mocniej słuch starając się wychwycić pierwsze szuranie za ciężkich buciorów o posadzkę. Oparł się przedramionami o blat, stawiając chłopaka przed faktem. Zamówił gorącą herbatę i coś do jedzenia. Nie odwracał głowy przez ramię, dał mu samodzielny wybór, który z czasem rudzielec i tak zamierza zmienić. Złamać wszelkie zasady i granice naruszalności osobistej. W czasach, których kiedyś żył nazwano by go stalkerem bądź prześladowcą, w obecnych podejrzanym facetem bądź szpiegiem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.01.16 3:51  •  Upiory. [Shion x Shane] Empty Re: Upiory. [Shion x Shane]
Przechylił głowę lekko w bok, kiedy usłyszał jego imię. Nie kojarzył. Nic a nic. Dzięki temu już w pełni był przekonany, że nie zna tego człowieka, a jego słowa zaczął traktować jak omany żałobnika. Shion poniekąd okłamał mężczyznę, dając mu złudną nadzieję, że w chwili gdy pozna jego imię, sam wyjawi swoje. Ale nic takiego się nie stało. Chłopak uparcie milczał, dochodząc do wniosku, że już i tak nigdy więcej się nie spotkają, więc lepiej, aby nie poznawał jego personaliów. Jasne, zawsze mógł go skłamać i wymyślić jakieś imię na poczekaniu, ale nawet i tutaj nie widział jakiegokolwiek sensu. Bo już się zbierał. Już podnosił i bez zbędnego słowa pożegnania chciał opuścić knajpę, wychodząc na siarczysty mróz, by jak najszybciej wywalczyć sobie drogę przez zaspy.
Ale dotyka nieznajomego zatrzymał go w miejscu.
Shion posłał jedynie uspokajające spojrzenie w stronę psa, by ten nie wystrzelił w stronę wyższego mężczyzny z zamiarem zatopienia ostrych kłów w jego skórze rozrywając ją na marne płaty i strzępy. Nero jedynie wydał z siebie stłamszony i warkotliwy pomruk, ale poza tym nie poruszył się nawet o centymetr.
W brązowych, niemal sarnich oczach chłopaka błysnęło zaciekawienie na wieść, że za moment otrzyma zupełnie za darmo nowy kubek pełen cierpkiej herbaty. Przez okres paru uderzeń wahał się jeszcze, spoglądając tylko raz w stronę drzwi, jakby nie potrafił podjąć szybkiej, samodzielnej decyzji. Ale koniec końców nieco niepewnie, być może nieufnie i lękliwie, odwrócił się w stronę baru i ruszył powoli w jego stronę, zatrzymując się parę kroków od rudowłosego, uważnie przyglądając się mu i całej jego sylwetce. Chciał wyłapać jak najwięcej szczegółów, nawet tych drobniejszych, dzięki którymi będzie mógł go zapamiętać i w razie problemów przywołać w pamięci. Niczym niewidzialnie namalowany obraz.
Na widok jedzenia i poczuwszy jego zapach, jego żołądek momentalnie się skurczył a ślinianki zaczęły niebezpiecznie działać. Właściwie od dłuższego czasu nie miał nic porządnego w ustach. Jasne, Matylda w DOGS o nich dbała, ale nawet i oni zmagali się z niedoborem pożywienia w zimie. Niepewnie przysunął się bliżej, obejmując, tym razem ostrożniej i delikatniej, kubek i wysiorbał trochę herbaty.
- Shion. – przerwał po krótkiej chwili ciszę, podając swoje imię, ale nawet nie spojrzał na Shane’a, czując, jak jego piegowate policzki pokrywa lekki pąs. Nie wiadomo, czy był wynikiem zawstydzenia czy też zetknięcia z gorącą herbatą, podrażniony ciepłą parą.
- Czujesz się samotny?
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.01.16 18:05  •  Upiory. [Shion x Shane] Empty Re: Upiory. [Shion x Shane]
 Wyczekiwany stukot butów rozniósł się niepewnym mruknięciem po posadzce. Spomiędzy głośnych, siarczanych awantur i ciągłego tupotania, Shane był wstanie wychwycić to delikatne, trochę niepewne, które należało do Shiona. A więc zdecydował się - przeszło mu przez myśl i z trudem ukrył swoje zadowolenie. Opamiętał się w momencie kiedy niewysoki chłopak ostrożnie zbliżył się, ujmując w dłonie kubek z parującym napojem. Wymordowany przesunął wzrokiem od czubka jego głowy aż po buty. Był idealny. Jak świeżo namalowana replika niesamowicie drogiego obrazu. Shane chciał mieć ten obraz. Chciał, aby wisiał na jego ścianie w cieple i w bezpieczeństwie z dala od paskudnych łap, które mogłyby go chociaż trochę pobrudzić. Jego irracjonalna chęć zabrania chłopaka do swojego zapyziałego, trochę obskurnego mieszkania - i to nie w celach uciech cielesnych - była tak ogromna, że z każdą ponowną myślą, karcił się brutalnie. Chłostał mentalnie swoją tęsknotę, która na chama uczepiła się złudnej nadziei i spokoju. Parsknął pod nosem z własnej głupoty, która w tym momencie drwiła z niego jawnie i oślepiała zdolność do logicznego myślenia.
- Samotny? Raczej nie. - Pokręcił głową. - Od zawsze byłem sam, aż w końcu samotność stała się moim największym sojusznikiem, ale nie czuje się z tego powodu przygnębiony czy samotny - odparł i spojrzał na stawianą na ladzie zupę, którą zapodał barman. Shane skinął na niego głową w niemym podziękowaniu.
- Spokojnie, nie bój się, nie jestem żadnym zbokiem, który zaczepia młodych chłopców, obojętnie jak dziwnie nie wyglądałoby to, co miało przed chwilą miejsce. Szpiegiem też nie jestem, więc bez obaw. Interesy DOGS mnie nie interesują - Na razie. Dopóki ich interesy nie zaczną przeszkadzać w funkcjonowaniu Drug-on. Smoki były dla niego niesamowicie ważne, stanowiły coś w rodzaju zastępczego domu, a przecież kupę lat wstecz, również po takich błąkał się wraz z Nicolasem, aż w końcu jakaś rodzina uznała, że obcych bachorów wychowywać nie będą i znowu utykali w sierocińcu niczym porzucone, bezpańskie psy, którym brakowało gracji i rasowych genów, aby móc liczyć na jakąkolwiek miłość i opiekę.
- Masz rodzinę? - zapytał, siadając wygodniej na wysokim barowym krześle, a stopy opierając na metalowym podnóżku. - Oczywiście nie licząc członków DOGS - sprostował zaraz, kiedy ruchem głowy wskazał na zawiązaną chustę na szyi rudzielca. Z ciężkim sercem musiał ukryć wątpliwą sympatię względem tej bandy szajbusów. Zwłaszcza po ostatnim zleceniu jakie dostał na kundle Żółtych Chustek. - Dobrze ci u nich? - Nie wytrzymał. Naprawdę był żenujący, niczym zakochany nastolatek, który za wszelką cenę pragnął zwrócić uwagę swojej wybranki. Shane był w nieco lepszej sytuacji: nie był zakochany i nie posiadał wybranki. Zamknął oczy, a po chwili spojrzał na barmana.
- Dobra, Stev, dawaj coś zjeść - rzucił do wąsacza za ladą. Mężczyzna spojrzał na niego obrażony i mruknął barytonem:
- Nie nazywam się Stev, tylko Rob. - Rob złożył zamówienie w kuchni, która zajęła się wykonywaniem dania dla rudzielca. Wiedzieli co ten jada, dlatego też bez zbędnych pytań zajęli się tym na czym znali się na lepiej. Usługą. Rudzielec również je wyświadczał różnym osobom, jednak z tą różnicą, że podobnych zleceń nie chętnie chwytali się laicy, którzy nigdy nie mieli krwi na rękach. Swego czasu nawet i Rob skorzystał ze specjalności Shane - kilku dłużników, którzy zapomnieli adresu knajpy i przepadli w Desperacji niczym kamień w wodę.
- Stev czy Rob, co za różnica. - Wzruszył ramionami z nikłym uśmiechem, najwidoczniej rozbawiony. - Chcesz po zupie jeszcze coś zjeść? - zagadnął, sądząc, że młody przebył naprawdę spory kawał drogi żywiąc się jedynie poczerniałym chlebem i wodą - przy dobrych wiatrach.  Zamyślił się podpierając policzek na dłoni, wsłuchując się w tętniące serce baru. Biło miarowo, spokojnie. A może słyszał własne bicie, które dudniło mu kościelnym dzwonem w klatce piersiowej? Od ponad tysiąca lat poczuł ulgę i poczucie, że wszystko jest na swoim miejscu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.01.16 0:57  •  Upiory. [Shion x Shane] Empty Re: Upiory. [Shion x Shane]
Brązowe spojrzenie chłopaka przemknęło po sylwetce siedzącego obok mężczyzny. Ciężko było wyczytać jakiekolwiek emocje z przyprószonej piegami chłopięcej twarzy, a myśli, jakie kłębiły się w jego głowie znał tylko on. Ale mimo, wydawać się mogło, niewzruszenia Shiona, łatwo było odgadnąć jego brak zaufania wycelowany w mężczyznę. Nie wystarczyło nakarmienie go zupą, którą swoją drogą zaczął zajadać z nieukrywaną łapczywością i smakiem, niczym dziecko, które nie miało nic porządnego w ustach od paru dni. Ciepło posiłku wypełniało jego żołądek wywołując przyjemne uczucie, które z każdym kolejny uderzeniem serca rozchodziło się po zziębniętym ciele.
- Już przez chwilę myślałem, że po prostu szukasz młodego chłopaka do towarzystwa. Ale dobrze, że nie jesteś zboczonym napaleńcem. – wzruszył nieco lekceważąco ramionami, pakując w usta kolejną łyżkę zupy, nawet przez moment nie zastanawiając się z czego jest zrobiona. Ważne, że była pożywna. - Już jednego mam na karku. – wymruczał ponuro a w jego głowie chcąc czy nie, pojawiła się twarz Wilczura.
Drewniana miska została opróżniona w zastraszającym tempie. Shion cicho, bardziej pod nosem, podziękował za posiłek i odsunął naczynie od siebie jedną ręką, a drugą uniósł do twarzy i wytarł usta w rękaw za dużego ubrania, które miał na sobie.
- Rodzinę? – zapytał nieco zaskoczony I przechylił głowę lekko w bok, przyglądając się z uwagą nieznajomemu. Dziwny jakiś przemknęło przez jego umysł, ale nie odważył się wyrazić tego na głos. Czasami lepiej nie kąsać ręki, która cię karmił. - Straciłem ją dwa lata. Teraz DOGS jest moją rodziną. No, chyba, że chcesz mnie adoptować. – jego usta wygięły się w lekko złośliwym uśmieszku, jakby Shion opowiedział właśnie niezwykle wytworny kawał. Jednakże wyraz ten nie trwał zbyt długo, kiedy na powrót został starty przez obojętność.
- Dobrze. Znaczy się… mam gdzie spać, co ubrać na siebie I zjeść. Zazwyczaj. Spójrz na mnie. – zamilkł na moment, jakby chciał rzeczywiście dać czas mężczyźnie na przyjrzenie się jego sylwetce.
- Takie osoby jak ja nie pociągną długo same w Desperacji. To – wskazał na żółtą, już w wielu miejsca ubrudzona chustę, którą nosił przewiązaną przez drobną szyję, którą również zdobiły piegi - jest pewnego rodzaju ochroną dla mnie. Wiele osób widząc ją zostawia mnie w spokoju, nie chcąc narażać się gangowi. Nie narzekam. To w końcu moja rodzina. Przywiązałem się do nich. – raptownie umilkł, zamykając usta i karcąc samego siebie w myślach. Za dużo mówił, nie powinien. Owszem, mężczyzna powiedział już na początku, że nie jest szpiegiem, ale Shion najzwyczajniej w świece mu nie wierzył. Mógł skłamać. Świat, w którym przyszło im żyć był niezwykle okrutny. Okazanie słabości przed kimkolwiek niosło ze sobą naprawdę spore ryzyko. Ryzyko, którego gorzki smak Shion już zdążył poznać. A przecież był słaby. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie.
Powoli skinął głową na pytanie czy chce coś jeszcze zjeść. Jak na złość i na zawołanie, wspomnienie dalszego jedzenia wywołało głośne burczenie w jego brzuchu. Chłopak momentalnie przycisnął do niego dłoń, czując, jak rumieni się po same uszy przez żenującą sytuację.
- Powiedz prawdę. Czego chcesz w zamian? Zarówno ty jak I ja dobrze wiemy, że na Desperacji nic nie ma za darmo. Więc? Tylko nie kłam, że mojego towarzystwa. Jestem nudnym towarzystwem. – burknął w tej samej chwili, kiedy ktoś z tyłu wybuchnął rubasznym śmiechem, najwidoczniej dobrze się bawiąc w towarzystwie dwóch skąpo ubranych dziewcząt, pomimo mroźnej pogody panującej za drzwiami.
- Wolę, żebyś był ze mną szczery, Shane.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.01.16 13:32  •  Upiory. [Shion x Shane] Empty Re: Upiory. [Shion x Shane]
 Wymordowany długo się nie odzywał, głos uwiązł mu w gardle i jedynie przypatrywał się pochłaniającemu pożywienie chłopakowi. Dziwny sentyment i uczucie ukojenia, które towarzyszyły mu przy nastolatku były kompresem na rozgrzanych ranach.
Minęło już prawie tysiąc lat od tamtych wydarzeń, ale Shane nadal czuł się nastoletnim chłopcem, który mając najważniejsze zadanie w swoim życiu, po prostu zawiódł. Zgniłe poczucie winy ciągnęło się za nim niczym smród, plama, którą nie potrafił z siebie zmyć. Ścieranie piętna drucianą gąbką pozostawiło po sobie długie, z biegiem czasu, wyblakłe ślady na ramionach. We własnych oczach był przegranym, destrukcyjnym wybrykiem natury, do którego jeśli się za bardzo zbliżyło, zniszczył wszystko w zasięgu wzorku.
Przepaść czasowa pobębniła w nim zgorzknienie i jeszcze większe zobojętnienie, lecz żywe wspomnienia o Nicolasie powodowały szybsze bicie serca i dreszcze radości. Shion stał się nagle lekarstwem, które od długiego czasu zastępowała mu szkocka, lecz teraz nastolatek stał się jego światłem. Iskrą nadziei i poczucia, że ostatnie, najmocniejsze wspominanie o Nicolasie, nie może zgasnąć.
- Nie lubię towarzystwa. Zresztą, sam nie jestem zbyt towarzyskim typem - powiedział spokojnie, zerkając na niego ukradkiem. - Masz prześladowcę? - Nie zareagował gwałtownie czy niespodziewanie, jednak informacja jaką został uraczony definitywnie  mu się nie spodobała.
- Kiepski byłby ze mnie ojciec - rzucił z grymasem na twarzy, który miał przypominać dość zniekształcony uśmiech. Nie wyobrażał sobie siebie w roli ojca. Był zbyt gwałtowny, nieprzewidywalny, zbyt...wolny.
 Musiał przyznać mu w jednym rację – Shion nie przeżyłby na Desperacji. Teren nieprzychylny dla mało wytrzymałych osób, trudny do przebycia i ciężki w zdobywaniu pokarmu. Tam łatwiej stać się czyimś obiadem niż samemu jakiś zdobyć. Domyślał się, że Shion wolał chować się w kryjówce Psów, którzy wbrew pozorom zapewniali mu wszystkie warunki, niż stać się niezależnym i zacząć nowe życie. Ten dzieciak zasługiwał na to, nie powinien oglądać przemocy i brutalności, którą posługiwały się Zapchlone Kundle. Jego niewinne oczy i dziecięce rysy twarzy nie pasowały mu obrazu wybuchowych DOGS. Chociaż podobne zdanie miał o Tyrellu. Aniele, który uczepił się niego, niczym rzep i podążał za nim ślepo w każde bagno.
- Wiem co masz na myśli, naprawdę - potaknął. Sam także przyzwyczaił się do sfory ujadających Smoków, których krzyki trudno było znieść. - Ale kiedyś przyjdzie czas, że zauważysz, że nie możesz zawsze na kogoś liczyć... - Usłyszał nagle burczenie w brzuchu rudzielca. Parsknął rozbawiony i pokręcił głową. Spust miał niezły, a może towarzyszył temu fakt długiego braku pożywienia.
- Rob! Dawaj coś jeszcze - rzucił głośno, a Rob niczym rasowa gospodyni ze ściereczką, szybko pomaszerował do kuchni, krzycząc coś w obcym języku. Sam rudzielec poczekał, aż chłopak dostanie podobną porcję kaszy z sosem do jedzenia. I kiedy Rob podsunął mu parujące danie, Shane również zaczął jeść. Nie odzywał się, dopóki chłopak nie wypowiedział jego imienia, które przez moment obco brzmiało w czyichkolwiek ustach. W organizacji praktycznie nikt nie zwraca się do niego po imieniu, a na Desperacji, prawdopodobnie nie ma nikogo, kto mógłby znać jego godność. Anonimowy w stu procentach.
- Ciągle jestem z tobą szczery, Shion. Nic od ciebie nie chcę. Tylko masz żyć - powiedział, wbijając uważne spojrzenie. Spokojne, czujne i zdecydowane. Chłopak mógł już być pewnym, że właściciel tych oczu dawno pojął jakąś decyzję.
Rudzielec bez słowa wrócił do jedzenia swojej kaszy, zastanawiając się jak bardzo oszalał. Gdyby Tyrell dowiedział się o jego szaleństwie, najpewniej starałby się odwieść go od wszelkich pomysłów. Na samą myśl uśmiechnął się do siebie. Nawet Anioł Stróż nie potrafił nad nim zapanować. Bóg przypisując mu tego dzieciaka musiał mieć wyśmienite poczucie humoru.
- Mój brat, jak byliśmy dziećmi - zaczął przeżuwając kawałek mięsa, który wydawał się być z gumy. - Był jeszcze mały i ciekawski. Zauważył na ścianie wiszącą głowę jelenia. I wiesz o co mnie zapytał? Czy po drugiej stronie będzie tyłek tego jelenia - parsknął rozbawiony na samo wspomnienie domu dziecka, którego progi ledwie co przekroczyli. Sam Shane wewnętrznie umierał ze strachu i perspektywy mieszkania w tak obskurnym i zapuszczonym miejscu, jednak Nicolas... on całkiem inaczej postrzegał całą tą sytuację.
Skończył swoją porcję i zwinnym ruchem odsunął od siebie drewnianą miskę. Czuł się jakby nagle cofnął się do średniowiecza czy innej epoki, gdzie psy szczekały dupą. Piękne, porcelanowe zastawy i nierdzewne sztućce stały się przeżytkiem.
- Masz - powiedział i podsunął w stronę Shiona pieniądze. - Można tutaj wynająć pokój. Pieniędzy starczy ci na dwie doby, ale wątpię, że zostaniesz tutaj tyle. - Wstał, zapłacił za ich posiłki. - Nie chce nic od ciebie, Shion - powtórzył już wcześniej wypowiedzianą frazę. - Jeśli będziesz potrzebował pomocy, zgłoś się do Roba, on mi przekaże, że mnie szukasz. - Wskazał na szefa lokalu. Ubrał na ramiona, nie za grubą skórzaną kurtkę i wsunął ręce do kieszeń spodni, ruszając w stronę wyjścia. Nie zamierzał ingerować w życie tego chłopca bezpośrednio. Chciał mieć tylko świadomość i pewność, że nic mu nie grozi. A reszta nie miała wielkiego znaczenia. W pomieszczeniu ani na moment nie cichły głośne przekrzykiwania, śmiechy i dźwięki uderzanego o siebie szkła. Ludzie w środku nie zwracali na nich uwagi, na powrót stali się mało znaczącym tłem, ścianą lokalu. W powietrzu unosił się coraz bardziej męczący dym z papierosów, który nie tylko wymordowanemu nachalnie wciskał się w oczy. Kilku gości również podniosło swoje opasłe tyłki, wychodząc na ziąb. Shane wmieszał się w tłum, znikając z pola widzenia wszystkim zainteresowanym. Pozostawił po sobie kilka banknotów i dziwne przeświadczenie, że jeszcze się z Shionem spotkają.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.01.16 0:29  •  Upiory. [Shion x Shane] Empty Re: Upiory. [Shion x Shane]
Wzruszył drobnymi ramionami, nie czując wewnętrznej potrzeby, by odpowiadać na każde zadane pytanie. Shane mógł go nakarmić, ale nie oznaczało to, że miską zupy i ryżu zdobył jego zaufanie oraz przyjaźń. Zresztą, dla Shiona nie istniało coś takiego jak „przyjaźń’ czy „miłość”. Nie tutaj, na Desperacji. Wszystko miało swoją cenę, wszystko w pewien sposób było dyktowane przez egoistyczne, ludzkie pobudki. A w skrajnych sytuacjach porzucało się tych, których nazywano przyjacielem, zabijało ukochanych i grzebało żywcem własne dzieci. Byle tylko ratować własną skórę. Zawsze tak było. I nic nie wskazywało na to, że miałoby to ulec zmianie. Nie w tym wieku i zapewne nie w następnym.
Z cichą radością przyjął kolejną porcję jedzenia, do którego pałaszowania przystąpił niemal natychmiastowo, napełniając pusty żołądek darmowym pożywieniem. Kto wie, kiedy przyjdzie mu ponownie zjedzenie czegoś tak sytego i przede wszystkim ciepłego. Zima w tym roku zapowiadała się wyjątkowo mroźnie.
- A ja ciągle Ci nie ufam, Shane. – spojrzał na rudowłosego znad miski i przesunął koniuszkiem języka po dolnej wardze zgarniając nieco ryżu i sosu. - Nie uważasz, że to dziwne? Żeby nie powiedzieć, że podejrzane? Płacisz za jedzenie obcej osoby. Nic nie chcesz za to. Wybacz, ale nie kupuję, że robisz to tylko dlatego, że przypominam twojego brata. To brzmi jak kiepski tekst na podryw. Lubisz chłopców? – mruknął przecierając rękawem usta, kiedy skończył jeść. Wrzucił niedbale łyżkę do miski i przekręcił się tak, że siedział teraz przodem do mężczyzny.
- Nie potrzebuję twoich pieniędzy. Nie jestem żebrakiem. Ani dziwką. – mimowolnie skrzywił się, odsuwając od siebie podarowane pieniądze. Prawda była taka, że każdy grosz przydałby mu się, ale z drugiej strony, czułby się, jakkolwiek idiotycznie to nie zabrzmi, brudny, gdyby je wziął.
- Wątpię, żebyśmy się ponownie spotkali. Niemniej jestem wdzięczny za posiłek. – zsunął się z krzesła i przeciągnął, pozwalając ścierpniętym mięśniom na trochę rozluźnienia.
- Obyś zaznał spokoju po stracie brata. – uniósł dłoń I potarł wierzchem dłoni piegowaty policzek, nieco ze zdenerwowania całą tą sytuacją.
- No… to ten… żegnaj, Shane. – skinął mu głową na pożegnanie, a następnie poprawił skórzaną torbę na ramieniu, złapał za kaptur, który naciągnął na rude kłaki i pospiesznie opuścił bar.

[* * *]

Psik.
Pociągnął nosem, kiedy wrzucił kolejny patyk do wiadra. Już od dwóch dni non stop coś kręciło go w nosie. To nie było nic poważnego na tyle, żeby miał odwiedzić Ourella albo Nove, ale na tyle irytujące i upierdliwe, że zaczęło już mu ciążyć. A na domiar złego wysłali go do lasu, by pozbierał to cholerne drewno. Chrust. Badyle. Czy inne ustrojstwo.
Kolejne psiknięcie przecięło panującą ciszę w lesie, a Shion momentalnie poczuł się cholernie zmęczony. Nieco sennym wzrokiem rozejrzał się dookoła, ale przez spore wały śniegu nie było nawet gdzie usadzić tyłek, by nabrać nieco tchu. Na domiar złego nie widział najlepiej. Nie, nie dlatego, że miał jakieś problemy ze wzrokiem. Po prostu słoneczny dzień był istnym utrapieniem dla jego nietoperzych oczu, zwłaszcza podczas zimy, kiedy to promienie słoneczne boleśnie odbijały się od zamarzniętych kryształków.
Przeszedł kolejnych parę kroków, gdy…
Skrzyp.
Zatrzymał się, zaciskając czerwone od mrozu palce na jednej z gałązek. Mimowolnie zmarszczył nieco brwi, nasłuchując. Tak, nie przesłyszał się. Nie był sam. Cholera jasna. Jeszcze tego mu brakowało. Nieproszonych gości. Pytanie teraz kto to? Z tego co udało mu się wywnioskować, to usłyszał jedynie pojedyncze kroki, tak więc jedna osoba. Wymordowany? Anioł? Członek CATS a może bandyta? Sporo opcji i możliwości, a każda następna przedstawiała się coraz bardziej nieprzyjemnie.
- Słyszę cię. – odezwał się wreszcie. Wolał już zdradzić się z tym, że odkrył obecność nieznajomego, kimkolwiek był, by nie ryzykować ataku z zaskoczenia. Odwrócił się powoli, próbując odszukać sylwetkę, chociaż w takim jasny dzień jego pole manewru było wyjątkowo ograniczone.
                                         
Shion
Ratler     Poziom E
Shion
Ratler     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shion.


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.02.16 11:33  •  Upiory. [Shion x Shane] Empty Re: Upiory. [Shion x Shane]
Co ja wyprawiam. Nie powinienem się za nim uganiać. W najgorszym wypadku jeszcze sobie pomyśli, że go prześladuję. A przecież to nieprawda... no prawie. Khss. Totalnie mi odjebało, ale ciągle... Cholera, ciągle mam przeczucie, że muszę mieć na niego oko. To jest silniejsze ode mnie.

 Shane nie potrafił sobie odpuścić. Podświadomość szeptała mu do ucha, że to co wyprawiał zaczynało wymykać się spod jego kontroli, lecz on zahipnotyzowany brnął w bezdenność własnych pragnień, które początkowo wyglądały niewinnie. Na początku jedynie sprawdził miejsce pobytu młodzieńca, a dopiero później podjął decyzję odnośnie szwendania się za nim, mimo iż dawno powinien wracać na Smoczą Górę.
 Dwa dni zleciały mu w mgnieniu oka, oddalając go od planowanego miejsca jeszcze bardziej. Pod postacią wilka przedzierał się pomiędzy krzakami, lecz skrzypiący pod jego łapami śnieg stale demaskował jego obecność. Shion, w końcu, musiał zdać sobie sprawę z faktu, że jest stale obserwowany, a tajemniczy obiekt niebezpiecznie się do niego zbliżył. Rdzawa, psia sylwetka, stała schowana za pokrytym śniegiem, niewysokim pagórkiem i czujnym wzrokiem chłonąc niesamowicie nudne zajęcia chłopaka, które w jego oczach stało się okropnie ważnym zadaniem. Członek DOGS nie był zwykłym, głupim dzieciakiem. Jego ponad przeciętny słuch zdołał wychwycić wręcz ledwo słyszalnie stawiane kroki przez wilka. A jednak, coś ich łączyło. Radość jaka ogarnęła go z uświadomieniem sobie ich wspólnych cech, była ogromna, lecz mimo tego nie poruszał się z miejsca.
Słyszę Cię.
Długo walczył ze sobą zanim podjął decyzję o ujawnieniu się. Z lekko opuszczonym łbem wyszedł spomiędzy zamarzniętych gałęzi krzaków, które niedbale trącił ogonem, i z których posypał się biały puch. Postawne, rude, wilcze cielsko ukazało się oczom Shiona, który w pierwszym odruchu mógł pomyśleć, że wielka bestia rzuci się na niego i pożre. Zamiast tego Shane usiadł na tylnych łapach i z intensywnością złotych ślepi, wpatrywał się w rudzielca. To było ich drugie spotkanie. Przez moment zastanawiał się czy chłopak rozpozna w nim tamtego mężczyznę poznanego w barze. Szczerze w to wątpił, jednak podświadomie liczył na jego niesamowitą spostrzegawczość. Nicolas był spostrzegawczy, Shion też musiał być.
 Siedział w bezruchu, aby nie spłoszyć dzieciaka. Nie chciał go gonić, wtedy jeszcze ciężej byłoby mu się zbliżyć. Nie pozwalał sobie na wykonywanie żadnych gwałtownych ruchów, które mogłyby wprawić ich obu w dziwną i niekomfortową sytuację. Cieszył się jedynie z tego, że chłopak pozbył się tego irytujące kundla. Dzięki czemu, mógł spokojnie nacieszyć się obecnością piegowatego młodzieńca.
 Podniósł się leniwie, robiąc kilka kroków w jego stronę, a następnie ponownie siadł, pokazując mu tym samym, że nie ma złych zamiarów. Nie bardzo wiedział jak ma się zachować, w końcu w oczach Shiona był podejrzanym kolesiem, a wcześniejsza nieufność nabierze jeszcze większego wymiaru, kiedy ten zorientuje się z kim ma do czynienia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach