Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Go down

Pisanie 24.01.14 16:20  •  Hotel nad jeziorem - Page 3 Empty Re: Hotel nad jeziorem
A mogło być tak przyjemnie. Kobieta mogła uwierzyć w ich "przykrywkę" a oni mogliby pójść w swoją stronę, wszyscy pozostali by szczęśliwy, uśmiechnięci... I żywi.
Czemu zawsze musi się to tak komplikować? I to w dodatku w ten sposób? Widok broni skierowanej w ich stronę, a raczej, na ten moment patrząc, w jego był czymś... Do czego w sumie przywykł? Chyba tak. Szczerze, taki widok w wojsku to nic specjalnego, a wygłuszenie odruchów warunkowych gdy z zagrożeniem ma się do czynienia na co dzień, gdzie nawet dla zabawy czasem się macha lufą przed oczyma to nic specjalnego. Pomocne, zwłaszcza iż kamery są raczej względnie sprawne.
Miał już próbować jakiejś dozy negocjacji, jakby nie było, faktycznie wojskowym był... I mentalnie nieco jest, więc może mógłby się jakoś dogadać, ale nie... Musiał obejrzeć obraz rodem z jakiegoś kiepskiego horroru, który jednak jest realnością. Najpierw uwaga ze strony wymordowanego, a potem... Cieniste macki oplatające obie osobniczki, kierowane prawdopodobnie przez wolę Ryana. To faktycznie mogłoby wyglądać jak scena z horroru, ale... To realność. Nie mógł ukryć, nawet mimo bycia szkolonym do stawania oko w oko z koszmarami, strachu w swoich oczach. Nie mógł jednak również nic zrobić, jak stać tak samo sztywno, jak wcześniej, jedynie wymuszając zwrot spojrzenia oczu w dół... Miał ochotę je zamknąć, bo widok osób które dotychczas chronił...
"Kim on do kurwy nędzy jest?!"
Rozległo mu się echem w głowie, a na komendę by pilnować czy ktoś się nie zbliża przestąpił "w miarę" spokojnym krokiem próg, by wyjść poza zasięg kamery, po czym odwrócił się do sytuacji tyłem, starając się skupić na wszystkim... WSZYSTKIM. Oprócz tego, co się dzieje za jego plecami. I choć próbował... Słowa wygłaszane przez tego skurwiela nie mogły ujść jego uszom. Szczerze, krew gotowała mu się w żyłach, a on sam powstrzymywał się tylko okruchami świadomości i faktu, że gdyby nie to, zapewne by skończył pod ścianą przed plutonem egzekucyjnym, przed ingerencją.
Więc jedyne co mógł zrobić, to gapić się tępo w otwarte drzwi, wytężając uszy na to, co jest za nimi, a odcinając się od tego, co za nim. Nie mógł się jednak powstrzymać od jednej rzeczy...
- Bezduszność przychodzi z czasem, czy tylko ty jesteś ostoją chodzącego skurwysyństwa?
Szczerze, gdyby nie wymus tego że stoją po jednej stronie barykady, ścigałby tego skurwiela aż na drugą stronę globu, by własnoręcznie wyrwać mu serce, jeśli jakieś ma. Niestety... Los lubi płatać figle, a Karma to suka. I to prawdziwa suka...
Czuł jak gardło zaciska mu się z żalu na to, co słyszał za sobą, i chodź nigdy nie był aż tak emocjonalny... Przez bezsilność miał ochotę płakać, ale nie mógł na to pozwolić. Nie mógł wyglądać podejrzanie...
Growlith... Oj, za to że zmusił go do przejścia przez to, z ogromną przyjemnością nie odda swojego życia łatwo i, jeśli będzie tylko mógł, zabierze ze sobą tej pierdolony, białowłosy pomiot piekielny ze sobą aż do grobu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.01.14 1:23  •  Hotel nad jeziorem - Page 3 Empty Re: Hotel nad jeziorem
Wszyscy żołnierze S.SPEC są poddawani surowym treningom, aby poszerzyć ich zakres umiejętności i lepiej przygotować do walki z mutantami, którzy czają się na nich za murami miasta. Przyzwyczajani są do wszelkich interesujących rzeczy, zaczynając od nieciekawych dodatków na zdziczałym zachowaniu kończąc. Wymordowani nie powinni ich w żadnym stopniu dziwić, a z racji tego, że specjalne moce potworów zamykają się w obrębie ciała, czasami nawet do głowy takiemu zwykłemu wojskowemu nie przychodzi, że mogłoby go zabić coś innego aniżeli pazury czy jad. Jak widać chyba taki też sposób myślenia miała kobieta stojąca tuż przed nimi z bronią w jednej ręce i małym dzieckiem w drugiej. Wpatrywała się w was rozgniewanymi, nieufnymi ślepiami i nijak spodziewała się groźniejszych rzeczy, niż choćby takie ot rzucenie z zamiarem rozszarpania gardła. Można powiedzieć, że troszeczkę się zdziwiła.
Uwagę Ryana zignorowała. Fakt, nie odbezpieczyła pistoletu. Nie da się stwierdzić czy faktycznie zapomniała jak się strzela z broni czy też celowo postanowiła dać wam najpierw szansę na wytłumaczenie się, ponieważ jej twarz ani trochę nie zmieniła wachlarza emocji, który teraz sobą reprezentowała. Nieufność, gniew, ciut niepokoju.. nic poza tym.
Oczywiście szybko te wszystkie uczucia zostały wykopane z jej pięknej buźki i zastąpione przez paniczny strach i cholerne zdziwienie. Jak było wspomniane w pierwszym akapicie, po Wymordowanych raczej można spodziewać się bezpośrednich ataków. Pazurki, kły, norma.. żołnierka jeszcze nigdy w życiu nie spotkała się z osobnikiem, który opanował tak dziwną umiejętność. Władza nad cieniami? Nie da się w to wszystko uwierzyć. Stąd też kobieta na początku miała pewne problemy z tym, aby naprawdę wbić sobie do świadomości, że to co właśnie się tu wyrabia jest jak najbardziej realne. Upuściła broń i nawet nie próbowała krzyczeć. W przeciwieństwie do swojej córeczki, która pewnie niejednokrotnie spotkała się z takim horrorem podczas nocy, gdzie jej dziecięca fantazja tworzyła wszelkiego rodzaju potwory spod łóżka. Malutka próbowała głośno wrzasnąć acz… szybko została uciszona.
Trzask!
Dwie pary ślicznych oczu nagle wygasły, wlepiając puste spojrzenie w dal z.. no.. nie najpiękniej wyglądającymi karkami. Hałasu nie narobiły zbyt dużego. Nawet krzyk dziewczynki zdawał się być czymś naturalnym dla dzieciaków w jej wieku, ponieważ mógł jednocześnie oznaczać pisk podczas zabawy. Stąd też rozmowy w sąsiednich pokojach nie ucichły, zapewniając was, że absolutnie nikt nie jest świadomy tego, co się tutaj zdarzyło.
Ale pozorna cisza musiała zostać zakłócona. Do uszu Sakida mógł dobiec ciężki tupot butów wojskowych, które właśnie biły podeszwami o schody, schodząc na niższe piętra. Co prawda pokój 112 nie znajdował się jakoś szczególnie blisko potencjalnych żołnierzy, ale… wasze drzwi jako jedyne na korytarzu były otwarte.


                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.01.14 16:52  •  Hotel nad jeziorem - Page 3 Empty Re: Hotel nad jeziorem
Zacisną dłonie, słysząc urwany krzyk dziewczynki. Nie będzie kłamał, że miał teraz ochotę najpierw rozszarpać jego za to, co zrobił, a potem siebie, za to że nie pomógł im w żaden sposób. Ta kobieta była kiedyś jednym z jego towarzyszy broni... Miała dziecko... A on ich bez emocji, bez skrupułów zabił. Co prawda miał świadomość że tutaj działała zasada "albo my, albo oni", ale i tak...
Zazgrzytał zębami, dusząc w sobie wszystkie dźwięki jakie mógł wydać, słysząc trzask łamanych kości karku. Niemal czuł jak gniew płonie w jego żyłach, jak szpony wysuwają się z dłoni, chcąc już rozcinać dłonie. Tylko skrawki silnej woli trzymały go w jednym kawałku... Shirai... Dyktatorzy... Generałowie... Dowódcy... Żołnierze...
Wyładuje się na nich. Na każdym z nich. Będzie zabijał i ucztował na ich krwi i zwłokach, w opętańczym szale pozwalając swojej bestii na wszystko, czego zabraknie. Za to, że go porzucono. Za to, że go zabito. Za to, że nie pozwolono mu pełnić jego prawdziwych obowiązków, chronienia życia niewinnych.
Za to... Zginą...
Jednak wyczulony słuch i to, co rejestrował wybudziło go z tego gniewnego transu. Szpony natychmiast się cofnęły, a czarnowłosy nasłuchiwał sekundę, dwie... I szybko pojął, co się dzieje. Ciężko stwierdzić jak się dowiedzieli tego, ale mają teraz... Problem. Odwrócił się do Ryana i podszedł nieco bliżej, tak by osoby z pobliskich pokoi nie słyszeli. Ściany nie muszą być tak grube...
- Sprzątnij to gdzieś, by nie znaleźli zbyt łatwo, po czym musimy spieprzać. Wszędzie rozpoznam łomot wojskowych butów, idą z góry, zapewne z pokoju obok tego, w którym może być realny Bob. Rób co musisz i zwijajmy się.
Zaraportował szeptem dosyć szybko, po czym przystanął przy drzwiach, nasłuchując kroków. Ukrył się poza zasięgiem jakiejkolwiek kamery, a zarazem by móc obserwować w miarę swobodnie odnogę, z której prawdopodobnie wojskowi mogliby nadciągać. Miał tylko nadzieje że te cieniste macki czy cokolwiek to jest potrafi równie skutecznie sprzątać co mordować. Co by jednak potem nie zdziałał, ruszy potem za nim... Najlepiej do windy, by minąć się z wojskiem idącym schodami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.01.14 17:43  •  Hotel nad jeziorem - Page 3 Empty Re: Hotel nad jeziorem
Chrup.
Przy odpowiednich predyspozycjach ludzkie kości porównać można było do trwałości płatków śniadaniowych. Już nawet dzieci wiedziały, w jak prosty sposób można było miażdżyć je zębami i nie tylko. Gdy życie postanowiło spakować manatki i ustąpiło miejsca stojącej już w progu śmierci, cienie jak na pstryknięcie palcami rozmyły się, jakby wcześniej w ogóle ich tu nie było. W końcu mogły też w ogóle się nie pojawić, ale jedna zasada tej misji została im dość klarownie przedstawiona i nie sądził, by miała dotyczyć ona jedynie wojska, ale każdego zagrożenia. Sakid naprawdę nie musiał się w to pakować, jeżeli tak bardzo nie odpowiadało mu traktowanie wszystkich na równi. Oczywiście Ryan nie liczył na to, że były żołnierz, w którego interesie jeszcze niedawno leżało bronienie cywili, poprze taki plan działania. Coś za coś – jeżeli miał wybierać pomiędzy kulką w swojej głowie a kompletnie niezaplanowanym pozbyciem się dwójki osób, które do tej chwili wiodły sobie spokojne życie, wolał skorzystać z drugiego rozwiązania. Honor to nie coś, czym przejmowali się umarli.
Nie pobyłeś długo w wojsku, co? ― Brzmiało to bardziej jak stwierdzenie, niż pytanie. W międzyczasie mężczyzna postanowił sięgnąć lewą ręką do prawej łopatki, w okolicy której odezwały się pulsowaniem i rozmasował ją palcami. Zaraz jednak obejrzał się za siebie przez ramię, obrzucając czarnowłosego odrobinę karcącym spojrzeniem. ― Jeżeli tak bardzo nie podoba ci się świat z tej perspektywy, możemy później rozwiązać twój problem. Pewnie i tak wydałaby cię pierwszemu lepszemu wojskowemu ― mruknął sceptycznie i podszedł do łóżka, na którym spoczywały oba ciała. W gruncie rzeczy od początku nie zamierzał zostawiać ich na widoku.Wiadomość o tym, że ktoś się zbliża, tylko zmotywowała go do sprężenia się.
Uporanie się z ciężarem kobiety nie stanowiło dla niego większego problemu – tymczasowo skończyła przerzucona przez jego ramię, niczym worek ziemniaków, choć „worek mięsa” byłby tu adekwatniejszym określeniem. Wolną ręką podniósł z materaca bezwładne ciało dziewczynki, niekoniecznie popisując się umiejętnością obchodzenia się z dziećmi. Ale czy kogoś w tej chwili mogłoby to obchodzić? Szczerze wątpił.
Nie sądzę, by byli zainteresowani zaglądaniem tutaj ― rzucił, kierując się w miarę energicznie w stronę łazienki, biorąc pod uwagę, że było to miejsce, w którym kobiety spędzały tyle czasu, że aż nie chciało się zastanawiać, jak długo jeszcze tam spędzą. Gdy znalazł się w pomieszczeniu, ostrożnie ułożył zwłoki pod ścianą. Tak, aby przy pierwszym wejściu do pomieszczenia nie rzuciły się w oczy. Zakładając, że ktokolwiek chciałby przeszukać od razu to miejsce. Pokusił się nawet o odkręcenie wody w kabinie prysznicowej, jednak szum w reszcie pomieszczenia szybko ucichł, gdy szarooki wyszedł do sypialni, zamykając za sobą drzwi.
Zaraz po tym wyszedł na korytarz, wymuszając dokładnie to samo na Ezechielu, zaś zanim zamknął drzwi, postanowił jeszcze skinąć głową w kierunku pustego pokoju, nie zapominając o całym teatrzyku, który przyszło im tutaj odegrać. Zaraz po tym skierował się w stronę wind, mierzwiąc nieco grzywkę tak, by cień przynajmniej częściowo przysłonił srebrzyste tęczówki. Nie mogli się spieszyć, bo to tym bardziej ściągnęłoby uwagę wojskowych. Pozostawało tylko zachowywać się naturalnie i liczyć na to, że bez szwanku dotrą do swojego celu.

// Taa, tak bardzo nie wiem, co tu jeszcze można byłoby zrobić.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.01.14 17:50  •  Hotel nad jeziorem - Page 3 Empty Re: Hotel nad jeziorem
Wojskowi nie zwrócili szczególnej uwagi na drzwi, nawet jeśli faktycznie wasz pokój był jedynym otwartym pomieszczeniem na piętrze. Żołnierze byli zbyt skupieni na własnej rozmowie, aby zwracać uwagę na cokolwiek innego. Dlatego też mężczyźni nawet nie spojrzeli w waszą stronę, gdy wyszliście na korytarz. Najprawdopodobniej uznali was za nieszkodliwych obywateli. I dobrze. Gdyby tylko któryś z nich był świadomy morderczego teatrzyku cieni, którym Ryan zabawił nie tylko małoletnią dziewczynkę, ale też i jej waleczną mamę, z pewnością nie byliby tak obojętnie nastawieni do całej sprawy. Potwory… i to w ich obecności? Niedopuszczalne.
- … więc nie wiem czy opłaca nam się jeszcze szukać. – wtrącił jeden z mundurowych do swojego towarzysza. Jeżeli nie było wam szczególnie śpieszno do windy, na którą z resztą i tak musieliście trochę poczekać, do waszych uszu mogły dojść niektóre urywki z ich rozmowy. – Zostały jeszcze tylko dwa pokoje. – dodał poprawiając rogatywkę na swoim łbie. Wydawał się mieć obojętny stosunek do całej sprawy, tak, jakby niekoniecznie wierzył w pomyślność przydzielonej im misji.
- Przestań kurwa narzekać to. Rozkazy to rozkazy. W którymś z tych pokoi musi być ten cały nieżywy skurwysyn, a naszym celem… - odpowiedział mu z powagą jego kumpel, jednak końca ich rozmowy nie było dane wam usłyszeć, gdyż zdążyli już zejść dostatecznie nisko. Mimo wszystko, chyba nie trzeba odznaczać się wybitną inteligencją, aby złączyć niektóre wątki. Nieżywy? Tutaj? Cel? Wiadomo, że nie byliście jedynymi, którzy wiedzieli o aktualnym położeniu waszego zaopatrzeniowca Boba. Oczywiście, mogliście mieć nadzieję, że nie chodzi o dobrego kumpla Growlithe’a, ale los jakoś niekoniecznie was lubi, nie? Za to pech ciągnie się za wami jak papier toaletowy przyczepiony do podeszwy buta- I wiecie co? Ciągnąc tą głupkowatą metaforę, papier był trzywarstwowy i cholernie długi…
Pozorną ciszę przerwały głośne trzaski, dobiegające z góry. Zupełnie tak jakby ktoś urządzał sobie niezłą bijatykę piętro wyżej. Zaraz po nich wrzaski, kolejny tupot wojskowych butów i cynk… winda wam przyjechała. Ale nie sama.
W środku stał czarnowłosy chłopak, który wyglądał tak, jakby nigdy nie słyszał o czymś takim jak grzebień. Kudły sterczały mu na wszystkie strony, prezentując go jako kompletnie roztrzepanego lekkoducha (albo studenta po imprezie). Twarz, chociaż teraz wydawała się beznamiętna, biła specyficzną szczeniacką aurą. Srebrzyste oczy omiotały was zaciekawionym spojrzeniem, a sam chłopak delikatnie się uśmiechnął, nie wkładając przy tym żadnej szczególnej siły. To nie był wyszczerz kretyna, a raczej wymuszona uprzejmość.
I nagle.. kolejny tupot wojskowych butów. Mundurowi, którzy jeszcze przed chwilą kierowali się na parter, w szaleńczym biegu wspinali się ku wyższym piętrom. Była to ta sama dwójka, którą wcześniej widzieliście, acz tym razem, oboje mieli niezwykle skupione miny, a z ich oczu biła wyuczona nienawiść i okrucieństwo. Zupełnie tak, jakby tryb mordercy włączył im się dopiero po zajarzeniu, że ich misja właśnie się rozpoczyna.
- … 409, mamy go. – odezwało się małe urządzonko przy pasie żołnierza, które najprawdopodobniej służyło do komunikacji. Żołnierz, który przekazywał informacje chyba znajdował się blisko ofiary, ponieważ w tle dało się słyszeć przeraźliwe jęki O co chodzi?! To nie ja! Przysięgam! Na Boga.. to nie ja!
Młody czarnowłosy chłopak wychylił nieco łeb z windy i zerknął w stronę schodów.
- Ale jaja, co~? – palnął, gdy zostali sami na korytarzu i przeniósł rozbawione spojrzenie na Sakida. Zaraz korzystając z całego zamieszania, machnął nadnaturalnie szybko ręką, podrzucając do góry kosmyki włosów, które zasłaniały Ezechielowi oczy. – U~! Ładne ślepka, skarbie. – puścił do niego oczko i złośliwie się wyszczerzył, ukazując szereg zadbanych ząbków. No. Nie ząbków. Chłopak miał kły.


Tymczasem pijany w trzy dupy mężczyzna zaciągnął Nataniela na parter do części restauracyjnej. I no.. tutaj wstaw rozbudowany opis sali- Póki co skrócone wersja prezentuje się tak: pokój marzeń. Wszystko piękne, z przepychem, służba ubrana jak należy, kulturka, te sprawy, zapachy wspaniałego żarcia… i tłum ludzi. Pomieszczenie nie wyglądało jak typowa restauracja, ponieważ w tej chwili odbywała się jakaś uroczystość. Wszyscy byli ubrani w odświętne stroje, popijali sobie szampana w kieliszkach, a pomiędzy nimi co jakiś czas przemykali zabiegani kelnerzy z przystawkami na tackach. Oczywiście nie wszyscy prezentowali się tak dostojnie jak większość gości. Była sobie grupka zapitych mężczyzn przy stoisku z alkoholami, gdzie zażarcie dyskutowali na jakieś tematy, na przemian się wyzywając i przyjacielsko poklepując po plecach. I co? No.. dokładnie. Nowy kolega Nataniela ciągnął go właśnie w ich stronę.
- Pokażę Cię Keisuke! Dawno się nie widzieliście, c’nie?


                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.01.14 19:44  •  Hotel nad jeziorem - Page 3 Empty Re: Hotel nad jeziorem
- Powiedzmy że jestem... Byłem człowiekiem z ideałami. I nie zaprzeczę że tak zapewne by było, lecz nie stawiałbym oporu. Nie każę ci zrozumieć mojego toku myślenia. Kwestią załatwienia moich problemów zajmijmy się PO robocie. - Podsumował kwestie które zostały ku niemu skierowane w tych słowach głosem wymuszonej uprzejmości. No, wymuszonej dopóki nie ochłonie od tej całej sytuacji. Nie oczekiwał że wymordowany, który już chyba od dawna zatracił poczucie człowieczeństwa go zrozumie. Honor... Tak, kiedyś go miał. Teraz musi się go wyzbyć niczym zepsutego korzenia. Oparł się bokiem o ścianę, splatając ramiona na klatce piersiowej i czekając na czarnowłosego, jakiemu zostawił, odpowiednią do jego koloru włosów i duszy - robotę.
- Ostrożność zawsze jest w cenie. - Napomknął, wciąż starając się obliczyć, jak daleko są od nich wojskowi i ile czasu by zajęło dotarcie ich tutaj. Nie chciał konfrontacji w której by mogli zostać rozpoznani w jakiś, konkretny sposób, ale jeśli facet się spręży, może zdążą uniknąć spotkania "twarzą w twarz", zamieniając je na spotkanie plecami w twarz.
Szczerze powiedziawszy, uwinął się z zamaskowaniem tego wszystkiego szybciej, niż sądził. Przynajmniej nie spieszył się do tego stopnia, by miotać zwłokami w kąt i wybiec, huh. W sumie, byłby to dosyć abstrakcyjny wygląd, porównując do osobowości, jaką już umarlak pokazał. Nieważne, ruszyli się, więc odbił bok od ściany i rozplótł ramiona, wyruszając z nim poza miejsce pokoju. Wykonał podobny gest, przypominając poprzedni teatrzyk swojemu mózgowi, po czym ruszył z nim ku windzie. Hm... Zostali zignorowani. Idealnie.
Przy okazji jeszcze mogli podsłuchać co się dzieje. Dwa w jednym! Naprawdę całkiem nieźle to wyszło. Hm... Och, a więc szukają tej samej osoby co oni? Tylko... Skąd wiedzą że ten "nieżywy skurwysyn" tu jest? Czyżby wyciek informacji czy coś? No właśnie, i teraz wojsko krąży po tym budynku jak szalone. Hej... W sumie, ich przykrywka mogła wypalić, skoro wojsko i tak się tu kręci. Huh...
Cynk, winda przyjechała... Da wut? Ten typ był nieco dziwny, ale jednak bardziej skupiło jego uwagę to, co się działo za plecami. Wojskowi właśnie biegli z powrotem na górę. Rzucił okiem na nich i ich twarze. Nienawiść... Okrucieństwo... Tak, czego uczą cię na pierwszych lekcjach w wojsku? Nienawidź ich. Zabij ich. Bez względu na konsekwencje, to nie są ludzie. To zwierzęta. To potwory. Nie czuj wyrzutów sumienia...
A większe chyba by teraz czuł pozbawiając jednego z "nowych towarzyszy broni" życia, niż z kumpli wojskowych. Westchnął, wracając wzrokiem na windę...
Wzium, dłoń przeleciała mu przed oczyma, gdy wyżej wspominany chłopak odsłonił nieznacznie kłaki Ezechielowskie z twarzy, po czym zakomplementował jego oczy. Huh... Przekrzywił głowę nieco na bok, a widok kłów miast zębów upewnił go co do kwestii, cóż to za stwór. To chyba w końcu ten ich Bob. Hallelujah! Może teraz rytualne ciastko i przejdziemy do konkretów? Okej, może bez ciastka.
- Jeśli tak samo wypaliłeś do szefa ochrony, to wszystko jasne dlaczego wojsko biega po hotelu jak kot z pęcherzem.
Zapowiada się na ciekawą współpracę...

Bezwenowość postów FTW, huh.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.01.14 17:03  •  Hotel nad jeziorem - Page 3 Empty Re: Hotel nad jeziorem
To, że nie zostali zauważeni – a przynajmniej nikt nie wziął ich za podejrzanych typów – okazało się dużym plusem. Niestety nie mieli okazji długo nacieszyć się pojedynczym zwycięstwem, choćby przez to, co mieli okazję usłyszeć. O ile najpierw twierdził, że wojsko nie musi przesiadywać tu z konkretnego powodu, tak w tym momencie wszelkie teorie na ten temat spierdoliły z głośnym „NIE”. Nie wyglądało jednak na to, by Ryan wyglądał na wyprowadzonego z równowagi. To nie na nich polowano, prawda? Powstałe zamieszanie jedynie uniemożliwiało im zdobycie broni, która od samego początku nie była szczególnie potrzebna, jeżeli miał już mówić za siebie. Na jego oko tę sprawę można było załatwić w zupełnie inny sposób, a nie poprzez przedzieranie się przez śniegi przez kilka godzin, by potem spotkać się z gorzkim rozczarowaniem. Aktualnie od porażki dzielił ich mniejszy dystans niż od sukcesu. Czasami i z nią wypadało się pogodzić, a teraz priorytetowe miejsce powoli zaczynało zajmować uniknięcie starcia z wojskiem, gdy ich misja nie opierała się na bezsensownym pakowaniu się do lwich paszcz. Nawet nie mieli pojęcia, z iloma żołnierzami przyszłoby im się zmierzyć.
W oczekiwaniu na windę, tylko raz ukradkiem zerknął na przechodzących obok żołnierzy. Właściwie skoro ta dwójka kierowała się na dół, zapewne nic nie stało na przeszkodzie ku temu, by on i Sakid wjechali na górę, załatwili to, co mieli załatwić i opuścili to miejsce jak najszybciej. Oczywiście los znów stwierdził, że sprawy nie mogły potoczyć się aż tak kolorowo. I czym sobie na to zasłużyli? Pewnie – przed momentem dopuścił się grzechu śmiertelnego, ale nigdy nie wierzył w te wszystkie bzdety. Poza tym była to doskonała przestroga ku temu, by nigdy więcej do niego nie celować. Szczególnie, gdy na upartego próbował przynajmniej udawać, że był niegroźny.
Gdy drzwi windy rozsunęły się, mimowolnie zmierzył stojącego w niej chłopaka od głowy do stóp i z powrotem, nie robiąc sobie nic z zasad dobrego wychowania. Nie wyglądał na kogoś, kogo miałoby to urazić i na dobrą sprawę zupełnie nie pasował do napotkanych w tym hotelu gości. Na pewno było w nim coś innego, chociaż nie mieli już czasu dociekać, co było nie tak, gdy ze strony żołnierzy padł numer pokoju, do którego mieli się udać. I to by było na tyle, mruknął w myślach, jednak wyszło na to, że mieli wolną rękę ku temu, by zwiać z budynku. Kto by pomyślał, że przyjdzie im to zrobić z ich potencjalnym współpracownikiem? Przynajmniej wszystko wskazywało na to, że Bob, z którym mieli się spotkać właśnie stanął z nimi twarzą w twarz. Grimshaw nie był jednak w pełni przekonany co do tego, że mogą mu zaufać, choćby dlatego, że ściągnięcie na siebie uwagi wojskowych nie należało do najbystrzejszych posunięć.
Później poromansujecie ― rzucił sucho i bezapelacyjnie złapał Ezechiela za przedramię, po czym bezczelnie wymusił na nim wejście do windy. Znalazłszy się w środku, nacisnął przycisk oznaczony cyferką zero. Zdaje się, że nie istniał już żaden powód, dla którego mieliby dostać się na górę. Idź do hotelu mówili, będzie fajnie mówili. I co im z tego przyszło? ― Mistrz dyskrecji. ― No właśnie. Zerknął z ukosa na srebrnookiego. ― Jak się dowiedzieli?

// By the way, Sakid – Ryan jest szatynem, a nie brunetem. ~ A i znowu nie wiedziałem, co pisać. Cóż.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.01.14 23:15  •  Hotel nad jeziorem - Page 3 Empty Re: Hotel nad jeziorem
Świetnie, po prostu świetnie – lepiej być nie mogło. Kto nie kocha być oddzielanym od swojej dzielnej drużyny i zostawianym na pastwę losu, który właśnie postanowił wypiąć na niego swój wielki, tłusty zadek? Phew, pewnie tylko jacyś masochiści… Nathaniel zerknął na wyświetlacz swojego telefonu, nie spodziewając się po tym właściwie niczego. Ot, takie przyzwyczajenie pracoholika – nie czepiać się. Cud, że komórka zwykle wytrzymywała mu tydzień bez ładowania… ale my tu nie o tym! Ważne, że znajdował się już na parterze i kompletnie nie miał pomysłu, dokąd to ten marny pijaczyna właściwie go prowadzi. W dodatku nie wiedział też, gdzie znajdują się jego pierwotni towarzysze – nie, żeby sam nie umiał sobie poradzić. Gdyby chciał, mógłby przecież zmieść cały ten hotel z powierzchni ziemi! No, może nie do końca, ale niezły rozpierdziel urządziłby jedynie pstrykając palcami, serio. Sęk w tym, że w związku z takim, a nie innym przebiegiem wydarzeń, opcje pozostawały tylko trzy;
a) Nathaniel wpadnie przez przypadek na pozostałą dwójkę – bądź na odwrót.
b) Pozostała dwójka beztrosko pójdzie sobie dalej, nie zawracając sobie tyłków taką nieistotną istotą jaką z pewnością był dla nich Levittoux.
c) Pozostała dwójka nie powinna pozostawać za długo bez opieki, więc już od dawna nie żyje.
Nie, żeby ostatnie dwie możliwości jakoś strasznie go przerażały, czy budziły w nim większe emocje w stylu współczucia dla Sakida i Ryana lub nawet dla samego siebie – po prostu cholernie go to wkurzało. Wkurzało go, że z własnej woli ruszał dupę na jakąś bezsensowną akcję charytatywną, która mogłaby nosić wdzięczną nazwę „Ocalmy świat i orki też”. Wkurzało go, że wszystko zaczęło się tak przeciągać. Wkurzało go, że nie miał pojęcia, co teraz dzieje się z resztą nieludzi, którzy wyruszyli na tę misje razem z nim {czyt. Growlithe, bo martwienie się o niego było obowiązkiem Anioła Stróża – reszta niech tam sobie zdycha}. Wreszcie; wkurzał go ten raz po raz wspierający się o niego, capiący, zataczający się, chichoczący pod nosem człowieczek. Nic dziwnego, iż, leząc zajęty tymi wszystkimi, nie najoptymistyczniejszymi myślami, Levittoux nawet nie zwrócił uwagi na to, że wstąpili do części restauracyjnej. Rozejrzał się dookoła dopiero, gdy do jego nozdrzy doleciał wspaniały zapach jedzenia, a jego anielski żołądek postanowił odpowiedzieć na to swym zewem godowym. Burczenie na szczęście nie okazało się na tyle głośne, by zwrócić na siebie czyjąś uwagę.
Wymamrotał coś niezrozumiałego w odpowiedzi na pytanie Boba, po czym zlustrował uważnym spojrzeniem ludzi, w kierunku których właśnie zmierzali. Nie miał czasu do cholery… Zatrzymał się tchnięty nagłą myślą {bo przebłyski geniuszu co jakiś czas mu się jednak zdarzają}, pociągając za sobą pijanego przewodnika, który, chcąc nie chcąc, musiał zawrócić w miejscu, by nie stracić równowagi. Nathaniel przybliżył nieco twarz do zapuchniętej i zaczerwienionej mordy Boba, żeby dotarły do niego wszystkie wypowiadane słowa. Anioł wpatrzył się w jego zaczerwienione ślepia – tak, po raz kolejny tego wieczoru miał zamiar pobawić się w zaklinacza umysłów, czy jak kto tam sobie chce to nazywać…
- Posłuchaj, nie mam czasu – w jego głosie niewątpliwie dało się wyczuć zniecierpliwienie. Kto jak kto, ale albinos rzeczywiście nie wyglądał na takiego, co to miałby czas i, przede wszystkim, ochotę na żarty. – Wiesz, po co jest tutaj wojsko?
Może i środek sali restauracyjnej, który zarazem był połową drogi do kolegów upitego faceta, nie był najfortunniejszym miejscem na tego typu rozmowy, ale wkurwiony Nath to… no, wkurwiony Nath. Robi się wtedy dość niebezpieczny i w ogóle trochę jak kobieta w ciąży albo zaraz przed dostaniem okresu… A trzeba przyznać, że normalnie naprawdę rzadko się tak irytuje. W sumie... ostatnio zdarzało mu się to coraz częściej. Wniosek z tego taki, że albo którejś nocy nasz mały, skrzydlaty przyjaciel został porwany i zapłodniony przez kosmitów, albo to wina Jace'a. Innego, w miarę logicznego wyjaśnienia nie było. Chyba najlepiej zwalić na Jace'a - cała ta popaprana sytuacja ostatecznie jest winą Jace'a, nieprawdaż?


Growlithe: no dzięki, kurde. ._.
Nath: ależ proszę, zawsze do usług < /3
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.02.14 20:37  •  Hotel nad jeziorem - Page 3 Empty Re: Hotel nad jeziorem
Chłopak o srebrzystych ślepiach grzecznie usunął się z drogi, robiąc miejsce Ryanowi i Sakidowi w windzie. Był nadzwyczaj spokojny, jak na kogoś, kto lada chwila może paść łupem wojskowych przyjemniaczków. Jego pewność siebie raczej nie mogła wynikać z dobrego przygotowania do walki. Nie był też jakoś hojnie obdarowany przez los w kwestii aparycji, co mogliście zauważyć, gdy stanęliście przy nim wyprostowani. Młodzieniec był trochę niższy od Ezechiela i zdawał się być trochę wychudzony. Ale te wszystkie przeciwności nie zmyły mu z twarzy wyraźnej pewności siebie i lekko złośliwego uśmiechu.
- No.. bo trochę zjebałem sprawę. – powiedział jak gdyby nigdy nic, wzruszając obojętnie ramionami. – Ale zanim zechcecie obić mi mordę, to na usprawiedliwienie powiem, że nie tylko ja. I… duży jesteś, ale pozwól, że to ja was dalej poprowadzę. – posłał Ryanowi krótkie spojrzenie, które pomimo olśniewającego, odważnego uśmiechu, było zimne jak lód. Chłopak wcisnął guzik „stop”, a następnie wybrał piętro, które znajdowało się nieco wyżej, niż nieszczęsny pokój 409. – Tak nieszczęśliwie się złożyło, że akurat dzisiaj odbywa się jakaś wojskowa uroczystość i cały hotel wręcz kipi od wszelkiego rodzaju żołnierzy i ich rodzin. Nie wiem o co chodzi, ale za to zdążyłem się już przekonać, że wybrano mi chujowe miejsce to pomocy w akcji. – odparł i na sekundę zdjął z twarzy szczeniacki uśmiech, który zastąpił zirytowanym grymasem.  W sumie jakoś nieszczególnie dokładnie odpowiedział na pytanie Ryana, pomijając najważniejszą kwestię, odnośnie tego, w jaki sposób wojskowi się dowiedzieli o intruzie w budynku. Możliwe, że dopowiedziałby wam resztę, gdyby nie to, że właśnie winda zrobiła urocze ding~! informując was, że znaleźliście się na właściwym piętrze. Luźnym krokiem wyszedł na korytarz i skręcił w lewo, co jakiś czas odwracając łeb w waszą stronę… a jaśniej mówiąc w stronę Sakida, na którego wgapiał się z niewątpliwym uwielbieniem. Huh.
- Swoją drogą… Bob nie wspominał mi ilu was będzie, ale… dwójka to trochę biednie, szczególnie, że macie tak wielkie plany~ - odparł i wytknął na nich język, mimo wszystko uważając, by ponownie nie zaświecić ostrymi jak igły kłami. Poruszał się po budynku z niewyobrażalną łatwością, tak, jakby faktycznie był tylko przypadkowym gościem hotelu, a nie jednym z elementów starających się przybliżyć śmierć najmłodszego dyktatora.
A co słuchać u Aniołka?
Zapijaczony Pan Bob generalnie bardzo łatwo dał się prowadzić Natanielowi, bo o ile sam miał dużo siły, aby zapierniczać z nim po całym hotelu, o tyle przez jego stan nie mógł sobie pozwolić na żadne protesty, aby robić mu tak samo. Grzecznie odwrócił się w stronę aniołkowatej gęby i odruchowo spojrzał się w jego ślepia co oczywiście było w jego przypadku błędem. Natychmiast został poddany czarom Pana Levittoux i choć cuchnął potwornie i bełkotał tak, że ledwie szło go zrozumieć to zaczął mówić.
- Antuś, toć jest balanga na naszą cześć! Nowy dowódca w naszej jednostce, trzeba było to opić! – powiedział z nieco zamglonym uśmiechem. W tym momencie koledzy pijaczystka zauważyli Nataniela i zaczęli głośno zachęcać go, aby do nich podszedł, zagłuszając przy tym Boba, który mimo wszystko starał się mówić dalej. – Tylko niektórych oderwano z imprezy, bo podobno zauważono kogoś podejrzanego. Nic więcej nie wiem.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.02.14 12:30  •  Hotel nad jeziorem - Page 3 Empty Re: Hotel nad jeziorem
„No... bo trochę zjebałem sprawę.”
No co ty powiesz, geniuszu.
Była to zła odpowiedź na jego pytanie. Z drugiej strony – czego w ogóle mógł się spodziewać po kimś, kto wyglądał, jakby brakowało mu piątej klepki (i nie tylko)? Zmrużenie oczu i obrzucenie chłopaka karcącym spojrzeniem stało się odruchem naturalnym. Wystarczyły te dwie minuty znajomości, by stwierdzić, że ta współpraca w ogóle mu się nie podobała. Sakid miał sporo racji twierdząc, że z taką głową operacji, jaką był Jace, aż dziw brał, że ta grupa jeszcze stała na nogach i miała czelność panoszyć się po Świecie-3. A wystarczyło tylko czasem przemyśleć dobór swoich pobratymców.
To żadne usprawiedliwienie. I tak mam ochotę ci przypierdolić ― ten stoicki spokój w jego głosie jeszcze bardziej mógł upewnić w fakcie, że Grimshaw nie żartował i przynajmniej był bezpośredni, ale w tym przypadku srebrnooki nie miał się czemu dziwić, skoro przy okazji zachciało mu się ponownie wracać tam, gdzie o mały włos nie dopadło go wojsko. Z rzucającym się w oczy sceptycyzmem spoglądał na przyciskany guzik. ― I to powód, dla którego nadal mamy paradować sobie po budynku? Mało przekonujący. Bo co? Twoja zjebana praca pójdzie na marne? ― Uniósł brwi. Jakoś nie było mu przykro z tego powodu. Jedynym, czego moli żałować było to, że zmarnowali swój czas przychodząc do hotelu, ale skoro kolejne pięć, dziesięć czy piętnaście minut dłuższego przebywania tutaj miało narazić ich na zmasowany atak wojska, znacznie lepiej było się wycofać niż tracić siły na tych, którzy nie byli ich celem.
Kolejny korytarz ukazał się ich oczom, jednak ciemnowłosy z początku nie ruszył się z miejsca, a jedynie przemknął spojrzeniem po nowym miejscu, choć to w gruncie rzeczy nie różniło się ani trochę od tego znajdującego się dwa piętra niżej. Co dziwne – najwyraźniej zagrożenie minęło, bo nic nie wskazywało na to, by ktoś tu się z kimś szarpał. Po chwili już dane było mu podziwiać plecy ich kompana. Wyciągnął rękę, tym samym blokując na jakiś czas możliwość zasunięcia się drzwi na nowo.
A po cholerę mielibyśmy przychodzić tu wszyscy? ― mruknął, jakby oczywistym był fakt, że zabranie ze sobą broni nie wymagało specjalnych posiłków. Im więcej by ich tu było, tym większe podejrzenia wzbudziliby wśród innych. Ponadto nie wszyscy mieli możliwość zamaskowania swoich nietypowych cech. Jay był skłonny przyznać, że nawet to, iż przyszli tu w trójkę było już lekką przesadą. ― Przy okazji nam nie wspomniano, że Bob przyprowadzi sobie kolegę ― podchwycił i wreszcie opuścił windę, pomimo braku chęci do tego. Ale co innego mu pozostało? W najgorszym wypadku przyjdzie mu rozprawić się z kolegami po fachu, jeśli coś pójdzie nie tak, więc – z początku z lekkim ociąganiem – postanowił udać się za nieznajomym.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.02.14 18:25  •  Hotel nad jeziorem - Page 3 Empty Re: Hotel nad jeziorem
Na początek; musimy docenić silną wolę Nathaniela, za to, że udało mu się nie odwrócić od Boba ani nawet nie zmarszczyć. Uczcijmy to minutą ciszy… Dobra, wy milczcie, czytając to, a ja jadę z opisem dalej, bo czas to pieniądz, pieniądze do władza i tak dalej~ W każdym razie Anioł chłonął jak pieprzona gąbka każde słowo wypowiadane przez pijaczynę.
Antuś, toć jest balanga na naszą cześć! Nowy dowódca w naszej jednostce, trzeba było to opić!
Zajebiście.
W sumie to wyjaśniałoby, dlaczego jest tu tylu wojskowych… Anielskie poczucie obowiązku i przymusu szerzenia pomocy oraz szeroko pojmowanego dobra niniejszym kopnęło go w tyłek, dając o sobie znać w najmniej odpowiednim momencie. Miał w końcu na głowie dwóch Wymordowanych w hotelu pełnym istot, które aż tak tolerancyjne w stosunku do nich nie są - musiał sprawdzić, czy w ogóle jeszcze dychają.
Nie będziesz roznosił tego całego miejsca, bo tutaj też są dzieła twojego Ojca – mógłby nie być do końca szczęśliwy… Wymyślisz sobie ładną wymówkę – zaczął rezolutnie jego zdrowy rozsądek. – Szybko.
Na szczęście Levittoux nie był skazany na zbyt długi proces myślowy – po dalszej części gadaniny Boba odpowiedź nasuwała się sama.
- Wiesz… – kompletnie zignorował zachęty kumpli nadgorliwego mężczyzny. – Robert wziął ze sobą żonę i dzieciaka, pewnie jeszcze o niczym nie wiedzą, a, skoro istnieje jakieś zagrożenie… – całkiem realistycznie podrobił przepraszający uśmiech, w myślach licząc sekundy do opuszczenia tego miejsca.
Panująca tu atmosfera działała mu jeszcze bardziej na nerwy, jako że nie mógł pozwolić sobie na posadzenie przy stole tyłka i zjedzenie czegoś. No i właśnie w tym momencie jego kiszki postanowiły po raz kolejny o sobie przypomnieć… Nieważne. Powoli odwracając się w kierunku wyjścia, posłał jeszcze przepraszające spojrzenie wojskowym przy stoliku z alkoholami. Podniósł jeszcze szybko dłoń w wyrazie powitania czy tam pożegnania, wykonując w tym samym czasie taktyczny odwrót. W sumie to, czy ta cała jego gra aktorska wyglądała wystarczająco naturalnie, czy jednak niekoniecznie, raczej nie robiło żadnej różnicy, skoro wszyscy byli pijani w trzy dupy lub chociaż radośnie podchmieleni.
Skierował swe kroki do najbliższej windy, a po dostaniu się do niej {jeśli w ogóle mu się to udało, taa} nacisnął okrąglutki przycisk z numerem „4”, na którym to piętrze spodziewał się znaleźć pokój 409, wykluczając możliwość, by córka Boba I miała doprowadzić do śmierci jego, Nathaniela, kamratów.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach