Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 29.04.14 22:49  •  Laboratorium nr.1 - Page 4 Empty Re: Laboratorium nr.1
Garrett nic nie powiedział, a to oznaczało, że zabawa Leviego jeszcze się nie skończyła. W sumie to było mu nawet na rękę. Im dłużej będzie się dobrze spisywał i walczył, tym mniejsza szansa, że lada chwila trafi do swojej klatki. A od tego wszystko było lepsze, zdecydowanie. Ponownie splunął, barwiąc jeszcze cystą posadzkę krwią, która nadal zalegała w jego ustach. Metaliczny posmak ożywiał go, wręcz nakręcał. Przeskoczył z nogi na nogę, wbijając swoje spojrzenie w ranę przeciwnika. Och, krew powoli przestawała płynąć, czyli skóra rozpoczęła proces regeneracyjny. Aczkolwiek za mało czas minęło, by tkanka wytworzyła na powrót twardy naskórek. A to była szansa na Leviego.
Skupił się na ranie oponenta, a raczej na jego krwi. Ciecz naparła na zasklepiającą się ranę i rozerwała jeszcze delikatną błonkę, na powrót powodując krwawienie. Tym razem zdecydowanie mocniej. Serce pompowało szybko krew, brudząc całe ramię i ubranie dookoła miejsca, które uległo uszkodzeniu. Grube krople skapywały na podłogę, a dla Leviego widok ten był jednym z najpiękniejszych, które ostatnio widział. Chociaż w sumie ostatnimi czasy widział zdecydowanie mało rzeczy. Zresztą, jak przez całe swoje życie.
W takim tempie, jakim krew pompowała z rany białowłosego, perspektywa utraty zbyt sporej krwi z każdą kolejną sekundą drastycznie zwiększała się. Oddech Leviego przyspieszył niebezpiecznie, aczkolwiek wciąż miał siły to wypompowywania krwi wroga. Chyba, że ktoś mu przerwie. Albo coś. Cokolwiek. Póki co bawił się świetnie. Wyszczerzył szeroko krwi i wydał z siebie pomruk pełen zadowolenia, przypominający odgłos, który wydają szczęśliwe zwierzęta. Zlizał z dolnej wargi krwi, czując, jak jego ciało niemal szaleje. Gdyby tylko miał ręce wolne…
W pokoju rozszedł się charakterystyczny, ostry zapach krwi. Chłopak odetchnął przez nos, zaprzestając swoje, nie takiej taniej, sztuczki. Podświadomie wiedział jednak, że Garrett nie spuścił go po to, żeby zabił, a jedynie dał małą nauczkę. Taki był cel. Gdyby chciał, by walka rozpoczęła się na śmierć i życie, to przede wszystkim spuściłby go ze smyczy w pełni, a nie tylko w połowie. Chłopak cofnął się o parę kroków i odwrócił w stronę Garretta, momentalnie tracąc zainteresowanie białowłosym. Jakby tamten nie stanowił jakiegokolwiek zagrożenia dla Leviathana. Cóż, poniekąd tak było, bo prawdziwym niebezpieczeństwem tutaj był ktoś zupełnie inny.
Levi obnażył kły, zadzierając głowę do góry z racji różnicy wzrostu i wbił swoje spojrzenie w dyktatora. A dokładniej mówiąc w jego szyję, miękką szyję, gdzie pod skorą ukryta była pulsująca żyła. Levi poczuł niepohamowaną chęć zatopienia w niej swoich kłów i rozerwania, pozwalając, by deszcz krwi dyktatora na niego spłynął.
Nie rób tego!
Rozległ się w jego głowie dramatyczny głos Natana. Ale było już za późno. Instynkty i nienawiść przejęły kontrolę nad tym małym ciałkiem. Levi odbił się od podłogi, a łańcuch głośno uderzył o posadzkę, kiedy tylko ciało doskoczyło do Garretta. Uniósł nogę z zamiarem kopnięcia mężczyznę w jego słaby punkt, aczkolwiek zdawał sobie sprawę, że nie da rady. Dlatego też była to tyko zmyłka, by na chwilę odwrócić jego uwagę i natychmiastowo wbić swoje małe kły w jego przedramię. Zacisnął mocno szczękę, nie zamierzając puszczać, czując jak pomiędzy jego wargami powoli spływa krew dyktatora. Jego serce waliło jak oszalałe a krew niebezpiecznie szumiała w głowie. Kątem oka widział, jak obecni tutaj sięgając po cokolwiek, w razie ewentualnej samoobrony. Nie rozumiał ich reakcji. I w sumie nawet tego nigdy nie próbował. Po prostu czuł, że musi to zrobić. Jego zwierzęce instynkty na moment przejęły kontrolę nad jego umysłem. Po krótkiej chwili zaciskania szczęki, rozluźnił ją, by w efekcie końcowym puścić. Uniósł nieco głowę i spojrzał nienawistnym spojrzeniem w czarne tęczówki właściciela, wiedząc doskonale, że teraz kara go nie ominie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.05.14 22:26  •  Laboratorium nr.1 - Page 4 Empty Re: Laboratorium nr.1
Szczerze? Miał szczątkową nadzieję na to, że któraś ze stron w końcu padnie na dobre. Naukowcy bez wątpienia nie byliby zadowoleni z utraty obiektu eksperymentalnego, ale jedno było pewne – Haydena nie ruszyłaby żadna śmierć. Z widokiem trupów, krwi i wywalonych na wierzch flaków spotykał się na tyle często, że jeszcze trochę, a nawet drastyczne obrazy miały zacząć go nudzić. Pokiwał do siebie głową, doskonale wiedząc, co zaraz się stanie. Pomimo tego, że ten mały gnojek za nim nie przepadał, wydawał się rozumieć go bez jasno określonych poleceń. Niby wszystko to naprawdę było zbędne, wystarczyło proste polecenie, a laboranci przestaliby wypuszczać białowłosego na zewnątrz, jak nakazywały zasady całego Świata-3, ale pies powinien rozumieć, że jego miejsce znajdowało się przy nodze właścicieli, której bynajmniej nie miał prawa użreć lub chociażby poszarpać za nogawkę. Niestety świat dzielił się na lepszych i gorszych, czy się tego chciało czy nie. Równouprawnienie, o które zaciekle walczono nie miało prawa bytu, gdy każdy posiadał w sobie tę niepohamowaną chęć bycia lepszym od drugiego, ale... nie każdy mógł to osiągnąć. Oni znajdowali się na przegranej pozycji. Jakakolwiek próba udowodnienia mu, że było inaczej, miała zakończyć się fiaskiem.
Po co w ogóle się starał?
A już myślałem, że nie chcesz ich stracić ― rzucił zrezygnowanym tonem, niezrażony tym, że chłopak o granatowych włosach znów obnażał kły w stronę niewłaściwej osoby. To właśnie na nich zawisło spojrzenie smolistych oczu, którym nie udzieliło się sztuczne rozbawienie, wywołujące uśmiech w kącikach jego ust, które w pierwszej chwili zaledwie drgnęły niepewnie. Pewność siebie nie zamierzała jednak opuścić srebrnowłosego. Sługa miał sługą pozostać, a nie od dziś wiadomo, że służalcze wywłoki były zdane na łaskę i niełaskę swojego pana.
Wymordowany popełniał błąd, rzucając się na niego.
Naturalną reakcją było to, że próbował uchylić się przed ciosem. Wypuszczona z ręki laska upadła na podłogę z głośnym hukiem, który na pewno mógł podrażnić czuły słuch wymordowanych. Mężczyzna był niemalże pewien, że zęby Leviathana wejdą w grę, ale zanim zdążył się przed nim uchronić, ból rozszedł się po całym jego przedramieniu. Rękaw koszuli i marynarki narzuconej na nią stosunkowo szybko zaczęły przesiąkać wypływającą z nowo powstałej rany krwią. Bolesne syknięcie wyrwało się zza zaciśniętych zębów dyktatora, któremu udało się stłumić krzyk, pomimo tego, że prawie ugryzł się przy tym w język. Oczywiście, że tego małego sukinsyna miała spotkać kara. Jak zawsze, gdy to robił. Być może była to też szansa, by przy okazji nauczyć Infinity'ego jak kończą się takie wyskoki i próby ataku na swoich przełożonych, dlatego jeszcze zanim tajna broń S.SPEC-u zdążyła wynurzyć swoje kły z ciała mężczyzny, ten już sięgnął wolną ręką do kieszeni, wiedząc, że w tej chwili szarpania na nic by się zdała. Skoro już wcześniej planował przyprowadzenie tu swojego pupila, nie omieszkał zabrać ze sobą narzędzia, które wymuszało na nim posłuszeństwo. Wyczuwszy odpowiedni przycisk pod opuszkami palców, nie zawahał się go wcisnąć i przytrzymać chwilę, z wyższością w spojrzeniu oczekując momentu upadku chłopaka.
Naprawdę, Levi. Wystarczyło poprosić. Zrobiłbym to i bez tego. ― Pokręcił głową, a wysunąwszy rękę z kieszeni, złapał się za wciąż obolałe przedramię. Na dłoni od razu odczuł nieprzyjemne ciepło krwi. Ściągnął brwi, już całkowicie poważniejąc – widocznie to uczucie sprawiło, że uniósłszy jedną nogę, zaraz po tym gwałtownie gryzł się podeszwą buta w brzuch złotookiego, co przypominało chęć zgniecenia wyjątkowo obrzydliwego robala. Naparł na niego jeszcze mocniej, nachylając się nieco. Prawdę mówiąc, miał szczerą ochotę splunięcia mu w twarz, ale komuś z tą rangą zwyczajnie tak nie wypadało. ― Nie rzucaj się z kłami na kogoś, kto może ugryźć cię mocniej ― rzucił i ostentacyjnie kłapnął zębami, które wychynęły zza warg na krótką chwilę. Czegokolwiek by nie zrobił, jego miejsce było pod jego stopami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.05.14 3:24  •  Laboratorium nr.1 - Page 4 Empty Re: Laboratorium nr.1
// Szori Inf, ale miałam wenę i musiałam ją przekształcić na posta ._. Ale teraz masz więcej do pisania!

Każdy głupi uczy się na błędach, za drugim, trzecim czy tam dwudziestym razem, ale wreszcie się uczy. Zazwyczaj. Bo zdarzają się iście trudne przypadki, którym można niektóre sprawy wpajać do głowy aż do usranej śmierci, a oni i tak będą swoje. A Levi był jednym z nich. I o ile z Natanem nie było większych problemów, praktycznie już od samego początku słuchał każdego polecenia i był posłuszny, tak ten drugi wręcz odnajdywał chorą radość robienia wszystkim i wszystkiemu na przekór. A potem ponosił konsekwencji, które, nie oszukujmy się, były kurewsko bolesne.
Sekundy, które minęły od momentu poluzowania jego szczęki, nieubłagalnie ciągnęły się, gdyż już wiedział, co za chwilę go spotka. Zwierzęcy instynkt wyciszył się, a wdarła świadomość i strach. Jednakże nie zdążył nawet wydać z siebie ciche dźwięku, kiedy ból wdarł się do jego głowy.
Z gardła chłopaka wydobył się głośny krzyk przepełniony bólem przeplatanym skamlaniem, tak bardzo charakterystycznym dla ranionych zwierząt. Drobne nogi zmiękły, jakby momentalnie wszystkie siły opuściły to małe ciało, które runęło na ziemię i zaczęło wić się tuż pod nogami dyktatora.
Uczucie, jakby ktoś niewidzialną ręką wbijał mu w każdy nerw tysiące małych, rozgrzanych gwoździ, przepełniło jego całe ciało. Wijąc się uderzył z dwa razy potylicą w ziemię, chcąc, żeby to wreszcie się skończyło, albo chociaż stępić nieco ból. Niemal zachłysnął się własnym krzykiem, a z pomiędzy warg spłynęła cienka stróżka śliny wymieszanej z krwią Garretta. I chociaż ten puścił guzik, to ból jeszcze pozostał, odbierając na moment wszelkie zmysły chłopakowi. Nawet uderzenie w brzuch ciężkim butem było niczym, w stosunku do tego, co przed chwilą ogarnęło jego umysł. Łapiąc łapczywie powietrze, jakby to ono mogło załagodzić nieco skutki użycia przez dyktatora tak przerażającej metody do karania.
Wydał z siebie cichy jęk, gdy but jeszcze mocniej naparł na jego brzuch. Momentalnie poczuł, jak wszystko cofa się pod jego gardło. Aczkolwiek nawet nie miał co zwrócić, jedynie soki żołądkowe, które jakimś magicznym cudem wróciły na swoje miejsce. Wreszcie otworzył jedno oko, gdyż przez cały czas zaciskał tak mocno powiekę, że zamajaczyły małe, ciemne mroczki, załagodzone łzami.
Ból powoli mijał, pozostawiając nieprzyjemne, otępiałe uczucie.
- R… rozerwę… – wydukał o wiele żałośniejszym tonem, niż do tej pory. Był psem wojska, szkolonym do zabijania i bezsprzecznego słuchania rozkazów swojego pana. Ale to wciąż był dzieciak. Zarówno jedna jak i druga osobowość była dzieciakami, które reagowały naturalnie na wyrządzaną im krzywdę. Nawet, jeśli Levi był tym silniejszy, który trzymał się w jednej całości podczas bolesnych eksperymentów, to nawet on łamał się, gdy Garrett używał swojego małego, magicznego guziczka.
Niczym zaszczute, wystraszone i zranione zwierzę, wydał z siebie gardłowe skomlenie i poruszył się, chcąc uciec spod podeszwy jasnowłosego. Chociaż robił to dość nieudolnie, nie tylko z powodu dochodzenia do siebie po ataku na ośrodek nerwowy, ale też przez niedogodną pozycję oraz związane ręce. Chciał uciec jak najdalej od mężczyzny. Schować się w jakimś ciemnym kącie, gdzie mógłby skulić się i powoli dojść do siebie „liżąc” swoje własne rany.
To była ich wina. Ich wszystkich tutaj.
Levi odkąd tylko pamiętał, to tutaj mieszkał. A naukowcy, którzy zajmowali się nim doskonale wiedzieli do czego jest zdolny i że nie panuje w pełni nad swoim zwierzęcym instynktem. A strach, którym był przez nich karmiony przemieniał się w coraz większą nienawiść, jaką darzył Garretta. Błędne koło.
I to wszystko było ich winą. Gdyby dali mu spokój…
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.05.14 16:06  •  Laboratorium nr.1 - Page 4 Empty Re: Laboratorium nr.1
Nie, nie Spoko. Nawet lepiej. I tak niewiele bym mogła napisać a teraz mam pomysł <3

Infinity jęknął cicho.
Tak naprawdę niewiele mógł zrobić. Nie, to niedopowiedzenie. Nic nie mógł zrobić. Łańcuch na jego szyi sprawiał, że chłopak jedyne co był w stanie, to stać. Świństwo krępowało mu pole manewru tak, ze nie mógł sięgnąć Leviego. Kiedy więc chłopak znowu użył swojej umiejętności po raz kolejny, białowłosy był bezradny. Delikatna błonka, która wytworzyła się by zatamować krwawienie, zaraz została przerwana przez napływającą krew. Ciecz to jest jednak potężna rzecz, potrafi przez lata wyżłobić kamień. Jaki więc to dla niej problem przerwać taką delikatną tkankę? Potrafi zabić a jednocześnie jest niezbędna do życia. Zarówno jej niedobór jak i nadmiar są zabójcze.
In właśnie odczuwał skutki pierwszego z tych stanów. Kierowana siłą Laviego, krew sikała z ramienia Infa niemalże jak z fontanny. Białowłosy próbował tamować ją ogonami, przyłożył dwa do rany i próbował zatrzymać jakoś upływ życiodajnej posoki, ale niewiele to dawało. I tak już blady Infinity robił się jeszcze bielszy, słabły mu nogi, zachwiał się a potem upadł. Spróbował jakoś usiąść, w miarę prosto, by mieć Laviego na oku. Domyślał się, że za chwilę chłopak rzucił się na niego by ponownie pochwalić się siłą swoich zębów. Wiedział jednak, że nie dałby rady się bronić. Już nawet nie mógł unieść ogonów na głowę. Gdyby Leviathan używał dalej swojej umiejętności, Inf niechybnie straciłby przytomność a potem zdechł.
Stało się jednak coś zupełnie innego. Ku zdumieniu ledwo przytomnego Infa, rekini chłopak zwrócił się przeciwko swojemu właścicielowi. Infinity poprzez mroczki przed oczami, zobaczył krew kapiącą na ziemię. Zdumiał się, to trzeba przyznać. A więc jedna ze stron nie była do końca oswojona. Ta dzika natura tylko częściowo słuchała się tego ścierwa Garretta. Kiedy tylko miała okazję, rzucała się mu do gardła... by potem gorzko tego pożałować.
Białowłosy odzyskał już jako-tako ostrość widzenia, kiedy Leviathan padł na ziemię, rycząc z bólu. Oho. A więc nie tylko Inf miał tutaj wszczepiony chip. No oczywiście, przecież S.SPEC musiał jakoś kontrolować swoje zabawki. Bogu dzięki, że jego własny nie miał takich opcji.
Rana ponownie się zasklepiła, organizm Infa rzucił się by nadrabiać braki w ilości krwi, co jednak nie znaczyło oczywiście, że zaraz odzyskał pełnię sił. Po kilku chwilach, kiedy Levi się uspokoił, Inf był w stanie widzieć normalnie i w miarę normalnie również oddychać. Białowłosy widział tę nienawiść w oczach chłopaka. Jego słowa również potwierdziły przypuszczenia, że S.SPEC nie do końca panuje nad swoimi zwierzakami. Kiedy Levi spróbował odczołgać się od swojego pana, Inf spojrzał na niego ze współczuciem.
On widział. Widział, że to był tylko dzieciak. Przerażony dzieciak, który chciał wyrwać się na wolność. Kiedy więc rekinkowi udało się odczołgać kawałek od swojego pana, był bliżej samego białowłosego. Infinity ciężko ruszył się z miejsca a potem sięgając ogonami, dosięgnął chłopaka i przysunął go do siebie. Siedział po turecku a Leviego posadził pomiędzy swoimi nogami i można wręcz rzec że przytulił go do siebie. Miał gdzieś, czy ten będzie gryźć. Do wesela się zagoi.
Posłał też Gerrettowi nienawistne spojrzenie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.05.14 18:57  •  Laboratorium nr.1 - Page 4 Empty Re: Laboratorium nr.1
Każda zniewaga wymagała środków, które pozwoliłyby na pozbycie się dotkliwego uczucia poniesionej porażki. Nie od dziś wiadomo, że jedną z najlepszych metod było przypatrywanie się sytuacji, w której ktoś miał się znacznie gorzej. W tym wypadku przegraną stroną miał zostać Leviathan. Czy mu się to podobało, czy też nie – żaden niepoprawny uczynek nie mógł ujść mu na sucho, gdy chodziło o Garretta. Jeżeli chłopak nadal narzekał na kiepskie warunki, mógł za nie winić wyłącznie siebie. Kto wie? Może wszystko potoczyłoby się lepiej, gdyby okazał więcej pokory? Nie od razu, ale w takich przypadkach na nagrodę trzeba było pracować dobrym zachowaniem. Pies dostawał smakołyk tylko wtedy, gdy wykonywał dobrze polecenia swojego właściciela, a nie gdy gryzł jego rękę, wymuszając na nim oddanie swojego przysmaku. Możliwe, że gdyby nie rozdwojona natura jego sługi, życie byłoby łatwiejsze, jednak każda z jego osobowości miała w sobie coś, czego nienawidził – Nathan był zbyt bezbronny, a Levi zbyt nieułożony.
Gdy młodzieniec zaczął się szarpać, Jason jak na złość docisnął podeszwę buta do jego brzucha, jednak chwilę później zwolnił uścisk – nie wiadomo, czy to za sprawą własnej woli, czy czy też tego, że białowłosy postanowił pobawić się w kochającego, starszego kuzyna i zabrać niebieskowłosego pod swoje skrzydła. Pogardliwe spojrzenie czarnych oczu zmierzyło się z nienawiścią, którą obrzucił go Infinity i z której niczego sobie nie robił.
Wzruszające ― z tym oto sarkastycznym tonem, przykucnął, podpierając się łokciem o blat, by dosięgnąć wcześniej upuszczonej laski. ― Zabierzcie go stąd ― rzucił na tyle donośnie, by żołnierze czekający za ścianą go usłyszeli, więc ci od razu wparowali do środka, podchodząc do dwójki wymordowanych, z czego tylko Leviathan został siłą wyrwany z uścisku albinosa.
Hayden z kolei obrócił się i nie oglądając się za siebie, opuścił laboratorium, starając się powstrzymać przekleństwo, które cisnęło mu się na usta za sprawą pulsującego bólu przedramienia.
    z/t x 2 (?).
    Krótko, bo krótko. Już was opuszczam, bo ostatnio nie wyrabiam. Lev prosiła, żeby ją też zabrać, więc zabieram, ale nie martw się. Załatwiłem, że Akai do ciebie przyjdzie, więc będziesz miała z kim pisać, ne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.05.14 21:43  •  Laboratorium nr.1 - Page 4 Empty Re: Laboratorium nr.1
Trza się czasem zabawić, co nie? Głównodowodzący również ma wstęp na te tereny, tak samo jak dyktatorzy, bo nie oszukujmy się... Te całe nasze potwory to istotnie podlegają pod wojsko, którym zarządza Ethanael i nikt inny. Niech sobie dyktatorzy biorą Levi'ego, jego sprawa skoro dał się takim gnojom, ale do albinosa łapy precz. Niech tylko Eth się dowie, ugh! Dobra, nie ważne.
Wlazł tam gdzie chciał, kilku naukowców się buntowało, że pewnie po raz kolejny przerwie w badaniach i innych duperelach. Pewni niemalże tego, że jak już ten chłop wejdzie to coś rozpieprzy, jak zwykle zresztą. Niezależnie czy chodzi o rozwalenie szczęki jakiegoś jajogłowego czy po prostu kilka zbitych probówek, różnie to bywa. Jednakże nie, on miał zupełnie inny cel. Wymordowany, ten jego kochany króliczek. Wpieprzył się w stylu "z buta wjeżdżam". Rodem z amerykańskich filmów z Chuck'iem Norris'em. Ubrany jak? Nieco inaczej niż zwykle. Co najśmieszniejsze, ubrał się jak normalny, najprawdziwszy szeregowiec. Obcisła zielona koszulka, moro bojówki, desanty, do paska przypięte 2 tonfy, włosy luźno rozpuszczone, na paskach zawieszonych na ramię ma dwie kabury pod pachami, obydwa z czarnymi wersjami Desert Eagle, w kieszeniach oprócz podstawowych rzeczy to jeszcze po 2 magazynki dodatkowo. Ot dla zabezpieczenia, nie żeby coś.
W takim o to stroju szedł w stronę laboratorium. Jako, że jeden z uczonych chciał go zatrzymać to niemiłosiernie złapał go za twarz i przywalił jego łbem o ścianę. Niech uważa na głównodowodzącego skurczybyk jeden. Eth oczywiście bez słowa wpieprzył się do laboratorium. Oczywiście już tutaj nie było dyktatora, jego zwierzątka i jakichś żołnierzy mu pomagających. Chętnie mu przypieprzy za nękanie Inf'a... Podszedł do niego, rozumiejąc, że nadal jest zbyt słaby aby go zaatakować. W końcu jest cały obity, poraniony, jego moce tak szybko nie trybią, miejmy nadzieję.
Przykucnął sobie tuż przy nim, odpalił fajkę i puścił chmurę szarego dymu wprost w jego twarz. Pełen pogardy wzrok, zadziorny uśmieszek na mordzie. Cały wojskowy...
- Żałosne...
Splunął mu prosto w twarz. Tak po prostu.
- W raporcie wyglądałeś o wiele groźniej gnojku.
Złapał go za mordę, ścisnął dłonią jego policzki. Mógł poczuć potężny uścisk na swojej twarzy, przy normalnym człowieku pewnie szczęka już by powoli pękała. Również nagłe zwolnienie i coś na wzór ulgi, maska z twarzy potwora po prostu zniknęła ukazując całą jego mordeczkę.
- Tak o wiele lepiej!
I poszedł sobie, ale niezupełnie. Bo stanął sobie po prostu kawałek dalej, naprzeciw niemu. Wyciągnął jeden z pistoletów i po prostu zaczął sobie nim kręcił wokół palca. Rzekomym przypadkiem... Wystrzeliwując jeden pocisk, tuż obok Infinity'ego. Wszyscy jednak wiemy, że zrobił to specjalnie.
- Masz zamiar tak kurwa tutaj siedzieć?
Taak! Prowokował go ile wlezie! O to chodziło, niech zna swoje miejsce, nawet jeśli jest wycieńczonym gnojem. Tak lepiej, szybciej pozna przewagę między tą dwójką.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.05.14 22:39  •  Laboratorium nr.1 - Page 4 Empty Re: Laboratorium nr.1
No i poszli. Infinity próbował nie dać sobie wyrwać Leviego z "uścisku", ale i tak wygrali. Jeden odchylił dwa ogony, drugi kolejne dwa a trzeci zabrał dzieciaka. Biedny chłopak. Na pewno dostanie jeszcze dodatkową karę za pogryzienie Garretta. W końcu rana dyktatora nie zabliźni się tak szybko, jakby to było w przypadku Infa. No a takie skurwiele jak on bywały niesamowicie mściwe. Pewnie ilekroć ręka będzie trochę mocniej boleć, Leviathan będzie musiał to odczuć również na własnej skórze.
Pierdolony gnojek.
Tymczasem jednak Inf został sam. Siedział nadal przykuty do ściany, ze związanymi z tyłu rękami. Czuł się juz nieco lepiej, rana nie krwawiła, powoli zaczynała wypełniać się ciałem. Taki obity wcale nie był, niewiele z kopnięć Leviego sięgnęło celu. Bardziej już był nieco oszołomiony, co nadal było skutkami dziwacznej umiejętności chłopaka. Dochodził już jednak do siebie. Pozostawiony w spokoju zamknął oczy i próbował odpoczywać. Pewien był, że niedługo fartuchy będą chciały zabrać go z powrotem do klatki. W tym momencie można nawet powiedzieć, że cieszyłby się z tego. Miałby w końcu święty spokój. Mógłby odespać tę "walkę". A potem, kto wie? Może jednak zdecydowaliby się go znowu wypuścić?
Czuły słuch Infa wyłapał jakieś zamieszanie nieopodal. Białowłosy miał złe przeczucia co do tego. Niechętnie otworzył oczy i zwrócił wzrok przed siebie. Do sali wpadł jakiś wojskowy. Inf tak naprawdę nie wiedział kim on jest. Dyktatorów znał tylko z plakatów na mieście, ale głównodowodzącego armii S.SPECu już tak nie reklamowali. Jego gęba była mu więc nieznana. Nie znaczyło to jednak, że Inf nie wiedział, że znów czeka go męczarnia.
Siedział spokojnie, nawet gdy Ethan się zbliżył. Liczył, że jeśli nie okaże zainteresowania, może facet da mu spokój. Skrzywił się wyraźnie, czując smród papierosa - jego wyczulony węch sprawił, że nieprzyjemny zapach był kilka razy mocniej odczuwany przez białowłosego. Na splunięcie nie zareagował.
Trzymaj się planu, trzymaj się planu, nie reaguj.
Siedział więc w ciszy, nawet w momencie gdy Ethan złapał go za szczękę, by móc się lepiej przyjrzeć. Jego kły i ogony nadal były na widoku, więc głównodowodzący mógł się napatrzeć do woli. Inf wytrzymał jednak, chociaż policzki zaczęły go nieco boleć od silnego ściskania. Kiedy mężczyzna go puścił, białowłosy uderzył tyłem głowy o ścianę, pod którą siedział. Skrzywił się lekko.
Trzeba jednak przyznać Ethanowi, że wiedział jak wywołać reakcję. Wystrzał sprawił, że Inf niemalże rzucił się w przeciwną stronę od miejsca, gdzie trafił pocisk. Nie było to jednak kwestią samego wystrzału. Bardziej krzywdzący dla Infa był huk, który mu towarzyszył. Wymordowany, poderwawszy się tak nagle, potknął się jednak i runął na twarz na zimię. Białowłosy warknął, spoglądając na Ethana.
- A co, zabronisz? Wy frajerzy jesteście tacy cwani tylko, kiedy wiecie że wasza ofiara jest spętana jak świnia i nic nie może zrobić. Rozwiąż mnie a zetrę ci ten uśmieszek z twarzy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.05.14 22:30  •  Laboratorium nr.1 - Page 4 Empty Re: Laboratorium nr.1
Faktycznie, huk wystrzału był uciążliwy nawet dla zwykłego człowieka jakim jest Ethan. Pomieszczenie nie jest tak wielkie by dźwięk spokojnie się rozszedł w powietrzu, był niesamowicie skupiony przy samej lufie. Więc nie ma co się dziwić białowłosemu i jego reakcji. Ona jednak spowodowała jeszcze większy wyszczerz śnieżnobiałych zębów żołnierza. Przyzwyczajony głośnymi dźwiękami wielu broni, granatów itp.
Spoglądał ze stoickim spokojem na wymordowanego. To jak padł na ziemię niczym kłoda, to jak zaczął coś wydzierać. Ugh... Męczący bachor, nie ma co. Ethan skrzywił się lekko na wieść, że jest brany za zwykłego cwaniaczka. Schował pistolet do kabury, podszedł do albinosa. Chwycił go za fraki i posadził ponownie przy ścianie. Tak bez słowa, niech się nie męczy za bardzo. Przecież ma i tak trochę skrępowane ruchy. A jeśli zachciało mu się atakować czarnowłosego? Proszę bardzo, głównodowodzący chętnie mu przypierdoli za to, więc nie polecam.
- Morda w kubeł i słuchaj.
Odszedł ponownie od niego, ba! Przysiadł sobie przy ścianie, ale po drugiej stronie, tak by obydwoje mogli sobie gapić się w oczęta. Pociągnął jeszcze porządnego bucha w płuca z fajeczki swojej.
- Kto Cię tak rozpierdolił?
Bez żadnych ceregieli, wyparował od razu z pytaniem które go teraz nieźle nurtowało. Nie bawił się w gierki, walił prosto z mostu. Tak jak przystało na tego zimnego skurwysyna.
- Dobra, nie ważne... Mam dla Ciebie dobrą ofertę, która na pewno Cię uraduje. Wszystko zależne będzie od twojej chęci współpracy ze mną jako głównodowodzącym.
Tak, specjalnie wyjawił swoją funkcję. Pal licho gówniarza! Niech wie z kim obecnie prowadzi konwersację. Niech mu ból dupę ściska, niech teraz bije pokłony skoro widzi taką jakże mega bistą zajebistość i w ogóle. Eth spokojny na razie, palił fajkę i wyczekiwał odpowiedzi Infinity'ego. W końcu decyzja zależy teraz od niego. Czy woli zostać znowu wpieprzony do klatki i tym razem wcale nie w tym miejscu, a w Koszarach, czy może zgodzi się na mały biznesik i zyska odrobinę swobody.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.05.14 17:08  •  Laboratorium nr.1 - Page 4 Empty Re: Laboratorium nr.1
Kiedy huk w końcu przestał mu dzwonić w uszach, Infinity głęboko westchnął. Naprawdę miał już tego wszystkiego powyżej uszu. Zamknął oczy, mając nadzieję, że kiedy je otworzy, będzie sobie spokojnie leżeć w swojej klatce. Niestety - kiedy uniósł powieki nadal leżał na podłodze jednego z laboratoriów a obok niego siedział jakiś czarnowłosy frajer z bronią, palący papierosa.
Odechciało mu się warczenia i prób udowodnienia facetowi, że jest odważny tylko wtedy gdy jego przeciwnik jest związany, a tak ogółem to jest kupą mięcha, którą bez trudu mógłby rozerwać zębami. Nie powiedział więc nic ani w momencie, gdy czarnowłosy zdecydował się go podnieść z ziemi i usadzić ponownie pod ścianą, ani kiedy kazał mu trzymać gębę na kłódkę, ani też w momencie, gdy spytał białowłosego o to, kto go tak potraktował.
Jakby sam nie mógł sobie znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Wiedział przecież że był tu wcześniej jeden z dyktatorów. Wystarczyło by domyślił się który i jakie zwierzątko miał na swoich usługach. No i proszę, zagadka rozwiązana. Ale jak się okazało, Eth nie był tym aż tak zainteresowany bo zaraz stwierdził, że to "nieważne". Niezdecydowany sukinsyn. Pewnie ma jakieś problemy psychiczne.
Nawet nie mrugnął okiem, kiedy czarnowłosy zdradził mu swoją pozycję w S.SPECu i kiedy zaproponował mu "współpracę". Poważnie, to się już nawet nudne robiło. Proponowali mu nie wiadomo jakie rzeczy w zamian za więcej swobody, lepsze żarcie, lepszy koc. I po jaką cholerę, skoro potem i tak tego nie dotrzymywali a to, czego chcieli, brali siłą? Infinity nie był głupi. Swoją drogą, czarnowłosy musiał chyba na głowę upaść, skoro nazywał Wymordowanego "bachorem". Infinity był bowiem od niego co najmniej pięć razy starszy. Nie myślcie więc, że był naiwny.
Popatrzył na pana wielkiego głównodowodzącego wzrokiem mówiącym "Ty tak na serio, czy po prostu robisz z siebie debila?". Zamknął na chwilę oczy i westchnął.
- Daruj sobie, co bym nie powiedział, użyjesz swoich sznureczków i tak zaciągniesz mnie gdzie będziesz chciał i zmusisz bym coś dla ciebie zrobił. Więc już teraz powiem ci: pierdol się koleś. Chociaż nie udawaj, że szanujesz moje zdanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.05.14 22:34  •  Laboratorium nr.1 - Page 4 Empty Re: Laboratorium nr.1
To nie tak, że Eth jest debilem. Mówiłem wcześniej, on nie wiedział kto był tu dokładnie, więc nie miał pojęcia kto tak urządził biednego albinosa, ugh. Sorry memory, debilem nie jest. Wracając... Eth siedział sobie tam gdzie wcześniej zajął miejsce. Wysłuchał jego słów, o dziwo! Naprawdę! Zwykle ma w dupie to co inni mówią, szczególnie zwykłe pachołki czy mordercze istoty. Ot, taki ignorant z niego trochę.
Pokiwał głową na boki... W ogóle jak mu grzywka wtedy śmiesznie latała! Oo... Dobra, dość.
- Widzę, że doskonale znasz system wojska. Ty robisz, nic nie dostajesz wzamian.
Ach! Eth to nadal pamięta, kiedy był zwykłym szeregowcem również nieraz dostał po mordzie od przełożonych, został wysyłany na najgorszą robotę, a i tak miał swój marny żywot w koszarach, gdzie co drugi chciał się dobrać do jego tyłka. Żeby nie było, nikomu się to nie udało. Tak na wszelki wypadek informuję, by nie było niejasności.
Wyrzucił jeszcze żarzącego się kiepa gdzieś na bok, pewnie niedługo zgaśnie, albo sam go zdepcze. Tak czy siak, na razie nie sprawia problemu, że sobie świeci. Nic tu nie podpali, co nie?
- Eh... Człowiek chce po dobroci, ale nie... Jak zwykle trzeba być skurwysynem, bo inaczej nic nie pójdzie po naszej myśli.
Eth wstał, otrzepał tył spodni z kurzu i sobie zaczął walić kółka po pomieszczeniu. W końcu... Zdecydował się, a co! Wyciągnął pistolet z kabury i strzelił Infinity'emu w lewą część klatki piersiowej. Nieopodal serca, na tyle by nie spowodować jego śmierci, nie chciał by zdechł.
- Pogadamy w takim razie inaczej.
Zadziorny uśmiech i dalej...
- Zrobisz co będę chciał, a zyskasz na tym wiele. Zdradzę Ci parę sekretów na temat istot, które dały Ci życie...
Może to go zainteresuje? Się okaże. Reszta zależy od albinosa, może chęć poznania jego biologicznych rodziców dociśnięte presją i bólem go przekonają do głównodowodzącego? Jak nie to zaraz i tak go weźmiemy na stół operacyjny! Ha!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.05.14 8:04  •  Laboratorium nr.1 - Page 4 Empty Re: Laboratorium nr.1
Wystarczyło spojrzeć po naukowcach, jacy jeszcze byli roztrzęsieni, by stwierdzić, że był tutaj jakiś ważniak. Chociaż równie dobrze mogli być przerażeni obecnością Ethana. Cóż,m chyba tak było, ale mniejsza o to.
Inf miał po prostu cichą nadzieję, że głównodowodzący szybko się nim znudzi i już po kilku chwilach wróci do swojego luksusowego biura, apartamentowca czy gdzie tam mogą się wylegiwać takie zarozumiałe skurwysyny jak on. Ale rzeczywistość była znacznie mnie kolorowa, o czym on z resztą doskonale wiedział. Po prostu liczył, że nie będzie za bardzo boleć. Niby miał wysoki próg bólu, ale jednak każdy ma swoją granicę, tak?
Nie odpowiedział na tę swoistą "pochwałę" od mężczyzny, nie zareagował również, kiedy ten wstał i zaczął krążyć po sali. Co prawda nie mógł wiele zrobić - nadal był osłabiony, miał ręce związane z tyłu no i był przykuty do ściany za szyję. Nie przeszkadzało mu to jednak w byciu czujnym. Śledził więc Ethana wzrokiem bardzo uważnie.
Naukowcy poruszyli się niespokojnie, widząc co zrobił. Kilku krzyknęło: "Co pan robi?! Nie można go zabijać!" albo "Jeśli on umrze, odpowie pan za to! To niezwykle ważny obiekt testowy!". Sam Infinity oczywiście wrzasnął z bólu i szarpnął się. Grzywka opadła mu na oczy. Taak.. to była właśnie ulubiona tortura frajerów z wojska. Bo przecież on się zregeneruje. Więc zróbmy z niego tarczę strzelniczą. Trochę krwi pociekło mu z ust, zmusił się, by jakoś przezwyciężyć ból i wypluć ją pod nogi Ethana. Przez kilka dłuższych chwil nie mógł się ruszyć, ciało miał jak sparaliżowane. Oddychał gwałtownie, co jednak nie pomagało mu się uspokoić. Chyba miał przestrzelone płuco.
Siedział więc wyprostowany jak struna, czekając aż główna fala bólu minie. Zerkał też z nienawiścią na czarnowłosego.
- Taa..? Taki układ chcesz? No ciekawe - odwarknął - O matce nic mi nie powiesz ciekawego. Co, podasz mi jej grupę krwi? Numer laboratoryjny? A o ojcu.. nawet pieprzone fartuchy nic nie wiedzą. Był jakimś przybłędą.
Nie żeby faktycznie nie zżerała go ciekawość, kim był jego ojciec... Ale spójrzmy prawdzie w oczy, kiedy matka uciekła, przespała się z jakimś randomowym Wymordowanym. Nikt nie wiedział, kim on jest i czy jeszcze w ogóle żyje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach