Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Go down

Pisanie 12.04.14 18:36  •  Laboratorium nr.1 - Page 3 Empty Re: Laboratorium nr.1
Dobrze jest

Ciemność. Pustka.
Ani to przyjemna ani specjalnie upierdliwa. Zwyczajna nicość, cicha i spokojna. Infinity dryfował pośród mroków własnego umysłu, gdzie to wybrał się, kiedy stracił przytomność. Na dobrą sprawę... to był dobry sen. Nie widział tam krat, wysokich murów M3, budynków, ludzi. Był po prostu sam pośrodku bezbrzeżnego oceanu własnej samotni.
Świat jednak nie chciał mu odpuścić. Oczywiście, że nie, przecież jeszcze za słabo poznęcał się nad tym pokręconym świrem o czerwonych oczach. Psy są od tego żeby je bić, nie mają pozwolenia na sny o wolności czy chociażby wolną wolę. Zdziczałe kundle należy bić tak długo, aż zrozumieją, gdzie ich miejsce. Dobre psy można nagrodzić - a nagrodą jest brak kary. Tak właśnie tresuje się zwierzęta. Problem istniał w tym, że im inteligentniejsze stworzenie, tym dłużej stawiało opór. Czy to nie ironiczne?
Nienaturalna regeneracja Infinity'ego zrobiła swoje. Po poparzeniach od porażenia prądem nie było już śladu, uszkodzona błona bębenkowa również była już naprawiona. Kolano dawno przestało krwawić i powoli ubytek zaczynał wypełniać się ciałem. Taki to widzicie zakichany los kundla z nienormalną umiejętnością samoleczenia. Posiekasz go nożem, postrzelisz, skatujesz, połamiesz - a on i tak po kilku chwilach stanie przed tobą jak gdyby nigdy nic. Infinity wiedział, że to był jeden z powodów dla którego tyle go trzymali, zamiast zabić po kilku latach - spróbować wyizolować z jego DNA geny odpowiadające za regenerację.  Bo czy nie cudownie byłoby utworzyć z tego lek dla ludzkości? Pomagać ofiarom wypadków? Śmiertelność zaraz drastycznie by spadła! Może nawet dla naszego pana dyktatora znalazłaby się nadzieja na uleczenie uszkodzonego kolana...?
Chociaż nadal nieprzytomny, Infinity podświadomie czuł, że jest niesiony. Odczuł po kolei wszystko, czym go uraczono - porzucenie na podłodze, odciągnięcie rąk do tyłu i ucisk na nadgarstkach, ciężar czegoś zimnego na szyi. Nie chciał jednak wynurzać się z oceanu nicości, także więc białowłosy nadal błądził ze swoją świadomością po cieniach swojego umysłu.
Przespał wejście dyktatora do laboratorium, jego uroczą i jakże pouczającą wymianę zdań z opiekunami Wymordowanego oraz jego krótki spacerek, który zakończył się przy samym Infie. Szturchnięcie w brodę nie obudziło go, chociaż trzeba przyznać, że zakłóciło to spokój biednego króliczka. Chłopak zmarszczył brwi. Dźgnięcie w klatkę piersiową przyniosło lepsze rezultaty. Powieka Wymordowanego uniosła się, prezentując krwistoczerwoną tęczówkę. Nieprzytomny wzrok więźnia błądził przez kilka chwil po białych ścianach aż napotkał coś, co wyróżniało się na jej tle - sylwetkę mężczyzny. Dłuższą chwilę zajęło mu otrząśnięcie się z otępienia i skupienie na  twarzy srebrnowłosego.
Ah. Kojarzył ten pysk. Widział go nie raz na plakatach na mieście. Czy to nie jeden z trójki błaznów, pilnujących porządku w mieście? Jeden z Trójki Wielkich Ojców, dbających by durni ludzie żyli w swoim maleńkim świecie, nie mając pojęcia co się tak naprawdę dzieje. Problem w tym, że Inf nie miał pojęcia który to z tych trzech stał właśnie przed nim.
- Co ja widzę. Przyszedłeś na wycieczkę do zoo?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.04.14 0:03  •  Laboratorium nr.1 - Page 3 Empty Re: Laboratorium nr.1
Kolejny nic nie różniący się dzień. Jedna wizyta na dzień i tylko po to, by przynieść jego pożywienie w postaci szarawej, dziwnie pachnącej papki. Natan spojrzał w miskę i przesunął ją nagą, brudną stopą. Niekoniecznie miał ochotę coś zjeść. Chociaż znał konsekwencje odmawiania posiłku. Zazwyczaj kończyło się siłą wpychanie w jego gardło tej cholernej, lepkiej papki, od której żołądek przekręcał się i wesoło protestował, zwracając to, co w niego władowano. Ale istniała szansa, że nie zwróconą na to uwagi. Co prawda Natan sam w sobie zazwyczaj przestrzegał wszelakich zasad, obawiając się ewentualnych kar, aczkolwiek i jemu zdarzały się małe chwile „buntu”.
Usiadł na swoim senniku i schował głowę pomiędzy kościstymi kolanami, czując jak chłód przenika przez jego ciało. Wzdrygnął się nieco i zacisnął dolną wargę, nieco ją przygryzając. Usłyszał odgłos ciężkich butów. Ktoś się tutaj zbliżał. Przecież go nakarmili. Przez moment w jego głowie pojawiła się myśl, że może zmierza do niego jego właściciel. Wszakże dawno go u niego nie było, ale szybko zorientował się, że to nie odgłos sposobu, w jaki się poruszał. I dana osoba nie była sama. Cichy dźwięk wsuwanego klucza do dziurki, przekręcenie i odsunięcie ciężkiej zasuwy. Drzwi skrzypnęły puszczając do ciemnego pomieszczenia cienki snop światła. Natan zmrużył jedno oko, jeszcze bardziej wciskając się plecami w ścianę za nim, kiedy ujrzał dwój wojskowych kierujących się w jego stronę. A w ich towarzystwie naukowców. Przez wychudzone ciało przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Znowu testy? Znowu badania? Zamruczał cicho, wyraźnie wystraszony. Wojskowi podeszli do chłopaka i złapali za jego ramiona, szarpnięciem zmuszając by stanął na równe nogi. Uważali, żeby przypadkiem nie przesunąć jego opaski na drugie oko. Bo o ile Natan pewnie spokojnie za nimi się uda, tak z Levim mógłby być mały problem. Pomimo kaftana bezpieczeństwa. Założyli na jego szyję metalową obrożę, która była połączona z łańcuchem i szarpnęli, zmuszając chłopaka, by poszedł za nimi.
-Szybciej. – warknął jeden z nich, który z przygotowaną bronią ruszył za niskim chłopakiem. Natan posłusznie przebierał bosymi stopami, chcąc spełnić ich wszystkie oczekiwania, chociaż wewnętrznie krzyczał, że nie chce. Niepewnie rozglądał się na boki kiedy go prowadzono, chociaż tak naprawdę znał to wszystko na pamięć.
Po krótkiej chwili wprowadzono go do laboratorium. Chłopak najpierw spojrzał na białowłosego, którego jedynie kojarzył wizualnie. Chyba na nim też coś tam testowano, aczkolwiek nie był pewien. Często go nie widywał. Ponownie zagryzł wargę, przesuwając wzrokiem dalej. Bo wyciągniętej i dumnie prezentującej się sylwetce. Jego właściciel. Co prawda ostatnio go nie widywał, aczkolwiek zawsze wyzwalał w nim niekontrolowany strach. Ciałem Natana poruszyło drżenie, a sam niepewnie zrobił z trzy kroki do tyłu. Jednakże daleko nie zaszedł, gdyż stojący za nim wojskowy najpierw dźgnął go lufą broni pomiędzy łopatki a następnie pchnął do przodu. Chłopak zachwiał się i upadł no kolana przed właścicielem, od razu spuszczając swoje spojrzenie. Błąkając nim po podłodze nie śmiał nawet na moment unieść wzroku. Nie wolno mu było. Jako pies nie miał prawa bez wyraźnego przyzwolenia. Skoro był tutaj jego właściciel to badania będą zapewne dość bolesne. Kolejne drżenie. W tym momencie zapragnął, by na jego miejscu pojawił się Levi. Chociaż dzielili to samo ciało, to jego współtowarzysz tej cielesnej powieki zdecydowanie bardziej radził sobie w takich sytuacjach. I chociaż potem to Natan odczuwał wszelaki ból, to było po wszystkim. Jego spojrzenie spoczęło na końcówce laski trzymanej przez Garretta a serce momentalnie zabiło mocniej. Słuchaj pana, a nic Ci się nie stanie, powtarzał w głowie jak jakaś mantrę. Czekał, bo nic innego nie mógł zrobić. W końcu był zwykłym kundlem wojska.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.04.14 20:00  •  Laboratorium nr.1 - Page 3 Empty Re: Laboratorium nr.1
„Przyszedłeś na wycieczkę do zoo?”
Och, no proszę! Przynajmniej zwierzak znał swoje miejsce. Kąciki ust mężczyzny machinalnie drgnęły, by po chwili unieść się wyżej, formując uśmiech, który nadał jego gębie parszywego wyrazu. Nawet nie krył się z pogardą, z jaką traktował białowłose coś, a która tliła się w czarnych tęczówkach jego oczu, wwiercających się spojrzeniem w zasłoniętą maską twarz. Miewał chwile, w których utrzymywał się w przekonaniu, że powinni pozbawiać ich języków, ale z drugiej strony byłoby nudno, gdyby zamiast słów, z ich ust wydobywał się wyłącznie bełkot i jęki, równie zrozumiałe, co szczekanie psa czy miauczenie kota, ale w końcu to właśnie oni, wymordowani, dzielili los z podgatunkami. Aż trudno uwierzyć, że większość z nich niegdyś była ludźmi, a teraz? Teraz stali się celami do wyeliminowania.
Gdybyś znalazł się na moim miejscu, zapewne też nie odpowiadałoby ci, że twoje zwierzęta uciekają z klatek, stanowiąc zagrożenie dla otoczenia ― rzucił, siląc się na jak najwięcej pobłażliwości godnej cierpliwego nauczyciela czy też opanowanego mentora. Tak to już jest, głupi pasikoniku. W międzyczasie postukał go laską po głowie, jakby tym gestem usiłował wbić mu do głowy tę poważną i jakże życiową lekcję. Jego miejsce było tutaj, w laboratorium, gdzie musiał cierpliwie znosić ostrza skalpeli na swojej skórze, igły wbijające mu się w żyły, ciasne klatki, niewygodne kajdanki i łańcuchy. Był tu zagrożony, a jednocześnie bezpieczny. Gdyby nie rozkaz sprowadzenia go z powrotem, z pewnością któryś z żołnierzy przestrzeliłby mu czaszkę na wylot, a wtedy jego zdolności poszłyby się jebać. ― O uszy obiło mi się, że rozrabiałeś. Mam nadzieję, że bardzo lubisz swoje spacery, bo już ich nie uświadczysz. Szkoda, co? ― westchnął teatralnie, a gdy za jego plecami rozległ się dźwięk kroków, zerknął za siebie przez ramię, już tylko czekając na to aż ujrzy swojego psa.
Wyglądał tak uroczo, tak niewinnie, tak... żałośnie. Mimo tego niesmak nie wziął nad nim góry, właściwie jego miejsce zajęło zadowolenie. Gdyby w tej chwili nie miał zajętej ręki, z tej euforii klasnąłby w dłonie, ale zamiast tego uśmiech na jego twarzy uwydatnił się. Co prawda, ten grymas w jego wykonaniu nie zwiastował dobrych zamiarów. Niedbałym machnięciem ręki odprawił żołnierza, a ten pochyliwszy głowę – choć dyktator nawet nie spojrzał w jego stronę – opuścił laboratorium. Za chwilę miała rozpocząć się prawdziwa zabawa.
Nathan ― zaczął, jakby usiłował przywołać go do porządku. Nie musiał widzieć jego twarzy, by wiedzieć, z kim miał do czynienia. Niby cenił sobie pokorę u sługów, ale w tej chwili nie przyszedł tutaj po to, by się przed nim płaszczyć. ― Wstań i wytłumacz koledze, dlaczego jego miejsce jest w klatce ― znowu ten uderzająco cierpliwy ton. ― Oczywiście możesz pominąć tę część, która uwzględnia, że to niesprawiedliwe wobec ciebie. W gruncie rzeczy niczym się od siebie nie różnicie. Uważasz, że tobie też powinniśmy pozwolić zobaczyć, co znajduje się dalej? Chciałbyś tam być? ― to wszystko brzmiało jak podchwytliwe pytania. Nie bez powodu. Srebrnowłosy był niemalże pewien, że na wszystkie pytania usłyszy przeczącą odpowiedź, przez co stanie się idealnym przykładem dla zdziczałego, który powinien być równie posłusznym psiakiem. Nie mieli już w sobie człowieczeństwa, więc swoje egzystencje musieli dostosować do potrzeb ludzi, którzy już od wieków – a właściwie od tysiącleci – podporządkowywali sobie inne gatunki, bo jako jedni z nielicznych byli w stanie myśleć na miliard różnych sposobów i jeszcze odpowiednio to wykorzystać. No... przynajmniej niektórzy z nich. Jason uważał, że bez najmniejszych wątpliwości znajdował się w tym zacnym gronie, bo w przeciwnym razie nie zabrnąłby aż tak daleko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.04.14 9:26  •  Laboratorium nr.1 - Page 3 Empty Re: Laboratorium nr.1
Infinity nie miał jakichś specjalnych oporów z nazywaniem rzeczy po imieniu. Tak, był cholernym zdziczałym. Biegał niemalże na smyczy jak ten pies - w końcu co przez cały czas tkwiło mu w karku? Cholerny karabińczyk jego obroży, do której radiowymi nitkami podpięta była smycz. A drugi jej koniec znajdował się oczywiście w labolatorium. Jednocześnie jednak Infinity nie widział powodu by płaszczyć się przed ludźmi. Nie zasługiwali na to. Nie byli godni by uważać ich za panów. Ale kogoś na tę pozycję musiał mianować. Posadził tam więc siebie.
Jak więg ogółem malowała się sytuacja? Ifninity znał swoje miejsce, ale wiedział również, że gdyby chciał, mógłby w jednej chwili przedziurawić pana dyktatora na wylot. Prawdopowobnie byłaby to ostatnia akcja w jego życiu, ale kto wie czy nie byłoby warto?
- Stanowiłem zagrożenie dla Łowcy, a z tymi wy się chyba nie lubicie, co? Powinienem dostać medal. Albo no wiesz, błękitną wstążkę. Jak na wystawie.
Gdyby Inf nie miał na twarzy maski, w momencie gdy Garrett postukał go laską po głowie, drewno poszłoby w drzazgi. Na nieszczęście białowłosego jednak maska znajdowała się na miejscu, do tego zapięta a rączek wolnych by ją odpiąć brak. W sumie, można zadać pytanie, dlaczego Inf nie łasił się posłusznie do dumnych nóg dyktatora i nie lizał mu butów? Bo nie chciał skończyć jak Wymordowany, którego właśnie wprowadzili do pomieszczenia. Inf obrzucił spojrzeniem małe, wychudłe chuchro. Oto proszę, jak S.SPEC dba o swoich podopiecznych. Infinity nie miał zielonego pojęcia, jakie relacje łączą dyktatora z tą roztrzęsioną galaterą, ale skoro srebrnowłosy kazał go tu przyprowadzić, do tego jeszcze nazywając go po imieniu(!) to z całą pewnością były bliższe niż zwykłe dyktator-wymordowany. No i jeszcze wydźwięk tego imienia. Leviathan był mistyczną bestią a że chłopak dostał takie imię, musiał wyróżniać się pośród innych obiektów testowych w labolatoriach S.SPECu. Wymordowany na posyłki? Tajna broń? Musiało być w nim coś wyjątkowego, a mimo to dzieciak był w tragicznym stanie.
Białowłosy westchnął i usiadł po turecku. Wymagało to nieco wysiłku, zważywszy na to, że kolano nadal piekielnie go bolało, ponadto miał związane ręce, ale dał radę. Nie uświadczy już spacerów? Znając życie tak się nie stanie. Fartuchy chciały prowadzić swoje badania za wszelką cenę. Może się stać tak, że za jakiś czas, kiedy sprawa ucichnie, po prostu naszpikują go większą ilością urządzeń namierzających i kontrolujących w razie, by go zabić, gdyby znów zachciało mu się szaleć. Mimo wszystko była to jednak mało prawdopodobna wizja.
Łańcuch zadzwonił, gdy Inf próbował usiąść wygodniej. Wysłuchał dokładnie słów Garretta, gdy ten kazał swojemu sługusowi rozpocząć wykład. Nie, nie. Zaraz. On tak na serio?
- Ej, ty tak na poważnie? - Infinity aż wstał. Kolano rwało, ale to nic. Wytrzyma bez trudu. Czerwonooki nabrał powietrza i zaczął uniesionym tonem - Jeden z Wielkiej Trójki Ojców Protektorów wspaniałego Miasta-3, nieomylny i dobrotliwy, który ochrania ludzkość przed wymordowaną zarazą i dzięki któremu ludzie mają co jeść... - a potem już spuścił z tonu, pozwalając nawet nutce ironii zakraść się do jego głosu - ...odwiedził jeden z wybryków natury w swoim labolatorium, żeby zrobić wykład o dobrym zachowaniu? (Senpai noticed me! XD) Nie, czekaj. Zaraz rzygnę z radości.
No poważnie, już lepsze było nakłuwanie igłą. To co irytowało go najbardziej to gadanie. Nie znosił, kiedy fartuchy stały nad nim i dyskutowały nad wynikami badań, a więc gadka o powodzie zamknięcia Infa tym bardziej mu do gustu nie przypadnie. Zrobił więc minę pod tytułem: "Ja podziękuję", odwrócił się i utykając podszedł pod ścianę, tak daleko jak mu łańcuch pozwalał, jak najdalej od pana dyktatora. Jebnął się tam na ziemię i zwinął w kulkę. Może dadzą mu pospać?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.04.14 16:55  •  Laboratorium nr.1 - Page 3 Empty Re: Laboratorium nr.1
Kątem oka obserwował, jak wojskowi pospiesznie opuszczają pomieszczenie, zostawiając ich samych. W sumie aż tak temu się nie dziwił. Jego właściciel był w stanie nawet sam sobie poradzić zarówno z nim, jak i tamtym drugim obiektem doświadczalnym. Drgnął niemrawo by chwilę potem znieruchomieć, słysząc swoje imię. Skupił całą swoją uwagę na słowach właściciela, by niczego nie pominąć, nie zapomnieć a co za tym idzie – nie zrobić niczego źle. A co mogło wiązać się z przykrymi konsekwencjami dla niego. Ledwo zauważalnie skinął głową i bez najmniejszego problemu podniósł się, pomimo braku rąk do pomocy. Łańcuch, który nadal był przymocowany do jego obroży na szyi, zaszurał po ziemi, wydając z siebie charakterystyczny, metaliczny dźwięk. Chłopak nadal nie unosił głowy, nie pozwalając sobie na możliwość spojrzenia w oczy Garretta. Błądził nieco błędnym wzrokiem po jego klatce piersiowej, tam, gdzie jego wzrost pozwalał. Znów przygryzł wargę jednocześnie unosząc jedną stopę i przyciskając ją do drugiej stopy, jakby te dwie czynności pomogły mu w myśleniu. Albo dodały odwagi. Albo czegokolwiek, nazywajcie to jak chcecie. Ale na swoje małe odruchy nie miał wpływu, kiedy podświadomość chociaż na moment przejmowała główne skrzypce.
Natan pokręcił gwałtownie głową wprawiając włosy nienaturalnego koloru w ruch.
- Nie, proszę pana. Nie uważam, że powinniście pozwolić mi zaszyć się dalej, niż jest to możliwe. Moje miejsce jest tutaj. Moim obowiązkiem jest…
Rozszarpać Cię chuju.
- … Służenie Tobie i wojsku. Po to zostałem stworzony. To, że żyję zawdzięczam tylko Wam. Jeżeli udałbym się w miejsce, gdzie mi nie wolno…
Byłbym wolny.
- Groziłoby mi niebezpieczeństwo. To mój dom. Tutaj. Tacy jak ja czy… – zamilkł spoglądając na białowłosego, który postanowił bezczelnie wejść w jego słowo. Natan z racji bycia słabszą jednostką nie posiadał siły przebicia, dlatego też postanowił przeczekać, aż tamten się wygada. Zaczął zastanawiać się skąd w nim takie pokłady arogancji. Może za mało go karano? Albo nie ponosił większych konsekwencji za swoje zachowanie, które nie powinno mimo wszystko mieć miejsca. Zwłaszcza przed obliczem jednego z dyktatorów.
Morda i pokaż mu, kto tu rządzi. No rusz dupsko.
Natan skulił się nieco w sobie, rozglądając na boki, jakby w obawie, że myśli Leviego ktoś usłyszy. Na całe szczęście szybko pojął, że to niemożliwe i siedzi tylko i wyłącznie w jego głowie. I chociaż to Natan miał w tym momencie pełną kontrolę nad ciałem, to nie mógł w pełni uciszyć swojej drugiej świadomości. Ale to też miał swoje plusy, bo działało w drugą stronę. I Natan niejednokrotnie hamował Leviego, dzięki czemu wciąż posiadali wszystkie kończyny.
Gdy białowłose dziwadło ostentacyjnie pokazało plecy całemu światu, kładąc się gdzieś pod ścianą, Natan wznowił swoją mowę.
- Jesteśmy narzędziem w dłoniach wojska i naszym obowiązkiem jest słuchać rozkazów i poddawać się ich woli. Nie wolno nam opuszczać tego miejsca bez wyraźnej eskorty oraz zgody. Nasze miejsce jest w klatce, to nasze przeznaczenie. – zamilkł, kończąc formułkę, którą tak często słyszał. Z ust wojskowych, naukowców. Po prostu. Natan odważył się unieść swoje spojrzenie odszukując twarzy Garretta, z której chciał wyczytać, czy jest zadowolony i czy Natan się dobrze spisał. Niczym mały pies szukający aprobaty u swojego właściciela.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.04.14 21:38  •  Laboratorium nr.1 - Page 3 Empty Re: Laboratorium nr.1
„Stanowiłem zagrożenie dla Łowcy, a z tymi wy się chyba nie lubicie, co?”
Czyżby ktoś tu bawił się w małego dyplomatę? Kolejny pobłażliwy uśmieszek wystąpił na twarz mężczyzny, podczas gdy jego oczy wyrażały jedynie znudzenie tą całą szopką. Użeranie się z przedstawicielami podgatunku mimo wszystko nie należało do jego hobby. Ba, wręcz uwłaczało jego godności osobistej. Istnieje jednak takie stare ludowe powiedzenie, które głosi, że jak chcesz mieć coś zrobionego dobrze, musisz zrobić to sam, bo inni to spierdolą. No, mniej więcej.
To ja o tym decyduję ― zaczął, zbliżając się o krok do białowłosego. Znajdował się teraz niebezpiecznie blisko. Tak blisko, że strażnicy, gdyby oczywiście wcześniej wszystkich nie odprawił, potraktowaliby to jako zagrożenie życia swego uwielbianego pana i władcy. Och, przecież nie był dzieckiem, wiedział, co robi! ― To ja decyduję, czy dzisiaj chcemy zabić Łowców, czy może mamy ochotę zaprosić ich na herbatkę ― podniósł laską podbródek zdziczałego, żeby ten patrzył mu się prosto w oczy podczas wysłuchiwania wykładu. Doprawdy, wpajanie elementarnych zasad zachowania w towarzystwie powinno zaczynać się już od szczeniaka. Cóż za niedopatrzenie. ― I wreszcie, to ja, a nie ty, decyduję, czy będziesz szczekał, gryzł, czy rzucisz się na cholernego Łowcę. Czy twój mały, durny móżdżek jest w stanie to pojąć?
Nie czekał na odpowiedź, momentalnie tracąc zainteresowanie królikiem doświadczalnym w chwili wypowiedzenia ostatniego słowa. Odwrócił się w stronę drugiego zwierzaka i przez dłuższą chwilę w milczeniu przysłuchiwał się jego tyradzie. Grzeczny chłopiec. Srebrnowłosy uśmiechnął się do niego zachęcająco. Coś zakłóciło jednak harmonię wypowiedzi Nathana. Czarnooki nie uraczył Infinity’ego chociażby pojedynczym spojrzeniem, czekając aż ten się wygada. Pierdolenie. Zaraz odechce ci się pogawędek. Z początku nie miał zamiaru odpowiadać na tę jawną prowokację, lecz niezwykle elokwentne zakończenie nie pozostawiło mu innego wyboru.
„Nie, czekaj. Zaraz rzygnę z radości.”
Nie radziłbym stosowania tak radykalnych środków wyrazu euforii na mój widok. Nie wiadomo, kiedy następnym razem dostaniesz cokolwiek do jedzenia (By the way… senpai came here to kick your fucking ass) ― w jego głosie słychać było autentyczną troskę, znów tylko oczy zdradzały kompletny brak zainteresowania osobą wymordowanego. Westchnął teatralnie, obserwując brawurową ucieczkę białowłosego spod swoich stóp i z powrotem skupił całą uwagę na Leviathanie, który tymczasem kończył wygłaszać psalm dla wojskowych.
Dobrze. Świetnie ― pogratulował mu udanego występu, zbliżając się do niego. Położył mu dłoń na głowie i przez chwilę mogło wydawać się, iż chce go pogłaskać bądź zmierzwić jego włosy, wyrażając w ten sposób swoje zadowolenie. Nie stało się tak jednak, a ręka dyktatora powędrowała niżej i sprawnie przesunęła przepaskę z prawego oka Nathana na lewe.
Let the Hunger Games begin.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.14 20:37  •  Laboratorium nr.1 - Page 3 Empty Re: Laboratorium nr.1
Można rzec, że Natan poczuł swego rodzaju ulgę. I radość, kiedy usłyszał słowa swojego właściciela. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech a na policzki wpłynął rumieniec zadowolenia. Wszakże każdego dnia nie słyszał tak pochwalnych słów. Nawet, jeśli to było zwykłe „Dobrze”. Dla Natana to i tak było wiele. Bo wiedział, że w ten sposób uniknął jakiejkolwiek kary w wykonaniu Garretta. Póki co. I nawet nie skulił się w sobie ani też nie uciekał zbytnio wzrokiem, kiedy mężczyzna wyciągnął w jego stronę swoją dłoń, którą położył na potarganych włosach. Wewnętrznie wiedział co to będzie oznaczało. Bo Garrett wyciągał w jego stronę swoją dłoń tylko w dwóch przypadkach. Albo żeby go skarcić, albo żeby wypuścić Leviego. Tak było zazwyczaj. A jego wewnętrzna bestia niemal rzucała się w jego głowie, skamląc o możliwość zaciągnięcia się powietrzem i posmakowania krwi. W momencie gdy jego właściciel przesunął niżej dłoń, Natan już zamknął swoje jedno oko, gotowy na je zasłonięcie.
Kurtyna poszła w górę.
Złota tęczówka przecięta pionową, cienką źrenicą wbiła się w mężczyznę przed sobą. Mawiają, że nie gryzie się dłoni, która Cię karmi. Mawiają. Levi wyszczerzył ostre kły i kłapnął pyskiem z zamiarem odgryzienia jednego palca, a może nawet kilku, dłoni, która jeszcze parę chwil temu znajdowała się na jego głowie. Aczkolwiek zamiast ciepłej krwi napotkał jedynie nieprzyjemną, pustą przestrzeń. Wykrzywił się niezadowolony, jednakże błyskawicznie odskoczył do tyłu, zginając nieco kolana. W tej pozycji zdecydowanie łatwiej było mu się poruszać. Wpatrywał się wściekłym i nienawidzącym spojrzeniem w Garretta, którego tak bardzo chciał rozszarpać, ale jednocześni odczuwał irracjonalny strach w stosunku do jego osoby. Zawarczał szczerząc zęby, poruszając nieco ramionami, sprawdzając jak mocno jest skrępowany. Nic. Pasy zbyt mocno trzymały. Wydał z siebie parsknięcie pełne niezadowolenia. Bez rąk to nic nie zdziała. Nie teraz.
Aczkolwiek w pomieszczeniu znajdowała się jeszcze jedna istota, która zdecydowanie nie przypadła do gustu Leviemu. Jeżeli o jakimkolwiek guście w tym przypadku można mówić. Przesunął spojrzeniem za Garretta i wbił go w białowłose… coś. Nawet nie był w stanie określić czym była ta kreatura. Ale to nie było ważne. Levi wyciągnął jeden wniosek z zaistniałej sytuacji. Skoro został teraz wypuszczony, nie jest przywiązany i nikt nie bawi się teraz w Boga eksperymentując na nim, to jego zadanie jest jedno. Zabić. Albo pokiereszować zamaskowaną gębę. W sumie po to został stworzony. A na samą myśl o tym w jego żyłach krew zawrzała. Och jak dawno go nie wypuszczano. Pomijając te drobne momenty, kiedy wykiwał pieprzonych strażników i udało mu się nawiać. Chociaż na krótką chwilę.
Odbił się nagą stopą od ziemnej posadzki i ruszył w stronę leżącego na ziemi osobnika. Zważywszy na jego podwyższoną szybkość oraz małą odległość między nimi, powinien w niezwykle krótkim czasie się przy nim znaleźć. Na tyle, by ten nie mógł odpowiednio zareagować, ale kto to wie jak będzie? W każdym razie kiedy tylko znalazł się przy celu, zamachnął się nogą z zamiarem uderzenia bokiem stopy w zamaskowaną twarz potwora. Jeśli ten jednak uniknął jego ciosu, Levi przybrał kucającą pozycję i próbuje wgryźć się w miękkie ciało przeciwnika. Bez znaczenia czy to będzie bok, noga czy udo. Chciał wyrwać kawałek mięsa i splunąć nim gdzieś w bok. Jeśli jednak udało mu się kopnąć to i tak kuca z tą różnicą, że kieruje swoje zęby w miękką szyję. Aczkolwiek bez względu na to, czy mu się udało czy nie to i tak odskakuje na bezpieczną odległość, uważnie obserwując ruchy wroga.


Dupa, banan, cycki. Wyszło gówno zamiast posta ._. Nie umiem opisywać walk. I w ogóle post taki bezpłciowy. I smutek i żal. I masło maślane ._.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.04.14 21:24  •  Laboratorium nr.1 - Page 3 Empty Re: Laboratorium nr.1
Infinity wiedział, że nierozważnie jest odwracać się plecami do wroga. Było mu to doskonale wpojone przez doświadczenia z laboratorium, gdzie kiedy tylko na chwilę stracił czujność, a fartuchy były w pobliżu, zaraz dostawał środek uspokajający albo usypiający, bo chcieli go wyciągnąć na kolejne eksperymenty. Tak więc mimo iż białowłosy zdawał się zupełnie stracić zainteresowanie dyktatorem oraz jego zwierzaczkiem, był czujny. No bo spójrzmy prawdzie w oczy, Garrett nie ściągałby tutaj swojego psa tylko po to, by ten wygłosił tyradę o dobrym zachowaniu. To by było zbyt piękne. Musiał zatem chcieć od niego czegoś więcej, a od czego są grzeczne pieski wojska?
Od mordowania.
Tak więc Infinity, chociaż nie znał dwóch natur Leviathana, mógł domyślić się, że niedługo stanie się celem ataku. Tym bardziej, że jego czuły słuch tym razem naprawdę się do czegoś przydał - potwierdził przypuszczenia, jakoby dyktator chciał nasłać swojego pupilka na biednego, małego Infinity'ego. I chociaż leżał odwrócony do nich plecami, do jego uszu doleciało warczenie, kłapnięcie zębami, a nawet towarzyszący odskoczeniu Leviathana od jego pana. Potem znów warczenie. No cudownie. Szkoda że ten szczekacz nie pozostał przy atakowaniu Garretta. Wbrew przekonaniu Leviego, Inf miał czas na przygotowanie. Dlatego też gdy tylko usłyszał pierwszy krok skierowany w swoją stronę, pozwolił swojej mocy biokinetycznej działać.
Z okolic kości ogonowej naraz wyrosły mu cztery długie, grube, potężne kity. Witaj lisku, pora wyjrzeć na świat.
Kły oraz pazury Infa należące do jego lisiej natury również się ukazały, z tą różnicą, że z ząbków nie miał jak zrobić pożytku przez maskę, a ręce nadal miał skrępowane na plecach. Utrapienie. W każdym razie w momencie ataku niebieskowłosego, Inf był już gotowy na odparcie ataku. Zdołał odwrócić głowę na tyle, by w momencie natarcia, móc widzieć chłopaka kątem oka. Dwa puchate, potężne ogony rozstawiły się równolegle z zamiarem zablokowania ciosu. Kolejne dwa spróbowały zapchać jego szczęki.
Bon apetit, mon cheri. Obyś nie miał problemów z wykrztuszeniem kłaczków.
Kiedy zaś chłopak odskoczył do tyłu, Infinity zerwał się na nogi. Warto wspomnieć, że kolano miał już praktycznie zregenerowane w całości. A więc przyszła pora na zabawę, tak?
Inf zerknął na sekundę kątem oka w bok, na dyktatora.
Po co ta szopka? Czy była to tylko kara? Bez sensu. Do tego wystarczyłby środek usypiający, pasy i kilka skalpeli oraz strzykawek. A może Garrett szukał nowego psa?
Inf powrócił szybko wzrokiem do Leviathana. A więc chciał się bić? Dobrze. Obaj mieli skrępowane ręce. Levi miał jeszcze zęby, choć niezbyt imponujące, a Inf dysponował czterema potężnie umięśnionymi lisimi kitami, jednak był skrępowany łańcuchem. Szlag.
Infinity cofnął się jeszcze bardziej pod ścianę by mieć więcej swobody w poruszaniu się. Nie zamierzał skręcić karku gnając na wroga.
- No chodź, szczeniaczku. - zawołał, już szykując ogony do obrony.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.04.14 14:08  •  Laboratorium nr.1 - Page 3 Empty Re: Laboratorium nr.1
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jaką niechęcią pałał do niego Levi. „Niechęć”, co prawda, była tu nadzwyczaj delikatnym określeniem, aczkolwiek Garrett nie przyjmował do wiadomości tego, że chłopaka do agresji popychała nienawiść. Biorąc pod uwagę to, że do tej pory nie odważył się zrobić nic poza kilkoma nic nie znaczącymi ugryzieniami (co z tego, że jedna z ran goiła się przez dłuższy czas), Jason nie odczuwał żadnego strachu przed swoim zwierzęciem. To ono otrzymało tę mało zaszczytną rolę pochylania głowy w pokorze i skamlenia, gdy nabroiło. W każdym razie srebrnowłosy wiedział, że przesunięcie opaski będzie wiązało się z natychmiastową próbą zrobienia przez niego użytku ze swoich ostrych zębów. Teraz to, że jego ręce wciąż były skrępowane, były wyłącznie winą wymordowanego, który przez swoją nadmierną nerwowość nie dopuścił go do odpięcia pasów. Mężczyzna błyskawicznie cofnął rękę i wyprostował się, przyglądając mu się z wyższością, która irytująco tliła się w czarnych – jak jego zepsuta dusza – tęczówkach.
Jak wolisz ― rzucił ze sztucznym zrezygnowaniem i wzruszył bezradnie barkami. Och, dałbyś już spokój – gdzieś w jego słowach krył się ten przekaz, choć nic nie robił sobie ze wściekłego spojrzenia, którym darzył go pies rekin S.SPEC-u. Teraz liczyło się wyłącznie dobrze wykonane przez niego zadanie.
Wyglądało na to, że chłopak nie był tak głupi, za jakiego go uważał i szybko zainteresował się priorytetową sprawą. Dyktator najpierw odsunął się na bok, a dopiero później ominął Leviathana, odsuwając się od pola walki. W pierwszych sekundach starcia, nie odwracał się w ich stronę, a jedynie z usatysfakcjonowanym uśmiechem na twarzy nasłuchiwał początku utarczki. Dopiero dotarłszy do jednego z laboratoryjnych stołów, odwrócił się przodem do obiektów eksperymentalnych i oparł się tyłem o brzeg swojej podpory. Skrzyżował nogi w kostkach przed sobą i, żeby zająć czymś ręce, zaczął obracać drewnianą laskę w jednej z nich, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że właśnie to robi. Bardziej pochłaniała go obserwacja, choć na tę chwilę jeszcze nie było na tyle ciekawie. W ciszy liczył też na to, że nie zaistnieje konieczność tego, by interweniował, gdy szala przechyli się na korzyść Infinity'ego, który dziś miał zebrać swoją karę.
Postaraj się bardziej, Levi. ― Oto żywy przykład stronniczego człowieka. Oczywiście, że mógł oddać białowłosego w ręce naukowców, pozwolić im na dodatkowe eksperymenty, ale takie atrakcje miał dość często. Obecny przykład znęcania się miał być odstępstwem od normy. Tak było ciekawiej. Można polemizować z faktem, dla kogo była to większa rozrywka, ale gdy było się egoistycznym dupkiem, myślało się przede wszystkim o własnych potrzebach. W tej chwili zajmował sobie czas niecodziennym widowiskiem. Metody, które stosował, nie należały do humanitarnych, ale to on decydował o tym, w jaki sposób kary będą wymierzane i kto je zbierze. Kto bogatemu zabroni?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.04.14 0:43  •  Laboratorium nr.1 - Page 3 Empty Re: Laboratorium nr.1
Levi przechylił nieco głowę w bok wpatrując się jednym okiem w przeciwnika. Wysunął język i przesunął jego koniuszkiem po swoich wargach. Och jak było mu teraz dobrze. Gdyby jeszcze ściągnięto z niego ten pieprzony kaftan bezpieczeństwa, mógłby w pełni się zabawić. Aczkolwiek i tak nie mógł narzekać. Jego krew wrzała, podkręcając go od środka. Obnażył kły warcząc ostrzegawczo, gotowy do kolejnego ataku, aczkolwiek wtem usłyszał słowa swojego właściciela. Niby nic nie znaczące, aczkolwiek tak naprawdę kryły drugie dno. Zdecydowanie mniej przyjemnie brzmiące a Levi wiedział czym jego porażka mogłaby się zakończyć. Przez jego gardło wydobył się dziwny dźwięk sugerujący niezadowolenie, po czym momentalnie wyprostował się, zupełnie porzucając pozycję nastawioną na atak.
Wyglądał na takiego, który stracił w pełni zainteresowanie swoim przeciwnikiem. Aczkolwiek z pewnością tak nie było. I osobnik przed nim pewnie to wiedział. Levi prychnął cicho i poruszył delikatnie swoimi ramionami tak, jakby chciał rozluźnić napięte mięśnie.
Serce Infinity przyspieszyło nieco.
Levi nie spuszczał z niego swojego wzroku, stojąc nieruchomo. Wyglądał teraz niczym lalka o ludzkich kształtach. Jedynie delikatny oddech świadczył o tym, że chłopak jest jednak żywą istotą.
Serce Infinity przyspieszyło jeszcze bardziej, powodując delikatnie huczenie w jego głowie.
Levi się ruszył, cofając nieco do tyłu. Co prawda Infinity mógł rzucić się na niego, aczkolwiek chłopak był przygotowany na to, by odskoczyć w bok i uniknąć ewentualnego ataku. Cały czas przyspieszając przepływ krwi w ciele wroga.
Bo Infinity chyba nie sądził, że Levi był zwykłym Wymordowanym? Takim, który może pomachać jedynie ostrymi pazurkami i ząbkami. Został tutaj stworzony. Narodził się w tym miejscu jako ktoś zupełnie inny, porzucając siłą swoje człowieczeństwo. I miał zabijać wrogów władzy. Musieli zadbać o to, by Leviathan sprostał zadaniu, jakie mu powierzyli, chociaż wciąż był na etapie testów i badań.
Wiecie jak nazywa się nadciśnienie tętnicze? Cichym zabójcą. Infinity dopiero teraz mógł zorientować się, że coś dziwnego dzieje się z jego organizmem. Serce waliło jak oszalałe, nie nadążając z pompowaniem nadmiaru krwi. Bladość, potliwość, płytki oddech. A nawet kłujący ból w klatce piersiowej. O tak, nieprzyjemne uczucie. Ale najgorsze w tym wszystkim było to, że serce w każdej chwili mogło tego nie wytrzymać i odmówić posłuszeństwa. A ciało powoli wiotczało i opadało z sił, gdy w głowie zaczynało się kręcić.
Na ustach Leviego powoli wpłynął szeroki, nieprzyjemny uśmiech. Co prawda w ten sposób nie udało mu się jeszcze nikogo zabić, ale może tym razem…? Chociaż i jego ciało wnet będzie osłabione. Wszakże wszczepiony artefakt czasami za bardzo kradł jego własnej energii. Ale póki co bawił się świetnie. Chociaż…
Raptownie przestał działać swoją mocą kontroli cieczy i ruszył w stronę oponenta. Infinity wciąż powinien być otumaniony i odczuwać skutki działania chłopaka, tak więc dla Leviego przeciwnik powinien być odsłonięty. Znalazłszy się przy nim podskoczył nieco i uniósł nogę, uderzając z kolana wprost w brzuch białowłosego. Może i nie posiadał zbyt wielkiej siły, ale cios powinien sprawić, że Infinity zegnie się w pół. A wtedy Levi wbija swoje kły w jego ramię i jednym, mocnym szarpnięciem zębami rekina wyrywa kawałek mięsa z ciała chłopaka. Z zakrwawionymi ustami odskakuje do tyłu i wypluwa zawartość na ziemię, uśmiechając się szeroko.
Czy użycie artefaktu miało jakiś wpływ na to drobne ciałko? Ależ oczywiście. Sam Levi poczuł się nieco senny i zmęczony, a po jego skroniach spłynęła kropla potu. Nogi nieco drgnęły, ale to nic. I tak świetnie się bawił. Odwrócił się przez ramię i spojrzał na Garretta, zlizując resztki krwi ze swoich warg, czekając na dalszy rozkaz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.04.14 22:05  •  Laboratorium nr.1 - Page 3 Empty Re: Laboratorium nr.1
Co tu dużo mówić, Inf był jak zwierzę zwabione w pułapkę i szczute dzikim psem. Tak przedstawiała się sytuacja i na dobrą sprawę tak się czuł, o co zapewne chodziło Garrettowi. Zatem brawa dla pana dyktatora, obmyślił sobie to wszystko nadzwyczaj dokładnie i mógł teraz spokojnie oglądać przedstawienie. Oczywiście, że Infowi średnio się to podobało. Naprawdę, on już wolał wrócić do klatki i mieć święty spokój. Przynajmniej nie miałby przed sobą teraz tej małej, lubującej się w kopniakach małpy.
Inf westchnął cicho. Tak naprawdę nie miał żadnej opcji by się bronić. Dwa metry łańcucha? Co to jest? On sam miał trochę ponad półtora metra wzrostu. Pole do manewru miał niemalże zerowe. Mógł się tylko bronić. Co prawda ogony miał długie, elastyczne i niezwykle silne, ale i one miały swój limit, tymczasem Levi mógł skakać dookoła... jak małpa właśnie. Inf miał nadzieję, że obrona wystarczy. Jeśli Levi nie miałby jak do niego podejść, wszystko mogłoby się przeciągać, aż w końcu Garrett by się znudził, kazał uśpić Infa i wrzucić go do klatki.
Ale nie.
Inf nie miał do czynienia z Wymordowanymi na usługach S.SPECu, na dobrą sprawę nie miał pojęcia, jaka była przeszłość Leviathana. Mógł być i psem złapanym na ulicy i przeszkolonym do posłuszeństwa. To, że stworzono go od zera było informacją Infowi nieznaną. Mógł się jednak domyślić, że dzieciak będzie miał jakąś możliwość na atak z odległości. No i masz, doczekał się.
Zaczęło się od szybszego bicia serca. Na początku nie zwrócił na to uwagi, sądząc, że to adrenalina. Ale potem zaczęły się problemy z oddychaniem. Ucisk w sercu, w głowie, szum w uszach. Zaczął się obficie pocić, przez chwilę nawet obraz mu się zamazał. Ale Inf miał mocne serce. Trzymało się, nie mogło dać się od tak po prostu poddać i zatrzymać.
Inf opadł na jedno kolano. Był lekko oszołomiony, chociaż za wszelką cenę starał się skupiać wzrok na Levim. A w chwilę potem zobaczył szybki ruch. Inf wiedział, że Levi spróbuje znów gryźć. Kopniak podpowiedział mu, gdzie chłopak spróbuje wbić zęby. Według planu Leviego, Inf zginął się w pół, wypuszczając powietrze z płuc. Jęknął cicho, a po chwili krzyknął, kiedy rekinie szczęki chłopaka wyrwały mu z ramienia kawałek ciała.
Wyrwały jednak również coś jeszcze.
Inf w ostatniej chwili przed atakiem zębów Wymordowanego zdołał przycisnąć głowę do ramienia. Powstały w ten sposób fałd z materiału maski dostał się pomiędzy szczęki chłopaka. Razem z mięsem, Leviathan zerwał więc także Infinity'emu fragment zasłaniającej mu twarz maski. Kiedy Levi odskoczył, Inf, pojękując cicho z powodu bólu promieniującego z ramienia, ocierając twarz o ogony, pozbył się resztek wyprawionej skóry i w ten sposób on również mógł już używać kłów.
Oparł się o ścianę, dysząc lekko. Krew ściekała mu po ramieniu, ale to mógł wytrzymać. Już po chwili fontanna przestała tryskać, ciało rozpoczęło procesy regeneracyjne. Białowłosy spróbował uspokoić się, czuł jak jego serce wraca do normalnego rytmu. Widział, że Levi również jest nieco zmęczony, a więc zapewne nie uzyje tej taniej sztuczki ponownie aż tak prędko. Przynajmniej Inf miał taką nadzieję. Był jednak czujny i nadal gotów do obrony, w razie ataku chłopaka.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach