Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Go down

Czym innym jest fanaberia w postaci dekorowania androida, a czym innym - znęcanie się nad niewinnymi ludźmi. No weźmy porównajmy choćby szkodliwość takich czynów, to z pewnością zdecydowana większość powie, że to pierwsze jest zupełnie niegroźne dla otoczenia i samego wykonawcy. Jeżeli zaś chodzi o rozczłonkowywanie, to zaś każda ofiara zgodnie przytaknie, iż jest to już nie dziwactwo, a bestialstwo.
Nie - pranie mózgu, ale zachowywanie podstawowych środków bezpieczeństwa! Przecież to jedna z podstawowych spraw, jeżeli chodzi o duże ugrupowania. Nikt rozsądny nie dopuściłby osób niezrównoważonych psychicznie do ważnych funkcji i wysokich stanowisk, toteż niektóre rzeczy trzeba po prostu kontrolować i bez dyskusji. Wystarczą choćby takie formy, jak regularne badania i testy, które to swoją drogą doprowadziły Risu do obecnej sytuacji.
Bądźmy szczerzy, gdyby miała ochotę popatrzeć, to po prostu by to zrobiła. Wyraźnie jednak nie interesowała się budową anatomiczną swego rozmówcy, lub też z całej siły próbowała odwrócić od tejże swoją uwagę. Na dobrą sprawę, mogła sobie nawet strzelić fotkę na pamiątkę. Cicho, dyskretnie, nikt się o niczym nie dowie. Tylko na co jej jakiś roznegliżowany koleś? Raczej nie wydrukuje sobie jego zdjęcia i nie powiesi nad łóżkiem, nie należała do tego typu osób.
No niestety, nie skorzysta. Smutne! Tyle dziewczyn chciałoby teraz znaleźć się na jej miejscu i "lepiej" wykorzystać okazję, a ta, jak na złość pracuje. I trudno! Kto nigdy niczego się nie bał, niech pierwszy rzuci kamień...
No bo trochę się bała. W zasadzie to uczucie było mieszanką strachu, zażenowania i intensywnych prób doprowadzenie się do porządku, które działały coraz to skuteczniej.
Ale na litość, musiał jej wypominać?
- J-ja się w-wcale n-nie stresuję! - wyartykułowała z irytacją, lekko nadymając policzki i przenosząc wzrok gdzieś na prawo. Borze jedyny zielony, teraz to dopiero ją zawstydził. Przecież sobie sama poradzi, tak? Uspokoi się, serio. Tylko niech jej na to pozwoli!
Wdech. Wydech. Mizuyama, ogar. Nie rzucaj się tak. Pewnie chciał dobrze.
W sumie to jej nie obchodzi, co chciał.
Hej halo, miałaś być miła!
No przecież jest.
- Właściwie to tak, i to często z tej strony, z której nie chcą być poznani. - Delikatne zdenerwowanie jeszcze nie do końca z niej uciekło, czego nutkę dało się uchwycić w głosie dziewczyny. Jak widać, przeżywała tu srogie wahania nastroju i postawa (a raczej - strój, a raczej jego brak) u pana Jägera wcale a wcale nie pomagała w ich opanowaniu.
Przez dobrych kilka minut siedziała w oczekiwaniu na otrzymanie kartek z powrotem, teraz już obejmując filiżankę obiema dłońmi, z czego środkowy palec tej prawej był teraz przeciągnięty przez uszko, ażeby naczynia nie upuścić. Nawet, gdy herbata w środku zdążyła się skończyć, nie odstawiła przedmiotu na stolik. Dopiero kiedy musiała przyjąć kwestionariusz z powrotem, odłożyła filiżankę na jej właściwe miejsce na spodeczku, by wolnymi rękoma zająć się pobieżnym odczytywaniem odpowiedzi.
- Właśnie co do tego nie jestem pewna, a wolałabym nie musieć szukać tłumacza albo... przychodzić tu drugi raz. - to wcale nie była uszczypliwość. Wcale. - To może po prostu mi wytłumaczysz, co to oznacza i spróbuję znaleźć japoński odpowiednik? To znaczy tam, gdzie się będzie dało. To na pewno ułatwi sprawę - zasugerowała, zerkając pobieżnie na obco brzmiące wyrazy. Nie było ich aż tak wiele, więc może uda im się wynaleźć jakieś tłumaczenie, tak by Monday nie oberwała po uszach za niedokładnie wykonanie roboty.
Ten wzrok. Na litość Boską, on ją chciał zabić, czy co? Przez bardzo długi czas udawało jej się unikać zetknięcia spojrzeń z siedzącym naprzeciw osobnikiem, ale ostatecznie, właściwie przypadkiem, zawędrowała do niebieskiego oka.
To był błąd.
Jak on się wgapiał! Chyba nie było dla młodej Mizuyamy bardziej niezręcznej i nieprzyjemnej sytuacji.
No zaraz mu wydłubię to oko!
Odruchowo się cofnęła, siadając głębiej na kanapie, jakby to miało jej w czymkolwiek pomóc.
Cholera jasna.
Mogła się nie wydurniać i powiedzieć, że wszystko jest w porządku. Może mogłaby już sobie iść.
No szlag by to.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Neh, znęcanie się. Osoba w to uwikłana uznałaby pewnie że to dla "dobra innych", dla dobra ogółu, dla nauki, dla postępu, dla innych, wyższych idei których "normalny" człowiek nie rozumie. Jak to dobrze że Ursegor nie jest takowy. Nawet w walce nie próbuje znęcania się, tylko jak już ma zabić, robi to w miarę jak najszybciej i najmniej boleśnie. No. Przynajmniej się stara, w jakimś stopniu.
Czyli pranie mózgu. Chociaż w sumie osoby niezrównoważone psychicznie same w sobie mają takowy wyprany, więc trzeba to zrobić ponownie, by świecił bielą i był przykładnie czysty i uległy! Choć w sumie nie zawsze to pomoże, no ale nie marudźmy w tym wypadku. Tutaj mamy normalnego, ułożonego i spokojnego żołnierza, jaki próbuje być miły w swojej osobie dla kogoś, kto nie odwzajemnia jego prób i starań. SMUTEK! :c No ale nie zawsze zasady co do bycia dobrym dla bliźnich działają, niestety.
Hm, czyli w sumie która opcja jest właściwa? Chce czy nie chce? Decyzja, decyzja, warta by była podjęcia ta decyzja. Serio, warta by była. To nie tak że Faust będzie tu wiecznie, bo może... Choćby pójść do pracy za nie długo. I wtedy już nie będzie w czym wybierać, tylko obejść się smakiem. I to takim smutnym smakiem.
Hm, nie no, w sumie nie przesadzajmy, nie róbmy z kobiet znowu takich wyuzdanych istot, które są wiecznie spragnione... Kontaktu z mężczyzną. Więc dobra, darujmy już sobie. Na spokojnie. Tak jakby.
Ech, ale czego się tu bać? Przecież on jest miły. Polecił robienie herbaty, spytał o setkę rzeczy na umilenie czekania, w praktyce starał się robić co może, by zadowolić gościa...
A ona odwdzięcza się dukaniem z irytacją i obrażoną miną. Ysh. Westchną cicho i lekko machną ręką w bok.
- Nie, doprawdy. To ja się jąkam. - Stwierdził z lekka naburmuszonym tonem, ale szybko przekuł tą nieprzyjemność w delikatny uśmiech, chcąc tym samym oznajmić, że to był raczej dość słabego sortu dowcip, i nie zamierzał wcale tym obrażać Panienki Risu. Jej słowa sprawiły, że pogładził się krótką chwilę po podbródku...
"Chciałbym mieć brodę..." - Tak, tematyczność. Anyway, zaraz po tej myśli zaczął mówić.
- Może gdyby Panienka próbowała podejść do swojej pracy w mniej stresujący sposób i rozluźnić się, to może wtedy i te inne osoby lepiej reagowały, niż na spiętą, drażliwą osóbkę, oficjalną aż do bólu? - Jakby nie było - sam fakt jak się zachowuje może trochę zniechęcać, zwłaszcza jeśli - podobnie jak teraz blondyna - wyciąga ich z samego rana z łóżka. Gdyby zaczynała w jakiś przyjemniejszy sposób, mniej oficjalnie i sztywno, to by też od razu powitanie było trochę milsze? W końcu lepiej się rozmawia z kimś w "casualowy" sposób, niż od razu przypominając sobie, że sztywna robota czeka, tak?
Hm... Skoro to że pisze w swoim rodzimym języku jest takim problemem, to... Hm. Może jakoś uda mu się to poprawić, ale...
Hm.
- Więc może przeczytasz mi pytania, a ja spróbuję wyjaśnić co miałem na myśli i napiszesz to? Chyba będzie wtedy w porządku, i jeśli gdzieś zrobiłem błędy wcześniej to przy okazji poprawisz. - Tak, to chyba najlepsze wyjście z tej sytuacji. Skoro takim problemem jest to, że pisze w swoim rodzimym języku, to niech ktoś kto lepiej zna tutejszy język napisze to, co może mieć Faust na myśli i... I...
I tyle.
A wzrok był w porządku. Poprostu paczał na gościa, tyle. To złe że chce się przyjrzeć gościowi i go zapamiętać, w razie czego by potem nie popełnił "faux-pa", uznając że jej nigdy nie spotkał, albo zapomniał? Huh. Zauważył że dziewczyna wciska się w kanapę, cofając od niego. Zerkną nawet na siebie z lekka zmieszany, po czym "zdjął" z niej spojrzenie, które przekierował gdzie indziej. Niech się raduje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Każdy ma jakieś tam swoje powody dla takiego, a nie innego zachowania. Czasami są to przyczyny doskonale wszystkim znane i akceptowane w ogóle społeczeństwa, a czasami konkretne zachowania wynikają z psychicznych anomalii i stanowią odchylenie od normy, co brzmi raczej niezdrowo i wygląda na to, że takich rzeczy lepiej się wystrzegać. Tak dla bezpieczeństwa własnego i innych.
Od razu pranie mózgu, to co, może jeszcze mafia i teorie spiskowe? Czym innym jest wpajanie ludziom do głów swojej własnej jedynej słusznej ideologii, a zgoła inną sprawą upewnianie się, że w podległych sobie łebkach wszystko gra i nie występują żadne potencjalnie groźne odchylenia. I tylko tyle! Nawet Monday zdarzyło się uczestniczyć w jakichś badaniach, nie miała nawet większej wiedzy na temat tego, po co były one przeprowadzane. Chcieli, to się stawiła, zrobiła co było trzeba i koniec, po bólu.
No ale czy to jej wina, że te starania nie idą we właściwym kierunku? Przecież ze swojej natury reaguje w określony sposób i póki nie ma szczególnych powodów, by to zmieniać, to tak po prostu jest. I trudno! Nawet najlepsze chęci nie mogły zmienić odruchów, które wynikały bezpośrednio z charakteru dziewczyny, nawet jeżeli w jakiś sposób je dostrzegała i doceniał (!) fakt, że żołnierz w ogóle jest dla niej miły i nie wykopał jej za drzwi za obudzenie go o piątej rano i zadawanie jakichś bzdetnych pytań. Byli tacy, co właśnie tak by się zachowali i właściwie to była wdzięczna losowi, czy co tam światem kieruje, że nie trafiła właśnie na takiego.
Chciała. Znaczy nie! NIE! Nie chciała. Znaczy no, może. Albo jednak nie... Jeju, no to nie jest takie proste! Wszystko zależy i jest względne, i w ogóle, i no wiecie o co chodzi...
Risu, do cholery, O CZYM ty myślisz?
O niczym! Naprawdę starała się odwrócić swoją uwagę od wszystkich tych niezręcznych spraw i z całych sił powstrzymywała swój organizm od niechcianych reakcji. Koniec końców zirytowana kolejnym komentarzem spuściła wzrok w dół i przytknęła zwiniętą prawą dłoń do ust, zaś w lewej właśnie miętosiła skrawek spódnicy.
- ... wystarczyło się ubrać - wymamrotała praktycznie niedosłyszalnie w zaciśniętą pięść, a więc jeżeli Faust nie miał szczególnie wyostrzonego słuchu, to pewnie się nie dowiedział, co konkretnie powiedziała... aczkolwiek nożna się tego domyślić po czerwonej kolorystyce, jaka wystąpiła po raz kolejny na oblicze dziewczęcia.
Za chwilę jednak opuściła gwałtownie prawą rękę, uderzając nią o własne udo.
Wdech.
Wydech.
Nie pomyl! Oddychaj. Uspokój się. Profesjonalizm, uprzejmość i maniery. I będzie dobrze. Tylko nie patrz w dół.

Kolejny nerwowy uśmiech pojawił się na jej twarzy, ale tym razem wyglądał już spokojniej. Widocznie metody autodyscypliny zdawały egzamin nawet w ekstremalnie niezręcznych sytuacjach.
- Z-znaczy, to nie tak... w sensie, nie mam tak zawsze. - Uch, przestała się jąkać, oby na jak najdłużej. - Nawet pokuszę się o stwierdzenie, że wypadki takie jak ten zdarzają mi się rzadko. - Nerwowo odgarnęła krótkie włosy za ucho. Ej, to że zrywała ludzi z łóżka o barbarzyńskiej porze wcale nie było taką wielką zbrodnią! Mogłaby sobie wyobrazić gorsze rzeczy, jakimi dałoby się zawinić innym ludziom i podpaść. A wymieniona oficjalność, która jednych odstręczała, dla pozostałych mogła być wymogiem, bez którego ani rusz. Stąd więc pojawia się potrzeba znalezienia kompromisu, który w miarę możliwości przysporzy jej jak najmniej kłopotów. Ostatnie na co miała ochotę, to problemy w pracy, doprawdy.
- Dobrze, to zacznijmy od początku... przypuszczam, że imię, nazwisko i płeć zostały wpisane poprawnie. - Przejechała niewłączonym długopisem po zapisanej kartce, pod którą poprzednio ułożyła tekturową teczuszkę. Dzięki temu nie musiała się przenosić na stół, a ewentualne poprawki będzie robić "na kolanie". No i na własnych kolanach, tak w sumie. - O, tu, ósme pytanie: "Proszę wymienić najczęstsze formy spędzania przez siebie wolnego czasu". Wszystko jest w porządku, poza tym kawałkiem po niemiecku. - Którego, cóż, nie zrozumiała. Prawdopodobnie wystarczyło tylko jakoś opisać to, co powinno znaleźć się w wykropkowanym miejscu, by Risu mogła znaleźć odpowiedni japoński wyraz w to miejsce. Przypatrzyła się obcemu słowu z uwagą, ale nic jej ono nie mówiło. Nawet specjalnie przytknęła końcówkę długopisu w odpowiednie miejsce, wyciągając kwestionariusz w kierunku Ursegora, by mógł zobaczyć, co sam napisał - na wypadek, gdyby już nie pamiętał. - O, tu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Chyba że społeczeństwo jest pełne takowych anomalii, wtedy bycie kimś "normalnym" stałoby się anomalią, co zaś powoduje całkowite masło maślane i w ogóle nie rozgrzebujmy tego tematu. Będzie lepiej.
Hm, nie zawsze jest czymś innym. Te badania okresowe wszak mogą sprawdzać, czy wierzysz w "jedyną, słuszną ideologię", a jeśli nie to, hm, masz problem. Nawet całkiem spory trzeba przyznać, jeśli duża część społeczeństwa w takową wierzy. Welp. Może jednak powinien się stawiać na swoich badaniach, kto wie co jeszcze o nim pomyślą, tch.
Ej no, dlaczego miałby być niemiły dla kogoś tylko przez to, że wykonuje swoją pracę? To tak jakby miał się wściekać za każdym razem, gdy obserwując rekrutów któryś popełnia karykaturalne błędy przy używanie broni palnej lub białej. Czasami szczerze miał ochotę zdzielić takiego przez łeb i pokazać jak broń, którą olewa potrafiłaby mu ocalić życie, ale rzadko kiedy to robi. Woli obserwować i zobaczyć, że dana osoba sama zauważy swój błąd. Jeśli nie - cóż. Wtedy nawet nie powinna się zbliżać do zawodu, w jakim ją znalazł. Panienka Risu z pewnością wykonuje swoją pracę sumiennie, skoro przyszła do niego tak wcześnie, by nie przegapić jego osoby. To się chwali.
To w końcu chciała czy nie? Szybka, męska decyzja. Tak lub nie.
Pewnie jej myśli błądzą wokół tego, co nie jest zakryte, a te głębsze wokół tego, co zakryto.
Obudzony dość wcześnie, jeszcze lekko zaspany i niekojarzący - to oczywiste że nie zrozumiał co mówiłą Risu-chan, miał tylko świadomość że coś mówiła. Co jednak - nie miał zielonego pojęcia.
- Powtórz głośniej proszę, jeszcze nie jestem tak komunikatywny jak zwykle. - Poprosił z pogodnym uśmiechem, mając nadzieję że to wystarczy by powiedziała głośniej to, co skrywała. Oczywiście widział zmiany w kolorystyce twarzy, ale był jeszcze zbyt zaspany by kojarzyć, że to wszystko jest spowodowane jego, ekhem, skąpym odzieniem. Gdyby ktoś mu to uczynnie wyłożył, wtedy chętnie założyłby na siebie coś więcej. Choćby szlafrok i jakieś papucie na stopy.
Wciąż nerwy na jej twarzy były widoczne, choć powoli lżały. Yay, to na plus. I jeszcze przestała się jąkać, tyle na plus! Chętnie by jej zaklaskał za to, ale wolał nie pogłębiać jej zawstydzonego nastroju. Serio, wolał nie.
- Och? A czym ten wypadek różni się od innych? Jestem zbyt... Nieoficjalny? Wolisz bym zaczął brzmieć jak ktoś, kto połknął kij od szczotki, Fraulein? - Tylko chciał się upewnić. Jeśli faktycznie woli szorstką oficjalność - może spróbować być takowy, choć to raczej wymagałoby od niego większej dozy skupienia i, ekhem, bycia obudzonym. Czego mu jeszcze brakuje. Może druga filiżanka herbaty? Nah, na razie jeszcze nie. Jeszcze.
A więc wracamy do działań oficjalnych, będących powodem przybycia Monday do jego domku. Kiwnął głową, potwierdzając że imię, nazwisko, płeć i tego typu dane osobowe zostały wpisane standardowo, więc teraz pora na poprawki "błędów", czyli języka niemieckiego. Och, damn, czemu Japonia, a nie Niemcy... CZE-... No tak. Przecież sam tu przybył. Meh, nieważne.
A więc pierwszym problemem była forma spędzania wolnego czasu, najczęstsza. Przyjrzał się miejscu wskazywanemu przez Risu, a potem przez krótki moment próbował skojarzyć, jak to opisać. Hm...
- Jak to opisać... Zapożyczyłem w sumie tu nieco z angielskiego też, jakby to ująć. Hm... Opiszę może. Przypatruję się treningom innych żołnierzy, rekrutów, stojąc gdzieś na uboczu. Jakbyś to nazwała? - To co napisał tam było w wolnym tłumaczeniu "stalkerowaniem", ale skoro nie rozumiała tego, to może zapisze w jakiś logiczniejszy sposób co to znaczy. Albo znajdzie konstrukcję tego słowa w języku japońskim, też byłoby na plus.
- A co ty byś tu wpisała, Risu? - Spytał, z zaciekawieniem spoglądając na czarnowłosą osóbkę. Ciekawiło go to, może też sam by coś wymyślił jeszcze?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No właśnie, właśnie! Stawianie się na regularnych badaniach jest bardzo dobrym pomysłem. Z pewnością nie dawałoby to pola do podejrzeń dla przełożonych i dodatkowo oszczędziłoby pracy tej, która musiała wyegzekwować wykonanie odpowiednich czynności. Gdyby pan Jäger łaskawie przybywał na wyznaczone mu kontrole, to oszczędziłby zachodu zarówno Monday, jak i sobie samemu. Nie siedzieliby tu teraz, przed szóstą rano i nie wypełnialiby jakichś durnych ankiet, bo te już dawno leżałyby na biurku odpowiedniego doktorka. Tyle plusów!
Tak, oczywiście, wszystko brzmiało jak najbardziej rozsądnie. Szkoda tylko, że nie każdy dochodzi do podobnych wniosków. Risu już zdążyła przywyknąć do tego, że część osób, z którymi się widuje, uważa ją za pracownicę niższej kategorii i pomiata wedle własnego życzenia. Nauczyła się ignorować takie przypadki i hamować chęć mordu w podobnych sytuacjach, jednak w dalszym ciągu nie dało się pozbyć tego nieprzyjemnego uczucia, gdy inni patrzyli na nią z góry... tylko dlatego, że wybrała ten, a nie inny "zawód"! Przykre, doprawdy przykre.
Dobra, to roboczo uznajmy, że wcale nie chce. W końcu od samego początku cała ta sytuacja wprawiała ją w stan ogromnego skrępowania, a więc można by stąd wyciągnąć wniosek, że lepiej dla niej byłoby co-nieco w stanie rzeczy pozmieniać, ażeby ostatecznie dać jej szansę na choć odrobinkę psychicznego komfortu.
Wcale nie!
- Huh, co? Nie! Nie, nic nie mówiłam, nic a nic! - Speszyła się z nagła, jakby co najmniej wyskoczyło na nią jakieś dzikie zwierzę. Co prawda naprzeciwko siedział tylko półnagi facet, ale w sumie nikt nie wie, ile tak naprawdę jeden z drugim mogą mieć wspólnego. Oby jak najmniej!
No cóż, nie ma co się spodziewać, że jasno i otwarcie wyrazi, co tak naprawdę jej nie pasuje. Nieśmiałość przykra cecha, przynajmniej w takich chwilach. Stąd też chyba najlepiej dla niej by było, gdyby czym prędzej pozwijała manatki i uciekła jak najdalej. Szkoda tylko, że nadal miała pracę do wykonania i nie zanosiło się, żeby poszła piorunem. Na pewno jeszcze trochę czasu będzie jej dane spędzić w apartamencie numer siedemdziesiąt cztery.
- Nie wiem. - Po tej odpowiedzi zacisnęła usta w wąską kreseczkę, całą mimiką twarzy wyrażając raczej "Nie powiem". No cóż, nie ma się co spodziewać cudów po osobie z takim, a nie innym charakterem. - Co to w ogóle znaczy... to... Frał-cośtam? - Tak, bo nie ma to jak znać dwa języki, a we wszystkich pozostałych ni dudu. No nie jej wina, na naukę ma jeszcze calutkie życia. Zresztą, o, choćby teraz ma okazję poznać nowe słowo. Człowiek przecież może nabywać wiedzy w dowolnej sytuacji i w każdych warunkach, czyż nie tak?
Nie żeby miała jakiś sentyment do sztywniackich spotkań, ale nadmierna poufałość też bywała... przerażająca, przynajmniej z perspektywy Risu. Właściwie to tak jak było, byłoby dobrze, gdyby nie ten nieszczęsny negliż, stfu. Ktoś tu chyba nie ma pojęcia, jak coś takiego działa na kobiety.
Zastanawiała się przez chwilę, rozważając lingwistyczny przypadek. Potrzeba przetłumaczenia dość długiego opisu czynności zajęła na pewien czas mózg dziewczyny. Trybiki przetwarzały, przetwarzały, aż w końcu umysłowa machina wypluła z siebie ostateczną odpowiedź.
- Ach tak. Stalking, po naszemu tak się to pisze - tu zaprezentowała rząd japońskich "krzaczków", które stanowiły poprawny zapis wyżej wymienionego słowa. Gdyby nie dodatkowe wyjaśnienie, pewnie nieco by się zdziwiła tak oryginalnym, a jednocześnie dość niepokojącym hobby. Skoro jednak chodziło o treningi pozostałych wojskowych... również to opisała w prawidłowy sposób. Przetaksowała wzrokiem jeszcze pozostałe odpowiedzi udzielone na pytanie numer osiem, jednak oderwało ją od tej czynności kolejne pytanie.
- Hm... spacery, rysowanie, praca - wymieniła sucho, nie czując najmniejszej potrzeby rozwijania tej myśli. Chyba w zasadzie nie było o czym tu mówić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ale no, nie zawsze się chce. Zwłaszcza jak ma się tak, hm, leniwą robotę jak Ursegor. Jego jedynym zadaniem przez dłuższy czas jest siedzenie na miejscu, tudzież stanie i pilnowanie dyktatora. Żadnych wypadków w teren, żadnej akcji - nic. Nosz kurde, można się wściec z nudów, zwłaszcza jeśli jest się żołnierzem który LUBI wojnę, i walkę. Nie poprosi o przekwalifikowanie z powrotem do Wojska jednak, bo, ehm, no poprostu nie. Tak wychodzi, tylko tyle. Nie można od tak sobie powiedzieć do dyktatora "ej, nie chce mi się cię ochraniać, znajdź sobie kogoś innego" a potem pójść do Wojska, da? Da.
Może i niższej kategorii, ale zdecydowanie potrzebną! Kto by pomagał "zajętym" ludziom w uszczuplaniu ich o obowiązki jakie są zdecydowanie czymś "wymagającym" i "zbyt trudnym" dla nich? No kto? NIKT! Osóbki takie jak Panienka Risu są więc bardzo, bardzo, ale to bardzo potrzebne! nie warto nimi pomiatać, bo "ostatni będą pierwszymi" i tak dalej! Słabi będą silnymi, głodni najedzonymi i można wymieniać. Anyway, wiecie o co chodzi.
Oj no, może uda się w ten sposób "wytłuc" z niej skrępowanie i poczucie wstydu wobec osób w "takim" stroju jak teraz Faust? Terapia szokowa podobno potrafi dawać dobre rezultaty, tak słyszałem.
Jaaaaaaaasne.
Mruknął jakieś ciche, podejrzliwe "mhm" w reakcji na jej speszoną odpowiedź, przez chwilę pozwalając sobie na robienie odwiertów jej głowie przy pomocy oka. Tylko przez krótki momencik, szybko odpuścił.
No ale on ciągle na to liczył! Na szczerą, normalną odpowiedź w stylu "ubierz się dewiancie!" albo coś. Wtedy bardzo chętnie by to zrobił i jeszcze by przeprosił! I to bardzo przeprosił. Może nawet w ramach przeprosin zaprosiłby ją na jakąś małą, przyjemną kolację? Wszak czemu nie?
Ściągnął lekko brwi... Hm, brew, na widok jej wyrazu twarzy. Trwało to krótką chwilę, by następnie przejść w ciche "shush" i wzruszenie barków, po którym mimika przeszła z powrotem do standardowej. No, do momentu pytania. Uniósł lekko brew w zaskoczeniu, ale szybko ją opuścił, przypominając sobie że faktycznie nie ten język. Nah.
- Pani, tudzież Panienko. Zwrot grzecznościowy. - Wytłumaczył dość krótko i zwięźle, raczej ciężko się do tego potem przyczepić, prawda? Odpowiedź była nader krótka, ale raczej wystarczająco szeroka by wszystko nakreślić jak nakreślone być powinno. Git? Git gud.
Neeeeh.
W miarę jak dziewczyna "przeżuwała" jego wypowiedź, żołnierz w końcu stwierdził dość odkrywczo, że warto by było się ubrać, no i może też wypić jednak z jeszcze jedną filiżankę herbaty. Ale to za moment, bo otrzymał odpowiedź.
- Stalking, huh? Dziwnie to brzmi, ale w porządku. - Nie on tu jest rodowitym japończykiem by kwestionować tłumaczenie i brzmienie wyrazów. NIEMIECKI! JĘZYK BOGÓW! Choć dla większości to piekielny język. Na plus jest to, że może się dogada z demonami jak zabiorą jego duszę i dadzą mu to wrócić w razie czego. Huhu, fajnie by było.
- Pracujesz w czasie wolnym? Wasz etos pracy jest dość dziwny. - Mruknął z podrapywaniem głowy w zamyśleniu, po czym w końcu uznał że warto się podnieść, co też niezwłocznie zrobił. Po wstanięciu na równe nogi, staskował delikatnie wzrokiem panienkę Mizuyamę i posłał jej delikatny uśmiech.
- Zaraz wrócę. Jeśli Panienka chce, proszę się nie krępować i poprosić o coś Jacka. - Po wypowiedzeniu tych słów skierował się w stronę przejścia ku sypialni, tuż przed takowym jednym ruchem dłoni rozwiązując ręcznik. Oby Risu nie patrzyła, w innym wypadku miała okazję spojrzeć na cały "tył" faceta. Tak, albo był zaspany, albo dość "wyzwolony" pod tym względem... Albo miał nadzieje że ona się skupia na formularzu.
Tak czy inaczej zniknął, a Jack niczym stalker wyrósł jak spod ziemi obok kanapy, patrząc na Monday.
- A więc, potrzeba ci czegoś, Risu Mizuyama?
Most creepy thing ever.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

No to... może trzeba było wybrać inny zawód? Tutaj Monday musiałaby się zgodzić, wykonywanie cały czas jednej czynności, sprowadzającej się tylko i wyłącznie do pilnowania czyichś tyłów, musi być męczące i zwyczajnie nudne. Przecież właśnie po to w ogóle zainteresowała się pracą w S.SPEC, żeby mieć co robić! Niektórzy mogliby pomyśleć, że istniała w tym jakaś głębsza ideologia, ale tych niestety muszę zmartwić - pannie Mizuyama zwyczajnie nudziło się bycie szarą obywatelką i przesiadywanie w domu, a dla zabicia znużenia - samodzielne wymyślanie sobie rozrywek. Wolała zaangażować się w cokolwiek, co przypominało zawód. Rola służącej pomocnicy w organizacji rządzącej była dla niej wprost idealna. Codziennie nowe zadania, jakieś interesujące, nowe rzeczy do zrobienia... nawet poznawanie ludzi powoli, powolutku przestawało być trudne. W końcu zatrudnienie się było jedną z metod, jakimi zamierzała walczyć ze swoim słabym dostosowaniem społecznym. Codziennie spotykała mnóstwo ludzi, w dużej mierze nieznajomych i musiała być dla nich uprzejma i wykazywać się profesjonalizmem. Nie zawsze było to łatwe, ale czy ktokolwiek obiecywał, że ścieżkę życia ktoś jej wysypie płatkami kwiatów? Nope. Nie ma tak fajnie.
Nie. Terapia stopniowego przyzwyczajania do źródła lęku jest jak najbardziej w porządku, ale próby zlikwidowania pewnych problemów przez terapię szokową... nie, to po prostu nie zadziała. Po takich ekscesach może jej zostać co najwyżej jeszcze głębsza niechęć do ludzi! Lepiej nie próbować, bo się to jeszcze źle skończy. A kto chciałby mieć na sumieniu zdrowie psychiczne takiej miłej i ułożonej osoby jak Risu?
No tak, naprawdę! Przecież to grzeczna dziewczynka jest. W dodatku jeszcze niepełnoletnia!
No przykro mi, ale od tej dziewoi nie otrzyma bezpośredniego stwierdzenia problemu, to byłoby niezgodne z jej naturą. Podobno kobiety nigdy nie mówią, o co im naprawdę chodzi... ale w rzeczywistości nie wszystkie tak mają. Za to istnieje ten specyficzny rodzaj niewiast, które z pewnych powodów nie potrafią (lub też nie chcą) wyznać, co im leży na sercu, przez co zrozumienie ich zachowań graniczy z cudem. Ktoś miał nadzieję na to, że pojmie o co chodzi tej dziewczynie? No niestety, trudno, musi się obejść smakiem. Ona po prostu niczego nie powie.
- Ach, dziękuję. - Z wdzięcznością skinęła głową na udzielone jej wyjaśnienie. Mogła się w tej chwili wydać aż do bólu oficjalna... dopóki w jej mimice nie zaszła lekka, trudno dostrzegalna zmiana. Stopniowo schodziło z niej napięcie, wypierane przez delikatny, nieśmiały uśmieszek, który to mimo wszystko wciąż mógł przeistoczyć się w nieprzyjemny grymas. Stan spokoju był tak naprawdę bardzo niespokojny i łatwy do utracenia, o ironio!
- Właściwie to... nie za bardzo rozdzielam czas wolny i czas pracy. Pracuję w zasadzie zawsze, bo w każdej chwili ktoś mnie może potrzebować. No, nie licząc czasu na sen. - Rola służącej to nie taka łatwa sprawa, szczególnie gdy robiło się za osobę od wszystkiego, dostępną niemal 24/7. Paradoksalnie ona, której właściwie jedynym całkowicie wolnym czasem był ten spędzony w objęciach Morfeusza, zakłócała wypoczynek innym ludziom w sposób jednak dość brutalny. Bo niestety, gdy już załatwi co trzeba i wytoczy się z apartamentu Fausta, ten pewnie już nie będzie mógł wrócić do snu, bo zdąży nastać normalny poranek. Smutne.
Skinęła głową na informację o wyjściu i skierowała swoją uwagę ku ankiecie, dzięki czemu ominął ją niezbyt, hm, interesujący ją widok. Mogłabym napisać "nieprzyjemny", ale co do tego - raczej lepiej nie sądzić, bo cholera jedna wie, czy taki jest, czy nie jest. Zresztą, o czym ja to...
A! W spokoju przeczytała kolejnych pytań, z czystej ciekawości studiując zapisane tam wypowiedzi.
I nagle odezwał się robotyczny głos, który chociaż już znała, był całkowicie niespodziewany.
W tej samej sekundzie, w której rozległy się nagłe dźwięki, podskoczyła na kanapie, wrzasnęła, papiery spadły na podłogę, a przerażona Monday obróciła się w kierunku głosu, z wyraźnym strachem w oczach wpatrując się w oblicze androida. Niby nie był (chyba) żadnym zagrożeniem, ale kompletnie nie przewidziała jego pojawienia się i najzwyczajniej w świecie się przestraszyła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

To nie tak że sobie wybrał to zajęcie. Gwardziści wybierani są spośród najlepszych żołnierzy jako ochroniarze najważniejszych person w kraju. Fakt tego powoduje wskazanie że Ursegor był conajmniej solidną personą w walce, i przez to awansował - niekoniecznie ze swoją wolą - na bodyguard'a. I czy to mu się uśmiechało czy nie - musiał to robić. Pocieszającym faktem było to, iż czasem pozwalano mu na dołączanie do akcji wojskowych. Co prawda coś w stylu "idź na krótko, szybko wróć, nie wikłaj się w walki" i tak dalej i tak dalej, jak mama do synusia. Dzizus. Nie to żeby często słuchał tych zakazów, bo poza samym Ursegorem Cronus posiada również swój specjalny oddział zmechanizowany, jaki jest zdolny zrobić naprawdę solidną demolkę bez pomocy prawie-jak-jednookiego żołnierza. Funkcja Gwardzisty była bardziej dekoracyjna, robił za taki przemieszczający się posąg. W końcu mało kiedy terroryści zwący się łowcami mieli okazję zbliżyć się do najważniejszej persony w mieście, przebijając przez Wojsko, pracowników S.Spec, maszyny, systemy obronne, straż dyktatora, a w końcu sięgając do Gwardzisty, ostatniej linii oporu do przywódcy. Musieliby przeprowadzić naprawdę zmasowany atak. Ysh. Trzeba wyplenić te szczury. Raz, i na dobre.
Znam osobę która by chciała. Nie ma jej tutaj, zarówno ursegor jak i Risu jej nie znają, ona nie zna ich, ale pewne osoby go kojarzą w różnych okręgach jako kolesia o zielonych włosach. Coś świta?
Och, szkoda. A miał skromną nadzieję że jednak powie, jaki był jej problem, co było nie tak, co ją aż tak spinało i zawstydzało. W jego mieszkaniu były jakieś obsceniczne plakaty? Naaah, ostatnio wszystkie zdjął. Jack wyglądał dziwnie? Przecież nie jest taki zły. Źle pachniał? Nie no, dopiero spod prysznica wyszedł, więc... Więc co?
Kiwną głową na jej podziękowanie, oczekując kolejnych działań, no, przynajmniej do chwili gdy uznał, że opuści jej pobliże na chwilę. No i nie mówił o etosie pracy, który faktycznie mają nieco dziwny. Pracować bez przerwy? Hm, nie lubi.
- Rozumiem, ale we śnie też ktoś może coś od Ciebie wymagać. Co wtedy? Przerwiesz go? Zresztą - nie odpowiadaj. Znam odpowiedź. - Sama mu ją pokazała jakiś czas temu, budząc go sporo przed faktycznym rankiem. W każdym razie - po opuszczeniu jej nie zainteresował go wrzask Risu. Spodziewał się zapewne tej reakcji, Jack lubi robić z siebie osobę do jumpscare'ów. Farba na twarzy z pewnością pomaga, prawda?
Maszyna opuściła głowę, spoglądając na rozrzucone po ziemi papiery, i bez pytania, prośby czy pozwolenia zaczęła je zbierać w swoje mechaniczne dłonie, szybko je układając wedle kolejności w jakiej wcześniej były i wręczając ponownie Risu.
- Czy mogę jeszcze jakoś pomóc, Risu Mizuyama?
Wciąż ten sam, bezosobowy ton i bezemocjonalne spojrzenie wbite w Monday przez te kilka chwil, nim wrócił Faust. Hallelujah! Był ubrany! Dość zwyczajnie, ale był ubrany, to się liczy, prawda?
- Już wróciłem, Risu. Czemu krzyczałaś? Jack cię zaskoczył? - Spytał, zajmując ponownie swoje miejsce na fotelu. Z pewnością to był on, ale wolał się upewnić co do tego faktu.
No i android ciągle tam był, chwilowo go jeszcze nie odwoływał. Być może będzie jeszcze potrzebny? Być może.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Czyli co, jak cię wybiorą, to nie ma odwrotu? Przecież z pewnością dało się odwołać od takiej decyzji i już na starcie zrezygnować z funkcji ochroniarza. Przecież to byłoby bez sensu, żeby kogoś zmuszać do bycia gwardzistą. Bez zapału do danego zawodu, wykonuje się go dziesięć razy gorzej, naprawdę. Nie warto się męczyć z czymś, czego się nie chce robić, bo tylko to szkody przynosi.
No cóż, nie każdy jest na tyle powalony, żeby dokładać sobie do bagażu doświadczeń zrujnowanie psychiki niewinnemu dziewczęciu. Większość osób jednak źle by się z tym faktem czuła. W końcu Risu naprawdę w niczym nikomu nie zawiniła, wczesna pobudka jeszcze nie jest zbrodnią najwyższej kategorii. Chyba.
Przykra sprawa, ale chyba będzie musiał się pogodzić z tym, że ma do czynienia z przypadkiem zgoła beznadziejnym. O kobietach chodzi wiele ciekawych powiedzonek, istnieje całkiem sporo stereotypów, a sama Monday wydaje się być swoistą mieszanką kilku z tych najdziwniejszych. Uparła się, że na temat swoich problemów będzie milczeć i chociażby grożono jej najgorszymi możliwymi rzeczami, to nie wydusi z siebie prawdy. Nie i koniec! A dlaczego? A bo.. bo... bo tak! I co z tego, że "Bo tak" jest najbardziej absurdalną odpowiedzią wszech czasów? Powiedziała, to powiedziała! Bez dyskusji i nie pyskować.
A wystarczyło tylko trochę szczerości. Niestety, czasami to, co powinno paść, najbardziej nie chce przejść przez gardło. Przykra sprawa, jednak z dwojga złego już lepiej, żeby się nie odezwała, niż jakby miała palnąć coś naprawdę głupiego i pogrążyć się jeszcze bardziej. Wystarczy, że już czuła się niezręcznie, lepiej nie kopać sobie własnego grobu.
Ale to nie tak, że ktoś ją wyrwał ze snu i zmusił, żeby z samego ranka załatwiała cudze sprawy. Ona po prostu prowadziła taki tryb życia. Spałą dwa razy dziennie po kilka godzin i to najzupełniej jej wystarczało, a dodatkowo była na nogach wcześniej niż większość mieszkańców miasta. Mogła zrobić sprawunki zaraz po otwarciu sklepów, bez kolejek i z największym wyborem, nie musiała się martwić, że zaśpi, same plusy! No, trochę kiepsko było tylko z działalnością popołudniową, bo zaraz po obiedzie dosłownie odpływała i jak zasnęła, tak można było walić w drzwi, dzwonić, potrząsać, ale naprawdę trudno było wtedy dziewczynę zmusić, by się obudziła i podjęła jakąś aktywność. Dopiero po dłuższej drzemce była w stanie powrócić do normalnej działalności.
Chwilę zajęło, nim otrząsnęła się z szoku i przeniosła wzrok na sprzątającego androida. Przyjęła od niego pozbierane kartki i położyła z powrotem na swoich kolanach, zamierzając zaraz do nich powrócić.
- D-dziękuję, niczego mi nie trzeba - odpowiedziała jeszcze lekko drżącym głosem, po czym bez większego zaangażowania powróciła do przerwanej lektury. Podniosła głowę dopiero wtedy, gdy gospodarz na powrót pojawił się w pokoju. Normalne ciuchy, szumiący borze, co za ulga. Niby nie docenia się takich spraw na co dzień, ale jak przyjdzie co do czego, to od razu zauważa się brak pewnych podstawowych rzeczy. A więc, teraz przynajmniej poziom dziwności nieco spadł.
- Tak tak, nic wielkiego. Trochę się tylko wystraszyłam - wytłumaczyła się pospiesznie i z nieco nerwowym uśmiechem. Cóż. Chyba dość łatwo było ją zaskoczyć, szczególnie, gdy niczego się nie spodziewała, a myślami była wtedy kompletnie gdzie indziej .Jack nie miałby trudnego zadania, gdyby miał celowo przyprawić ją o zawał.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Będąc "elitą" ma się swoje obowiązki. Znaczy - to nie tak że Ursegor jest najlepszy. Nie, z pewnością są lepsi, z pewnością jest kilku równie zdolnych co on. Ale wybrany, nie może "od tak" odrzucić wyboru. To by była zniewaga władzy. No i nie zmienia to faktu że nawet nie lubiąc tej roboty, jest wierny idei tego świata. Świata w którym wymordowani i ludzie trzymają się z dala od siebie. Gdzie bestie nie chcą pożreć bezbronnych na każdym kroku. I dlatego też będzie chronił powiernika tej wizji, dyktatora Asellusa. Koniec kwestii.
Dla niektórych osób jest. Wyobraź sobie ze ktoś usnął, przykładowo o czwartej ranem, i jest budzony o piątej. Zło. I to tak potworne zło, przy którym dana osoba byłaby zdolna kogoś związać, schować do szafy i pójść spać dalej. A potem dokładać kolejnych w razie gdyby się pojawili.
Wychodzi na to że innego wyjścia nie ma. Ani wejścia. Dlatego też chyba pozostawmy ten temat do rozważań dla filozofów i potomnych.
Ech, ta niezręczność. Jack i androidy to mają fajnie w tej kwestii. Nie czują wstydu, strachu, niezręczności. Paradują - dość dosłownie - nago wszędzie, i nikt nie zwraca na to uwagi. Być takim to jak wygrać życie. No, tylko zachowując wolę i emocje, a to już trudne.
To ciekawe, bo akurat Faust lubi (choć niekoniecznie zawsze tak działa) robić swoje sprawunki sklepowe w godzinach wieczornych. I to tak solidnie wieczornych, gdzieś przed północą. Rzadko kiedy o tych godzinach są tłumy. No, rzadko kiedy też działają jakieś sklepy, ale to nie problem. Te których mu potrzeba zazwyczaj są w pełni sprawne. No, tylko potem dobudzać się trzeba kilkoma litrami herbaty lub kawy, a i tak ma się ochotę oprzeć o fotel dyktatora i pospać. Tak, to byłby ciekawy widok. Gwardzista który opada na fotel swojego "szefa" i zasypia na nim. No ale cóż - tylko człowiek. Nic nie poradzisz.
Android kiwną głową i odszedł z powrotem do kuchni, pozostawiając Risu samą z myślami, kartkami i swoimi rzeczami. No, nie na długo, bo Faust wrócił tuż po jego odejściu. W ciuchach! Hallelujah! Chociaż on nie wiedział że z tego powodu trzeba się cieszyć, no ale co zrobić. W myślach nie czyta. Jeszcze.
Wyjaśnienia co do powodu krzyku były nader logiczne, ale nie potrafił się powstrzymać od lekko kpiącego uśmiechu i cichego chichotu. - Przepraszam za Jacka, wiem że wygląda nieco upiornie i lubi się pojawiać nieoczekiwany, ale pomyśl o tym tak. To android medyczny. Gdy ktoś zobaczy nad sobą taką twarz, natychmiast powróci do pełni sił i zechce uciec jak najdalej. A jak będzie do tego niezdolny, to chociaż pobudzi organizm do życia. - Może i dziwne wyjaśnienie i sposób myślenia, ale czy nie ma trochę racji? W końcu ktoś sobie pomyśli "ach, co tam, umieram już", zamknie powieki, rozchyli je i ujrzy TO. Natychmiastowy odskok gwarantowany, odzyskanie sił do życia też.
Anyway, to nie temat. - Wróćmy do rzeczy. Znalazła Panienka jeszcze coś problematycznego? - Spytał, powracając do lekkiego uśmiechu, wychylając się nieco ku kartkom, jakoby chciał sam dostrzec co jest problemem. A pewnie i tak coś jeszcze jest.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Będąc nie-elitą też ma się całkiem sporo obowiązków, po prostu są trochę inne. Pod pewnymi względami niższe stanowisko oznacza niewielką odpowiedzialność. Czysto teoretycznie, gdy jednej osoby pokroju Risu zabraknie, łatwo zastąpić ją inną, nic wielkiego się nie dzieje. Cóż, zmiana takiego choćby dyktatora, a nawet jego zastępcy, byłaby już sporym wydarzeniem, wywołującym poruszenie wśród ludu. A jednak, w małych mróweczkach tkwiła bardzo istotna rola. Czasami jeden mały błąd "na dole" potrafił doprowadzić do ogromnych konsekwencji w całej wielkiej, biurokratycznej machinie. Aż strach pomyśleć, ile takie drobne potknięcie mogłoby napsuć wszystkim pozostałym. Może lepiej o tym nie wspominać? Jeszcze nie daj Boże padnie w złą godzinę i dopiero będzie ambaras...
No dobra, może czasami wczesna pobudka jest bardzo przykra i tak dalej, ale nie oszukujmy się - to nie są aż tak bardzo częste przypadki. Zresztą, zaledwie godzinę później następował ten czas, który dla większość ludzi pracujących był normalną porą na zakończenie snu. Skoro więc ktoś kładł się spać o czwartej nad ranem, to czy obudziłby się o piątej czy o szóstej - cóż to za różnica? I tak cierpiałby zapewne na niedobór odpoczynku. A zamykanie innych w szafie to naprawdę kiepski pomysł. Można o nich zapomnieć, umrą z głodu, a jak ciała zaczną się rozkładać, to zapach może się okazać naprawdę nieprzyjemny i trudny do wywietrzenia. Dodajmy do tego policyjne śledztwo i kryminał, to będziemy mieli pełen obraz wad podobnych środków.
Kontynuowała przeglądanie ankiet, dopóki nie wypatrzyła kolejnego obco brzmiącego wyrazu. Zanim zdążyła jednak o niego zapytać, wypadało coś odrzec na temat w jakże treściwej konwersacji o androidach.
- Nie szkodzi, przecież nic mi się nie stało. Ale wątpię, żeby takie zaskakiwanie zawsze działało dobrze... obawiam się, że ja w takiej sytuacji prędzej bym dokonała żywota, niż do niego wróciła. - Zdążyła się już w dużej mierze uspokoić i choć pozostawała poważna, to nie wyglądało na to, by przez ten drobny incydent wydarzyła jej się jakaś krzywda. Z grubsza wróciła do normy.
Kolejne pytanie było raczej... długie i uznała, że czytanie go raczej mija się z celem. W takim wypadku lepszą opcją było podetknięcie kartki pod nos Fausta i dobitne wskazanie zatkaną końcówką długopisu, gdzie znajduje się będące nie na swoim miejscu słowo.
- Jeszcze tutaj - wytłumaczyła dodatkowo, tak by nie było wątpliwości, że konkretnie dane pytanie ma na myśli. Po prostu było tam całkiem sporo tekstu i nim by się doczytała do niemieckiego słówka, straciłaby niepotrzebnie kawałek czasu i trochę zdrowia. A głos - ważna sprawa, lepiej się go lekkomyślnie nie pozbywać.

//Tak, ten post jest kiepski. Gomen, poprawię się ;-;
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach