Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 9 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12  Next

Go down

Pisanie 03.12.17 2:03  •  Kuchnia i jadalnia - Page 9 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
- Weź nie żartuj.
Gdyby nie kobieta słaniająca jej się w rękach, rzuciłaby wszystko tak, jak stała i poszłaby Kirinowi z marszu przyłożyć. Dobrze by się to na pewno nie skończyło, ale w chwili obecnej tylko czyny, a nie słowa, mogły wyrazić wylewającą się z Rebeki frustrację. Nie dość, ze ten skończony palant narobił im obojgu kłopotów, o Matyldzie już nie wspominając, to jeszcze pozostawał kompletnie nieświadomy swoich czynów. I jak tu z takim wytrzymać? Kiedy anielica walczyła z utrzymaniem rannej kobiety na nogach, ten zajmował się - jak zwykle - swoimi sprawami i nieodłącznym dialogiem z Alice, kimkolwiek ta mała szmata była. Im więcej o niej słyszała, tym bardziej miała jej dość, choć zdążyła się już poniekąd przyzwyczaić do pewnych dziwactw wyprawianych przez Vincenta. Gdyby jednak jego wewnętrzna towarzyszka miała jakąś materialną formę, albinoska z chęcią dorwałaby ją w swoje ręce i ukręciła szyję. Tak zapobiegawczo, na zaś, żeby się wreszcie głupia baba przymknęła.
Pojawienie się Evendell było błogosławieństwem. Reb przyłapała się na tym ,ze po raz pierwszy od dziesięcioleci w myślach błysnęło jej dzięki Bogu, które naprawdę, naprawdę i autentycznie miała na myśli.
- Mamy ranną. Ciężko - zakomunikowała krótko, zdając sobie sprawę z tego, że nie mają zbyt wiele czasu. Sama nie mogła zrobić zbyt wiele, przede wszystkim dlatego, że jedną rękę miała zajętą prowizorycznym tamowaniem krwotoku, a drugą próbowała utrzymać Matyldę w jako-tako stabilnej pozycji. Skoro jednak nie musiała jej prowadzić do medyka, bo takowy zjawił się w sposób równie cudowny co niewyjaśniony, ostrożnie pochyliła się i posadziła kucharkę na podłodze, opierając ją plecami o ścianę. W tym czasie druga anielica zdążyła unieruchomić wymordowanego i zacząć leczenie. Albinoska odebrała to jako sygnał do wycofania się, więc ostrożnie odsunęła swoją czerwoną już całkowicie bluzkę, odsłaniając zasklepiającą się pod wpływem mocy ranę. Adrenalina powoli opadała, ustępując miejsca nagłemu zmęczeniu. Klapnęła bezładnie obok i rzuciła zakrwawione ubranie na bok, po czym oparła czoło na dłoni, niepomna tego, że z palców też ścieka jej krew. I tak była cała upaprana, a więc co za różnica - swoją, cudzą?
- Dziewczyno, jesteś darem niebios - mruknęła słabo, zerkając na Ev spod na wpół przymkniętych powiek. Miała na myśli dokładnie to, co mówiła - a nie zdarzało jej się to aż tak często, szczególnie przy pozytywnych wypowiedziach. Nie mogła jednak nie przyznać, że gdyby nie niespodziewane pojawienie się dziewczyny, prawdopodobnie sama z niczym by sobie nie poradziła. Mieliby martwą kucharkę, a może i więcej ofiar. To, że obyło się bez trupów, było cholernym cudem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.12.17 22:05  •  Kuchnia i jadalnia - Page 9 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
To miłe, że Rebeka wreszcie miała z kim sobie pogawędzić, że Matylda miała jednak szansę przeżyć i że być może sytuacja ta nie zmieni się w nieudaną sztuczkę z gwoździem z programu śniadaniowego. Z tego wszystkiego nie był w stanie skorzystać tylko Kirin, pogrążony mocno w swoich chaotycznych myślach, które wiły się w jego głowie niczym węże, chociaż nie wiedział dlaczego i co oznaczały.
To był on? Przyszłość? Przeszłość? A może całe jego życie dotychczas było tylko jakimś dziwacznym snem i dopiero to, co siedziało w jego łbie było tym prawdziwym butem? Widział światła, słyszał wiwaty, tłumy ludzi, zaraz potem puste zaplecze, wielkie kolorowe pasy, ludzi o smutnych twarzach z domalowanymi uśmiechami, zwierzęta, które spoglądały na niego z pasiastych pudeł, brudne, głodne, wściekłe.
Jesteś jednym z nas. Mówił pies z obdartym do mięsa pyskiem podwijając ogon pod tylne łapy.
Papugi schowały dzioby pod skrzydła, gdy mijał je w tunelu. Zebra wierzgnęła poirytowana, nie miała ochoty spoglądać na siebie, na żyrafę.
Głodny, głodny, głodny. Dwa koty majaczyły oparte o siebie siedząc tyłem do maszerującego. Ich futro miało kilka wyraźnych, zaczerwienionych pręg, poza klatką leżał martwy kociak z ukręconym łbem. Waż spoglądał na niego oblizując się i zwisając z sufitu nad ich głowami.
Spojrzał pod siebie, ale nie dostrzegł dłoni, nie dostrzegł reszty ciała, tylko wióry i ubitą glebę. Trawa wygryziona była do czysta, musiał poszukać innego miejsca, może poza areną? Może tam daleko za kratami było jakieś jedzenie, jakaś trawa o której nie musiałby bić się ze stadkiem lam i starym osłem.
Złote ślepia pogrążone były w szaleństwie. Przesunął dłońmi po twarzy i złożył je w religijnym geście, macki z roślin porwały go swobodnie, nie wyrywał się. Z jego ciała wyszedł jednak niewidoczny impuls, który rzucił się na umysł blondyneczce, teraz i ona mogła przez chwile poczuć się jak w chaotycznym śnie, złapana w halucynacje wywołane mimowolnie przez ciało wymordowanego. Nawet gdyby chciał, nie był w stanie tego powstrzymać, moc działała mimo jego wolo, broniąc przed jakimkolwiek atakiem.
De Lacroix tym czasem wpakował sobie palce między szczęki wgryzając się we własne palce wściekle. Nowa krew zmieszała się z tą, cieknącą z obdartego wierzchu dłoni. Zdawał się ignorować starania anielicy, jednak bardziej po prostu ich nie zauważał. Nie mógł być wdzięczny, bo nie było za co. Przed jego oczami nadal widniały dziwne obrazy, których nie rozumiał, chociaż miał okropne wrażenie, że powinien.
Nie wściekaj się, Vincent. Jesteś ulubieńcem dzieci, nie zrobią Ci dużej krzywdy.
...
Miałam na myśli, że żadnej. Nie mogliby Cię znowu wystawiać, gdyby wcześniej coś Ci zrobili, co nie? Co nie? Ale ty i tak jesteś dzielny, znosisz wszystkie kary, potrm zawsze się uśmiechasz. Masz taki ładny uśmiech.
Wyszczerzył krzywe, brudne zęby. Usta nadal pokryte miał świeżą krwią.
- Żartujesz, nie? Nie lubię kar, nie są wcale przyjemne.
Tak? A przecież ciągle się dajesz.
- No bo ten, Alice, wiesz... inaczej Ciebie by karali, wiesz, że nie lubię jak masz siniaki. Oni też nie lubią, bo łatwiej jest ukryć siniaki na żyrafie, niż na człowieku.
Obojga nas lubią. Nie zrobią nam krzywdy. Dużej krzywdy.
Zamerdał ogonem. Może miała rację i wcale go nie uderzą, jak ostatnim razem?
Wyciągną rękę przed siebie szukając jasnych włosów dziecka. Chciał ją pogłaskać, przyciągnąć do siebie, powiedzieć że wszystko będzie dobrze. Wyciągnięta do przodu dłoń szukała gardła dziecka, wy zacisnąć na niej silną dłoń, wyrwać aortę ze środka, zgnieść kręgi szyjne. Uśmiechał się.

---

Halucynacje: 1/3 (Eve)
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.12.17 21:34  •  Kuchnia i jadalnia - Page 9 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Zabrała swoją dłoń, gdy skończyła leczyć Kirina I przekręciła głowę nieco na bok, niezbyt rozumiejąc co właściwie się dzieje. Czemu pnącze puściły? Przecież wyraźnie powinny jeszcze przez trochę utrzymywać mężczyznę. Chciała ponownie użyć mocy, ale instynkt podpowiadał jej, żeby spojrzała za siebie, na Matyldę.
I serce jej zamarło.
- Niemożliwe… – wyszeptała cicho, kiedy ujrzała ją broczącą we krwi. Odwróciła się i błyskawicznie dopadła do kobiety, ponownie używając swojej mocy leczenia, ale czuła, jak jej własne ciało powoli spotyka się z ograniczeniami, jak drobne palce snujące po napiętej skórze drugiej kobiety drżą, oddech staje się pytki, a z nosa powoli skapuje krew.
Nie mogła się jednak poddać. Nie zamierzała.
Bez znaczenia na stan jej własnego ciała, musiała uratować Matyldę. Dobrą i łagodną Matyldę, która kochała każdego szczeniaka z DOGS, chętna zawsze ich nakarmić.
- Reb…. Nie rozumiem. Ja naprawdę ją leczyłam. Dlaczego znowu krwawi? – zadarła głowę, spoglądając ze łzami w oczach w stronę drugiego anioła. Pociągnęła nosem i pokręciła gwałtownie głową. To nie był odpowiedni czas na jakiekolwiek użalanie się nad sobą.
- A ty jesteś ranna? Jeżeli tak, to proszę, ale poczekaj chwilę, zajmę się tobą, tylko najpierw uleczę Matyldę. Mam wrażenie, że jej życie ucieka mi przez palce. – westchnęła cicho, ponownie powracając do leżącej kobiety.
- Proszę, otwórz oczy.


/nie wiem co ten post. Gome. ;-;
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.12.17 11:55  •  Kuchnia i jadalnia - Page 9 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
- Niemożliwe
- Hm? - mruknęła, przekręcając głowę nieco na bok i spoglądając w stronę anielicy zmagającej się teraz z obrażeniami Kirina. Przez głowę przemknęła jej myśl, że użycie roślin było całkiem sprytne i aż żałowała, że sama nie ma podobnych możliwości. Aż nazbyt irytujący był fakt, że w starciu z własnym podopiecznym nie miała żadnego skutecznego oręża; tylko przekupstwo działało czasami, jeśli akurat miała na stanie coś do jedzenia. To, i chyba tylko to było dla żyrafy poważnym argumentem w dłoni opiekunki, bo jak dotąd wszystkim pozostałym nie okazywał żadnego poważania.
Trudno. Przywykła.
Tak samo jak do jego rozmów z samym sobą, czy tam z tą cała Alicją i do innych dziwactw, które serwował jej każdego dnia. Może dlatego przez chwilę nie zwracała żadnej szczególnej uwagi na to, co dzieje się z wymordowanym. Dopiero co zrzuciła z barków ciężar kucharki, a trzeba przyznać, był on naprawdę spory. Dla Rebeki, wysokiej a chudej, podtrzymywanie Matyldy przez tak długi czas było zdecydowanie ponad siły i teraz odczuwała tego przykre konsekwencje. Ręka, którą przecierała czoło, opadła bezwładnie, nie chcąc podejmować już żadnej więcej pracy. Mięśnie żądały przerwy. Całe ciało krzyczało o chwilę spokoju.
Ale nie było jej dane pomedytować, bowiem rozległ się głos mniejszej anielicy przesycony emocjami, których nawet albinoska nie umiała zignorować, choć co poniektórzy lubili uważać ją za istotę bez serca. Nawet, gdyby istotnie tak było, nie mogła puścić mimo uszu pytania, które nijak nie zgadzało jej się z rzeczywistością.
- Co? Przecież nie krwawi... - Spojrzała na ranę kucharki, która nie prezentowała się w żaden sposób inaczej, niż chwilę temu, kiedy Evendell magicznie ją zasklepiła. Miała jakieś inne obrażenia? Ale skąd, skoro kiedy wpadła do spiżarni, wydawała się w pełni zdrowa-
Odpowiednia przekładka z cichym kliknięciem wpadła na swoje miejsce, dodając Reb nagłego przypływu energii. Odbiła się od ściany i oparła rękę o podłoże, siadając bokiem nad Matyldą. Obejrzała jeszcze pobieżnie jej ranę, żeby się upewnić, po czym przeniosła spojrzenie na drugą anielicę.
- Eve, ona na pewno już nie krwawi. Masz przywidzenia - wyjaśniła, starając się brzmieć spokojnie, choć wiedziała, że nie jest to wcale takie proste. Widziała już jednak wystarczająco dużo razy dziwne moce swojego podopiecznego w działaniu, by teraz mieć całkowitą pewność co do tego, czego jest świadkiem.
- To przez jedną z mocy Kirina. Tylko ci się wydaje, że wróciłaś do poprzedniego momentu. Tak naprawdę już jest wszystko w porządku. Matyldzie nic nie będzie.
Nie wiedziała, na ile pomoże to uspokoić małą i kiedy efekt halucynacji minie, bo na to nie miała wpływu. Wzrastała w niej za to ochota uduszenia żyrafy gołymi rękami, tego cholernego gnojka, który w najlepsze rozprawiał z Alice o dupie Marynie, zamiast się choć raz w życiu na coś przydać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.12.17 19:26  •  Kuchnia i jadalnia - Page 9 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Wykończony powoli tracił obraz z przed oczu, szał miał swoją cenę, korzystanie z mocy także, a on używał jednej za drugą. Mimowolnie wywoływane halucynacje wysysały z niego siły, wzrok opadł na ziemię, usta poruszały się wyszeptując jakieś niezrozumiałe dla otoczenia słowa. Wściekłość i gniew kołujące w piersi odczuwał w postaci bolesnego, fizycznego niepokoju. Za moment obudzi się całkowicie, a wtedy będzie musiał wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Był tego świadomy, nie chciał się budzić, wolał trwać w tym odrętwieniu.
Pnącza go puściły, uderzył kolanami o podłogę, przetarł ubrudzoną twarz równie upaskudzoną ręką, efektu nie było, gest pomógł mu tylko się opanować. Skóra pachniała krwią, potem i ziemią, mieszanka tego wszystkiego była już niemalże jego naturalną wonią, nie odczuwał różnicy. Wizja stała się jednak wyraźna, białowłosa anielica przy Matyldzie, obok nich mała dziewczynka z jasnymi włosami. Chwilę temu próbował ją dosięgnąć, ale teraz nie czuł już w sobie motywacji do tego przejawu agresji. Czy inaczej, nadal chciałby ją dorwać, ale zdawał sobie sprawę, jak mocno skomplikowałoby to i tak już niełatwą sytuację. A przede wszystkim nie chciał, żeby go wywalali, nie chciał, nie chciał, nie chciał...
Słowa obydwu anielic umykały mu bokiem, bez cienia pomyślunku zadecydował, że lepiej będzie oddalić się, zanim poradzą sobie z ranną, a całą swoją uwagę skupią na osobie sprawcy. Pusty wzrok padł na palce, zgiął je i wyprostował kilka razy, moc przenikania zdecydowanie już się ulotniła, przynajmniej na jakiś czas nie będzie mógł zmusić ciała do tak nienaturalnego zachowania. Wziął głęboki oddech, zapiekło go w piersi. Idealnie by nie zapomniał, po co i dlaczego to robi.
Zgarnął kawałek chleba z blatu i wpakował go sobie do buzi. Przeżuwał powoli, masa była czerstwa i sztywna, ale szarpało się ją z satysfakcją. Zmierzwił włosy, które i tak sterczały już na wszystkie strony świata, znowu odrosły za mocno i czuł się z nimi dziwnie. Lewa strona, nadal nieco krótsza nie była w stanie ukryć zbyt wiele z jego paskudnej, przypalonej twarzy. Nie żeby kiedykolwiek starał się wyglądać dobrze, teraz odczuł nagłą potrzebę prezentowania się przynajmniej przyzwoicie. Marszem, krokiem ciężkim ale powolnym podszedł do pozostałej trójki, żółte oczy na moment zatrzymały się na obrazie rannej kucharki. Przez moment zdawało się, że chociaż tej jeden raz postanowi pomóc, może zapyta o zajęcie dla jego nadal silnych, szerokich rąk. Rana nawet leczona wyglądała paskudnie, dreszcz przeszedł po całym jego ciele, od stóp do czubka głowy, zawahał się, otworzył usta i wydał z siebie nieokreślony dźwięk.
Szukał słów długo, ale nie było takich słów, których Kirin byłby w stanie użyć, a jednocześnie pozostać sobą. Chęć zachowania własnego ja była silniejsza, tak samo jak instynkt samozachowawczy. Nie było tu dla niego miejsca, dla takiego potwora, co pożre wszystko, obcych i swoich.
Wyciągnął rękę na bok i przesunął nią po głowie Rebeki, włosy przelewały się pomiędzy jego palcami, a potem łagodnie opuścił ją wzdłuż ciała. Nie czekał na odpowiedź, rzucił się biegiem i uciekł, pozostawiając za sobą jedynie burzę i chaos.
Nie był w stanie wziąć na siebie konsekwencji.

z/t
                                         
Kirin
Doberman     Poziom E
Kirin
Doberman     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Vincent de Lacroix aka. Kirin / Seba z DOGS


Powrót do góry Go down

Pisanie 03.01.18 22:33  •  Kuchnia i jadalnia - Page 9 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Nie miała pojęcia co się dzieje. Rzeczywistość wydawała się brutalnie prawdziwa, ale postanowiła zawierzyć słowom drugiej anielicy. Była stróżem Kirina, więc znała go najlepiej z nich wszystkich. Musiała jej uwierzyć. Drżące dłonie powoli cofnęły się i opadły na drobne kolana, po czym powoli, wciąż niepewnie spoglądając na Matyldę, skinęła głową, na znak, że zrozumiała jej przekaz.
Właściwie to był jej pierwszy raz, kiedy miała styczność z mocą mężczyzny. Tak bezpośrednio. Pewnie kiedyś obiło się jej o uszy, możliwe, że nawet kiedy Grow rozmawiał z drugim wymordowanym, ale jak to ona, nigdy nie przykuwała uwagi do takich rzeczy. Nie była bojową jednostką i nienawidziła, wręcz brzydziła się przemocą, dlatego trzymała się z daleka od starć, jakich uczestniczyli członkowie DOGS. Ale może powinna zwracać większą uwagę na moce innych. Może wtedy uniknęłaby podobnych sytuacji.
Kiedy warczenie i dziwne dźwięki, jakie wydawał z siebie Kirin ucichły a jej moc wypuściła go ze swoich objęć, odważyła się odwrócić głowę na tyle, by spojrzeć na niego przez ramię. Wydawał się.. taki spokojny. Normalny. Wyglądało na to, że chwilowe szaleństwo, które zapanowało nad nim, wreszcie puściło.
- Kirin…? – zapytała cicho, chcąc się upewnić, że nic mu nie jest. Że jego ciało nie jest pokryte nowymi ranami, że czuje się dobrze, ale nie było jej dane usłyszeć odpowiedzi, bo mężczyzna wyszedł.
Źle. Bardzo źle
W jego spojrzeniu było coś, co zaniepokoiło anielicę. Jej ciało chciało samoistnie zareagować i ruszyć za nim, ale nadal siedziała w bezruchu. Zamiast tego spojrzała na drugą kobietę z determinacją czającą się w jej oczach.
- Reb, musisz iść za nim. – powiedziała twardo. Z ich dwójki to właśnie ona powinna biec za mężczyzną. To jej bardziej posłucha, to jej bardziej ufał. Była jego stróżem. Łączyła ich specjalna więź, wręcz nierozerwalna nić.
- Coś mi się nie podoba, I martwię się o niego. A tylko ty możesz za nim pobiec. Biegnij za nim i upewnij się, że nic mu nie jest. – dodała tonem, o dziwo, który jasno dawał do zrozumienia, że innej odmowy niż zgoda nie przyjmuje. Najwidoczniej bliskie przebywanie w towarzystwie Growa odbiło się nawet na tak niewinnej i czystej duszyczce, jaką była Ev.
- O Matyldę się nie martw. Zostanę z nią i sprawdzę jeszcze raz jej stan. Niebawem powinna się ocknąć. No leć. – dodała ciszej, uśmiechając się do niej delikatnie i wyciągnęła swoją dłoń, muskając lekko wierzch jej dłoni.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.01.18 23:04  •  Kuchnia i jadalnia - Page 9 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Nadzieja na to, że Evendell jej uwierzy, a moc przestanie działać była w tej chwili jedyną rzeczą, która pozostawała w jej rękach pośród całego tego zamieszania. Zdecydowanie nie była zbyt dobra w dobieraniu słów, szczególnie wobec istotki tak bardzo od siebie różnej, dlatego tym bardziej odczuła ulgę, kiedy efekt halucynacji minął. Z uwagą przyglądała się młodej anielskiej twarzyczce, a nie dostrzegłszy na niej zaczątków paniki ani innych niepokojących objawów, odchyliła się z powrotem w kierunku ściany, uwalniając rękę i siadając prosto. Przymknęła oczy na kilka sekund, ale właśnie wtedy winowajca postanowił wychynąć ze spiżarni.
Była na niego zła. Trudno powiedzieć na ten temat cokolwiek więcej i gdyby sama Reb miała to zrobić, zapewne nie obyłoby się bez bluzgów. Normalnie nie przedstawiałoby to dla niej wielkiego problemu, ale jednak towarzystwo wcielenia wszelkiej niewinności zobowiązywało do zachowania minimum kultury. Po części dlatego zmilczała pojawienie się Kirina na korytarzu, jednak drugim ku temu powodem był sam jego wygląd. Po tych paru latach, z których zdecydowaną większość spędziła w jego towarzystwie, znała każdy milimetr tej parszywej gęby - nie mógł tego zmienić nawet rozległy ślad po oparzeniu. Nie było wielką sztuką poznać, kiedy się wścieka, a kiedy ma ten okropnie głupkowaty nastrój. Teraz jednak miał na twarzy coś zupełnie innego. I to właśnie wywoływało największy niepokój; już by chyba wolała, żeby nadal był rozzłoszczony, albo żeby strzelił jakimś debilnym komentarzem zamiast tak milczeć. Nie zareagowała nawet, kiedy przeciągnął ręką po jej włosach, choć normalnie już fuknęłaby z niezadowoleniem i powiedziała mu kilka dosadnych słów. Tymczasem nawet się nie ruszyła, nie licząc lekkiego odwrócenia głowy za odbiegającym wgłąb tunelu wymordowanym. Z transu wyrwał ją dopiero głos Ev.
- Masz rację - odpowiedziała, jakby nieswoim głosem. Zerknęła przelotnie na drobną blondyneczkę, powracając zaraz spojrzeniem do kierunku, w którym oddalił się Kirin. Mruknęła pod nosem coś mało zrozumiałego, a brzmiącego z niemiecka, po czym jednym, sprawnym ruchem wstała na nogi i ruszyła szybkim krokiem, nie oglądając się za siebie. Nim dotarła do pierwszego zakrętu, przyspieszyła do biegu.

[zt]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.05.19 18:16  •  Kuchnia i jadalnia - Page 9 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Na zewnątrz zdawała się być niczym niewzruszona, gdy z kamienną twarzą przemierzała ciemne tunele otoczona kokonem z koca. Zapamiętała już rozkład korytarzy, miała na to wiele miesięcy, podczas których snuła się przytłoczona poczuciem obcości, czując na karku spojrzenia tych, którzy nie umieli zaakceptować jej obecności wśród dzierżących żółte chusty. Nadal nie dostała swojej, wciąż zastanawiała się czy zdążyli jej zaufać po tym wszystkim co robiła w przeszłości i kim była dawniej. Nawiązała niby parę bliższych kontaktów, ale nie było to to samo co pełna swoboda w towarzystwie Psów. Nawet czworonożni posłańcy Wilczura patrzyli na nią spode łba, rozpoznając zapach wroga. Nie czuła się tu źle, choć z upływem czasu zauważała, że jest trochę jak położony w złym miejscu puzzel. W pewien sposób pasowała, ale odrobinę odstawała i może warto by z niej skorzystać w innym etapie układanki. Nie kwestionowała woli dowódcy gangu, po coś dał jej w końcu dostęp do Kryjówki, musiał mieć jakiś plan, cokolwiek. Z logicznego punktu widzenia jego działania sprzed miesięcy nie miały żadnej logiki, w końcu mogła kłamać w żywe oczy i stosować podstęp.
A jednak była tu, na środku ciemnego korytarza w kocykowym kokonie, wracając ze świata zewnętrznego, którego unikała bardzo długi czas – i słusznie, jak się okazało.
Skrywała aktualnie masę uczuć. Chciała wypatroszyć żywcem, rozrywać po kawałeczku, znaleźć wroga i posilić się jego jeszcze ciepłym, świeżo wyciągniętym z piersi sercem. Chciała dokonać zemsty zostawiając za sobą długi, czerwony szlak trupów. A jednocześnie była przerażona. Zniknęła ze świata na jakieś pół roku, może i więcej. Kryła się nie dając znaku życia i dla leżącej na powierzchni Desperacji stając się niemalże martwą, a jednak wciąż ktoś na nią polował. Uznana za zdrajcę, bez żadnych podstaw do tego. Powinna być bohaterką, a jednak stała się łowną zwierzyną. Nie lubiła być celem. To inni powinni bać się jej, czmychać przed cieniem, trząść kuprami. Zawsze była łowcą i nie zamierzała tego zmieniać przez zachcianki jakiegoś samozwańczego szaleńca, który złapał stado baranów za ich miękkie tyłki. Nie rozumiała tego co się stało.
Wsunęła się do jadalni. O tej porze nikogo nie było w środku, a nawet jeśli, to nie zwróciłby na nią uwagi. Nie wyglądała pewnie za ciekawie ze śladem po oparzeniu na uchu, resztkami własnej krwi w okolicach ust, ciemniejszymi plamami na twarzy sugerującymi pojawienie się kilku sińców. Zrobiła z koca prowizoryczną sukienkę i zaszyła się w kącie, klękając i siadając na bosych piętach. Odkąd była trzeźwa medytacja najlepiej pomagała ułożyć myśli w zwartą całość. Po powrotnej przemianie z harpii w człowieka nie zajrzała do swojego kąta po nowe ubrania, nie miało to większego znaczenia. Zamknęła oczy, wystawiła dłonie, opierając je o kolana wnętrzem do góry. Zaczęła coś mruczeć pod nosem, skupiając się na wyciszeniu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.05.19 12:46  •  Kuchnia i jadalnia - Page 9 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Dwa komplety nóg, należące kolejno do Desperatki i jej psa, wiodły swych właścicieli w stronę kuchni. Jaskier wracała ze skromnego polowania, tym razem skierowanego bardziej pod potrzeby jej psa niż jej samej. Upolowali dwa niezbyt duże zwierzątka, no, prawie trzy, ale jednemu, miast łebka, śrut rozsadził całe ciało, więc nie wiedziała, czy da radę jeszcze uratować to mięso. Jej torba, mimo wyłożenia dodatkowymi szmatkami, przesiąkała w jakimś stopniu krwią ofiarek. Była mimo to z siebie zadowolona. Na Desperacji była zaledwie od roku i jej obecny stan różnił się diametralnie od ówczesnego. Stawała się, kroczek po kroczku, coraz bardziej samodzielna. Pewnego dnia nadejdzie chwila, gdy będzie grupie przydatna w aspektach innych niż medycyna.
  Nie lubiła poczucia, że jest od kogoś zależna. Nie lubiła czuć się małą dziewczynką. Tatuś przecież został daleko, absolutnie nie miała żadnego zastępstwa dla jego osoby. Chciała wierzyć, że nie potrzebowała już kogoś, kto będzie musiał stawać w jej obronie. Chciała wierzyć, że jest silna, że teraz to ona odpowiedzialna jest za siebie, za swojego psa i za innych członków gangu, choć wśród nich nie żyła znowu tak długo.
  Jej planem było przejście do kuchni i namówienie Matyldy, żeby tym razem nie robiła sobie kłopotów z przyrządzaniem mięsa. Wiedziała, że pewnie taka opcja nie przejdzie, ale przynajmniej pokazałaby się z tej skuteczniejszej strony, tej nie tak bezużytecznej. Odkąd sięgała pamięcią, nie znosiła szczerze współpracy z innymi czy projektów grupowych, a teraz czuła potrzebę przynależności i bycia przydatną. Bała się, że jeśli taka nie będzie, psia rodzina nie wesprze jej choćby w obliczu starcia z tym gościem, który chce się jej pozbyć. Wobec niego wciąż była słaba i beznadziejna.
  Weszła do jadalni, w pierwszej chwili nie dostrzegłszy nawet postaci, która już się tam kryła. Najpewniej taki był jej cel, bo gdyby chciała być zauważona, mogłaby siąść przy stole i czekać na kogoś, do kogo by mogła zagadać. Jaskier usłyszała w pierwszej chwili szmer, jakby głos, zdecydowanie kobiecy. Zmarszczyła brwi i dopiero, gdy praktycznie mijała źródło dźwięku, niemalże podskoczyła w miejscu. Nigdy nie przywyknie chyba do widoku wymordowanych, a już szczególnie o takim wyglądzie.
Hej, oh, cześć. Nie zauważyłam cię – odezwała się pospiesznie, oczywiście szybciej mówiąc niż myśląc. Nie przeszło jej przez myśl, że pewnie przeszkadza tej niby znajomej osobie. Nie zamieniły ze sobą ani słowa, choć tak naprawdę pod skrzydłami gangu były chyba od podobnego czasu.
... Nie wyglądasz najlepiej. – A to nie jest najlepsza rzecz do powiedzenia komuś, kto człowieka jedynie przypomina. Ani do kogoś, kto wygląda w pewnym stopniu jak ofiara gwałtu. Pies zamerdał do nowej twarzy ogonem, robiąc to łagodnie, powoli, jakby niepewnie.
Widziałaś się z jakimś medykiem? – Bo może wydane zostały jakieś zalecenia, a przecież nie należało ich chyba naruszać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.06.19 12:50  •  Kuchnia i jadalnia - Page 9 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Nie spodziewała się, że ktoś postanowi do niej podejść, a jeszcze na dodatek się odezwać. Pozostawała czujna przez cały czas, choć odcięła większość zbędnych przy medytacji elementów. Dawała też odpocząć oczom, odcinając mocy możliwość pokazywania jej czarno-białego świata. Uszy wyłapały kroki, ale dźwięk dotarł do mózgu z opóźnieniem na tyle dużym, że Bernardynka zdążyła podejść i się odezwać, przerywając melodyjne mamrotanie. Była Generał nie otworzyła oczu, skoro było to i tak bezcelowe przy jej przypadłości poanielskiej, ale zamiast tego obróciła ręce, zakrywając tym samym plugawy znak wytatuowany na nadgarstku. Poruszyła nosem, sprawdzając kto ją nawiedził. Kojarzyła sam zapach, wyczuwała go czasem na korytarzu, zwłaszcza przy pokoju medycznym, ale nie miała pojęcia do kogo należy. Obok było też jakieś zwierzę z sierścią. Ostrożnie wyciągnęła prawą dłoń w kierunku psa, pozwalając mu na obwąchanie jej, jeśli chciał. Odkąd wylądowała w kryjówce, starała się nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów przy nikim. I minie pewnie jeszcze dużo czasu zanim przestaną traktować ją z dystansem. Nadal mimo wszystko nie wykazała się jakimś heroicznym czynem zachęcającym gang do jej osoby. Sprzedanie paru informacji odebrać mogli też jako skłonność do zdradzania sekretów.
To nic takiego. Nie chcę zawracać im głowy – odpowiedziała ze spokojem, maskując wewnętrzną resztkę paniki. Nie zamierzała się narzucać z paroma oparzeniami i marnować im środków medycznych na takie głupoty. Zwłaszcza, że kiedy mówiła, niebieska krew świeciła dość wyraźnie we wnętrzu jej ust. Ledwie resztki po przygryzionym języku, ale ktoś mógłby uznać to za poważny uraz i jeszcze jej współczuć. Mogła się tylko domyślać, że wyglądała jak obraz nędzy i rozpaczy, co było nietypowe w jej przypadku. Tak naprawdę na zewnątrz wcale nic jej nie dolegało i przejdzie w parę dni. Jedyna medyczna pomoc, jakiej by potrzebowała, to psycholog. I to taki, który byłby w stanie pozbawić ją jej postawy silnej i niezależnej, bo nie zamierzała nikomu wypłakiwać żali.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.06.19 20:02  •  Kuchnia i jadalnia - Page 9 Empty Re: Kuchnia i jadalnia
Nie wygląda na nic takiego – odpowiedziała z pewną ostrożnością, kiedy z kolei jej czworonożny towarzysz nie dość, że obwąchał rękę niby-znajomej, to jeszcze nadyszał na nią przyjaźnie i oblizał. Kobieta mogła poczuć lekki podmuch powietrza wywołany wciąż merdającym psim ogonem.
Nie zaszkodzi jeśli ktoś cię obejrzy. Przecież jesteśmy tu po to, żeby sobie pomagać, inaczej nie moglibyśmy zrobić za wiele – starała się znaleźć jakiś sens swojej przynależności, a naraz podrzucić go też temu zbolałemu elfikowi. Gdyby była jednak bardziej przekonana do tej idei, podparłaby takie myślenie też tym, że  jeśli ona była w takim stanie, to ktoś mógł czyhać na zdrowie innych Psów. Jak zwykle zresztą.
Hej, nawet jak to po przemianie i jak się regenerujesz, to chyba lepiej mieć świadomość tego, co ci dolega. Jestem Alicja, znaczy, Jaskier. Bernardyn. A to mój bernardyn, Łacik – i, uznając, że przedstawienie się jest dostateczną podstawą do tego, by się bardziej spoufalać, siadła przy niej. Poklepała podłogę, nakłaniając psa do położenia się.
Nie umiem określić, czy to na twoim języku to krew czy na przykład sok z czegoś. Raczej krótko jestem na Desperacji, parę lat temu nie wiedziałam o jej istnieniu w takiej formie... – Westchnęła cicho, nie do końca rozumiejąc, że właśnie przez krnąbrne jednostki jej pokroju władze trzymały wiedzę o tym, co jest za murami, w tajemnicy.
... Aaaale... Jeśli to krew z twojego języka, radzę ci płukanie ust naparem z szałwi albo rumianku jakby bolało, starać się pić wodę. Raczej nie mamy co marzyć o zimnej, ale lepsza jakaś niż żadna. Tym akurat raczej nie musisz się szczególnie martwić. Ludzki język jest jak nowy po dwóch dniach, w przypadku wymordowanej będzie pewnie szybciej. Jest silnie ukrwiony... I takie tam. Póki nie ropieje to wszystko w porządku. I co, narobiłaś mi problemów? – Jak dla niej, pytanie było w pewnym sensie retoryczne i odpowiedź była oczywista — „nie”. I tak nie miała za wiele do roboty w bazie, nie licząc tej hecy z apokalipsą, tkwili w swego rodzaju ciszy przed burzą. Trzeba było zbierać siły i cieszyć się zdrowiem póki się je miało.
Co ci się stało? – spytała w sumie szybciej niż się zastanowiła. Może nie powinna być wścibska, ale to była Jaskier. Nie miała zbytniego wyczucia jeśli chodzi o taktowne zachowania.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 9 z 12 Previous  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11, 12  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach