Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 7 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Pisanie 23.08.14 9:49  •  Promenada  - Page 7 Empty Natalie i Blight
Akcja z Kawiarni "Spinacz".

Czekała na niego oparta o ścianę na lewo od drzwi. Nie miała jeszcze wyznaczonej trasy spaceru, ale jak widać, nie było jej pisane o tym decydować. Ikar minął ją i zakomunikował, że kieruje się na festyn. Mina nieco jej zrzedła. "Na festyn? Tam, gdzie jest hałas, zamieszanie, tłumy ludzi..?" Przełknęła ślinę. Pomysł "raczej" nie przypadł jej do gustu. Wszelkie festyny z pewnością nie były miejscem dla agorafobów.
- N-na festyn? - oderwała się od ściany i podbiegła do niego, by zrównać tępo marszu. Zanim to zrobiła, zdążył już przebyć kilka metrów.
- Nie jesteś przypadkiem świadom, że nienawidzę tłumu? - miała trochę oskarżycielski ton. Musiał wiedzieć, w końcu czytał jej akta, a ta informacja była tam od lat.
- Ludzie, hałas, zamieszanie.. brr.. jak można to lubić? - udała, że przechodzą ją ciarki. Wizja udania się tam, nie nastrajała jej optymizmem, ale miała nadzieję, że uda jej się zmienić kierunek wędrówki. Spacer miał w końcu sprawiać swego rodzaju przyjemność, więc jego cel powinien pasować obydwu jego uczestnikom.
Zamyśliła się, patrząc na chodnik pod stopami. Robiła szybkie i duże kroki (duże, jak na długość jej nóg). Nie miała, dzięki temu, problemu z nadążeniem za Anterio, który był znacznie od niej wyższy. Działało to też w drugą stronę. On sam nie musiał przyspieszać kroku, by ją gonić. Właściwie, pod względem tępa do siebie pasowali.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.09.14 21:10  •  Promenada  - Page 7 Empty Re: Promenada
Uśmiechnął się lekko zauważając jej reakcję. Owszem, był świadom wszystkich jej fobii, a co za tym szło, wszystkich jej słabości. Jednak jego propozycja nie powstała z chęci dokuczenia dziewczynie. Wręcz przeciwnie, miał nadzieję, że rozwinięcie propozycji wywoła w niej entuzjazm. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego przez co przeszła i jaki efekt to wywołało. Wiedział co ona lubi, chociażby pobieżnie, dlatego planował dla niej niespodziankę. Skoro jednak zachodziło ryzyko zmiany trasy, uznał, że wyjawienie celu takiej wizyty nie zaszkodzi. Poprawił okulary i spojrzał na nią. W jego oczach można było ujrzeć dziwne iskierki, jakby… rozbawienia?
- Natalio, chyba nie jesteś świadoma tego co się dzieje dookoła… Festyn się skończył. Ktoś go sabotował. A ja chcę z tobą pójść, żeby pokazać ci to zamieszanie i tych wszystkich ludzi, którzy tracą głowę, kiedy tylko coś zaburzy ich idealny świat. Wiem, wiem – uprzedził prawdopodobną reakcję Natalii – nie cierpisz tłumów. Ale nie musimy wcale wchodzić między chaos. Wystarczy, że pooglądamy go z boku. To będzie taka lekcja poglądowa na temat: "Jak zachowują się ludzie żyjący w nikłej iluzji bezpieczeństwa, kiedy iluzja zostanie zaburzona."
Jednocześnie z wypowiedzeniem tych słów zaśmiał się głośno. Nie obchodzili go ludzie. Mogliby dla niego umrzeć albo stać się zabawką. On miał cel w wyleczeniu wirusa X. Ale w zależności od nastroju różnie go interpretował. Raz była to święta misja, mająca na celu uratowanie ludzkości, a nagle spadała tylko do rangi wyzwania, które zamierzał ukończyć. Nie miał nic przeciwko Łowcom, którzy prawdopodobnie stali za tym sabotażem. Prawdę mówiąc, trochę ich podziwiał. W końcu oni wynaleźli jakiś sposób na wirusa, prawda? Co z tego, że nie wszyscy przeżywają? Na dawnych sawannach też przeżywali tylko najsilniejsi i dlatego ludzie mogli stać się ludźmi. Gdyby tylko pozwolili mu na dalsze badania… Albo… na eksperymenty na Specach z wykorzystaniem wirusa i czerwinki… Rozmarzył się. To brzmiało jak piękny sen, który był zbyt nierealny, by się ziścić.
Wrócił do rzeczywistości. Powoli, z rezerwą, okazując brak wrogich zamiarów złapał Natalię za rękę. Wiedział, jak może na to zareagować, dlatego zrobił to tak ostentacyjnie jak tylko się dało, by była na to przygotowana i nie spanikowała.
- Pamiętasz może, jak zdarzało nam się prowadzić długie nocne dyskusje, na praktycznie dowolne tematy? Wiesz, kiedy jeszcze nie miałaś mieszkania i pozwalałem ci nocować u siebie. Czekaliśmy wtedy na decyzję Władzy i byłaś strasznie apatyczna. Zarzuciłem wtedy jakiś temat, nie pamiętam teraz jaki i wywiązała się z tego bardzo ciekawa rozmowa. Może chciałabyś to powtórzyć? Będę miał wreszcie okazję tam posprzątać…
Brawo. Podryw level: Ikar. Podejrzewał, że właśnie strzelił sobie w stopę i ona w życiu nie zgodzi się na taką propozycję. Ale może jego cel był inny? Może naprawdę tęsknił do tej rozmowy? Cholera wie co siedzi w jego głowie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.09.14 20:20  •  Promenada  - Page 7 Empty Re: Promenada
Nie miała w zwyczaju sprawdzać wydarzeń kulturalnych w mieście. Czasami chodziła do teatru czy kina albo na jakąś wystawę lub do muzeum. Nigdy jednak nie odwiedzała festynów, wesołych miasteczek i cyrku. Te miejsca były dla niej zbyt tłoczne. Czasem tylko obiło jej się o uszy, że w pobliżu się coś szykuje, ale wykorzystywała tę informację, by omijać to miejsce szerokim łukiem. Nic więc dziwnego, że nie doszła do niej informacja o festynie, a tym bardziej o jego nagłym zakończeniu.
Ożywiła się słysząc, że wszystko się posypało i nie panuje już tam taka przesłodzona, zatłoczona atmosfera. Już miała zacząć biec, by jak najszybciej zobaczyć zamieszanie, o którym mówił Ikar, ale po przejściu kilku szybszych kroków, przystanęła, zdając sobie z czegoś sprawę.
- Nie ma tam już zamieszania i panikujących ludzi. Sabotaż musiał nastąpić już ponad pół godziny temu. Nie otrzymałeś przy mnie informacji na ten temat, więc słyszałeś o tym wcześniej, a zanim otrzymałeś tę informację, też minęło trochę czasu. Sądzę, że sytuacja została już opanowana i zdążymy co najwyżej na wielkie sprzątanie - zmarszczyła brwi. "Doktorek jak zwykle coś pomieszał" westchnęła w duchu. - Ale dobrze. Chodźmy obejrzeć, co z tego zostało. Może być ciekawie - uśmiechnęła się (powiedzmy, że przyjaźnie) i wznowiła marsz.
Przeszli przez ulicę, by skręcić w mniej ruchliwą alejkę, która znacznie skracała drogę do celu. Hałas samochodów i gwar ludzi nieco ucichł. Natalie poczuła się znacznie lepiej dzięki tej ciszy, ale nie trwało to długo, bo Ikar postanowił zrobić coś zupełnie dla niej niezrozumiałego. Powoli, uważając na każdy ruch, wziął ją za rękę. Dziewczyna z nieufnością obserwowała każdy jego ruch. Miała odruchową rezerwę do ludzi, próbujących naruszyć jej przestrzeń osobistą, a Anterio był dodatkowo niegodny zaufania z powodu swojego postępowania z "obiektami doświadczalnymi", do których bądź co bądź dziewczyna należała. Gdyby chciał to zrobić ktoś inny, albo gdyby nie została ostrzeżona o zamiarach, na pewno by na to nie pozwoliła. Patrzyła na trzymaną rękę i zastanawiała się, czy wolałaby aby zrobił to bez uprzedzenia. Mogłaby wtedy bez zastanowienia wyrwać dłoń z jego uścisku i zdzielić go nią w twarz, a teraz? Teraz było za późno i byłoby to nieuzasadnione. Dała nieme przyzwolenie i musiała wytrzymać jakoś ten dziwny gest.
- Em, dlaczego to zrobiłeś? - wskazała wzrokiem na rękę, marszcząc brwi.
Zanim otrzymała odpowiedź, postanowiła podjąć temat, który Ikar rozpoczął dla (poniekąd) odwrócenia uwagi.
- Jesteś jeszcze bardziej roztargniony, niż myślałam - pokręciła głową. - Pamiętam, jak u ciebie nocowałam. Po tych wszystkich badaniach, musieli mnie gdzieś przez jakiś czas przetrzymać, zanim zdecydowali, czy się mnie pozbyć, czy dalej się mną bawić - uśmiechnęła się cierpko. - I padło na młodego doktorka, którego od początku z tym powiązano. Nie mam pojęcia, jakim cudem dano ci pod opiekę dziecko - zaśmiała się. - Ach tak, to S.SPEC. Oni nie przejmują się pojedynczymi ludźmi - trochę jakby posmutniała. Czyżby nie była do końca tak nieczuła, jak uważała? - Później zamknęli mnie w jakimś internacie, żeby mieć spokój. Oficjalnie, było to wsparcie dla dziecka, które straciło rodziców bardzo poświęcających się dla dobra miasta, ale tak na prawdę, to chcieli mieć mnie z głowy. Postanowili zrobić sobie ze mnie tresowanego pracownika - wydęła wargi ze złością.
Zakaszlała - Zapraszasz mnie do domu? Ale dlaczego? - była w autentycznym szoku. Dlaczego on tak bardzo chciał się do niej zbliżyć? S.SPEC mu kazało? A może sam chciał z nią coś zrobić? Instynkt nakazywał jej, by trzymać go na dystans, by nie dopuścić go zbyt blisko do siebie; by nikogo do siebie nie dopuszczać, do puki jego zachowanie nie będzie całkowicie uzasadnione i pewne. Dlaczego więc się zgodziła? Tego sama nie była pewna. Może była to ciekawość, a może coś innego. Może też w głębi serca tęskniła z tymi wieczorami. Było to jedno z nielicznych miłych wspomnień z dawnych lat.
- Kiedy chcesz żebym przyszła? Właściwie, to mam całkiem niedaleko. To tylko sześć pięter - uśmiechnęła się szeroko. Mogła wybiec tam po schodach bez problemu.
Skierowała wzrok z powrotem na chodnik. Był jeszcze jeden powód, dla którego Arterio mógł chcieć zacieśnić z nią więzy. Jego zachowanie w dużej mierze pasowało do tego wzorca, ale było tak dziwaczne, że panna Dark, nie chciała dopuścić do siebie takiej możliwości. Myśl o tym znów wprawiła ją w zamyślenie.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.09.14 22:56  •  Promenada  - Page 7 Empty Re: Promenada
Był tak zamyślony, że nie zauważył nagłego skrętu i okolicy. Cicha alejka, pełna niewysłowionego spokoju, idealna na romantyczne schadzki. Tyle, że w tym momencie nie odwiedzała jej zakochana para, tylko dwójka psychopatów, zdążających w kierunku zrujnowanego festynu. Cóż za urocza atmosfera zachęcająca do nagłych pocałunków i kwiatów. Naprawdę. Zaskakujące było to, że jeszcze się nie pozabijali, a co dopiero trzymali za ręce. Czy coś tu się szykuje?
Ikar obserwował jej reakcję i wiedział, że ten ruch źle umotywowany mógłby zakończyć się mocnym uderzeniem, dlatego nie odpowiedział na to pytanie od razu, dając sobie czas na pozbieranie myśli. Naprawdę był dosyć roztargniony. Musiał więc podwójnie uważać na swój język. Kilkukrotnie powtarzał daną kwestię w głowie, ale uznał, że cokolwiek powie i tak nie będzie jej wystarczało. Postanowił więc być szczery. To dobry początek. W końcu, jeśli jego plany sięgały tak daleko, musiał jakoś zdobyć jej zaufanie. Może najlepszym sposobem będzie mówienie prawdy? Zobaczymy.
Zanim się odezwał, wziął głęboki oddech. Kiedy w końcu to zrobił, jego głos brzmiał spokojnie i szczerze.
- Dlaczego? Bo chciałem. To w sumie najgorsza możliwa odpowiedź, ale taka jest prawda. Nie słyszałaś nigdy o tym, że kontakt fizyczny zwiększa zaufanie do kontaktującego się? To znaczy: Tylko jeśli żadna ze stron nie ma nic przeciwko. Więc, jeśli to zrobiłem, a ty mnie nie odtrąciłaś, to w pewnym stopniu nabierasz do mnie zaufania. Teraz puszczę ją, bo wiem, że to nie leży w granicach twoich ulubionych czynności. – powiedział, rozluźniając uścisk i uśmiechając się.
Obserwował reakcje dziewczyny. Tak naprawdę zdziwił go brak oporu, ale obrawszy to za dobrą monetę, postanowił nie naciskać dalej. A teraz przyglądał się jej, kiedy z nim rozmawiała i widział szybkie zmiany nastroju. Od smutku przez śmiech po kolejny smutek. A potem gniew. Nagłe zmiany nastroju były w sumie niczym zaskakującym. Często tak miała, o ile pamiętał.
Przestał się uśmiechać. Nieważne, jakie relacje chciał stworzyć, nie mógł wyciągać na wierzch wszystkich swoich sekretów. Niech teraz ona się trochę namęczy. Wbrew pozorom, ciężko było uzyskać jakąkolwiek prywatną informację od Blighta. Był na to stanowczo zbyt zamknięty w sobie. To była jego wewnętrzna cytadela, do której nikt nie miał prawa wstępu, jeśli wcześniej się nie postarał. A że nikt jeszcze nie okazał się wystarczająco godny? Cóż, nie jego problem. To nie jest zaszczyt, który byłby skłonny rozdawać w ramach akcji charytatywnej. Jeśli ktoś chce zgłębić jego wnętrze, musi zdobyć jego zaufanie. Co nie było łatwym zadaniem.
- Każdy człowiek potrzebuje kogoś, komu mógłby zaufać. Nieważne jak bardzo nie chcemy do tego dopuścić. Znając cię, nie sądzę, byś pałała szczególnym uczuciem do kogokolwiek z S.SPEC. I masz rację, bo Władza nie jest godna zaufania pod żadnym względem. Oferuję ci więc swoje towarzystwo. I jeśli myślisz, że moja wypowiedź nie miała sensu,  to poważnie się nad nią zastanów.
Nie chciał jej tego tłumaczyć. Nie teraz i nie tutaj. To nie był czas na tłumaczenie czegoś, co powinno zostać między nimi. To był czas na zabawę, ponieważ nie byli już zbyt daleko od zamieszania i wkrótce powinni dotrzeć na miejsce. Zanim ponownie pogrążył się w rozmyślaniach, uśmiechnął się lekko pod nosem.
- Jeśli ci to pasuje, to możemy tam pójść zaraz po festynie. Nie było mnie w nim przez tydzień, więc powinno być posprzątane.
Tak. Z pewnością pójdzie do niego natychmiast, zwłaszcza po wykładzie na temat braku zaufania. Przecież wytknął jej, że Władzy nie można ufać, a był jednym z ich pracowników. To jakby powiedział jej prosto z mostu: "Nie wolno mi zaufać."
Przynajmniej tak mogła to odebrać i wcale by go tym nie zdziwiła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.09.14 20:22  •  Promenada  - Page 7 Empty Re: Promenada
Poczuła się jakby zawiedziona, gdy Ikar puścił jej dłoń. Zdziwiło ją to, bo nie lubiła dotyku i powinna odczuć ulgę, a jednak miało to w sobie jakiś urok. Mogła wtedy czuć czyjeś ciepło, a nie często miała ku temu okazję. Wszystkich trzymała na dystans, miała wrażenie, że jeśli dopuści kogoś bliżej, to ta osoba ją skrzywdzi; ale czego można się spodziewać po osobie, której rodzice zgotowali takie piekło? Nie opierała się i od razu puściła rękę Anterio, starając się, by niewytłumaczalne rozczarowanie nie było po niej widoczne.
- Wiem, o tym. Tyczy się to głównie przytulania, ale chyba każdy nieco większy kontakt fizyczny może tak działać. Pozwalamy drugiemu człowiekowi naruszyć naszą przestrzeń osobistą, ta osoba nas nie zawodzi; w podzięce ona także wpuszcza nas do swojej strefy i tak dalej, i tak dalej.. - mówiła dość szybko, jakby recytowała przeczytany niegdyś tekst.
- Emm.. dziękuję.. - powiedziała cicho. - Że pamiętałeś, by nie naruszać mojej przestrzeni bez pytania. Może faktycznie takie gesty pomagają zaufać - uśmiechnęła się do niego nieśmiało. Czuła się strasznie głupio. Co to właściwie miało być? I po co?
- Nie zgodzę się z tym - odparła. - Nie każdy człowiek potrzebuje drugiego. Jest całe mnóstwo wariatów, socjopatów, psychopatów, morderców... - zaczęła wymieniać z szerokim uśmiechem. Uwielbiała wytykać ludziom ich niedopatrzenia. - Prawdopodobnie miałeś na myśli to, że zdecydowana większość zdrowych na umyśle jednostek nieświadomie poszukuje "przyjaciela" lub partnera. Mogłabym to zacząć naukowo tłumaczyć, ale szczerze mówiąc, nie chce mi się w tej chwili - uśmiechnęła się kwaśno. Jej nastrój po raz kolejny się zmienił, jeśli można było to tak nazwać. Sama nie była pewna, czy to, co "odczuwa" można nazwać takimi emocjami, jak w wypadku zwykłych ludzi. To, co stanowiło jej odczucia, było bardzo plastyczne. Szybko przechodziła z radości w gniew czy z furii w nostalgię. Dla niej nie było to nic dziwnego, choć osobę, która widziała to po raz pierwszy, mogło to zaniepokoić.
Parsknęła śmiechem. - Zauważyłeś, jak to dziwnie wygląda? - sytuacja autentycznie ją bawiła. Z resztą, wolała się z tego śmiać, niż brać to na poważnie, bo to wywołałoby w niej "lekki" niepokój. - Dwoje ludzi spotyka się w kawiarni, pije razem kawę i rozmawia; później idą na spacer, wybierają się na festyn; w jakiejś odosobnionej uliczce mężczyzna łapie dziewczynę za rękę; zaprasza ją do swojego mieszkania... - specjalnie opisywała sytuację nie używając w niej konkretnych osób. Ten zabieg miał na celu spojrzenie na tę sytuację z dystansu, jako osoba trzecia. Ciekawy był jednak fakt, że podświadomie użyła określeń "mężczyzna" i "dziewczyna". Nawet dystansując się do tego, nie mogła nazwać się "kobietą". Może wciąż uważała się za dziecko? A jednak Ikara uznała za "mężczyznę". Może dlatego, że zawsze był dla niej osobą dorosłą? Obecna sytuacja była dla niej trochę dziwna. W końcu jej rozmówca nie zmienił się tak bardzo od czasu, gdy opiekował się nią, gdy była dzieckiem.
- Może tym razem to ty odwiedzisz mnie? Wiem, że nie przepadasz za włóczeniem się po piwnicy, ale dawno u mnie nie byłeś. Poza tym, chcesz bym ci zaufała, a znacznie bezpieczniej będę się przecież czuła na swoim terenie - wszystko musiała zawsze poprzeć logicznym wyjaśnieniem. To nie mogła być tylko zachcianka, a wniosek płynący z logicznego rozumowania.
A kontynuując logiczne rozumowanie. Instynkt podpowiadał jej, że w mieszkaniu doktora nie byłaby bezpieczna. Owszem, kiedyś tam była; ale mogło się wiele pozmieniać. Teren był dla niej praktycznie obcy. Potencjalny przeciwnik też nie napawał optymizmem. Anterio był od niej znacznie większy i stanowił realne zagrożenie. Co prawda, potrafiła się bronić, była szybka, miała świetny refleks, a zrobienie krzywdy nawet dużemu napastnikowi, nie stanowiło większego problemu; ale Anterio także potrafił się bronić. Ponadto znał jej słabe punkty (albo chociaż ich część) i byłby na swoim terenie, co też dawałoby mu przewagę. Z rozrachunku wychodziło, że znacznie bezpieczniej jest ugościć szalonego doktorka u siebie, niż iść w ciemno do jego mieszkania. Jako lekarz, mógł tam mieć prowizoryczne laboratorium, do którego Natalie też wolała się nie zbliżać.
Byli już prawie na miejscu. Mijali spory parking, z którego odjeżdżały samochody ostatnich uczestników eventu. Obok nich przeszedł mężczyzna, pchający kolorowy wózek z watą cukrową. Dziewczyna uśmiechnęła się cierpko.
- Wiesz, rodzice nigdy nie zabierali mnie w takie miejsca. Nie kupowali mi waty cukrowej, ani okazjonalnych słodyczy. W życiu nie kręciłam się na karuzeli, ani nie jechałam kolejką górską. Ich zdaniem, to było nie potrzebne. Udawaliśmy zwykłą rodzinę, ale wykonywaliśmy chyba tylko niezbędne minimum. Tą cukierkową szopkę dla sąsiadów i znajomych moich rodziców. Nie, zaraz - zmarszczyła brwi - raz wzięli mnie do wesołego miasteczka. Tata kupił mi watę, bo to miał być nasz rodzinny wieczór. Jeden z tych, które normalne rodziny obficie fotografują i zamykają w albumy. Chyba nawet jej nie spróbowałam, bo po zrobieniu zdjęcia, na którym wszyscy udawaliśmy dobrze bawiących się ludzi, zabrał mi ją i zjadł. Już wtedy wpoili mi, że właściwie nie potrzebuję takich słodyczy i ich nie chcę. Później odwiedziliśmy mały cyrk, który też tam rozbili. Gdy wyprowadzili tygrysa, ojciec opisał mi ze szczegółami, jak wygląda tresura tych zwierząt w cyrku i gdzie je trzymają. Powiedział, że jeśli nie będę się dobrze zachowywać, to sama skończę, jak ten tygrys - opowiadało to dość pogodnym tonem. Chyba wcale już ją to nie obchodziło. Miała życie, jakie miała. No i co z tego? Ma jej być przykro, że nie dostała kolorowego balonika i nie jeździła na różowym koniku? Była zimna, prawda? To nie było jej potrzebne, czyż nie? Była organiczną maszyną bez uczuć, której zdarzają się wahania nastrojów i różne zachcianki, ale która nie odczuwa i niczego nie potrzebuje, racja!? (narastająca histeria w głosie narratora)
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.10.14 22:22  •  Promenada  - Page 7 Empty Re: Promenada
Kiedy puszczała jego rękę, wydawało mu się, że coś dostrzegł na jej twarzy. Jakiś grymas, prawdopodobnie niezadowolenia. Nie wiedział jednak, że chodzi o fakt przedwczesnego puszczenia jego ręki. Słuchał z półuśmiechem wymalowanym na ustach, jak Natalia po raz kolejny wpada w nurt „naukowego” tłumaczenia, jak bardzo się pomylił, bo przecież nie wziął pod uwagę wszystkich możliwości… Już sam nie był pewny, jakie uczucia w nim budziła. W tej chwili był rozbawiony. Wiedział, że dziewczyna ma pewne problemy z megalomanią i bardzo chciałaby podkreślić swoją wyższość. Z tym, że nie wywierało to na nim takiego wrażenia, jakie w jej zamierzeniu powinno. Zwłaszcza, że wiele z tych szczegółów znał.
Kiedy opisała ich zachowanie z trzeciej perspektywy, parsknął śmiechem. Zwrócił uwagę na zastosowanie w wypowiedzi zamiennika "kobieta" – "dziewczyna". Spojrzał na nią z figlarnym błyskiem w oczach.
- Kiedy nazywasz się "dziewczyną" przy jednoczesnym określaniu mnie jako "mężczyznę", czuję się strasznie staro, a przecież nie dzieli nas taka wielka otchłań czasu. Mógłbym być twoim starszym bratem, ale nie ojcem, więc nie musisz aż tak podkreślać tej różnicy. – zamilkł na chwilę – Chociaż, jeśli tak to przedstawiać, to rzeczywiście, trochę dziwnie to wygląda. Tylko z czyjej strony? Mojej, że proponuję, czy twojej, że się zgadzasz? – popatrzył na nią znad okularów, z uśmiechem na ustach.
Po chwili lekko spoważniał
- Tak po prawdzie, to nie obchodzi mnie to, co mówią o mnie ludzie. Nawet jeśli uznają mnie za zboczeńca. Nic mi nie zrobią. Natomiast ja, gdyby mnie zirytowali… - tu głos naukowca stał się zimny – mógłbym bardzo uprzykrzyć im życie. Albo, gdyby cię skrzywdzili. – tu spojrzał na Natalię cieplej o kilka stopni – Wiesz, wciąż jestem za ciebie odpowiedzialny, nieprawdaż?
Hmm… Zaprasza go do siebie. Ciekawa propozycja, bo w sumie dawno u niej nie był. Ale… to świadczyło o obdarzeniu go wyjątkowym zaufaniem, nawet jeśli twierdziła, że mu nie ufa do końca. Przecież zamierzała wpuścić go do swojego prywatnego azylu , skąd nie będzie ucieczki w razie jakichkolwiek problemów. Nie miał złych intencji, ale ona mogła go o nie podejrzewać. A przynajmniej on podejrzewał, że ona podejrzewa… Nie rozumiał w tej chwili nawet własnych myśli.
Zatopiony w nich nawet nie zauważył, jak dotarli na miejsce. Było tu za spokojnie. Czyżby S.SPEC już zdążyło się uporać z chaosem, jaki ty nastąpił? Czy może to tylko atrapa, jakiś sprytny wybieg mający na celu zamydlenie oczu obywatelom i wtrącenie ich na powrót do codziennej, utopijnej rzeczywistości. W milczeniu przyjął historię Natalii na temat jej rodziców. Mimo, że nie był ekspertem w wychowywaniu dzieci, takie postępowanie było w jego opinii tworzeniem sobie wroga z potencjalnie najbardziej oddanego sojusznika, co nie należało do najmądrzejszych działań. Jaki problem stanowiłoby porwanie cudzego z porodówki? Żaden. Spojrzał na Natalię. Wydawała się być wobec tego obojętna, choć podejrzewał, że wcale tak nie jest.
Nie namyślając się długo, podszedł do sprzedawcy waty cukrowej i kupił jedną sztukę. Wręczył ją Natalii z tryumfalnym uśmiechem na twarzy.
- Niestety zamieszanie się skończyło. Masz chociaż to na pocieszenie. Zagłębiamy się w to i szukamy jakichkolwiek śladów, czy może masz już ochotę na powrót?
Miał nadzieję na to drugie. W tej chwili miał dość wszystkich ludzi poza Natalią. Jakby ta dziwna, pokręcona relacja w jakiś sposób przyspawała go do niej na stałe.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.10.14 22:48  •  Promenada  - Page 7 Empty Re: Promenada
Spojrzała na niego bykiem.
- Jestem jeszcze dziewczyną, a nie kobietą. Do niepełnoletności mam tyle czasu, co ty do trzydziestki - być może wyraziła się tak wtedy nieświadomie, ale oczywiście, zamiast przyznać się do błędu, musiała bronić swojej wersji i się jakoś odgryźć.
W jej pojęciu, mógłby grać jej ojca. Ciągle pamiętała go oczami dziecka. Prawdopodobnie wyglądał wtedy jak młodzieniec. Był niewiele starszy od niej teraz. Zawsze widziała go jako "Pana doktora" nawet, jeśli starał się udawać, że nie różni ich tak wiele czasu. Teraz dostrzegała, że w praktyce, różnica jest coraz mniejsza. Im byli starsi, tym mniej było to widoczne. Co innego, gdy postawi się przy sobie  12-latkę i 20-latka, a co innego 20-latkę i 28-latka. Co dopiero, gdy dodamy jeszcze więcej lat, na przykład 34-latkę i 42-latka. Po liczbach tego nie widać, bo zawsze dzieli je 8 lat, ale gdy wyobrazimy sobie te osoby...
Przerwała swe rozmyślania i wróciła na ziemię. - Wygląda po prostu dziwnie. Cała ta sytuacja wygląda na zupełnie inną niż jest - ucięła.
Prychnęła, gdy usłyszała, że chce stawać w jej obronie. - Nie martw się o mnie. Jakoś sobie w życiu dam radę i też nie jestem wcale taka słaba i bezbronna - niby od niechcenia wyjęła z kieszeni nóż motylkowy i zaczęła się nim bawić. Robiła to przez jakieś dwadzieścia kroków, po czym schowała go z powrotem. - Nie musisz się o mnie martwić. Nie jesteś mi nic winien - miała dziwnie zimny ton, gdy o tym mówiła i nie patrzyła w jego stronę. Nie skupiała się już na nożu, ale patrzyła w dal. Nie lubiła, gdy ktoś chciał się nią opiekować nawet, jeśli tego potrzebowała. Nie dopuszczała do siebie myśli, że może na kimś polegać. Wolała myśleć, że jest sama. To chroniło ją przed zawodem.
Opowiadając swoją historię, nie czuła nic. Tak jakby to nie dotyczyło jej, ale było zasłyszaną gdzieś opowieścią lub fragmentem książki. Rzadko wracała do tego myślami, a leki, które otrzymywała gdzieś w okolicach lat czternastu, również zamgliły jej pamięć. Lekarze z S.SPEC. postarali się, by usunąć z jej pamięci jak najwięcej szczegółów, jak najmniejszym kosztem. Potrzebowali żywego człowieka, a nie warzywka lub istoty funkcjonującej jedynie na zwierzęcych instynktach. Jak się tak teraz zastanowić, wszystkie dziwne wahania nastrojów, jej separowanie się od społeczeństwa i mordercze myśli, mogły być częścią eksperymentów. Natalie nigdy nie ufała pigułkom, które jej podsuwali i nie chciała ich brać. Tym bardziej, że nie kwapili się do udzielania jej informacji na temat ich składu. Może i nie była już pod opieką chorych na umyśle rodziców, ale pod względem faszerowania jej chemią, wiele się nie zmieniło. Nadal kuliła się nocami z bólu albo tygodniami dzień rozpoczynała od krwawych wymiotów. Sytuacje te były jednak znacznie rzadsze niż za czasów mieszkania w domu i występowały tylko po zmianie leków, które następowały co kilka miesięcy, więc też rzadziej niż pod opieką rodziców.
Szukała sposobu, by wyrwać się spod pieczy lekarzy S.SPEC., ale nie było to łatwe. Bez pomocy któregoś z nich, było praktycznie niemożliwe. Musiałoby się wydarzyć coś strasznego i trafiłaby pod opiekę jednego naukowca, który łaskawie przestałby jej wciskać do gardła to paskudztwo. Niestety ta wizja nie napawała jej optymizmem, bo oznaczała, że musiałaby się zdać na łaskę kogoś takiego, jak jej byli opiekuni.
Opowiadając historię z "wesołego" miasteczka, myślała o kilku rzeczach. Część jej mózgu zajmowała się przywołaniem mętnych wspomnień i przedstawieniem ich, druga część szukała rozwiązania problemu z lekami i sposobu uwolnienia się w końcu od laboratorium, a trzecia, ta najmniejsza, ukryta gdzieś głęboko w podświadomości, krzyczała. Krzyczała jak mała, skrzywdzona dziewczynka i płakała. Jak widać, wszystko, co w nią pakowano, z czym się urodziła i co jej zrobiono, nie zdołało sprawić, że straciła resztki człowieczeństwa. Jakaś maleńka część niej cierpiała z powodu tego, czego nigdy nie doświadczyła.
Nawet nie zauważyła, kiedy skończyła opowiadać i pogrążyła się w myślach. Do rzeczywistości wróciła, kiedy dotarło do niej, że Anterio się oddala. Zdziwiła się, bo nie wiedziała, co zamierza. Była w tej chwili zbyt rozkojarzona, by połączyć fakty. Zrozumiała, co się dzieje, gdy ten wracał już z watą cukrową i szerokim uśmiechem na twarzy. Była na siebie zła, że nie zdążyła zaoponować, ale przyjęła podarunek i nie krytym zdziwieniem. Wolała okazać chociaż jedną z prawdziwych emocji.
- Yyy... dzięki, ale na prawdę nie musiałeś. Nie opowiedziałam tego tylko po to, by dostać watę cukrową. Właściwie, nawet nie pomyślałam, że możesz wpaść na taki pomysł - uśmiechnęła się niepewnie, biorąc watę. Uskubała trochę i spróbowała.
Smak? Bardzo słodki i to chyba tyle. W końcu to tylko cukier z aromatem waniliowym. Konsystencja? Tu faktycznie przypominało to watę, ale tylko przez chwilę. Zaraz po włożeniu do ust, rozpuszczała się w ślinie. Zapach? Taki, jak skład. Cukier ze sztucznym aromatem. - Tak mniej więcej można by było przedstawić jej analizę. Było to dość ciekawe. Nie często kosztowała nowego jedzenia. Właściwie, to nie często zdarzało jej się w ogóle coś jeść. Trochę, jakby zapomniała, że uczucie głodu sygnalizuje potrzebę pożywienia się. Zwyczajnie nie zwracała na to uwagi. Zjadła to z grzeczności. Zamykając się w sobie z powodu ludzi, zamknęła się też na doznania smakowe. Zaczęło się to jeszcze, gdy była mała. Z powodu leków i złego samopoczucia, nie miała ochoty jeść. Rodzice nie zmuszali jej za często do jedzenia, bo nie mieli czasu. Zwykle, gdy była słaba i nie chciała albo po prostu nie mogła jeść, podpinali ją do kroplówki i korzystali z okazji by przemycić jej kolejną porcję leków.
- Możemy iść dalej - wymamrotała nadal zamyślona i obróciła się w stronę wierzy zegarowej, gdzie chciała się udać.Patrząc na nią, zdała sobie sprawę z tego, że zupełnie straciła poczucie czasu, a jej przerwa na lunch dobiega już końca. Nie wiedziała, kiedy Ikar ma się stawić na stanowisku, ale ona za pięć minut miała być z powrotem w budynku. Pewnie nie przejęłaby się tym tak bardzo, gdyby nie wizyta zarządu w sprawie prowadzonego projektu. Zwykle nie interesowano się tak bardzo informatykami i mogli oni robić co i kiedy im się podoba, ale teraz miała się spotkać z szefostwem i głupio by było się nie pojawić. To ją otrzeźwiło.
- Cholera jasna - mruknęła pod nosem. Powinna być przerażona. "Och nie! Spóźnię się na spotkanie! Och, co to będzie? A jak będą na mnie źli? A jak mnie wyrzucą? O nie.. i co ja teraz zrobię?!" - tak mniej więcej wyglądałyby myśli przeciętnego obywatela w tej sytuacji. Ona jednak się tym nie przejmowała. Spóźni się? Jakoś się wykręci lub będzie cyniczna i po prostu się na nią wkurzą. Tak nie wypada? I co z tego? Wszyscy mają ją za socjopatę, więc jej wolno się tak zachowywać. Wyrzucą ją? Taa, akurat. Dość kłopotu robili sobie kształcąc ją i sadzając na tym stanowisku, by nie chcieć jej z niego wyrzucać za taką błahostkę.
- Za pięć minut kończy mi się przerwa, więc za jakieś piętnaście będzie u mnie zarząd sekcji informatycznej i ludzie od przyznawania pieniędzy na projekty. Tymczasem, ja jestem w zupełnie innej części miasta... - spojrzała na chodnik. I przeliczyła, ile może jej zając dotarcie na miejsce oraz możliwe opcje rozwiązania problemu.
- Chyba muszę się zmywać. Wybacz, że tak nagle znikam, ale mówiłam, że to tylko przerwa na lunch - uśmiechnęła się do niego z grzeczności i pognała w kierunku północnej części miasta. Zamierzała biec tak całą drogę, chyba, że uda jej się złapać po drodze jakiś autobus. Nie chciała czekać na przystanku, bo znacznie szybciej było w takim wypadku biec.

Po drodze, gdy już zniknęła z zasięgu wzroku doktora, mijając jakiegoś ośmioletniego chłopca, wcisnęła mu do ręki otrzymaną watę cukrową. Nie zatrzymywała się specjalnie, tylko odwróciła w biegu i krzyknęła w uśmiechem - Smacznego mały! Nie mam czasu jej zjeść! - nie obchodziło ją, czy faktycznie ją zje, czy posłucha ostrzeżeń rodziców na temat przyjmowania słodyczy od obcych. Ona zrobiła coś miłego, a przy okazji pozbyła się waty. Nie chciała sprawiać przykrości Anterio, ale nie była w stanie jej zjeść.

Zdążyła na spotkanie. Była nawet trochę wcześniej, bo zarząd przyszedł dziesięć minut później. Przedstawiła, to co miała przedstawić i resztę dnia miała już właściwie wolną, bo spędziła ją w swojej małej piwnicy z komputerami, pracując nad projektem.

[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.10.14 23:05  •  Promenada  - Page 7 Empty Re: Promenada
Znowu się upierała przy swoim. Jak zawsze. Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek ustąpiła. To było nawet zabawne. Przypomniały mu się nagle dawne chwile, kiedy została mu przydzielona, kiedy jeszcze był żółtodziobem w organizacji i nie miał za wiele do powiedzenia. Wyglądała jak jedno wielkie nieszczęście, z wielkimi, przerażonymi oczyma i fabią wobec wszystkich wokół. Nie pamiętał już, w jaki sposób udało mu się ją do siebie przekonać. Może dlatego, że był nowy i w jej młodych oczach nie był jeszcze przesiąknięty złem S.SPEC-u? A ono potrzebowała kogoś, komu mogłaby zaufać i wybór padł na niego. Dlaczego więc wszystko się zepsuło w momencie, kiedy posłali ją na studia? Dlaczego stracili kontakt, który powinien był pozostać zachowany i zaowocować mocniejszą więzią, na zasadzie relacji między bratem i siostrą? Tego też nie pamiętał. Możliwe, że to wtedy wykrwawiał się na desperackiej równinie, walcząc o każdy oddech, próbując zachować przytomność. Minął długi czas, zanim wrócił do stanu używalności. To chyba był jeden z powodów.
Nagle, zupełnie przypadkiem, przypomniało mu się, jak po raz pierwszy zauważył u niej oznaki zaufania. W tym momencie też się uśmiechnął. Miał dzisiaj dobry humor i nic nie mogłoby go zepsuć. Nic, poza nagłym zniknięciem Natalii. To go zaskoczyło. W jednej chwili szła obok niego i podjadała watę cukrową, w drugiej biegła, przeciskając się przez tłum, próbując zdążyć na spotkanie. Rozproszenie uwagi potrafiło być cholernie irytujące.
Wracał do mieszkania pogrążony w myślach, które kłębiły mu się pod czaszką, niczym opary gęstej mgły. Tak samo był w nich zagubiony i tak samo nic nie rozumiał. Nie wiedział w końcu na czym stoi. Z jednej strony potrafiła być miła i zachowywała się, jakby nic złego się między nimi nigdy nie wydarzyło, a jednocześnie chwilę później gasła i pochmurniała. To wszystko było strasznie dezorientujące.
Nagle, przyszło wezwanie z siedziby S.SPEC. Potrzebowali kogoś, aby opatrzył rannych w walce o plac główny. Ikar prychnął z pogardą, mimo tego, że nikt nie mógł tego usłyszeć. Tylu ludzi zginęło dla jednej anielicy, która niczego nie chciała wyznać, nawet, gdy zabrał się za nią Welthalter. Blight poniekąd podziwiał jej upór, ale uważał, że bezwzględne poświęcenie wyższemu celowi dobre jest tylko dla tragicznych herosów, oddających życie za swój ideał świata. Prawdziwe życie było zbyt brutalne, by trzymać się wciąż tego samego, jedynego prawdziwego schematu. Żałował także, że nie pozwolono mu przeprowadzić na niej swoich eksperymentów, żeby dowiedzieć się czegoś więcej i ich cudownych zdolnościach regeneracyjnych, które, wyodrębnione, mogłyby w ogromnym stopniu zrewolucjonizować wojsko S.SPEC.
Pomimo tego, że wciąż mimowolnie zastanawiał się nad poprawieniem wydajności żołnierzy, gardził nimi z całej swojej duszy. Po tym, co dzisiaj stało się na placu, stracili jego szacunek do reszty. Jeśli ktoś zostaje pokonany na własnym terenie, to kto rozsądny uzna tę stronę za zwycięską? Nikt, dlatego Ikar zaczął zastanawiać się nad alternatywnym rozwiązaniem. Wymagało ono jednak dużego sprytu i umiejętnego zaaranżowania wydarzeń, więc nie zostanie wdrożony w najbliższym czasie.
Westchnął, zrezygnowany. Nie mógł zignorować bezpośredniego wezwania. Jeszcze nie. Złapał więc taksówkę i kazał zawieźć się do północnej części.
Praca pochłonęła mu resztę dnia.

zt
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.11.14 22:34  •  Promenada  - Page 7 Empty Re: Promenada
Ash skrzywił się lekko. Od czasu gdy otarł się o śmierć nie lubił wychodzić zbyt wiele do ludzi. Co innego kwatery wojska, gdzie żołnierze ustępowali mu miejsca i się go bali, a co innego środek zatłoczonej ulicy, gdzie od zwykłego człowieka na widok swoich blizn mógł uzyskać tylko spojrzenie pełne obrzydzenia. Ewentualnie litości... Nie wiedział co było gorsze...
- Szlag by to wszystko...
Czasem jednak trzeba zmierzyć się z niechęcią do ludzi w obliczu wyższej konieczności. Tym razem był nią...zupełny brak ulubionego gatunku wina chłopaka w kwaterze głównej. Mógł wysłać jakiegoś żołnierza, żeby je kupił, ale że pogoda była ładna, a on potrzebował chwili przerwy od pracy postanowił pofatygować się osobiście. Podjechał swoim motocyklem pod sam sklep,  zaparkował na niedozwolonym miejscu (a kto mu zabroni?) i poszedł kupić wino. Dosyć drogie nawiasem mówiąc. Ale cóż, ciężkie życie konesera... Właśnie wychodził ze sklepu gdy...
[Uwaga! Wykryto błąd oprogramowania.]
[Sprawdzanie dostępnych rozwiązań.]
[Procedura w toku.]
Chłopak na moment zgubił rytm kroków i zaklął siarczyście pod nosem. Nie przyzwyczaił się jeszcze całkowicie do wszystkich usprawnien i takie nagłe raporty systemu czasami potrafiły go nieźle zaskoczyć. Wpadł na przechodzącą obok dziewczynę.
- Przepraszam najmo-
Słowa ugrzęzły mu w gardle. No tak... W wyniku potknięcia włosy zasłaniające do tej pory prawą stronę twarzy, a co za tym idzie i blizny po poparzeniach odsunęły się na chwilę, ukazując brzydko wyglądającą, pomarszczoną skórę. Część jej była całkiem czarna, miejscami widać było czerwone fragmenty, tam gdzie płomienie nieco mniej go poparzyły. Spłoszony szybko poprawił grzywkę.
- Khem... Wszystko w porządku?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.11.14 22:56  •  Promenada  - Page 7 Empty Re: Promenada
- Generator kwantowy razy dwa, pięć rdzeni fuzyjnych, trzy stopy chromu, koła zębate, jedna płyta twarda, siedem procesorów, 8 metrów kabla izoelektrycznego… Dobra! Jest wszystko! – Powiedziała czarnowłosa dziewczyna wykreślając z listy kolejne rzeczy jakie też miała kupić.
W warsztacie zabrakło jej surowców. Dosyć esencjalnych surowców, które od tak na czarnym rynku się nie znajdzie, a jak już to będą w kiepskim stanie. W związku z tym, aby uzupełnić braki w zaopatrzeniu Cedna, mechanik ze Smoczej Góry, wyruszyła do opuszczonego lata temu miasta. Nie mogła powiedzieć, że podróż napawała ją wspomnieniami, ponieważ odwiedzała tą metropolię raz w miesiącu na wizyty u specjalnych klientów, bądź też(tak jak teraz) w celach zaopatrzeniowych.
Wpakowała do obszernej, czarnej torby cały „złom”, następnie zapłaciła odpowiednią sumę pieniędzy sprzedawcy i wyszła ze sklepu lekko się krzywiąc z powodu ciężaru jaki musiała nieść. Nie był to zbyt duży wysiłek, ponieważ Aomame miała w sobie trochę tej krzepy łowieckiej, ale jednak utrudniało to chodzenie.
- Ugh..dobrze, że to wszystko. – Mruknęła patrząc pod nogi, akurat gdy przechodziła obok sklepu z winami. Nie zdążyła nawet zauważyć, że ktoś idzie w jej stronę. Nieuniknione zderzenie miało miejsce. Rhoneranger podniosła wzrok tylko po to, aby dostrzec twarz młodego mężczyzny okrutnie oszpeconą bliznami po płomieniach. Dziewczyna jednakże nie okazała żadnego rodzaju obrzydzenia, ponieważ sama osobiście miała bliznę po oparzeniu, no i również w swoim życiu widziała gorsze rzeczy. Co więcej – była inżynierem. Dla niej liczyło się wnętrze i funkcjonalność, a opakowanie miało najmniej do gadania w tej sprawie.
- Emm… tak, tak wszystko w porządku. – Mruknęła dopiero po chwili. – Nic się nie stało. Ja również przepraszam. Zamyśliłam się idąc, hehe. – Zaśmiała się uśmiechając przy tym przepraszająco.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.11.14 23:21  •  Promenada  - Page 7 Empty Re: Promenada
Chłopak poczuł nieprzyjemne napięcie gdy dziewczyna zobaczyła jego blizny. Na szczęście szybko minęło, bo nie ujrzał w jej wzroku litości, ani obrzydzenia. Potraktowała go jak zwykłą osobę. Co prawda nieco za długo zajęło jej odezwanie się, ale co tam.
- Nie, to moja wina. Bardzo przepraszam, zaskoczyło mnie nie-

[Brak dostępnego rozwiązania problemu.]
[Zalecana wizyta w zakładzie mechanicznym celem naprawy usterki.]
[Wykryto błąd w prawym ramieniu. Karabin maszynowy został zablokowany, brak możliwości użycia w walce.]

- No to pięknie... - wymruczał ponuro. Będzie musiał odwiedzić tych debili z działu technicznego. A oni pewnie znowu zrobią mu jakiś psikus. W końcu nie ma to jak dokuczyć przełożonemu, zwłaszcza że nie mógł nikogo wywalić za tak drobne przewinienia. Byli zbyt dobrzy. Ash uniósł szkło przeciwsłoneczne chowając je w ramce wbudowanej w oczodół, odsłaniając przy tym kamerę. Przeszedł na tryb termowizji i przyjrzał się uważnie prawej ręce. Lepiej sprawdzić gdzie tkwi problem i czy broń nagle nie wybuchnie... Spróbował uruchomić mechanizm, czego wynikiem był tylko nieprzyjemny mechaniczny zgrzyt. Chłopak westchnął cicho i kamerka skryła się znowu za wzmocnionym szkłem.
- Przepraszam za ten popis. Wychodzi na to że będę musiał odwiedzić złomiarza. Jak widać nadaję się już tylko na złom. - uśmiechnął się lekko próbując obrócić sytuację w żart.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Promenada  - Page 7 Empty Re: Promenada
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 7 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach