Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Pisanie 26.11.13 16:33  •  Promenada  - Page 2 Empty Re: Promenada
Gdy „Sacio” ją puścił odetchnęła z ulgą i zaczęła normalnie oddychać. Już chciała przeprosić towarzystwo i pospiesznie, w trybie natychmiastowym, iść do domu i do Toshiko, gdy nagle…
No teraz sytuacja się jeszcze bardziej skomplikowała. Tsukumo siedziała, leżała? W każdym razie była unoszona przez Asha. Teraz to już musiał odkryć ile naprawdę ważyła. Dwadzieścia dziewięć kilo to nie jest wyczyn godny mistrza, tylko anorektyczki! A Tsu takową raczej nie była. Jej twarz przybrała wyraz naprawdę głębokiego zażenowania. Jak to możliwe, żeby w ciągu tych parunastu chwil, przez które odbywała się naprawdę interesująca akcja (oczywiście dla przechodniów), zarumienić się aż tyle razy? Obawiam się, że było to pytanie retoryczne.
Ale zaraz… Dlaczego temu Ashowi tak bardzo zależało na pójściu sobie stąd w tym konkretnym momencie? Przecież do tej pory mu się nie spieszyło. Czarnowłosa poprawiając sobie gogle na łebku spojrzała tam, gdzie powędrował jego wzrok. Stało tam dwóch działaczy S-SPEC. Gdyby teraz dysponowała siłą jakiegoś kosmity lub chociaż potrafiłaby się obchodzić z bronią, to z pewnością zrobiłaby im krzywdę. Ohohoho… Nie powinnam się tak zapędzać. Tsu by nikomu nie zrobiła krzywdy. Raczej…
- Ano… To jest blok nr 23 w centrum… - odpowiedziała na pytanie chłopaka. No i pięknie, zdradziła mu swój adres zamieszkania. A w dodatku chłopak trzymał ją teraz na rękach. I chciał z nią iść do domu! Wyobraźnia time~ - Mogę sama je wziąć. –tak powiedziała do czarnowłosego. Niezgodnie z prawdą, ale po co mieliby sobie robić kłopot? Dopiero się poznali, a tu już z nasionka zaczyna się robić kwiatek. Ona przecież nic wielkiego nie znaczyła dla świata. Była kolejną z dziewczyn przechadzających się po tej alejce. Tylko, że inna dziewczyna by się pewnie ucieszyła, gdyby poznała jakiegoś faceta, ale nie Yotaka. Takie przypadki były dla niej po prostu pechem, a nie fartem, jeżeli tak to można nazwać.
Tak więc "oddała się w ręce" Asha i czekała, aż będzie mogła wyruszyć w drogę powrotną.

[z/t x3 do https://virus.forumpl.net/t396-blok-nr-23]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.01.14 0:23  •  Promenada  - Page 2 Empty Re: Promenada
Mistrz Gry.

Wciąż sypało.
Wciąż wiało.
Wciąż równało się to zamieci, jakich mało.
*te nieświadome rymy*
Faktycznie, idąc dłuższy czas wzdłuż muru zauważało się nagłe wcięcia w dotychczas niemalże gładkiej powierzchni betonu – im dalej, tym ich ilość powiększała się, dziurki zamieniały się w dziury, coraz głębsze i większe. Aż w końcu Growlithe przystanął, odwracając się nagle ku swoim towarzyszom. Jego twarz wydawała się wyjątkowo zadowolona – najwidoczniej wszystko szło po jego myśli.
To ledwie jakieś pięć... siedem metrów. Może troszkę więcej. Mamy szczęście, że nie zamurowali, w przeciwnym wypadku wątpię, byśmy dostali się do Południowej Części tak łatwo. Teraz wystarczy się wspiąć. Powinniśmy wyjść na dach jakiegoś budynku. Mam nadzieję. Tylko uwaga. O ile informatorzy czegoś nie pomylili, znajdziemy się od razu na bardzo, khm, tłocznej ulicy. Niby jest noc, ale ostrożności nigdy za wiele, tak? Dobra, Arth. Hop.
Kiwnął głową w stronę większych i mniejszych wyrw w murze, o które łatwo się było zaczepić — palcami rąk i czubkami butów. W istocie został tylko jeden problem, który Jonathan rozwiązał w bardzo krótkim czasie. Wysłał psy, aby podążyły dalej wzdłuż muru, wiedząc, że nie wdrapią się po płaskiej powierzchni. Poza tym psy w mieście zwracały o wiele mniejszą uwagę, niż skaczący po dachach rewolucjoniści, prawda?
Byle migiem.
Spojrzał jeszcze na nieznajomego członka organizacji, mrużąc przy tym dwubarwne oczy.



| Pardą za jakość, ale dziś mi się wszystkiego odechciewa, tsk. W razie niezrozumienia: znajdują się jeszcze na terenach Desperacji. Są przed murem do M-3, który jest mocno „poszatkowany”. Ilość dziur i ich głębokość umożliwia wspięcie się jak po ściance wspinaczkowej i dotarcie do głównej dziury, która finalnie kończy się po drugiej stronie grubego na parę metrów muru. Stamtąd da się wyskoczyć na dach jednej z kawiarenek. Done.

Kolejność absolutnie byle jaka. W razie czego: nie będę czekać, by nie było przedłużania. Jak ktoś wejdzie, niech odpisze, choćby to miały być dwa zdania na krzyż. I tyle. |
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.01.14 18:02  •  Promenada  - Page 2 Empty Re: Promenada
Sam przez cały czas milczał. Kiedy dotarli do muru, zmarszczył lekko nos i zmrużył szkarłatne oczy. A więc teraz mieli powspinać się po murze? Ha! Zapowiadała się niezłe zabawa, serio. Zwłaszcza, że Doberman nie był tym zaskoczony. Pisząc się na akcję, wiedział, że łatwo nie będzie. Mógł ubrać wygodniejsze spodnie...serio, w tych mu będzie dosyć nie wygodnie...Ale dobra. Jakoś przeżyje, podciągnął bluzkę dla wygody, poprawił nieco rękawy i klasnął lekko w dłonie. Dobra...czas się wziąć do pracy. Czarnowłosy patrzył na Szefa ze skupieniem by po chwili ponownie obrócić się w stronę muru. A więc miał na niego wejść...suuper. Podszedł parę kroków bliżej, uśmiechając się z lekka, po czym złapał się rękoma pierwszej lepszej dziury w murze. Raz...dwa...trzy! Albo jednak nie... Sam syknął coś pod nosem, gdy poczuł, że jedna z wyrw nieco się rozkruszyła. Puścił ją i złapał się innej, uprzednio sprawdzając jej stan. Następnie nogami umocował się w głębsze i stabilniejsze dziury i tak właśnie zamierzał wchodzić. Oczywiście nie miał zamiaru się mazać...gdy wzrok Growa wylądował właśnie na nim. Dlaczego akurat na nim?! Chłopak wiedział, że nie był rozpoznawalnym członkiem ekipy. Jeszcze uzna go za jakiegoś szpiega no i...co wtedy? Ma się tłumaczyć czy uciekać? A jeśli to nic nie da..? Dobra, koniec złych myśli. Samiirii zaczął wchodzić coraz wyżej i wyżej, uważnie oglądając rozpadliny i wchodząc na nie powoli, nie za szybko ani za wolno. Z resztą...chyba ostatni nie będzie. Chyba...
Mężczyzna w pewnym momencie stracił czujność i omal nie spadł z dość dużej wysokości. Nie był przecież super wyćwiczonym ninjom, który w mgnieniu oka wejdzie na kilkumetrowy mur o dość stabilnej budowie i nie stabilnych uszkodzeniach. Prawą ręką przytrzymał się mocniej, aby lewa mogła do siebie dojść. Ugh...jak on tego nie lubił. Och nie! Złamie sobie paznokcie! To straszne... Samiirii zerknął kątem oka jak idzie cała ta praca innym członkom, jednak... nie przyjrzał się im długo. Kawałek muru niemal poleciał wprost na jego głowę, ale mimo wszystko i tak poczuł to dziwne uczucie. Westchnął cicho, krzywiąc się przy tym nieznacznie. Ile jeszcze to potrwa? Jemu już się nie chce wchodzić...to jednak naprawdę straszne...Dobrze jednak, że się nie odzywał. Wystarczyło mu nękanie dziwnymi myślami swojej głowy, która i tak była już całkowicie zryta...
Samiirii poczuł nagle, że zbliża się do końca swojej przeklętej drogi! Yeah! Na to właśnie czekał. A może jednak nie...zdawało mu się. Przed nim były jeszcze jakieś trzy metry... na oko. Jęknął w myślach, łapiąc się kolejnych wyrw i odpowiednio ustawiając sobie nogi, nie żeby coś...ale, było strasznie wysoko. Jak dla niego. Obrócił się, aby spojrzeć w dół. Rzeczywiście! Odległość do najmniejszych nie należała, ale dziwnie się czuł, kiedy tak na nią patrzył. Z jednej strony miał ochotę się puścić i zobaczyć, co się z nim stanie. Może rozpaćka się jak kupa g...mięsa... albo złamie sobie jakąś kończynę. Z resztą, i tak był nikim ważnym. Strata jednego członka nie zrobiła by na nikim najmniejszego wrażenia. Ba, mieli by problem gdzie pochować zwłoki...o ile nie rzuciliby ich jakiemuś ptactwu na pożarcie....jezus, Samiirii! O czym ty myślisz!
Morderca uśmiechnął się lekko, jakby coś go bardzo rozbawiało. On był dziwny... na szczęście, nikt nie będzie się na niego przez cały czas gapił, więc uzna go za milczącego i spokojnego członka drużyny dużych psiaków.
Doberman westchnął ciężko, kiedy powiew wiatru i śniegu zaatakował go wprost w jego twarz. Zmrużył wściekle oczy, ręką odgarniając śnieg z oczu. Pogoda ich nie lubiła, ludzie ich nie lubili, mury też...nikt ich nie lubi! So sad.
- Kur................de. - Rzucił, gdy zamieć stała się silniejsza a jakiś kawałek muru znowu spadł mu głowę. Ech...im dłużej to będzie trwało tym gorzej, a przecież...Sam nawet nie wiedział, jaki jest cel tej misji! Ha! Robił to co powie Wilk i koniec. To mu w zupełności wystarczyło. Wtem poczuł, jak jego wędrówka dobiega końca. Yeah po raz drugi! Sam pozwolił sobie na zwycięski uśmiech, kiedy już wspinał się na twardą powierzchnię. Przytrzymał rękoma i wciągnął z łatwością, następnie schylił się, aby nie stać jak jakiś kołek... a więc...teraz mieli pójść na jakiś dach czy co? W sumie nie on prowadził, nie on będzie szedł pierwszy...więc pozostało mu czekać, aż ktoś zrobi to za niego...chociaż, takie kucanie też nie było za fajne. Wystarczył jeden, mocniejszy podmuch i znając życie, by spadł.
~ Musisz uważać. - Powiedział mu jakiś dziwny głos w jego głowie, na który Sam już coś chciał odpowiedzieć, ale uznał...że lepiej będzie, jeśli pozostanie cicho. Olał więc go i zerknął na każdego członka drużyny. I co teraz...czekać, stać, gryźć, śpiewać? Sam miał taką krótką pamięć...zmrużył więc oczy, czekając na dalsze pokierowanie. Najwyżej uznają go za tępego.


Ostatnio zmieniony przez Samiirii dnia 11.01.14 22:43, w całości zmieniany 2 razy
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.01.14 18:29  •  Promenada  - Page 2 Empty Re: Promenada
Gadzi kurdupel otulił się szczelnie płaszczem i szedł wytrwale za Wilkiem, co chwila wysuwając cienki, rozwidlony język, by nie zgubić jego zapachu. Szedł na oślep, już nawet nie odśnieżając szkieł okularów. To było kompletnie bezużyteczne, a robienie tego dosłownie co pięć sekund nie było zbyt wygodne. Gdyby nie wyczuł bliższej woni szefa i przerwy w skrzypieniu butów przed sobą, prawdopodobnie po prostu by na niego wpadł. Zamiast tego, zatrzymał się i przejechał rękawami po okularach, poprawiając sobie widoczność. Zerknął na mur, słuchając wypowiedzi przywódcy. Nic trudnego, szczerze powiedziawszy. Arthur szybko ocenił odległość do muru i po nim do otworu, ale ostatecznie porzucił myśli o znalezieniu się tam w dosłownym mgnieniu oka. Bezcelowe używanie mocy nie było w tym momencie konieczne, a wręcz mogło zaszkodzić całej wyprawie. Dlatego też spojrzał na kuzyna, gdy usłyszał swoje imię, uśmiechnął się lekko, kiwnął głową i podszedł bliżej ściany. Spojrzał w górę. Najbliższa wyrwa do zaczepienia się była zdecydowanie nieosiągalna dla jego wzrostu. Wziął lekki rozbieg i odbił się trzy razy od muru, zanim złapał pierwsze wgryzienie. Zerknął w górę, podciągnął się, by mieć lepsze oparcie dla nóg. Niesłychanie szybko znalazł się na górze, jak gdyby miał to idealnie wyćwiczone. Przykucnął te kilka metrów nad ziemią, zsunął się częściowo na stronę miasta i wyciągnął rękę, by pomóc wejść pozostałej dwójce, gdyby tego potrzebowali, przewieszając się przez to przez wyrwę. Kiedy wszyscy byli na górze, odwrócił się i miękko zeskoczył na pobliski dach. Podniósł się z przykucu, uniósł wysoko głowę i zaczął badać powietrze czułym węchem.
Niewielka grupka jakieś dwa domy dalej za rogiem. Raczej cywile – stwierdził cicho i odwrócił głowę w przeciwnym kierunku. – Tam chyba czysto – dodał. Nie był w stanie dokładnie stwierdzić, czy na pewno nikogo nie ma. Wiatr wiał chyba we wszystkich możliwych kierunkach, a wilgoć śniegu też nie ułatwiała zadania. Kiedy już dostaną się do pomieszczeń, będzie dużo lepiej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.01.14 0:01  •  Promenada  - Page 2 Empty Re: Promenada
Mistrz Gry.


Growlithe – jak Samiirii – nie był wyćwiczonym himalaistą. Ostatni raz po płaskiej powierzchni chodził na przełomie 2000 i 3000 roku i nie było to coś, co szczególnie miło wspominał. Na szczęście to nauczyło go paru istotnych rzeczy, które teraz mógł wykorzystać. W tym to, by być jak najbliższej muru, niemalże przylegając do niego całym ciałem. Wszystko tylko po to, by przypadkiem dupa nie okazała się cięższa, niż ręce silniejsze.
„Przecież nie jest tak źle, nie? Jak na próchno, trzymasz się całkiem-całkiem!”
Potrzebował chwili, aby przyjrzeć się wspinającym ku górze członkom grupy. I choć – naturalnie – Arthurowi wszystko poszło zbyt gładko, równie dobrze mógłby pogratulować nieznajomemu.W takiej pracy trzeba być elastycznym. Dziś wchodzenie po mur, jutro skakanie po dachach, oddalonych od siebie o pięć metrów. Tu nie trzeba być świecącym ideałem – tu trzeba być odważnym i pewnym swoich umiejętności. Ryzykować pewnym uznaniem, prestiżem, bo coś zawsze może nie wyjść. Co jednak, gdy faktycznie się uda, a my zyskamy morze oklasków?
Pierdolone oklaski w pierdolonej zamieci przy pierdolonym Arthurze, warknął w myślach, wsuwając palce w jedną z wyrw. W istocie do przebrnięcia było co najmniej dziesięć metrów – czyli o wiele więcej, niż początkowo zakładał Growlithe. W dodatku trzymał się na samym końcu, co groziło mu otrzymaniem wszelakich gratisów – gdy Samiirii stracił grunt i w dół posypały się okruszki skały, naturalnie wylądowały również na białowłosym, a strzepanie ich ograniczyło się jedynie do nagłego poruszenia głową. Wędrówka ku górze z początku brzmiała jak wycieczka, a okazała się dla Jace'a treningiem, którego nie powinien zapomnieć.
Oh, daruj sobie – mówiła jego mina, gdy wreszcie palce dotarły do miejsca, które sam określił tunelem. Niemalże natychmiast podciągnął się na rękach, warknął ostrzegawczo i odtrącił dłoń kuzyna. Sam fakt próby pomocy wilczurowi, zdawał się aktem dyshonoru. Nie był w stanie pogodzić się z myślą, że cokolwiek mogłoby mu pójść źle – świadomość, że wielu wzoruje się akurat na nim nie pozwalała na to.
- Jestem ciekaw jak ty rozróżniasz cywilów od nie-cywilów – mruknął pod nosem, gdy wyskoczył z dziury, wylądował w miękkim przysiadzie i tak już pozostał, czujnym wzrokiem rozglądając się na boki. - Ja nie rozróżniam. Może faktycznie coś ze mną nie tak? A ty, kōhai? – Ostatnie pytanie skierował ku nieznajomemu, zerkając na niego przez ramię.
Para czarnych uszu drgnęła lekko, gdy mocniej zawiał wiatr, a usta Wilczura wykrzywiły się w grymasie, jak gdyby sama natura zechciała mu coś wyszeptać. Tajemnicę nie do ujawnienia, o której nawet nie chciał wiedzieć. I istotnie, zdawało się, że dopiero w tym momencie pomyślał o najgorszym.
- Arthur i  kōhai, macie dziesięć minut, aby skombinować trzy mundury wojska S.SPEC. Potrzebuję głównie mundur i rogatywkę. I płaszcz. Szczególnie płaszcz. Pamiętajcie jednak, że musicie być cicho i pierwotnie zachować pozory, aby żaden z ewentualnych świadków nie wszczął alarmu. Wiecie o co chodzi.
Jakby na sam dźwięk tych słów, uszy Jonathana ponownie drgnęły, kierując się teraz w sprzeczne strony. Najwidoczniej wychwyciły jakiś dźwięk, być może ledwie ciche skrzypnięcie butów na śnieżnym dywanie.
- Będę tu czekał. Szyld tej... kawiarni przysłania znaczną część obrazu, jest komin – nie dostrzegą mnie. Jeśli jednak mamy się znaleźć prędzej niż druga grupa, musicie się streszczać. Jeśli wam się nie uda – szczególne środki ostrożności będą wskazane i sobie jakoś poradzimy, ale wygodniej byłoby przemierzyć Miasto pod kamuflażem. Ah, jeszcze jedno. Macie być pewni, że nie żyją. Nie „prawie” pewni, ani „chyba” pewni. Pewni w stu procentach. Jeszcze tego brakowało, żeby jakiś trup dzwonił do kumpli i wysłał po nas te zdradzieckie szumowiny. No, idźcie. Tylko się nie zabijcie, schodząc z dachu.

Gdzieś tam, w oddali, za dwoma budynkami po prawej, na śniegu wyrosły długie, karykaturalnie chude cienie, z każdą chwilą powiększające się. Słychać też było krótki śmiech, a zaraz potem: „ała, no weź! Nikt i tak nie widzi! Rany, mięczaku, hahaha!” Cisza na drogach, przerywana tylko delikatnym świstem wiatru, sprawiała, że takie odgłosy były słyszalnie nawet ludzkim uchem. Jak tu więc nie zareagować? Miarowy chód, odgłos ciężkich kroków - czyżby wojsko zbliżało się, jakby cichcem podsłuchało szepty Psów, tylko po to, by wpaść w ich szczęki?


| Tak... nie ma to jak po fakcie sobie przypomnieć, że twoja postać ma uszy i długi ogon. |
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.01.14 22:43  •  Promenada  - Page 2 Empty Re: Promenada
// nutka dla klimatu. D:

Cóż, Sam nie zamierzał zrezygnować z pomocy Arthura, więc podał mu dłoń. Cóż, dla niego było to...dość zwykłe. W sumie lepiej jest mieć 100 przyjaciół niż jednego wroga he he...ale dobra, najważniejsze jest to, że w końcu udało mu się wejść na ten przeklęty mur. Podążył wzrokiem za blondynem, by w pewnej chwili przenieść wzrok na Growa, na którego właśnie posypały się ''okruszki'' jego wcześniejszej wyprawki. Kiedy Samiirii zastanawiał się, czy on w ogóle coś czuje usłyszał pytanie szefa.
- Dla mnie wszyscy pachną tak samo. - Rzucił wzruszając lekko rękoma, po czym zmrużył oczy, starając się coś zauważyć. W końcu czujności nigdy nie za wiele... a przecież mieli ważną misję do wykonania. - Dobra...trzy mundury w ciągu dziesięciu minut. Zrozumiano. - Rzekł nieco zamyślony, po czym obejrzał się za Arthurem, by w pewnej chwili wychylić się poza dach na którym stał. Jego uszy drgnęły lekko, czyżby też coś usłyszał? A może tylko mu się zdawało z resztą, nie działał sam. Postąpił krok do przodu, uśmiechając się lekko. A co jeśli zabije się schodząc z dachu? No...trudno się mówi...no, a więc do roboty! Czarnowłosy chwycił się jakiś wystających części z dachu, a potem szybko z niego zszedł, łapiąc się jakiś przypadkowych...rzeczy. Na koniec oczywiście, zamiast ładnie zejść to omal się wyrżnął. Szybko jednak złapał równowagę, schylając się lekko aby nikt go nie widział. W sumie...co teraz? Odgłosy były coraz bliżej, czas działać. Spojrzał na blondyna, zastanawiając się jak oni mają to rozegrać. Potrzebowali trzech mundurów...a słyszał tylko dwóch żołnierzy. Skąd wezmą jeszcze jeden? Samotnie to chyba nikt nie chodzi...ale najważniejsze jest to, że ofiary same do nich przyszły. Teraz liczy się wykonanie... Samiirii obrócił się za Arthurem, by w pewnej chwili podejść do niego.
- Dobra...pasuje Ci ja jednego, Ty drugiego? Skręcimy im karki...udusimy...wiesz, żeby nie poplamić niczego krwią. Trupy musimy potem gdzieś schować...i ściągnąć z nich mundury no i...zostanie nam do poszukania jeszcze jeden. - Powiedział do niego. Chciał działać jak najszybciej, więc pozwolił sobie na ''szybkie przygotowanie planu zasadzki'', która powinna się udać. Samiirii zakradł się na pobocze, aby żołnierze ''przypadkiem'' go nie zauważyli. Następnie kucnął, czekając na odpowiedni moment. Ale...czy na pewno było ich tylko dwóch? Chyba trzeba się upewnić. Gdy wojsko było już tuż tuż, chłopak wychylił się lekko, by upewnić się, że nikogo poza nimi nigdzie nie ma. Nie chciał być przecież zauważony...mieli mało czasu. Wtem usłyszał ich słowa...
''ała, no weź! Nikt i tak nie widzi! Rany, mięczaku, hahaha!''. Gdyby mógł, najpewniej strzeliłby faceplam'a, ale nie zrobił tego tylko dlatego, że musiał być czujny i przygotowany na wszystko. Po prostu...trzeba działać. Żołnierze byli tuż tuż, ich ciężkie kroki były bardzo dobrze słyszalne dla Sam'a, który już nie mógł się doczekać zadania jednemu z nich śmierci. Raz...dwa...trzy i...a jednak nie. Samiirii pomyślał, że musi czekać aż przejdą obok. Zajdzie ich od tyłu no i... pam. Już po nich. Pytanie tylko, czy im się to uda. Poszukał więc wzrokiem Arthura, mrużąc lekko oczy i dając mu znak, że zaraz wchodzą do ataku. Wskazał też ruchem dłoni wybrany swój cel, aby nie było wtopy, że atakują tego samego kolesia... Jego pomarańczowe oczy stały się nieco zwierzęce, był tak blisko...palcami zaczął odliczać, kiedy to przystąpią do ataku, który po prostu musi się im udać. Jeszcze raz spojrzał się po uliczkach, starając się dostrzec, czy nie ma żadnych zbędnych obserwatorów...trzy...dwa...jeden...start.
Samiirii wybiegł z krzaków ostrożnie, w miarę cicho, by w pewnej chwili rzucić się na żołnierza obranego jako swój cel. Zakradł się do niego za tył i szybko złapał za głowę, aby jednym pewnym i mocnym ruchem skręcić mu kark. Dla niego było to dość łatwe, zabójca do wynajęcia wiedział, że da radę...nie może zawieść w tak ważnej chwili. Jego ruch był pewny, włożył w to sporo siły i zręczności. Wiedział jak to się robi, wiec od razu po swoim ''czynie'', obejrzał się za blondynem.
Nie musiał się jednak martwić o Arthura...chyba. Startowali razem, wszystko mieli ugadane...jednak jego wzrost mógł być niezłym utrudnieniem...a co jeśli...Sam obrócił się w jego stronę, nie...na pewno da radę. Gdyby nie, drugi żołnierz rzucił by się z pomocą dla swojego ''mięczaka''. Najwyżej, jeśli będzie miał jakiekolwiek trudności to mu jakoś pomoże...mrah.
Wymordowany wiedział przecież, że teraz pójdzie im wszystko jak spłatka. No chyba, że popełnią jakiś poważny błąd...
Potem zamierzał złapać swoją ofiarę i zaciągnąć ją w stronę krzaków czy w inne miejsce (i wziąć ich ubranie), gdzie nikt ich nie widział...(he he, jak to fajnie zabrzmiało...) Oby im się wszystko udało, chociaż...czy aby on się nie rządził? W sumie, pragnął zrobić wszystko szybko i po cichu tak, aby nikt nie wszcząć alarmu. Jego oczy lśniły lekko, żądza mordowania była taka...kusząca, ale nie. Spokój, musi się jakoś zachowywać. Raz, raz...mało czasu im zostało...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.01.14 23:22  •  Promenada  - Page 2 Empty Re: Promenada
WEJŚCIE SMOKA! |D
Mimo złej pogody i okropnego mrozu postanowiła jednak udać się na mył spacer. Nie miała żadnych obaw, ponieważ nikt w Mieście nie mógł rozpoznać, kim tak naprawdę była. A jeśli już taki osobnik by się znalazł, to niestety musiałaby go uciszyć w dość drastyczny sposób... a nie lubiła zabijać. Robiła to bardzo rzadko, ostatni raz została do tego zmuszona... jakieś kilkaset lat temu? Dla niej było to dość dużo, w końcu żyła już ponad te tysiąc lat...
Przechodziła sobie tak przez jedną ze zwyczajnych ulic, nucąc sobie jakąś skoczną melodię pod nosem, gdy nagle przystanęła. Coś tutaj wydawało jej się dziwne, podejrzane... nie wiedziała tylko co. Miała złe przeczucie, jakby coś miało się tutaj zaraz wydarzyć. I to coś bardzo poważnego. Postanowiła jednak nie uciekać i najzwyczajniej w świecie olać to. W końcu jej umysł płatał czasami niezłe żarty, tak też mogło być i teraz. Czemu więc się przejmować? Dopóki jej nie wykryją to jest bezpieczna, nikt nie będzie chciał jej zabić.
-Ale mimo to, strasznie tu cicho... - wyszeptała, poprawiając płaszcz.
Wtem wyczuła coś. A raczej kogoś, kogo się w ogóle tutaj nie spodziewała. Syknęła, po czym zaczęła się rozglądać dookoła. Co do diabła Arthur tutaj robił?! W końcu miał się trzymać z daleka od Miasta jak najczęściej. Czemu w takim razie mogła go tutaj wyczuć? Oj, będzie się domagała wyjaśnienia.
-Uduszę go kiedyś... - mruknęła pod nosem, w czasie gdy jej oczy zmieniły się. Nie potrafiła kontrolować swojej złości, przez co nawet soczewki nie pomogły i jej ślepia były teraz złote niczym słońce - do tego źrenice stały się pionowe. Ona sama jak na razie o tym zapomniała, ponieważ skupiła się na wymyślaniu całego wykładu dla brata pod tytułem "Dlaczego masz omijać to miejsce po raz enty". Oj, coś złego się szykowało, jednak kochana Aya jeszcze nie miała o tym pojęcia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.01.14 20:48  •  Promenada  - Page 2 Empty Re: Promenada
//Jak wszyscy dopisali coś pozafabularnego to i ja. Uwaga. Ziemniak! Koniec uwagi.  ._.'

Tak często miał cel do wyeliminowania w M-3, tak często wpadał tam, żeby poobserwować lub odwiedzić siostrzyczkę czy nielicznych znajomych... Wyrwa w murze była jednym z niewielu miejsc, przez które można było się dostać na teren ludzki i nikogo przy okazji nie zabić. Po prostu musiał umieć wleźć wysoko w krótkim czasie. Co z niego byłby za informator-zabójca, gdyby wysiadał przy krótkiej wspinaczce? Jasne, nie wszyscy byli zmuszeni do posiadania takich umiejętności, ale oni nie mieli metra pięćdziesięciu w szpiczastym kapeluszu i wysokich szpilkach. Można powiedzieć, że Arthur wzrost nadrabiał zwinnością.
Nie zdziwił się, gdy kuzyn odtrącił jego rękę. Drugiemu uczestnikowi wyprawy pomógł jednak wejść, uśmiechając się lekko. Szef mógł być samowystarczalny, ale podległe mu kundelki powinny ze sobą współdziałać. Zwłaszcza, gdy szły na niebezpieczną misję włamania się do samego dyktatora tego całego burdelu na kółkach.
Trudno to wytłumaczyć... Powiedzmy, że woń cywila smakuje nieco inaczej – odpowiedział. Nie rozumiał tego skomplikowanego systemu węchu, jaki posiadał. Nie potrafił nawet określić czy tak naprawdę wącha, czy smakuje. Inny wężowaty na pewno by to ogarnął, a tak się składało, że miał do czynienia z wilkiem i... sam nie wiedział czym. W każdym razie – nie miał nawet czasu na próby tłumaczenia, dlaczego podejrzewał, iż grupka za rogiem to zwyczajni ludzie, którzy nic nie podejrzewają i prawdopodobnie wyszli sobie z pracy na przerwę. Kim by nie byli, to i tak nie mogli dać się zauważyć. Tutaj każdy mógł donosić, kazać pokazać przepustkę, albo nawet i próbować zabić. Ot tak, z czystej nudy.
Blondyn miękko wylądował na ziemi zaraz po Samiiriim. Spojrzał na Jonathana, z trudem zachowując totalny brak wyrazu na bladej twarzy. Uszy. Ogon. W teorii można to uznać za zwykłą ozdobę, ale nadal mocno rzucało się w oczy. Bardziej niż pionowe źrenice, kły i jęzor węża. Czasami Adrich aż chciał się cieszyć, że wygląda w miarę ludzko.
Odpowiedział kiwnięciem głowy i zsunął z pleców pasek ze skrzypcami. Nie, nie miał zamiaru zabawić żołnierzy grą. Zdjął jedną z mocnych strun i znów przewiesił instrument przez plecy. Złapał odpowiednio linkę. Nie musiał się martwić, że pęknie, albo wbije się w gardło ofiary. Była wzmocniona i nieostra, często używał takiego sposobu na pozbycie się celu. Nie zostawiał prawie żadnego śladu poza jedną, ledwie zauważalną kreską na gardle. Przykucnął w miejscu, w którym nie było go widać. Rozwidlony język wysunął się szybko, odruchowo, jak gdyby chcąc zbadać odległość. Patrząc na kolegę po fachu, czekał na odpowiedni sygnał, a gdy go zauważył, ruszył na drugiego żołnierza. Szybkim ruchem sprawił, że struna przyłożona została do gardła człowieka w takim miejscu, by zacząć go dusić, uniemożliwiając zaczerpnięcie powietrza. Ciągnął linkę dość mocno, żeby biedak nie musiał za długo cierpieć. Nie było czasu na bawienie się w sadystę. W razie, gdyby było dla niego trochę za wysoko... Cóż, ciągnąłby ofiarę w swoją stronę, przechylając ją w tył.
Wydawało mu się, że poczuł gdzieś bardzo znajomy zapach. Nie zwracał na to uwagi, ale na pewno bardzo by go rozpraszała. I lepiej, żeby się nie pokazała na oczy gadziego... Nie teraz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.01.14 22:32  •  Promenada  - Page 2 Empty Re: Promenada
Mistrz Gry.

Faktycznie. Ruchy tej dwójki były niemalże idealne. W momencie gdy pierwsza uśmiechnięta główka wychyliła się zza rogu... chwilę później ta sama, uśmiechnięta główka ledwo trzymała się już reszty ciała. Drugi, chuderlawy mężczyzna zaczął charczeć, krztusić się, próbował nabierać powietrza do płuc — trudno jednak było, gdy cienka linka odbierała mu ostatnie, upragnione oddechy. Wkrótce i on padł na kolana, drgając jeszcze w ostatnich dwóch konwulsyjnych ruchach, nim padł martwy.
W czym problem?
W zasadzie w dwóch rzeczach.
Pierwszy był brzydki. W dodatku miał kolegów równie brzydkich. Za dwójką prowadzących wojskowych ciągnął się ogon podopiecznych. Nie zaatakowali z początku tylko dlatego, że szok odebrał im możliwości ruchu. Widząc jednak, jak pierwsza z dowodzących oddziałowi postaci pada martwa, pierwszy z szeregu wyrwał się do ataku. Wybrał ciemnowłosego chłopaka, wysuwając długą, ostrą jak brzytwa szablę, unosząc rękę w górę i celując z góry na dół przez plecy wymordowanego.
Za kolegą ruszyła reszta stada. Pozostała siódemka rozproszyła się, aby obiec dwójkę obcych.
Masz przesrane, karle! — wrzasnął jeden, wyciągając pistolet i rzucając się na Arthura w szale gniewu. Zaraz za nim wypadło też dwóch innych. Jeden o złotych włosach związanych w luźną kitkę, który wysunął z pochwy lśniący miecz; drugi o rudych, przystrzyżonych tuż przy czaszce, który z kolei sięgnął po broń palną, wyjątkowo dziwną i z pewnością niespotykaną na terenach Desperacji. Wycelował w Adricha, a broń zaczęła wypluwać głośne naboje.
Ty gówniana kreaturo! — zawtórował inny; czarnowłosy dryblas, chwytający do obu dłoni pistolety z zatrutą amunicją. Lufę wycelował w Samiira, oddając parę niecelnych strzałów. To jednak nie oznaczało, że miał zamiar się poddać. Palec nie przestawał naciskać spustu, również w momencie, gdy inni włączyli się do bójki.
Tym też sposobem, czwórka dryblasów zaatakowała Sama. Trójka rzuciła się ku Arthurowi.

Drugim problemem była natomiast Aya, która nadciągała jak wściekły parowiec. Dosłownie w momencie, w którym rozpoczęła się ta zabawna bitwa, jeden z mężczyzn, wyszarpnął w pochwy niewielką broń palną. Wydawała się taka niepozorna... Taka leciutka, nijaka wręcz. Kto by więc pomyślał, że mogłaby stworzyć tak wiele zamieszania? Mężczyzna w chwili, gdy jego koledzy rzucili się na intruzów, jako ostatni wybiegł zza zakrętu, poślizgnął się i upadł. Choć wydawało się to głupie, tylko dzięki temu ujrzał coś, co inni przeoczyli. Rozgniewaną dziewczynę, której tęczówki lśniły płynnym złotem, a źrenice przypominały wąskie szparki. Warknął, podnosząc się z ziemi. Podniósł ramię, przymknął jedno z oczu i oddał parę strzałów, nim choćby Aya zdążyłaby się zorientować, że ktoś ją ujrzał. Ba! Przecież dopiero wyszła zza domu i uwidoczniła się dla zebranych, prawda?
Nabój z głośnym hukiem wydostał się z lufy, przeciął powietrze i trafił w drobne ramię dziewczyny, przeważając siłą wyrzutu i zmuszając kruche ciało do upadnięcia na lodowaty śnieg, skroplony czerwienią.
Mężczyzna wrzasnął i rzucił się w stronę Ayi jak powalony.


Growlithe warknął widząc kuzynkę.
Mieliście być, kurwa, ostrożni!





| Dobra, macie mapkę. Już wyjaśniam. Tam po lewej jest wkurzona-very-bardzo Aya i jej trasa. Sam i Arth – oboje napisaliście, że „chowacie się, by was nie ujrzeli”, więc uznałem, że po prostu przylgnęliście sobie do domku i tyle. Nigdzie nie napisałem, że jest tylko dwójka przeciwników. Dwójka rozmawiała. Trochę się wkurzyłem, więc macie utrudnione zadanie, hye. Ten tam obok tego czarnego dymku z komina to naturalnie Growlithe, który mógł sobie obserwować wszystko z góry. |
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.01.14 17:43  •  Promenada  - Page 2 Empty Re: Promenada
// Ale fajna ta mapka! ;-; Nie ma co się wkurzać! D: trochę akcji!
Nie wkurzyłem się na was, ale na was się to odbije.
G.


Samiirii nie spodziewał się żadnej z tej rzeczy. Oczywiście zapach Nosicielki był dla niego lekko wyczuwalny, ale jakoś nie przywiązał do tego zbytniej uwagi...miał ważniejsze sprawy na głowie. Teraz. Wcześniej mu się zdawało, że widział i słyszał tylko dwojga ludzi...jednak, najwidoczniej w świecie się mylił. Chłopak rzucił masę przekleństw pod nosem, obracając się w stronę...dość pokaźnej grupy. Mrah. Czas się zabawić...ale..bez krwi. To znaczy w większym stopniu starać się być cicho...ale chyba nici z tego.
- Czterech na jednego? Panowie to nie honorowe...- Rzucił, uśmiechając się lekko, jednak szybko spoważniał kiedy kilka kul poleciało w jego stronę. Na szczęście jakimś dziwnym trafem udało mu się je uniknąć. Kątem oka dostrzegł, jak w jego stronę ruszył chłopak z szablą. Odruchowo czekał, aż ten znajdzie się na tyle blisko, by w chwili (w której ostrze miało go przeciąć) zrobić unik w bok i uderzyć go z pięści w twarz, a potem wytrącając broń z ręki.
~ Bez krwi...bez krwi...~- Powtarzał sobie w myślach, starając się nie rzucić ze szponami w stronę przeciwników, którzy i tak już mieli przesrane - tak samo jak oni. Szef kazał być cicho a tu już było słychać strzały i wrzaski innych... oj.
Sam syknął cicho, słysząc nieprzyjemny odgłos głośnych strzałów (na szczęście niecelnych). Kiedy tylko udało mu się uderzyć kolesia, rzucił się w kierunku żołnierza z pistoletem o dość...dziwnej budowie. Stosował uniki, wyginając i biegnąć w jak najszybszym tempie. Kiedy znalazł się już blisko, wytrącił spluwę z rąk łajdaka i go takę potraktował pięściami.
W głowie cały czas sobie powtarzał, że nie może ich zranić. Naprawdę. Krew na ulicy i chodniku była by dość...charakterystyczna...chociaż i tak słyszało ich już pół miasta. Odgłosy walki niosły się echem...Samiirii wiedział, że teraz ich plan zaczął się po ludzku sypać. Nie mogli już chyba liczyć na kamuflaż, jednak stroje zawsze mogą się przydać...
Będą ich mieli znacznie więcej, niż chciał Grow.
Wymordowany zaczął okładać wszystkich pięściami. Serio, wyglądało to dość komicznie i dziwnie...ale można było go uznać, za kogoś lepszego od tych nędznych ludzi. Ba, nawet nie czuł zmęczenia! Był zabójcą...wiedział co i jak. Celował głównie w stronę głowy tak by wpierw ich ogłuszyć, a potem...okrutnie dobić, nie wywołując żadnej krwi. Jednak musieli się sprężać, nim przybędzie więcej wojska. Celował więc w szyję, tak by jego przeciwnicy łapali się za gardła. Jedno mocne uderzenie wystarczyło, aby tchawica była zmiażdżona a robale by się podduszały.
To było dość chaotyczne, nie mógł się nawet skupić na Arthurze, który raczej pomocy nie potrzebował, ba...był nawet pewien, że da sobie z nimi radę. Doberman jednak kątem oka dostrzegł, jak jeden z grupy odłącza się i biegnie dalej, a potem wywinął fajnego kozła.
- Ha, ha, ale gleba. - Rzucił rozweselony, jednak...coś było nie tak. Coś sprawiło, że Sam zastygł w bezruchu, by po pięciu sekundach zrobić ostatnią serię swoich ataków. Czemu ostatnią? Bo temu. Żołnierz, który tak fajnie zarył łbem o ziemię chyba coś dostrzegł...czyżby był to Grow? Ale przecież on został na dachu...wierność dla szefa przezwyciężyła niemal wszystko, Sam rzucił się za róg, tuż za żołnierzem, który właśnie oddawał strzały. Sam syknął wściekle, szybko robiąc gwałtowny skręt w bok i zauważając...dziewczynę. Krucha, drobna postać o rażąco złotych oczach została postrzelona - upadła. Wymordowany nie czekał ani chwili dłużej, po prostu rzucił się na plecy wroga, starając się go przewrócić. Jakby nie patrzeć, działał teraz instynktownie - jak zwierzę. Oczy stały się czerwone, rękoma zaczął dusić swoją ofiarę...nieważne, że dalej znajdowała się ''kobieta''. Nie będzie się hamował, dostali wyraźne rozkazy, a już na samym początku ich plan poszedł się...wiadomo co.
- Ja pierdole...- Wydusił, cały czas go dusząc.
Hm...nie ważne, że zaraz jak tylko wstanie rzuci się na niego wściekły tłum, nie ważne, że zjebał kolejne zadanie...nie ważne, że miało być cicho a obudzili pół miasta. Po prostu nie wyszło, więc powinni jak najszybciej się z tym wszystkim ogarnąć. Gdy tylko skończył ze swoją ofiarą, rzucił badawcze spojrzenie krwistych oczu na dziewczynę..była ranna, ale...nie. Teraz musiał sprawdzić co u Arthura i powiedzieć mu...że ją spotkał. (Oczywiście nie miał pojęcia, że jest to jego siostra). W razie czego, zamierzał mu pomóc w walce. Powinni się trzymać razem, nie chciał przecież aby któryś z nich stracił życie...
Sam zmrużył wściekle oczy, rzucając się na ratunek Blondynowi...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.01.14 19:56  •  Promenada  - Page 2 Empty Re: Promenada
Jak to powinna nazwać? "Wielkim fartem"? Okropnym pechem? PIERDOLONYM PECHEM?! Dlaczego zawsze musiała wpadać w takie kłopoty?! Była jakimś ogromnym magnesem na tarapaty, czy co? No ale teraz nie mogła już nic zrobić... dała się zobaczyć strażnikom w tak nieodpowiednim momencie, choć sama na początku tego nie zauważyła.
Zdążyła to jednak poczuć, gdy kula przeszyła jej ramię. Nie zdążyła w ogóle zareagować, jej oczy rozszerzyły się z szoku. Upadła na masę śniegu, łapiąc się za zranione miejsce.
-No żesz cholera jasna...! - warknęła, spoglądając na czerwoną dłoń. Spojrzała złotymi ślepiami na strażnika, który w nią strzelił. Najpierw wywala się jak jakiś debil, a potem nagle tak świetnie celuje?! No cudownie, teraz musi jakoś znaleźć sposób na taką ucieczkę, by nie mogli się dowiedzieć gdzie mieszka. Chociaż lepiej by było, jakby ich uciszyła, wtedy na bank nie miałaby kłopotów... ale pewnie zaraz przylezie tu cała zgraja, a z tym ramieniem długo by nie powalczyła. Mimo dość sporej wytrzymałości na ból, jej ciało było słabe i szybko mogła się wykrwawić. Dokładnie tak samo jak teraz, musiała więc się spieszyć.
Planowała rzucić się na strażnika, który biegł wprost na nią, jednak ktoś już postanowił za nią to zrobić. Uważnie obserwowała nieznajomego, który siłował się z mężczyzną, starając się go udusić. Tak szczerze powiedziawszy to nie była już tak przerażona. Kiedyś zareagowałaby kompletnie inaczej, teraz jednak już zbytnio przyzwyczaiła się do widoku trupów oraz okrucieństwa na tym świcie. Te 300 lat się przeżyło...
Wstała i ulokowała swój wzrok na biegnącym chłopaku. Chyba chciał komuś pomóc... ale komu? Wtem jej oczy wyłapały znaną postać. W tej chwili miała też strzelić gigantycznego facepalm'a.
-... chyba sobie jaja robicie. – mruknęła pod nosem. Musiała jakoś zareagować, nie mogła tak po prostu uciec. I tak by ją teraz złapali, więc chociaż teraz mogła się na coś przydać, nawet z tym krwawiącym ramieniem.
-WON! – ryknęła, rzucając się na jednego ze strażników atakującego Arthura. Jej paznokcie natychmiastowo wydłużyły się, wyglądały teraz jak ogromne, ostre pazury. Sycząc, zamachnęła się na przeciwnika z zamiarem odcięcia mu głowy. Drugą rękę skierowała na innego gostka, celując w klatkę piersiową. Jeśli udałoby jej się wbić wszystkie pięć pazurów, wtedy na pewno byłoby od razu po nim... żeby tylko jej celność oraz siła zadziałały! W takiej chwili cieszyła się, że jest Wymordowaną - dzięki temu przynajmniej miała pewność, że siły na takie ruchy jej nie zabraknie - w końcu nie była już słabym człowiekiem, tylko silnym... potworem, jak to oni woleli nazywać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Promenada  - Page 2 Empty Re: Promenada
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach