Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 17 z 25 Previous  1 ... 10 ... 16, 17, 18 ... 21 ... 25  Next

Go down

Pisanie 11.06.17 1:10  •  (S) Zniszczony las - Page 17 Empty Re: (S) Zniszczony las
Kilka ususzonych pniaków, źródełko oraz skażona ziemia. Decis nienawidził ponurych krajobrazów, ale od kiedy zszedł na Ziemię, musiał się z nimi spotykać niemalże codziennie; z wyłączeniem dni, które spędzał na lizaniu swoich ran w komnacie Kościoła Nowej Wiary. Takie miejsce, zabójcze dla zwykłego człowieka, dla anioła była doskonałym punktem spotkań. Był pewien w niemalże stu procentach, że nikt mu tutaj nie będzie zawracał głowy oraz nikt nie będzie go podsłuchiwał, bo gdzie? Za tymi drzewkami, które wystarczyło kopnąć, a nakryją się wysuszonymi na wiór korzeniami?
Przybył tutaj, nie będąc zainteresowany otaczającym go światem. Sam nie wiedział, co go tutaj przywiodło; przeznaczenie czy był po prostu z kimś umówiony? Decis omiótł martwy zagajnik swoimi lodowatymi oczami i podniósł prawą dłoń, by chwycić niebieski kryształ zwisający z rzemyka. Przymknął oczy, lecz nie stracił przy tym czujności. Próbował wsłuchać się w otaczający go świat, zrozumieć jak daleko znajdowało się zagrożenie, o ile jakieś było, oraz skąd można było przypuścić na niego atak. Decis miał wielu wrogów, wszyscy z nich sprzeciwiali się naukom Kościoła Nowej Wiary.
Zimny wiatr niósł nieprzyjemny odór śmierci - nieważne jak często się z nim spotykał, zawsze był tak samo odrażający, lecz jednocześnie niezbędny do normalnego funkcjonowania. Gdyby anioł znalazł się w ogrodzie pełnym zieleni, zapewne uznałby to za iluzję i albo stracił zmysły, albo zaczął niszczyć wszystko dookoła.
Artefakt rozjarzył się bladym, błękitnym blaskiem, a Decis otworzył oczy. Niczego nie słyszał, niczego nie wyczuł, niczego na pewno nie zobaczy. Ta paranoja była zabójcza. Musiał odpocząć, więc dlaczego nie teraz? Anioł podszedł do strumyka, po czym usiadł na kamieniach, spod których wypływała woda. Nałożył na głowę kaptur i wbił wzrok przed siebie, w nicość. W noc.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.06.17 1:32  •  (S) Zniszczony las - Page 17 Empty Re: (S) Zniszczony las
Sigyn rzadko udawała się w rejony Desperacji. Nie chciała bowiem oglądać tego rozszerzającego się wszędzie zniszczenia i depresji. Nie bez powodu mieszkała w Edenie. Od jakiegoś już czasu szybowała spokojnie pośród chmur na grzbiecie swojego towarzysza - Saurona. Wierny feniks leciał między chmurami, by nie było zbytnio widać go i jego towarzyszkę z ziemskiego padołu. Dopiero po dłuższej chwili gdy minęli miasto wylądował na wyniszczonej ziemi.
Anielica z gracją zsunęła się z jego płomiennego grzbietu. Na tle krajobrazu stanowiła pewnego rodzaju ozdobę. Odziana w anielską zbroję koloru ciemnej stali, niosącą ślady użytkowania świadczące o aktywności użytkownika, rozejrzała się po okolicy spod ciemności kaptura. Jedynie jej długie białe włosy i dosyć kobieca budowa ciała zdradzały jej płeć. Jej krok był pewny, u swego boku miała pięknie zdobione dwa ostrza. Dostrzegła jednak postać, którą nie wiedziała czy się spodziewać czy nie... Niczego być pewnym nie można było w tych czasach gdy zdrada jest na porządku dziennym. Podeszła na bezpieczną odległość, a feniks nieznacznie podreptał za nią po czym zmierzyła "nieznajomego" chłodnym spojrzeniem swoich stalowych oczu, które pięknie opalizowały chłodną bielą jakby były dwoma małymi księżycami.
- Kogóż to sprowadza na takie pustkowie o tej dość nieprzyjemnej porze?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.06.17 1:49  •  (S) Zniszczony las - Page 17 Empty Re: (S) Zniszczony las
Był inkwizytorem, a mimo to dał się podejść anielicy. Nawet nie usłyszał szumu skrzydeł, gdyby to był gryf, to Decis prawdopodobnie już by nie żył lub leżał z rozerwanymi do kręgosłupa plecami. Miał szczęście, że to Sigyn, lecz w tej chwili nie zdawał sobie z tego sprawy. Gdy usłyszał miękki, delikatny kobiecy głos, zadrżał. Jego mózg przetrawił najpierw sam dźwięk, przez co anioł był bliski aktywacji Oręża. Ułamek sekundy później jego mięśnie rozluźniły się, bowiem umysł poddał procesowi rozpoznawania barwę głosu anielicy; a przynajmniej za taką uważał ją w danej sekundzie Decis. Czarnowłosy nie opuścił kaptura, nie podniósł wzroku. Zapach skóry przywołał kilka wspomnień. Głos pobudził mięśnie i wyobraźnię. Żołądek skurczył się chwycony lodowatymi szponami stresu, lecz mimo to anioł nie zdradził po sobie zdenerwowania, a przynajmniej żywił taką nadzieję.
Czy on ją zawiódł, czy ona jego? Czy to ona po raz ostatni zsunęła z ich ciał ubranie, czy on to zrobił? A może nigdy do tego nie doszło i to tylko jego wyobraźnia? Nawrócony. Oczywiście, żaden normalny anioł nie miałby w głowie takich myśli. A mimo to, Decis nie poruszył domyślnego tematu. Wpatrując się przed siebie, rzekł cicho:
- Wojna mnie zmęczyła. A ty zawsze zwiastujesz kolejne konflikty.
Jeśli nie fizyczne, to w mojej duszy, pomyślał.
Czy mówił poważnie? On sam nie wiedział. W każdym razie nie wykonał żadnego ruchu poza podniesieniem błękitnych oczu wprost na Sigyn. Miał ochotę się uśmiechnąć i uciec jednocześnie. By pobiegła za nim. Lub odepchnęła go jeszcze dalej i zmusiła, by to on za nią biegł. Znacie to uczucie, gdy ktoś kopnął Was w tyłek, a następnie dał Wam drogi prezent, o którym zawsze marzyliście? Tak było w tej chwili z Decisem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.06.17 2:02  •  (S) Zniszczony las - Page 17 Empty Re: (S) Zniszczony las
Sigyn miała to do siebie, że jak już zapuszczała się dalej od Edenu to szykowała się głownie na walkę. Broniła wszak bezbronnych ludzi i nie wahała się zabić. Była w tym co robi chłodna, bezuczuciowa, piękna... Jak to kiedyś ktoś powiedział. Mimo jednak swojego chłodnego i dość szorstkiego obycia potrafiła zdobyć się na coś cieplejszego. Rzadko ale jednak. Feniks przechylił swój łeb mrużąc swoje ślepia. Był gotowy oddać życie za towarzyszkę gdyby tylko tym był w stanie jej pomóc. Niestety albo stety nie była to jedna z tych nocy dla anielicy.
Mimo, ze odruchowo sięgnęła do rękojeści jednego z ostrzy i zacisnęła rękę bacznie przyglądała się postaci tak znajomej, ale i tak obcej i odległej, że nie wiedziała zna ów mężczyznę, czy tylko jej się zdaje. Wątpliwości dopiero rozwiał jego głos, charakterystyczna dla uszu Sigyn barwa i te lodowate oczy. Wszędzie je pamiętała. Nawiedzały ją często w snach.
- Z tego co pamiętam nigdy nie byłeś im przeciwny...
Mruknęła nieco łagodniej i choć jej serce mocniej zabiło na chwilę to zaraz je uspokoiła. Zdradziło to jednak ciche westchnięcie i kłąb pary, który uciekł z jej ust przy chłodzie nocy. Nie wiedziała jednak co zrobić. Czy rzucić się w ramiona czy uciec? Bała się tego, ze mógł się zmienić... Co jak stał się fanatykiem tamtych wyznawców i będzie chciał wbić jej sztylet w plecy ku chwale jakiegoś Ao? Nie chciała go w taki sposób stracić, a już na pewno nie zapamiętać. Ilekroć go widziała takie obawy ją nachodziły. Nawet w koszmarach. Trwała więc wpatrzona w jego chłodne lodowe oczy szukając chociażby krzty jego JA, które znała i darzyła uczuciem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.06.17 2:32  •  (S) Zniszczony las - Page 17 Empty Re: (S) Zniszczony las
Zadrżał, gdy zimny wiatr wdarł się pod jego płaszcz. Przez kilka sekund przyglądał się anielicy i złapał się na tym, że nie rozmyślał na temat zabicia jej. Nie skupiał się na kształtach, które skrywała pod grubą zbroją. Rozmyślał nad tym, czy nie jest jej zimno. Powoli, leniwie, wręcz niechętnie opuścił wzrok na ziemię skażoną wirusem X. Tak zabójczym dla ludzi, ale nie dla nich.
- Czasami myślę - rzekł cicho, przełykając ślinę. - Czasami myślę, że do takiej wojny nas stworzono. Dlaczego nie wyznałaś Ao, dlaczego zostałaś na górze? A mnie strącono na ten padół łez, zrzucono mnie do piekła. A teraz, gdy już się w nim zadomowiłem i stwierdziłem, że nie ma niczego gorszego...
Wstał i przeszedł kilka kroków swoim powolnym, niemalże ociekającym elegancją krokiem. Zatrzymał się krok za Sigyn. Znowu ten cholerny wiatr, lecz tym razem nie niósł on woni śmierci. Teraz niósł zapach kobiecej skóry. Decis zacisnął prawą rękę na artefakcie wiszącym na jego szyi i spochmurniał jeszcze bardziej. Podniecenie wzięło górę i odezwało się w jego ciele chłodnym, acz przyjemnym dreszczem, który przebiegł od karku aż do okolic krzyża.
Zupełnie jak piętnastolatek, pomyślał.
Ale czy on przy niej nie miał piętnastu lat dlatego, bo nigdy ich tak naprawdę nie miał? Taki paradoks. Zachowywał się jak zestresowany nastolatek, choć nigdy nim nie był. Anioły nie dorastały. Po prostu były. Sens i czas jego stworzenia były tematami tabu, dlatego je sobie odpuśćmy.
Wojna, którą lubił, kochał. Gdyby nie wyznał Ao, może byliby razem? A może pozabijaliby się o coś innego, kto wie? Teraz jednak Sigyn stała krok za nim, promieniując przy tym pięknem ponad anielskie standardy. Nawet teraz mógł wskazać, gdzie na jej twarzy znajdowały się wzorki, w którym miejscu spinała włosy. Dostała się pod jego skórę tak głęboko, jak nikt inny. A może to i lepiej, że nie są parą? Decis lękał się tego, że Sigyn to jego słabość. Gdyby wrogowie Kościoła zdawali sobie sprawę z tego, co on do niej czuje, mogliby wykorzystać to przeciwko niemu.
Spojrzał na nią kątem oka, oczywiście w tym celu musiał stanąć bokiem do anielicy.
- A teraz pokazujesz mi, że piekło ma jeszcze wiele do zaoferowania.
Miał wrażenie, że nie wytrzyma. Jego ręce się trzęsły, nogi miękły, oczy wilgotniały. Jedne spotkanie przywołało mnóstwo wspomnień; co najgorsze, tych dobrych. Nie pamiętał, dlaczego to się zakończyło. Pamiętał smak jej ust, dotyk jej skóry, zapach jej włosów, spojrzenie jej stalowych oczu, tak silnych i nieznoszących sprzeciwu, a mimo to umiał w nich znaleźć coś ciepłego i delikatnego. Nieważne, co Sigyn teraz zrobi, on ulegnie. Jeśli odwróci się plecami do niego i odleci, Decis jej na to pozwoli, ale będzie tego żałował. Tyle czasu żyła bez niego, że nie mogła już cokolwiek czuć, to tylko on był na straconej pozycji. Wpakował się w beznadziejną sytuację i musiał z niej jakoś wyjść.
Ale jak?
Jedyne wyjście prowadziło przez jej ramiona. I usta.
Wbił wzrok w feniksa. Udawał, że jest w tym stworzeniu coś, co go fascynowało, choć teraz wszystkie wojny Kościoła z niewiernymi były mniej ważne od Sigyn. Ale nie mógł jej tego pokazać. Modlił się tylko, by go nie dotknęła. Jeśli znowu go obejmie lub pocałuje, zatraci się. Znowu wykorzystają łóżko w każdej piędzi pościeli, a co rano? Kac moralny i samotna pobudka. Nic więcej. Jak tamtego, ostatniego dnia.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.06.17 2:56  •  (S) Zniszczony las - Page 17 Empty Re: (S) Zniszczony las
Nie wiedziała czy byłaby w stanie zadać mu cios. Może kiedyś, gdy jeszcze byli „młodzi i głupi” by się na to odważyła. Może właśnie przez tamten moment zawahania czy nie odprawić zalecającego się anioła skazała się na taką udrękę. Wiedziała, że nie jest jej dane żyć szczęśliwie. Tak bardzo chciałaby móc być człowiekiem. Nie mieć żadnych zobowiązań, ale co wtedy? Wirus, plagi, ból, smutek... Nie chciała być opanowana tymi odczuciami. Przez te tysiące lat kształtowała się i jest kim jest do teraz. Nigdy jednak nie czuła czegoś tak głębokiego jak do tego niepozornego anioła, który kiedyś uwiódł ją na czułe słówka... Może sama mu na to pozwoliła szukając choć odrobiny światła w swoim mrocznym życiu? Nie była tego jednak już stwierdzić. Nie chciała nad tym rozmyślać. Stało co się stało i akceptowała to. Na jego słowa odruchowo zacisnęła rękę z powrotem na rękojeści.
- Dobrze wiesz czemu. Nie mogłam tak po prostu odejść. Tak to wszystko zostawić. Czemu ty więc odszedłeś?
Spytała go łagodnym głosem choć zdradzał nutę niepokoju. Obawiała się. Wiedziała, że jej ukochany się zmienił, ale nie wiedziała jak bardzo. Modliła się jednak w duchu, by Kościół nie był w stanie go skazić swoimi chorymi naukami. Chciała mieć ten promień nadziei, że jednak może kiedyś się nawróci? Nigdy bowiem nie jest za późno... Stała w bezruchu gdy ten podszedł i stanął nieco za nią. Mimowolnie odwróciła głowę zerkając na niego uważnie. Musiała mieć go na oku. Czuła taką potrzebę. Nie wiedziała czy to ostrożność czy może... Potrzeba? Feniks zaskrzeczał tylko cicho schylając swój łeb i obserwując nieznajomego czy aby nie wykona żadnego podejrzanego gest w kierunku jego towarzyszki. Mimo bycia ostrożną była wobec niego bezbronna. Zdawała sobie z tego sprawę. Wystarczyłby jego jeden uśmiech by roztopić lód wokół jej serca, a ona ponownie mu zaufała bezgranicznie. Nie była w stanie pozbyć się tego bolesnego uczucia, ale jakże przyjemnego. Na jego kolejne słowa milczała jednak. Był tak blisko. Na wyciągnięcie ręki. Bała się, że to sen albo jeden z tych koszmarów. Albo jej moc zemściła się na niej i postanowiła ją gnębić? Iluzja? Tak bardzo czuła potrzebę by mieć go znów przy sobie. Nawet najmniejsza namiastka jego dotyku była w stanie zaspokoić jej potrzebę bliskości. Widziała, jak i Decis ma problem, nadal kochał? Nadal coś czuł? Nie chciała jego nienawiści. Mimowolnie uniosła dłoń by złapać go za kant rękawa patrząc tęsknym wzrokiem wprost w jego oczy. Tak tęsknym i bolesnym, że aż sama prosiła się przygarnął ją i objął ramionami, i nie wypuszczał z objęć. Może tego właśnie chciała? Być więźniem miłości, ale chyba na to za późno, bo już nim jest...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.06.17 9:36  •  (S) Zniszczony las - Page 17 Empty Re: (S) Zniszczony las
Co się z nimi stało? Wiele razy zadawał sobie to pytanie i nigdy nie był w stanie na nie odpowiedzieć w sposób jednoznaczny, zdecydowany. To nie było proste dwa plus dwa, na ich rozstanie składało się wiele czynników, lecz najważniejszym z nich było strącenie Decisa ze względu na sprzeciwienie się Najwyższemu. Uznał, że Ao jest drogą ku wolności umysłu i ciała, a Edenem włada hedonistyczny ignorant.
- Bo wasz Pan jest niczym więcej jak hedonistą - rzekł bez oskarżycielskiego tonu. - Pozuje jako zbawca świata, lecz wszelkie wygody rezerwuje dla siebie, kiedy miliardy umierają w mękach. Oglądałem powódź w Tokio, byłem młody i spodziewałem się, że te działania miały w sobie jakiś cel. Myliłem się.
Poczuł jej dotyk, znowu zadrżał. Jeszcze chwila, a będzie jak osika. Przeniósł wzrok z feniksa na Sigyn i spojrzał jej głęboko w oczy. Robił co mógł, by jego radości nie zdradziła mimika, lecz na jego twarzy wciąż błąkał się delikatny uśmieszek; zupełnie jakby jego życie zależało od powagi, ale ktoś opowiedziałby dobry dowcip. Decis chciał się wyrwać tylko po to, by sprawdzić, co anielica zrobi, lecz parwie natychmiast stwierdził, że będzie to zachowanie wyjątkowo dziecinne i niegodne anioła, który liczył sobie około tysiąca lat. Ponadto źle wyglądałby w oczach Sigyn, która prawdopodobnie liczyła sobie jeszcze więcej. Zrobił więc to, na co miał teraz ochotę.
Chwycił ją za dłoń, zdecydowanym ale delikatnym ruchem wolnej ręki objął ją w talii. Zdał sobie sprawę z tego, że nie miał na dłoniach rękawiczek. Poczuł jak chłodna była jej anielska zbroja w kontraście z temperaturą dłoni. Nie wiedział, jak się zachować, by zaspokoić oczekiwania Sigyn - a tak właściwie czego ona oczekiwała? Że rzuci się w jej ramiona, zapomni o wszystkim, uciekną w najdalsze zakątki Edenu i tam spędzą resztę życia? Jeśli ta miłość miała wrócić, to tylko jako ryzyko. Jeśli Kościół dowie się o jego romansie z białowłosą, zapewne rozkaże mu ją zlikwidować. Oczywiście, Decis nie będzie do tego zdolny, chyba że i jego życie stanie na szali. Teraz jednak nie był czas na rozważanie potencjalnych wyjść z sytuacji, już uzgodniono, że jedyne wyjście z sytuacji biegło przez jej ramiona.
Ludzie mówili, że świat skończył się tysiąc lat temu. Dla Decisa koniec świata dopiero nastał. Tutaj, w tym skażonym wirusem lesie, w miękkich ramionach najpiękniejszej anielicy jaka kiedykolwiek istniała. Wszystko się posypało, jego wiara w Kościół, w ludzi, zdecydowanie, niezachwiana lojalność wobec Ao. Liczyła się tylko ona i jej spojrzenie, zapach, dotyk.
Nieśmiało, powoli, zbliżył swoje usta do pełnych ust Sigyn. Poczuł na twarzy jej oddech, nie przymknął jednak oczu jak robią to zwykli kochankowie. Stal w jej oczach przyciągała go bardziej niż cokolwiek innego; z wyłączeniem kształtów anielicy i jej miękkiego głosu.
- Ale dzisiejszej nocy odrzucę wszystko, w co wierzyłem setki lat - szepnął, zbliżając się jeszcze bardziej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.06.17 11:57  •  (S) Zniszczony las - Page 17 Empty Re: (S) Zniszczony las
Nadal nie pojmowała czemu śmiał ją tak zostawić. Była wtedy tak bardzo zła, czuła się zawiedziona, głupia, że pokochała, że tak dała się zwieść... Ale jednocześnie nie potrafiła przestać. W tamtym czasie była tak bardzo pogrążona w smutku po tej stracie, że nie wiedziała co robić...W dodatku teraz go widzi. Nadal żył, nadal ją kochał. Czuła to od niego. Głupia w to wierzyła całym sercem, bo inaczej sobie tego nie wyobrażała.
- Boga nie ma... Zostaliśmy sami Decisie. Nikt nie będzie nas już mógł oceniać...
Odparła do niego cicho, miękko i delikatnie, niczym sukkub kusząc do złego. Bóg przepadł. Zostawił aniołów samych z tym światem. Zarządzali archaniołowie i nawet pozwoliliby wrócić Decisowi w ich szeregi. Była tego pewna, ale nie chciała go do niczego zmuszać. Tak jak wtedy pozwoliła mu odejść, tak teraz nie będzie mu się narzucała. Nie w taki sposób.
Widziała jego delikatny uśmiech. Jego twarz delikatnie rozświetlał blady blask księżyca. Czuła bijące od lodowego anioła gorąco. Cóż za ironia. Jednak doskonale znała to ciepło. Pragnęła go. Nie mogła tego ukryć. Wiedziała, że jak Kościół się dowie ukrócą ich kontakty, albo postawią ultimatum jej ukochanemu. Jeśli miała zginąć z jego ręki by mógł spokojnie żyć byłaby skłonna się poświęcić i tak już swoje przeżyła. Istniała od początku świata. Mało kto to wiedział. Mało komu to wyznała. Miała wiele tożsamości. Nawet w niebie.
Gdy ją chwycił aż cała zadrżała i mimowolnie wciągnęła głośniej powietrze w wyrazie zdumienia i niemego zachwytu gdy w końcu ją objął. Czuła to pomimo grubej i ciężkiej zbroi. Dawno nikomu nie dała się tak dotknąć jak on to zrobił. Był jej pierwszym i ostatnim. Zawrócił jej w głowie do tego stopnia, że nawet teraz chciała móc znowu mieć go blisko. Trwała tak oddychając nieco szybciej z ukrywającego się w niej podniecenia i radości. Jak miałaby go nie chcieć? Jak miałaby go zostawić? Wiedział, że oboje nie mogą już się z tego wyrwać. Wpatrywała się uparcie w jego oczy, w to jak się przybliżał, w to jak był niemal na milimetr za blisko, bo znowu się to zacznie, ale nie potrafiła mu odmówić.
- Wiesz, że jesteś dla mnie wszystkim... To się nie zmieniło...
Szepnęła niemal muskając jego usta ale nie wytrzymała i wpiła się w nie z początku delikatnie, szukając aprobaty, poparcia i tym samym rozkoszując się jego bliskością. Puściła rękojeść miecza by ułożyć ręce na jego torsie. Zacisnęła je nieco na jego ubraniu nie chcąc by odszedł. Nie pozwoli mu już na to.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.06.17 12:25  •  (S) Zniszczony las - Page 17 Empty Re: (S) Zniszczony las
Wszystkim. W świecie aniołów, gdzie żyją one wieczność, a ich moce nie mają limitów, słowo "wszystko" to naprawdę sporo. Rozumiał, jak wiele dla niej znaczył, a sama Sigyn musiała wiedzieć, ile znaczyła dla niego. Służył Kościołowi Nowej Wiary, przyprowadzał przed oblicze Sądu swoich dawnych braci i siostry. Pierwsze polowania były diabelnie ciężkie; zawsze, gdy wbijał miecz w ciało ofiar, płakał. Mordował tych, u których boku niegdyś walczył, za których przelewał swoją i czyjąś krew. Niegdyś kompan niosący na sobie tę samą zbroję i dzierżący identyczny miecz, teraz morderca. Wielu z tych, których zabił, nie zawiniło czymkolwiek poza wyjściem z szeregu. Może Kościół był skorumpowany? Może to właśnie jego panowie byli hedonistami, a nie Najwyższy? Ale Sigyn powiedziała, że Bóg ich opuścił. Poddał się? Umarł?
A jakie to ma znaczenie?
Chciał ją zapytać o tak wiele rzeczy. Co się z nią działo? Po czyjej stronie się opowiedziała? Została w Edenie z innymi aniołami i stamtąd obserwowała poczynania ludzi, czy może stanęła po ich stronie? A może została sama? Jednego był pewien: choćby teraz otoczyła ich cała armia wrogów, on stanąłby do walki. Po raz pierwszy tak naprawdę miał o co. Zawsze walczył ze względu na swoje przekonania; służył Bogu, a gdy ten go odrzucił, oddał się służbie w imię Kościoła. Ale czym są przekonania? Niczym stałym, zawsze mogą się zmienić - nawet przez jedno wydarzenie. Miłość, z drugiej strony, trwała. Nawet gdyby znowu się rozstali, on nie zrezygnowałby z uczucia; musiałby żyć dalej z nadzieją, że chociaż jej się ułożyło.
Gdyby zbroja Sigyn była bardziej miękka, z pewnością rozerwałby ją palcami, tak się w nią wbił. Nie były to niecierpliwe, chaotyczne buziaki nastolatków owładniętych pożądaniem, a rozważne, długie i namiętne pocałunki. Spokojne, jakby zbytni pośpiech miał odebrać Decisowi tę piękną białowłosą istotę po raz kolejny. Gdyby to było bezpieczniejsze miejsce, zatraciłby się całkowicie, ale nie mógł. Po latach walk jego ciało zawsze było spięte, gotowe do walki z nieznanym wrogiem. Poza tym jednym: poza kochanką, przyjaciółką, miłością. Jedną dłonią wplątał w śnieżne kosmyki anielskich włosów i wciągnął powietrze nosem, narkotyzując się zapachem skóry swojej partnerki. Partnerki? Wracają do siebie, czy tak naprawdę nigdy się nie rozstali? Za dużo pytań, za mało odpowiedzi. A może tak skupić się na tu i teraz? Decis musi przestać analizować każdy swój krok. Trzymał w ramionach osobę, której los był dla niego ważniejszy od losów Kościoła.
- Sigyn - szepnął tylko, gdy złapał oddech przed kolejnymi pocałunkami.
Kocham Cię, pomyślał, co jakiś czas rozchylając oczy, by móc nacieszyć się widokiem tej drobnej, delikatnej twarzy udekorowanej barwami wojennymi. Nawet teraz, zakuta w blachy, z tatuażami na twarzy, była najbardziej kobiecą istotą jaka kiedykolwiek żyła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.06.17 16:23  •  (S) Zniszczony las - Page 17 Empty Re: (S) Zniszczony las
W pierwszej chwili gdy Niebo zostało same... Wybuchł chaos. Sigyn nie wiedziała gdzie się schować, jak dalej żyć, według czego żyć i z kim żyć. Nie chciała jednak porzucić ludzi. Bóg stworzył ją by ich broniła, to że zniknął tylko zasmuciło anielicę jednak nie wdarła się w jej duszę wątpliwość. Awansowała ze zwykłego anioła do anielicy zastępu, wcieliła się w szeregi armii, jednak mierzy wyżej. Chciała coś w końcu osiągnąć. Nie stać w cieniu. Pomóc zagubionym aniołom się odnaleźć, nawrócić Nawróconych... Wiele tego jednak sama nie da rady. Musiała zdobyć poparcie, a do tego długa droga. Choć gdzieś tam w środku liczyła na powrót Najwyższego.
Sama była ciekaw historii Decisa. Tyle lat minęło... Bała się, że jej wybranek wymieni w tej historii imię jakiejś kobiety. Nie chciała bowiem wyjść na naiwną, że tylko ona tak trwała w oczekiwaniu na niego. Nigdy go nie zdradziła. Nawet o tym nie pomyślała. Nie była w stanie. Zbyt wiele do niego czuła. Może i jest teraz jej wrogiem, ale czy na pewno? Póki co nie zauważyła, by sięgał po sztylet. Nie widziała w jego ruchach napięcia, gotowości do ataku. Może zbyt się przed nim odsłaniała? Zbroja przecież to nic wielkiego. Znała możliwości Decisa i wiedziała, że ten byłby w stanie przebić się przez zbroję bez problemu. Zawsze podziwiała go za to. Tak wielką siłę posiadał. Mógł wiele osiągnąć. Nie rozumiała jego zamiłowania do Kościoła. Co w nim takiego było? Nie rozumiała też po co mordowali anioły? Nie zrobiły przecież nic nikomu. Nadal działały w Służbie Bożej. Zbierali zapasy i dawali na rzecz Desperacji. Wspierali tam potrzebujących. Chciał móc go mieć blisko. Na dłużej niż tylko ulotną chwilę.
Sigyn mimowolnie sapnęła ale żarliwie odwzajemniała pocałunek. Przekazywała w nim swoje uczucie do niego. Tęsknotę, którą dotąd w sobie dusiła. Chciała się nieco zaspokoić, by móc znów normalnie oddychać. Nawet na moment zapomniała o oddechu. Nie był potrzebny na daną chwilę. Zadowolona z jego bliskości dała mu wsunąć rękę pod kaptur, który i tak mimowolnie po chwili spadł odsłaniając jej twarz całkowicie. Nie obawiała się przed nim odsłonić. W żaden sposób. Na jego szept minimalnie zadrżała, a w jej oczach zaiskrzyły ogniki radości.
- Decis... - odpowiedziała mu z utęsknieniem i głębokim uczuciem, by wiedział, że anielica czekała na to chwilę bardzo długo. By wiedział jak tęskniła i wcale nie chciała się z nim rozstawać. Blade księżycowe światło nadawało jej eteryczną poświatę, wyglądała nieziemsko, ale była jak najbardziej realna. Zwłaszcza gdy zacisnęła nieco ręce i zbliżyła się do niego by oprzeć się o jego ciało delikatnie.
- Powiedz, że też tęskniłeś...
Żądała od niego odpowiedzi na swoje zmartwienia. Marzyła by ten pozostał niezmieniony. Wątpiła by bez jego miłości mogłaby przeżyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.06.17 16:57  •  (S) Zniszczony las - Page 17 Empty Re: (S) Zniszczony las
Czy tęsknił? Oczywiście, ze tęsknił. Nie usychał z tęsknoty, nie popadał w depresję, bo jego profesja to wykluczała. Prawie codziennie polował, walczył lub po prostu lizał swoje rany. Kiedy jednak miał czas dla siebie, a były to zazwyczaj zimne i samotne noce spędzone na drewnianym łóżku, wracał myślami do przeszłości. Teraz jednak nie umiał się skupić na niczym innym jak na teraźniejszości, nie myślał już o konsekwencjach związanych ze związkiem dwojga aniołów, które powinny się sobie rzucić do gardeł. Przerwał pocałunek. Gdy jego twarz odsunęła się od pięknego lica białowłosej, poczuł zimną bryzę towarzyszącą wschodowi słońca. Tutaj, na Desperacji. Decis zapomniał, że nawet w takim miejscu może pojawić się słońce.
- Czy tęskniłem - westchnął, spuszczając wzrok na zbroję Sigyn, zatrzymując spojrzenie gdzieś w okolicach jej klatki piersiowej.
Wciąż gładził jej twarz, co jakiś czas rzucając szybkie spojrzenia na jej oczy. Zawsze mógł powiedzieć jakiś komplement, zawsze miał w zanadrzu kilka miłych słów. Teraz jednak wszystkie te słowa zostały wyparte z jego głowy przez spokój, który zagwarantowała mu bliskość Sigyn. Nie silił się na sztuczny romantyzm, działał pod wpływem emocji i to było ważne. Anioły nigdy nie były wylewnymi istotami, ale to nie oznaczało, że nie potrafią kochać i tego okazywać.
- Szkoda, że słońce wstało - mruknął, patrząc na wschód. - Gdybym miał wskazać gwiazdę za każdy powód, przez który cię kocham, zabrakłoby mi gwiazd.
Żałosne, prawda? Taki nudny, banalny tekst, ale mimo to Decis tak właśnie się czuł. Łączyło ich tak wiele, że nie mógł wymienić każdej cechy charakteru i wyglądu anielicy, które sprawiły, że się zakochał. Tyle lat żył bez niej, że teraz musiał odreagować. Zupełnie jakby to miało być ich ostatnie spotkanie. Decis pomyślał, że rzeczywiście tak mogło być, w końcu Kościół miał prawo wysłać go na kolejną misję, z której mógł nie powrócić. Ale czy naprawdę by się tam udał? Obecność Sigyn sprawiała, że poddawał wątpliwościom wszystko, co od wielu lat wpajano mu do głowy.
Spojrzał na anielicę. Wyglądała tak pięknie, dostojnie. W jej delikatnym pięknie znajdował też sporo seksowności; to w tym stalowym spojrzeniu się zakochał. W delikatnych dłoniach, które jednak mogły łamać kości. Były delikatne tylko dla niego. Jego czarne włosy wymieszały się z białymi kosmykami Sigyn, byli tak blisko siebie.
- Więc tak, tęskniłem. Cholernie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 17 z 25 Previous  1 ... 10 ... 16, 17, 18 ... 21 ... 25  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach