Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 21 z 25 Previous  1 ... 12 ... 20, 21, 22, 23, 24, 25  Next

Go down

Pisanie 29.07.18 0:44  •  (S) Zniszczony las - Page 21 Empty Re: (S) Zniszczony las
Niby jak na razie wszystko było spokojne, ale wolałby cały czas byli głośno na tyle by mógł ustalić ich pozycję. Kiedy tylko wrzaski ucichły automatycznie jego ręka wylądowała na rękojeści jednej ze swoich katan. Jego serce zaczęło bić znacznie mocniej, a poziom adrenaliny podniósł się. Nie trwało to długo, ale był gotowy do boju. Nie mógł wykluczyć, że go widzieli. Może i byli wcześniej zajęci, ale mógł im mignąć gdzieś w polu widzenia. Ostrożności nigdy za wiele. W końcu usłyszał ich na nowo. Początkowo dalej trwał w takiej samej pozycji, ale po krótkiej chwili się rozluźnił. Rozmawiali tak jakby nic specjalnego się nie stało, więc mógł poczuć się trochę spokojniejszy. Najbardziej martwiło go to, że słyszał ich coraz wyraźniej. Kroki stawały się głośniejsze, a głosy wyraźniejsze. Słyszał dokładnie o czym rozmawiają, a to oznaczało, że się zbliżają. Niebezpiecznie blisko. Mógłby ominąć kamień i udawać, że wcale go tam nie było. Niestety to nie był najlepszy pomysł, nawet jeżeli by ich śledził to nie było tutaj tyle kryjówek. Wcześniej czy później wykryliby go, a wtedy na pewno anioł by go zabił. Najgorszy scenariusz ze wszystkich. Musiał teraz podejmować bardzo ostrożne decyzje. Myślał nad alternatywami i najlepszymi wyborami. Każdy miał takie samo prawdopodobieństwo powodzenia. Żadna opcja mu nie odpowiadała, ale w końcu będzie musiał wybrać. Czas nie był jego przyjacielem w tym momencie. Po ich rozmowie mógł śmiało stwierdzić, że nie pałają do siebie miłością, ale zostali związani na siłę więzami przeznaczenia. Anioł dostał taki przydział i nie mógł na to nic poradzić. Musi bronić swojego podopiecznego choćby w każdym momencie marzy o jego śmierci. Wyłapywał wszystkie szczegóły rozmowy, które mogły mu później pomóc. Najbardziej zaciekawił go fakt, że ta persona jest właśnie dezerterem. Nie musiał długo czekać by jakiegoś znaleźć. Może jego czas na desperacji skróci się tylko do kilkunastu dni. Burdel na kółkach. Niezłe określenie. Polubiliby się, ale szkoda, że teraz są w trochę innej pozycji. Ściągnął kaptur i wyciągnął z kieszeni papierosy. Śledzenie ich odpada, a więc w takim razie będzie musiał zastosować starą szkołę improwizacji. Będzie musiał skorzystać ze swojej siły perswazji i aktorstwa. Wsadził papierosa do ust, a kiedy go mijali odpalił go. Na pewno usłyszeli dźwięk zapalniczki.
- Ładnie to tak zabierać się za czyjąś ofiarę? - Powiedział to bardzo wyraźnie by dotarło do nich, że nie są tutaj sami. Prawdopodobnie zareagują agresywnie, ale było po nim widać, że nie ma żadnych złych zamiarów. Taki był plan. Rozmowa, może mały spacer, a kiedy nie będą się spodziewać po prostu ich zapierdoli. Musiał grać milszego niż jest w rzeczywistości, a to nie będzie proste zadanie. Nienawidził takiej strategii, ale na teraz nie wymyślił niczego lepszego.
- Nawet nie wiecie ile trzeba czekać by pojawił się tutaj taki mały oddział. - Cmoknął ustami w niezadowoleniu. Ale miał w sumie rację. Rzadko widuje się tutaj taką małą grupkę, którą można by wyeliminować samodzielnie. Chwilowo przyglądał się im czy nie próbują zrobić niczego w akcie agresji. Jeżeli tak to będzie miał przesrane. Kobieta władała żywiołem którego miała pod dostatkiem. Mogła go zabić w każdym momencie przy odrobinie szczęścia. To nie był najlepszy rozkład sił w tym momencie. Obydwoje mieli nad nim przewagę, ale jeżeli będą czuć się zbyt pewnie będzie miał szansę.
- Za zmiażdżonego wojskowego nie dostanę nawet złamanego grosza. - Westchnął ciężko i zaciągnął się papierosem. Przybrał maskę najemnika, któremu ktoś zwędził zlecenie sprzed nosa. Anioły nie potrafią nie pomagać ludziom w potrzebie, będzie musiał to też wykorzystać. Zostaje jeszcze powiązanie, że ta dwójka się nienawidzi. Co musi dokładnie zrobić wyciągnąć z tych informacji jak najlepszą dla siebie okazję? Do tego jeszcze nie doszedł, ale niedługo może coś wymyśli.
                                         
Ciro
Szpiegmistrz
Ciro
Szpiegmistrz
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ciro "Zirro" Eltyar


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.07.18 18:10  •  (S) Zniszczony las - Page 21 Empty Re: (S) Zniszczony las
Dwójka kompletnie nie zdawała sobie sprawy z obecności Łowcy. Czuli się nad wyraz swobodnie będąc tak blisko jednego z wejść do kanałów. Zdecydowanie bardziej obawiali się patroli wojska, a przynajmniej reszty oddziału, z którego pochodził zabity przed chwilą mężczyzna. Nie zdążyli go dostrzec zanim rozpętała się walka, a w trakcie niej skupieni byli na celu i nie dojrzeli, jak Ciro chowa się za kamieniem. To wszystko działało jednak na korzyść Szpiegmistrza, miał większe pole do popisu jeśli chodziło o element zaskoczenia. Wędrowcy nie mieliby powodu witać go atakiem - nie nosił ani wojskowego munduru ani też jego wygląd nie rzucał się w oczy, wołając "hej, to ja jestem z tego burdelu!". Zielone oko mogło dawać mylne wrażenie, iż Eltyar to wymordowany lub bardzo niemiły anioł, który znalazł się w złym miejscu i bardzo nieodpowiednim czasie. Rozmowa anielicy z dezerterem była urywana, każde zdanie było wymuszone i spowodowane znudzeniem, długą drogą, koniecznością otworzenia paszczy i wydania kilku dźwięków. Zaraz zaczęli gadać o zupełnych pierdołach dotyczących prywatnego życia - jak sąsiadkę pożarł pustynny robal, jak stadko ravierów obgryzło zadek nielubianemu kumplowi po fachu, że w Edenie jest ładna pogoda. Przerwali dopiero słysząc syknięcie za plecami. Oboje spięło się, zatrzymało i odwróciło, przygotowując do ewentualnej walki. Chłopak uniósł karabin, kobieta podniosła dłoń, układając palce w znak, piasek zatańczył wokół jej stóp, ale nie wyżej niż poziom jej kostek. Nabrali się chyba, bo nie przystąpili do ataku, a po prostu stali, słuchając.
- Mógł się nie rzucać - wzruszył ramionami chłopak, wsuwając ręce w kieszenie spodni. Teraz, z bliska, miał na oko z siedemnaście lat, choć wzrostem nie grzeszył. Był cały ukurzony, ciemne włosy nie były pierwszej świeżości, pokrywał je piach i pył. Jasna twarz nosiła ślady pustynnego kurzu, czarne oczy zdawały się być zmęczone jakby nie spał ze dwa dni. Nie interesowało go, że sprzątnął sprzed nosa czyjś cel. Był pierwszy, a tylko to liczyło się na Desperacji. I tak zresztą nie przeszukiwał truchła, bo wątpił, żeby niebieski padalec miał coś ciekawego poza standardowym wyposażeniem. Nie miał czasu na noszenie żelastwa ze sobą, a miał za stary model broni, żeby chociaż przetrząsnąć go z amunicji.
- Pewnie ktoś jeszcze przyjdzie. Ta cholera zaalarmowała pewnie ze dwa obozy - stwierdziła anielica, drugie zdanie niemalże wywarkując i szturchając dzieciaka między żebra. Opuściła przy tym rękę, a piasek zamarł, tracąc połączenie z jej wezwaniem. Dezerter odsunął się od niej, o mało nie pokazując obelżywego gestu. Powstrzymał się jednak i zdjął Ciro z celownika.
- Lepszy zmiażdżony niż wrzeszczący, ziomuś - mruknął umorusaniec obojętnym tonem. Nic go to nie obchodziło. Ignorował najemników tak długo, jak długo oni ignorowali jego. Starał się nie wchodzić im w drogę, ale musiał być chujowym najemnikiem, jeśli dał sobie odebrać nagrodę.
- Nie chciałam go miażdżyć, pajacu. To twoja wina, że znowu musiałam kogoś zabić, chociaż mi NIE WOLNO - syknęła anielica. Żałowała tego, że go uratowała. Za każdym razem żałowała, a potem ratowała jeszcze raz. I będzie tak dopóki chłopak będzie żył, a ją łączy z nim więź losu. Wystarczyło uwolnić Zgredka przecinając nitkę. Za zwłoki przecież by nie walczyła.
- Tak, tak. A teraz chodź, pierzasta kukło, bo nam ruiny stygną.
Chłopak odwrócił się i ruszył w dalszą drogę, kobieta jeszcze chwilę patrzyła na Łowcę, uśmiechnęła się przepraszająco i ruszyła za podopiecznym jak skazaniec na ścięcie.


Info:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.07.18 19:40  •  (S) Zniszczony las - Page 21 Empty Re: (S) Zniszczony las
Niby posiadał element zaskoczenia, ale jeżeli doszłoby do walki prawdopodobnie zostałby zabity w przeciągu kilku pierwszych sekund i to jeszcze przez anioła, a nie przez dezertera. Każdy inny żywioł były w stanie pokonać - no może poza jakimś cholernym wiatrem. Mieli po prostu zbyt dobre połączenie jak na tutejszą okolicę. Trzeba zminimalizować ryzyko, a dopiero potem zabrać się za gwóźdź programu. Wszystkie za i przeciw wskazywały na to, że lepiej będzie najpierw palić głupa. Może miałby farta i by go nie usłyszeli dopóki głowa byłego łowcy by nie odleciała w powietrze. Ale tak się składa, że on cenił swoje życie i nie zamierza oddać go w ręce szczęścia, którego ostatnio miał dosyć mało. Dzisiejszy dzień zapowiadał się lepiej. Nie musiał długo szukać dezertera, którzy zazwyczaj się ukrywają i to daleko od tej okolicy.
Pierwsza reakcja była dokładnie taka jakiej się spodziewał. Napięli się strasznie i prawie zareagowali instynktownie. Na szczęście zatrzymali się kiedy okazywał żadnych znaków agresji. Może i widzieli, że posiada przy sobie broń, ale nie sięgnął po nią kiedy przechodzili obok. To było zwykłe podejście psychologiczne. Mało kto zaatakuje bezbronnego człowieka. Musiał się wstrzymywać ze swoją żądzą mordu i jak na razie wychodziło mu to całkiem nieźle. Przyglądał się im uważnie i zaciągnął się papierosem. Dezerter był młody, a przynajmniej na takiego wyglądał. Posługiwał się karabinem czyli będzie musiał się do niego mocno zbliżyć nie dając mu szans na strzał. Anioł zaś posługiwał się rękoma by manipulować piaskiem i nie tylko. Tak wiele informacji na raz. Dzięki temu będzie mógł opracować jakieś działania dywersyjne w mniejszym bądź większym stopniu. Zapamiętał wszystko i w dalszym ciągu tylko obserwował. Żadnych gwałtownych ruchów z ziemi. Dalej opierał się o kamień i nie zamierzał się podnosić dopóki nie będzie wiedział, że po prostu nie postanowią go zabić.
- Zabijanie każdego kto się do Ciebie doczepi nie jest zawsze rozwiązaniem. - Odpowiedział na jego pierwsze słowa wzruszając ramionami. To, że on zazwyczaj postępował w taki sposób to już inna sprawa. Oni nie muszą o tym wiedzieć. Uwielbiał używać przemocy w każdej nadarzającej się okazji. Chłopak wyglądał zdecydowanie na kogoś kto jest zmęczony życiem. Zrobi mu tę przysługę i pomoże w potrzebie. Doskonale wiedział jak działa Desperacja. Bywał tutaj zbyt wiele razy by zapomnieć co to za pierdolona dzicz. Najważniejsze jest przetrwanie. Nieważne jakimi metodami. Anielica odpowiedziała na tyle spokojnie, że stwierdził, że to ona tutaj jest milsza dla ludzi. Aniołom nie wolno zabijać, a więc jeżeli cokolwiek zrobiła przed momentem nie chciała tego. Kto wie jaka kara ją za to czeka.
[color=teal] - Przyjdą, przyjdą. Ale nie jestem samobójcą by zabierać się za kilkunastoosobowy oddział. - Spokojny ton. Musiał zgrywać jak najbardziej opanowanego jeżeli to wszystko miało wypalić. Kobieta dźgnęła młodego, zaś ten prawie się odwdzięczył środkowym palcem. Wyglądali bardziej jak rodzeństwo w tym momencie. Szkoda tylko, że ta ich więź jest ich największą słabością. To się, aż prosiło by z tego skorzystać. - Przez najbliższe parę tygodni będzie kręcić się tutaj znacznie więcej wojskowych niżeli to potrzeba. - Westchnął ciężko, a następnie zaciągnął się papierosem. Wypuścił dym powoli, a potem słuchał dalej co mają do powiedzenia. Powinni być świadomi, że pozbawili go jedynego źródła utrzymania. Starał się ich coraz bardziej nakierować w tę stronę, ale pytanie tylko czy będzie ich to obchodziło. Dzieciak zachowywał się tak jakby pozjadał wszystkie rozumy. Obojętność i egocentryzm po prostu z niego, aż wypływał. W dodatku to "ziomuś" po prostu prawie odebrało mu mowę. To byłby moment w którym wyciągnąłby ostrze, ale przełknął to wszystko. Zawsze oczekiwał szacunku od smarkaczy, ale ten i tak dostanie swoją nagrodę później.
- Zgodzę się, ale lepszy żywy niż martwy. Po co sobie robić problemów? Mogliście go zwyczajnie wyminąć idąc inną drogą. - To była w sumie dobra rada. Tak naprawdę zbliżając się w tę stronę mogliby po prostu wybrać inną drogę i prawdopodobnie nie trafiliby na nikogo oprócz Łowcy. Po raz kolejny anielica pokazywała jak bardzo gardzi tym dzieciakiem. Ratowanie go za każdym razem musiało być katorgą. Anioły z reguły są mili dla ludzi i nie zabijają ich w ogóle, a tutaj proszę jakie zrządzenie losu. Kiedy dostrzegł uśmiech od razu odpowiedział tym samym. Zmusił się tak bardzo jak to tylko możliwe. Nie miał zamiaru teraz oddalać się jego celowi. Podniósł się z ziemi i poprawił plecak. Ruszył za nimi i otrzepał sobie tyłek z ziemi.
- Skoro już pozbawiliście mnie dochodu na najbliższe tygodnie to chociaż wam potowarzyszę. - Oznajmił to po prostu nie dając im szansy na odmowę. Niech czuja się chociaż trochę winni temu wszystkiemu, a co! Wsadził jedną rękę w kieszeń, a drugą dalej obsługiwał papierosa którym co jakiś czas się zaciągał. - Rzadko spotyka się taką niedobraną parę jak wasza. Z reguły anioł stróż i jego podopieczny się dogadują. - Starał się kontynuować rozmowę. W końcu stracą swoją ostrożność, a to będzie moment który bezczelnie wykorzysta. Najpierw zaufanie, a potem korzyści. Wszystko będzie się zgadzać. W końcu ten świat tak działa no nie? Najpierw zdobywasz czyjeś zaufanie, a potem nadwyrężasz je tak mocno jak się tylko da. Wszystko dla przetrwania. A on koniecznie musiał zdobyć głowę dezertera by zachować swoje stanowisko. Był w stanie wiele ścierpieć by to osiągnąć.
                                         
Ciro
Szpiegmistrz
Ciro
Szpiegmistrz
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ciro "Zirro" Eltyar


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.07.18 23:00  •  (S) Zniszczony las - Page 21 Empty Re: (S) Zniszczony las
Anielica bardzo długo i często błagała o kogoś innego. To nie było na jej nerwy, dzieciak odstawiał takie akcje, że bała się przewczesnego osiwienia ze stresu. Za każdym razem odsyłali ją z kwitkiem – nie można zmieniać przeznaczenia, więzy losu ich połączyły, blablabla. Więc przestała przychodzić, przestała narzekać, błagać i płakać. Postanowiła poddać się losowi, ruszyć z nurtem rzeki. Miała się nim opiekować, więc będzie to robić, bo dobrze wiedziała, że nie ocali jego duszy, a siebie może tylko ściągnąć na złą ścieżkę z każdą minutą przebywania obok niego. I proszę – zaczęła pozbawiać życia innych, choć życie te miała chronić. Wielokrotnie udałoby jej się nie doprowadzić do walki, ale musiałaby zastosować przemoc wobec podopiecznego, a skoro kazali jej się z nim użerać, to będzie, ale na swój sposób. Przecież ci wszyscy wysoce postawieni musieli wiedzieć lepiej od niej co jest dla niej lepsze.
Były Łowca sądził podobnie jak ona na początku, ale zdania nie zmienił. Uważał, że jej obecność przynosi mu tylko pecha i problemy, że równie dobrze mogłaby zawracać kufer komuś innemu, a jego zostawić w spokoju i dać mu działać w spokoju. Znosił ją, bo musiał, bo jedynym rozwiązaniem byłoby ją zabić, a mimo wszystko nie potrafił tego zrobić ilekroć próbował poderżnąć jej gardło we śnie albo zostawić w niebezpiecznej sytuacji. Niewidzialna ręka powstrzymywała nóż, wyrzuty sumienia kazały zawrócić i wybawić księżniczkę z opałów, choć sama też by sobie dała radę. Byli do siebie tak niedopasowani jak wieloletnie skarpetki, które pewnego dnia wyszły z pralki bez swoich par.
Jasne. Lepiej było mu dać odstrzelić sobie łeb – mruknął bez przekonania. Chłopak wolał dmuchać na zimne, ale kompletnie nie zauważał swojej bezmyślności. Mógł obejść żołdaka, bo to ich dwójka zobaczyła go pierwsza, ale nienawidził robić sobie więcej drogi niż było to konieczne. I tak wszędzie musiał chodzić piechotą, a to było okrutnie upierdliwe i czasochłonne. Czasami nawet pluł sobie w brak brody, że uciekając z kanałowego grajdołka nie zwinął jakiegoś motocykla czy innego środka transportu. Mógł sobie zawsze złożyć swój, ale nie posiadł jeszcze umiejętności budowy tak skomplikowanej maszyny. Potem musiałby jeszcze martwić się o to skąd wziąć paliwo.
To raczej problem tych kanałowych szczurków, zawsze możesz iść stać gdzie indziej – odpowiedział dezerter, nadal nie zdając sobie sprawy z tego, z kim ma do czynienia. Nie skojarzył faktów, że narzekający na wojskowych mężczyzna siedzący ot tak w tym miejscu może pochodzić z jego byłej rodzinki. Nawiał będąc jeszcze totalnym dzieciakiem, więc miał prawo nie kojarzyć niektórych osobistości z organizacji. Niektórych i tak zdążył już zapomnieć, bo wiedza o nich nie była mu potrzebna. Co najwyżej kojarzyć z wyglądu przed kim ma uciekać. Na Desperacji też dało się czasem spotkać jednego z Łowców, a i tam nie mógł czuć się bezpiecznie.
Właściwie... Tam gdzie idziemy możemy się natknąć na kilku... – zaczęła anielica, na co były Łowca przewrócił oczami. Musiał znosić ją, a teraz jeszcze gadatliwego faceta. Nie wiedział jednak, że anielskie trybiki zatrybiły i dla niej zaczęło się wydawać podejrzane, iż facet siedział tu jak gdyby nigdy nic, mówił coś o Specach. Ale nie chciała z nim walczyć. Nie widziała w tym sensu, bo robiła to tylko by ocalić podopiecznego.
Taissa to wrzód na dupie.
Levi to wrzód na dupie.
Oznajmili zgodnie i w tym samym czasie, synchronizując niemalże swoje wypowiedzi. Kobieta prychnęła, chłopak szurnął nogą po piachu, wzbijając niewielką chmurkę pyłu. Chyba tylko w tej kwestii byli zgodni w stu procentach.
Od początku mówiłam przełożonym, że to zły pomysł. Mam być głosem jego rozsądku, tylko problem w tym, że on nie ma rozsądku – westchnęła ciężko Taissa. Levi starał się sparodiować końcówkę jej wypowiedzi używając przedrzeźniającego tonu.
Nikt ci nie każe ze mną iść. Uwzięłaś się, więc cierp – odpowiedział jej, nawet się nie oglądając.


Info:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.08.18 18:52  •  (S) Zniszczony las - Page 21 Empty Re: (S) Zniszczony las
Zdecydowanie mógł stwierdzić, że ten dzieciak jest po prostu zbyt młody na to by samotnie latać po tym świecie. Całkowicie niedoświadczony, a jego umiejętność podejmowania decyzji leżała niżej niż podłoga. Jeżeli nie szanuje tej kobiety, która wyciąga go z opresji to jest po prostu głupi. Nawet po takiej krótkiej rozmowie doskonale widział to, że tak naprawdę nie zna życia. Nikt normalny kto opuścił swoją rodzinę nie wróciłby tak blisko. Doskonale powinien zdawać sobie sprawę co dzieje się z dezerterami. To może być dziecko, dorosły albo starzec. Wszyscy muszą odpowiedzieć za swoje zbrodnie. Opuszczenie kryjówki spowodowało, ze trafił na czarną listę. Będzie mógł czuć się bezpiecznie dopiero kiedy umrze. Taka była rzeczywistość. Tak bardzo był nieświadomy tego na co się skazał. Jego jedynym błogosławieństwem była stojąca tutaj anielica, która nawet poddała się w swojej misji. Miała niby go ogarnąć i ustawić na dobrą drogę, ale nie potrafiła do niego dotrzeć. Przechodził teraz okres buntu i doskonale wiedział co dla niego dobre. Zachowywał się zupełnie inaczej niż Eltyar za młodu. W tamtych czasach był już indywidualistą i nie przejmował się, aż tak organizacją. Robił to co chciał i sam utorował sobie drogę przez świat. Poznał czym jest życie i potrafił się do tego ustosunkować. Adaptacja do otoczenia. Tego właśnie zabrakło temu dzieciakowi. Podejmował całkowicie błędne decyzje i narażał się niepotrzebnie. Gdyby tylko nie uciekł może zostałby nakierowany na prawidłową drogę, a całe jego życie potoczyłoby się inaczej.
- Tak trudne było wyminięcie ? - Lekceważący ton dało się wyczuć. Skoro ten dezerter nie potrafił nawet trzymać się z dala od niebezpieczeństwa to po cholerę w ogóle żyje? Trzymanie się cały czas na krawędzi dostarczało mu adrenaliny? Tak naprawdę Ciro uwielbiał mordować ludzi i był sadystą. Ale kiedy nie potrzebował walczyć to po prostu tego unikał. Tak samo teraz. Jest na misji i ma zamiar ograniczyć niepotrzebne walki do minimum by jak najszybciej się z tym wszystkim uporać. Ta dwójka zmierzała do ruin w jakimś konkretnym celu i zamiast ułatwić sobie życie to po prostu wszystko komplikują. Walka z wojskowym musiała być tak samo wyczerpująca jak zmiana trasy, a może nawet mniej. Debilizm - tyle mógł pomyśleć o zachowaniu dezertera.
- Może i mogę, ale to teraz też nasz problem. Wasz i mój powrót będzie utrudniony. Kto wie kto jeszcze będzie się tu jeszcze kręcić. - Odparł niechętnie i dokończył palenie papierosa. Pozostałości wyrzucił w bok i wsadził wolną rękę w kieszeń. Tak naprawdę był teraz całkowicie bezbronny, ale nie zaatakują go. Możliwe, że Levi się zdecyduje podjąć jakieś kroki, ale anielica do tego nie dopuści tak łatwo. Zawsze będzie miał czas na reakcję. Pomiędzy Eltyarem, a dezerterem była zbyt duża różnica. Doświadczenie, umiejętności i aparycja. Wszystko wskazywało na jednego zwycięzce. Ale nie zamierzał być nieostrożnym. Obserwował w dodatku otoczenie co jakiś czas by nie było żadnych dodatkowych gości. Kobieta powiedziała coś o spotkaniu paru osobników i teraz nie mógł być pewny czy nawiązywała do wypowiedzi młodego czy do jego marudzenia o wojskowych. Łowcy będą problemem, wojskowi będą problemem. Wszyscy kurwa będą problematyczni. Nikt nie wie, że wyruszył polować na dezerterów. Jakby tego było mało to w samej organizacji jest dobrze znany od ponad roku, a wcześniej praktycznie w niej nie istniał. Przez całe życie był indywidualistą, a dopiero Yuu miała na tyle dużo jaj by go sobie podporządkować - w pewnym sensie. Levi na pewno nie mógł go kojarzyć, a nawet aktualni członkowie czasami widzą go pierwszy raz. Starał się nie wychylać, ale przez swój charakter niestety jego imię jest znane w ściekach.
- Na kilku? - Wolał dostać sprecyzowanie, a ona może będzie łaskawa by mu go udzielić.
Miał chociaż okazję poznać ich imiona. Nie przedstawili mu się bezpośrednio, ale to wystarczyło. W pewnym sensie do siebie pasowali, ale jedna osoba z tego towarzystwa musiałaby dorosnąć. A to nie stanie się w najbliższym czasie. Zaczęło się narzekanie, ale jeżeli się wygada to będzie jej lżej no nie? Może przynajmniej trochę się zrelaksuje.
- Zdążyłem to już wywnioskować. - Śmiało stwierdził i wzruszył ramionami. - Może jeszcze z tego wyrośnie. - Może nie powinien młodego prowokować, ale trudno. Czasami po prostu musiał być chamsko szczery. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który skierował do anielicy. Nie mógł odmówić jej racji. Wszystko było po prostu podane na tacy. Zaczynał naprawdę jej współczuć i chciał ją uwolnić od tego brzemienia. W końcu może mogłaby zacząć cieszyć się życiem i znaleźć lepszego podopiecznego.
- Ona nie ma wyboru. - Zaczął dosyć spokojnie i wyciągnął ręce z kieszeni. Powoli ściągnął plecak i otworzył pierwszy zamek. Ze środka wyciągnął butelkę z wodą, a następnie plecak z powrotem nałożył na plecy. - To jest ta jedna z sytuacji bez wyjścia. W sumie powinieneś być jej chociaż trochę wdzięczny, że Ci pomaga. - Zabrał się za otworzenie butelki, a następnie napoił się wodą. Szukał jeszcze jakiegoś porównania by go uświadomić jak to wygląda, ale nie potrafił znaleźć czegoś co by do niego dotarło cholernie dobitnie. Dobrze, że miał styczność z aniołami stróżami i wiedział na jakiej zasadzie to działa. Prawdopodobnie inaczej nie umiałby się wpasować w rozmowę i musiałby improwizować, a jeden błąd logiczny w rozmowie może prowadzić do śmierci.[/color]
                                         
Ciro
Szpiegmistrz
Ciro
Szpiegmistrz
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ciro "Zirro" Eltyar


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.08.18 12:39  •  (S) Zniszczony las - Page 21 Empty Re: (S) Zniszczony las
Dzieciak nie ogarniał "rodzinnej" atmosfery zgrupowania Łowców, nie chciał podążać za ich ideałami, a nawet ścieżka indywidualisty mu nie pasowała. Więc uciekł, mając nadzieję, że jakoś to wyjdzie. Od tamtego czasu trochę się zmienił, bardziej wydoroślał, nie był już dzieckiem. W każdym razie nie fizycznie, gdyż psychika najwyraźniej zatrzymała się w okolicach wieku wczesnonastoletniego, kiedy postanowił dać nogę i trafić na czarną listę. Nie pomyślał, że łatwiej byłoby upozorować swoją śmierć, wtedy byłaby szansa, że nie uznaliby go za wroga. Chyba, że zostałby dostrzeżony gdzieś na pustkowiach Desperacji, jak teraz. Nie był zbytnio pomysłowy i zdecydowanie brakowało mu instynktu samozachowawczego.
Wzruszył ramionami, nie chcąc odpowiadać na pytanie. W ogóle nie chciało mu się gadać, pragnął tylko zejść ze słońca, skończyć swoją wyprawę i rozwalić się gdzieś w swojej norze, planując następny dzień. Nie wybiegał myślami daleko w przyszłość, zawsze żył z dnia na dzień, nie mając pojęcia co przyniesie jutro. Nie mógł więc mieć pojęcia, że nie zobaczy jutrzejszego wschodu słońca, nie utnie sobie krótkiej pogawędki z wymordowanym żyjącym naprzeciwko. Zawsze liczył na to, że jego stróż wyciągnie mu zadek z niebezpiecznej sytuacji, a on sam dożyje sędziwego wieku i wreszcie padnie ze starości, gdzieś przy kominku. Nawet jeśli ciężko było o porządny kominek na Desperacji.
- Czasem kręcą się tam małe patrole, maks po dwie osoby. Nie potrafią ogarnąć "anomalii". Sam zresztą zobaczysz o co chodzi - odparła tajemniczo Taissa, uśmiechając się. Jej było wszystko jedno czy nieznajomy będzie ich towarzyszem. Wolała rozmawiać o tyłku Maryni zamiast kłócić się ze swoim podopiecznym-pajacem. Zaraz też kiwnęła głową. Liczyła na to, że Levi postanowi zmężnieć zamiast zbaraniać mocniej, czasem nawet łapała się na tym, że w duchu życzyła mu bycia wyższym o parę centymetrów. Przerastała go. Przy nim czuła się jakby musiała niańczyć dziecko, a naprawdę za nimi nie przepadała.
- Skoro nie ma wyboru, to i tak by pomagała - rzucił smarkacz obojętnie. Gdyby był superbohaterem albo po prostu wymordowanym, miałby moc doprowadzania każdego w otoczeniu na skraj irytacji i chęci mordu na jego osobie. Więcej już jednak się nie odezwał, wpatrując się w horyzont.
Straszące w oddali powalone budynki zaczęły się przybliżać. Z każdym krokiem opuszczone bloki, dziurawe mury domów i zasypane piachem ruiny innych budowli znajdowały się ciut bliżej trójki wędrowców. Jednocześnie temperatura otoczenia zdawała się stopniowo obniżać, choć nieznacznie. Wreszcie anielica zatrzymała się, a w ślad za nią ruszył dezerter.
- Zostawię was na moment. Powiem Asturielowi, że ma gości, to was wpuści - uśmiechnęła się, kompletnie nieświadoma, że przez ten krótki czas może narazić podopiecznego na utratę życia. Wystąpiła parę kroków, uniosła dłonie nad głowę, ułożyła odpowiednio palce, krzyżując nadgarstki. Drobiny piasku zatańczyły i otoczyły ją cienką barierą, wirując dookoła i wzniecając trochę kurzu w pobliżu jej nóg. Ruszyła i po paru krokach dosłownie zniknęła. Levi, widząc, że w pobliżu nie ma żadnych wojskowych, wreszcie zawiesił broń na pasku, zamiast tego wyciągając nóż i zaczął się nim bawić z kompletnym znudzeniem. Co jakiś czas obserwował otoczenie, zwłaszcza pobliskie ruiny.


Info:

(S) Zniszczony las - Page 21 XIroSAE

Edit 29.10.2018r.

Anielica wróciła zaskakująco szybko, choć nikogo z nią nie było. Obrzuciła obu przedstawicieli "płci brzydszej" promiennym uśmiechem, zwłaszcza swojego podopiecznego.
- Niestety Asturiel zgodził się tylko na Leviego. Mam nadzieję, że i tak uda ci się osiągnąć to, po co przyszedłeś na pustynne piaski - powiedziała w kierunku Ciro. Wyciągnęła rękę do Łowcy-dezertera i po chwili znów zniknęła, razem z nim, zostawiając Szpiegmistrza samego.



WYDARZENIE ZAKOŃCZONE PORAŻKĄ



Info:
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.12.18 16:39  •  (S) Zniszczony las - Page 21 Empty Re: (S) Zniszczony las
Cała operacja powoli wychodziła na prostą. Zdobycie ich chwilowego zaufania było dosyć proste. Nie podejrzewał, że ludzie na desperacji będą tak bardzo ufni. Tak naprawdę liczyło się tylko to by uśpić ich czujność na tyle by w końcu mógł zareagować. Zostanie sam na sam z młodym było sytuacją której wyczekiwał. Niestety nie mógł też zapomnieć o anielicy, która była jego największym problemem w całym jego planie. Nie chciałby się z nią mierzyć z paru prostych względów. Miała przewagę terytorialną gdzie jej żywioł występuje wszędzie. Jeżeli doszłoby do starcia prawdopodobnie musiałby wylać z siebie siódme poty by nie umrzeć. Była też rozsądkiem tego młodego dzieciaka, który wydawał się lekceważyć każde zagrożenie i starał się używać jej do swoich celów. Jej życie anioła stróża nie było wcale takie proste. Wychowywanie dzieciaka i cały czas ratowanie jego dupska musiało być bardzo upierdliwe. Gdyby tylko mógł przełamać ten "czar", których ich wiąże wtedy mogliby zająć się tym razem. Niezbadane są ścieżki losu, które ich czekają. Był przekonany, że byłaby wdzięczna za zabicie młodziaka. Co prawda na początku zostałby zbesztany, ale ona odzyskałaby wolność. Gra była warta świeczki - dla niego był to bezpieczny powrót do ścieków i odzyskanie swojej pozycji, a dla niej spokojne dalsze życie. Same korzyści i żadnych strat. Czego chcieć więcej?
Znowu powtórzyło się stwierdzenie na temat anomalii, ale nie bardzo rozumiał o co jej chodzi. Skoro odbywały się tutaj jakieś dziwne rzeczy czemu Łowcy o tym nie wiedzieli i nikt tego nie zbadał bądź zabezpieczył. Zbyt dużo niewiadomych, ale miał nadzieję, że niedługo wszystko się wyjaśni. Chwilowo był skazany na głupie odzywki młodego, które powoli doprowadzały go do szału. W każdej innej okoliczności od razu wbiłby mu do głowy trochę rozumu. W tym momencie agresja nawet słowna może zostać odebrana na jego niekorzyść, a cała misja pójdzie się pierdolić. Zacisnął mocniej zęby co by się uspokoić. Nie rozumiał jak bardzo można być ignorantem w swoim życiu. Nie rozumiał podstawowych reguł życia na desperacji ani tego w jaki sposób funkcjonują rasy na tym obszarze. Anielica nadzwyczaj dobrze znosiła jego gadanie i nawet nie chciał wiedzieć jak bardzo musiała się na to uodpornić. Westchnął tylko ciężko paląc dalej papierosa. W końcu dotarli do ruin o których mówili. To będzie dobra okazja jeżeli pozwolą mu nocować. Nawet będzie musiał wybadać ile jest tutaj naprawdę osób. Każdy czynnik miał znaczenie - jego procent powodzenia rósł z każdą dodatkową informacją. Kiwnął jej głową na potwierdzenie kiedy poinformowała ich, że zostaną sami. Pytanie było na jak długo? Będzie miał czas na zabicie go i uprowadzenie ciała? Zbyt mało niewiadomych. Położył jedną rękę na rękojeści i obserwował młodzieńca. Nawet nie zwracał na niego uwagi. Był nieświadomy tego, że właśnie czyha na jego życie. Szybko zerknął w stronę ruin do których anielica się udała. Dosłownie kiedy wykonał jeden bezszelestny krok w stronę młodziaka i wyciągnął dosłownie centymetr ostrza od razu pokazała się ich wspólna znajoma. W głowie przeklnął i szybko puścił rękojeść by nie budzić żadnych podejrzeń. Miał nadzieje, że wszystko pójdzie dalej w dobrym kierunku. Niestety dostał cios w policzek informacją, że niestety, ale musi udać się w samotną drogę. To była najgorsza możliwa opcja. Teraz zostało mu tylko rzucić się na nich i mieć nadzieje, że nie zostanie zabity. Zbyt duże ryzyko i za mały profit. Uśmiechnął się tylko i kiwnął głową.
- Dziękuje za chociaż próby. Miejmy nadzieje, że chłopak zmądrzeje. Życzę wam powodzenia. - Delikatnie się ukłonił i obrócił na pięcie. Kiedy tylko nie mogli widzieć jego twarzy od razu pojawił się na niej złość. Mógł zabrać się za to inaczej niżeli po dobroci. Teraz wszystko chuj strzelił i będzie musiał zacząć od nowa. Wyciągnął z kiszeni następnego papierosa, a tego którego jeszcze dopalał po prostu rzucił na ziemię. Będzie musiał trochę się uspokoić zanim zacznie szukać kolejnych ofiar. Tym razem los nie był dla niego łaskawy, ale następnym razem nie da swojej szansie uciec. Oddalał się coraz bardziej z tych terenów, aż w końcu ruiny były poza zasięgiem jego wzroku.

[zt]
                                         
Ciro
Szpiegmistrz
Ciro
Szpiegmistrz
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ciro "Zirro" Eltyar


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.01.19 22:21  •  (S) Zniszczony las - Page 21 Empty Re: (S) Zniszczony las
Makashima zakaszlał gardłowo, a na jego dłoni pozostały drobinki czerwonej krwi. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego koniec jest już bliski. Siły z każdym kolejnym dniem coraz bardziej go opuszczały, ale póki tylko mógł, chciał pomóc. Aż do samego końca, na tyle, na ile będzie mógł.
Powoli przypominał martwe pustkowie, jakie ich otaczało. Spojrzał na swojego towarzysza, naciągając mocniej chustę na swoje usta.
- Jakiś pomysł? - zagadnął go, przystając na moment i kucnął, sięgając po nieco ziemi, którą wziął pomiędzy palce i rozsmarował. Ziemia tutaj była sucha, niczym trociny.
- Zbyt suche na jakiekolwiek żywe organizmy, a więc i na insekty. Z tego co pamiętam, kilka kilometrów stąd był stary zagajnik. Może skierować się ostrożnie w tamtą stronę, chłopcze. - dodał cicho, podnosząc się i wyciągnął wskazujący palec na północny zachód od nich. Mimo swoich słów, nie ruszył się jednak z miejsca, czekając na decyzję towarzysza. Byli osamotnieni w tym przeklętym przez nawet samą Desperację miejscu, pozostawieni samym sobie. Makashima nie spodziewał się raczej innego towarzystwa, jednakże musieli nadal pozostawać w ciągłej gotowości, zwłaszcza, że gdyby przyszło co do czego, to nie byłby w stanie pomóc swojemu towarzyszowi.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.01.19 23:18  •  (S) Zniszczony las - Page 21 Empty Re: (S) Zniszczony las
 Następnego dnia nie śpieszył się wcale ze wstawaniem. Widmo rozmowy z poprzedniego dnia było jak realistyczny, ale w dalszym ciągu sen. Nie do końca zawierzał temu człowiekowi, który wczoraj sam namówił poszkodowanego zaopatrzeniowca do śmiałej wędrówki na północ. Nie wiedział jaki rodzaj bezmyślnej motywacji pchnął go wczoraj do podjęcia się tego zadania, bo po paru godzinach nerwowego snu w ogóle nie czuł się na siłach by stawić czoła nieznanemu.
 Mimo to stawił się na miejsce umówionego spotkania, z miną zniechęcenia ukrytą za warstwą cienkiego materiału. Tym razem bardziej z przyzwyczajenia niż potrzeby. Tego dnia jego twarz miała się dobrze. Widząc z daleka zmaltretowane oblicze towarzysza czuł, że nawet lepiej niż zazwyczaj.
 — Makashima — zaczął bez pomysłu na rozwinięcie, więc niemal natychmiast ucichł. Patrzenie na to, jak mężczyzna męczy się ze stanem swojego zdrowia wywoływało u niego nieopisaną gorycz. Nie śmiał zapytać, jak wyglądało jego starcie z chmarą, chociaż zdawał sobie sprawę, że trzymanie pozorów w tym wypadku jest głupotą. Powinien wiedzieć, czego się spodziewać, a mimo to w dalszym ciągu milczał, spoglądając na zaopatrzeniowca parą wyblakniętych ślepi.
 Przeciągnął wzrokiem za jego dłonią, zastanawiając się co znaczy dla nich wyschnięta na wiór gleba. Jeśli rój nie ma się czym żywić, to rzuci się na nich natychmiast. Jeśli Yume mógł się czegoś obawiać to tego właśnie, że na swojej drodze nie napotkają niczego, ani nikogo. Strach wręcz odwrotny do tego, jaki mógł mieć mężczyzna.
 Wymordowany był przekonany, że w razie najgorszego będzie w stanie obu ich stąd wyciągnąć. Nawet jeśli oznaczałoby to niesienie Makashimy za fraki w jednym z trzech śliniących się pysków. Powodzenie eskapady to jedno, ale jeśli do wyboru miał uratowanie Desperacji (na której mu aż tak nie zależało), a przeciągnięcie marnej egzystencji towarzysza, to wybór był oczywisty. Nie planował pozwalać komukolwiek tutaj umrzeć.
 — Gdzie zaatakował Cię rój? W tym zagajniku? — zapytał niewyraźnie zza maseczki okrywającej usta. Jeśli towarzystwo pracownika baru miało mu jakoś pomóc, to liczył na to, że Makashima sypnie w końcu jakimiś konkretami. Nie miał zamiaru o wszystko pytać, jak dziecko płaszczące się przed nauczycielem. I dłużej się zastanawiał, tym bardziej miał wrażenie, że robi to dla spokoju duszy okaleczonego, a nie dla siebie.
 Skoro jednak nie mieli żadnego innego punktu odniesienia na tych bezkresnych pustkowiach, kierowanie się w miejsce wskazane przez mężczyznę było lepsze niż stanie w miejscu. Przy odrobinie szczęścia (i pecha), może natknął się nam na przedstawicieli niszczycielskiej zarazy.

#savemakashima
                                         
Yume
Opętany
Yume
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yun Wuxian Mei


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.01.19 21:11  •  (S) Zniszczony las - Page 21 Empty Re: (S) Zniszczony las
Droga póki co przebiegała dość spokojnie, chociaż momentami przerywana uporczywym kaszlem mężczyzny. Niebo, choć do tej pory odkryte, zostało po jakimś czasie przykryte szarymi i ciężkimi chmurami, acz nadal nie zapowiadało się na to, by spadł deszcz, zmywając ze sobą panującą dookoła suchoty.
- Boisz się? - zapytał nagle, zerkając na niego ukradkiem. Ciężko było cokolwiek wyczytać z przemęczonej chorobą twarzy mężczyzny. Kpił z niego? A może się martwił? Bez znaczenia jaka była przyczyna, nie kontynuował już tematu, najwidoczniej uznając, że w takiej sytuacji raczej każdy odczuwałby strach.
- Nie... nie wiem. Znaczy się, nie pamiętam... - uniósł dłoń i dotknął palcami swojego czoła, jednocześnie potrząsając głową na boki.
- Dnie i godziny zlewają mi się w jedno. Nie pamiętam chwil, a po chwili wydaje mi się, że jednak pamiętam. Teraz nie wiem, nie odpowiem ci na to pytanie. Ale wiem, że musimy tam się udać. Czuję, że to jest odpowiedni trop. - słowa zakończył kolejną salwą kaszlu. Nie odezwał się więcej, aż do końca ich podróży, gdyż każde kolejne słowa coraz bardziej wysuszały jego gardło.
Zagajnik, jak się okazało, był średniej wielkości skupiskiem drzew, a raczej tego, co z nich pozostało. Teraz wysuszone konary straszyły przerażającymi i dziwnymi kształtami i wygięciami. Ziemia jednak w tym miejscu była bardziej żyzna, więc istniało spore prawdopodobieństwo, że znajdą się tutaj również wszelakie mikroorganizmy.
Nagle mężczyzna przystanął, dając znak Yume, żeby i on się zatrzymał.
- Tam. Widzisz? - wskazał palcem przed siebie, gdzie w odległości jakiś paru metrów leżało w połowie zgniłe truchło, najprawdopodobniej jakiegoś jelenia lub czegoś temu podobnego.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.01.19 11:39  •  (S) Zniszczony las - Page 21 Empty Re: (S) Zniszczony las
 Obserwował go dyskretnie zza jego pleców. Był w tym dobry, niepozorny, a jednocześnie bezczelny na tyle, by nie odwracać spojrzenia nawet wtedy, gdy został na podglądaniu przyłapany. Naturę każdego człowieka dało się poznać dopiero wtedy, gdy doświadczyło się co najmniej dwóch stron jego oblicza. Tej, którą ukazywał w towarzystwie i drugiej, gdy nikt go nie widział.
 Postanowił zaufać temu człowiekowi niemal bezwarunkowo. To za jego sprawą cała eskapada była w ogóle możliwa i jeżeli Yume miałby podważać każde wypowiedziane przez mężczyznę słowo, podjęta próba walki z kataklizmem od początku nie miałaby żadnego sensu. Był jego jedynym przewodnikiem, ale to nie znaczyło, że nie był ciekawy osoby, której zawierzył.
 Wzdrygnął się lekko, gdy padło rzucone pomiędzy napadami kaszlu pytanie.
 — To chyba oczywiste — odburknął nie wiedząc co o tym sądzić. Musiałby być idiotą, by pchać się w ramiona śmierci bez cienia zwątpienia. — Żeby było jasne. Jeśli sytuacja zrobi się zbyt gorąca, zwijam się stąd. I ty również.
 Zacisnął dłonie w pięści. Nie posiadał żadną umiejętnością przydatną do walki ze zjawiskiem, jakim jest rój, więc udanie się na północ zyska sens wyłącznie wtedy, gdy uda im się znaleźć inny sposób na pokonanie problemu niż wymachiwanie ramionami. To była główna przeszkoda, która najwyraźniej doskonale zniechęcała wszystkich innych heroicznych samobójców.
 Powstrzymał westchnienie, gdy Makashima w końcu wydusił z siebie kilka słów. W żadnym stopniu przydatnych, jak się ostatecznie okazało. Zamiast tego spuścił wzrok szukając na suchej glebie jakichś śladów. Ludzi, zwierząt, właściwie wszystkiego co mogłoby dać mu jakieś pojęcie o miejscu, do którego się udają. Okolica mogła wyglądać na opustoszałą, ale czasami właśnie przez pozory ignorowało się najbardziej oczywiste sygnały.
 Pomiędzy drzewa spojrzał dokładniej dopiero wtedy, gdy zaopatrzeniowiec chciał zwrócić na coś jego uwagę.
 — Trup — stwierdził. Po chwili w nozdrza uderzył go także smród zgnilizny potwierdzający przypuszczenia. Stworzenie było martwe nie od dzisiaj, skoro zdążyło tak mocno się zepsuć. Na Desperacji popsute jedzenie praktycznie nie istniało. Wszystko było pożerane, zanim w ogóle zaczęły zachodzić procesy gnilne.
 Zbliżył się do stworzenia, ale tylko wtedy gdy miał pewność, że w okolicy nie ma żadnego padlinożercy, ani także niesławnego roju. Chciał sprawdzić co je zabiło, przez co zostało do połowy zjedzone i czy obok nie ma innych śladów, które naprowadziłyby ich na jakiś trop.
 Zasłonił ręką usta i nos. Widok zgnilizny nie działał na jego zmysły, ale co innego paskudna woń.
                                         
Yume
Opętany
Yume
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Yun Wuxian Mei


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 21 z 25 Previous  1 ... 12 ... 20, 21, 22, 23, 24, 25  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach