Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Off :: Archiwum misji


Strona 8 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Nie przestawała nucić. Sama uczepiła się tej dziecięcej piosenki jak ostatniego koła ratunkowego. Nadal utrzymywało ją przy człowieczeństwie, zdrowym rozsądku, niepoprawnym optymizmie, który kołatał się, walcząc z wszechogarniającym strachem. Przecież będą musieli stąd wyjść. Ta historia nie skończy się źle. Nie ma prawa. Nie ma sensu, żeby skończyła się ich śmiercią. Ona o tym wiedziała, ale czy Los także był aż tak dobrej myśli?
Starała się po drodze zbierać wszystkie pajęczyny, żeby nie straszyć dodatkowo dziewczynki. Jedna, wyjątkowo paskudna, przykleiła się rudowłosej do twarzy, a wraz z nią, po ramieniu kobiety przebiegło coś małego, powodując jeżące włos łaskotki.
A sukienki są zielone i seledynowe...
Zacisnęła wargi, z nadzieją, że pająk nie jest zbyt duży i ucieknie, starając się ratować swoje owadzie życie. Skupiła się na wypatrywaniu światła, oczekiwaniu na świeży powiew powietrza. Zamiast tego usłyszała za sobą cienki głosik dziewczynki. Nie brzmiało to zbyt dobrze. Była przestraszona? Zdziwiona? Skąd jej teraz na myśl przyszedł ojciec?
- Mei? Co się dzieje? Jaki android? - dopytywała, starając się brnąć dalej. Im szybciej stamtąd wyjdą, tym lepiej. Musiało to być już niedługo, skoro szyb zaczął przypominać schody. Od czasu do czasu zaglądała przez ramię, żeby upewnić się, że dziewczynka idzie za nią. I szła. Na szczęście.
Aż w końcu trafiła na to, czego oczekiwała niemal całą wieczność. Koniec tunelu, światło i smród stęchlizny. Mimo nut krwi w powietrzu, nadal była wdzięczna, że już umknęły przed mdłym odorem rozkładających się ciał.
Wypadła, tłukąc się lekko, ale nie było to istotne. Nadzieja znów rosła z motyla do wielkości skrzydlatego anioła. Nim rozejrzała się dookoła, odwróciła się w stronę szybu by pomóc Mei. Czerwień jednak szybko uderzyła ją ze zdwojoną siłą. Szczególnie jej świeżość. I para przekrwionych oczu. Szybko złapała dziewczynkę, żeby ta niczego nie zobaczyła i przytuliła jej twarz do swojej piersi.
- Zrobimy to samo co wcześniej. Zamkniesz oczy i policzysz do dziesięciu. Ja przebiegnę obok potworów. Tylko pamiętaj, musisz mieć zamknięte oczy, żebyśmy były niewidzialne - szeptała, stawiając już pierwsze kroki obok fotela czy też stołu. Nie chciała nawet sprawdzać czym on dokładnie był.
Dotarła do Ailena i Nathaira, do drugich drzwi, które akurat zazgrzytały złowrogo, ukazując jeszcze większą szparę. Zrobiła wielkie oczy, patrząc na nich i czekając na jakieś wyjaśnienia, ale szybko zrezygnowała. Jak zwykle nie było na to czasu, a nerwy wszystkich były nadszarpnięte do granic możliwości.
Spróbowała jeszcze raz podsumować sytuację. Ryan był w pokoju obok i walczył z zamkiem. Nie przejdzie przez szyb, jest za duży. Ailen stoi przy drzwiach, na które ktoś napiera. Jeszcze się nie otworzyły, ale pewnie zaraz jakaś łapa wyłoni się z luki między prostymi. Mei żyła. Taihen żyła. Nathair...
Jeszcze raz spojrzała na anioła siedzącego pod ścianą. Był wyjątkowo blady nawet jak na niego. W dodatku te zakrwawione szmaty na jego ciele. Było tylko jedno rozwiązanie.
- Aniołku? - Po raz kolejny trąciła nosem policzek dziewczynki, starając się zwrócić na siebie jej uwagę. - Nasz kolega jest ciężko ranny, mogłabyś mu pomóc? Bardzo, bardzo cię proszę.
Postawiła ją na ziemi obok różowowłosego i podeszła w tym momencie do Ailena. Do drzwi. Sęgnęła po ten ostatni nóż, który nosiła u paska i zacisnęła na nim dłonie.
- Próbujemy je zamknąć, czy będziemy walczyć?
Ostatnio walka nie była najlepszym pomysłem, choć maszyna wzięła ją z zaskoczenia. Teraz też nie była najlepszej myśli.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Mei przytuliła się do prorokini, chowając twarz w jej ramieniu, byle jak najdalej od widoku zbryzganego pomieszczenia. Każdy mógł wymyślić swoją własną teorię na temat tego, co tu zaszło, ale niektórym z pewnością przyszło na myśl, że ktoś wkroczył tu uzbrojony w wiadro wypełnione czerwoną cieczą i rozlał je na środku pokoju gęstą falą.
Obie minęły żelazne krzesło, z którego podłokietników wciąż skapywały drobne krople krwi, nim Mei poczuła pod stopami twardy grunt. Przysłoniła od razu twarz rękoma, jakby chciała ukryć ją przed całym światem i pochyliła głowę mocno do przodu, unosząc uniesiona ramiona. Potrzebowała chwili, by zebrać się w sobie. Rozcapierzyła palce i spojrzała przez nie spojrzeniem pełnym strachu prosto na Taihen.
- Ale... - zaczęła oponować, lecz w tej samej chwili mimowolnie zerknęła na Nathaira. Obraz rysujący się przed nią zasznurował jej usta. Zsunęła dłonie na ramiona i kiwnęła prędko głową, zgadzając się na prośbę prorokini. - Skoro... skoro chcesz - stęknęła łamiącym się głosem. - Tylko nie mów tacie, w porządku?
Mei podeszła do Nathaira i przyklęknęła tuż obok niego, zerkając złotymi oczami na jego bladą twarz.
- Pamiętasz mnie? - szepnęła cichutko, kładąc jedną z dłoni na jego policzku, a drugą wsuwając pod szmaty i porwane ubranie na jego klatkę piersiową. - Mei. - Jej głos położył się ciepłym oddechem na skórze Nathaira, gdy spomiędzy palców dziewczynki zalśniło bladozłote światełko.
Nathair mógł poczuć, jak do wszystkich kanalików wtacza się życiodajna energia. Jak ktoś siłą wypycha ból poza ciało, pozostawiając po nim ulgę. Dłonie Mei były jak balsam na wszystkie piekące rany, jakie odniósł. Tam, gdzie dotknęła opuszkami palców podłużnego cięcia, skóra zasklepiała się, jakby nigdy nie została potraktowana ostrzem dzierżonym przez androida.
Proces nie trwał długo. Potrzebowała jednak czasu, by nie przeoczyć żadnej rany. Oddychała coraz ciężej, ze spuszczoną głową i drżącymi rękoma, starając się wytrzymać wagę, jaką nakładała na nią moc. Dopiero pod koniec, gdy na Nathairze pozostały ostatnie zadrapania i skaleczenia Mei zachwiała się i runęła porozcinaną twarzą w tors anioła, brudząc szmaty własną krwią. Osunęła się odrobinę, zaciskając usta w wąską linię i chwytając się za ramię przysłonięte swetrem. Na materiałach jej ubrań zaczęły przebijać się już czerwone plamy świeżej posoki.

|| OBRAŻENIA:
x Nathair: parę niegroźnych cięć na nogach, ramionach i brzuchu.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Łupnięcie.
Chłopak, niebezpiecznie pochylony nad szybem, wzdrygnął się na huczący dźwięk, który zawzięcie dobijał się do zmolestowanych mocą anioła drzwi, omal nie przejeżdżając czubkiem głowy o górny kraniec otworu. Powinien się czym prędzej ruszyć.
Zostawiłeś go tam, nie? Leć go przenieść jak najdalej od potencjalnego zagrożenia!
Marny z ciebie opiekun, Ai.
Szuranie, nucenie…
Dwa dźwięki mąciły mu w głowie, co rusz przestawiając kolejną drogę działania, finalnie zwracając chłopaka w stronę ciężkich, metalowych drzwi. Zdążył przebiec w panice kilka kroków, by kątem oka ujrzeć wylewający się z szybu rudy łeb, który odpowiedział mu na podświadomie krążące z tyłu głowy pytanie, do kogo należał przyjemny dla ucha głos, który odbiwszy się od ścianek tunelu, od jakiegoś czasu docierał do ucha w postaci melodyjnego nucenia.
Zatrzymany w pół kroku wydawał się ułożony w nadzwyczaj nienaturalnej pozycji. Jedna noga bardziej z przodu, druga z tyłu, ciało przekręcone w kierunku zakręcającego korytarzyka prowadzącego do otworzonych drzwi, jednak głowa z szeroko rozwartymi, rozszerzonymi w przerażeniu oczami, spoczęła na twarzy kobiety, jak gdyby mimo zawartej znajomości, wydała mu się kimś kompletnie obcym.
W rzeczywistości wychwalał wszystkich bogów za kogokolwiek, kto w pierwszym odruchu nie chciał odciąć mu łba. Nie był już sam.
Momentalnie przesunął spojrzenie na zmechanizowanego mężczyznę, niemal natychmiast rozsznurowując sobie usta, sądząc, że wypadałoby po raz kolejny zdać relację. Wyjaśnienie było w tych warunkach pożądane… nawet, jeśli w gruncie rzeczy tłumaczyło tyle, co nic.
- Prawie zaszlachtował Nathair’a. – zaczął słomianym głosem. Wbrew swoim oczekiwaniom, nie potrafił wyrzucić z siebie za wiele. – Podał mu jakieś świństwo, przez co zaraz odpłynie. Umrze… a tam są drzwi. Otworzył je i.. właściwie nie wiem co tam jest. – kulawo wypowiedziane krótkie zdania rozbrzmiały w pokoju, który w pewnym momencie zdawał się przygniatać go swoim ciężkim, metalicznym powietrzem. Wychwycił dziewczynkę. Niemal natychmiast skupił na dziewczynce zaskoczone spojrzenie. – Ta smarkula jest na zdjęciu. Kto to? – natychmiast pokierował się za Taihen, widząc w niej swoją jedyną szansę na ocalenie.
Huk!
„Próbujemy je zamknąć, czy będziemy walczyć?”
Rzucił jej wymowne, kipiące od przerażenie spojrzenie. Otworzył usta, jak gdyby od razu chciał wywrzeszczeć na cały budynek, że nie zamierzał podkładać się komuś pod nóż. Mimo wszystko realia szybko chwyciły go za gardło, a sam Kurt gorzko spuścił łeb i czym prędzej udał się do głównej części pokoju, zabierając ze stołu z narzędziami pierwszą lepszą rzecz, która była ostra i w miarę przydatna w ewentualnej walce. Jeżeli nic nie stanęłoby mu na przeszkodzie, wróciłby do Taihen w mniej niż kilkanaście sekund.
- To jedyna szansa na ucieczkę.
Skupiony na lekkim uchyleniu drzwi, nie zwrócił uwagi na mamroczącą dziewczynkę, dzierżąc w drżącej dłoni swoją broń. Pochylił się nieco, ani myśląc o samodzielnym otworzeniu drzwi. Odsunął się o kilka kroków, gotów, by skoczyć.
Lub odskoczyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Z racji długiego nieodpisywania zostaje nałożony deadline. Macie czas na odpis do piątku, w przeciwnym wypadku omijam na niekorzyść usera.

Generalnie, słyszałem też, że jest po prostu problem z opcjami; konkretnie z otwarciem drzwi. Mogę dać wam podpowiedź, jeśli się zgodzicie. ALE. Zrobię losowanie (rzut kostką?); 4 z możliwości przypiszę do każdej z waszych postaci, 1 będzie oznaczała fart dla wszystkich. Jeśli wypadnie nick, któregoś z uczestników - postać zachoruje na losową chorobę ze spisu z poziomu średniego. v: A co. Nie ma nic za darmo.

x Naczelnik Misji.


edit: Podpowiedź.
Generalnie zawsze podkreślałem to, na co warto zwrócić uwagę: jeśli nie dobitnie poprzez napisanie dopisku, że to wskazówka, to chociaż dawałem kursywę, by tego nie ominąć. Zbiorę wszystkie materiały do kupy. Może tak będzie łatwiej:

ZAGADKI:
x Jaki DAR jest, by zakłócać?
x Jakie GADKI lubią dzieci?

PODPOWIEDZI W POSTACH:
x [Ryan znalazł kartkę]
Jaki DAR jest, by zakłócać?
ra-DAR
[zwróć uwagę wyłącznie na dopisaną odpowiedź do zagadki. Nie całą odpowiedź.]

x Najlepiej będzie, jeśli wypiszecie sobie (dopisane) odpowiedzi jedna pod drugą, a potem skupicie się na dopisku, który dałem niżej.

x [Napis na ścianie]
"Są 3 szanse, o czym dobitnie świadczył krzywy napis na ścianie, wyżłobiony ostrym narzędziem. Zaraz obok pojawiło się przekreślone słowo samogłoski (bierzcie na skojarzenia; skoro przekreślono to słowo to..?). Prawdopodobnie jedne z (wtedy jeszcze żywych) trupów postanowiły podzielić się wskazówkami."

x Wypiszcie sobie 4 litery, które zdobyliście. Tak te znalezione, jak i z zagadek. A potem ułóżcie z tego słowo, do którego nawiązywała Mei.

x [Mei szepcząca do Taihen]
" (...) ojciec nigdy nie pozwalał jej wychodzić na zewnątrz. Nie wydostaną się. Przecież wszystkie drogi prowadzą tutaj... " - nawiązanie do historii. |: Generalnie jak tego nie wiecie, to możecie nawet olać... a jak wiecie, to równie dobrze możecie skupić się TYLKO na tym, bo samo to może was doprowadzić do odpowiedzi (bez konieczności rozwiązywania zagadek wyżej). Odpowiedź na to pytanie, to kolejność liter. Tak, to słowo mające 4 litery. Jeśli uda wam się to rozgryźć, to podkładacie zdobyte już liczby pod litery i zdobędziecie dwa pewne miejsca. Zagadki wyżej dadzą wam dwie pozostałe litery (których nigdzie nie znaleźliście), z których możecie ułożyć słowo. Tyle powtórzeń, no ale.

x [znalezione kartki przez Taihen i Ailena]
3 -> Y
2 -> M

Dodatkowe liczby, przy których nie można było dostrzec literek: 8, 5.

UWAGA!
Po rozwiązaniu zagadki dwie liczby będziecie musieli dopasować na czuja. Tylko połowa z nich jest pewnikiem. Zostały wam dokładnie dwie szanse na wklepywanie odpowiedzi. Możecie strzelać z góry albo co tam chcecie.


Ostatnio zmieniony przez Growlithe dnia 22.09.15 12:31, w całości zmieniany 3 razy
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ciemność powoli przykrywała go swoim całunem, brutalnie odrywając go od otaczającej rzeczywistości. Głowa z każdym kolejnym oddech bezwiednie opadała na klatkę piersiową, choć sam anioł usilnie walczył z zachowaniem resztek świadomości, które wyciekały mu jak przez palce. Gdzieś w oddali, jakby za grubą, szklaną szybą dobiegł go znajomy, kobiecy głos. Ale nie potrafił w umyśle przypasować go do żadnej mu znanej istoty.
A wtedy poczuł delikatny dotyk czyichś dłoni na swoim ciele, jakby jakieś pióro prześlizgnęło się po jego skórze. Wraz z każdym biciem przyspieszonego serca, kolory rzeczywistości zaczynały do niego wracać. Pulsujący i otępiający ból gdzieś z tyłu jego karku powoli znikał, a zmęczenie i senność wsiąkała. Poruszył lekko wargami, wreszcie unosząc powieki i spojrzał na twarz małej dziewczynki tuż przed nim. Znał ją.
Nazywała się chyba Mei. Albo Mai.
Usta drgnęły lekko, wykrzywiając się w kwaśnym uśmiechu, kiedy podjął próbę podniesienia się z ziemi. Wtedy też dziecko runęło w jego stronę, a on w ostatniej chwili złapał ją w swoje ramiona. Nie wyglądała zbyt dobrze. Odwrócił gwałtownie głowę w bok, próbując odszukać spojrzeniem Ailena.
Kurt?! – krzyknął za wymordowanym, biorąc dziewczynkę na ręce I całkowicie się wyprostował, stając na równych nogach. Syknął cicho, czując jak jego nogi nieco drżą, ale przynajmniej mógł już ustać bez słaniania się na nich. No i czuł, jak odzyskuje powoli swoje siły. Nie będzie niepotrzebną kłodą pod nogami.
Taihen. Gdzie jest Ryan? – zapytał nagle podchodząc do kobiety, podskórnie czując, że jego podopieczny jest w niebezpieczeństwie. Albo, że jest ranny. To cholerne, złe przeczucie. Musiał jak najszybciej dostać się do niego. Nie było innej opcji.
HUK.
Chłopak warknął pod nosem i wcisnął w ramiona Taihen dziewczynkę. Musieli uciekać. Czerwona lampka zaiskrzyła w jego głowie.
Wracajcie do Ryana, Taihen. Już! – krzyknął do niej, po czym odwrócił się na pięcie i puścił się pędem w stronę Kurta i drzwi, które najwyraźniej coś, albo ktoś próbował wyważyć. Nathair bynajmniej nie miał ochoty na spotkanie oko w oko ze stworzeniem, które miało w sobie na tyle siły, by je uchylić.
Kurt. Leć z Taihen do Ryana. Zaraz do was dołączę. Powstrzymam to coś na czas, aż wpełźniecie do tego szybu czy co to tam jest. Rusz dupsko! – warknął i wyciągnął obie ręce przed siebie wytwarzając barierę na czas, aż Ailen odsunie się od drzwi i pogna za kobietą. Nie wiedział czego może się spodziewać po drugiej stronie, ale wiedział, że musiał to coś powstrzymać tak długo, jak to tylko możliwe. Jeśli Taihen i Ailen posłuchali go i ruszyli z powrotem, odczekał aż znikną w szybie wraz z dziewczynką i wtedy sam ruszył biegiem w tamtą stronę, by ruszyć za nimi. Po drodze dostrzegł kątem oka swoją katanę rzuconą niedbale gdzieś w kącie na ziemi, dlatego też bez zbędnego zastanowienia zgarnął ją ze sobą. Jeśli jednak w czasie, kiedy Taihen i Kurt dopiero wspinali się, a to coś pojawiło się zza drzwi, to wciąż trzymał barierę, jednocześnie częstując stworzenie małą dawką elektryczności. Na tyle, by je ogłuszyć i kupić sobie czas, by ruszyć za resztą.



Bariera 1/3
Elektrokineza 1/3 (ewentualnie)


Ostatnio zmieniony przez Nathair dnia 23.09.15 22:40, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Zgniatana w pięści kartka zaszeleściła, by koniec końców runąć na ziemię i wylądować tuż obok gnijącej twarzy swojego prawowitego właściciela. Nie potrzebował kolejnych pieprzonych zagadek, które jak na złość uświadamiały mu, że nawet ich czwórka była częścią jakiegoś praktykowanego od dłuższego czasu schematu. Sądząc po ilości zwłok w tym pomieszczeniu, nic nie szło zgodnie z planem. Mimo że srebrne tęczówki ostatni raz zaczepiły spojrzeniem o przewód wentylacyjny, Grimshaw zdawał sobie sprawę, że czytnik był jego ostatnią nadzieją.
Brakowało mu tylko tego, by i on nie chciał współpracować.
Wyraźniejsze, czerwone światło, które pojawiło się na niewielkim ekranie, w całkiem oczywisty sposób dało mu do zrozumienia, że pierwsza próba była gówno warta. Czego się spodziewał? Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie zanotuje kodu na kartce w odpowiedniej kolejności. Jakby się temu bliżej przyjrzeć, nie istniał też żaden powód, dla którego miałby znajdować tutaj cokolwiek, co miałoby mu pomóc.
Dowiedz się o co chodzi, mówili.
Uderzył otwartą dłonią o ścianę, kończąc żywot jakiejś muchy, która nie zdążyła znaleźć sobie innego miejsca. Z lekkim zniecierpliwieniem zastukał palcami o chropowatą i brudną powierzchnię, wolne przedramię nieustannie przyciskając do rany, która zamiast się goić, piekła jeszcze bardziej. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie zignorował tego dyskomfortu. Musiał się skupić. Syknął coś przez zaciśnięte zęby, unosząc spojrzenie na przekreślony wyraz.
Samogłoski.
Obejrzał się za siebie, raz jeszcze spoglądając na wcześniej zmiętą i wyrzuconą kartkę.
A może jednak...?
Radar. Zagadki ― wymruczał pod nosem, przypominając sobie o rozwiązaniach, które nasuwały się same, kiedy tylko odczytywało się treść pytań. Rozmasował palcami pulsującą skroń. Powietrze z każdą chwilą wydawało się być coraz cięższe, im więcej smrodu ciał było mu dane wdychać.
Bez samogłosek. R. Z.
Coraz lepiej. Co jeszcze?
M. Y.
Cztery litery.
Ponownie skupił się na czytniku, który przed momentem oznajmił mu, że zostały mu jeszcze dwie szanse. Zmrużył oczy, przesuwając spojrzeniem po cyfrach, będącym kluczem do jego wolności. Rozwiązanie zagadki powoli stawało się coraz jaśniejsze, chociaż ciemnowłosy sceptycznie podchodził do słuszności tego rozwiązania. Niemniej jednak w tej sytuacji musiał spróbować dosłownie wszystkiego.
Mrzy?
Bez sensu.
Rzym?
Cholera.
8 5 3 2
Przyciski wydały z siebie charakterystyczny dźwięk, kiedy mężczyzna wprowadził kolejną kombinację kodu. Jeżeli się nie pomylił, została mu jeszcze jedna szansa. Srebrne tęczówki z uwagą przyglądały się niewielkiemu ekranikowi w oczekiwaniu na werdykt komputera, jeżeli to się nie powiodło, spróbował jeszcze raz.
5 8 3 2
A co jeśli i to nie zadziała?
Prawdopodobnie byli w dupie. A przynajmniej on był.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

1 - choruje Taihen
2 - choruje Nathair
3 - choruje Ailen
4 - choruje Ryan
5 - fart
6 - rzucam jeszcze raz
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

The member 'Growlithe' has done the following action : Dices roll

'Kostka' : 5
                                         
VIRUS
VIRUS
 
 
 


Powrót do góry Go down

|| Demyt. Farciarze. ~

Ailen chwycił w palce lancet ─ niewielkie, ale diabelnie ostre narzędzie, które po wbiciu w cudzą skórę rozkrajało ją jak masło. Huki narastały i zdawało się, że są coraz częstsze. Ciężkie drzwi nie były najwidoczniej najmocniejszą konstrukcją w budynku, bo z uderzenia na uderzenie szpara między nimi, a framugą, robiła się coraz większa. Wkrótce urosła do takich rozmiarów, by wychynęły zza nich ostre, hakowate pazury. Wbiły się w ścianę w akompaniamencie wściekłego warkotu. W niczym nie przypominało to odgłosów matczynego głosu, choć może to i lepiej.

Mei osunęła się na szczupłe ciało anioła, zaciskając mocno zęby i posykując pod nosem, najwidoczniej starając się nie wydać żadnych innych odgłosów bólu. Ubranie dziewczynki w rekordowym tempie barwiło się na kolor śmierci, a gdy została podana (wepchnięta w ręce?) Taihen, oparła porozcinany policzek o jej ramię i przymknęła oczy.
Zostaw mnie ─ wychrypiała, ściskając mocniej przedramiona. ─ Nie przejdę... Nie chcę was spowalniać... ─ Nabrała nagle gwałtownego wdechu i zmarszczyła brwi. ─ I... to musi być... moja...

PIK PIK PIK PIK.
5 8 3 2
Światło zamigało na zielono, a drzwi wydały z siebie odgłos łudząco przypominający otwarcie komory. Zmusiły Ryana do cofnięcia się o krok, gdy dosłownie wypadły do przodu, a potem powoli zaczęły przesuwać się w bok, napierając przy okazji na parę kończyn, które miażdżyły i łamały z trzaskami. W końcu wślizgnęły się na ścianę, udostępniając niski (Ryan praktycznie dotykał głową sufitu) korytarz. Był długi i całkowicie przykryty czernią. Mdłe światło z pomieszczenia dawało tylko odrobinę oświetlenia na początkowym odcinku ─ reszta była absolutnie niemożliwa do dostrzeżenia, nawet mimo świetnych zmysłów wymordowanych.
Korytarz był prosty, a u samego jego końca natrafiało się na wadliwej jakości stopnie ─ co cięższy osobnik mógł je zarwać. Trzeszczały jednak pod podeszwą buta osoby o każdej wadze, przypominając o swoim wiekowym stanie. Po wspięciu się na nie (nie było ich tak dużo) natrafiało się na pochyłe, drewniane drzwi. Oba skrzydła tworzyły średniej wielkości prostokąt. Po naparciu na nie nie było możliwości otwarcia ─ słychać było tylko chrzęst łańcucha.

Tymczasem bestia wydrapała już sporą dziurę w ścianie, wciąż i wciąż napierając ciałem na metalowe drzwi, które ─ niestety ─ ustępowały sile monstrum. Nie potrzebowała aż tak dużo czasu, by nie móc na nich spojrzeć. Ostatni raz pchnęła barierę, która odcinała ją od ofiar i płynnym ruchem przystąpiła do ataku. Przygarbiona sylwetka skoczyła do przodu. Była ogromna, chuda w biodrach, ale z mocno umięśnionymi kończynami i łapami jak patelnie. Pewnie dorwałaby Nathaira, gdyby nie natrafiła na następny mur. Trzasnęła wpierw łbem w blokadę; a potem zaczęła uderzać w nią ramieniem, gotowa rozwalić ją w ten sam sposób, w jaki pozbyła się problemu z drzwiami ─ agresywną siłą.

Mei wymamrotała coś jeszcze niewyraźnie, ale została zagłuszona przez ostry skrzek z rogu pokoju, prędko ubarwiony trzepotem ptasich skrzydeł, jakby zwierzę postanowiło przypomnieć o sobie wszystkich zebranym w pomieszczeniu. Klatka leżała na swoim dawnym miejscu ─ teraz znajdowała się naprzeciwko w lewym rogu od Ailena, Taihen i Mei; najbliżej stał Nathair, podtrzymujący barierę. Dopiero po wykorzystaniu mocy bestia huknęła raz jeszcze o barierę (zdobiąc ją pierwszymi rysami z racji użycia drugiej mocy przez Nathaira), cofnęła się, przestając napierać na przeszkodę. Zaryczała i potrząsnęła zamroczona łbem, nieświadomie uderzając pyskiem o ścianę, po czym charknęła, zakrywając łeb łapami. Wyszczerzyła kły i zachwiała się, opierając bokiem o drugą ścianę, kiwając się z jednego punktu na drugi, jakby była na sporym rauszu. W końcu uderzyła łapą o ziemię, wywołując ostre trzęsienie. Nie czekała. Wystarczyła chwila, by włączył się instynkt, a znów naparła na barierę, pogłębiając rysy.


|| klik
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Odgłos pikania był czymś zupełnie nowym, zaanonsował też pojawienie się zielonego światła na wyświetlaczu. Niejeden odetchnąłby z ulgą na ten widok, ale Ryan przypatrywał mu się w sposób, w jaki łatwo można było zauważyć, że był pewien słuszności podjętej decyzji, mimo że wykorzystanie pierwszej opcji okazało się klapą. Cofnął się o krok, gdy do jego uszu wdarł się dźwięk przesuwającego się mechanizmu. Podeszwa podniszczonego buta raz jeszcze natrafiła na gnijący kawałek ciała, który zaprotestował nieprzyjemnym, chlupoczącym odgłosem. Zamiast jednak od razu zapoznać się z ciemnościami korytarza, zwrócił twarz w stronę szybu, z którego niosło się ciche echo trzasków dobiegających z drugiego pomieszczenia, tego, w którym znajdowała się cała reszta i który z całą pewnością okazał się być ślepym zaułkiem.
Zostaw ich.
Czy są ci potrzebni?
Zerknął z ukosa ku rozsuwającym się drzwiom. Nieprzenikniona ciemność powoli zapraszała go w swoje objęcia, jednak i one stały pod wielkim znakiem zapytania. Nie miał pojęcia, co kryło się na samym końcu korytarza, a trupy dookoła niwelowały każdą inną woń, którą ewentualnie mógłby stamtąd wyczuć. Przyglądał się, nasłuchiwał, jakby z tej bezdennej otchłani za krótką chwilę miała wychynąć jakaś uzębiona paszcza. Był na to gotowy. Niegwałtownym ruchem wsunął rękę do kieszeni, doskonale wiedząc, że na jej dnie spoczywał niezbędny mu przedmiot. Wydobywszy zapalniczkę, odpalił ją i zbliżył się do drzwi, oświetlając większy kawałek korytarza. Niewiele większy. Musiał iść dalej.
Skrzek.
Zaklął pod nosem, ściągając brwi.
Ailen ― zwrócił twarz w stronę szybu, podnosząc głos do tego stopnia, by służący był w stanie jakkolwiek go usłyszeć. Coś wewnątrz szybko zaszurało głośno, wtórując głosowi Grimshawa. Było coraz bliżej pomieszczenia, w którym znajdował się kotowaty i reszta, by wreszcie wychynąć na zewnątrz. Pojedynczy cień trzasnął głośno o ścianę szybu, chcąc zwrócić na siebie uwagę reszty. Gdyby mógł zabrać głos, najpewniej już teraz nakazałby im podążać z powrotem do domu samej śmierci. Potem rozpłynął się w powietrzu. ― Pięć, osiem, trzy dwa. Zapamiętaj. Gdyby drzwi się zamknęły, wykorzystajcie ten kod ― krzyknął. I były to ostatnie słowa, które wypowiedział, zanim ruszył ciemnym korytarzem.
Musiał się pochylić, a na dodatek nieustannie pilnował, by wątły płomyk zapalniczki nie zgasł, odcinając go od źródła światła. Srebrne tęczówki połyskiwały w lekkim blasku, a źrenice rozszerzyły się nienaturalnie, przyzwyczajając wymordowanego do zbyt małej ilości światła.
Skrzyp.
Nastąpił na pierwszy stopień, nie bez przyczyny mając wrażenie, że zarwie się pod ciężarem jego ciała, jednak częściowo zignorował to oczywiste ostrzeżenie i ostrożnie postawił drugą nogę na kolejnym stopniu, napierając na niego mocniej dla sprawdzenia. Jeszcze się trzymał. Powoli wspiął się do góry, a dostrzegłszy drewnianą przeszkodę na swojej drodze, uniósł rękę i pchnął ją, nie spodziewając się, że posłusznie się otworzy. Całkiem słusznie. Brzęczenie łańcucha zadrwiło z ciemnowłosego, a on w odpowiedzi zamachnął się pięścią, jakby to miało poruszyć przejściem i pozwolić mu na wyjście z tego klaustrofobicznego pomieszczenia.
Zero skuteczności.
Płomień zapalniczki zgasł, zanim ta z powrotem spoczęła na dnie jego kieszeni. Mężczyzna przyłożył rękę do przeszkody, czekając aż kłódka i łańcuch pokryją się warstwą lodu. Poza pieczeniem w boku, zaczynał odczuwać wzbierające w nim uczucie zimna, które mocno kontrastowało się z nieprzyjemnym uczuciem szarpiącym otwartą raną. Zaszedł już jednak na tyle daleko, że nie miał zamiaru zdechnąć w tym miejscu, nawet jeśli zaszedł kawałek dalej od reszty tamtych trupów.
Łup.
Kolejny raz uderzył w drewnianą powierzchnię. Za nim pokusił się o kolejne, licząc na to, że z niewielką pomocą mocy, łańcuch w końcu pęknie. I zrobi to szybciej niż schody pod jego nogami.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

”Dlaczego oni wciąż są tutaj?”
To był pierwsza myśl, jaka przecięła jego umysł w chwili, kiedy ciężkie drzwi wreszcie puściły, zapraszając do środka przerażające monstrum. Anioł w ostatniej chwili wykorzystał więcej skupienia, by zatrzymać potwora przed dostaniem się do centrum pokoju. Czas, który kupił pozostałej trójce powinien być dostateczny na ich sprawną i przede wszystkim sprawną ewakuację. Jasnowłosy nie miał pojęcia jak długo pociągnie używając bariery, ale już teraz mógł oszacować swoje szanse na to, jak długo ją udźwignie. Wydawało się, że każde kolejne uderzenie potwora wbija go w ziemię. Jego barki robiły się coraz bardziej ociężałe, a ramiona drżały nieubłagalnie. Mrowienie z każdą kolejną chwilą nastawało i właściwie to, że ciągle stał na nogach a nie opierał się kolanem o ziemię zakrawało o cud.
No ruszcie wreszcie swoje dupska! – krzyknął na tyle głośno, by każdy w pomieszczeniu mógł go dosłyszeć. Na skroniach pojawiły się już pierwsze krople potu, które mozolnym krokiem spływały po jego policzku i żuchwie, po chwili wsiąkając w materiał jego ubrania. Kiedy na stwór na krótką chwilę doznał szoku z powodu porażenia, Nathair wykorzystał moment i zaczął bardzo szybko wycofywać się, co chwilę zerkając za siebie chcąc upewnić się, czy pozostała dwójka go posłuchała. Po drodze, mijając skrzynię z ptakiem, zahaczył o nią piętą i pchnął ją w głąb pomieszczenia.
I weźcie to ptaszysko. Tylko ruchy, chyba, że macie zamiar skończyć jak karma dla tego potwora. – warknął ponownie skupiając się na bestii, która znowu naparła, tym razem ze zdwojoną siłą co skutkowało przykucnięciem i oparciem się jednym kolanem o ziemię. Miał wrażenie, że lada moment jego ramiona zostaną połamane a cienka warstwa bariery zostanie roztrzaskana. Już wydawała z siebie charakterystyczne skrzypienie, kiedy kolejne nitki pęknięć rozrastały się obejmując coraz to większą powierzchnię. Anioł odczekał, aż reszta wreszcie zniknie w szybie, a następnie podniósł się z trudem z ziemi i uderzył piętą w kamienną posadzkę. Od jego stopy strzeliły elektryczne węże, które momentalnie dosięgły potwora. W tym momencie użył tak dużej siły, że powinna zwalić słonia z nóg. Wiedział, że cholernie dużo ryzykuje używając tyle mocy w jednej chwili, ale musiał kupić tyle czasu, ile było tylko możliwe. Jeżeli stwora zamroczyło chociaż na krótką chwilę, to od razu rzucił się do szybu, by dołączyć do reszty. Musiał jak najszybciej dotrzeć do Ryana. Martwił się. A złe przeczucie nie ustępowało.[/color]

Bariera - 2/3
Elektrokineza - 2/3


Ostatnio zmieniony przez Nathair dnia 06.10.15 20:34, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Off :: Archiwum misji

Strona 8 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach