Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 20 z 23 Previous  1 ... 11 ... 19, 20, 21, 22, 23  Next

Go down

Pisanie 07.11.17 19:59  •  Ruiny fontanny - Page 20 Empty Re: Ruiny fontanny
- Hej, spokojnie - pouczyła Fuku, która znów kręciła młynki wokół głowy anielicy z prędkością tak zawrotną, że trudno było skupić na niej wzrok chociaż na chwilę. W końcu złapała swoja pupilkę w obie dłonie, zmuszając ją do uspokojenia się chociaż na chwilę. Mimo wszystko, wciąż nie mogła przestać się uśmiechać. Wygłupy tatrii zawsze poprawiały jej humor, choćby była całkowicie zmęczona i zdołowana. Mała opierzona kulka zdawała się nigdy nie tracić energii, jak gdyby zamiast ziaren jadała prąd i przetwarzała go wciąż na siłę maleńkich skrzydeł.
Skupiona na zabawie ze zwierzątkiem, nie od razu dostrzegła zbliżającą się postać. Gdy już jednak zauważyła kierującego się w stronę fontanny osobnika, wypuściła Fu z objęć i pozwoliła małej znów przysiąść na swoim ramieniu.
- Um? - Odchyliła się nieznacznie, próbując zachować zdrowy dystans od nieznajomego. Błękitne oczy przegalopowały po jego twarzy, próbując wyłapać jakiekolwiek podobieństwo do tych widzianych w przeszłości. Ale nie, zdawał się nie pasować do żadnego z licznych przechowywanych w pamięci Lise rysopisów, co pozwalało przypuszczać, że jeszcze nigdy się nie spotkali. Zresztą, tak charakterystyczną osobistość raczej zapamiętałaby dość dobrze.
- N-no tak, aniołem... - zaczęła niepewnie, przypatrując się jasnowłosemu z ukosa. Nie ulegało wątpliwości, że dość daleko mu do najbardziej podstawowych norm, co choć ciekawe, mogło też być niezbyt bezpieczne. Właśnie dlatego im bardziej się przysuwał, tym bardziej Lotte odsuwała się do tyłu, aż w końcu złapała go delikatnie za nadgarstek, odsuwając zimną jak lód rękę. Uśmiechnęła się jednak serdecznie, mimo tej nieco niezręcznej sytuacji. W końcu nieznajomy wcale nie musiał być groźny i nie było potrzeby, by od razu przechodzić do ostrej defensywy, wystarczyło zachować zdrowy dystans.
- A jeśli wygram, dostanę słonia? - Uniosła delikatnie brwi, rzucając królikowi zaczepne spojrzenie.
Był bardzo interesujący.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.11.17 23:27  •  Ruiny fontanny - Page 20 Empty Re: Ruiny fontanny
- Anioł! A jednak anioł! – powiedział tonem pełnym satysfakcji, że odgadnął z taką prostotą jej przynależność rasową.
- Kiedyś złapałem jednego anioła. Nazywał się… nazywał… hm, hm. Nazywał się jakoś. Ale w sumie myślałem, że będzie smakował jak wrona, albo jakiś inny ptak, ale wcale tak nie smakował. Wiesz czemu? Wiesz, wiesz? – spojrzał na nią krwistym okiem, marszcząc przy tym brwi, jakby dane dywagacje były czymś najważniejszym, i bez odpowiedzi na to pytanie ich konwersacja utknęłaby w martwym punkcie. Po chwili jednak pokręcił głową, rozkładając obie ręce na bok w geście poddania.
- No, ja nie wiem. Ale może był jakiś po terminie. – westchnął ciężko, wsuwając małego palca we włosy, by podrapać się po głowie, czując to upierdliwe drapanie. Po chwili jego wzrok przesunął się obok, gdzie siedziała bliźniaczka anielicy, choć nieco inaczej ubrana. Schludniej. W sumie ciekawe jak ona smakuje. Może nie będzie czuł w ustach nieprzyjemnego posmaku kapcia? Może akurat ona będzie lepiej smakować, niż tamten anioł? Ciekawe. Skubnąłby tylko kawałek. Tak dla spróbowania. Tak dla degustacji. Tak dla….
”Dostanę słonia?”
- Ha? – spojrzał na nią unosząc jedną brew, a jego mimika momentalnie uległa zmianie.
- Kpisz ze mnie? Kpisz, prawda? Żartujesz sobie, prawda? Czemu tak na mnie patrzysz? Zrobiłem ci coś? Hej, powiedz, co zrobiłem, że tak na mnie patrzysz? Ha? – złapał ją za ubranie tuż pod szyją, marszczą materiał długimi palcami, i szarpnął w swoją stronę, mimochodem zmuszając ją do podniesienia się na nogi.
- Widzisz tu słonia? Słonia…. Słonie już nie istnieją. Każdy idiota to wie, ha! Masz mnie za wariata? Nie jestem szalony. Nie jestem. Przestań patrzeć na mnie takim wzro—o, jaszczurka. – wypuścił ją i błyskawicznie skoczył za jej drobne ciało, wprost do zgliszczy fontanny, gdzie pochwycił zręcznie małą, szarą jaszczurkę, która rozpaczliwie próbowała wyrwać się ze szponów swojego przeznaczenia. Jasnowłosy uniósł rękę, w której trzymał ją za ogon, odchylił głowę i otworzył usta, wysuwając język. To był krótki moment, kiedy jaszczurka zniknęła we wnętrzu króliczego chłopaka. Przez moment ją przeżuwał, łamiąc drobne kostki ostrymi zębami, wpatrując się w milczeniu przed siebie. Gdy wreszcie przełknął, odwrócił się w jej stronę, wciąż jednak kucając i podbierając się łokciami o kolana.
- Co to na twoim ramieniu? Mogę to zjeść? – przechylił głowę lekko w bok, a lewe, oklapnięte ucho drgnęło delikatnie.
- A ciebie? Mogę? – zapytał po chwili, kierując wzrok wprost na dziewczynę, uśmiechając się przy tym w sposób, który jasno dawał do zrozumienia, że z pewnością nie żartuje.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.11.17 21:27  •  Ruiny fontanny - Page 20 Empty Re: Ruiny fontanny
Tego się mogła spodziewać, w końcu mało który mieszkaniec Desperacji uniknął w całym życiu chociażby jednorazowego poratowania się kanibalizmem. Chociaż to też zależy, jak kto postrzegał poszczególne rasy i gatunki. Jedno było pewne: przetrwanie często wymagało schowania do kieszeni konwenansów, stąd z każdym pokoleniem post-apokaliptycznego świata sumienia stawały się coraz bardziej wyciszone na pewne kwestie. Nie było się więc co dziwić, że nieznajomy mówił o smaku anioła z beztroską równą komentowaniu zjedzonej na śniadanie kanapki. Na dobrą sprawę mógł nawet nigdy w życiu takowej nie zobaczyć, a przynajmniej nie taką, jakie jadało się w mieście. Krążąc dość często między tymi obszarami stawała się świadkiem wszystkich tych ogromnych kontrastów i nawet po tylu latach nie mogła przestać się nadziwić, jak bardzo mogą się różnić od siebie miejsca oddalone o tak niewiele.
Choć, co ciekawe, w jednym i drugim trafiali się tacy sami wariaci.
- Też tego nie wiem - przyznała. Bezpieczniej było nawet w myślach nie wdawać się w dywagacje dotyczące smaku skrzydlatej rasy, a już tym bardziej trzymać się z dala od eksperymentów w tej dziedzinie. Na samo wyobrażenie takich precedensów przechodziły ją dreszcze, a przecież widziała już tyle, że nie powinna już dawno na pewne rzeczy zobojętnieć. Może po prostu była zbyt wrażliwa, a może - jak czasem myślała - może wciąż nieco zbyt dziecinna-
Szarpnięcie.
- Ej! - pisnęła cicho, nagle i niespodziewanie zmuszona do stanięcia na nogi. A szła naprawdę na tyle długo, by teraz zasługiwać na solidny odpoczynek. Nawet, gdyby chciała wtrącić się w wywód króliczego wymordowanego i powiedzieć cokolwiek na swoją obronę, nie dawał jej na to szans. A zaraz potem równie szybko, jak się rozzłościł, znów zmienił temat i wskoczył do fontanny.
Nie dawał jej ani momentu na spokojne myślenie.
- To jest moja tatria i nie możesz jej zjeść. Mnie w sumie też nie. - Uśmiechnęła się z mieszanką politowania i sympatii. Wcale mu się nie dziwiła, że jadł cokolwiek, co nawinęło mu się pod rękę. Znaleźć coś zdatnego do spożycia nie było wcale łatwo, dlatego przecież zawsze przed opuszczeniem Edenu lub Miasta brała ze sobą tyle trwałego prowiantu, ile się dało. W sumie, skoro przy tym jesteśmy...
- Ale może chciałbyś jabłko? Mam jedno na zbyciu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.11.17 1:18  •  Ruiny fontanny - Page 20 Empty Re: Ruiny fontanny
Przechylił głowę w bok, uważnie przyglądając się jej twarzy. Ciekawe jak smakowała. Był głodny. Chciał jeść. Przecież nie musiał pytać jej o zgodę. I tak nigdy nie pytał, a jak pytał, to i tak postępował jak chciał, bez znaczenia jaką odpowiedź otrzymał. Zje sobie ją. A potem tego ptaka. Albo najpierw ptaka. A potem ją. Ewentualnie i ptaka i anielicę jednocześnie.
Nie mogę? – powtórzył, przechylając głowę w drugą stronę, uśmiechając się szeroko, prezentując szereg ostrych zębów, tak bardzo dalekich od milusińskich marchewkojadów.
Mogę cię zjeść. Mogę wszystkich zjeść – zachichotał, powoli podnosząc się do pozycji stojącej. Zamilkł jednak gwałtownie, kiedy usłyszał propozycję odnoszącą się jabłka. Zamrugał parokrotnie, a następnie zaczął kiwać głową.
Chcę. – odpowiedział niemalże od razu, ruszając w jej stronę, a potem usiadł po turecku na krawędzi fontanny, czekając na obiecany owoc.
Kiedy wreszcie trafił do jego dłoni, od razu wgryzł się w niego, głośno chrupiąc, wpatrując się intensywnie w kobietę. Nie odzywał się przez cały czas konsumpcji, ale też nie spuszczał z niej swojego wzroku, jakby w obawie, że w każdym momencie upatrzona przez niego zwierzyna może dać nogę, a on był gotów rzucić się za nią w szaleńczym pościgu.
Jabłko znikało w zastraszającym tempie, nawet nic nie zostało z ogryzka, kiedy jasnowłosy go pożarł.
Chcę jeszcze. Masz? – zapytał pochylając się w jej stronę, by zacząć węszyć w poszukiwaniu jedzenia, w nadziei, że coś jeszcze znajdzie.
Lubisz marchewkę? Ja lubię. Zjadłbym marchewkę, bo wiesz…. – odchylił się wskazując na siebie wskazującym palcem.
Jestem królikiem. Króliki powinny żreć marchewkę. Ale ja nie lubię dlatego, że jestem królikiem. Lubię jej twardość, i jak pęka pod moimi zębami. To prawie jak… jak pękające kości, ahahaha! Tak, kości! Też śmiesznie pękają. Hej, powiedz mi… – głos raptownie obniżył się o parę tonów.
Zabiłaś już kiedyś? – dziwna cisza zapadła pomiędzy nimi, opadając na ich barki, tworząc ciężką atmosferę. I chociaż nieznajomy milczał, nie oczekiwał od niej odpowiedzi.
Oczywiście, że nie – wyciągnął w jej stronę dłoń, chwytając w palce złote kosmyki I delikatnie się nimi bawiąc.
Jesteś aniołem. Anioły nie mogą zabijać. Sumienie na to nie pozwala. Czyste, delikatnie, niewinne. Takie powinny być anioły. – zacisnął mocniej palce i szarpnął ją za włosy w swoją stronę, przysuwając twarz blisko niej.
Naprawdę, ale to naprawdę nienawidzę aniołów, wiesz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.11.17 19:09  •  Ruiny fontanny - Page 20 Empty Re: Ruiny fontanny
- Proszę - Podała królikowi ładne, spore jabłko, które w międzyczasie wygrzebała z plecaka. Nawet się bardzo nie obiło, co było pewnym wyczynem, jeśli się weźmie pod uwagę wszystkie trudy drogi. Sama też je odczuwała, ale to najwyraźniej nie był jeszcze czas na zasłużony odpoczynek. Sądząc po zachowaniu nieznajomego, lepiej było pozostać czujnym i najzwyczajniej w świecie nie dać się zjeść, co należało do rutynowej checklisty każdego, komu zdarzało się odwiedzić Desperację. Stała więc spokojnie i obserwowała znikanie jabłka w ustach chłopaka, przyglądając mu się z uprzejmym wyrazem twarzy. Prawdopodobnie tylko tyle mogła dla niego zrobić, chyba żeby brać pod uwagę poświęcenie się w formie kolacji. Tej opcji jednak nie brała pod uwagę, jako że nawet tak długie życie nie zdołało jej się jeszcze znudzić czy obrzydnąć.
- Nic już więcej nie mam, przykro mi. - I naprawdę miała to na myśli. Za każdym razem, kiedy stawała w takiej sytuacji, odczuwała narastający gdzieś między płucami żal. Chciałaby pomóc tak wielu, a tak naprawdę jej możliwości były okropnie ograniczone. Wydawało się dość jasne, że będzie przez całe życie tyrać bez wytchnienia dla cudzego dobra, a i tak koniec końców będzie to o wiele za mało.
Powiedziałaby może coś więcej, ale słowotok królika nie pozwalał jej na zbyt wiele. Musiała ograniczyć się do okazyjnego kiwania lub kręcenia głową, co przynajmniej stwarzało pozory cywilizowanej rozmowy. Lubisz marchewkę? Tak. Zabiłaś już kiedyś? Nie. Bardzo proste, w ten sposób mogła sprawiać wrażenie, że jej zdanie cokolwiek się liczy. Było jednak dość oczywiste, że jej czynny udział w konwersacji był absolutnie zbędny.
Kolejne gwałtowne szarpnięcie zdołało ją już nieco bardziej przestraszyć, choć nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Kilka maleńkich płomyczków rozbłysło wokół głowy Liselotte, znikając równie szybko, jak się pojawiły. Nie było to działanie przez nią zamierzone, jednak spotkała się już wcześniej z taką reakcją ze swojej strony. W końcu przez dłuższy czas po odkryciu w sobie mocy ognia, w chwilach mocniejszych emocji zdarzały jej się przypadkowe podpalenia.
- Puść, proszę. To boli - powiedziała w końcu, odzyskując zdolność oddychania. Jako że nie zamierzała dać się traktować niepoważnie, stanowczo acz wciąż delikatnie złapała w dłoń nadgarstek wymordowanego w tej ręce, którą trzymał ją za włosy. Mogli załatwić sprawę po dobroci i tak by wolała, ale jeśli będzie zmuszona się szarpać... cóż, nie raz już się przekonała, że czasami po prostu trzeba schować konwenanse do kieszeni i zawalczyć o swoje, nawet jeśli kończy się na ciśnięciu komuś kaktusa w twarz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.11.17 23:08  •  Ruiny fontanny - Page 20 Empty Re: Ruiny fontanny
Boli? Boli, boli, boli
Wyszczerzył się szerzej, zaciskając palce jeszcze mocniej na złotych kosmykach. Oczywiście, że bolało. Wszystko, co robił, sprawiało ból. Lubił to uczucie. Pławił się nim. Kiedy jego ofiary błagały o litość, krzyczały, robiły wszystko, co mówił, w nadziei, że odnajdzie w sobie chociaż mały zalążek człowieczeństwa, że się zlituje. Ale on nigdy się nie litował. A już na pewno nie w podziemiach Psiego więzienia.
Kiedy boli… – zaczął cicho, przesuwając językiem po dolne wardze – to czujesz, że żyjesz. Że krew buzuje w twoich żyłach, że serce przyspiesza. Zamknij oczy i wsłuchaj się w tę cudowną muzykę, jaką gra twoje własne ciało i umysł. Słyszysz? Słyszysz? Wszystko dookoła boli. Śmierć boli. To bzdury, że można umrzeć spokojnie, zasypiając. Bo wtedy tu boli, o tu – przyłożył wolną dłoń do swojej klatki piersiowej i postukał w nią parę razy.
Dusza boli. Próbujesz uporczywie łapać się życia, reszkami sił, rozpaczliwie szukając ostatniego wdechu powietrza. Nie chcesz pozwolić, by śmierć cię pożarła, by dosięgła cię swoimi czarnymi szponami rozerwała. Boli cię utrata tego, co masz do tej pory. A potem zapada bolesna ciemność, która otacza cię z każdej strony. Wszystko boli. Całe twoje pieprzone życie boli, hihihihihi - zaczął się rechotać, a całe jego ciało drżało w ekscytacji. Przez jego spaczony umysł przebiegło mnóstwo myśli i wspomnień, ale ostateczne na żadne z nich nie zarzucił na dłużej sieci.
Jesteś aniołem. Masz swoją wiarę. Według biblii zwierzęta nie mają duszy, prawda? – przesunął wzrok na jej profil.
Wymordowani to prawie zwierzęta. Raz zdechliśmy. Hej, powiedz mój mały aniołku, czy mamy duszę? Czy według twojego boga, mamy duszę? Czy może jesteśmy jedynie pustymi naczyniami. Niekompletni. Pęknięci. Powiedz mi. – potrząsnął nią lekko, a potem nagle zamarł, przesuwając spojrzeniem ku górze, sprawiając wrażenie osoby, która właśnie głęboko nad czymś się zastanawia.
A więc tak… – wymruczał pod nosem, a palce wreszcie poluzowały, ostatecznie wypuszczając jej włosy, pozostawiając po sobie jedynie nieprzyjemne pieczenie I pulsowanie.
Puszczę cię pod jednym warunkiem. – pochylił się w jej stronę ta bardzo, że stykali się końcówkami nosów.
Zostaniesz moim przyjacielem. Zostaniesz, prawda? Zostaniesz?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.11.17 23:36  •  Ruiny fontanny - Page 20 Empty Re: Ruiny fontanny
Skrzywiła się, kiedy znów pociągnął ją za włosy, zmuszając do zmrużenia jednego oka. Przez cały czas była na granicy między biernym oczekiwaniem, aż nieznajomy odpuści, a stanowczym zawalczeniem o swoje. Odczekała, aż powiedział swoje - nie dlatego, że nie mogła się oswobodzić, ale dlatego, że chciała go wysłuchać. Dowiedzieć się, co uważa, co ma do powiedzenia, jak odczuwa świat i życie. Miała szansę chociaż spróbować go zrozumieć i nie mogła tej szansy zmarnować. Nawet te przedłużające się minuty ostrego bólu promieniującego wokół głowy były warte przetrwania, jeśli miała z nich wynieść coś wartościowego.
A przykro było słuchać tego wszystkiego. Słowa ociekające pesymizmem, oczywiście, czego łatwo się było domyślić, wynikającym z konkretnych życiowych doświadczeń. Tak wielu było zmuszonych przetrwać rzeczy, których nie życzyło się najgorszym wrogom. A jednak wychodzili z nich żywo lub na wpół żywo i nie mieli innego wyjścia, jak tylko radzić sobie dalej. Nie wierząc, że może być jeszcze na świecie cokolwiek dobrego...
- Boli, tak. I będzie bolało nadal - przytaknęła szeptem. Ale kiedy przyjdzie mój czas, by odejść, nie chcę niczego żałować, dodała już w myślach. Przeżywała to, co przyszło wraz z losem. Nie zastanawiała się, dlaczego akurat wtedy, akurat tak, akurat na nią; było, to było i musiała jakoś się z tym uporać.
A na chwilę obecną musiała uporać się z królikiem, szarpiącym ją wściekle za i tak już potargane włosy.
- Wszystko wskazuje na to, że macie duszę - odpowiedziała łagodnie, puszczając nadgarstek wymordowanego. Trochę jakby nie zależało jej już na odciągnięciu go od siebie; zorientowała się bowiem, że w ten sposób i tak niczego nie osiągnie, a dłuższe trzymanie ręki w górze było niewygodne. Co ciekawe, w kilkanaście sekund później była już wolna i odruchowo przeciągnęła palcami przez złote pasma, układając je z grubsza tak, jak były wcześniej.
- Nie widzę problemu - stwierdziła, wpatrując się z niezmąconym spokojem w czarno-czerwone oczy, tak niewiele oddalone od jej własnych. Nieznajomy był obłędnie nieprzewidywalny, to musiała mu przyznać. Każda minuta tego spotkania była całkowitym zaskoczeniem, nawet jeśli chodziło się po ziemi od tylu setek lat.
- Tylko pamiętaj, że skoro mam być twoją przyjaciółką, już nigdy nie będziesz mógł mnie zjeść - dodała z lekkim uśmiechem. Ryzykowne? Może i tak, ale z drugiej strony, nie była tak bezbronna, żeby nie móc sobie na to pozwolić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.11.17 0:28  •  Ruiny fontanny - Page 20 Empty Re: Ruiny fontanny
Mamy duszę. – powtórzył po niej niemal bezdźwięcznie, przechylając głowę w bok i intensywnie wpatrując się w nią. Z jego oblicza biło coś zupełnie innego, niż dotychczas.
Nie mówisz tak tylko dlatego, że się mnie boisz, co? – zapytał chłodno, wyglądając jak ktoś, kto lada za moment rzeczywiście rzuci się do jej gardła, i tym razem na pewno rozszarpie ją na kawałki.
Nic takiego jednak nie nastąpiło.
Dlaczego tak uważasz? – zapytał już o wiele bardziej normalnym tonem, chociaż normalność i on zdecydowanie nie mieli po drodze. Przysunął paznokcie lewe dłoni do prawej i zaczął się drapać po niej. Milczał, wyraźnie oczekując jej odpowiedzi. Była aniołem, czyżby przejawiała cechy kogoś, kto powoli tracił wiarę w ich boga? Albo po prostu nie uważała pisma świętego za coś, na czym wszyscy wierzący powinni się wzorować? Chciał wiedzieć. Chciał poznać prawdę. Jej umysł, sposób, w jaki myśli. Jeżeli będzie trzeba, był nawet gotowy roztrzaskać jej czaszkę o najbliższy kamień i zajrzeć do środka.
Paznokcie coraz mocniej zaczynały znaczyć śniadą cerę, pozostawiając po sobie czerwone ślady.
Nie zjem cię. A przynajmniej nie teraz. – uśmiechnął się do niej w prowokacyjny sposób, co przez moment pozwoliło zapomnieć o jego porąbanej osobowości. Jakby przez oczy przemawiał zupełnie zdrowy na umyśle mężczyzna.
Bo wiesz jak to jest. Przyjaciele czasami zdradzają. O, motylek! – podniósł się gwałtownie na nogi, coraz intensywniej się drapiąc, jednocześnie wodząc zafascynowanym spojrzeniem za szarym motylem, który w rzeczywistości był sporą ćmą, jakby widział takie stworzenie po raz pierwszy w życiu.
Chciałbym być motylkiem. Mógłbym wtedy laaatać. Chciałbym latać. Fajnie byłoby latać… – wymruczał siadając obok niej, wciąż wpatrując się gdzieś w pustkę, gdzie jeszcze parę chwil temu znajdowała się ćma.
Jasnowłosy uniósł dłoń przenosząc spojrzenie na paznokcie pokryte delikatnymi śladami krwi. Milczał przez dłuższą chwilę, uciekając gdzieś daleko swoimi myślami, nieuchwytny, pozostawiając po sobie jedynie pustą skorupę w postaci ciała. Aż wreszcie przerwał tę narastającą ciszę.
Boisz się mnie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.11.17 21:57  •  Ruiny fontanny - Page 20 Empty Re: Ruiny fontanny
- Nie - zaprzeczyła, nieszczególnie przejęta złowieszczą aurą wymordowanego. Owszem, wyglądał tak, jakby w każdej sekundzie mógł się na nią rzucić i rozszarpać Bogu ducha winną anielicę na strzępki. Ale czy nie tak samo patrzyli na nią - i nie tylko - wszyscy mieszkańcy Desperacji? Jeśli jesteś w choćby niewielkim procencie jadalny, znaczna część populacji będzie chciała cię zjeść. Ci mniej radykalni, tylko okraść, oszukać lub nakłonić do wymiany handlowej czy w jakikolwiek inny sposób wykorzystać. Opuszczając bezpieczne granice Edenu liczyła się z tym, że nie napotka zbyt wielu przyjaznych osób, nawet wśród tych, którzy pozostali jeszcze w większości ludźmi.
- Nie mogę wiedzieć na pewno, to są tylko moje przypuszczenia... ale kiedy człowiek umiera, dusza oddziela się od ciała i nie znajduje się już w świecie... na ziemi. Zarażeni wirusem umierają, a przynajmniej tak się mówi. Skoro jednak mogą dalej funkcjonować, istnieje w nich życia, to ta śmierć nie mogła być ostateczna, tak jak w przypadku zwykłych ludzi. - Zamyśliła się na krótki moment, mimochodem przecierając policzek wierzchem dłoni. - Wydaje mi się, że w takim razie dusza pozostała w swoim ciele, dając mu drugie życie. Tak myślę, chociaż mogę się mylić - zaznaczyła, spoglądając wymownie na króliczego chłopca. Nie chciała, żeby wydawało mu się, że informacje udzielone przez nią są jakimś oficjalnym stanowiskiem rady aniołów, czy czymś podobnym. Tak naprawdę chyba nikt do końca nie wiedział, jakim cudem świat działa po zniknięciu Boga i czym są owe zmutowane istoty zwane popularnie wymordowanymi. I nigdy nie będą pewni.
- Nie zjem cię.
- Hah, to dobrze - dodała cicho, uśmiechając się przy tym nieznacznie. Odroczenie chęci spożycia jasnowłosej już było jakimś plusem. Metoda małych kroczków, ot co. Nawet wyglądał nieco mniej agresywnie, choć jeszcze przed chwilą nie miał oporów przed szarpaniem znacznie mniejszej od siebie dziewczyny. Może więc właśnie doszła do głosu ta nieco bardziej ludzka strona nieznajomego? Kto wie...
- No właśnie nie. Jeśli ktoś zdradza, nie jest tak naprawdę przyjacielem - skorygowała. Ale chyba nie miało to żadnego większego znaczenia, bowiem jej rozmówca zdążył już zająć się innym tematem. Uśmiechnęła się tylko łagodnie i pokręciła lekko głową, jakby sama nie dowierzała, że bierze udział w tak osobliwej konwersacji. Odruchowo poprawiła kilka odstających kosmyków włosów, przypatrując się wymordowanemu z zainteresowaniem. W takim momencie sprawiał wrażenie nawet sympatycznego, choć oczywiście było to wrażenie częściowo złudne. Dosłownie chwilę wcześniej przekonała się, że potrafi być groźny.
- Nie, właściwie to się nie boję - odpowiedziała uprzejmie, kołysząc się lekko na piętach. Ręce założyła z tyłu, mimochodem bawiąc się palcami, jak nadpobudliwe dziecko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.11.17 23:54  •  Ruiny fontanny - Page 20 Empty Re: Ruiny fontanny
Ach tak? Czyli nie jestem skorupą, fufufu~ – zaśmiał się wesoło, kiwając delikatnie na boki. Ciężko było powiedzieć, czy tak naprawdę do końca uwierzył w jej słowa, ale przynajmniej na tę chwilę wyglądał na takiego. Wsunął dłoń pod koszulkę i leniwie się podrapał, mrużąc przy tym oczy, wpatrując w coraz bardziej szare niebo. Wraz z nadchodzącym jesiennym wieczorem zaczynało robić się chłodniej, chociaż temperatura wciąż pozostawała względnie znośna.
Hm…. Nieprawda. Jeżeli, dajmy na to, kobieta zdradzi swoją przyjaciółkę, żeby na przykład chronić swoje młode, to nie będzie prawdziwą przyjaciółką? Ta druga będzie zdradzona, ale ta pierwsza nie ma wyboru. Będzie ratować dzieci, bo w jej życiu są najważniejsze. Dlatego nawet prawdziwi przyjaciele mogą ostatecznie zdradzić. – zerknął na nią kątem oka, a kąciki ust uniosły się nieznacznie, chociaż temu uśmiechu było daleko do sympatycznego i radosnego.
Jesteś aniołem na Desperacji. Nie wiem ile masz lat, ale widzę, że jeszcze mało wiesz o życiu w tym miejscu. Dlatego nienawidzę was. Anioły. Niby takie wielkie i majestatyczne, chcące pomagać innym, rzucające się w paszcze bestii, ale tak naprawdę gówno wiecie o nas i o bagnie w którym żyjemy. Co prawda ja nie narzekam, bo potrafię sobie radzić i nie przejmuję się, że każdy kolejny dzień może być moim ostatnim, ale wielu z nas zdycha jak psy. Porzuceni w rowach. A wy siedzicie głównie na dupach w Edenie, czasem wyjdziecie poza jego granice, by uciszyć własne sumienie ewentualnie połechtać swoją arogancję i satysfakcję. To wszystko. Jesteście pozerami. – i chociaż słowa wypowiadane przez niego były ostre, to ton o dziwo spokojny oraz łagodny. Jakby tłumaczył jakiemuś dziecku lekcje czy też opowiadał historię, bajkę na dobranoc. Być może w jego oczach jasnowłosa była takim dzieckiem, które trzeba prowadzić za rękę przez Desperację. Niestety, ale on się do tego nie nadawał.
A powinnaś. Powinnaś się mnie bać. I każdej tutaj istoty. Nie mamy sumienia, a nasz kręgosłup moralny już dawno temu został złamany. Nie mam oporów, żeby cię zabić. Tak jak i dziewięćdziesiąt dziewięć procent tego miejsca.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.11.17 0:59  •  Ruiny fontanny - Page 20 Empty Re: Ruiny fontanny
- Są takie sytuacje, kiedy nie widać żadnego dobrego wyjścia. Czasami takiego po prostu nie ma, ale to są zupełnie różne przypadki. Dlatego nadal uważam, że jeśli ktoś dobrowolnie wybiera zdradę, nie jest przyjacielem.
Spojrzała w niebo, gdzie wciąż przepływały chmury. Ich ciemne kłębowisko minęło przestrzeń ponad ich głowami i poszybowało nieco bardziej na wschód. Był to dobry znak, bowiem nie zostali zmuszeni do ucieczki przed deszczem, który sądząc po wyglądzie nieba byłby pewnie dość ulewny. Przemoczenie do suchej nitki nie było na dzisiejszej liście rzeczy do zrobienia, nie było też w planie na żaden następny dzień. Jeśli dało się tego uniknąć, lepiej było nie wystawiać się na niekorzystne warunki i ryzykować hipotermii lub zapalenia płuc.
Spojrzała na wymordowanego z zainteresowaniem; w trakcie rozmowy wydawał się zachowywać nieco inaczej, można powiedzieć - spokojniej. Wciąż miał taką minę, jakby mógł w każdej chwili pożreć blondynkę żywcem, ale przynajmniej nieco stonowały się jego gwałtowne działania. Nawet, jeśli ten stan miałby być tylko chwilowy, warto było go docenić.
- Niedużo, prawie tysiąc - rzuciła mimochodem. W porównaniu do innych aniołów, to naprawdę nie było wiele. Mowa tu oczywiście o tych, którzy podobnie jak Lise, wyszli bezpośrednio spod ręki Boga. Niektórzy z jej starszego rodzeństwa liczyli sobie tyle lat, co Ziemia, więc w porównaniu do nich mogła być co najwyżej jak nastolatka.
- Jasne, nigdy do końca nie zrozumiemy, jak wygląda wasze życie tutaj. Ale wielu z nas spędza większość życia poza Edenem, próbując zrobić tyle dobrego, ile tylko są w stanie. Czasami poświęcają się dla zupełnie obcych osób. Tak naprawdę nie wiesz, co każdy z nich ma w głowie. Niedobrze jest oceniać, nie znając naprawdę czyichś intencji - odparła, równie spokojnie, jak gdyby bardziej się zgadzała niż zaprzeczała. A jednak, nie była w stanie przytaknąć wymordowanemu lub pozostawić jego słów bez komentarza. Wiedziała, że się myli.
- Bałam się bardzo długo - przyznała. - Wiele lat życia trzymałam się tylko bezpiecznych miejsc i osób. Ale po pewnym czasie doszłam do wniosku, że ukrywając się wciąż tylko tam, gdzie nie było zagrożeń, na nic się nie przydam. Bez niepotrzebnego strachu działa się efektywniej. Bałabym się, gdybyś mnie zaatakował, nie zaprzeczę, ale czemu mam się bać, kiedy tylko rozmawiamy? Nie wątpię, że w pewnych okolicznościach mógłbyś mnie bez problemu zabić, a w innych może udałoby mi się ciebie przed tym powstrzymać. Wydaje mi się jednak, że nie ma potrzeby się tym zamartwiać, póki nic złego się nie dzieje. Za dużo nerwów powoduje migreny. - Uśmiechnęła się łagodnie, przy okazji poprawiając podwijające się nieco rękawy kurtki. Przy panującym dookoła chłodzie lepiej było nie stać rozchełstanym jak blogerki modowe z Miasta.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 20 z 23 Previous  1 ... 11 ... 19, 20, 21, 22, 23  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach