Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 4 z 14 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 9 ... 14  Next

Go down

Pisanie 10.02.15 15:05  •  Ciche pustkowie - Page 4 Empty Re: Ciche pustkowie
Najwyraźniej kobieta nie przepadała za aniołami, ale czy powinna ją za to winić? Do niedawna także nie znała ich uprzejmości, żaden jej nie pomógł, nie odział i nie nakarmił. Teraz jej zdanie na ich temat powoli zaczynało się zmieniać. Ale, właśnie, została także przez jednego oszukana i był to sam archanioł. Wraz z powrotem przytomności i zdrowego rozsądku, w jej głowie zaczynały się kłębić wątpliwości. Świadomość, że teraz ona jako Prorok będzie decydowała o przyszłości Kościoła oraz zasadach jakie będą tam panować. O ile Starszyzna się na nie zgodzi. O ile po raz kolejny jej nie zgładzi, by pozbyć się swoich przeciwników i zagrabić to, co teraz należało do niej.
Najpierw jednak musiała odzyskać siły. Właśnie dlatego, gdy pocałunek już rozbrzmiał, a jego echo nadal pozostawało na kobiecych wargach, przyjęła swoją porcję jedzenia i ostrożnie zaczęła się posilać. Kęs, przerwa, oddech, kolejny kęs. Przełyk z każdym razem się buntował, zęby zaś nie chciały gryźć. Zmuszała żołądek do wysiłku, mimo że najchętniej wszystko by zwrócił, pozostając nieskalanym żadnym pożywieniem. Musiała jeść, bo droga do świątyni nadal była dość daleka i wymagająca, nawet jeśli uda się jej w jakiś wyjątkowy sposób przekonać Soro by z nią wyruszyła w dalszą drogę.
Właśnie dlatego pozwoliła jej wyrazić swoją opinię na wszystkie tematy, które poruszyła. Słuchała uważnie, wpatrując się w swój skrawek kory i dmuchając na gorące jedzenie by zyskać nieco czasu przed kolejnym kęsem. W końcu jednak, kątem oka zauważyła jak wymordowana sięga także po swój posiłek, na co Taihen pokiwała mądrze głową.
- Jeśli uzależnisz mnie od siebie, to zapewne będę za tobą szła jak szczeniak. Będziesz musiała się jednak martwić dodatkowymi racjami żywności, o które przecież w Desperacji trudno. Pewnie jedynie szczęściem odnalazłaś giczankę. Dlatego rozsądniej byłoby mi poderżnąć gardło. Nadal możesz to zrobić, nie czuję się w pełni sił by walczyć.
Uniosła lekko głowę, odsłaniając bladą skórę szyi. Jej słowa nie były przepełnione żadnymi emocjami, mówiła spokojnie, dokładnie ważąc wszystkie słowa. Kolejny drobny kęs potrawy zniknął w jej ustach.
- Jesteś ode mnie starsza i zapewne widziałaś więcej, ale życie we wspólnocie ma ten plus, że ponownie zaczynasz wierzyć w bliźniego. Nawet jeśli czasem znajdzie się jakiś degenerat, to razem o wiele łatwiej się go pozbyć. Zaś sama ufność, często karana, może także przynieść większe korzyści niż unikanie innych. Spójrz, zamiast uciekać gdy tylko odzyskałam siły, nadal tutaj siedzę i cieszę się miłym towarzystwem pięknej kobiety.
Uniosła spojrzenie znad skrawka kory i spojrzała na twarz lisełka. Puściła jej perskie oczko, uśmiechając się do niej znacząco. Teraz zapewne powinna wspomnieć także o Kościele, który kobietę tak bardzo zainteresował, ale sama nie wiedziała od czego zacząć. Nie miała pojęcia co Soro już słyszała, ani jakie plotki krążą po Desperacji na ich temat. Może nie były a bardzo pochlebne. Przecież byli bandą szaleńców mordujących anioły, nic więcej.
- Aonizm... Tak się składa, że należę do Kościoła. Przez długi czas byłam tam kapłanką i składałam moje ciało w ofierze Nowemu Bogu. - Ciche westchnienie wyrwało się z jej piersi. Odłożyła prowizoryczny talerz i potarła ramię. Chyba trochę zmarzła. - Jak już mówiłam, to jeden z bezpieczniejszych sposobów na przetrwanie na tych wrogich ziemiach. A nasz bóg, cóż, opiekuje się nami. Uczy nas, by nie odchodzić i nie opuszczać potrzebujących jako i on robi. Nie to co Bóg, który zgotował nam to wszystko.  
Uniosła głowę i ogarnęła spojrzeniem góry i pustynię, które je otaczały. Jeszcze jakiś czas temu zapewne pyszniły się tutaj pola ryżowe, bądź pastwiska. Teraz wszystko poumierało, nawet rzeki nie chciały tak chętnie płynąć jak wcześniej, kurcząc się do rozmiaru strumieni.
Nic nie bolało Taihen tak bardzo jak fakt, że byt, któremu wszyscy ślepo wierzyli, ot tak po prostu sobie poszedł, zostawiając ich z całym bałaganem oraz garstką aniołów, które były zbyt zapatrzone w dobro wewnątrz siebie. Nie zauważały, że dookoła dzieje się źle i zamiast pomóc, zamiast od nowa zalesić tereny Japonii, zamknęły się w swojej maleńkiej krainie, którą stworzyli dla siebie. Przytyk ze strony Soro, że rudowłosa była jedynie kaprysem, nijak się równał z ogromem bólu, jaki sprowadził na nich wszystkich Bóg.
- Będę zaszczycona jak ze mną pójdziesz. Nie musisz zostawać na stałe, po prostu zobacz czy ci się tam spodoba. Nie jestem mężczyzną, który będzie chciał jedynie zaspokoić swoje potrzeby. To twoje życie i twoja decyzja, nic na siłę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.15 1:10  •  Ciche pustkowie - Page 4 Empty Re: Ciche pustkowie
//Soro nie ma, uwalniam Taihen.


Taihen nie poczuła zmęczenia, po prostu osunęła się na ziemię, zemdlała.
Być może było to spowodowane wyniszczeniem organizmu spowodowanym chorobą, kto tak wie, mało było zawodowych lekarzy internistów na tej cholernej pustyni.
Ocucił ją intensywny całkowicie niepasujący do Desperacji zapach, olejku kokosowego wymieszanego z tanimi jaśminowymi kadzidełkami, jakie można było kupić w M-3 i waniliowymi papierosami. Czuła, że się porusza, nie sama z siebie, ale miękkie podłoże, na którym leżała drgało jakby płynęło pod nią.
Ktoś ją perfidnie uprowadził kiedy była nieprzytomna i ułożył na tym wygodnym, obitym pomarańczowym pluszem tylnym siedzeniu jakiegoś wyglądającego jak hinduski pchli targ wozu. Jej uszu dobiegał szum pracującego na w chuj wysokich obrotach silnika spalinowego.

Musztardowy chevrolet camaro ss z 64 roku łapczywie pochłaniał pustynię przed sobą, podskakując na wybojach i gładko wchodząc w nieistniejące na płaskiej powierzchni bezdrożnego pustkowia zakręty. Za kierownicą siedziała filigranowa blondyneczka, z włosami spiętymi w luźny kok na czubku głowy. Miała przyjazną, odrobinę umorusaną smarem na lewym policzku, twarz. W pokrytych bezbarwnym błyszczykiem ustach trzymała tlącą się cygaretkę. Ubrana była w kremowy podkoszulek i poprzecierany, granatowy, bawełniany dres ze ściągaczami. Spodnie, miały dziurę na prawym kolanie, nie błyskała przez nią skóra, lecz chłodna matowa stal, dziewczyna miała protezę, jebany cyborg.

Obudziłaś się?! Zajebiście! Jestem Impakt, twój kierowca! Powiedziała, a właściwie wypluwała każde kolejne słowo z prędkością pędzącego pocisku. Głos miała lekko piskliwy, acz życzliwy.

Wraw, wraw! Odezwał się z oburzeniem szary mops siedzący z przodu, na miejscu pasażera.

Taaaak, a to jest Bazyl, nie przejmuj się nim, to straszny snob. Dodała, chwytając papierosa pomiędzy palec wskazujący, a środkowy prawej dłoni i wskazując psa, który odwrócił się i wpatrywał w Tai błyszczącymi, wielkimi jak szklane spodki oczyma.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.15 16:35  •  Ciche pustkowie - Page 4 Empty Re: Ciche pustkowie
Czekała na odpowiedź lisicy gdy... cholera. Znów ciemność. Kiedy to się skończy?

A później było znów to uczucie, które już kiedyś przeżyła. Deja vu. Unosiła się i podskakiwała na wybojach. Pojazd kołowy. Silnikowy. Słyszała silnik. Czuła też wiele dziwnych zapachów, które nijak kojarzyły się jej z desperacją. I dym, choć słodki, nadal wyjątkowo duszący. Zakaszlała, czując jak ostatni posiłek przewraca się jej w pokaleczonym żołądku. Skuliła się, wypluwając na tapicerkę spienioną ślinę zmieszaną z krwią. Niedobrze.
Dopiero po chwili udało jej się podnieść do pozycji siedzącej. Nie obyło się bez potknięć i przerw na oddech, ale w końcu opadła plecami na pluszowym oparciu i zaczerpnęła powietrza. Błąd, im wyżej, tym waniliowy dym był gęstszy. Ponownie zakaszlała, tym razem jednak bez poważniejszych konsekwencji. Spojrzała na koczek kierowcy i zmarszczyła zabawnie nosek. To nie była Soro, a jej dom zdecydowanie nie znajdował się tam gdzie jechali. Zdecydowanie, bo już niemal była na miejscu, teraz musiała była go już ominąć, bądź jechać w przeciwnym kierunku. Zaklęła pod nosem w czasie gdy Wyścigówa miotała sylabami równie szybko co jechała.
- Przepraszam, czy możesz po... - Przerwał jej pies i ponownie jego właścicielka. Zapatrzyła się w załzawione oczy mopsa i nawet uśmiechnęła się lekko. Dawno nie widziała zwykłego zwierzaka w Desperacji. - Dokąd jedziemy? I co się stało z moją towarzyszką? Ja... ugh.
Brzuch po raz kolejny zaburczał, powodując nieprzyjemne skurcze w okolicy żołądka. Nie miała pojęcia, która była godzina, ale zdecydowanie czas na kolejną dawkę lekarstwa, którego oczywiście nie miała przy sobie. Kurwa mać, mimo że jebany cyborg wydawał się miły, to i tak zdechnie mu na tylnym siedzeniu jeśli sprawy się potoczą tak jak myśli.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.15 20:09  •  Ciche pustkowie - Page 4 Empty Re: Ciche pustkowie
Dziewczyna odwróciła się w kierunku Taihen, rzucając jej badawcze spojrzenie. Puściła kierownicę. Można byłoby pomyśleć, że wóz skręci i rozbiją się niechybnie na najbliższej skale czekającej tylko na tak łakomy kąsek jak rozpędzony samochów, ale nie. Mops wskoczył jej na kolana i oparł łapki na sterze, jakby był tresowany. Ba, na pewno był tresowany wprawność i celowość z jaką jego kuse łapki wędrowały po sparciałej skórze wskazywała, że musiał doskonale wiedzieć co robi.

Towarzyszką? Jesteś komunistą? Nikogo tam nie było, leżałaś na ziemi przy wypalonym ognisku więc Cię zgarnęłam. Trajkowała, znów zbyt szybko, zbyt niedbale.

Ej, no nie zabrudź mi tapicerki! Bazyl przejmuj kierownicę. Dodała, włączyła tempomat i z gracją wskoczyła na tylne siedzenie, potrącając przy tym głową kulę dyskotekową podwieszoną pod sufitem.
Bez pytania złapała ją obiema rękami za twarz i zaczęła wykrzywiać ją we wszystkich kierunkach. Pies stracił zainteresowanie prowadzeniem i zaintrygowany  obrócił się profilem w ich stronę. Wywalił jęzor z paszczy, uśmiechał się po psiemu.

Blondyna coś mamrotała, kręciła nosem, nadęła policzki i ostatecznie wypaliła.

Zawsze masz taką dziwną twa... Nie dokończyła, seria pocisków wystrzelonych z jakiegoś automatu zabrzęczała rykoszetami o dach i lewą stronę pojazdu. Ten musiał być pancerny, skoro pociski nie spenetrowały ścian dodając pasażerom kilku nowych otworów w ciałach. Wielkie szare oczy kobiety zabłysły, przygryzła wargi i zaczęła grzebać pod siedzeniem kierowcy, rzucając przez ramię.

Trzymaj perymetr, zajmę się tym!

Pies odszczeknął. Z trudem wydobyła stary karabin i pociągnęła wajchę szyny, wprowadzając do lufy pocisk. Zapatrzyła się na Taihen, jakby przez świszczące w powietrzu kule zapomniała o jej obecności. Teee, potrafisz strzelać? Zapytała. Karoseria znów zadźwięczała urokliwie, odbijając kolejnych kilka wyjątkowo napastliwych gilz. Wyścigówa nie zdawała się być szczególnie przejęta, tak jakby cały czas przytrafiały się jej podobne incydenty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.03.15 20:59  •  Ciche pustkowie - Page 4 Empty Re: Ciche pustkowie
Spojrzała po raz kolejny w boczną szybę, zastanawiając się dlaczego Ao tak ją karał. Przecież była dobra, starała się wypełniać jego polecenia, przejęła na siebie pełną odpowiedzialność za grzechy swoich wiernych. A teraz o mało nie zaczęła rzygać krwią na obcą tapicerkę. Za to pewnie by jeszcze szybciej skonała, ale może to i lepiej?
Leżałaś przy wypalonym ognisku. Super, czyli jednak lisica dobrze mówiła twierdząc, że wyleczy ją i sobie pójdzie. Na nic prośby prorokini czy inne metody przekonywujące. Westchnęła żałośnie i na tym skończyła się jej odpowiedź. Nie wiedziała kim byli komuniści ani dlaczego siedziała w tym wozie. Ani też dokąd tak uparcie jechały. Widziała tylko psa kierowcę i nadpobudliwą dziewczynę. Zaraz. Co. Pies kierowca? Zrobiła pełną zdziwienia minę.
Później były już tylko wystrzały i nagle wszystko przyspieszyło tempa. Pies przejął kontrolę nad wozem, Wyścigówa już wyciągała ciężki sprzęt. Skąd ona miała zamiar strzelać? I w ogóle dlaczego do nich celowano?
- Co się tutaj do cholery dzieje?
Lecz raczej nie uzyska informacji których potrzebowała. Nie do czasu aż pozbędą się tych co im depczą po piętach. Żeby tylko pies potrafił dobrze jeździć i żeby ta kupa metalu wytrzymała.
Na pytanie dziewczyny pokręciła głową, patrząc niepewnie na to co trzymała w rękach. Jej specjalnością była walka w zwarciu, na stal, skąd mogła wiedzieć jak trzymać i strzelać te głośne patyki szatana? Chociaż przecież pociąganie za spust nie może być takie trudne. Dałaby radę. Kunszt zabójcy idzie poznać nawet gdy nie dzierży akurat preferowanej przez siebie broni. Tu powinno być podobnie. Bo przecież była dobrym zabójcą jeszcze kilka lat temu.
Czy była przejęta? Jasne, bała się jak cholera, ale na szczęście cholera nadal utrzymywała nad nią lekką mgiełkę nierealności, a spokój Wyścigówy w jakiś sposób się jej udzielał. Tak samo jak snobistyczny entuzjazm mopsa.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.03.15 23:59  •  Ciche pustkowie - Page 4 Empty Re: Ciche pustkowie
Tratadach! Brzdęk, brzdęk! Kolejne pociski odbijały się od musztardowej karoserii, rysując lakier. Mops szczekał, dziewczyna znów coś mamrotała pod nosem, z prędkością niemal dorównującą latającym wokół wozu kawałkom tombaku.
Tyle bodźców na raz, tak dużo pytań, brak jakichkolwiek wyjaśnień. A może to wszystko brance się tylko śniło? Może leżała nadal przy ognisku trawiona przez koszmary wywołane gorączką i chorobą, a lisica troskliwie się nią opiekowała?

Nie, nic z tych rzeczy! Szarpnięcie za ramię skutecznie rozwiało wszelkie wątpliwości, to działo się na prawdę.
Dziewczyna w jednej ręce trzymała karabin, drugą zaczęła wskazywać na poszczególne jego elementy nawijając bez przerwy.

To w kierunku tamtych, tu naciskasz i strzela, czaisz? Musisz czaić to banalnie proste, jak siku! Plątanina słów, okrzyków i gestów, mało szczegółów, ani słowa o odrzucie czy innych istotnych rzeczach, to musiało wystarczyć.
Wcisnęła broń w zakłopotane ręce świeżo upieczonej prorokini.

Bazyl wajcha! Rzuciła do psa, ten warknął i odszczekał, a jego łapka trąciła jedną z wystających za kierownicy dźwigni.
Kula dyskotekowa zaczęła się obracać i migotać. Z zamontowanych w całym pojeździe stereofonicznych głośników popłynęła wesoła funkowa melodia. Wyścigówa prychnęła i raz jeszcze krzyknęła do psa kierowcy.
Ta właściwa wajcha pajacu! Sufit rozsunął się z metalicznym trzaskiem wpuszczając do środka chłodne, rozpędzone powietrze, które w kilka sekund wywiało ciężkie obłoki intensywnie pachnącego dymu.
Zrobiło się rześko, jak na warunki Desperacji oczywiście.
Blondyna pociągnęła ją za barki i zmusiła do wstania, a sama z niebywałą łatwością przedostała się na miejsce kierowcy i znów objęła prowadzenie, niemal przygniatając futrzaka, który starał się utrzymać kierownicę do ostatniej chwili.

Kup mi dwadzieścia sekund, zwiejemy to Cię odstawię gdzie będziesz chciała! Krzyknęła. Jej głos tłumił wiatr i teraz jeszcze głośniejsze echa wystrzałów.

Rozsunięty dach, tworzył swoistą osłonę przed kulami, które co chwila rykoszetowały od niego, wzniecając snopy iskier. Niewielka luka pomiędzy pancernymi płytami strzelnicy wydawała się idealnym miejscem do oparcia broni.  

Czterech motocyklistów w skórzanych kurtach wyszywanych kolcami i  uzbrojonych w pistolety maszynowe siedziało im na ogonie, zdobywali przewagę.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.03.15 0:42  •  Ciche pustkowie - Page 4 Empty Re: Ciche pustkowie
Ciężko było się jej skupić gdy kule szalały na prawo i lewo, odbijając się od karoserii i wydając nieprzyjemne dźwięki. Skrzywiła się, słysząc kolejny zgrzyt i tylko cudem powstrzymała się przed zakryciem głowy ramionami. Gdyby nie ów cudowny samochód, to teraz zapewne leżałaby martwa. Musiała im pomóc. Musiała się zebrać w sobie.
Spojrzała niepewnie na dziewczynę i wysłuchała tłumaczeń. Zadanie nie wyglądało na skomplikowane, ale, oczywiście, najpierw musiała stanąć na nogi i w trakcie szaleńczej jazdy wycelować, to już nie będzie aż tak banalne. Była tego pewna. Na szczęście Wyścigówa ponownie jej pomogła, a Taihen nie pozostało nic innego jak poddać się jej popychaniu i podnoszeniu. Stanęła, mocno zapierając się łokciami o ściany osłony i ułożyła karabin tak, jak czasem widywała gdzieś na pustyni. Desperaci, gdy tylko udało im się dorwać jakiegoś zardzewiałego gnata, ustawiali sobie puszki na resztce jakiegoś murka i marnotrawili amunicję ucząc się strzelać do celu. Sama nigdy nie próbowała, ale od czasu do czasu zerkała kątem oka podczas swoich codziennych ćwiczeń kalistenicznych i szermierczych.
W końcu nadszedł czas prawdy. Chwila prawdy. Oparła kolbę o ramię, lufę zaś o lukę w płytach pancernych. Przymknęła jedno oko, starając się namierzyć cel. To tam, palec tu i strzelasz. Strzeliła, chyba.
Tataratatach!
Czy trafi nie wiedziała, ale może przynajmniej się przestraszą.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.03.15 12:08  •  Ciche pustkowie - Page 4 Empty Re: Ciche pustkowie
Wiatr uderzał o tył jej głowy. Rozwiewając włosy, poświstując w uszach, tłumiąc nieznacznie szmer silnika i odgłosy pocisków wyskakujący z luf za sprawą rozgrzanego, rozprężającego się gazu.

Jedne przelatywały nad nią, wiercąc sobie drogę w masie powietrza, inne z metalicznym chrzęstem uderzały o karoserię, rysując musztardowy lakier i wzniecając snopy jasnożółtych iskier.
Pojazd przyśpieszał, podskakiwał na wybojach i lawirował pomiędzy śmiercionośnymi igłami. To nie były dobre warunki do oddania strzału nawet dla wybornego strzelca, kogoś z pewną ręką i celnym okiem.

Oddała strzał. Nikt nie powiedział jej jak ułożyć palec na języku spustowym, ani słowa o tym, że trzeba go puścić inaczej karabin zacznie wypluwać z siebie kolejne naboje. Kolba uderzyła w ramię Taihen, boleśnie, oddając w jej ciało siłę eksplozji dokonujących się wewnątrz lufy.

Siedem ciężkich karabinowych pocisków zdążyło opuścić lufę i rozpocząć swoją najpiękniejszą podróż nim jej palec odruchowo zszedł z spustu.
Nie trafiła, nie w to w co celowała, ale jedna kula niesiona boską ręką przebiła oponę znajdującego się na lewo motocyklu, przewierciła się przez ramę koła by utknąć w komorze silnika. Pojazd zarył o ziemię, jak koń, który stracił równowagę podczas skoku, wyrzucając kierowcę w powietrze. Spadł na głowę, złamał kręgosłup, był martwy.

Rozpędzony wrak pojazdu przewalił się po jego świeżych zwłokach, wzbijając w górę kłęby piachu i spienionych wnętrzności.
I wtedy odpuścili, strzały ucichły, jednoślady zwolniły.
Samochód wyrwał do przodu. Czyżby napastnicy przelękli się tego pojedynczego, doskonałego trafienia, które tak okrutnie pozbawiło życia jednego z ich towarzyszy? Bez wątpienia.

To było coś! Przytłumiony krzyk radości dobiegł jej uszu, w których nadal odbijała się echem właśnie zakończona strzelanina. Gdyby prorokini odwróciła się, mogła by dostrzec majaczące w oddali szczyty gór Shi, jej domu. Wyścigówa obrała właśnie ten kierunek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.03.15 21:27  •  Ciche pustkowie - Page 4 Empty Re: Ciche pustkowie
Ała. Zasyczała, gdy kolba wbiła się jej w ramię. Jeszcze chwila, a wybije je całkowicie - była tego pewna. Kto jej opowiadał o nastawieniu wybitego barku? Zapewne był to Mentor, on zazwyczaj lubił tego typu opowieści, idealne do rozpoczęcia rozmowy z nieznajomym. Zapewne sama myśl o tym, że mięśnie klatki piersiowej ściągnęłyby całą kończynę do środka i przy nastawianiu nie obyłoby się bez środka rozkurczowego, sprawiła, że Taihen puściła język spustowy. Koniec, więcej nie zrobi.
Opadła na siedzenie jak zwykła szmata, zwieszając wszystkie kończyny. Nie miała siły. Równie dobrze mogli ich już zastrzelić, szczędząc cierpień. Najwyraźniej nie zauważyła, że strzały ustały, nie słychać też było szumu pozostałych silników. Spojrzała przez szybę za siebie - pusto. Przed siebie - góry. Shi. Dom.
To było coś!
Jasne, przecież była Fechmistrzynią. A strzelanie wcale nie było takie trudne jak by się wydawało. Tylko cholernie bolało. Uśmiechnęła się pod nosem, przymykając ślepia.
W sumie nie miała pojęcia czy pod naporem adrenaliny i bólu przysnęła czy też straciła przytomność. Faktem jednak było, że odpłynęła i zapewne nie obudzi się zbyt szybko jeśli Wyścigówa nic nie zrobi. Może ją nawet wozić po całej zasranej Desperacji, joł.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.03.15 21:35  •  Ciche pustkowie - Page 4 Empty Re: Ciche pustkowie
Taihen powinna popracować nad tymi ciągłymi utratami przytomności, nie zawsze trafia się na miłą wyścigówę, która widząc, że pasażer odleciał i raczej nie prędko ma zamiar zejść na ziemię postanawia zachować się po ludzku.

Kapłanka dojdzie do siebie, leżąc w cieniu skały wystającej gdzieś z piasku, mając przed sobą dobrze znaną ścianę zbocza, w którym wykute było główne wejście do kościoła. Na czole naklejoną ma karteczkę typu post-it z nabazgranymi naprędce niewyraźnymi słowami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.03.15 0:14  •  Ciche pustkowie - Page 4 Empty Re: Ciche pustkowie
Nadszedł. Nie wiadomo skąd, wszak nikt nie widział jego sylwetki powiększającej się na linii horyzontu. A nadszedł z Edenu, gdzie spędził ostatnie dwie dekady. Szedł wiedziony plotkami o dziecku, nie już nie dziecku po tylu latach była już kobietą. Tą jedną, której szukał, której był winien przeprosiny.

Pod pachą trzymał czarny, plastikowy worek na śmieci. Szedł niespiesznie, tak jak to anioły mają w zwyczaju. Kiedy całe swoje dotychczasowe istnienie żyło się poza upływem czasu, nie zna się pojęcia pośpiechu, jest ono obce i nieswoje.

Sługa zatrzymał się i spojrzał na dziecię leżące pod skałą. Czyżby?
Bez wątpienia, nie ważne jakby się zestarzała, jak bardzo zmieniła bystre oczy byłej woli trójgłosu widziały w niej nadal rumianego, zasmarkanego niemowlaka, który łapczywie walczy o swój pierwszy w życiu oddech.

Witaj dziecię, oto jestem. wyszeptał nad nieprzytomną Taihen.
Położył worek na ziemi i zdjął z jej czoła kartkę.
Niedbale nakreślone litery stanowiły wyzwanie, zrozumiał sens zapisanych słów. Przykucnął przed nią i przyłożył dłonie do twarzy. Pomasował policzki i strapionym wzrokiem spojrzał raz jeszcze na dziecko. Było chore, nie bardzo chore, ale musiało cierpieć. Cierpiało bo on je zawiódł i pozwolił dorastać poza swoim czujnym wzrokiem.

Przepraszam, dziecko. Wyszeptał, przykładając prawą dłoń do jej czoła, ta zabłysła, nieśmiałym, białym światłem o przedziwnej mocy, kojącym ból i odganiającym złe sny. Nie mógł przecież zabrać jej póki się nie obudzi, ale mógł odegnać przykre sny, i tak też uczynił.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 4 z 14 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 9 ... 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach