Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 14 Previous  1, 2, 3 ... 8 ... 14  Next

Go down

Pisanie 02.06.14 19:08  •  Ciche pustkowie - Page 2 Empty Re: Ciche pustkowie
Faust rozłożył bezradnie dłonie, spoglądając bacznie na swego rozmówcę. Paradoksy, paradoksy, paradoksy... To jedno słowo otaczało wszystko niczym fantastyczna zasłona pozoru, przez którą należało się przebić, by dojrzeć prawdziwe i zarazem zupełnie inne znaczenie. Czy miał ochotę odpowiedzieć? Tak, choć ostatecznie uznał, że nie kontynuowanie tego tematu nie ma sensu. Przypominało to dyskusję, że słońce wschodzi na wschodzie, a zachodzi na zachodzie. Masło maślane.
- Tak myślisz? - mruknął białowłosy, udając urażonego i wydymając delikatnie pełne wargi. Gdyby nie wiedział, w jakim kontekście zostało to powiedziane, uznałby to za sugestię, że czytanie książek jest zbyt czasochłonne czy - snując daleko idące teorie - odstręcza ludzi od czerpania z życia. Mimo to albinos wiedział, że prawda była zupełnie inna. Nie każdy mieszkaniec Desperacji miał tak poukładane życie jak on. Większość walczyła o przetrwanie z dnia na dzień, ledwo wiążąc koniec z końcem. Nawet jeśli ktoś był kiedyś pasjonatem sztuki obojętnie jakiego pokroju, to zainteresowanie to już dawno zanikło. Nie było to nic nowego. Kiedy życie stawia przed nami przeszkody czysto materialne, główną potrzebą jest zapewnienie sobie pożywienia oraz miejsc do wykonywania codziennych czynnoci. Tak było zawsze. W końcu Faust westchnął, przybierając normalną pozę i spoglądając na mężczyznę spod przymrużonych powiek. - Cóż.
Zerknął ku górze. Niebawem nadejdzie ulewa, więc należało się ulotnić. Słysząc słowa towarzysza, spojrzał na niego z nieskrywanym rozbawieniem. Poprawił plecak, po czym odparł.
- Brawo. Niniejszym otrzymujesz plus za spostrzegawczość. - Puścił w kierunku mężczyzny perskie oko, uśmiechając się kącikiem ust, po czym ominął go, rzucając ostatnie spojrzenie. - To do zobaczenia wkrótce. Mam nadzieję.
Tymi słowy odszedł, pozostawiając swego byłego towarzysza samego. Jak palec.

z/t
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.11.14 17:43  •  Ciche pustkowie - Page 2 Empty Re: Ciche pustkowie
Po spotkaniu w świątyni był mocno rozkojarzony. W jego głowie szalała burza, a on sam nie potrafił ponownie utożsamić się ze swoją żeńską stroną. Co rusz się potykając, zbierał kolejne zadrapania do swojej i tak bogatej już kolekcji. Nie przejmował się tym, zatopiony w myślach. Szedł przed siebie, co jakiś czas robiąc sobie przerwę, by odetchnąć. Strasznie szybko złapała go zadyszka, utrudniając spacer w stronę swojej nory.
Szybko jednak stracił orientację, krążąc w pobliżu świątyni. Co chwila łapał się na tym, że po raz kolejny wracał do tego samego miejsca, przechodził obok tego samego kamienia, czy mijał ten sam krzew. Powoli zapadał zmierzch, co czyniło jego sytuację jeszcze gorszą. Jego drobnym ciałem wstrząsały kolejne dreszcze, gdy osłabione mięśnie próbowały się rozgrzać. W końcu, zrezygnowany, usiadł pod jakimś kamieniem, opierając się o niego plecami. Wokół nie było zupełnie nic...
Oddychając ciężko, po raz kolejny próbował jakoś ogarnąć burzę w jego sercu. Koci kapłan zasiał w jego sercu coś na kształt nadziei, no i zaakceptował go takim, jakim był. Choć z drugiej strony, zostawił go, gdy tylko chłopak zasnął...
Nawet on miał cię dość.
- Nieprawda... - Rzucił w przestrzeń, podciągając kolana do piersi. Wplótł palce we włosy, pochylając nisko głowę. Bolał go żołądek, w którym już dawno nie znalazło się nic, oprócz paru kropel wody, rany piekły, jakby ktoś przypalał je żywym ogniem, a całe ciało było zimne jak lód. Był przemarznięty, a jego cieniutki sweterek już dawno przestał dawać jakiekolwiek złudzenie ciepła.
I jeszcze, jakby tego było mało, z nieba zaczął padać drobny, irytujący deszcz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.11.14 18:21  •  Ciche pustkowie - Page 2 Empty Re: Ciche pustkowie
Zdawało się, że w tym miejscu niebo nie umiało być błękitne.
Zawsze pokryte smugami szarości, odcięte od niebieskości, jaką Pan ― z rąk aniołów ― obdarował Eden, rzucało wieczny cień na smutną, szarą glebę. Nawet ona wydawała się tutaj niezdrowa, jakby starzała się z każdą chwilą i jęczała, gdy tylko ktoś postawił na niej stopę. Haziel czasami odnosił wrażenie, że niemal dało się słyszeć jej zmęczone prośby o jasność.
Ale tutaj, w Desperacji, nikt nie spełniał próśb. I nawet Haziel, nieważne, jak bardzo pragnął, nie miał takiej mocy, by dać światło ziemi, gdy tego potrzebowała.
Szedł więc tylko, zbierając jej słabą ofiarę i pocieszając się, że gdzieś indziej nawet drobne grzybki Purri przyniosą ludziom promień. Choć drobne światełko szczęścia.
Ale wieczny półcień stawał się coraz bardziej męczący, oczy zaczynały już boleć od wytężania ich, a sama atmosfera okolicy niemal kłuła go w skórę. W dodatku bolała go głowa, a Haziel nie miał przy sobie nic, czym mógłby ten ból ukoić. Przynajmniej nie miał tego dla siebie.
Jako anioł, kołatała się gdzieś z tyłu głowy swędząca myśl, nie powinien mieć cyklicznych bólów głowy. I nie powinny boleć go nogi, wcale nie chodził tak długo. Jedynym cierpieniem, jakie należało odczuwać, było cierpienie jednoczące z innymi. Związane z bólem innych. Nie własnym.
Gdy deszcz zaczął kropić, Haziel uświadomił sobie, że nawet się go nie spodziewał, chociaż powinien był. I doszedł do wniosku, że w pewnym sensie przynosi ukojenie, jakby potrzebował czegoś innego do skupienia się. A drobne kropelki, spływające po czole i policzkach, były wystarczające.
Nigdy nie przeszkadzał mu deszcz ― deszcz był kiedyś, dawno temu, decyzją Pana. Dawał nowe życie. Był czymś dobrym.
Ale ziemia nadal emanowała smutkiem i jakaś część Haziela nie mogła zrozumieć, dlaczego Pan się na to zgadza.
Znajdował się niedaleko świątyni, dlatego nawet się nie zdziwił, gdy dostrzegł istotę żywą. Dostrzeżenie jej wywołało za to ulgę, jakiej nie powinno wywołać spotkanie kogoś w Desperacji ― Haziel natychmiast poczuł się mniej samotny. I wiedział, wiedział natychmiast, że może pomóc tej małej istocie, siedzącej przy kamieniu i zwiniętej niemal w kłębek.
Zbliżył się ― prawdopodobnie zdecydowanie ufniej, niż powinien. Nie bał się ani żywych, ani umarłych, przecież każdego z nich stworzył Pan i w każdym z nich zasiał dobro. A Haziel był tu, żeby to dobro pokazać i rozniecić. Był częścią dobra Pana; dlaczego ktoś miałby odwracać od niego wzrok?
Podszedł bliżej i przystanął dopiero mniej więcej metr od tej drugiej osoby ― wymordowanego? Człowieka? Na pewno nie był to anioł, Haziel umiałby rozpoznać drugiego anioła. W dodatku jego pobratymcy niechętnie zapuszczali się w te rejony.
― Witaj ― odezwał się Haziel swoim cichym, spokojnym głosem, żeby ostrzec drugą osobę o swojej obecności. Następnie zbliżył się jeszcze krok i przyklęknął, nie wyciągając jednak rąk. Nie każdy lubił dotyk fizyczny, a Haziel respektował specjalne upodobania innych istot. ― Czy mogę ci w czymś pomóc?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.11.14 18:47  •  Ciche pustkowie - Page 2 Empty Re: Ciche pustkowie
W momencie przemókł do suchej nitki, dygocząc jeszcze bardziej. Miał ochotę zniknąć, przepaść w jakiejś norze, byleby tylko było mu choć odrobinę cieplej. Jednak nie miał nawet siły, by podnieść się z miejsca. Skulił się tylko bardziej, opierając czoło na kolanach. Był jedną, wielką kupą nieszczęścia.
Szum deszczu skutecznie zagłuszał jakiekolwiek odgłosy z zewnątrz. Opady z każdą chwilą przybierały na sile, mocząc Tiago doszczętnie. Jak nic złapie jeszcze jakieś zapalenie płuc, czy coś w tym rodzaju. Koszula na grzbiecie już dawno przemokła, lepiąc się do ciała. Deszczówka rozpuszczała skrzepy na ranach, więc po jakimś czasie na jego ubraniach wykwitły szkarłatne plamy. No pięknie. Jeszcze się do reszty wykrwawi i będzie wręcz cudownie. To tyle, jeśli chodzi o cudowne życie w nawróceniu. Cała nadzieja spływała z niego wraz z kolejnymi kroplami deszczu.
Słysząc nieznajomy głos, drgnął, napinając wszystkie mięśnie. Nie od razu uniósł głowę, rzucając nieznajomemu zalęknione, czy wręcz przerażone spojrzenie. Co tu dużo kryć, nie spodziewał się tu nikogo, nie o tej porze. Choć z drugiej strony Desperacja rządziła się swoimi prawami i mógł do tego przywyknąć. Wciąż też nie odzyskał pełnej kontroli nad sobą, co chwila przeskakując z jednej świadomości na drugą. Serce waliło mu jak oszalałe, można było odnieść wrażenie, że zaraz połamie mu żebra i wyrwie się na wolność. Każdy kolejny oddech stawał się coraz bardziej spazmatyczny, gdy jego twarz wykrzywiła się w grymasie ni to bólu, ni to strachu. Znów wplótł palce we włosy, zaciskając je na nich z całej siły. Jęknął cicho, czując ból wyrywanych cebulek.
Co się z tobą dzieje, do cholery?!
Nie miał pojęcia. Nie wiedział, co robić, dlaczego zareagował taką paniką na obecność anioła. Bał się, że go skrzywdzi? Przecież gorzej już być nie mogło! Tiago i tak był jedną wielką krzywdą, wystarczyło spojrzeć na te wszystkie blizny, na niezagojone rany! Może bał się, że go wykorzysta seksualnie? Z tego się utrzymywał, więc może nawet lepiej. A jeśli nie przeżyje stosunku, cóż, wielkiej straty nie będzie.
Medalion.
W jego głowie pojawiła się nagła myśl, jakby rażenie piorunem. A co jeśli... chciał go zabrać? Nie, to niemożliwe. Nie mógł wiedzieć, co on potrafi. Właśnie! Przecież mógł wejrzeć w głąb jego umysłu, zobaczyć, jakie ma plany wobec niego! Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślał? Czym prędzej wyciągnął więc dłoń w stronę nieznajomego, drugą zaciskając kurczowo na medalionie wiszącym na szyi. Przecież to było takie proste!
Ale przecież to tylko bezużyteczny kawałek metalu, zapomniałeś? Medalion już nie działa.
Zatrzymał się w pół ruchu, a na jego twarzy znów odmalowało się to bezbrzeżne przerażenie, tym razem jednak pomieszane z rozpaczą. No tak, Eveline już dawno przestała go kochać, zostawiła go, zabierając ze sobą moc. Drżał na całym ciele, po części z zimna, ale częściowo także z powodu targającym nim emocji. Znów zaczęło kręcić mu się w głowie i zaczął odczuwać mdłości. Całe szczęście, że miał pusty żołądek, bo kto wie, jakby to się skończyło... Znów wplótł palce we włosy, pochylając głowę. Przyciskał dłonie z całej siły do skroni, jakby chciał zatrzymać wirujący obraz. Potrzebował pomocy, zdecydowanie. Nie był jedynie w stanie o tę pomoc poprosić...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.11.14 22:06  •  Ciche pustkowie - Page 2 Empty Re: Ciche pustkowie
Ta istota z pewnością potrzebowała pomocy.
Był o tym niemal przekonany już wcześniej, ale teraz tylko się upewnił, widząc jej przerażone oczy, gdy zerknęła na niego i szybko z powrotem odwróciła wzrok. Życie nauczyło Haziela rozpoznawać spojrzenie osoby, która przeżyła zbyt wiele. Jeszcze w tych dawnych czasach, kiedy wszystko wydawało się tak odmienne, w czasach wywołujących to dziwne uczucie tęsknoty za ogromem świata i radością, jaką wówczas niósł, ludzi takich były dziesiątki. I Haziel pomagał im, choć oni nawet tego nie widzieli. Był przy nich. Mówił do nich, gdy nie mogli go usłyszeć, ochraniał ich i dbał o to, by było lepiej.
Chociaż odrobinę.
Haziel odgarnął mokre, brązowe włosy z czoła i przysunął się jeszcze odrobinę. Dopiero teraz dostrzegł rany, wcześniej zbyt skupiony na twarzy, i niemal przeklął się w myślach. Jak mógł tego nie zauważyć? Nie wyczuć instynktownie?
Panie, pozwól mi być lepszym aniołem.
Haziel wyciągnął ręce. Nie mógł przecież zrobić nic tutaj, gdy deszcz lał naokoło, niemal przesłaniając już widok (wcześniej nawet nie dostrzegał, jak duży jest). Musiał przenieść tego człowieka w lepsze, cieplejsze i ― przede wszystkim ― suche miejsce.
Ale nie chciał okazać braku respektu i dotknąć go bez pozwolenia.
― Chcę ci pomóc ― powiedział łagodnie, uśmiechając się blado. W tym uśmiechu zawsze krył się cień rezygnacji, pamiętający częste odpowiedzi na podobne słowa. ― Jestem… aniołem ― dodał, jakby to mogło coś wyjaśnić. Haziel wiedział, że jego pobratymcy dopuszczali się czasami czynów, jakich Pan by nie pochwalił. A ludzie je pamiętali. Mieli dobrą pamięć do złych rzeczy ― lepszą niż powinni mieć. ― Pozwolisz mi sobie pomóc? ― zapytał.
Może człowiek nie miał siły mówić. Może należało po prostu wziąć go, nie zważając na ewentualne protesty.
Nie. On sam wiedział, co jest dla niego najlepsze. Haziel nie miał prawa decydować o rodzaju dobra, jaki wybierze osoba, której chce pomóc. Nigdy więcej.
― Proszę. Chociaż skiń głową ― odezwał się znowu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.11.14 8:40  •  Ciche pustkowie - Page 2 Empty Re: Ciche pustkowie
Oj tak, potrzebował pomocy. Tylko że nie umiał o nią poprosić. Tak długo nikt się nim nie interesował, że już zapomniał, jak to jest. Nie potrafił tworzyć normalnych więzi, podświadomie panicznie wręcz bojąc się odrzucenia. Lata spędzone w samotności sprawiły, że nie potrafił ot tak zaufać zupełnie obcemu człowiekowi.
Tyle że teraz mogło go to kosztować życie.
Jego szaleńczy umysł jednak nie zdawał sobie z tego sprawy, tocząc w nim wewnętrzną walkę. Kim był? Zagubionym chłopakiem, który już dawno zrezygnował z życia czy przebojową dziewczyną, potrafiącą odnaleźć się w każdej sytuacji? Czy może jeszcze kimś innym, może zwykłym szaleńcem, jakich pełno w Desperacji? Czy nie prościej byłoby zaufać sobie? Ale kto był prawdziwym Tiago? Który głos podświadomości był tym, który towarzyszył mu od dnia narodzin?
Nic nie warty śmieciu. Przecież to i tak nikogo nie obchodzi. NIKOGO. Nie ważne, kim jesteś. Nie powinno cię tu być. Powinieneś gnić w piachu.
- Nie... Nie, nie... - Z jego ust wyrwał się głuchy jęk, a on sam przycisnął dłonie do uszu, jakby chciał uciszyć nieprzyjemne głosy w głowie. Z całej siły zacisnął powieki, chcąc odciąć się od świata. Ból klatki piersiowej jednak skutecznie przywracał go do rzeczywistości.
- Potrzebuję... potrzebuję... - Wyszeptał, po czym znów wbił w nieznajomego swój szaleńczy, przerażony wzrok, którym wręcz niemal błagał go o pomoc. Chciał się uwolnić od tego wszystkiego, zapomnieć, kim jest, narodzić się na nowo... Chciał zacząć od nowa, czy naprawdę prosił o tak wiele?!
Jego spojrzenie nagle zasnuło się mgłą łez, które ni z tego ni z owego zaczęły płynąć mu po policzkach. Wciąż wpatrywał się jednak w anioła, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Potrzebował tej cholernej pomocy! Potrzebował bardziej, niż czegokolwiek innego. Sam czuł, że jest już na granicy. Tak źle jeszcze nigdy nie było... Czyżby to był już koniec...? Czyżby już tak wyniszczył swój organizm, że nawet tak drobne rany miały go zabić? Fakt, ćpał od wielu lat, często głodował, nigdy też przesadnie nie dbał o swoje zdrowie, ale zawsze mu się wydawało, że jakoś się uda, jakoś się wyliże... Nie chciał tak skończyć... Nie chciał zawieść Eveline...
- Proszę... - Zdążył jeszcze wyszeptać, zanim osunął się w niebyt. Najwyraźniej to było zbyt wiele zarówno dla jego wycieńczonego ciała, jak i zmaltretowanej psychiki...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.12.14 14:16  •  Ciche pustkowie - Page 2 Empty Re: Ciche pustkowie
Wracał ze swej wędrówki. Mężczyzna we swym szkarłacie. Na polikach miał nieco krwi, jak i na swych rękach. Ubranie zdawało się być nowe, jak gdyby wyciągnięte co dopiero z wypożyczalni. Drobny kawałek piły elektrycznej wystawał mu zza pleców. Dokładniej ostrze, które było całe uciapane we krwi. Na jego twarzy widać było szeroki uśmiech.
Był to Tadashi, wracający ewidentnie po swoistej bitwie, zadowolony i jak można było zauważyć, nawet nie draśnięty. We swej prawej dłoni trzymał czyjąś odrąbaną dłoń, z której jeszcze skapywała krew na ziemie. Trzymał ją jednakże na tyle daleko, by ta nie ubrudziła jego niezwykle drogocennych ubranek, na które sobie zapracował. Idąc spokojnie Cichymi Pustkowiami, nagle w jego oczy rzucił się pewien lezący na ziemi obiekt, oddalony o kilkaset metrów. Wyszczerzył aż swe przerażające kły, nie pasujące ewidentnie do żadnego zwierza i rozpoczął szybki chód w stronę zauważonej istotki. Po minutce stanął przed dziwną osobistością i zbliżył do swojej twarzy odrąbaną rękę.
- Hehe... he... Kogo my tutaj mamy? Darmowe jedzenie? Podróżnika, któremu przyrżnięto swoiście w łeb? - przekrzywił nieco głowę, wpatrując się w nieznaną sobie istotę. Poklepał się ową łapką po policzku i przytknął tamtejszy palec do ust, spoglądając w górę.
- Jakby Cię tutaj wykorzystać, istotko... - przykucnął leniwie i na wszelki wypadek, przystawił swoją drugą łapkę do szyi nieprzytomnego, sprawdzając puls.
- Oh... ciepłe, żywe, ale raczej nieprzytomne... Khehe... he...- zachichotał pod nosem i wyrzucił za siebie rączkę. Rozpoczął obmacywanie "dziewczynki", sprawdzając cóżże kryje się po kieszeniach tejże istotki. Potarmosił, posprawdzał przedmioty. Następnie wziął w garść jakiś piach z boku i cisnął go w ziemie, tworząc dość mały dymek. Jego dziwaczne, prawe oko zaczęło mienić się czerwienią, a dymeczek z chęcią wykonał pętelkę wokół rączek istotki, nie pozwalając jej na dokonanie niewłaściwego działania w postaci kradzieży rewolweru lub piły. Przerzucił z wyglądu małolata przez ramię i rozpoczął leniwy chód w stronę swej rezydencji.

[z/t 2x]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.14 16:45  •  Ciche pustkowie - Page 2 Empty Re: Ciche pustkowie
To nie był dobry plan. To nawet mało powiedziane że to był dobry lub też nie - plan. To był fatalny plan, bardzo, ale to bardzo fatalny...
Bo kto mógł pomyśleć że się akurat to coś napatoczy?
"Czemu nie możesz mnie choć raz posłuchać? Mówiłem że to zły pomysł, ale nie, ty oczywiście pewna siebie, ze swoim super łukiem postanowiłaś sobie jak gdyby nic pójść na oślep, nie?"
- A weź się zamknij, działasz mi na nerwy. - Mruknęła do siebie, lądując po kilku chwilach lotu na twardej, zbitej piachem ziemi Desperacji. Tak, to zdecydowanie był kiepski plan, co było doskonale widać po jej stanie zdrowia. Bluzka którą miała na sobie była podarta na linii brzucha, na której odznaczały się trzy, krwiste ślady po ataku. Zimno... I dość słabo. Po wylądowaniu skryła swoje skrzydła, trzymając ramionami materiały bluzy by ta z niej nie zleciała. Nie wyglądała dobrze, dość brudna na twarzy jak i dłoniach... No i ta rana. Wciąż krwawiła, i wydawała się być zadana nie dawno.
"Daj mi pomóc. I tak już dość oberwałaś."
- Siedź cicho jak tam siedzisz, poradzę sobie sama. - Warknęła pod nosem, a nagłe uderzenie zimna i bólu zmusiło ją do zgięcia się w pół z jękiem bólu, chwytając się za rany na brzuchu. To było dość kiepskie... Co prawda nie miała tylko tego, bo miała też ukryte siniaki, a i jej prawa łydka wyglądała jak z psu z gardła(dosłownie) wyjęta, ale jednak to rana na brzuchu była najgorsza.
Jaki plus? Chyba żaden, jedynie znów pokazała że jest zbyt lekkomyślna.
Kołysała się na boki, szukając jakiegoś miejsca do oparcia. - Gdzie ja jestem... To ciche pustkowie, prawda? -
"Chyba tak. Pusto tu, jedynie jakieś kamienie w pobliżu... Chyba to to. Przysiądź i zajmij się tymi ranami, proszę."
- Chciałbyś! Zrobię to kiedy będę chciała! - Czyli za moment, dodała w myślach, wymijając jednak "kanał umysłowy" łączący ją i Ashleya. Jeszcze tego brakowało by się chełpił tym.
Och, tak! Dokładnie tego szukała!
... Kamień. Jeden, pojedyńczy, wystający sobie od tak kamień, ale to więcej niż potrzeba. Zbliżyła się do niego, powoli i chybocząc się na boki, zaciskając prawą dłoń na czole, które odrobinę traciło koncentrację przez powolną utratę krwi. Ysh... Problemem jest to że nie ma nawet z czego zrobić tego opatrunku...
Chyba jedyną opcją będzie... Tak, prawdopodobnie tak...
Przysiadła na kamieniu, zdejmując ze swoich pleców kołczan i łuk, który odłożyła tuż obok siebie, po czym... Poczęła się rozbierać. Najpierw zdjęła bluzę, jej jedyną, faktyczną ochronę przed zimnem, a potem poszarpaną pod nią koszulkę. Zadrżała z zimna, przeklinając pod nosem pogodę w Desperacji, by szybko włożyć na siebie - jeszcze w miarę znośną bluzę, zakrywając kapturem jak się tylko dało dziury po skrzydłach na plecach. Niewiele mogła zrobić...
Ale to lepsze niż nic. Poczęła rozdzierać materiał koszuli, ale wiedziała że musi zrobić jedną rzecz, bez której ani rusz...
Zdezynfekować ranę. A jedyne co miała do dyspozycji to...
Wypalenie...
Uch...
Drąc ubranie, poczuła jak traci równowagę pod stopami, a w głowie jej wiruje. Jeny, przecież nie stało się tak wiele! To tylko jedna, cholerna rana!
... Ale dość dawno nie miała okazji oberwać... Była też przemęczona...
Chwila nieuwagi i puf, wypuściła, zupełnie przypadkowo, swoją koszulę, którą nagły podmuch wiatru porwał ze sobą. - NIE! WRACAJ! - Nagłe podniesienie się i próba dogonienia koszuli skończyła się zgięciem w pół z bólu i powrotem na kamień, wzdychając cicho. Kolejne klątwy uszły z jej ust... I zastanawiała się czy faktycznie wezwanie Ashley'a, lub też "Asshley'a" to nie jest lepsza perspektywa niż dalsze pozbywanie się ciuchów...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.14 18:44  •  Ciche pustkowie - Page 2 Empty Re: Ciche pustkowie
Jedne z najbardziej lubianych przez Temmalę miejsc, czyli po prostu pustkowia były właśnie przez nią przemierzane. Znów kompletnie sama, bez żadnych towarzyszy, nawet tych zwierzęcych, które nie potrafiły przeszkadzać jej swoim głosem. No, a przynajmniej wydawało jej się, że jest sama, samiusieńka jak paluszek. Zdanie zmieniła na te właściwe, gdy tylko dostrzegła jakąś koszulę, która niesiona przez wiatr omal nie zawisła na twarzy dzikuski. Nieco się speszyła oraz w sumie przeraziła. Nie lubiła mieć do czynienia z ludźmi, ponieważ cholera wie co takiemu może po głowie chodzić. Oczywiście starała się być zdania, że nie każdy jest taki sam to jakoś jej to nie wychodziło. W każdym razie postanowiła jednak, że nie zawróci, lecz będzie szła dalej. W końcu przecież to mógł być tylko śmieć, prawda? Chociaż ostrożności nigdy za wiele to już trudno. Po prostu wbiła sobie do głowy, że zapewne już dawno nikogo tutaj nie ma albo też ten ktoś może znajdować się gdzieś w innym kierunku niż ona zmierza. Wszystkie te wątpliwości musiały się w końcu w sumie rozwiać, a nastąpiło to wtedy, gdy Falcon dostrzegła jakąś dziewczynę, która stanowczo potrzebowała pomocy, jednakże ciemnowłosą kobietę jedynie wmurowało w ziemię i oczywiście stała nieruchomo, mierząc tamtą przenikliwym spojrzeniem. Miała nadzieję, iż jeszcze jej nie dostrzegła i, że będzie czas na odwrót.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.14 19:32  •  Ciche pustkowie - Page 2 Empty Re: Ciche pustkowie
"Może jednak przestaniesz się dąsać i przyjmiesz w końcu moją pomoc?"
- Wal się! Poradzę sobie sama! - Tak, zdecydowanie gadanie do siebie na głos, i to jeszcze wydzieranie się na siebie było wprost doskonałym planem, prawda? Prawdą jest jednak że od momentu odlotu koszulki do ciepłych krajów jedyne co robiła, to siedziała, ściskając ramionami rane na brzuchu, brudząc rękawy bluzy krwią.
"Będziesz tu więc siedzieć i czekać aż się wykrawisz?"
- Tak, masz z tym jakiś problem? Ewentualnie... Wypalę to... I jakoś zabandażuje, powinno wytrzymać póki nie wrócimy... - Z westchnięciem wbiła spojrzenie w swoją ranę, odsuwając od niej ramiona. Nie wyglądała dobrze. Nie była szeroka, ale były trzy, i dość zagłębiły się w jej ciele. Ysh... Cholerne, wredne kocisko, że akurat musiała na nie trafić...
Rzuciła jeszcze jednym, ostatnim spojrzeniem za koszulką, której pewnie by i tak już nie dostrzegła...
Ale miast tego dostrzegła coś innego. Wybałuszyła oczy, wpatrując się w osobę znajdującą się w jakimś dystansie przed nią. Nie mogła dokładnie ocenić w jak dalekim...
Ale widziała już stąd, że to nie jest normalny człowiek. Co za normalny człowiek nosi na sobie czaszkę stwora? I ma tyle futra? I...
...
Czy ona patrzy się jak na ofiarę? Widziała iż patrzy przenikliwie, strojąc nieruchomo. Czuła to spojrzenie... Spojrzenie...
Gdy minął pierwszy szok faktem, iż nie jest sama, weszła poczucie zagrożenia w łepetynkę anielicy, która bez namysłu wyrwała jedną ze strzał z kołczanu i łuk, by następnie błyskawicznie przyklęknąć i wymierzyć morderczą(przynajmniej w jej mniemaniu, Ashley ma obiekcje) broń w kierunku kobiety, w obawie o swoje zdrowie. - Nie ruszaj się, albo te strzały zrobią z ciebie ser szwajcarski! - Krzyknęła, lecz po krótkiej chwili zrywu energii, powrócił fakt rany. Zachłystnęła się powietrzem, a kaszląc, wypluła pewną ilość krwi na piasek, tracąc równowagę i wypuszczając broń z dłoni. Padła na podłoże, prawie, bo zdołała jeszcze ramionami się podeprzeć, zaciskając zęby by nie wydawać jęków bólu. Jej prawa dłoń zacisnęła się na ranie, a zrywem energii anielica rzuciła swoim ciałem w tył, siadając na podłożu i wpatrując się w kobietę przed nią, wzdychając cicho.
- Wybacz... Pewnie nawet nie masz ochoty mnie zjeść, prawda? - Spytała po krótkiej chwili, siląc się na drobny uśmiech w jej stronę. Co prawda nie krzyczała, więc ciężko stwierdzić, czy osobniczka do której mówiła usłyszała to, czy nie. Przełknęła cicho ślinę, po czym wypowiedziała kolejne słowa, nie będąc pewna czy aby dobrze czyni. - Uhm... Czy możesz... Mi pomóc? I... Możesz się ruszać, oczywiście. - Tak, dość szybka zmieniła swoje nastawienie, ale no jeny, początkowo zareagowała dość... Podświadomie, więc teraz próbuje się reperować w spojrzeniu tej osoby. Wciąż jest człowiekiem... Nawet jeśli wymordowanym, jeśli takowym jest osobniczka przed nią, ale to wciąż człowiek.
Anioł nie powinien tak reagować na ludzi, prawda?
"A mnie to o pomoc nie poprosisz... Tsh..."
- Nie przeginaj... - Mruknęła cicho do siebie, wpatrując się w kobietę. Co zrobi? Czy cokolwiek zrobi? Ucieknie? Tsh...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.12.14 20:23  •  Ciche pustkowie - Page 2 Empty Re: Ciche pustkowie
Owszem, wpatrywała się nieco podejrzanie, lecz jak to Temmala nie zamierzała nikogo krzywdzić bez takowej potrzeby. Ot, chciała zrobić wrażenie nieprzerażonej, że w razie czego potrafiłaby się obronić, czy coś. Lecz wtem dostrzegła unoszony łuk przez brudne dłonie nieznanej jej dotąd dziewczyny, co spowodowało to, iż Shitoji nieco podskoczyła z obawy i już chciała sięgnąć po flet, lecz zostało jej to... no powiedzmy zakazane. No, ogólnie jakiekolwiek poruszanie się nie było teraz raczej wskazane, a tym bardziej gwałtowne ruchy, czy też wyciąganie broni. Chociaż... Czy takowy kawałek drewna można uznać za śmiertelną broń o niesamowitym rażeniu, która potrafi uśmiercić ogrom wrogów? No bez przesady, proszę was. To flet.
Przez chwilę wydawało jej się, że trafiła właśnie na taki typowy okaz człowieka, co to by tylko wszystkich tłukł, lecz kiedy dostrzegła jak owa osóbka cierpi zrobiło jej się nieco żal dziewczyny. Dodatkowo odetchnęła cicho z ulgą, widząc jak łuk upada na ziemię, podobnie jak jego właścicielka. Wsłuchała się uważnie w słowa kobiety, dokładnie je analizując. Choć w sumie nie było tu nic do głębszego myślenia to po prostu Temmka wolała zastanowić się troszeczkę nad swymi zdaniami, które miała w planach niedługo uwolnić, coby przeszły się na krótki spacer i natychmiastowo trafiły do uszu nieznanej persony.
- Jestem głodna... - szepnęła, okej. To nie był najlepszy pomysł, jednakże jak łatwo się domyślić był to jedynie żarcik, który i tak w sumie ledwo co przedostał się przez gardło ciemnowłosej. Dokładnie, nie była pewna, czy warto tak mówić, jednakże stwierdziła, iż nie będzie to brzmiało jak groźba. Poza tym, nie wyglądała jak kanibal w... tych. Dzikich. Ubraniach... Z czaszką na głowie oraz ciupagą uczepioną do paska, niczym flet, lecz po drugiej stronie.
- Oczywiście, pomogę... ale... tylko spokojnie - odpowiedziała, zerkając na broń dziewczyny. Cóż, poniekąd się czuła jak gdyby jej jedynie grożono, więc prośba to raczej był rozkaz. Lecz w głębi serca czuła, że i tak musi jej pomóc, a może niekoniecznie poraniona traktowała swe słowa, jakby wypowiedziane do niewolnika lub kogoś na kogo napada. Ah! Nieważne. W każdym razie Temmala zaczęła stawiać powolutku swoje malutkie stopki na przód, w kierunku kobiety.


Ostatnio zmieniony przez Temmala dnia 30.12.14 19:12, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 14 Previous  1, 2, 3 ... 8 ... 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach