Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 14 1, 2, 3 ... 7 ... 14  Next

Go down

Pisanie 30.04.14 21:27  •  Ciche pustkowie Empty Ciche pustkowie
Jak sama nazwa wskazuje, teren przeznaczony do - jakże by inaczej - niczego. Pusta przestrzeń, której jedynymi urozmaiceniami są pojedyncze wzniesienia czy ogromne kamienie, które za dawien dawna osunęły się ze szczytów gór. Miejsce przesycone ciszą, wyjąwszy drażniący uszy świst wiatru czy dźwięk opadających raz po raz kamieni. Należy jednak pamiętać, iż owe niepozorne podmuchy czasem przybierają na sile, stając się prawdziwym niebezpieczeństwem dla potencjalnych spacerowiczów. Uważaj zatem, by Twój kark nie został przez przypadek trzaśnięty, a potem przygnieciony milionem kamieni.
O, patrz. Leci.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.04.14 21:53  •  Ciche pustkowie Empty Re: Ciche pustkowie
Szedł przed siebie już dłuższy czas, właściwie doskonale wiedząc, gdzie zamierza się udać. Do t e g o miejsca, oazy spokoju i owego azylu, który chronił go przed niechcianymi spojrzeniami bądź rozmowami; do miejsca, w którym mógł całym sobą oddać się lekturze. Stary dom służący mu za aktualne miejsce zamieszkania nie dawał takiej możliwości - co rusz dochodziły jego uszu trzaski, huki i inne pierdoły, mącące ciszę i spokój. A gdy głowa Fausta pękała od kwestii nierozwiązywalnych czy zastanawiających, przychodził właśnie tutaj. Do, jak sam to nazywał, Cichego Pustkowia, jego jedynego przyjaciela.
Białe włosy tworzyły wokół jego głowy zabawną aureolę, kiedy wspinał się po rozmaitych pagórkach ku swojemu ulubionemu miejscu, a wiatr stanowił dlań jedyną przeszkodę. W końcu dotarł do celu. Usiadł na jednym z najwyższej usytuowanych kamieni, krzyżując nogi, następnie wpatrzył przed siebie. Z tego miejsca miał doskonały wgląd na krajobraz i to, co rozpościerało się tuż przed jego oczyma. Desperacja, a także zalążek Świata-3. Spoglądał na to przez chwilę z beznamiętną twarzą, po czym zwrócił swoje spojrzenie z powrotem ku książce. "Minąć drzwi. Ulica. A po­tem już nic. Pustka." Ponownie oderwał się myślami od książki, dryfując nimi swobodnie i pozwalając im przybierać dowolne formy. Może i był samotny. Może nie czuł się z tym najlepiej. Ale to dzięki owej pustce, dzięki temu odosobnieniu i braku przywiązania mógł poczuć, że był osobą aż do granic zwątpienia. Kimś małym, a zarazem wielkim. Po prostu kimś. I niech książki i wiatr mu towarzyszami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.05.14 22:50  •  Ciche pustkowie Empty Re: Ciche pustkowie
….......Butterfly zmierzył ponurym spojrzeniem cholerną pustkę przed sobą. Miał kogoś ze sobą brać na wyprawy, ale coś mu nie wyszło. Ale to nic, to nic, tym razem pamiętał drogę powrotną. Naprawdę. Słowo harcerza, którym Dalemir nigdy nie był. Mniej więcej pamiętał. A przyszedł po to, by... chyba tym razem po prostu musiał się przejść. Obejrzeć poszczególne widoki. Przeanalizować. Sprawdzić, które miejsca są w miarę bezpieczne, a które nie. Gdzie można znaleźć coś przydatnego, a gdzie nie bardzo.
Tymczasem tutaj było cicho... w ten taki dość nieprzyjemny sposób. Poza tym poruszanie się w tym miejscu mogło być dość ryzykowne, biorąc pod uwagę fakt rozmieszczenie sporych skał, głazów, itd. oraz siłę wiatru. A mężczyzna nie zamierzał zginąć przez przygniecenie czy równie durny przypadek.
Szedł, w sumie nawet nie patrząc pod nogi, a rozmyślając nad wszystkim, a jednocześnie nad niczym. Po prostu pogrążył się we własnych myślach, skacząc z poszczególnych sytuacji do innych. Wspominając to i owo. Póki co nikogo nie widział, a najpewniej nie chciał widzieć. Ostatnimi czasy i tak wszystko po kolei było przepełnione nerwami, ale cóż, takie zalety bycia człowiekiem w Desperacji. Nie ma problemu? A gdzie tam, zaraz jakiś się znajdzie. Jakby mało było, że powinno się uważać na każde słowo (tego nie robi), uważać na każdego (tego też nie robi) i najlepiej byłoby kłaniać się wszystkim i błagać o życie (tego tym bardziej nie robi) to jeszcze z reguły trzeba było latać w tą i z powrotem, jak cholerny koliber, w poszukiwaniu tego i tamtego, bo ktoś jest ranny, bo kogoś trzeba pozszywać, po kogoś pożarto... ale koniec końców mężczyzna nie narzekał i narzekać nie zamierzał. Jego wybór, jego decyzja, nie będzie się teraz przecież nad tym użalać, czyż nie? Zachciało mu się zbawiać – zbawiał. Czy też raczej, zachciało mu się ratować żywoty – ratował, o ile mógł. Gdyż niestety cudotwórcą nie był. No ale takie życie, nieprawdaż?
No, koniec tej dywagacji, tak więc wracając do obecnej sytuacji (nie ma to jak przypadkowe rymy) mężczyzna w końcu podniósł głowę do góry i zatrzymał się gwałtownie, po czym obrócił. Cóż, przeszedł całkiem spory kawałek, poniekąd przez całkowity przypadek. A jak na razie ani żywej duszy. A przynajmniej tak na razie mu się wydawało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.05.14 20:36  •  Ciche pustkowie Empty Re: Ciche pustkowie
Sam Bóg pogubiłby się w obliczeniach czasu, jaki Faust spędził w obrębie pustkowia. Kilkanaście minut, czy może należałoby powiedzieć - "godzin"? Tak czy inaczej, wodził bezustannie spojrzeniem po kolejnych linijkach tekstu, raz po raz spoglądając przed siebie i próbując ubrać swe myśli w słowa. Te jednak zdawały się nie reagować na rozkazy albinosa - żadna z nich nie znalazła swego miejsca na śnieżnobiałej kartce papieru, którą w pewnym momencie wyciągnął przed siebie. Pustka. Dominowała nawet w tak trywialnych czynnościach. Niezrozumiana, cholerna pustka.
W pewnym momencie, gdy przesuwał spojrzeniem po elementach nieożywionej przyrody znajdujących się dookoła, zauważył majaczącą w odległości kilkunastu metrów postać. Jego powieki zmrużyły się samoistnie, a w oczach pojawił cień zaciekawienia. Zdziwił się. Tym bardziej, że od lat nie widywał tutaj nikogo, a tę osobliwość widział na oczy po raz pierwszy. Był jedynym, który o tym miejscu pamiętał i przychodził do niego w odwiedziny, choćby personifikacja rozsądku wielu popukałaby się palcem w głowę. Ach, ten Faust. Właściwie poczuł się równie zaintrygowany, co rozczarowany. Myślał, że znajdzie pożądane osamotnienie (jakby to istniejące wewnątrz niego nie było wystarczające), a otrzymał przypadkowe towarzystwo. Jeśli istniał Bóg, pewnie miał niezłe poczucie humoru. Wiedział, że mężczyzna nie zorientował się o jego obecności, toteż przez dłuższy czas wahał się, czy pozostać w ukryciu, czy zaskoczyć ciemnowłosego. W końcu zdecydował.
- Nic tutaj nie znajdziesz - powiedział to głosem, który miał zaznaczyć, iż jego słowa były jedynie stwierdzeniem faktu. Jego wargi wykrzywiły się w nieznacznym uśmiechu, a łokieć ułożył wygodnie na kolanie, pozwalając podbródkowi oprzeć się o bladą dłoń. Baczne spojrzenie Hiro wciąż obserwowało już zaznajomionego z jego obecnością mężczyznę. - To spuścizna, w dodatku zapomniana. Chyba że właśnie tego szukasz, mój towarzyszu.
Kącik bladych warg uniósł się zawadiacko, a jedna z brwi uniosła ku górze. Wypowiedziane zdania zawierały w sobie metaforę. Wystarczyło ją dobrze zrozumieć, by odkryć, że poniekąd Faust rozprawiał także o sobie. Zapomniany, opuszczony, nic nie znaczący; takie tam duperele. Kwestią zastanawiającą było jedynie to, czy to on był autentycznie celem poszukiwań mężczyzny. Dłońmi wyszukał dyskretnie sztyletu, muskając opuszkami palców jego rękojeść. Ostrożny zawsze ubezpieczony - czyż nie tak brzmiało to popularne przysłowie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 05.05.14 15:07  •  Ciche pustkowie Empty Re: Ciche pustkowie
…..........Niespodzianka! A jednak Butterfly nie był tutaj sam, tak jak myślał i miał nadzieję, że jest. Nie poszukiwał towarzystwa, miał go wręcz na pęczki w organizacji. Co z tego, że z reguły były to iście doborowe osoby... w pełni wystarczyły by zapewnić swoistego rodzaju komfort psychiczny i spełnić jeden z wielu warunków potrzebnych do przeżycia i niezwariowania w takim, a nie innym świecie.
W takim wypadku po prostu westchnął subtelnie, odwracając się w kierunku, skąd usłyszał nieznany głos. Rozłożył ręce, uśmiechając się z cieniem ponurego rozbawienia w oczach, w myślach rozważając zaistniałą sytuację.
- Cóż... nie, nie tego szukam. Tak generalnie niczego nie szukam, bo z reguły źle to się kończy – przewrócił oczami, siadając na pierwszym lepszym kamieniu.
Jeszcze tego mu brakowało do kolekcji sytuacji kłopotliwych albo zagrażających życiu. Naprawdę, zero instynktu samozachowawczego, Butterfly. Wypadałoby chociaż otaksować wzrokiem nieznajomego, zanim się usiądzie i zanim się pokaże, że nie ma się przy sobie broni, a przynajmniej nie jest ona widoczna. Jednak jak dobrze wiemy, czasami mężczyzna wpierw robi, a potem myśli.
- Dalemir Rashkovskiy, do usług – rzucił, odgarniając z czoła jakiś przydługi kosmyk włosów.
Przesunął powoli wzrokiem po całej sylwetce nieznajomego, oceniając na wszelki wypadek własne szanse. Był przyzwyczajony do szybkiej kalkulacji... na terenach Desperacji znalezienie kogoś obcego nie było zbyt trudne. A stracenie życia było jeszcze łatwiejsze. Ot, jesteś słaby - giniesz. Prawo dżungli. Ewentualnie w błyskawiczny sposób trzeba nabyć nowych umiejętności. Zresztą, bez różnicy, koniec niepotrzebnej dywagacji.
- Długo tu siedzisz? - spytał się, ręce trzymając płasko położone na kamieniu.
Przecież nie trzeba każdej potencjalnej osoby traktować od razu jako wroga... a przynajmniej Butterfly nie miał z takim negatywnym przewidywaniem większego problemu. Nie był ani optymistą, ani pesymistą.

// Wybacz za ten zastój i za krótki post. Tak jakoś się zagapiłam
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.05.14 20:23  •  Ciche pustkowie Empty Re: Ciche pustkowie
Ach... Więc to tak? Faust przekrzywił delikatnie głowę, pocierając kciukiem krawędź ostro zarysowanej szczęki. Teraz, gdy mężczyzna zwrócił się wprost do niego, białowłosy miał okazję dokładnie przeanalizować (oczywiście tak, jakby był on jedynie obiektem badawczym) jego sylwetkę oraz wyraz twarzy. Ogólny wniosek? Nie wyglądał groźnie, a jego mimika i gesty sugerowały raczej pokojowe zamiary. Albinos westchnął cicho, po czym zdjął drugą dłoń z rękojeści sztyletu.
- Więc co tutaj robisz, panie... - Zmrużył powieki, słysząc dalsze słowa mężczyzny, włącznie z jego własnym przedstawieniem się. - ...Rashkovsky?
Wciąż siedząc ze skrzyżowanymi nogami na tym samym, zdaje się upatrzonym przez niego kamieniu, ponownie rzucił spojrzeniem na swego potencjalnego rozmówcę. Był przyzwyczajony do spotykania na terenach Desperacji ludzi różnych narodowości, lecz po raz pierwszy miał do czynienia z osobą o słowiańskich korzeniach.
- Rosjanin, tak? - upewnił się, czy raczej wymruczał, zamykając ostatecznie książkę i niespiesznie chowając ją do kieszeni plecaka, który wziął ze sobą. Po zakończeniu tejże czynności wstał, ostentacyjnie otrzepując spodnie, po czym wyprostował się i spojrzał z lekkim uśmiechem na nowo poznanego mężczyznę. - Przykro mi, ale urządzenie zwane zegarkiem aktualnie nie istnieje w odmętach moich kieszeni. Czyli, ogólnie rzecz biorąc, nie mam pojęcia.
Wzruszył ramionami beznamiętnie, zeskakując zwinnie z kamienia i spoglądając na Dalemira spod przymrużonych powiek. Spotkanie tutaj kogokolwiek, tym bardziej nienastawionego na coś konkretnego, wydawało mu się co najmniej dziwne, w dodatku o tej porze trudno było spodziewać się kogokolwiek. Z drugiej jednak strony tylko Słońce powiadamiało go o obecnej godzinie. Mógł stracić rachubę czasu. Co zatem stwarzało jego awersję do przeliczania czasu? To, że mimo jego znajomości nie można było zrobić nic. Choćby wpatrywano się w tarczę tego urządzenia niebotyczną ilość czasu jak wół na malowane wrota, wskazówka wciąż będzie posuwała się naprzód. Tik-tak. Nawet mimo to Hiro posiadał telefon komórkowy i uznawał go za potrzebny do celów zawodowych. Tylko w tych godzina grała tak ważną rolę. A teraz, gdy, kolokwialnie mówiąc, zbijał bąki na jakichś pustkowiach i nie męczył swego umysłu niepotrzebnymi zleceniami, po co miałby mierzyć czas? Przecież się tylko relaksował. Po prostu.
- Mów mi Faust - dodał jeszcze, wyprzedzając domniemane pytanie towarzysza. Odgarnął biały kosmyk za ucho i wpatrzył w usłane chmurami niebo. - Nie czytasz książek, prawda?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.05.14 22:24  •  Ciche pustkowie Empty Re: Ciche pustkowie
.......Zdecydowanie Butterfly nie wyglądał groźnie... nie oszukujmy się, to nie jego bajka. Umiał się obronić, jednak przeciwko wyszkolonej osobie... z tego co dobrze wiemy, jego szczęście ostatnimi czasy było na wyczerpaniu.
- Rashkovskiy - poprawił drobny błąd przy wypowiadaniu jego nazwiska - rozmyślam, patrzę, analizuję, poznaję teren. Powiedzmy, że robię zarówno wszystko, jak i nic.
Też fakt, narodowość typowo słowiańska była tutaj dość rzadka. Dodatkowo Rosjanin biegle znał swój ojczysty język, a także podstawy samego języka polskiego, co dawało mu swoistego rodzaju przewagę. Mógł kogoś opieprzyć w dowolny sposób po rosyjsku i uniknąć konsekwencji, bo z reguły nikt go wtedy nie rozumiał.
- Owszem - mruknął, odrzucając pokusę, by powiedzieć to i owo w ojczystym języku.
Teoretycznie ponad połowa wypraw Bernardyna nie miała sprecyzowanego celu. Z jednej strony miał dobrą pamięć, a z drugiej takie "drobnostki" w typie, "po to cholerstwo się stamtąd ruszałem" wychodziły mu z głowy. Za to mógł się pochwalić wyczuciem czasu, bo zawsze jak zaczynano go szukać, magicznym sposobem przypominało mu się, czego szuka i udaje mu się wrócić szczęśliwym, z danym znaleziskiem do domu.
Przymknął oczy, nie zważając na nieprzyjemną i dającą się we znaki pogodę. Wiatry, deszcze, dziwne anomalia pogodowe były raczej na tyle częste w Desperacji, że mężczyzna dawno przestał zwracać na to wszystko uwagę. Trzeba się było dostosować i nie ma zmiłuj. To nie bajka w Mieście -3, tylko życie na cholernym pustkowiu. Bywa. Ponoć nic nie dzieje się bez powodów, aczkolwiek Bernardyn wątpił w to, że Niebiosa mają dla niego zadanie. Przeżyć. Oto główny cel każdego, nawet z pozoru niepotrzebnego stworzenia na tej planecie. Skończmy jednak już z tą dywagacją.
- Powiedziałbym, że miło mi Ciebie poznać, ale nie jestem jeszcze tego pewien - powiedział, łypiąc na niego z lekka rozbawionym spojrzeniem - nie... nie bardzo jest na to czas, poza tym rzadko można znaleźć coś ciekawego.
Co najwyżej jakąś książkę o chorobach, czy też dotyczącą ogólnie medycyny, którą raz na ruski (o paradoksie) rok udaje mu się zdobyć. Po raz kolejny od paru lat Rosjanin trafił na jakieś ciekawsze towarzystwo, które nie próbowało od razu skręcić mu łba. To było dość budujące i potrafiło pozytywnie nastawić myśli. A może po prostu to on miał specyficzny styl rozumowania. Jednak to i tak nic nie zmienia. A przynajmniej w tej chwili.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.05.14 21:39  •  Ciche pustkowie Empty Re: Ciche pustkowie
Faust przekrzywił głowę z zaciekawieniem, a niebieskie tęczówki powędrowały wzdłuż sylwetki towarzysza.
- Pojęcie "wszystko" oraz "nic" ma bardzo szeroki zakres, mój drogi. W dodatku jedno wyklucza drugie, czy nie wiesz? - powiedział beztroskim tonem, wciąż przyglądając się swojemu rozmówcy. Dawał mu koło trzydziestki, lecz jego oczy wydawały się Fujimakiemu dziwnie... Doświadczone? Pewnie ciężki zawód - wydedukował, rzucając spojrzenie także na ubiór Dalemira. Nic nadzwyczajnego, choć wskazywał na dosyć buntowniczą naturę tego osobnika. I nie, nie był Wymordowanym. Był najzwyklejszym na Świecie, zupełnie niewyróżniającym się z tłumu człeczyną. Ciekawe, co robił w Desperacji. Nie widział go nigdy ani u swoich, ani gdziekolwiek indziej. Ba, kiedykolwiek.
Mimo ciekawości, nie zadał żadnego pytania, które mogłoby tej kwestii dotyczyć. Zamiast tego, stojąc parę metrów przed mężczyzną, Hiro podrapał się po policzku i spojrzał raz jeszcze na niebo. Wyglądało na to, że w ciągu najbliższych kilkudziesięciu minut dyskutantów miały (nie) zaskoczyć obfite opady, które ciążyły po wewnętrznej stronie chmur i kierowały swój zwrot prosto na Ziemię. Białowłosy również traktował takie zjawiska z należytym przyzwyczajeniem. Dziewięćdziesiąt cztery lata nauczyły go, że, primo, nie należy irytować się na pogodę, a secundo - nie podporządkowywać pod nią czegokolwiek i wystrzegać się oddziaływania tejże "pani" na własne plany bądź decyzje.
- Poczekamy, zobaczymy - odparł jedynie beznamiętnie, zbywając jego słowa wzruszeniem ramion. Nie ma na to czasu? Trudno znaleźć coś ciekawego? Faust przyjrzał mu się nieco uważniej, mrużąc podejrzliwie powieki. Dla niego książki były czymś wyjątkowym i o niezaprzeczalnie większej wartości niż niejeden człowiek. Stanowiły jedyne źródło prawdy i poznania, które potrafiły usatysfakcjonować żądzę wiedzy mordercy. A więc, tak jak już wiele razy zdążył się przekonać, był inny we wszelkim tego słowa znaczeniu. Być może posiadał największą bibliotekę książek zapomnianych i utraconych ze wszystkich mieszkańców tego miasta-widmo? - A lubisz?
Zapytał, jeszcze nie uważając wszystkiego za stracone. Czy oceniał mężczyznę na podstawie jego erudycji? Nie mógł zaprzeczyć. Jego opinia kształtowała się z czasem, w miarę odsłaniania kolejnych faktów z życia nowo poznanej osoby. Jeśli coś Faustowi nie pasowało, owa pula "dobrego zdania" zmniejszała się. I tak było za każdym razem. Niezmiennie.
- Kim jesteś, drogi Dalemirze? - zmienił niechętnie temat, istotnie będąc ciekawym odpowiedzi na zadane pytanie. Od samego początku zastanawiał się, czy ów człowiek jest neutralny, ma powiązania z S.Spec czy może należy do którejś z organizacji na terenie Desperacji. Spierzchnięte wargi Fausta zostały nawilżone koniuszkiem języka. No cóż. Wypadało jedynie czekać. "Przeklęty bądź, ze­garze, w którym czas nie może być cofniony. "
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.05.14 21:44  •  Ciche pustkowie Empty Re: Ciche pustkowie
.......Wargi Bernardyna wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu, gdy usłyszał słowa nieznajomego. Coraz to ciekawszych ludzi napotykał w Desperacji. Czyżby coś zaczynało się zmieniać? Pewnie nie, ale po paru monotonnych latach ma się na to nadzieję.
- I o to właśnie chodzi, gołąbku. Jedno i drugie doskonale opisuje to, co robię, nawet jeśli wzajemnie się wykluczają. Wszystko zależy od sposobu myślenia i tego, jak się patrzy na świat - odgarnął z czoła jakiś przydługi kosmyk włosów, starając się utrzymać kontakt wzrokowy z rozmówcą.
Był przyzwyczajony do tego, że oceniano go przez wygląd. Miał nieco buntowniczy charakter, temu nie można było zaprzeczyć, był też zacięty, za dużo gadał (zarówno suchym, medycznym żargonem, który można by skrócić, jak i w momentach, gdy powinien się zamknąć) i niewątpliwie zbyt łatwo ulegał emocjom. Cóż, niby nie lekarz od pierwszego wejrzenia, aczkolwiek choć cudotwórcą nie był, na swojej robocie się znał. On sam starał się nie oceniać kogoś po zewnętrznej postawie, gdyż za często wtedy na język cisnęły mu się złośliwe komentarze. A ich było lepiej nie wypowiadać w trakcie pierwszego spotkania.
Książki. Piękna rzecz. Jednak i tak wszystko zależało od człowieka, który ją stworzył. Jaki ma styl pisania. Jakie pokazuje nam poglądy. A prawda... prawda w literaturze jest pojęciem względnym.
- Lubię, bo czemuż miałbym nie lubić? - powiedział, wolno wymawiając poszczególne słowa.
Przymknął brązowe oczy, nie pozwalając sobie jednak na stracenie czujności. Owszem, był zwykłym człowiekiem, jednak pomimo swoich dość licznych słabości potrafił się bronić... w końcu w innym wypadku nie przeżyłby na dość ponurych terenach Desperacji. Kolejne pytanie sprawiło, że przez chwilę zastanawiał się nad odpowiedzią.
- Nikim ważnym. Nie nazwiesz mnie cudotwórcą, czy też kimś nadmiernie uzdolnionym. Nastawiam kości, zszywam tkanki, tamuję krwawienie. Z powołania jestem lekarzem chirurgiem, jednak Desperacja wymusza też znajomość innych dziedzin medycyny w chociaż minimalnym stopniu - rzucił, a przy odrobinie drobnych chęci można było się tego i owego domyślić, w końcu mało kto na stale mieszka w tym pustkowiu - a ty? Kimś jesteś, Fauście?
Bernardynowi chwilowo się nigdzie nie śpieszyło, koniec końców nawet nie był pewny, kiedy wyruszył. Pojęcie stresu było mu rzecz jasna jako tako znane, jednak Dalemir nie odczuwał go już nadmiernie często, jak było na samym początku. Ludzie się zmieniają.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.05.14 22:41  •  Ciche pustkowie Empty Re: Ciche pustkowie
Z braku żadnej innej czynności, którą Faust mógłby wykorzystać do zajęcia rąk, uniósł je ku górze i zaczął lustrować spojrzeniem, oceniając bladość, smukłość oraz perfekcyjność krótko obciętych paznokci. Z zewnątrz wydawało się, że skupiał się tylko na tym, lecz wewnątrz białowłosy spokojnie analizował i przetwarzał słowa usłyszane z ust Dalemira. Perspektywa. Więc według nowego znajomego to od niej zależało postrzeganie wszystkiego i wszystkich? Hiro rzucił spojrzenie spod białych rzęs ku swojemu towarzyszowi, a jego wargi wykrzywiły się w kącikach ku górze. Nie zwrócił szczególnej uwagi na określenie, którego użył w jego kierunku Rosjanin. Najprawdopodobniej nawet go nie zauważył.
- Ale niezależnie od spojrzenia świat jest jednym wielkim paradoksem, co zresztą potwierdza Twoje domniemane zajęcie. Zestawienia sprzeczności i absurdów - to pewnik. A mimo wcześniejszych słów określasz go mianem sposobu patrzenia. To też pewien paradoks... Prawda? - zapytał cichym, nieco konspiracyjnym głosem Faust, odwracając wzrok na otaczającą ich oboje przestrzeń. Wiedział, że ma rację, lecz nie był w stanie odpowiedzieć, czy mówił do mężczyzny czy do siebie. - Jest wiele osób nielubiących książek. Spytaj przeciętnego mieszkańca Desperacji i się dowiesz. Nawet jeśli są dosyć inteligentni, literatura ich nie ciekawi.
Odpowiedział na następne słowa Dalemira, po czym sięgnął po paczkę papierosów z kieszeni, biorąc jednego losowego przedstawiciela między palce i niespiesznie odpalając. Zaciągnął się mocno, by po chwili wypuścić spomiędzy warg parę obłoczków siwoszarego dymu.
Dla Fausta nie istniał żaden nabyty w czasie edukacji zawód, a mimo to jego wiedza była - bez fałszywej skromności - bardzo duża. Dotyczyła ona nie tylko chemii, która była poniekąd także jego pasją, ale i broni białej czy anatomii człowieka. Wszystko, co było konieczne dla jego zawodu jako płatnego zabójcy. Lecz, jak zapytał Dalemir, czy mógł się z nim utożsamiać? Był kimś?
- Tak - odparł beztrosko, podchodząc do swojego towarzysza bez jakichkolwiek środków ostrożności, które w miarę upływu rozmowy odrzucił z puli zamiarów. Po raz kolejny zaciągnął się esencją tytoniu i po raz kolejny oddał w powietrze niezdrowy dym. - Jestem marzeniem ściętej głowy, ponurym żniwiarzem bez kosy na tyle wybrednym, że wybierającym swe ofiary na podstawie kilku istotnych kryteriów. Jestem śmiercią, która cały czas obserwuje i namierza na swój fikcyjny radar, przyjmując zgłoszenia od samego Boga lub Szatana.
Ot, zagadka. Ciekawe, czy mężczyzna domyśli się, co ma na myśli. Ich profesje różniły się od siebie diametralnie - yin i yang. Biel i czerń, a mimo to skąpani w odcieniach szarości. Jeden ratował życie, drugi je odbierał. To dopiero ciekawe! A więc miał poniekąd rację. Przyjrzał się raz jeszcze swemu rozmówcy i istotnie, zauważył w nim cechy typowe dla lekarzy, w tym owe doświadczone spojrzenie przewyższające ukończony wiek. Oprócz tego był bardzo zainteresowany interpretacją mężczyzny na temat tej pseudo-zagadki. Czas upływa. Tik-tak.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.05.14 22:59  •  Ciche pustkowie Empty Re: Ciche pustkowie
........Owszem, mężczyzna w sumie nie zwracał uwagi na to, jak nazywał innych. Gołąbku, przylgnęło do każdej osoby, jaką znał, a Bernardyn nawet nie pamiętał, skąd to się wzięło. Nie przejmował się tym, że mogło brzmieć to dość poufale i nie każdy sobie tego życzy, ale w końcu jego instynkt zachowawczy od dawna mocno kulał.
- Jak sam mówiłeś, cały świat jest jednym wielkim paradoksem. Życie również. Więc dlaczego moje słowa miałyby być czymś innym? - rzucił tonem zabarwionym lekkim rozbawieniem - cóż, większość z nich pewnie nie myśli nawet o książkach, bardziej koncentrując się na przeżyciu.
Wzruszył delikatnie na sam koniec ramionami, cały czas obserwując uważnie Fausta. Nie miał w nawyku oceniania kogokolwiek na pierwszym spotkaniu, zawsze wolał z tym poczekać, by potem nie musieć zmieniać o kimś opinii. Każdy człowiek miał to do siebie, że różnie zachowywał się w poszczególnych sytuacjach.
- Jesteś najemnikiem? - zmarszczył lekko brwi, wypowiadając pierwszą myśl, z jaką skojarzyły mu się słowa niespodziewanego towarzysza.
Tik tak, tik tak... Bernardyn trawił wypowiedziane przez siebie słowa, analizując je, rozkładając na czynniki pierwsze. Myśląc, czy nie powinien dłużej zastanawiać się nad słowami, które wypowiedział.
Chociaż niewątpliwie taka sytuacja była dość ciekawa, to jednak mimo wszystko mogła wiązać się z... konfliktem interesów? Mniejsza z tym, Butterfly i tak nie bardzo tym się przejmował.

// Krótko, bo nijak mi tutaj wchodziło rozpisywanie się
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 14 1, 2, 3 ... 7 ... 14  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach