Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje


Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 27.02.20 13:36  •  Uczta Myśliwych [Event Łowców]  Empty Uczta Myśliwych [Event Łowców]
Uczta Myśliwych [Event Łowców]


    Kubek lata z rąk do rąk — a gdzie ust się dotknie, tam głos się wydobędzie, groźba, przysięga lub przekleństwo. — On lata, zawraca, krąży, tańcuje, zawsze pełny, brzęcząc, błyszcząc, wśród tysięcy. — Niechaj żyje kielich pijaństwa i pociechy!


  Cisza gromadzi się nad stołami niczym wrony i kruki, ale tym razem padlinożercy odejdą od stołu głodni. To zmrok myśliwych, noc łowców — dziedzictwo protoplastów w postaci wielkiej uczty. Stoły uginają się pod ciężarem zdobyczy i łupów, bogactwo chlupoce w naczyniach, ściany drżą pod wpływem scalonego w jeden głosu.
  — Przodownicy byliby dumni, mogąc zobaczyć, co udało nam się tu stworzyć! — Kielich wędruje ku górze. Sala zamiera w pełnej napięcia ciszy. — Nawet oni nie byli tak liczni, tak zdeterminowani, tak bliscy osiągnięcia celu!
  W mroku ich oczy jarzą się w najszlachetniejszym szkarłacie, pazury drapią niecierpliwie o blat, szmer wzmaga się z każdą sekundą. Główna sala przypomina gniazdo os gotowe rozpierzchnąć się w postaci wściekłej chmury, jeżeli ktoś ośmieli się przeszkodzić w świętowaniu.

  — Pierwszą Ucztę Myśliwych rozpoczęła Trójka. To oni świadomi prawdy pozwolili idei rebelii zrodzić się w ich sercach. Ci, którzy śmią myśleć inaczej, niż chce tego rząd, są traktowani jak zwierzyna łowna! Dlaczego garść ma dyktować masie, jak powinna myśleć?  


  "Za bezpiecznym murem nie ma życia"
  — Odrzucili pomoc aniołów, bo boją się, że ludzie zaznawszy dobroci skrzydlatych przestaną czcić jedyną słuszną władzę. Zaniechają strachu przez nieznanym, bo dostrzegą urodzaj Edenu, którego odmawia im dyktatura. Rząd kryje przed mieszkańcami wymordowanych, a przecież my, każdy z naszej trójki zna przedstawicieli tej rasy. My, którzy odważyliśmy się wychylić poza betonową klatkę wiemy, że ofiary wirusa nie różnią się wcale od nas samych. Ich ciała dostosowały się do warunków, ich umysły bliskie zwierzęcym walczą o przetrwanie. Wojsko zapuszczające się za mury spotkało ludzi żyjących poza ich wpływami i odkryli, że w odróżnieniu od ludności w murach desperaci są wolni. Żyją i umierają tak, jak chcą, a nie tak, jak każą im Dyktatorzy. I tego się zlękli - myśli, że ludzie zapragną kiedyś odzyskać wolność, którą utracili.


Mówił Przewodnik.


"Na wirusa X nie ma i nie będzie lekarstwa"
  — Mając przed swoim nosem antidotum na zarazę postanowili uznać jej użycie za zbrodnię. Przestraszyli się, że Czerwinka, która pozwala organizmowi pozbyć się wirusa, wzmacnia ciało i otwiera umysł, wyzwoli ludzi od ich wpływów. Mieszkańcy przestaną być zależni od garści szaleńców, którzy sami wynieśli się na piedestały. Skazali ludzi na zagładę dla swojej chorej satysfakcji i wmówili im, że ci o czerwonych oczach to mutanci, a nie ludzie odporni na zarazę.


Powiedział Lekarz.


"Tylko dzięki nam żyjecie bezpiecznie i sprawiedliwie"
  — Tak pewnie mówili Dyktatorzy, kiedy mordowali dzieci i starszych aby wzmocnić wzmocnić swoją władzę. Kiedy ich wojsko o wypranych mózgach strzelało do swoich rodzin dotkniętych zarazą. Kiedy mundurowi grabili, gwałcili i mordowali desperatów żyjących w spokoju daleko poza granicami murów. Stworzyli miraż utopii, którego fundamentem są trupy ludzi posiadających własną wolę.


Rzekł Polityk.


  — Nie będzie potęgi poza naszą. Nie przetrwa życie oparte na innych zasadach. Żaden człowiek, który nie podporządkuje się władzy nie przeżyje! Krzyczały pokolenia dyktatorów, a mimo to jesteśmy tutaj. Słabi, ubodzy, martwi? Tylko w kłamliwych słowach zapatrzonych w siebie władz, ale z ust łgarzy wypływa tylko trucizna.
  Ciepło płonących pochodni rozgrzewało w tę zimową noc wielką salę, w której ustawiono stoły i ławy, wniesiono wielkie gary, blaty zapełniono każdym rodzajem jedzenia i picia. Dla nikogo niczego nie zabraknie. Każdy będzie mógł napełnić żołądek, ogrzać się, celebrować w gronie towarzyszy broni, śpiewać i tańczyć do utraty tchu.
  To dobra noc, aby powspominać, pochwalić się swoimi dokonaniami, świętować awanse i pożegnać poległych w boju. Czas, żeby się wykazać w próbie strzeleckiej Wielkich Łowców, zabawić treścią ścierwowróżb, przestrzelić łeb nagiego zdjęcia Dyktatora. To chwila, aby dobrze się zabawić.


— W Uczcie może brać udział każdy Łowca, poza oczywiście postaciami, które od dawna posiadają rangę dezertera.
— Wszystko odbywa się na zasadzie "zrzuty". Aby wejść na Ucztę musisz coś ze sobą przynieść. Jedzenie, alkohol, paczkę papierosów, ciepłe kapce ze świątecznego losowania. Nie musi być to nic cennego.
— Z czasem pojawi się więcej atrakcji. Strzelanie do zdjęć dyktatora, ścierwowróżby, chrzty i pożegnania. W niektórych mogą pojawić się także nagrody dla najaktywniejszych i najlepszych. Szczegóły będą później.
— Nie ma kolejki, możecie obrzucać się postami bez limitu. Starajcie się jednak pisać krótko.


Uczta właśnie się rozpoczęła!



                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Uświnionym nie wypadało pojawiać się na tak ważnym wydarzeniu. Długie przebywanie na Desperacji by wytropić tchórza, który zdradził swoich kompanów podczas misji, zrobiło swoje. Miał wrażenie, że nigdy nie domyje swoje ciała, a po przygodzie z łuskowicą unikał wszystkiego, co tylko kojarzyło się z pomarańczami. Częściej też chodził przez to głodny. Nie orientował się teraz, co właściwie działo się wśród łowców, czy ruszyły się ich większe plany i czy nadal mogli być bezpieczni w kanałach. Kompletnie był do tyłu z informacjami, ale o Uczcie nie było jak zapomnieć. Pomimo młodego stażu, z łatwością przyswoił nie tylko zasady, ale i daty. Po zapoznaniu ze swoim ostrzem dezertera, inna możliwość nie wchodziła w grę, bo zmienił się on w oszalałą bestię, pospieszył się jak tylko mógł by wrócić do łowczego podziemia. Na miejscu trwały już przygotowania w których niewiele zrobił, ale za to załatwiał coś z M3, gdy była taka potrzeba.
Wraz z nadejściem nocy udał się wraz z innymi na ich uroczystość. Nie miał za wiele do zaoferowania, więc sięgnął po swoje zapasy nadziewanych żelek i cukierków. Miał nadzieję, że to wystarczy na wstęp. Rzucił rzeczy na stół na który mu wskazali i przygarnął jeden z kielichów. Kiwnął krótko głową na słowa pierwszego toastu, a potem całą uwagę poświęcił Trójce. Tutaj żadne z nich nie musiało się kryć. Przewodnik. Lekarz. Polityk. Najbardziej dotknęło go to, co powiedział Polityk. Było to dla Itachiego najbardziej znaczące i warte zapamiętania.
Dawno nie jadł niczego porządnego, dlatego sięgnąć chętnie po tradycyjne pierożki, które następnie zalał bulionem. Trzeba było się najeść.





  
                                         
Itachi
Kat
Itachi
Kat
 
 
 


Powrót do góry Go down

 Ucztowanie ledwo się rozpoczęło, a on miał wrażenie jakby impreza trwała już dobre kilka dni. Wszystko za sprawą porannego przytaszczenia do łowczych kuchni desperackich zdobyczy w postaci upolowanych dwóch alpak i trzech pand. Oby desperackich, bo mimo podejrzeń, że obrabował miejskie zoo zbył wszelkie pytania milczeniem i nawet nie potwierdził, że zwierzaki ma zza muru. Podobnie jak zbył złośliwe docinki, że z takim rozmachem powinien zostać zaopatrzeniowcem. Wiedział, że łowcy jeszcze długo będą pamiętać o jego degradacji.
Ja pierdole, jedną wziąłem, bo u nas nie ma żadnej. Już nie bądź taki chytry, nie wychował cię SPEC – odwarknął się komuś, idealnie wpasowując się w czas jeszcze przed przemową, szybko przemknął między stołami, by zająć wcześniej upatrzone miejsce i odstawił podprowadzoną butelkę wódki z innego stołu tuż przed sobą.
 Nie minęła sekunda po zajęciu miejsca, gdy rozpiął bluzę i spod niej powyciągał jeszcze trzy inne butelki, które podsunął siedzącym najbliżej osobom. Jedna wylądowała przed Itachim. Boris dbał o swoich, a że strasznie wybiórczo to było już zupełnie inną sprawą.
 Lazarus nie wyglądał na szczególnie zaabsorbowanego przemową, zajęty bardziej namierzaniem najbliższego żarcia i ustawianiem go w myślach w odpowiednią już kolejkę, w której to wszystko wyląduje w jego żołądku bez dna. Mimo wszystko słuchał, bo podczas słów Przewodnika burknął niezadowolony.
Umierają bo mordują ich nasi sojusznicy, dla zabawy.
 Ktoś na szczęście zganił łowcę wzrokiem, więc nie kontynuował. Przynajmniej jeszcze, na trzeźwo.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

 Nie przyniosła wiele, bo też i niewiele miała do zaoferowania – cztery fotki Hadriana Moebiusa w rozmaitych stopniach negliżu, wyszperane gdzieś w darknecie, ot i wszystko – ale nikt nie kręcił nosem, bo przyszła jak zwykle gotowa do pracy. Tu pomogła coś przenieść, tam coś rozstawić, gdzie indziej stanęła na palcach, żeby zapalić wysoko umieszczoną pochodnię… Dobrze się czuła w tej roli – pomagacza, ogarniacza, przynieś-podaj-pozamiataj – znacznie lepiej, niż gdyby miała myśleć o sobie jak o pełnoprawnym uczestniku tej imprezy. Jak o prawdziwym Łowcy. Potrząsnęła głową, by wypłoszyć z niej tę myśl. Nie pora teraz na egzystencjalne rozważania, zwłaszcza, że w pomieszczeniu wypełniającym się powoli ludźmi dostrzegła właśnie jakieś znajome twarze.
 – Azarow-san, Itachi-san – przywitała się z nimi, składając przy tym lekki, uprzejmy ukłon. Przysunęła sobie krzesło i usiadła niedaleko nich; nie na tyle blisko, by sugerować jakąś szczególną zażyłość, ale i też nie na tyle daleko, by celowo okazać im brak sympatii; ot, mniej więcej na odległość wyciągniętego ramienia. Poszukała w głowie czegoś, co mogłaby powiedzieć, jakichś słów, które rozpoczęłyby luźną, przyjemną rozmowę, ale nie mogła ich znaleźć – jakby wszystkie uleciały nagle gdzieś pod sufit – więc po prostu milczała.
                                         
Nao
Wtyka     Zbuntowany android
Nao
Wtyka     Zbuntowany android
 
 
 

GODNOŚĆ :
Tanaka Risa / Generyczna Jednostka Konserwująca #1874 / Nao


Powrót do góry Go down

Powrót Lazarusa w ich szeregi, nadal pozostawiał niesmak w kacie, który nie miał do niego za grosz zaufania. Pamiętał jak blisko był próby załatwienia sobie zlecenia na niego. Zdrajcy byli dla mężczyzny nawet gorsi od desperackich szumowin, którzy w każdej chwili mogliby zagrozić mieszkańcom M3. SPEC to swoją drogą, ale oni mieli u Itachiego specjalnie wydzieloną kategorię. Nie spojrzał więc na butelkę, która stanęła przed nim, stwierdzając, że wódka nie była dla niego. Wolał tradycyjne trunki, nalewki tworzone wedle starych przepisów, przechodzących z pokolenia na pokolenie. Kwaśny posmak wdarł się do jego jamy, kiedy zacisnął szczękę. Palce zacisnęły się pewnie na pałeczkach, którymi sięgnął po pierwszego pieroga i wgryzł się w niego.
Jak zareagowałby łowczy organizm, gdyby jedna z nich znalazła się w czerwonym oku zdrajcy? Pewnym było, że coś większego musiało się zdarzyć, gdy kata nie było w kanałach, skoro Lazarus został z powrotem przyjęty w ich szeregi i siedział jak gdyby nigdy nic przy ich stole.
- Jakichś sojuszników trzeba sobie znajdywać, zwłaszcza, kiedy wśród nas znajdują się uciekinierzy - jego ton był neutralny, spokojny, jakby mówił o pogodzie. Sojusz z DOGSami wzbudzał sporo jego wątpliwości, ale nie był przecież od tego by oceniać, czy ta decyzja była słuszna czy nie. Podczas misji wykonywanych na Desperacji napatrzył się jednak wystarczająco, by wyrobić sobie dość konkretne zdanie. Przełknął resztę farszu i popił zupą. Miło ogrzała jego ciało. Kiwnął głową w stronę Nao. Pojawiła się w idealnym momencie.
Sam niezbyt był dobry w rozmowach, cisza mu nie przeszkadzała, więc kontynuował posiłek, nie mogąc się rozluźnić w towarzystwie Borisa Arazowa. Zgarnął włosy ze swojego czoła i dał za ucho.
                                         
Itachi
Kat
Itachi
Kat
 
 
 


Powrót do góry Go down

Ona też coś przyniosła, upolowała Alpakę błąkając się po Desperacji i z nalazła Krowę. Do tego jakiś alkohol. Nie kojarzyła nikogo ale Laz mówił jej że to tradycja łowiecka. Więc skoro była łowcą to nie miała zamiaru siedzieć w kwaterze. A nóż rozpozna kogoś albo chociaż pozna na nowo jakiś towarzyszy. Po ciężkim treningu musiała się odświeżyć, bo nie przyjdzie śmierdząca potem po wielogodzinnym machaniu katanami. Czuła się już nieco pewniej we własnej skórze. Okazało się że ma nawet dobrą kondycję, frustracja i wściekłość o nabawienie się amnezji jebnęła w kąt. Skoro próby przypomnienia sobie o swojej przeszłości spełzły na niczym, jedynie podsycając gniew to dała sobie z tym spokój.
Miała wyjebane na wszystkich którzy mieli o niej chujowe zdanie, że dała się złapać SPECom. Jak ktoś miał do niej problem, to powinien mieć jaja żeby powiedzieć co myśli w jej twarz a nie za jej plecami. Nie bała się konfrontacji, a już tym bardziej wyzwań.
Wzięła zimny, orzeźwiający prysznic i przebrała się w czyste ciuchy. Czarne bojówki z kieszonkami na udach i łydkach. Jasna szara koszulka na ramiączka, i czarna, dżinsowa kamizelka zapinana na guziki teraz była rozpięta kompletnie. Włosy miała związane w kucyka, jakieś pasma luźno zwisały po bokach twarzy, te za krótkie żeby załapać się na gumkę. Na dłoniach miała skórzane rękawiczki bez palców.
Weszła do szali luźno z dłońmi w kieszeniach rozglądając się po ogromnej sali. Za cholerę nie kojarzyła nikogo. Idąc między stołami dostrzegła Lazarusa, kącik ust się uniósł ku górze i ruszyła w jego stronę olewając wszystkich innych. Zaszła go po cichu od tyłu i znienacka uwiesiła się na nim, obejmując go wokół szyi w przyjacielskim geście. Chuchnęła mu przy uchu tylko po to żeby się z nim podrażnić. - Cud że jeszcze jest żarcie na stołach przy twojej obecności.. - mruknęła mu na uszko i oderwała się od niego równie szybko co do niego przed chwilą przylgnęła. Po czym usiadła na ławce obok niego i go szturchnęła lekko łokciem. - Wszyscy łowcy w jednym miejscu.. i taka impreza jest co roku? - spytała go nie witając się z nikim innym z prostego powodu. Nie pamiętała nikogo poza Lazem i Kami ale jej nie widziała nigdzie. - Jest tu ktoś kogo powinnam kojarzyć? - nie pytała szeptem. Nie wstydziła się swojego upośledzonego stanu. I tak większość łowców pewnie już wiedziała co ją spotkało. Nie musiała się nikomu tłumaczyć, a tym bardziej nie musiała nikogo przepraszać.
                                         
Angel
Wtajemniczona
Angel
Wtajemniczona
 
 
 

GODNOŚĆ :
Angel Lacour de Fanel


Powrót do góry Go down

  Salę przepełniał donośny gwar. Jej kroki ginęły w hałasie, dlatego wślizgnęła się do wnętrza niemal niedostrzeżona. Dobrze było raz na jakiś czas nie wzbudzać sensacji, chociaż i na to przyjdzie jeszcze moment. Oparła buta o skraj ławki i wbiła widelec w samotny kawałek udźca lamy na czyimś talerzu.
  ― Tłoczniej niż zazwyczaj ― skomentowała przeżuwając jednocześnie upolowany kęs.
  Vettori poprawił okulary, kiwnął nieznacznie głową. Cała reszta rozpierzchła się po sali dołączając do zabawy, ale on trzymał się kobiety jak cień. Nawet kiedy przypomniała mu, że dzisiaj ma wolne. Ukrywając nadgorliwość sięgnął po jakieś wolne naczynie zalewając je do czubka krystalicznym alkoholem.
  Przesunęła wzrokiem po zebranych. W gardle zbierał się ciepły śmiech, usta rozciągnęły się w zadowoleniu. Tu i tam kiwali do niej kolejni łowcy, z jednymi zamieniała kilka słów, z innymi dzieliła się uściskiem ręki. Co kilka stołów ktoś zapraszał ją do wspólnej biesiady, ale jednooka zamierzała tej nocy świętować ze wszystkimi.
  ― Jedzenia nie zabraknie, napełniajcie żołądki ― rzuciła ponad głowami zebranych przy jednej ławie łowców. Pokręciła widelcem na palcu i cisnęła nim w kawałek biszkopta. Mieli tu nawet ciasta? Jasna cholera, musiała dać podwyżkę kucharzom. ― Jeżeli na święcie ktoś plecie głupoty, to zatyka się mu usta jedzeniem. ― Odgryzła kawałek ciasta, a resztę przytknęła do ust Angel. Sięgnęła po butelkę przytaszczoną tu przez jedno z nich i pochłonęła kilka niewielkich łyków.
  Nie planowała upić się już na samym początku.
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

  Z prawej siedział dwumetrowy byczek, z lewej jego brat bliźniak goryl. Reoone wciśnięty pomiędzy te dwa czołgi z trudem sięgał do stołu. Nadal przeżuwał nerwowo słonego paluszka, którego upolował zanim pojawiła się reszta towarzystwa. Kilka okruszków padło na jego nowe spodnie, kiedy któryś z braci zarzucił sucharem i popatrzył na wymordowanego dla pewności, że ten się śmieje.
  ― He... hihi ― Wyszczerzył się czując presję. Ktoś przepychający się wąskim przejściem między ławkami przydeptał mu ogon.
  Muszę... muszę się im postawić, muszę...
  Byczek objął go ramieniem i wskazał pusty talerz.
  ― Te, młody. Co ty się tak wstydzisz? Weź coś sobie chapnij. ― Nie czekając na odpowiedź Loumy wsunął mu na talerz dwanaście faszerowanych kotlecików. Kot... kotleciki. Konegi wiedział co się tu święci. Ciekawe czy zrobiono go z tego królika, którego upolował w środę na granicy muru? Nie mógł przynieść ze sobą alkoholu, bo wszystko co posiadał skonfiskowali mu dorośli. "Wyglądasz na gówniarza, gówniarzu, daj mnie to tu".
  Chwycił talerz w obie dłonie i zaczął zlizywać sos z krawędzi talerza. Po co komu sztućce? Jeszcze przypadkiem dźgnąłby goryla w masywne ramię.
  To najwyraźniej uspokoiło braci, którzy pochłonięci głośną dyskusją nie zwracali już uwagi na wymordowanego. W czasie swojej dyskusji byli tak energiczny, że w końcu wypchnęli chłopaka z jego miejsca. Wycisnęli go z pomiędzy siebie jak pryszcza, a Louma, który trafił znowu na wąskie przejście wcale nie narzekał. Chwycił talerz i nawiał.
  Zgarbiony przeczesywał kolejne ławki poszukując wzrokiem kogoś znajomego.
                                         
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Konegi Louma, Reoone, Lwiątko


Powrót do góry Go down

 Dookoła zaczynało zbierać się coraz więcej osób, a co gorsza osób które znały Borisa nieco bliżej niż szary łowczy tłum. To skutecznie ostudziło jego zapędy do mimowolnego zasiania chaosu. Nao była idealnym katalizatorem, a jej ukochane przez łowcę powitanie całkowicie odwróciło uwagę od Itachiego. Boris posłał mu jedynie sugestywne poruszenie brwiami. Wyłapał aluzję, ale jednocześnie wiedział, że już teraz nikt nie może mu nic zrobić.
To jak Nao, możesz chlać czy nie? – mruknął konspiracyjnie do androidki, w myślach już zacierając łapki jak spasłe muszysko na skraju śmietnika.
 Kogo jak kogo, ale robota to on jeszcze nigdy w życiu nie upił. Nawet jeżeli nie mogłaby fizycznie się napić to może miała wgrane jakieś pijackie programiki, kto wie.
 Uwieszenie się na jego szyi powitał wyszczerzeniem kłów w od razu radośniejszym uśmiechu. Nie miał żadnych wątpliwości kto to, nawet jeszcze zanim usłyszał jej głos. Dobrze było widzieć ją w tak dobrym humorze.
Proszę cię, nie rób ze mnie potwora – powiedział z udawanym żalem, doskonale wiedząc, że nie zgarnął całego zebranego tu żarcia szuflą do śniegu i nie wpakował sobie tego do mordy tylko dlatego, że kręcił się tu już od czasu przygotowań i zdążył się nawpieprzać przynajmniej na tyle, by uciszyć wieczne burczenie brzucha.
 Nie zliczyłby ile razy dostał po łapach za podbieranie z tekstem "zostaw, to na ucztę".
 Łyknął alkoholu z butelki, a później podsunął ją Angel. Ostentacyjnie rozejrzał się dookoła, by poszukać co ważniejszych twarzy.
Czekaj... Nie, totalnie nikt. Ja ci wystarczę – odparł złośliwie, nie mając zamiaru się dzielić.
 ... i jakby w odpowiedzi zjawiła się Kami, która sprzątnęła Borisowi sprzed nosa zarówno Angel jak i butelkę alkoholu. Powieka drgnęła mu w nerwowym tiku, ale nie miał zamiaru czekać na zwrot ani jednego ani drugiego. Zabrał Itachiemu pogardzoną przez niego wódkę. Po co ma się marnować? Upss, co za niedobry uciekinier z tej butelki.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Niespiesznie weszła do środka, trzymając przed sobą pierwszorzędną zapiekankę z ziemniaków. I choć umiejętności kucharskich zdecydowanie nie posiadała to z rodzinnego domu wyniosła zaledwie cztery przepisy, w tym jeden na zapiekane ziemniaki. Ponad to, gdyby komuś odwidziało się picie ognistego trunku, zabrała trochę zielonej herbaty. I tak weszła, stając naprzeciwko długiej ławy, gdzie rozpakowała swoje prezenty, a następnie sięgnęła po wypatrzony kieliszek. Zaczynanie od wódki kusiło los bardziej, niż idąc samotnie, bez uzbrojenia do M-3, aczkolwiek... Kto tego wieczoru młodej pani kat miał zabronić pijaństwa i rozpusty zwłaszcza w ich własne święto? Sięgając wzrokiem po innych towarzyszach, nie znalazła ani jednej głowy skorej do robienia za jej sumienie, więc na zdrowie.
W tym celu sięgnęła po butelkę trzymaną przez Lazarusa i uśmiechając się od ucha do ucha przelała przezroczystą ciecz do upatrzonego sobie szkiełka. Następnie bez wyrzutów sumienia oddała mu jego zdobycz i zasiadła przy jego boku.
- To za co pijemy? - rzuciła rozkosznie, przypatrując się uważnie łowcy. Przez charakter jej pracy praktycznie nie znała tutaj nikogo, lecz tego jegomościa skądś kojarzyła. Czy to nie ten nicpoń zdezerterował, a potem niczym piesek wrócił do ich pokręconej śmietanki? Prawdopodobnie dobrze jej świtało, lecz po machnięciu ręki owy incydent poszedł w zapomnienie. Wszakże potrzebowała kompana, a póki co liderki nie było po co zaczepiać, jeszcze zajdzie jej drogę, chcąc wypić kielich czy dwa, a może nawet zachce z nią pogadać. No, nieważne!
- Niech będzie za wyższość naszych istnień nad szczurami z M-3 – powiedziała wyniośle, błyszczącymi oczkami podziwiając swoje procenty, następnie szybkim ruchem opróżniła zawartość przedmiociku. Zapowiadało się na długą noc.
                                         
Sariel
Kat
Sariel
Kat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Sariel Argent


Powrót do góry Go down

  Szczury? Ktoś wspominał o szczurach?
  Co prawda Louma jadał jak człowiek, z godnością, ale jego kocie instynkty kazały mu czasem upolować myszkę, czy dwie. Ewentualnie dziesięć. Nigdy ich nie zjadał, najczęściej zostawiał pod drzwiami kuchni w nadziei, że urozmaicą one często bezmięsną łowczą dietę. Nikt nie miał pojęcia, że to dzięki jego pracy rebelianci mogli smakować się w zupie wołowej z gryzoni.
  Czy ktoś zobaczył szczura? Może polując na małe, sprytne zwierzę wykazałby się przed resztą zgromadzonej hałastry?
  Kocie uszy drgnęły intensywnie na czubku jego głowy. Wiedział już, gdzie ma się kierować.
  ― Czy ktoś tu potrzebuje moich łowczych zdolności? ― zagaił do Sariel, niby przypadkowo zjawiając się przy ich stoliku. Speszony taką ilością ludzi powiedział to dużo cieńszym głosem, niż planował, ale był dumny, że przynajmniej jego gardło opuściło pełne zdanie, a nie tylko pojedyncze słowa.
  Nie mógł pić alkoholu, więc nie szczególnie przejął się butelką wędrującą od ust do ust. Zapatrzył się jednak na pieczone ziemniaczki, których przy jego wcześniejszym blacie nie było. Czuł, że jego potrawka z myszy idealnie by się z nimi zgrała.
  Oblizując się przestępował z nogi na nogą przyczajony nad ich stolikiem.

//Dla pewności, postać jest w ludzkiej formie.
                                         
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
Lwiątko
Wtajemniczony     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Konegi Louma, Reoone, Lwiątko


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach