Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 13 z 18 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 18  Next

Go down

Pisanie 06.05.16 23:45  •  BAR  - Page 13 Empty Re: BAR
Mimo metaforycznego i dosłownego muru rozgraniczającego życie Desperatów od życia miastowych, między obyczajami obu grup istniały pewne niezaprzeczalne, choć w większości przypadkowe, zbieżności. Jednym z nich było uniwersalne zdziwienie, może nawet zaszokowanie, widokiem dziecka w barze. Podczas gdy dla człowieka cywilizowanego niesmaczną okazałaby się sama idea pijącego alkohol nieletniego, powód szoku Desperatów był o wiele bardziej prozaiczny: nie mieli zbyt wielu okazji oglądania dzieci. Zwłaszcza żywych dzieci.

Maddie odchyliła tkaninę zasłaniającą wejście i zajrzała do środka. Spokojnie, mało ludzi, jest jeszcze wcześnie, więc powinna być względnie bezpieczna. Względnie. Przekraczając próg próbowała zdusić w sobie instynkt podpowiadający jej, że o wiele lepszym pomysłem na spędzenie dnia byłoby siedzenie na środku pustyni. Tam przynajmniej wiedziała, co i jak mogło ją zaatakować. Z ludźmi... sprawa była gorsza. Nie dawało jej się rozwiązać sprawdzonymi i rozsądnymi metodami ataku lub ucieczki.
Przynajmniej zwykle nie.

Zignorowała ciekawskie spojrzenia zapijaczonych oczu i mizdrzące się do klientów dziwki, podeszła prosto do poplamionego pokoleniami brudu kontuaru i kiwnęła głową właścicielowi. Nie lubiła go, ale był jednym z jej uczciwszych kontaktów, a poza tym miał jedną, wielką zaletę - nie był tym drugim barmanem, tym, co już dawno sprzedał swój bar i dupę psom. Tutaj, oczywiście, również bywały szumowiny, ale przynajmniej były nieco bardziej ludzkie. Zwykle.
- Mam trzy - rzuciła krótko i rozwiązała plecak. Ostrożnie wyjęła dwie butelki.
- Chleb - wskazała na pierwszą. - Amunicja - wskazała na drugą. Kiepski, desperacki bimber, za to nie dało się wytargować dobrej ceny, ale... sięgnęła ostatni raz do plecaka. Przez czyste szkło ostatniej butelki prześwitywał przeźroczysty płyn o pięknej, bursztynowej barwie, od której barmanowi rozświetliły się oczy. Mad postawiła ją delikatnie na nierównym drewnie.
- I jeszcze raz amunicja.
Mężczyzna przyjrzał się zdobyczy, powąchał, spróbował, po czym sięgnął pod ladę i z brzdękiem rzucił przed dziewczynę skrzynkę wypełnioną różnorakimi nabojami.
- Dwa za samogon, dwa... osiemnaście za to - postukał palcem w czyste szkło. Odwrócił się, szukając jedzenia na wymianę, a Maddie tymczasem zaczęła grzebać brudnymi palcami wśród amunicji, szukając czegokolwiek, co mogłoby się jej przydać. Dwie i osiem i dziesięć... Dwie dziesiątki? Dwie dziesiątki! I cztery! Nie pamiętała, kiedy ostatnio miała tyle amunicji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.05.16 3:48  •  BAR  - Page 13 Empty Re: BAR
Świętował dzisiaj nadzwyczaj wyjątkowy dzień: dostał zadanie inne, niż całodzienne siedzenie trzy poziomy pod ziemią. To nie tak, że nudził się swoją pracą. Psiarnia liczyła sobie wielu członków, a większość (wszyscy?) z nich miała tendencję do pakowania się wprost na pięści wielmożnego z krzywą mordą, którego od biedy potrafili odnaleźć w bracie siedzącym obok – z takim towarzystwem nuda nigdy by go nie pokąsała, a jednak przerwał tę monotonię. Powołanie trzymałoby go w ciemnościach lecznicy choćby i cztery lata bez przerwy, gdyby powiedział sobie, że tak trzeba. Z drugiej strony za słuszne uznałby tułanie się po desperackich pustyniach w poszukiwaniu konkretnego ziarnka piasku, gdyby było składnikiem jakiegoś nadzwyczajnego medykamentu. Jednak zadanie, które skłoniło go do wyściubienia nosa z zatęchłego kąta, było nieco prostsze, niż posyłanie się na przekopywanie gruntu.
Jego obecność wywołała mieszane uczucia, a wszystkie wyrażone były w ciekawskich spojrzeniach, zahaczających o wybijającą się na tle brudnego otoczenia chustę. O ile świat wydawał się brązowoszary, tak żółć mogłaby uchodzić w tym momencie niemalże za jaskrawą. Pieprzony pies!. Krzyknęliby wszyscy, którzy mieli ochotę ukręcić mu łeb za samo oddychanie ich powietrzem. Jednak póki sekundy mijały, a on ciężko przemierzał dystans dzielący go od lady, nikt nie odezwał się do niego choćby słowem. Może ze strachu?
- Masako. – rzucił wyraźnie zmęczony, gdy oparł się jedną ręką o zmizerniałe drewno, drugą kładąc obiecujący pakunek, zawinięty w zielonkawą szmatę tuż przed barmanem. Brzdęk sugerowałby małe, ciężkie przedmioty.
Nie zwracał uwagi na otoczenie, a jego wygląd byłby w stanie to wyjaśnić. Podkrążone oczy po kolejnej nieprzespanej nocy. Ostatnio źle się dzieje, a brak snu, choć tak powszechny w tych realiach, dotykał Ourell’a przez strach o innych, nie o siebie. Mniej więcej z tych też względów, że działo się niedobrze, został wysłany po odbiór asortymentu, choć był jednostką wyjątkowo niebojową i nieposłańczą. Odnajdywał się na tym stanowisku jak inwalida w balecie, ale każda okazja, żeby komuś pomóc była dobra.
Ani on, ani barman nie znali właściciela wypowiedzianego przez blondyna imienia. Przemytnik łącznika siostry babci kota psa, który jakimś cudem dobił targu z medykiem i umówił się na niewielką wymianę, której punktem miał być bar. Oczywiście pośrednikiem był barman, który wedle ustaleń miał mu wręczyć równie niewielki, choć dużo lżejszy pakunek, a zaraz po tym Bernardyn miał się ulotnić i znowu wymęczyć nogi marszem do siedziby.
Jednak mężczyzna obsługiwał w tym czasie kogoś innego.
Choć nie interesowało go w tej chwili wiele – co miałoby go zaciekawić w zatęchłym barze? Jeszcze od tej ciekawości dostały w pysk – przekrzywił głowę w stronę dziewczynki, której, aż wstyd się przyznać, nie zauważył.
Trwało to może trzy mrugnięcia, nim nagle poprawił mu się humor, a brzydka, smagnięta ogniem twarz rozświetliła w nienachlanym, choć względnie przyjemnym dla oka uśmiechu.
- Dawno cię nie widziałem. – po szorstkim tonie ani śladu. Był dla niej miły, choć również gotów nie otrzymać w zamian podobnego odzewu. Przejechał wzrokiem po jej wychudłej, brudnej sylwetce, oceniając na ile zmieniła się od ich ostatniego spotkania. Czy schudła, czy ma jakieś zadrapania, siniaki… zatrzymał wzrok na amunicji. – Jesteś sama?
Oho.. czyżby zaczął zadawać głupie pytania z tej troski?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.05.16 20:00  •  BAR  - Page 13 Empty Re: BAR
Ktoś się do niej odezwał.
Momentalnie zacisnęła palce na zimnych nabojach różnej wielkości i odwróciła się do niego przodem, odskakując, drugą ręką sięgając do schowanego za spodniami noża. Całkowity odruch, typowy dla więźniów i Desperatów. Kolejna zbieżność.
Jednak gdy tylko Mad przyjrzała się "zagrożeniu" - jak początkowo zakwalifikowała anioła - zacięta mina zniknęła, zastąpiona przez zaskoczenie.
- Ty! - zawołała, rozluźniając się i przystępując z powrotem do skrzynki z amunicją. Objęła go niedowierzającym wzrokiem, po czym wspięła się na palce i z ledwie wyczuwalnym zawahaniem odgarnęła mu włosy z twarzy, dla całkowitej pewności. To on!
- Myślałam, że nie żyjesz - stwierdziła bez śladów skrępowania swoimi słowami, za to z radością rozjaśniającą jej zazwyczaj ponure spojrzenie. Odwróciła się bokiem do Ourella, ponownie skupiając się na wyszukiwaniu odpowiednich naboi, co mogło wydawać się lekceważące, ale w rozumieniu Mad było raczej okazaniem zaufania: jeśli nie czuła z jego strony zagrożenia, nie widziała powodu, by ciągle go obserwować.
Na zadane pytanie wzruszyła ramionami, nie przerywając czynności.
- Tak. Od paru lat - stwierdziła. - Po tym, jak Heck... no wiesz... - urwała na chwilę, sięgając dłonią do kapelusza. Zerknęła na Zachariela.
- Czy nie wiesz? - Właściwie, mógł nie wiedzieć. Ostatni raz widzieli się niedługo przed... przed...
Gniewnym ruchem strąciła kapelusz z głowy, pozwalając mu zawisnąć na przetartym sznurku, odsłaniając chustkę, którą przewiązała na głowie, najczystszy i najnowszy element jej garderoby. Na powrót zainteresowała się skrzynką, przerzucając amunicję tak energicznie, że barman powracający z paroma ryżowymi plackami aż spojrzał na nią nieprzychylnie, jakby się bał, że je porozrzuca po całym wnętrzu.
- W każdym razie żyję - stwierdziła wyzywająco. - I ty też! - Roześmiała się z wyczuwalną ulgą, ukazując większość zębów w uśmiechu.
- Słyszałam, że zakatowali paru waszych. Jeden brzmiał jak ty. To znaczy, mówili, że wyglądał jak ty - doprecyzowała, podnosząc pojedynczy pocisk i sprawdzając jego średnicę. - Byłam wkurzona. Kto normalny zabija lekarzy? To idiotyczne. - Nabój brzdęknął cicho, odrzucony z pogardą.
- Biorę te - przysunęła kopiec do barmana, żeby mógł przeliczyć, czy nie zabiera za dużo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.05.16 23:32  •  BAR  - Page 13 Empty Re: BAR
Rozszerzył twarz w jeszcze szerszym uśmiechu, ładując sobie baterię samym widokiem tak żywotnej dziewczyny. Dał do siebie podejść. Gdy wspięła się przy nim na palce, uprzejmie się pochylił, chcąc ułatwić jej zadanie odgarnięcia sobie włosów. Dałby sobie w tej chwili zrobić cokolwiek, samemu będąc zbyt zajętym dokonywaniem swoich ocen.
„Myślałam, że nie żyjesz!”
- Cieszę się, że umiem jeszcze zaskakiwać. – odparł w zamyśle żartobliwie, choć prędzej przypominało to miłe podziękowania za rzucony w jego kierunku komplement. Nie poczuł się zlekceważony, bo w jakim wypadku by miał, skoro wciąż do niego mówiła?
Szybko spoważniał, kiwając nieznacznie głową.
Nie wiedział, że została sama. Ciężko było dowiedzieć się o czymkolwiek co działo się u znanych mu osób, gdy kontakt z nimi był w dość oczywisty sposób utrudniony. Mimo to nie zapałał wielkimi chęciami do wszczynania się w szczegóły. Nie, kiedy dopiero co zobaczył, jak się do niego uśmiechnęła.
- Rozumiem. – odparł, zwalniając dziewczynę z dalszych wyjaśnień, chcąc, przynajmniej na razie, szybko zboczyć z tematu. Maddie okazała się w tym dużo lepsza. Dziewczyna nie mogła zauważyć, jak po zmęczonej, brzydkiej twarzy przebiega szpetny cień czegoś na wzór smutku. Czy może zawodu? Obwinianie się było jego specjalnością, a okazja, żeby zwalić na siebie winę za uszczuplenie szeregów swojej rodziny, nie mogła przejść ot tak sobie.
- A kto normalny w ogóle zabija? – rzucił nieco zamyślony, szybko orientując się, że w tych realiach każdy z kim rozmawiał, miał ręce poplamione krwią. Zwrócił spojrzenie na wygrzebywane z pudła naboje. Przecież nawet to dziecko nie babrało sobie rąk w metalu z własnej przyjemności. – Świat postradał zmysły, pisząc nam taką rzeczywistość. – wzruszył ramionami z delikatnym uśmiechem, chcąc jakoś ładnie – i wymijająco – podsumować wcześniejszą uwagę. - Na Boga, nie widziałem cię tak wiele czasu… ile właściwie masz teraz lat? – pozwolił sobie zarzucić spojrzenie na krzątającego się przy nich barmana, który zajęty swoimi powinnościami, nie raczył go żadnym większym zainteresowaniem. Choć wzrok miał ulokowany gdzie indziej, przyjemny uśmiech, który uparcie trzymał się jego twarzy, dedykowany był rozmówczyni. Jak za każdym razem, gdy wdawał się w odmęty swojej pamięci, powędrował wolną ręką do srebrnego krzyżyka uwieszonego u szyi, zaczynając obracać go w palcach. – Mam nadzieję, że jakoś sobie radzisz, choć jak widzę… chyba zdążyłaś nauczyć się kilku nowych rzeczy, patrząc na poszerzany przez ciebie asortyment.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.05.16 20:14  •  BAR  - Page 13 Empty Re: BAR
Spojrzała na niego lekko kpiąco, tak, jak większość ludzi patrzyła na samą Maddie. Kto zabija? Odpowiedź była krótka i znała ją od urodzenia: każdy. Nawet, jeśli dzięki przytuleniu się do organizacji nie musi sam sobie babrać rąk we krwi, każdy kawałek chleba, który je, i łyk wody, który wypija, okupiony jest czyjąś śmiercią. Tak była ułożona Desperacja, czyli, dla Mad, tak ułożony był świat. Podważanie tego wydawało jej się strasznie niepraktyczne - marzycielskie, być może, ale marzeniami nie da się najeść. Nawet marzeniami o piękniejszym świecie.
- A chuj wie - rzuciła odruchowo z typowo desperacką elokwencją. Zastanowiła się, patrząc na brudne, nierówne deski na suficie. - Dziesięć i... dwie ostatnie zimy... i jedną, i jedną. Dziesięć i cztery - oznajmiła z nutką dumy: z osiągniętego wieku, z trudnych rachunków, lub obu tych powodów na raz. - A ty? - W głosie Mad słychać było złośliwość; podejrzewała, że skazywała go na jeszcze bardziej skomplikowaną matematykę.
Przyciągnęła do siebie naboje dość zaborczym ruchem.
- Nie znam tego słowa - stwierdziła beztrosko, szybko upychając rzeczony asortyment po kieszeniach.
- No wiesz, robię to samo, co zawsze, biegam, poluję, strzelam. Tylko trochę częściej i... no... sama. - Ostatni nabój zniknął z pola widzenia i Mad podciągnęła się na kontuarze, wspinając się na wysokie, chybotliwe krzesło. Zwykle uciekłaby z Apogeum tak szybko, jak by się dało, ale to była przecież specjalna okazja! Miała tylko nadzieję, że barman jej nie wyrzuci na zewnątrz, skoro oczywistym było, że nie będzie niczego kupować.
Roześmiała się nagle, śmiechem całkowicie niekontrolowanym.
- O, jak byłam chora w zimę zrobiłam sobie ten napój z wierzby i miodu, o którym kiedyś wspominałeś - przypomniała sobie. Zdjęła z głowy chustkę, przeczochrała brudne włosy (których jedyną reakcją było ponowne, smętne opadnięcie) i zaczęła ponownie wiązać ją na głowie.
- Chyba zadziałał. To znaczy, nie miałam miodu, ale wierzbę znalazłam. Był obrzydliwy, ale nie trząsło mnie po nim tak bardzo jak wcześniej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.05.16 0:34  •  BAR  - Page 13 Empty Re: BAR
Miał tę upierdliwą cechę traktowania większości ludzi z większą troską, niż było to wymagane. Z tej racji nawet do największego dryblasa potrafił podejść, jak do trudnego nastolatka czy nawet bezbronnego dziecka. Nie wygłupiał się w komiczne przesładzanie głosu czy machanie zabraniająco palcem przed nosem takiego delikwenta, ale jednak tok myślenia miał jak typowy nadopiekuńczy ojczulek czy mateczka. Może z tej przyczyny tak bardzo zwrócił uwagę na przekleństwo wyprute z ust dziewczyny. Nie powiedział nic. Nawet jego spojrzenie nie było jakoś szczególnie karcące. Po prostu… musiał sam przed sobą przyznać, że choć w tych realiach było to normalne, to jednak paliło go po uszach.
- Czternaście. – uprzejmie dokończył jej nader trudne i skomplikowane działanie, przechylając nieco głowę w bok. – Pamiętam, że przerabiałem z tobą matematykę. Czyżbyś potrzebowała powtórki? – zagadnął może nieco kąśliwie, choć wszystko zatuszował szczerością zadanego pytania. Skoro dziewczyna została sama jak palec, nawet od niej nie wymagał, że po nocach siedziała i wspominała sobie wszystkie nauki, które do tej pory jej przekazał. Szczególnie te, których znajomość nie decydowała o przetrwaniu. – Emm.. - skrzywił się, dając na ułamek sekundy nadzieję, że zaraz sam popisze się swoją matematyką i wyśpiewa ile lat zatruwał powietrze planety. Szybko jednak zaniechał dalszych rachunków. Jak policzyć przeżyte wiosny, gdy teoretycznie widziało się je wszystkie? – Już dawno przestałem liczyć. Nie jestem pewien czy kiedykolwiek zacząłem. – odparł, wzruszając nieznacznie ramionami. Jasne, że nigdy nie zaczął. Czy którykolwiek ze starszych aniołów w ogóle zaprzątał sobie głowę czymś takim jak wiek? Z upływem lat i tak niewiele się zmieniali.
Zajął miejsce tuż obok, z lekkim dystansem obserwując zagarniane przez nią naboje.
- W tym wypadku chodziło mi o ilość rzeczy, które aktualnie posiadasz. – odparł nienachalnie, a nuż zapamięta. – Rozumiem… sama… nie ma nikogo, kto byłby ci towarzyszem? – zagadnął delikatnie, mrużąc nieznacznie oczy. Nie podobała mu się sytuacja Maddie, zresztą, pewnie jej też nie. Zaczął zachodzić w głowę czy istniała choćby najmniejsza rzecz, którą byłby w stanie dla niej zrobić. Gdyby wiedział, że ją dzisiaj spotka, przyniósłby jej choćby starą, podejrzaną konserwę z magazynu. Cokolwiek.
Momentalnie rozjaśniła mu się twarz.
- Cieszę się, że na coś się przydałem. – odparł, wyraźnie rozpierany przez dumę. Bynajmniej nie z siebie. – Z reguły większość takich rzeczy jest ohydna w smaku. Między innymi dlatego mnóstwo pacjentów czuje do mnie awersję. – zaśmiał się pod nosem - Obyś więcej razy nie miała powodów, by ją sobie przyrządzać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.05.16 14:38  •  BAR  - Page 13 Empty Re: BAR
- Przecież policzyłam! - brudna twarz zapałała szczerym oburzeniem. Zgarbiła się, opierając skrzyżowane ręce i głowę na kontuarze, niemal zrzucając paczkę, którą Ourell wcześniej na nim położył. Mad nie zwróciła na to uwagi, najwyraźniej obrażona za, jak uznała, zlekceważenie jej umiejętności.
- Sam nie umiesz, a chcesz mnie uczyć - prychnęła lekko niewyraźnie, z policzkiem rozpłaszczonym na ręce. Zmieniła pozę, energicznie wyrzucając przedramiona do przodu i, z jakiegoś powodu, zaczęła uważnie oglądać swój nadgarstek, przekręcając dłoń na różne strony.
- Była taka dwójka, ale już nie żyją. Później nie. Nawet nie szukałam. - Zajęła się drugim nadgarstkiem, porównując go z pierwszym, po czym wyprostowała się, złapała anioła za rękę i zaczęła ustawiać jego dłoń w różne sposoby.
- Później nikt - powtórzyła, puszczając go i prostując się. Jej znudzono-obrażona mina nagle zmieniła się; wrócił ponury wzrok straceńca, tak typowy dla wszystkich Desperatów, a który musiała zyskać w czasie ostatnich kilku lat. Pewnie nikt, z samą Maddie na czele, nie chciał, żeby dorastała, ale, niestety, czas, umysł i ciało nie słuchało ludzkich życzeń.
- Czemu pytasz? - zapytała trochę ostrożniej i czujniej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.05.16 0:29  •  BAR  - Page 13 Empty Re: BAR
Parsknął śmiechem na wybuch jej oburzenia, nie biorąc go sobie ani odrobinę do serca. Doskonale wiedział, że nawet nie miał po co. Nie widział tego dziecka od czterech lat. Nikt nie zabroni mu się z nią podroczyć.
Musiał nadstawić ucha, żeby zrozumieć jej niewyraźne burczenie pod nosem, ale naturalny talent bycia dobrym słuchaczem szybko wyłapał dla niego marudne sylaby. Dobry nastrój go nie odstępował, choć wciąż zachowywał stosowny umiar w tym swoim wykrzywianiu kącików ust ku górze.
- Umiem, a że nigdy nie liczyłem, to już inna sprawa. – odparł pogodnie, pozwalając dziewczynce bawić się swoją dłonią, choć zmusiło go to do przysunięcia się. Tak. Ciężko było mu podnieść tyłek i nieco się zbliżyć, nawet jeśli na co dzień uchodził za osobę szczególnie pracowitą. Kogo nie bolałyby nogi po desperackiej wędrówce? Aż wstyd, że się od takowych odzwyczaił.
Ponownie spoważniał, marszcząc nieznacznie brwi. Niepokoiła go sytuacja Maddie. Wiedział, że podobne dramaty przeżywa najpewniej połowa mieszkańców Desperacji, która jeszcze nie zdążyła przyłączyć się do żadnego zgrupowania czy też na tyle zdziczeć, by przestać przejmować się własnym losem. Mimo wszystko wciąż widział w dziewczynie dziecko, którym jakby nie patrzeć – była. Serce rozkrajało mu się podwójnie, gdy szło o nieletnich, bo o ile wiele razy zdążył się przekonać o zaradności niektórych mniejszych ludzi, to jednak wciąż miał przed oczami bezbronne istoty, które powinny mieć swojego opiekuna.
- Rozumiem.
„Czemu pytasz?”
Chwilę musiał się zastanowić, choć te nieubłaganie ciągnące się pięć sekund nie wywarło na aniele żadnej presji. Raczej nie ukrywał swojego zainteresowania, bo też nie widział ku temu poważnych przeciwwskazań, a samo pytanie nie było dla niego szczególnie niewygodne.
- Byłem ciekawy. – odparł do bólu naturalnie. Zupełnie jakby świat nigdy nikogo nie ukarał za ciekawość. Wkrótce jednak grzecznie się wyprostował: – Zdziwiłem się, gdy zobaczyłem cię samą, więc postanowiłem dopytać. Jeśli ci to przeszkadza, mogę tak więcej nie robić.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.05.16 20:51  •  BAR  - Page 13 Empty Re: BAR
Jeszcze przez chwilę patrzyła na niego z zachmurzoną, wyzywającą miną, po czym jakby skapitulowała, zwiesiła głowę i zaczęła skubać zrogowaciały naskórek na dłoni.
- Wszystko jedno - mruknęła, odrzucając płatki mięsa na nierówną, pochlapaną smołą podłogę.
- Możesz... - zaczęła, syknęła cicho, gdy przypadkiem oderwała zbyt dużo, sprawiając sobie małą rankę na palcu. Pośliniła ją, po czym kontynuowała:
- ...ze mną chodzić, jeśli chcesz. - Pytanie zawisło między nimi jak rój much nad trupem; Maddie spięła się, chociaż trudno było to zobaczyć pod kilkoma warstwami za dużych ubrań.
- Od czasu do czasu - dodała szybko, jakby dla zabezpieczenia. - I tylko ty. Żadnych psów. Nie mam pojęcia, jak możesz znosić tylu mutków na raz.
Poza agresywnej obojętności, którą przyjęła i której całkowicie się teraz oddała, była w zasadzie szczera. W ciągu tych kilkunastu lat Mad zdążyła już nauczyć się czegoś o ludziach, nawet, jeśli na odległość. Gdyby miała komukolwiek przekazać tę naukę, prawdopodobnie nie dała by rady, zacinając się na każdym słowie i wpadając w coraz większą frustrację. Można ją było jednak zawrzeć w jednym zdaniu: każdy człowiek miał własną taktykę przetrwania, która mu odpowiadała, i której ufał, i której nie zmieniłby na żadną inną. Ourell, jak zdążyła już zauważyć lata temu, i jak zdążył jej powiedzieć Heck, ufał grupie.
Mad ufała pustyni. Była okrutna, tak jak ludzie, ale w przeciwieństwie do ludzi zawsze grała uczciwie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.05.16 0:30  •  BAR  - Page 13 Empty Re: BAR
Generalnie wolał trzymać się z daleka od zbiorowisk żywych istot. Wtedy stawał się niezwykle łatwym celem do upolowania, jednakże brak posiłku przez parę dni zmusił go, by zaryzykować i podążyć za zapachem pożywienia. Niepewnie wsunął się do środka baru, niepostrzeżenie, a i tak mało kto z tutejszych zwracał uwagę na brudnego, nagiego chłopca, który niczym cień przemykał od stolika do stolika. Rozglądał się i wąchał, szukając czegokolwiek, co mogłoby chociaż w małym stopniu zapełnić jego żołądek. Jeśli znalazł jakąś resztkę na ziemi, od razu sięgał po nią ręką i pakował sobie do ust.
Zatrzymał się gwałtownie, kiedy dostrzegł nadgryziony kawałek chleba znajdujący się na stole. Właściciel z pewnością udał się na moment do wychodka za potrzebą bądź kierowany inną przyczyną. To nie było ważne. Ważne, że chłopiec zwęszył jedzenie. Nim ktokolwiek zdążyłby się zorientować, podbiegł na czworakach, sięgnął po upatrzone jedzenie i śmignął pod jeden z pustych stołów. Usiadł na gołym tyłku, i okrywszy się puszystym ogonem, zaczął łapczywie pochłaniać chleb, mrucząc cicho pod nosem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.05.16 0:24  •  BAR  - Page 13 Empty Re: BAR
Uśmiechnął się gorzko.
Mógł, jeśli tylko chciał?
Jeżeli problem tkwiłby wyłącznie w jego chceniu, Maddie już dawno miałaby swojego osobistego bodyguard’a, który pilnowałby jej jak własną córkę. Co prawda były nikłe szanse, że rzuciłby się na kogoś z pazurami, nożem czy inną bronią, ale z przyjemnością podjąłby się obowiązku wykarmienia dziewczyny czy chociażby dbania o to, by łatać jej dziury w ubraniach. Taki anioł stróż, którym przez większą część życia w zasadzie był… nadal jest. Niestety nie dla dziewczyny.
- Mogę ci towarzyszyć do końca dnia albo i jeszcze kawałek. – będzie spokojniejszy, jeśli potrzyma nocną wartę albo przynajmniej upewni się, że mała nie sypia gdzieś w rowie pod zębiskami zdziczałego mutanta. – Dłużej nie jestem w stanie. Muszę dostarczyć przesyłkę. rzucił ponaglające spojrzenie na barmana, który najwyraźniej swój obowiązek względem blondyna usadził sobie gdzieś z tyłu głowy, w kategorii spraw niższej wagi. Może i słusznie? Razem ze swoją rozmówczynią Ourell najprawdopodobniej nie wyglądał, jakby specjalnie mu się spieszyło. – Idzie się przyzwyczaić. Zresztą to jak rodzina… może to tylko moja opinia, ale chyba lepiej, żeby było jej jak najwięcej. – odparł, delikatnie uśmiechając się pod nosem. DOGS słynęło nie tylko z brutalności, nieprzewidywalności i innych niechlubnych rzeczy, które z blondynem nie miały za wiele wspólnego. Kluczowym elementem ich wyrobionej wśród społeczeństwa opinii była lojalność. Każdy był tam sobie bratem, a z perspektywy Zachariela; każdy był tam jego ukochanym podopiecznym. Jak każdy nienormalny anioł, uwielbiał każdą spędzoną z nimi chwilę.
Coś mu mignęło.
Ruch w barze był nie za duży, toteż zwinne przemknięcia jakiegoś małego stworzenia nie umknęły jego uwadze. Napiął mięśnie i wyprostowawszy się, sunął wzrokiem w przeciwnym do Maddie kierunku, zatrzymując spojrzenie na stole nieopodal nich. Z początku myślał, że to jakieś zwierzę. Bestia, która nieproszona weszła w gości gonionego pracą barmana. Wiele się nie pomylił.
Z perspektywy Maddie, musiało to wyglądać prześmiesznie, jednak Zachariel w tym momencie po prostu kierował się powinnością. Odległość, która ich dzieliła była na tyle niewielka, że wystarczyły dwa kroki i przykucnięcie metr od dzieciaka, by mieć go na wyciągnięcie ręki. Anioł co prawda nie zamierzał go dotykać. Po prostu zrzucił z siebie płaszcz i położył przed małym.
- Jeśli ci zimno, weź. – rzucił z delikatnym uśmiechem, za chwilę wracając na swoje miejsce, jak gdyby nigdy nic. Całkiem prawdopodobne, że nawet nie do końca przemyślał swój czyn. Wykonał go instynktownie. Przecież do tego został stworzony, prawda? Ludzie są od ciebie ważniejsi… powstałeś wyłącznie po to, by ich chronić… to, że najpewniej się rozchorujesz jest nieistotne. Komicznie nieistotne, gdy widzisz nagie dziecko, które dosłownie zlizuje z ziemi resztki wyplute przez jakichś oprychów…
Zwrócił się ponownie do Mad.
- Dokąd zamierzamy teraz pójść?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  BAR  - Page 13 Empty Re: BAR
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 13 z 18 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 18  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach