Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 8 z 18 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 13 ... 18  Next

Go down

Pisanie 08.03.15 3:01  •  BAR  - Page 8 Empty Re: BAR
Tutaj nie chodziło o ogólną znieczulicę, a raczej o zachowanie się, jak zwykły szary mieszkaniec Desperacji. W końcu o to im tutaj chodziło prawda?
Chociaż życie w takim miejscu szybko go przeszkoliło w tym względzie, albo po prostu pokazał swoją prawdziwą naturę? To czy się zmienił, czy też był taki od początku, teraz nie miało znaczenia. W końcu i tak był sobą.
W momencie gdy poczuł kopnięcie, syknął cicho i posłał szybkie spojrzenie siostrze, która to automatycznie odwróciła wzrok! Aghr.
- Webber. - przedstawił się cicho nachylając się lekko, by pomasować uderzone miejsce. Może to nie działało jakoś specjalnie leczniczo, ale zostało mu to jako odruch.

Kiedy zostało rzucone mu wyzwanie, czy też może przyjęto jego? Mniejsza, chwilowo się zawahał. Wiedział, że te ramie siostra ma mechaniczne. Czy mógłby wygrać z brutalną siłą siostry? Kto wie? Jest tylko jeden sposób by się o tym przekonać! Już miał stanąć do wyzwania, gdy jego kufel został w BRUTALNY sposób opróżniony! Zastygł z wyciągniętą ręką i tęsknym wzrokiem. Jego miód...
Opuścił powoli rękę, zerkając do pustego już kufla.
- Jak mogłaś? - rzucił i westchnął cicho, dopiero teraz zauważył, co zaczynało się dziać z jego towarzyszami, czy może co działo się już od pewnego czasu. Byli pijani. W momencie gdy Rhy niebezpiecznie przechyliła się do tyłu, zadrżał lekko, obracając się szybko w jej stronę. Na szczęście siostra wróciła do stabilnej(jak na jej stan) pozycji, a Webb zastygł w bezruchu wypuszczając cicho powietrze z płuc. Jako, że jako jedyny jeszcze nie wykazywał upojenia alkoholowego, postanowił już więcej nie pić... a jakoś przypilnować towarzystwo. Oparł łokieć o blat stołu, a głowę na dłoni. Przyglądał się tej dwójce. Mógł się spodziewać dziwnych tematów do rozmów, ale to co powiedział Anioł, przerosło jego oczekiwania.
Z każdym kolejnym słowem Natha, utrzymanie lodowej twarzy było coraz trudniejsze. Naprawdę! Wymordowany chciał w pewnym momencie parsknąć śmiechem, ale nie dał po sobie poznać.
Czy Anioł wyglądał na geja? Różnych się już widziało i odmienność nie skazywała przecież na bycie gejem. No... raz czy też dwa razy, już raczej nie zostawiało już innej opcji, no może poza wspomnianym Bi. Nie wiedzieć czemu, sama wzmianka o "nie mówię o mnie, a o koledze" wywołała delikatny uśmiech na ustach Webb'a dlaczego? Kto wie?
- Nie przyprowadziłbym chłopaka! - powiedział i pokręcił lekko głową. Nie było co gadać dalej, czy wykłócać się dalej... w tym stanie nie miało to chyba sensu.
- Może nie powinnaś już pić? - rzucił w jej stronę unosząc lekko brew.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.03.15 21:20  •  BAR  - Page 8 Empty Re: BAR
......W sumie całkowicie się pogubiłam, więc zakładam, że Skoczek ewakuował się po prostu, bo nieco zawaliłam ostatnie odpisy, tak.
W każdym bądź razie, czupiradło pewnym momencie wolało wycofać się z potyczki. Nic tu po nim.
zt
                                         
Skoczek
Pudel     Opętany
Skoczek
Pudel     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Christopher Alexander Black (godność przybrana z powodu amnezji!)


Powrót do góry Go down

Pisanie 08.03.15 22:53  •  BAR  - Page 8 Empty Re: BAR
Obserwował dziewczynę z jakże pijacko poważnym wyrazem twarzy, zastanawiając się kiedy w końcu fiknie do tyłu. Gdy ta odchylała się do tyłu, Nathair momentalnie przestawał mówić, jakby wręcz musiał całą swoja uwagę skupić na skrzypiącym krześle. W sumie ciekawe  ile wytrzyma takie krzesło. Rhyleih chyba nie ważyła 50 kilogramów…. W końcu z tego co wiedział, miała w swoim ciele w cholerę żelastwa. A to sporo ważyło jednak.
Wreszcie zmarszczył brwi i wydał z siebie jakże filozoficzne ‘hmm’ oznajmiając dookoła, że… uwaga… myśli! Nad czymś bardzo intensywnie. W końcu przełknął ślinę, sięgnął po kufel, upił spory łyk, wytarł usta rękawem za dużej koszuli w kratkę i z odważnym, lecz pijackim błyskiem w oku spojrzał na kobietę.
- Ile ważysz? – oczywiście, że mógł właśnie oberwać w ryj za pytanie, którego nie zadaje się kobietom. No ale cóż, alkohol nieco przysłonił mu zdrowy rozsądek.
Chwila.
Jaki rozsądek?
- Bo krzesło płacze. – dodał poważnie, rozdzielając każde słowo I wypowiadając je bardzo powoli. W końcu musiał się starać, by nic nie pomylić, gdyż język zaczynał mu w ustach dziko tańczyć, z pewnością chcąc zgotować mu małego psikusa i przekręcić jakieś słowo.
- Nieeeeee. Eee. – pokręcił głową wprawiając różowe kosmyki w delikatne falowanie. - Nikt. Po prostu… No bo ja nie wyglądam na geja przecież! Waffel wygląda, ale— – zamilkł raptownie i wbił swoje intensywnie pijackie spojrzenie w chłopaka. Rozchylił nieco usta w zaskoczeniu.
- No wiesz? To twoja siostra! Jak nie przyp— – krótka pauza na czknięcie - ..—odzisz swojego chłopaka do niej? Hańba ci. Wstydziłbyś się. A ona ci chleb przyniosła. – powiedział karcącym tonem i wyciągnął zabandażowaną dłoń w stronę Rhyleih, która czule pogładził po ramieniu.
- Ja bym ci przyprowadził chłopaka. Jakbym był gejem. Ale nie jestem. – dodał pocieszająco, najwyraźniej uznając, że słowa Webbera powinny urazić dziewczynę.  W końcu zabrał rękę z jej ramienia i chwycił za kufel, przechylając go, by dokończyć trunek, jednakże dopiero po paru sekundach jego diesel załapał, że w naczyniu już nic nie ma. Na twarzy chłopaka pojawił się cierpiętniczy wyraz, jednakże szybko został wyparty przez promienny uśmiech, gdy kątem oka dostrzegł kolejny, po który chwycił bez chwili zastanowienia.
- Zaniosę Rynaowi!  Jeden. Albo dwa. Niech spróbuje, jakie to dobreeee~ – mruknął zadowolony, upijając kolejny łyczek. Ciekawe czy wymordowanemu też posmakuje. Powinno. Bo przecież to było takie dobre.
W pewnym momencie na drobną chwilę wyłączył się, a powieki nieco opadły sprawiając wrażenie, że Nathair lada moment zaśnie. Ale kolejne czknięcie wyrwało go z krótkiego letargu. Podrapał się zabandażowanym palcem po policzku i wydał z siebie ciche westchnięcie, robiąc minę zbolałego psa.
- Muszę siku.- – oznajmił. Bo oczywiście zarówno Webbera jak I Rhyleih obchodziła jego potrzeba.
Nic więcej nie mówiąc, podniósł się z krzesła i zachwiał, w ostatniej chwili przytrzymując się sprawną ręką głowy Rhyleih.
- Ojojoj.- – rzucił, lecz po chwili odwrócił się i ruszył. To było naprawdę dziwne uczucie. Niby szedł ale czuł się, jakby jakaś niewidzialna siła miotała nim na boki, a nogi ktoś podmienił na takie ulepione z plasteliny.
- Wyłączcie te wiatry! – rzucił buntowniczo w stronę barmana pewnie uważając, że winę za jego krzywy chód ponoszą niewidzialne żywioły. W każdym razie aktualnie miał poważniejszy problem. Czuł, jak coś napiera na jego pęcherz i musiał jak najszybciej się odlać. Powinien udać się do wychodka. Albo chociażby na dwór. Ale dostrzegł drzewko i od razu do niego poczłapał.
Rozpiął jedną ręką rozporek, zsunął spodnie do połowy tyłka i zaczął zwracać naturze to, co powinien. Momentalnie na jego twarzy pojawiła się rozkoszna ulga.
- Ehehehe. – zamruczał pod nosem zadowolony.
Szkoda tylko, że drzewko, które aktualnie podlewał było sztuczne.
Ozdobą.  
W środku baru.
Widocznie takie zachowanie nie spodobało się jednemu z klientów. Rosły mężczyzna, mający na oko gdzieś grubo po trzydziestce, ruszył w stronę Nathaira z niezbyt przyjazną miną.
- Ty, mikrusie! – warknął i położył łapę na drobnym ramieniu chłopaka, jednocześnie odwracając go do siebie.
- Tutaj się nie sik— – nie skończył, kiedy odwrócony chłopak wciąż podlewający drzewko niechcący skierował strumień swej mocy na mężczyznę, bezczelnie sikając na jego spodnie i buty.
W barze zapanowała cisza, która była jedynie przerywana charakterystycznym dźwiękiem polewania materiału. W końcu i to ucichło. Nathair schował swój interes i z rozbrajająco szczerym uśmiechem spojrzał na mężczyznę.
- Wolne~ – rzucił wesoło. Wyswobodziwszy się z jego uścisku, wyminął mężczyznę I powrócił do stołu, gdzie siedziała Rhyleih wraz z Webber. No cóż, jego spokój długo nie trwał, gdyż obszczany mężczyzna w końcu ocknął się z szoku. Niczym rozjuszony byk znalazł się przy stole i złapał Nathaira za kołnierz koszuli, bez najmniejszego problemu podnosząc do góry. Anioł zamachał rozpaczliwie nogami szukając twardego podłożą, na próżno, gdyż nogi jedynie napotykały opór powietrza. Druga masywna ręka zacisnęła się na drobnej, anielskiej szczęce. A to zabolało Nathaira, gdyż jej złamanie dopiero co się ledwo co zagajało.
- Ej ej ej, puszczaj mnie! – warknął Nathair po czym wbił swoje zęby w rękę, która ściskała jego szczęke.
- Ty cholerna, obsikana pijawko – zawył mężczyzna zabierając rękę i przyciskając do siebie.
- Nie jestem obsikany. – mruknął Nathair pod nosem najwyraźniej bardzo urażony tymi słowami. Mężczyzna spiorunował chłopaka wściekłym spojrzeniem i zaczął nim szastać na prawo i lewo, niczym szmacianą lalką.
- Nie rób tak, bo się porz— – za późno. Właśnie mężczyzna został nie tylko obsikany, ale i obrzygany przez Nathaira. Całe szczęście, że była to praktycznie sama woda z racji małego śniadania. Ale wciąż.
- Uch. Od razu lepiej. – rzucił anioł i sięgnąwszy po skrawek koszuli mężczyzny, który wciąż go trzymał, przysunął sobie do ust I je wytarł. Jego koszulą.
Uwaga!
Odliczamy do potężnego rage mode.
3….
2….
1….
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.15 2:55  •  BAR  - Page 8 Empty Re: BAR
Rodzice nadali mu takie piękne imię. Sama właściwie pomagała im przy wyborze - nawet jeśli nie była tego do końca świadoma.
"Hikari skarbie, które imię ci się podoba?"
Nie była w stanie wtedy odpowiedzieć w bardziej sensowny sposób. Wyrwała więc kartkę uznając to za niezwykle zabawne, zamachała nią w powietrzu i uderzyła ojca w głowę, dalej wesoło się śmiejąc.
Suzuya.
Powinien jej dziękować, a on co? Co zrobił? Ten idiota znalazł sobie jakiś skretyniały przydomek, prawdopodobnie odwołujący się do tych paskudnych pajęczaków. Przynajmniej tak jej podsuwała baza danych. Web - sieć. Fuj. Kolejny element przypominający jej o najbardziej znienawidzonych istotach.
- Webber, Wibber, Justin Bieber. - burknęła pod nosem. Naprawdę nie miała pojęcia skąd do głowy przyszło jej to ostatnie imię. Pewnie baza danych jej szwankowała. Będzie musiała ją przejrzeć i zaaktualizować, jak już wróci do miasta.
Nie słyszała, albo kompletnie zignorowała "Jak mogłaś" z ust brata. Co jak? Śmak. Była starsza? Była. Była jego siostrą? Była. Była wyższa? Nie była.
No i co z tego?
Obróciła się powoli w stronę Nathaira, gdy ten zadał jej pytanie dotyczące wagi. Rhyleih nigdy nie miała jakichś 'kobiecych' problemów z odpowiadaniem na podobne pytania. Nawet te dotyczące wieku, oho!
- Czy ja wieem. Kiedyyś ważyłam z 56. Tak. Ostatnio kiedy się ważyłam z tym-tym... no... - zamachała rękami nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa.
- ... Terminatorem, ważyłam 95. A krzesła nie płaczą. One skrzecz... skrzypią. - pouczyła chłopaka z wyraźnie skupioną miną, zaraz obracając się z wyraźnym oburzeniem w stronę brata.
Nie powinna pić? O co mu chodziło, miał z nią jakiś problem?
- Jeść też mam przestać? - rzuciła pogardliwym tonem, mierząc go wyzywającym spojrzeniem od góry do dołu. No tak, przecież dziewczyna nadal nie miała zielonego pojęcia, że na dobrą sprawę się upiła. Była przekonana, że 'miód' był zwyczajnym napojem. Jak sok pomarańczowy.
Bogowie miejcie ich w opiece. A nie sorry, zwinęliście manatki. Całe życie pod górkę.
- No właśnie. On w ogóle ma gdzieś, nie dba o nic... ja się staram... chłopaka nie przyprowadzi... tyle lat... - mamrotała coś pod nosem, kiwając się nieznacznie to w przód, to w tył. Zaraz została jednak pogładzona po ramieniu, rozpogodziła się więc nieco i spojrzała na Nathaira tak... ciepło. O. Tylko on w tym momencie rozumiał jej cierpienie!
W dodatku powiedział, że sam przyprowadziłby jej swojego chłopaka. Wzruszyła się. Pewnie gdyby potrafiła płakać, jej oczy właśnie by się zaszkliły. Niestety dziewczyna podobną umiejętność utraciła lata temu, jej oczy były zatem całkowicie suche. Podrapała się jednak po policzku udając zakłopotanie, by pokazać, że docenia jego gest. Słowa.
- Weź więcej! Ciekawe czy Zero ma tu jakieś kontakty. M-Może mogłabym zmienić nieco warunki handlu. Ciekawe czy miód przyjąłby się w mieście. A jak nie to muszę wziąć nieco do domu. - wzdrygnęła się, gdy Riley znikąd wcisnął łeb pod jej rękę, wyraźnie domagając się głaskania i uwagi. Spojrzała na niego i poklepała go parę razy, ciągnąc lekko za ucho, a następnie machnęła ręką na brata.
- Wibber, dajesz mu pić? Na pewno jest spragniony. Może też chciałby spróbować miodu? - zmarszczyła brwi w wyraźnej konsternacji wpatrując się w zwierzaka. - Nie, mógłby ci zaszkodzić, hm... ale mam tu chrupka. Masz Riley. Dobry piesek.
Znowu zaczęła gadać do psa, jednocześnie grzebiąc w kieszeni. Parę chrupek wyleciało jej na ziemię, nie zauważyła tego jednak z wyraźnym skupieniem wręczając mu jedną, którą trzymała w dłoni. Gdy tylko ją wziął i zaczął zbierać pozostałe, ponownie poklepała go po łbie i wróciła uwagą do innych.
Kiwnęła parę razy głową słysząc, że Nathair musi iść do toalety. A gdzie tu była toaleta? Nieważne, napewno ją znajdzie. Wróciła do bujania się na krześle, zerkając na brata z uśmiechem.
- Jak tam twoi przyciele Webb? Gotowi do przyprawienia mnie o zawał? Wieszszsz- urwała gwałtownie w pół słowa kichając tak, że pewnie gdyby akurat nie pochylała się do przodu, wylądowałaby razem z krzesłem na ziemi. Głupi mają szczęście. Pijani jak widać też. Czasem.
W tym momencie wrócił bowiem Nath. Posłała mu uśmiech, gdy nagle zasłonił jej go jakiś typ. Co to za obszczymur. I dlaczego kładł swoje brudne łapy na jej małym Nathairze? Momentalnie twarz dziewczyny się zmieniła. Spoważniała i obdarzyła go wzrokiem tak chłodnym, że gdyby tylko miała jakieś magiczne moce, jak nic zmieniłby się w sopel lodu.
- Puszczaj go, niedojebańcu. - o proszę, więc kiedy Rhyleih się upije to zaczyna przeklinać! Kto by pomyślał.
Niemniej ten zaczął targać różowowłosym jak jakąś maskotką, doprowadzając do tego, że Nathair zwyczajnie na niego zwymiotował.
To było przekroczenie granicy.
W Rhyleih obudziła się lwica. Była dzikim tyranozaurem broniącym młodych. Buldożerem taranującym budynek. Godzillą rujnującą miasto. Tentaclem rozdziewiczającym... to znaczy, była bardzo zła. Zła do tego stopnia, że nim odliczanie do rage mode'a tamtego typa zdążyło się skończyć, obrzygano-obsikany mężczyzna dostał prosty lewy sierpowy z metalowej pięści, na tyle mocny by od razu powalił go na ziemię. Jak widać rage mode Rhyleih był dużo szybszy.
W dziewczynie odpalił się terminator.
- TY ŚCIERWOJADZIE, JAKIM PRAWEM DOTYKASZ MOJEGO 3$!@$^@$# - właściwie to chyba nikt nie zrozumiał co Rhyleih w tym momencie powiedziała. Tak czy inaczej podniosła krzesło i rzuciła nim w mężczyznę (niemalże zahaczając jedną z nóg o głowę Webbera) cały czas wyzywając go od skurwysynów, psich synów (wybacz Riley) i niedoruchanych prawiczków.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.15 19:55  •  BAR  - Page 8 Empty Re: BAR
Mruknął coś do siebie pod nosem, samego faktu, że to Hikari wymyśliła jego imię w sumie nie znał. Czy też może przez ten czas wypadło mu to z głowy. Kolejną rzeczą, dlaczego podał bardziej swój pseudonim niż imię, był fakt, że tak naprawdę nie wiele wiedział o Aniele, chociaż to, że Rhy mu ufała - czy też sprawiała takie wrażenie - mógł go przekonać, do przedstawienia się prawdziwym imieniem. Jednak na pewno nie teraz. Nie jak oboje znajdowali się w tym stanie.
Swoją drogą musiał wybrać nowe "imię". W końcu jakimś cudem mógł kiedyś spotkać ludzi, którzy mają jakieś powiązanie z jego rodzicami. Wtedy nazwisko mogłoby zdradzić za wiele. Był martwy. Był Webberem! Przynajmniej dla 99% świata.
Mógł się spodziewać, takiej lub podobnej reakcji siostry. Rhy nienawidziła pająków, a jego imię faktycznie musiało do tego gatunku nawiązywać.
Westchnął tylko słysząc oburzony ton.
- Mówię o tym miodzie, nie o ogólnym przyjmowaniu cieczy - mruknął i zamilkł, dyskusja w tym stanie nie doprowadziłaby do niczego, więc trzeba było spasować.
Przeniósł spojrzenie na Anioła, po usłyszeniu wzmianki o.. nim? Tak, teraz patrzył się wprost na niego, więc chyba mówił o nim.
- Nie jestem gejem! - warknął, zaraz spojrzał na siostrę - i ty Brutusie przeciw mnie?
Jak ona mogła! On gejem?! Brr... w sumie, to po przemianie przestał spoglądać na inne istoty żywe, jako obiekty pożądania. To mogło być pożywienie, nic więcej.
Postanowił nie ingerować w te całe zawody i złamane serca, zrodzone z faktu braku chłopaka.
Nie daj się sprowokować. To była jego myśl przewodnia. Z wolna obserwował to jedną upitą istotkę, to drugą.
Skinął lekko głową słysząc o wodzie dla psa. Fakt. Jako jedyny zbytnio nic nie dostał. Podniósł się i poszedł do baru. Wziął wodę dla psa i kolejny kufel dla siebie, nie brał jednak miodu. W sumie sam za bardzo nie wiedział co brał, gorąca woda, jakieś zielsko. Przypominało po trochu herbatę. Nie było najgorsze. Wracając do stolika minął się z Nathair'em.
Podsunął psu wodę w czymś co zapewne było ładną miską, bardzo bardzo dawno temu.
- Tak pytali nawet ostatnio o Ciebie, wiesz. Polubili Cie. - zaśmiał się cicho pod nosem. Trzeba było przyznać, że część jego "przyjaciół" wytworzyła sobie taką samą barierę na Rhy, jak ona na nie. Unikaj jak ognia. Jednak nie wszystkie ją spotkały, a pojawiały się nowe.
Usiadł i popił ze swojego nowego kufla. Zerknął na Anioła, który... podlewał okoliczną roślinność... sztuczną... w środku baru. Chłopak pokręcił głową, skupił się na kuflu. Tak... on jest naprawdę fascynujący, taki... będzie awantura.
Zadowolony Aniołek wrócił do stołu. Nie wyglądało to dobrze, szczególnie, że "olany" koleś wrócił razem z Nathem.
Następujące wydarzenia były tak szybkie, że ogarnął się dopiero gdy jego pajęczy zmysł zaczął wariować! Odchylił lekko głowę i ledwo uniknął krzesła, którym Rhy potraktowała faceta.
Zobaczył, że kolejny osobnik... pewno znajomy leżącego, podnosił się z miejsca. Cóż zrobić, przecież ich tak nie zostawi prawda? Webb wziął swój kufel i wyszedł na spotkanie mężczyźnie. Lekko uniósł ręce w chcąc pokazać swoje pokojowe intencje.
- Mogę wszystko wytłumaczyć, to nie ta... - w tym momencie musiał uchylić się lekko w bok, by uniknąć ciosu napastnika i pchnąć go lekko tak, by po ciosie stracił na chwilę równowagę. To wystarczyło by chłopak wykonał szybki obrót i przydzwonił facetowi kuflem w tył głowy, zwalając go na ziemię.
Webb spojrzał na sam uchwyt, który został mu w dłoni.
- Rhy... możemy stąd iść? - rzucił głośno, czekając aż jego oponent się podniesie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.03.15 22:32  •  BAR  - Page 8 Empty Re: BAR
No i kto mógłby przypuszczać, że zwykłe spotkanie, do tego przypadkowe, skończy się na jednej, wielkiej burdzie, w której będą uczestniczyć osoby postronne. To co, że tak naprawdę to wszystko działo się przez Nathaira. Gdyby tylko nie obszczał tamtego drzewka… i gościa. I obrzygał go. No ale cóż, anioł jakoś niekoniecznie kontaktował, że jest temu winny. W sumie to w tym momencie kontaktował tyle, co nic.
Oparł się tyłkiem o blat stołu i wpatrywał tępo w leżącego mężczyznę, który stęknąwszy powoli zaczął się zbierać z podłogi. Wreszcie odkleił wzrok od agresora i skupił się na Rhyleih, która to załatwiła go w pięknym stylu. Gdyby tylko miał obie dłonie pełnosprawne, z pewnością zaklaskałby z zachwytu. A tak pozostało mu jedynie wydanie ciche „Uooooo”. Odwrócił się gwałtownie w stronę Webbera i z niemal namacalnymi gwiazdkami w oczach i wypiekami na policzkach rzucił.
- Widziałeś, Waffel?! Ale go załatwiła! …. Ty tak nie umiesz. – dodał krytycznie i prychnął, co brzmiało: "jestem tobą rozczarowany', by po chwili…. Usiąść na krześle. Jak gdyby nigdy nic. To co, że właśnie jakiś dwumetrowy gościu podniósł stół i cisnął nim w randomowe pospólstwo. To co, że ktoś inny rzucił butelką, a jeszcze inna persona przemieniła się w trzymetrową panterę. Nathair miał inne priorytety. Sięgnął po kufel do połowy pełny z napojem i zaczął pić, wesoło machając nogami. Szczęśliwy anioł jest szczęśliwy.
Do czasu.
Nawet nie zauważył, kiedy jakiś dryblas zatoczył się podczas romantycznej szarpaniny z chodzącą tyczką, co przypominało walkę o ostatni papier toaletowy. Jego wielki pośladek uderzył o ramię różowowłosego, popychając go do przodu, jednocześnie wybijając mu z dłoni kufel. A jako, że anioł nie miał w pełni sprawnych dłoni, to nie utrzymał swej cudownej zdobyczy. Naczynie przechyliło się i upadło na blat stołu, wylewając na wszystkie strony trunek, przetoczyło się aż w końcu upadło z cichym stukiem o drewniane deski.
Brew chłopaka drgnęła lekko, a kąciki ust opadły formując podkówkę. Przez moment sprawiał wrażenie dzieciaka, któremu upadł lód i zaraz rozpłacze się nad swoją stratą. Tylko taka różnica, że Nathair nie stracił lodu. I nie był dzieckiem. Twarz momentalnie pociemniała, a na skroni zapulsowała niebezpiecznie żyłka pełna irytacji. Odwrócił się gwałtownie wbijając rozjuszone spojrzenie różowego byka w mordercę jego trunku.
- Oż ty niewymyty niedojebcu. Jak Ci zaraz przywalę! – krzyknął wściekły i zacisnął prawą rękę w piąstkę. Zamachnął się niczym najlepszy bokser na ringu i uderzył. Powietrze. Bo nie trafił a ręka przefrunęła tuż obok twarzy mężczyzny, który nie zauważywszy Nathaira odepchnął go na bok i ponownie zajął się swoim przeciwnikiem tyczką.
Irytacja Nathaira podskoczyła o ponowne kilka poziomów. Rozejrzał się na boki i zauważywszy biedne krzesło, postanowił iść w ślady Rhyleih. Złapał za oparcie i je podn--- próbował podnieść. Spróbował podciągnąć do góry, ale jedynie uniósł je na kilka centymetrów. Postanowił zmienić uchwyt i spróbował od boku – też nic. Ani tak, ani srak. Nie ma co się dziwić. Był leworęczny i więcej siły miał w tamtej ręce, która aktualnie spoczywała złamana na temblaku. Ale anioł dzielnie walczył i nie poddawał się w próbie uniesienia nieszczęsnego krzesła, by cisnąć nim w przeciwnika. A kiedy pijany w trzy dupy anioł siłował się z nowym przeciwnikiem potocznie znanym jako „drewniane siedzisko”,, został zauważony przez pewnego chłopaka, który do tej pory wolał siedzieć schowany pod stołem. Chude to to, pryszczate i z krzywymi zębami. Najwidoczniej uznał Nathaira za mało niebezpiecznego, kiedy tak siłował się z krzesłem i postanowił wyjść ze swojej dotychczasowej kryjówki. Wsunął dłonie w kieszenie i niczym rasowy dres z dzielnicy, podszedł do anioła.
- Co knypku? Nie umiesz krzesełka podnieść? Dzidzia taka słaba ojojoj. – zacmokał kręcąc przy tym głową i nachylił się nad Nathairem, uśmiechając szeroko. Anioł do tej pory w pełni pochłonięty krzesłem w końcu zorientowawszy się, że nie jest sam, uniósł wzrok, już nie taki przytomny i przechylił nieco głowę w niezrozumieniu.
A wtedy nieznajomy trzasnął go w bok głowy otwartą ręką.
- AHAHAHAHA – roześmiał się głośno, tak, jakby udało mu się pokonać jakiegoś trudnego przeciwnika. No cóż, nikt chyba nie zrozumie toku myślenia tchórzy, którzy cwaniakują jedynie przy słabszych.
Ale Nathair aż taki słaby nie był.
I nie w momencie, kiedy był pijany, i kompletnie wyłączył zdrowy rozsądek z użycia.
Anioł przycisnął drżącą dłoń do pulsującego bólem uderzenia i spojrzał na wyrostka przed nim.
Nathair rage mode on.
Dookoła niego zaczęły momentalnie pełzać po podłodze języki elektryczności, dziko tańcząc niczym węże. Charakterystyczne dźwięki przy wyładowaniach elektrycznych rozeszły się po pomieszczeniu, przykuwając uwagę co poniektórych. Nathair był pijany, więc zbytnio nie panował nad rozszalałą mocą, uderzając gdzie popadnie. Jedni dostali, inni nie, innym udało się odskoczyć. Nie obchodziło go kto dostanie. Każdy, kto znajdował się w obrębie czterech metrów od niego był zagrożony. Plus był tego taki, że wysokość woltów była raczej łagodna. Na tyle, że pry zetknięciu z jednym z języków elektryczności można było poczuć chwilowe ukłucie. Ale to wystarczyło. Bo cel chłopaka został osiągnięty.
Jego pryszczaty przeciwnik oberwał w stopę. Cichy jęk wydobył się z jego gardła, kiedy złapał się za porażoną stopę, skacząc w jednym miejscu i wpadając na stół, by chwilę później znaleźć się na ziemi. A ten moment Nathair wykorzystał. Skoczył na swojego przeciwnika i wbił się małymi zębami w jego przedramię, którym próbował się zakryć.
-Zabierzcie tego zwierzaka! – zapiszczał mężczyzna próbując zrzucić z siebie anioła, który uznał, że skoro nie może podnieść krzesła to… pogryzie. Każdy sposób walki był dobry.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.03.15 17:04  •  BAR  - Page 8 Empty Re: BAR
Pewnie nie znał. Wątpiła, by rodzice kiedykolwiek zamierzali się tym chwalić innym. Tym bardziej, że nie było to aż tak ważne. Ot, drobna zabawa pomiędzy nimi, a Rhyleih.
Nie usłyszała jego słów o miodzie. I dobrze, bo pewnie wtedy zaczęłaby się zastanawiać dlaczego miód jego zdaniem jest "czymś czego nie powinna już pić". Przecież miód miał zbawienny wpływ na układ odpornościowy i w ogóle!
- Nawet teraz kłamie mi bezczelnie w żywe oczy. ŻYWE WEBB. - O aniołowie, miejcie ich w opiece. Rhyleih odpaliło się sucharowe poczucie humoru. I zaśmiewała się teraz w najlepsze z własnego idiotycznego żartu.
W sumie to dobrze, że nie znała jego podejścia do innych. Może zrobiłoby jej się go nieco szkoda. Albo stwierdziłaby, że jest niebezpieczny dla otoczenia i trzeba go kontrolować.
Jeśli nie eliminować.
Tylko czy byłaby w stanie wyeliminować własnego brata? Hm. To dopiero ciekawe pytanie. Pewnie nie będzie znała odpowiedzi do momentu, kiedy faktycznie stanie przed podobnym wyborem. Ale było to raczej wątpliwe.
Wzdrygnęła się nieznacznie na wspomnienie o 'przyjaciołach'.
- To bardzo dobrze, też nie możemy się doczekać, aż ich spotkamy, prawda Riley? Damy im ognisty pokaz, z pewnością będą zachwyceni.
Ach, bójki! Rhyleih je kochała, w końcu czuła się w swoim żywiole. Zdecydowanie ostatnimi czasy było po prostu zbyt spokojnie. Tęskniła za mordobiciem.
W jednym momencie była skupiona na swoim leżącym przeciwniku sapiąc przy tym jak traktor, a w następnym czyjaś pięść grzmotnęła ją w policzek, aż odchyliła głowę. Obróciła się mechanicznie w stronę napastnika patrząc na niego swoim firmowym morderczym wzrokiem typu "Zajebię ci matkę" i odrzuciła czerwone włosy do tyłu.
- Bijesz kobietę, skurwysynu? - odwdzięczyła mu się pięknym za nadobne, łapiąc go za włosy i przywaliła jego twarzą o jeden ze stołów. Nie był jednak taką ciotą! Tarzali się przez chwilę po stole okładając pięściami, aż w końcu spadli na ziemię. Wtedy dziewczyna kątem oka zauważyła piękny, elektryczny pokaz. Wykorzystała go kopiąc przeciwnika w jądra i jednym mocnym pchnięciem wrzucając go pod zasięg działania mocy... Nathaira?
Więc to nie tamta dziewczyna! Nie miała o tym zielonego pojęcia. Wpatrywała się teraz w różowowłosego z wyraźnym zachwytem, jak i podziwem.
Anioły faktycznie są piękne.
Jej rozmyślania przerwał jakiś typ, który pijanym rzutem próbował powalić ją na ziemię. Niestety niemalże 100 kg androida powalić nie jest aż tak łatwo. Zwłaszcza gdy jest wyższy od ciebie.
Spojrzała na knypka sięgającego jej może do ramienia i uniosła brew pytająco, uderzając go pięścią w czaszkę. Patrzyła z wesołym uśmiechem jak upada na ziemię i zaraz rozejrzała się wokół, rzucając w wir kolejnej bójki pomiędzy trzema innymi facetami.
"Rhy... możemy stąd iść?"
Zaśmiała się głośno, unikając jednego z ataków i obróciła parę razy szukając nieco zamglonym wzrokiem brata.
- Pojebało cię Webber? Dawno się tak zajebiście nie bawiłam! - welp, facet któremu krzyknęła to w twarz nie był jej bratem, ale dziewczyna raczej tego nie ogarnęła. Poklepała go po twarzy i odsunęła od siebie, gdy usłyszała huk.
Jeden z nieuważnych klientów nadepnął na ogon, do tej pory spokojnie leżącego Rileya. Zwierzak wkurzył się do tego stopnia, że w tej samej sekundzie zaczął podpalać wszystko wokół siebie. Paru ludzi zaczęło biegać dziko dookoła stołu, bądź tarzać się po ziemi próbując ugasić płonące ubrania.
Rhyleih natomiast skakała jak szalona cheerleaderka z wysoko uniesionymi dłońmi widząc całą scenę, jak i bójkę Nathaira.
- Wohoo~! Do boju Riley, do boju... Elektryczny Wężu! - wymyśliła na poczekaniu jakieś dość żałośnie brzmiące imię rodem z bajki o superbohaterach dla dzieci, no ale lepsze to niż jego prawdziwe imię, nie? Raczej nie chciał by ktoś go rozpoznał, czy zapamiętał, tak.
Chociaż z tym drugim mogły być problemy.
NIEWAŻNE.
Rhyleih wskoczyła na jeden ze stolików (który chyba nieco się pod nią podłamał, bądź po prostu zaskrzypiał w proteście) i obróciła się niczym baletnica-terminator, skopując z niego wszelkie butelki.
- Jezioro łabędzie, yeah! - w podsumowaniu skoczyła na jakiegoś randomowego faceta, padając z nim na ziemię. Oj, chyba stracił przytomność.
Musi zapamiętać, żeby nigdy nie skakać na przyjaciół.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.15 13:44  •  BAR  - Page 8 Empty Re: BAR
Taaak gdy tylko usłyszał żarcik siostry, od razu chciał odpowiedzieć tylko jedno.
"Przestań Rhy...". Jednak co by to dało! Słowa zostały wypowiedziane, wypomni jej pewno tak błyskotliwy żarcik, gdy przyjdzie odpowiedni moment!
Webber był niebezpieczny dla otoczenia, jednak tylko w określonych przypadkach. Przynajmniej do teraz umie się kontrolować. Co będzie później? Czas pokaże, może faktycznie zamieni się w bezmyślną bestię, której trzeba będzie się pozbyć.
Teraz to on wzdrygnął się lekko na samo wspomnienie o pokazie. Obraz połowy jaskini rozświetlonej przez ogień pochłaniający coraz to większe połacie sieci i przeróżne gatunki pajęczaków... większych, mniejszych i tak dalej... był wciąż świeży w jego głowie. Webb uśmiechnął się nieco nerwowo?
- Ta.. myślę, że aż palą się na myśl o waszych sztuczkach.

Śledził wzrokiem przebieg burdy. Atakowanie Rhy było naprawdę głupim pomysłem, o czym przekonał się napastnik. Uśmiechnął się lekko pod nosem. Maszyna ruszyła, zatrzymać to mogło tylko jedno. Brak dalszych uczestników bójki.
Jego uwagę przykuł teraz Anioł, który definitywnie go skrytykował. Nie wiadomo czemu, ale to uraziło jego dumę! Jak to tak nie potrafi?! No, może nie posiadał metalowego ramienia, który już zważywszy na fakt swojej budowy był potworną bronią, jednak potrafił powalić przeciwnika! Nadął lekko poliki niczym urażone dziecko i obrócił się błyskawicznie w półobrocie by wyminąć cios mężczyzny, który najwidoczniej zdołał się podnieść podczas gdy Webb obserwował innych. Cmoknął cicho pod nosem i zapewne wiedziony już tylko chęcią uratowania dumy, wbił pięść w brzuch oponenta z taką siłą, że ten zmuszony był do zgięcia się w pół. Następnie trzasnął faceta łokciem od góry, pozbawiając go przytomności.
Ostatecznie stłumił w sobie chęć odwrócenia się do Anioła i triumfalnym wyrazem twarzy, który mówił tylko jedno: "WIDZIAŁEŚ TO?!".
Źle. On tego nie stłumił, zostało mu to uniemożliwione, ponieważ jakiś dryblas złapał go od tyłu, łapiąc go w żelaznym uścisku umięśnionych niedźwiedzich łap. Przez chwilę próbował się wyrwać, jednak nic nie wskazywało na to, że mogłoby mu się to udać, do tego pojawiła się wizja złamanych kości. Pozostało mu tylko jedno.
Webberowe plecy znów rozdarły pajęcze odnóża, początkowo miały problem z odepchnięciem oponenta, jednak trucizna, która dostała się poprzez kły jadowe do jego ciała niedźwiedziowatego sprawiła by ten puścił go i cofnął się.
Taka dawka na pewno nie sparaliżuje go tak szybko, a zresztą nie chciał się do tego posuwać. Dlatego kły jadowe znów ukryły się w odnóżach. Webber atakował każdym z nich wykonując szybkie lekkie uderzenia w różne partie ciała przeciwnika. Zasypywał go gradem ciosów, jednak ten stał niewzruszony.
Niedźwiedziowaty uśmiechnął się i z dzikim rykiem runął wprzód na chłopaka, próbując go znów pochwycić. Suzuya odskoczył w tył, przeskakując ciało jakiegoś faceta, po czym wyskoczył na odnóżach w górę, by wylądować za niedźwiedziem. Włochacz odwrócił się raptownie i zapewne ruszyłby znów do ataku. Webb szarpnął odnóżami w tył, a mężczyzna po prostu runął na ziemię niczym kłoda, jego nogi złączyły się razem, a ręce przywarły do ciała. Dokładniejszy obserwator zauważyłby delikatne odbłyski światła od pajęczych nici. Chłopak uśmiechnął się do siebie i spojrzał na resztę. Jego twarz rozświetlił wesoły płomień, który wyrzucił z siebie Riley. Suzuya nie mógł tego pokonać... wykonał kilka kroków w tył, potykając się o coś lub kogoś. Jedynie pajęcze odnóża uratowały go przed upadkiem.
- To już chyba... przesada? - mruknął do siebie. Powoli walczył z zwierzęcą chęcią ucieczki od ognia, a w między czasie jego siostra radośnie tańcowała na stole i postanowiła zmiażdżyć kogoś skokiem, a Anioł zagryzał swojego przeciwnika.

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.03.15 23:35  •  BAR  - Page 8 Empty Re: BAR
Jak można było się spodziewać, heroiczna walka anioła niekoniecznie była w pełni korzystna dla niego. Facet pod nim bronił się z równą zaciekłością, co Nathair atakował, chociaż… walką tego nie można było nazwać. Nathair gryzł, drapał i starał się szarpać przeciwnika pod sobą, który usilnie próbował zrzucić z siebie lekkiego chłopaka. I w sumie z dwa razy, albo nawet i trzy udało mu się. Nathair jednak bardzo szybko przeturlał się, by ponownie znaleźć na górze. Ale nie uniknął drobnych zadrapać na przedramionach, poszarpanej koszulki, rozwalonej wargi oraz trzech, czerwonych zadrapań na twarzy. Ale nie poddawał się, walcząc do samego końca.
Końca, który przyszedł niespodziewanie szybko.
Anioł poczuł, jak silne ręce wsuwając się pod jego ramiona i bez najmniejszego problemu unosząc do góry, tym samym wyswobadzając napastnika spod Nathaira. Chłopak zamachał nogami w powietrzu poszukując twardego, oraz stabilnego gruntu, jednakże zamiast tego napotkał jedynie powietrze. Nie wiedząc do końca co się dzieje, warknął coś pod nosem i zaczął się szarpać niczym dziki wąż na parkiecie, jednakże nim mógł cokolwiek zrobić, już leciał w powietrzu rzucony niczym szmacianą lalką. Uderzył plecami o blat prowizorycznego blatu, przesunął ciałem po nim aż wreszcie sturlał się i spadł po drugiej stronie. Cichy jęk zwieńczył jego wędrówkę, gdy plecy huknęły o podłogę.
Leżał tak przez chwile, czując, jak kręci mu się w głowie, a on sam zaczyna opływać. Powieki samoistnie ciągnęły w dół, a sam chłopak czuł, że najchętniej zwinąłby się w kłębek i usnął gdzieś pod ladą. Jednakże dość szybko podniósł się do pozycji siedzącej, niezbyt ogarniając rzeczywistość i ledwo przytomnym wzrokiem powiódł po otoczeniu. Czknął cicho, przysuwając prawą dłoń do ust, mając wrażenie, że za moment ponownie zwymiotuje. Na całe szczęście skończyło się jedynie na wrażaniu. Kątem oka dostrzegł beczkę z najprawdopodobniej wodą. Podsunął się do niej i zanurzył dłoń, napierając nieco cieszy i wysunąwszy koniuszek języka polizał się pod dłoni, upewniając czy to aby na pewno woda.
Tak, to była woda. Zwykła, najzwyklejsza.
Zgarnął najbliższy kubek i nabrawszy wody do niego zaczął pić, jednocześnie przepłukując swoje usta, oraz gardło. O wiele lepiej się poczuł. Przynajmniej nie drapało ani też nie piekło go już w gardle. Odrzucił niedbale naczynie za siebie i wytarł rękawem koszuli usta, ścierając ostatnie kropelki wody. Już zamierzał się podnieść i wkroczyć w wir walki…. Który w sumie powoli już się kończył…. Gdy dostrzegł TO. W pijanych oczach chłopaka zabłyszczały dwie iskierki podniecenia. Od razu zgarnął z dwie butelki i podniósł się na równe nogi, odszukując wzrokiem rudowłosą czuprynę. Znalazł ją. Właśnie wgniatała kogoś w ziemię. Ohoho, Rhy to jednak miała nadmiar libido.
- Heeeeeeej! Rrrrrrhy! – wydarł się na cały bar nieco zachrypniętym głosem. I kiedy tylko zwrócił na siebie uwagę kobiety, zamachał jej jedną butelką tak, żeby dojrzała w środku złoty kolor.
- Znalaaaazłem toooo. Jest tu  tego sporoo. Chodź, ja wezmę— – ciche czknięcie na moment zakłóciło jego równowagę, jednak oparłszy się o blat, udało mu się uniknąć wywrotki. - Wezmę dwie butelki. Dla mnie i Ryana….. Chcę do Ryana ;-; – dodał cicho robiąc przy tym minę zbitego kundla.
Wsunął pod pachę jedną butelkę, a drugą wcisnął siłą do kiszeni spodni, i zataczając się nieco wyszedł zza lady, kierując w stronę dziewczyny. W barze powoli przerzedzało się. Ci mądrzejsi już wcześniej dali nogę, Ci głupsi jeszcze przez trochę próbowali szczęścia, ale i oni w końcu rezygnowali czmychając szybko na zewnątrz. Trzecia grupa nie miała szczęścia i leżała na ziemi nieprzytomna. A po jednej takiej osobie Natahir przeszedł. Tak po prostu. No cóż, nie jego wina, że w tym stanie nie widział. Jak gdyby nigdy nic zatrzymał się przy Rhy i spojrzał na nią nieco błyszczącymi oczami, od czasu do czasu czkając.
- Chyba barman poszedł po kogoś. – zakomunikował przypominając sobie, jak ostatnio widział mężczyznę wymykającego się tylnimi drzwiami. Albo dał nogę i porzucił swój dobytek, albo udał się po posiłku. Mętny wzrok odkleił się od twarzy kobiety i skupił na mężczyźnie pod nią.
- Wygląda jak kotlet schabowy. – skomentował i zaśmiał się głupkowato, przyciskając butelkę do twarzy, by ukryć rozbawienie.
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 16:21  •  BAR  - Page 8 Empty Re: BAR
Nic by to nie dało.
Dziewczyna była w swoim świecie, nie było więc opcji by ktokolwiek mógł ją w tym momencie z niego wyciągnąć, jeśli nie będzie tego chciała. A kogo jak kogo, ale zdanie młodszego brata liczyło się najmniej. Taki z niej już był dyktator, który wolał rządzić 'swoimi' niż pozwalać by było na odwrót, no i co poradzić.
Nie przejęła się jego nerwowym uśmiechem w najmniejszym stopniu, pozdrawiając go jedynie machnięciem dłoni.
- Dopiero będą płonąć, drogi bracie. - jeśli odważą się do niej zbliżyć. Pozwalała mu zachować swoją paskudną rodzinę, tak długo jak trzymała się z dala od niej. Jeśli jednak zamierzał jej rzucać wyzwanie, odpowie na nie i spali wszystko na swojej drodze, nie bacząc na więzi rodzinne. A wtedy będzie zbierał popioły swoich przysmażonych przyjaciół z ziemi.
Rzecz jasna na samego Suzuyę nigdy nie podniosłaby ręki. Nieważne jak paskudnej formy by nie przybrał. Co nie zmieniało faktu, że nadal rozpaczała po nocach, że jego geny nie zostały połączone z jakimś ślicznym pieskiem. Wtedy nie mógłby się od niej uwolnić, nieustannie przynosiłaby mu jakieś smakołyki i kazała siedzieć w zwierzęcej formie, bo przecież byłby dużo bardziej uroczy niż normalnie. I drapałaby go za uchem. Albo po brzuchu. Dlaczego jej marzenia nie mogły się spełnić?
Wyładowała swoją frustrację na kolejnym gościu, który rzucił się na nią z rękami.
- Myślisz, że jesteś kimś panienko? Zobaczymy jak poradzisz sobie z Wielkim Joe! - "Wielki Joe" rzeczywiście był wielki. Blisko dwa metry czystej masy, w dodatku wyglądało na to, że miał geny żółwia. Jego plecy pokrywała twarda skorupa, a dziewczyna wątpiła, by mogła się przez nią przebić. Był jednak powolny. Powolniejszy niż ona, pokryta toną żelastwa. Uniknęła jego pierwszego ataku, choć zachwiała się niebezpiecznie pod wpływem upojenia alkoholowego. Kręciło jej się w głowie, jakimś cudem zachowywała jednak trzeźwość umysłu. Jakotaką.
Wiedziała, że nie może dać się uderzyć wielkiemu żółwiowemu człowiekowi, prawdopodobnie straciłaby bowiem wtedy przewagę. Jeśli w ogóle nie ległaby na ziemi w kałuży własnej krwi. Nie, nie mogła do tego dopuścić.
- Co ślicznotko, strach cię obleciał? - zawył ze śmiechu Wielki Joe, a dziewczyna rzuciła mu ponure spojrzenie. Co za irytujący cwaniaczek. Rhyleih wpadła na pomysł jak wykorzystać jego zadufanie w sobie.
- Taki jesteś mocny w gębie? Czyżbyś próbował nadrobić jakieś braki żałosnymi tekstami? - rzuciła mu prowokujące spojrzenie, klepiąc się przy tym niezwykle wymownie po kroczu. Jej usta wygięły się w pogardliwym uśmiechu, gdy mężczyzna ryknął i ruszył na nią niczym taran, wbijając się ramieniem w stół. Biedny mebel poszybował w powietrze w kawałkach i wylądował pod jedną ze ścian. Rhyleih zdążyła już zmienić swoje położenie i teraz kręciła biodrami przed jednym z krzeseł robiąc rękami 'węgorza'.
- Uhuu, jestem strasznym panem żółwiem, jestem taki złyy~ mamo, zabierz mnie, boję się! - zawodziła tworząc jakąś dziką parodię, by jeszcze bardziej go zdenerwować. Zaczęła nawet tańczyć, czekając aż ponownie ryknie i ruszy na nią całą swoją masą. Odskoczyła wtedy w bok i podniosła krzesło, uderzając go nim w głowę z obrotu, by dodatkowo zwiększyć swoją siłę. Poczuł to, z pewnością.
Jak widać wytrzymałość była jednak jednym z jego głównych atutów. Zadyszał ciężko i obrócił się w jej stronę ze strużką krwi ściekającą po oku. Zareagowała zbyt późno, a mężczyzna chwycił ją za ubrania i przyciągnął do siebie, uderzając ją w brzuch. Przekręciła się nieznacznie próbując przekierować cios na biodra.
Poniekąd jej się udało. Poczuła ból promieniujący ku górze, mężczyzna również jednak zawył, gdy jego palce napotkały metal. Wypuścił ją i cofnął się w tył, rozluźniając dłoń i zaczął na nią dmuchać, zupełnie jakby miało mu to pomóc w ukojeniu bólu. Rhyleih zakasłała parę razy trzymając się za brzuch, nie zamierzała jednak zaprzepaścić podobnej okazji. Tym razem w jej rękach znalazł się jeden z kufli. Zamachnęła się z całej siły i rozbiła ją o jego głowę, patrząc jak Wielki Joe pada na zamię.
Nie stracił przytomności. Został jednak znokautowany na tyle, by leżał z wyraźnym zdezorientowaniem, a jego rozbiegane oczy próbowały skupić się raz po raz na celu.
- Głupia suka.
- Dobranoc, skurwysynu. - warknęła nad nim cały czas trzymając się za obolałe miejsce i przykopała mu w czaszkę, ostatecznie pozbawiając przytomności, przynajmniej na parę minut. Wyprostowała się i odetchnęła krótko, słysząc okrzyk Nathaira.
Rozejrzała się dookoła szukając go wzrokiem, a gdy tylko go odnalazła jej oczy rozbłysły z wyraźnym zainteresowaniem na widok butelek w jego dłoniach. To cudowne złoto, z pewnością było napojem, który jeszcze chwilę temu spożywali. Wydała z siebie zwycięski okrzyk, wyrzucając pięść w powietrze (co skończyło się syknięciem, gdy tworzący się przy biodrze siniak postanowił zaprotestować na ten nagły ruch) i ruszyła w jego kierunku, odpychając po drodze jakiegoś trzęsącego portkami wymoczka, który stał przerażony nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Zgarnęła jeszcze po drodze swój plecak, który zlokalizowała dopiero po krótkich poszukiwaniach i znalazła się obok Nathaira, pakując do niego butelki sprawnym ruchem. Widząc różowowłosego w stanie pobitego szczeniaka, pogłaskała go po głowie troskliwie.
- Zaraz się z nim spotkasz. Zabawa i tak już się kończy. - powiedziała rozglądając się wokół. Jeśli barman faktycznie poszedł po posiłki... teoretycznie mogłaby się jeszcze pobawić, ale i tak była już zadowolona z takiego, a nie innego rozwoju sytuacji.
- Zwijamy się? EJ WEBBER! - krzyknęła do swojego brata, rozglądając się dookoła, aż w końcu znalazła zgubę... i skrzywiła się z wyraźnym obrzydzeniem na widok jego odnóży. Ugh, musiał je wyciągać na wierzch? Chyba zakręciło jej się w głowie. Potrząsnęła nią nieznacznie, by się opamiętać i rzuciła mu twarde spojrzenie.
- Masz teraz szanse na udekorowanie swojego domu, pajęczaku. I weź w ręce parę butelek. Chociaż raz te twoje... kończyny się do czegoś przydadzą. Ja biorę stół, wy możecie wziąć krzesła. Tylko takie niepołamane. Tak. - pokiwała głową uważając swój plan za świetny pomysł i rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu całego stołu. Wlazła też za ladę i pogrzebała za nią przez chwilę szukając czegoś ciekawego, ale niczego nie znalazła. Tylko jakiś breloczek z łapką jakiejś drobniejszej bestii.
Cóż, nie pogardzi.
Zgarnęła go i przeszła przez leżące na ziemi zwłoki ciała, podnosząc jeden ze stołow, by zaraz ruszyć w stronę wyjścia.
- Dekorator wnętrz Rhy, polecam się na przyszłość. - zakomunikowała pod nosem, śmiejąc się do samej siebie i wyszła na zewnątrz. Dopiero po kilkunastu próbach, bo niestety nadal jej myślenie było nieco spowolnione i musiała się natrudzić, by odpowiednio owy stół obrócić, ale grunt że jej się udało!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.03.15 19:00  •  BAR  - Page 8 Empty Re: BAR
Żył w takim dyktacie dość sporo, by uświadomić sobie jak nisko w łańcuchu pokarmowym się znajduje. Dlatego też potulnie starał się nie narzucać niczego, co mogłoby rozjuszyć Rhy do takiego stopnia, by chciała się na nim odegrać.
Jakoś nie śpieszyło mu się do pożegnania z "przyjaciółmi". Dlatego też nerwowo skinął głową, jakby chcąc zapewnić, że żaden z nich nie pojawi się w jej najbliższym otoczeniu. Wizja zamiatania jaskini też mu się nie widziała, dlatego najlepiej jest zostawić wszystko tak jak jest. Żywe, niepłonące.
Czasami też żałował, że nie mógł zostać czymś innym. Na przykład tym uwielbianym przez siostrę, oczywiście wtedy zapewne na dobre pożegnałby się z ludzką formą, ale cóż. Wszystko ma swoje plusy i minusy prawda? Na przykład nie musiałby mieszkać w jaskini, chować się w ciemnych zakamarkach i polować na wszystko co nie zdąży uciec. Dodatkowo, nie wywoływałby u większości odruchów wymiotnych czy też nagłej chęci pozbawienia go życia. Ułożyłby sobie wszystko inaczej! O dziwo w jego głowie przewijały się myśli "co by było gdybym został czymś innym", ale jeszcze nigdy nie pomyślał, jak by to wszystko wyglądało, gdyby pozostał człowiekiem. Definitywnie skreślając tą opcję.

Teraz miał chwilę wolnego, jego przeciwnik leżał na ziemi, a reszta... już się porozbiegała, ewentualnie kończyła swoje pojedynki dlatego też, miał chwilę by przyjrzeć się siostrze. Szczerze powiedziawszy, jakoś nie pamiętał by widział, jak walczy. Dlatego teraz traktował to jako dobrą lekcję. W końcu nigdy nic nie wiadomo prawda? Uśmiechnął się lekko widząc jej prowokację. Na takich tępych osiłków zapewne działało wszystko. Nie trzeba było się zbytnio wysilać, by ta kupa mięcha ruszyła do ataku. Oczywiście trzeba przypomnieć, że Rhy jest perfekcyjną prowokatorką. Szytwnego by zmusiła do wyjścia z grobu.
Poszybowały niczemu winne meble, stół uderzył o ścianę, a krzesło w łeb żółwia. Nie wiadomo czemu widząc to, chłopak poczuł taki mały przypływ dumy, który momentalnie przekształcił się w strach gdy Rhy została pochwycona. Mała cząstka jego woli wołała do ciała by ruszyć z pomocą, jednak stał nieruchomo.
"Da radę" - powiedział sobie, a później przyszło mu na myśl, że gdyby on podszedł zbyt blisko, mógłby stracić kilka zębów lub odnóży.
Decyzja o pozostaniu w miejscu okazałą się słuszna, żółw schował się w skorupę chwilę później i można powiedzieć, że główna awantura dobiegła końca. Pozostałe niedobitki opuszczały pomieszczenie czy też po prostu kuliły się w kątach.
Gdy Anioł wynalazł kilka dodatkowych butelek, Webb pokręcił lekko głową. Miał tylko nadzieje, że ta dwójka nie zacznie konsumpcji tego trunku zaraz po opuszczeniu baru czy coś. To mogłoby być dość niebezpieczne. Jego wątpliwości rozwiało polecenie o łapaniu jakiegoś całego umeblowania i kilku butelek. Nie uszedł też jego uwadze grymas siostry. Wmawiał sobie, że do tego przywykł, ale chyba nigdy nie będzie wstanie tego zrobić.
Zgarnął z dwa całe krzesła, które wyciągnął z rogu sali, zerknął też po okolicy by wypatrzeć jakąś całą butelkę z zawartością. Zgarnął odnóżami kilka spełniających ten warunek, robiąc na szybko kokon i wrzucając butelki do niego. Bardzo przydatna umiejętność na zakupy! Tak tak!
W drodze za Rhy, zaczął się zastanawiać po co mu meble w swojej jaskini... było tam ciemno, spał na pajęczym hamaku i ogólnie sobie radził, gości też nie miał za dużo, ale teraz się wykłócać nie zamierzał, upchnie to wszystko w dogodnym miejscu, pewno w okolicy Psiska, by nie zarosło nagle siecią.
~~z/t x2 Rhy i Webb


Ostatnio zmieniony przez Webber dnia 23.03.15 20:08, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  BAR  - Page 8 Empty Re: BAR
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 8 z 18 Previous  1 ... 5 ... 7, 8, 9 ... 13 ... 18  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach