Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Go down

Pisanie 24.09.19 2:52  •  "Ogródek" przed barem - Page 3 Empty Re: "Ogródek" przed barem
Wrażenia Rashna były słuszne, bowiem Diana - przynajmniej na tę chwilę - nie zamierzała wyjawiać mu ani słowa jakichkolwiek co ważniejszych sprawach Łowców. Gdyby miał trochę więcej cierpliwości, to może udałoby mu się wyciągnąć co nieco od Osamu!
Wymordowana niemal natychmiastowo poczuła zmianę nastroju, kiedy lisia moc przestała działać. Była to zmiana subtelna, ale dla kogoś o jej wrażliwości emocjonalnej własnego ja wystarczająco zauważana. Właściwie to jej podejście nie uległo szczególnej zmianie, po prostu zniknął kołatający się w głowie mętlik. Choć nie była już aż tak przyjaźnie nastawiona, jak to miało miejsce w barze, to czuła wobec niego coś na podobieństwo sympatii. W końcu ona go skrzywdziła, on ostatecznie jej wybaczy, a teraz nawet podarł własną koszulkę, żeby podarować jej skrawek materiału na prowizoryczny bandaż.
- Jeju, dziękuję. Nie musiałeś niszczyć swoich ubrań, mogliśmy znaleźć coś w pobliżu. Może coś ukraść - wzruszyła ramionami, przyjmując tkaninę. Zapewne nie miałaby większego problemu ze znalezieniem względnie czystego czegoś, czym mogłaby zabandażować rękę. Problem stanowiła woda. Posłała mu uśmiech wdzięczności - A więc chodźmy szukać wody - chociaż z czynnościami manualnymi problemów nie miała, i tak zamierzała przyjąć lisią pomoc. Może to był jego sposób na okazanie skruchy za uszkodzenie jej największych skarbów? Może chciał zacząć ich relację od początku? Nieważne. Ruszyła w nieznanym kierunku, w poszukiwaniu wody.
Oczywiście, że jej podejrzenia nie zniknęły ot tak. Przyjęły łagodniejszą formę, jak gdyby pogodziła się ze wszystkim co zaszło. Planowała podejść Rashna na spokojnie i niespecjalnie bawić się w jakieś podchody. Po prostu będzie sobą.
Jeśli chciał od niej informacji, to nie mógłby jej skrzywdzić, co po części udowodnił podczas ich wcześniej potyczki. Wymordowana porządkowała myśli w głowie, wreszcie dochodząc do względnej harmonii.
- Spokojnie. Już się nie boję. I wierzę ci. No, może nie do końca wierzę, ale staram się zrozumieć - szukała odpowiednich słów - To ja zareagowałam pochopnie, ale miałam swoje podejrzenia. Powiesz mi dlaczego naprawdę pytałeś o symbol na mojej masce? - posegregowała szufladki z faktami, kłamstwami i domniemaniami. Jej pierwotne obawy wróciły, nie chciała owijać w bawełnę, jednocześnie pozostając neutralnie, jeśli nie przyjacielsko nastawioną. Przecież niczego mu nie zdradzi. - To czysta ciekawość czy coś więcej? Od twojej odpowiedzi może zależeć ile informacji mogę ci zdradzić... - trochę go podpuszczała. Mógł zgrywać ochotnika, który marzy o dołączeniu do organizacji, może wtedy łaskawie zgodziłaby się udzielić kilka nieistotnych, ale nieznanych wszystkim informacji. Gdyby udawał ciekawskiego laika, to oczywiście, że zignorowałaby jego ciekawość. Istniała też trzecia opcja, mógł się przyznać i czekać na osąd, a nuż okazałoby się to najkorzystniejszą z opcji, w końcu lis by nie skłamał, a nawet najgorszej prawdzie lepiej z oczu patrzy niż najsłodszemu kłamstwu! Kto wie!
Szli chwilę, ale Diana już zdołała się zniecierpliwić. Gdzie ta woda? Jak ma przemyć ranę? Co, jeśli zostaną jej blizny? Nerwowo rozglądała się wokół, jak gdyby miało jej to pomóc w znalezieniu źródła życiodajnej cieszy. Miała nadzieję, że Rashn coś wykombinuje, bo ona nie znała okolicy aż tak dobrze...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.09.19 18:55  •  "Ogródek" przed barem - Page 3 Empty Re: "Ogródek" przed barem
Rashn nie traktował podarcia swojego ubrania jako poświęcenia. Potrzebował kawałka materiału, a bez tego jednego spokojnie mógł się obejść. Był jednak wyraźnie rozbawiony sugestią o kradzieży. To prawda, że kradł - robił to wielokrotnie i nie widział w tym nic złego. Skoro czegoś chciał, powinien to dostać.
Jednak nigdy jeszcze nie kradł z ręką, która zostawia po sobie ślady krwi. To zdało mu się tak uroczo nierozsądne, że aż wywołało u niego rozbawienie. Te natomiast przełożyło się na jego odpowiedź, która była wypowiedziana głosem niezwykle życzliwym.
- Niedaleko chyba jest coś, co może się nam przydać. Chodź. - Po tym tylko pokazał jej ręką, żeby podążyła za nim. Jeżeli pamięć go nie myli, to byli o kilka kroków przed wyjątkowo paskudną, modernistyczną fontanną, która jednak miała w sobie wodę i to płynącą! Co prawda o wiele wolniej niż powinna, lecz wciąż było to lepsze niż czerpanie wody z kałuży.
Rashn nie musiał długo czekać, by kobieta wróciła do tematu. To było zabawne, bo mimo wszystko osiągnął swój cel, choć zdecydowanie nie tak jak się spodziewał. Musiał jednak udawać - powiedzenie prawdy oznaczałoby przyznanie się, że ją śledził i że wszystko było zaplanowane. To nie wchodziło w grę. Co nie znaczy, że Lis miał zamiar bezczelnie kłamać w jej oczy.
Spojrzał na twarz Diany na krótką chwilę. Nic jednak nie odpowiedział. Przeszedł kilka kroków i po skręceniu w prawo ujrzeli w końcu cel podróży. Dopiero wtedy Lis przemówił - zwlekając, by wyglądało to jakby próbował zebrać myśli.
- To twoja wina. - Zaczął dość poważnym, zamyślonym głosem robiąc krok w stronę paskudnej sadzawki. - Pytałaś czy potrzebuję pomocy. Chciałaś wiedzieć. - Dodał odwracając się w jej stronę i spoglądając na twarz Diany. Nie pytając o zgodę złapał jej ranną dłoń i pociągnął w stronę wody, by ją przemyć. Choć zanim tam dotarli zdążył powiedzieć jeszcze kilka kolejnych zdań:
- Widziałem ten symbol już wcześniej. Nie jeden raz. Widziałem jak nosi go mój przyjaciel, choć od dawna tego nie robi i widziałem go, gdy byłem ranny i szukałem pomocy. - Skrzywił się na wspomnienie pierwszego spotkania z Osamu. Może to właśnie było przyczyną, że Rashn tak reagował na niego? Wciąż czuł się oszukany i nie potrafił zobaczyć w nim nikogo innego jak tylko dziada, który zamiast go leczyć chciał jeszcze bardziej skaleczyć.
- Potrzebuję pomocy, mój przyjaciel jej potrzebuje. - Dotarli w końcu do fontanny. Zajęło im to nieco więcej niż powinno, gdyż Lis szedł cały czas bokiem. Wraz z pierwszymi kroplami, które spadły na ranę Diany pojawiły się także pierwsze kłamstwa. - Zdawałaś się być miła. Myślałem, że... - Tutaj zawahał się. Zrobił to całkowicie celowo, by zasymulować wątpliwości. Obmył dokładnie ranę dziewczyny, po czym zaczął wiązać na niej oderwany kawałek swojej koszuli. - mogłabyś mu pomóc. W końcu nosił kiedyś ten sam znak, który masz przy sobie. - Upewnił się, że opatrunek nie spadnie i jest odpowiednio założony. Dopiero wtedy kontynuował:
- Chciałem się upewnić, że się nie mylę, że to wciąż ten sam symbol, który pamiętałem. - Ta historyjka była po części prawdziwa. Lis miał jednak konkretny cel w mówieniu prawdy. Nie wprost, ale wyraźnie zasugerował, że Lazarus może być dezerterem, a ponadto chciał, żeby dziewczynie zrobiło się głupio, że tak źle go oceniła - podczas gdy ten chciał tylko pomóc komuś bliskiemu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.09.19 13:13  •  "Ogródek" przed barem - Page 3 Empty Re: "Ogródek" przed barem
Posłała Rashnowi zdziwione spojrzenie, ujrzawszy na jego twarzy nutkę rozbawienia. Powiedziała coś śmiesznego? Wydęła wargi, nie mogąc dojść o co może chodzić. Ważne, że się po raz pierwszy uśmiechnął i okazał jej jakąś pozytywną emocję! To jak wygranie na loterii! Pomimo całego "dochodzenia" w sprawie Lisa i jego szemranych powiązań z Łowcami, jej prostoduszna strona nie mogła tego zignorować.
Podążali wyznaczoną trasą, a Diana miądliła w rękach skrawek materiału, czekając na odpowiedź mężczyzny. Oczywiście, że sama wróciła do tematu! W końcu chciała go wybadać, dowiedzieć się czegoś więcej. Zmieniła podejście, wyluzowała. Nie zamierzała zdradzać więcej niż było konieczne. Rashn mógł ją zwodzić ile wlezie, ona nawet o tym do końca nie wiedziała! I tak nie powie mu niczego istotnego! Będą się bawić w kotka i myszkę!
Milczał tak długo, że zdążyli dojść do o dziwo działającej fontanny. Niezniszczalne ustrojstwo. Gdy zaczął mówić, utkwiła w nim spojrzenie i pozwoliła prowadzić się jak dziecko. To prawda, zaproponowała mu pomoc, była skłonna mu jej udzielić, ale on zaczął się dziwnie zachowywać, aż nie do końca zdrowe instynkty Diany wzięły górę...
Przyjaciel, który od dawna nie nosi symbolu Łowców. Dezerter. Zmarszczyła brwi. Czy on zdawał sobie sprawę jak traktowani są dezerterzy? Jak miałaby mu pomóc? Dlaczego miałaby mu pomóc? Postanowiła nie zdradzać swoich opinii na temat członków, którzy odwrócili się od organizacji. Nie teraz.
- Moja propozycja pomocy jest nadal aktualna... - nie kłamała, ale nie mówiła też do końca prawdy. Zignorowała delikatne pieczenie przemywanej rany. Rashn wydawał się niepewny, znowu wrócił do bycia biednym Lisem, mimo że kilka minut wcześniej bez trudu powalił ją na ziemię. Musiała o tym pamiętać. - Jak miałabym tobie... jemu... wam pomóc?  - kilka razy zgięła palce opatrzonej ręki i pokręciła nadgarstkiem. Zawiązany mocno, ale wystarczająco wygodnie.
Wyciągnęła ręce w górę, rozciągając kręgosłup z pomrukiem zadowolenia. Było jej niewygodnie, potrzebowała trochę ruchu.
- Mam jeden warunek, jeśli chcesz, żebym ci kiedykolwiek pomogła. Musimy się poznać. Tak na poważnie, od nowa. Jeśli dowiem się czegoś o tobie, to będzie mi łatwiej... Sama chętnie powiem o sobie więcej - ściągnęła z twarzy maseczkę i obwiązała nią sobie nadgarstek, by po chwili posłać Lisowi lekki uśmiech. Chwyciła go pod ramię, licząc, że nie będzie próbował wyrwać się z uścisku.
- Powinnam ci się jakoś odwdzięczyć za poskładanie mi ręki. Może coś zjemy? Jesteś głodny? Ja stawiam! Chodź, pewnie znasz jakieś miejsce, gdzie można coś zjeść? Nieczęsto jadam coś poza domem... - próbowała ruszyć, tym samym pociągając Rashna za sobą. W zasadzie to zrobiła się głodna od całej tej bójki, tajemnic i gry w karty. Liczyła, że jej nowy kompan przystanie na propozycję, a ona się naje i czegoś o nim dowie. Dwie pieczenie na jednym ogniu! - Aaa... Mój sztylet. Możesz mi go oddać? - wolną rękę zbliżyła do jego piersi, wydawało jej się, że schował go do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Chciała wyczuć go dłonią, nie naruszając przy tym strefy komfortu mężczyzny. Lepiej nie prowokować go ponownie, w końcu nie miała złych zamiarów. - Proszę? Ma wartość sentymentalną... Będę trzymać rączki przy sobie, tak jak obiecałam. Będę grzeczna, nie atakuję swoich znajomych! - dodała, a nuż to go przekona. Nie przeliczała się jednak, sama pewnie by go sobie nie zwróciła! Szczególnie, kiedy ktoś zmieniałby własne zdanie tak szybko jak ona sama. Cóż, nikt nigdy nie powiedział, że była dobrym strategiem!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.10.19 23:22  •  "Ogródek" przed barem - Page 3 Empty Re: "Ogródek" przed barem
Rashn uśmiechnął się delikatnie, nieco niepewnie, gdy usłyszał, że propozycja pomocy jest nadal aktualna. Z jednej strony był wdzięczny dziewczynie, że tak ochoczo chciała pomóc nieznajomemu, z drugiej był rozbawiony jej niestałością. W jednej chwili grozi mu nożem, jest zwierzem zapędzonym do kąta, a chwilę później gra dobrą ciocię.
Co było prawdą?
- On... Wpakował się w kłopoty. Nie chce mi powiedzieć o co chodzi i liczyłem, że może ktoś... ktoś z jego towarzyszy mu pomoże. Boję się jednak, że ten symbol. Co jeśli jego dawni towarzysze nie tylko nie pomogą, ale jeszcze zaszkodzą? - Nie mówił całej prawdy, ale ogólnie opowiedziana przez niego historia zgadzała się ze stanem faktycznym. Nie wiedział dlaczego Lazarus poprosił go o przysługę. Spodziewał się, że gdyby nie miał jakiegoś problemu, to nie dzwoniłby do niego. Skoro miał wypytać o dezerterów i sprzedać Łowcom swojego towarzysza, to istniała szansa, że szukał u nich pomocy.
Nie chciał na razie jednak poruszać tematu, a może po prostu prowokował Viri żeby odpowiedziała mu na pytanie co jeżeli Lazarus rzeczywiście jest dezerterem. Chciał zobaczyć, czy zaciekawił ją na tyle, że będzie ciągnąc temat - czy też go przemilczy.
Kolejne słowa natomiast brzmiały jak obietnica. Wręcz transakcja, na którą Czarny Lis był gotów się zgodzić. W myślach tylko westchnął:
- Kobiety... Bez randki to już niczego się nie da załatwić.
Rashn przystał na jej propozycję i pozwolił chwycić się pod ramię. Odwzajemnił też uśmiech, choć ten, który gościł na jego twarzy zniknął dość szybko.
- Znam kilka miejsc... - Powiedział zamyślony. Nie rozumiał do końca dlaczego kobieta zaprasza go na obiad i jeszcze sama oferuje, że zapłaci. Co z jej planami, które miała? To jednak Lisa teraz nie obchodziło. Miał dostać darmowe jedzenie i nie mógł przepuścić takiej okazji. - Mam ochotę na pizze. Tutaj niedaleko jest taki mały rodzinny lokal. Jest tam przytulnie i spokojnie. Zaprowadzę. - To nie tak, że Rashn naprawdę sądził, że Diana chce z nim iść na randkę. Po prostu uznał, że tak zabrzmiała jej wypowiedź i będzie zabawnie nazwać to w ten sposób.
Jego rozbawiony głos szybko jednak ustąpił, by dać miejsce o wiele poważniejszemu tonowi. Stało się to w chwili, gdy dłoń Diany znalazła miejsce, w którym spoczywał jej sztylet. Położył swoją dłoń, tę znajdującą się dalej od Diany na jej ręce. Tym razem był delikatny, a jego pazury były schowane. Mimo to złapał ją pewnie. Skierował swoją twarz w jej stronę i zbliżył swoje usta do jej ucha.
- Oddam Ci go. - Te słowa mogły ją napełnić nadzieją, lecz delikatnie odsunął jej dłoń od ostrza schowanego w płaszczu. - Jednak dopiero gdy nasza randka się skończy. Chcesz wiedzieć o mnie więcej, to musisz mi zaufać, że Cię nie oszukam. - Druga zdanie dodał prostując się. Wcześniej wyszeptał jej prosto do ucha, lecz to ostatnie dodał już głośno. Miało dać jej do zrozumienia, że na razie temat jej broni jest zamknięty. Dostanie ją w swoim czasie, a na razie nie chce uzbrajać kogoś, kto jeszcze przed chwilą skierował ostrze w jego stronę.
O ile Diana nie zaprotestowała ruszył w stronę lokalu, o którym mówił wcześniej.
- Możesz być zawiedziona, jeżeli myślisz, że jestem kimś więcej niż twierdzę. Jestem tylko zwykłym lisem mieszkającym w okolicy. - Powiedział to gdy już szli. Spojrzał wtedy na Dianę. To nie tak, że uważał, że jest nudny, a jego życie to jakiś żart. Po prostu miał wrażenie, że Diana doszukuje się w nim kogoś innego niż jest w rzeczywistości. Chciał tę sprawę wyjaśnić szybko, by dowiedzieć się, czy gdy łowczyni to zrozumie, to nie postanowi się cofnąć z hojnym deklaracji i nie wykręcić z obietnicy postawienia posiłku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.12.19 4:11  •  "Ogródek" przed barem - Page 3 Empty Re: "Ogródek" przed barem
- I wtedy ja jej ten płaszcz szarpnąłem, dziesiątki guzików poleciało na podłogę razem ze łzami lisiczki. Pewnie zastanawiasz się czemu płakała. Bo zobaczyła jakiego wielkiego mam. Ale nieważne, słuchaj dalej, wówczas ujrzałem nie tylko ponętne biodra i ogromne cyce, ale i wreszcie tę kitę! Wyglądała jeszcze lepiej na żywo! Do diabła, teraz znowu mi staje jak tylko o niej pomyślę. No popatrz, jakie ciasne te spodnie. Nie pomieszczą mojego pytona, hah! No co jest, nie krzyw się tak, młody, lepiej się ucz, co to znaczy być dojrzałym mężczyzną. Niedługo też będziesz musiał jakiejś ponętnej lisicy dogodzić i co, też będziesz tak gardził? Tsk tsk.
Osamu wraz ze swoim młodym towarzyszem Katsurou weszli na teren jedynego baru na Desperacji, któremu Amu jako tako jeszcze ufał, że ewentualnie podadzą mu rozwodniony alkohol, ale przynajmniej nie będą to dosłownie czyjeś szczyny. Dopiero widząc przybytek, przestał paplać o swoich najświeższych podbojach. Dobrze wiedział, że Katsu w żadnym stopniu nie obchodziły szczegóły jego grzesznych eskapad, ale lekarz lubił dźwięk swojego głosu. A i te zniesmaczone miny młodzika były całkiem zabawne, wystarczająco, by zapewnić Osamu trochę rozrywki w drodze do baru.
Sama opowieść oczywiście była wyssana z palca, co było łatwe do odgadnięcia, zważając na dramatyzm opisów i wyolbrzymioną naturę rzekomych wydarzeń. Mężczyzna i owszem, planował spotkać się z lisiczką i bez wstydu ją wykorzystać, ale w rzeczywistości spotkał bardzo nieuprzejmego dzikusa, który tylko zwiódł go i zniszczył seksowne nadzieje na tę noc.
- O, a to tutaj - wskazał palcem na swój zaorany policzek - to dowód na to ile przyjemności jej sprawiłem. - Napuszył się przy tym stwierdzeniu tak, jakby naprawdę wierzył, że faktycznie kogoś zadowolił.
- Tak się napaliłem mówiąc ci o moich podbojach, że jestem cały rozgrzany. Usiądźmy na zewnątrz - zadecydował za nich obu, powołując się niewypowiedziane Prawo Starszeństwa.
Klapnąwszy na jednej z ławek, ręką przywołał jedną z kelnerek. Na pytanie czy ma przynieść dwa kufle, zaśmiał się i zamówił całą butelkę wódki, bądź czegokolwiek podobnego do wódki. Wiedział, że nie wypada być wybrednym na Desperacji, ale miał ochotę na coś mocnego i nie zamierzał zgadzać się na mierne półśrodki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.01.20 23:57  •  "Ogródek" przed barem - Page 3 Empty Re: "Ogródek" przed barem
Dzisiaj niewiele rzeczy mogło popsuć humor mężczyźnie, siedzącemu na jakiejś starej skrzyni przy niezbyt przyjemnie prezentującym się wejściu do baru Przyszłość. Siedział sam przy chwiejącym się stoliku, popijając z brudnej szklanki coś, co można było określić mianem podrzędnej gorzałki - i choć rozcieńczył ją, to i tak nie mógł powstrzymać się od skrzywienia ust co jakiś czas.
Krótko mówiąc - Umberto ostatnio był na fali wznoszącej. Po kilku dniach sukcesów w kasynie, zebrał całkiem spory dobytek - a przynajmniej nieco większy niż można się było spodziewać po kimś mieszkającym w Apogeum. Futro było bardzo przyjemnym zabezpieczeniem przed zimnem, maść chroniło podobno przed jakimiś chorobami... a kilka butelek wódki, która zalatywała niskiej jakości ryżówką było tylko dodatkowym bonusem. Mógł pozwolić sobie na nieco handlu, mógł nawet nieco zostawić jako "zaliczkę przegrywającą", czyli budżet dóbr, które Umberto w kasynie był gotów przegrać by ukryć swoje szwindle, którymi odbiłby potem straty dwukrotnie.
Mężczyzna popijał co chwilę też z klejącej się butelki, wypełnionej czymś czemu najbliżej było do ciepłego soku morelowego. W barze nie było piwa, nie było herbaty, tylko ten słodki, sklejający usta sok, który jednak wybornie zmywał z języka smak alkoholu, nawet jeżeli to co pozostawał za sobą nie było o wiele lepsze.
Villacresowi nie pozostało do roboty nic innego niż leniwa obserwacja otoczenia - był to jeden z tych rzadkich dni, kiedy czuł że może pozwolić sobie na nieco odprężenia i relaksu.
Tak to jest - pomyślał mężczyzna, obserwując warczących na siebie dwóch wymordowanych, kłócących się kilka "stolików" dalej o to, kto powinien dostać większy kawałek mięsa - ...na tej Desperacji.
Kolejny łyk wódki, kolejny grymas i kolejna część morelowej papki spływającej do gardła. Może wymieniłby w barze niewielką buteleczkę ryżówki na jakiś posiłek?
Niezły pomysł - zastanowił się Umberto, najpierw jednak zdecydował się zobaczyć, kto wygra dyskusję o kawał padliny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.01.20 18:14  •  "Ogródek" przed barem - Page 3 Empty Re: "Ogródek" przed barem
 — Oj już nie bądź taki przemądrzały — prychnęła, krok za krokiem przemierzając brudne uliczki Apogeum.
 — Ja tylko mówię jak jest — odparło jej ogromne kocisko, bezgłośnie stąpające tuż obok dziewczyny. Odzywał się też właściwie bez dźwięku, słowa tygrysa rozbrzmiewały bowiem wyłącznie w głowie Nayami. Taki to już urok posiadania przyjaciela, który co prawda potrafi się komunikować w ludzkim języku, ale wyłącznie telepatycznie. Dla osób trzecich ich żywiołowe dyskusje musiały wyglądać nieco komiczne, jeśli nie absurdalnie; Leather zazwyczaj nic sobie z tego nie robiła, bardziej zajęta odbijaniem uszczypliwych ripost pasiastego pupila niż opinią obcych.
 Spierali się, jak zwykle, o nic istotnego. Wystarczyła jedna ironiczna uwaga ze strony Salomona, by jego właścicielka momentalnie podjęła się dyskusji. Nie były to realne kłótnie, zdolne ich w jakikolwiek sposób poróżnić; chodziło tylko o to, czyje zdanie ostatecznie będzie na wierzchu. Jak do tej pory wynik wynosił zero do zera, bowiem Insomnii nigdy jeszcze nie starczyło cierpliwości, by pociągnąć dyskusję do końca. Wolała już zbyć tygrysa machnięciem ręki czy jakimś pełnym frustracji frazesem, by zakończyć czcze przegadywanki.
 Szli tak już od ponad dwóch godzin, niespiesznie pokonując kolejne metry w drodze do kryjówki. Trudno się spodziewać braku zmęczenia przy takiej ilości marszu i Nayami pewnie gotowa byłaby dotrwać aż do progu własnej nory, gdyby nie fakt, że właśnie zrobiła się głodna. Pusty żołądek, tak często będący motorem napędowym dla szybszego powrotu do domu, nijak nie działał w ten sposób w obecności prowiantu. Ukryte w worku na plecach jedzenie dobitnie pojawiło się w myślach Leather wraz z pierwszym ukłuciem głodu; jaki byłby sens w obniesieniu zapasów przez całą wycieczkę, skoro żołądek ściskał się właśnie teraz? Okazja zaś do posiłku pojawiła się niczym dar z nieba. Zewnętrzna część baru Przyszłość zdawała się idealnym miejscem do tego, by przycupnąć na moment i zjeść co nieco przed dalszą drogą.
 Podchodząc do budynku, od razu zmierzyła wzrokiem kompanię obsiadującą prowizoryczny ogródek. Jacyś sprzeczający się faceci — nie bardzo. Stolik, przy którym jedyne krzesło było wyraźnie złamane też odpadał w przedbiegach. Pozostawał jedynie ostatni taborecik, obok którego drugie miejsce zajmował nieznany dziewczynie młodzieniec. Ale lepsze to, niż nic.
 — Ktoś tu siedział? — rzuciła prosto z mostu, podchodząc do chłopaka i wskazując na trójnożne krzesełko. Nim jednak zdołałby potwierdzić lub zaprzeczyć w odpowiedzi na jej pytanie, Nayami już rozsiadała się wygodnie, z płóciennego plecaczka wyciągając sporawą puszkę i składany scyzoryk. — To już nie siedzi. Zresztą, ja tylko na chwilę — nadmieniła, w międzyczasie otwierając konserwę. Potem odwróciła zobojętniały wzrok od nieznajomego, wykroiła sobie solidny kawałek mięsnej mielonki i nabiwszy ją na czubek noża, wraziła wprost do ust. Usadowiony przy jej nogach tygrys trącił dziewczynę w łokieć, ale został z miejsca obdarzony pełnym wyrzutu spojrzeniem. Niema konwersacja z pewnością toczyła się o podział posiłku i jak na razie to wymordowana dzierżyła laur zwycięstwa.
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.01.20 1:10  •  "Ogródek" przed barem - Page 3 Empty Re: "Ogródek" przed barem
Tygrys. Gorzej być nie mogło. Cóż - mogło, dosiąść się zawsze jakiś niezbyt rozgarnięty wymordowany, który miałby chrapkę na jego łydki - i to wcale nie z powodu ich niepodważalnych walorów estetycznych. Zamiast tego jednak na taboreciku przy stoliku Umberto pojawiła się jakaś nieznana dziewoja, na którą szczerze mówiąc Villacres nie zwrócił większej uwagi - bo jak mógł poświęcić jej coś więcej niż rzucenie okiem gdy obok niej znajdował się TYGRYS? Jakby mało było mu psa sprzed jakiegoś czasu.
- Nie, zapraszam - rzucił bezbarwnym tonem, odwracając odstawioną wcześniej na bok niepotrzebną, drugą szklaneczkę, po czym nalał do niej nieco alkoholu, starając się jednak nie być nazbyt gościnnym. Ostatecznie w końcu za cenę połowy manierki ryżówki mógł kupić sobie powrót do domu z dwoma ramionami - a to była ostatecznie całkiem niska cena.
Też muszę sobie takiego sprawić - pomyślał mężczyzna, rzucając okiem na bestię. Wszyscy, których ostatnio spotykał mieli przy sobie właśnie takich zwierzęcych towarzyszy - być może był to jakiś ostatni krzyk mody dotyczący Desperacji i tego, że mimo wszystko lepiej poruszać się po niej z kimś, nawet futrzastym, u boku.
Mężczyzna wysączył nieco morelowego syropu. Leniwą ciszę przerywało okazyjny zgrzyt noża po metalu puszki czy kolejny rozdział kłótni dwóch kłócących się bywalców baru - dobry znak, zwierzak na szczęście nie zwracał na niego uwagi.
Szaleństwo, będę musiał się stąd wynieść - pomyślał Villacres. Gdzie indziej też na pewno mieli kasyna - a jeszcze kilka takich fal dużych wygranych i być może uda mu się jakoś wkręcić z powrotem do M-3. Będąc szczerym, tam przynajmniej nie miałby problemu z przerośniętymi kotami i wszami. A i w karty można było wygrać coś więcej niż na wpół żywego - na wpół upieczonego - szczura.
W końcu jednak w niewielkiej manierce mężczyzny zaświeciło dno. Pozostało mu więc tylko - ostrożne, oczywiście - podsunięcie się razem ze swoją skrzynką pod ścianę baru, oparcie się o nią i wyciągnięcie nóg do przodu. Z rękawa wyciągnął ogryzek jakiegoś starego ołówka, który zaczął powoli, a potem coraz szybciej, przesuwać i przekładać między palcami. Wprawę i zwinność stracić jest źle - szczególnie, jeśli na byt zarabiało się głównie dzięki kantowaniu tych nieco wolniejszych graczy.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.01.20 23:21  •  "Ogródek" przed barem - Page 3 Empty Re: "Ogródek" przed barem
 Nieznajomy na szczęście nie miał nic przeciwko obecności wymordowanej, dzięki czemu nie była zmuszona stosować się do środków przymusu. W naturze Leather leżało raczej szybkie przeskakiwanie od pokojowych negocjacji do przemocy, toteż ustępowanie jej z drogi z reguły było dobrą decyzją. Ta zasada tyczyła się zresztą wielu mieszkańców Desperacji, z dodatkową adnotacją, iż szczególnie należy zachować ostrożność przy osobnikach głodnych. Żyjący w dziczy ludzie i pół-ludzie w oczywisty sposób nie lubili, gdy się im przerywało lub opóźniało posiłek; jedzenie było luksusem, na który nie każdy mógł sobie pozwolić. Odbieranie komuś tego podstawowego, ale jakże trudnego do osiągnięcia elementu życia klasyfikowało się już jako barbarzyństwo godne najwyższej kary. A przy odrobinie pecha można było zostać nie tylko czyjąś ofiarą, ale i kolacją. W końcu mięso to mięso, a kto wybrzydza, ten nie je.
 Z tą ostatnią regułką Nayami rzadko miewała problemy, tego zaś dnia jej prowiant był zaskakująco cywilizowany. Trudno się więc dziwić, że z pewnym namaszczeniem odkrawała kolejne porcje mielonki, nie spiesząc się aż tak bardzo z jej pochłanianiem — mimo szczypiącego w żołądek głodu, a to należy docenić. W międzyczasie przypatrywała się pozostałym obecnym w przybarowym ogródku, raz po raz zmieniając obiekt obserwacji między poszczególnymi osobami. Przez dłuższy moment śledziła kłótnię siedzących nieopodal mężczyzn, temat sporu okazał się jednak morderczo nudny. Gdyby się chociaż poszarpali, przynajmniej byłoby jakieś widowisko; oni tymczasem tylko przepychali się na bezsensowne argumenty, przez co dłuższe przysłuchiwanie się dyskusji wywoływało refluks u każdego, kto miał więcej niż dwie komórki mózgowe. Pozostawał więc towarzysz ze wspólnego stolika, on zaś jednak nie odzywał się wcale. Jak widać nie miała dziś szczęścia do interesujących wydarzeń i nawet Salomon milczał, nie znajdując wokół siebie nic wartego skomentowania.
 — Dziwny typ — mruknął w końcu po jakimś czasie, rozbrzmiewając niemal wibrującym głosem w myślach Nayami. Ta odruchowo uniosła wzrok znad konserwy i wbiła spojrzenie w nieznajomego, przez kilka sekund lustrując go obojętnym wzrokiem.
 — Czemu? — zapytała półgłosem, z lekką konsternacją zerkając na tygrysa. Po Salomonie można było się spodziewać wielu argumentów, lepszych lub gorszych i na razie spodziewała się raczej tych z drugiej kategorii. Kocisku wyraźnie się nudziło i próbował sprowokować rozmowę z dziewczyną, a chociaż zabierał się do tego może niezbyt zgrabnie... działało. Teraz nie tylko gotowa była wysłuchać wszelkich teorii rodzących się w głowie pupila, ale i rzucała raz po raz okiem w kierunku nieznajomego, chcąc sama wypatrzyć, czy faktycznie czymś się wyróżnia.
                                         
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
Insomnia
Maltańczyk     Opętana
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nayami Leather


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.01.20 1:50  •  "Ogródek" przed barem - Page 3 Empty Re: "Ogródek" przed barem
Katsurou słuchał swojego starszego towarzysza, a przynajmniej takie sprawiał pozory. W rzeczywistości wyssana z palca opowieść interesowała go tyle co stare krzesło bez jednej nogi wyrzucone przez okno z powodu zakupu nowego, o wiele wygodniejszego mebla. Dopóki ktoś nie przyjdzie ze skargą, że śmieci, to historii tej mogłoby nie być.
Widział dość, by wiedzieć, że z licznych detali, które mężczyzna powiedział zgadza się może jedynie to, że Osamu był w tym urokliwym kinie. Gdyby chociaż do swojej historii dołożył nieco kunsztu, może wyszłaby z tego całkiem dobra opowieść. Opowieść przypominała jednak scenariusz do bardzo niskobudżetowego filmu pornograficznego kręconego przy użyciu telefonu komórkowego, a montowanego na dziesięcioletnim komputerze - była nędzna.
Gdy Amu skończył opowiadać, Katsurou udał, że w jednej ręce otwiera notatnik, a w drugiej trzymając długopis zapisuje coś w nim. Jednocześnie, po uprzednim głośnym chrząknięciu, powiedział:
- Pacjent cierpi na urojenia i patologiczną wręcz skłonność do konfabulacji. - Po czym spojrzał na starszego mężczyznę unosząc jedną brew.
Przystał jednak na zaproponowane zajęcie miejsca na zewnątrz. Gdy kelnerka zwróciła się do niego, nie mógł sobie jednak odpuścić małej złośliwości i powiedział:
- Kolega spędził właśnie upojną noc z jakąś lisiczką. Proszę nie oceniać gustu kolegi. No więc kolega postanowił, że dziś on płaci, a ja jako lojalny przyjaciel nie mogę pozwolić, by słowa swoje rzucił na wiatr i dlatego dajcie najdroższy z tych waszych trunków, albo lepiej trzy. - Nie miał wątpliwości, że Osamu zaprzeczy. W żadnym razie się tym nie przejmował, a może nawet chciał zobaczyć zakłopotaną minę kelnerki, która nie wie co powinna uczynić?


// Nie zwracajcie na nas uwagi! //
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.03.20 0:27  •  "Ogródek" przed barem - Page 3 Empty Re: "Ogródek" przed barem
Jericho po odzyskaniu wzroku często przebywał poza kryjówką, chociaż nie było to najrozsądniejsze. Wciąż był słaby i wciąż był chory. Przeklęty grzyb, którego złapał wyniszczył jego organizm w stopniu znacznym, zanim ten został zdiagnozowany. Han zapisał sobie w głowie, by następnym razem jednak zawracać dupę Bernardynom, gdy będzie się źle czuł. Przez własną dumę doprowadził się do takiego stanu, w jakim był teraz.
Zamierzał jednak wyzdrowieć i wrócić do dawnej sprawności. Poza tym, jak to się mówiło, co cię nie zabije to cię wzmocni, czyż nie?
Mężczyzna przechadzał się więc po Desperacji bez jakiegoś większego celu, chociaż z drugiej strony, zawsze istniała szansa na zasłyszenie jakiejś ciekawej plotki, która mogłaby się przydać później.
Po jakimś czasie takie bezsensownego łażenia wreszcie odczuł zmęczenie, którego już nie mógł lekceważyć. Musiał chwilę odsapnąć. Uznał, że ogródek baru przyszłość może być całkiem niezłym miejscem na przycupnięcie, napicie się jakiegoś marnego trunku co można było połączyć z wzięciem wywaru ze skarpet Growa, jak pieszczotliwie nazywa senobiotyk, który musiał przyjmować na swoją przypadłość. Rozejrzał się dookoła sprawdzając jakaż to śmietanka towarzyska (Tfu!) zaszczyciła swoją obecnością to miejsce. W pewnym momencie dostrzegł znajomą osobę, siedzącą z jakimś mężczyzną, z którym rozmowa wyraźnie się nie kleiła. Han postanowił więc wyrwać Insomnię z tej niezręcznej sytuacji. Podszedł do stolika i odchrząknął cicho. Nie uszło jego uwadze, iż dziewczyna wybrała się do miasta razem ze swoim zwierzątkiem. Że też ta bestia nie rzucała się ludziom do gardeł...
- O hej. Czy dasz się porwać, by zamienić słówko, moja droga? - zapytał młodej wymordowanej, a na jego twarzy gościł delikatny, blady i zmęczony uśmiech. Spojrzenie jednak miał tak samo żywe i energiczne jak zawsze. To się nie zmieniło w trakcie choroby.
                                         
Jericho
Kundel     Desperat
Jericho
Kundel     Desperat
 
 
 

GODNOŚĆ :
Han Mokugawa


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach