Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum


Strona 1 z 2 1, 2  Next

Go down

Pisanie 13.02.20 19:03  •  [Mayhem | Lazarus] Empty [Mayhem | Lazarus]
 – Nie zapomnijcie podać mu morfiny na noc. Rozpisałam dawkowanie na karcie, powinna być przypięte do podkładki na ramie łóżka. Tylko ktoś tego przypilnował – głos miała jaz zwykle chłodny, choć tym razem i zmęczony. Dzień był ciężki, pełen napływających pacjentów, nowych chorób, z którymi sobie nie radzono oraz pokaźny ran atakowanych przez bakterie. Między tym wszystkim człowiek z oparzeniem trzeciego stopnia, który przypadł akurat jej. A mogła spędzić spokojny dzień w prosektorium, gdyby nie ponowne braki w personelu szpitala.
 – Będziemy pamiętać, pani Kevorkian. Jeszcze raz dziękujemy za pomoc – stojący naprzeciwko lekarz potrząsnął jej dłonią. W odpowiedzi tylko westchnęła, myślami będąc już przy paczce papierosów, z której zamierzała wyłowić słodkie uzależnienie.
 Pokręciła głową, dając mu znak, by nie kontynuował. Dość się już nasłuchała.
 Nie zdążyła dobrze wyjść z budynku, a ręką już szperała w kieszeni, szukając małego opakowania. Dotyk śliskiego papieru pod opuszkami wykrzywił kąciki ust kobiety w wyrazie ulgi. Stukając w spód palcem wprawiła ostatnie papierosy w ruch; jeden od razu wylądował między pomalowanymi bordową szminką ustami.
 Pstryknęła zapalniczka, plecy wsparły się o chłodną ścianę.
Co za cyrk, pomyślała, zaciągając się papierosem. Długo trzymała kłąb w płucach, najwyraźniej potrzebując chwili na zebranie myśli i rozluźnienie mięśni. W końcu miały kłąb uleciał spomiędzy delikatnie rozchylonych warg.
 Skończywszy palić, skończyła również postój.
 Ruszając w kierunku domu, upchnęła dłonie w kieszenie płaszcza. Szła jak zwykle dumna i wyprostowana, bez grama zainteresowania mijając umykających do czekających rodzin ludzi. Jeszcze nie tak dawno potrafiła postawić się w ich sytuacji, wszak w salonie zwykle zastawała Clifforda. Teraz mogła ujrzeć w pomieszczeniu co najwyżej pełną popielniczkę.
 Chaos myśli sprawił, że nie zauważyła idącego z naprzeciwka mężczyzny. Była jednak kobietą, nie w jej roli leżało schodzenie z drogi. Prawdopodobnie właśnie dlatego facet zahaczył o jej ramię.
 Co za buc.
 – Ah, przepraszam pana, byłam zamyślona – uprzejmy ton nijak nie zgrywał się z myślami, była jednak zbyt wyczerpana na kolejne dyskusje. Poprzestała na uprzejmym skinieniu głowy i poszła dalej.
                                         
Mayhem
Naukowiec
Mayhem
Naukowiec
 
 
 

GODNOŚĆ :
Mayhem Kevorkian


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.02.20 23:48  •  [Mayhem | Lazarus] Empty Re: [Mayhem | Lazarus]
Nie szkodzi – odpowiedział jej zachrypnięty, jakby długo nieużywany głos i zamiast rozmyć się w miarę oddalania się od siebie, uporczywie dźwięczał jej nad uchem.
 Zwrot w miejscu, jaki wykonał Lazarus, gdy tylko zderzył się z odpowiednią osobą był gwałtowny i spowodował, że mężczyzna szedł teraz ramię w ramię z kobietą. Zdecydowanie za blisko, wyraźnie naruszając jej przestrzeń osobistą. Przedmiot trzymany w dłoni ukrytej w kieszeni rozpiętej bluzy wbił się pod jej żebra, zmuszając lekarkę do przyspieszenia kroku.
Zrób coś głupiego, a cię zastrzelę. Jeżeli zawołasz o pomoc to zastrzelę osobę, która ruszy ci na ratunek – mruknął zdecydowanie ciszej niż poprzednio, a po tym ostrzeżeniu cofnął nieznacznie rękę – Kevorkian, tak? Pracujesz w szpitalu.
 Wiedział, że to ona. Obserwował ją już wcześniej i nie dopuszczał do siebie myśli, że mógłby się pomylić. Po prostu musiał w końcu powiedzieć na głos jej nazwisko. Było dziwne, nawet nie wiedział jak powinien je wymówić, ale smakowało zwycięstwem. W końcu mógł to zrobić. To był dopiero pierwszy krok postawiony na schodach prowadzących do celu, ale zdecydowanie najtrudniejszy.
W lewo. Ruszaj się.
 Ewidentnie ściągał ją z obranej przez nią drogi, najpewniej w jakieś mniej uczęszczane miejsce, ciągle wymuszając dostosowanie się do jego szybkich kroków napieraniem na nią, gdy nieopatrznie zwalniała bądź o ten ułamek sekundy zbyt wolno dostosowywała się do jego poleceń.
 Chciał jak najszybciej stąd zniknąć. Czerwone tęczówki ukryte były pod ciemnymi okularami, które pomogły również schować przed wścibskim wzrokiem idealnych mieszkańców blizny po poparzeniach. Czapka z daszkiem miała pomóc na ewentualne kamery znajdujące się wyżej, ale w odróżnieniu od innych ludzi Boris był zdecydowanie zbyt lekko ubrany. Rozpięta bluza umożliwiała mu zwiększenie pola manewru dla ukrytego w kieszeni pistoletu, ale sprawiała też, że było mu zwyczajnie zbyt zimno. Może jednak ciągnięcie jej w jakieś szemrane uliczki nie było tak dobrym pomysłem, jakim było, gdy obmyślał go siedząc w cieple.
Adres – warknął.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 14.02.20 2:02  •  [Mayhem | Lazarus] Empty Re: [Mayhem | Lazarus]
 – Nie szkodzi.
 I tyle. Na tym powinna skończyć się cała ich interakcja. Powinno oboje rozejść się w swoim kierunku i nigdy więcej nie spotkać. W końcu był przypadkowym przechodniem na ulicach miasta, prawda?
 Chyba jednak nie do końca.
 Cały czas był obok. Zdecydowanie bliżej, niż Kevorkian sobie tego życzyła. Wewnątrz zgrzytała już zębami, bo uderzyła ją świadomość sytuacji, w której znalazła się całkowitym przypadkiem.
 Od razu poczuła się bardziej zmęczona. Nie pomagało poczucie wbijanego w żebra przedmiotu.
 Nie mogła powiedzieć, że się bała. Czuła drobny niepokój, ale nie nazwałby go strachem. Może chodziło o złość? Wracając ze szpitala, pragnęła spokoju, a napatoczył się jakiś frajer bredzący od rzeczy.
 – Pracuję w prosektorium – sprostowała, bardziej niż przeżyć chcąc wyprowadzić go z błędu. Głos miała zresztą pewny jak zawsze, równie chłodny co nocne powietrze, które ich otaczało.
 – Strzelaj – rzuciła nagle, spoglądając na niego kątem oka. – Ale nie zrobisz tego, prawda? Gdyby chodziło ci o moją śmierć, to pociągnąłbyś za spust już na samym początku. Wiesz, gdzie pracuję, a przynajmniej częściowo, i znasz moje nazwisko, więc jestem ci do czegoś potrzebna.
 Mimo słów szła tam, gdzie ją kierował. Nie była pewna skąd to posłuszeństwo, ale może po prostu chciała zapewnić sobie szansę powrotu do pracy następnego dnia.
 Znalazłszy się w ciemnej uliczce, poczyniła śmiały krok naprzód i przyspieszyła, by móc uwolnić ciało od uwierającej w bok broni. Chciała również złapać w zasięg wzroku pełną sylwetkę agresora, dzięki czemu mogłaby choć częściowo ocenić, z jakim typem napastnika miała do czynienia.
 – W czym więc rzecz? Potrzebujesz pomocy? – brew kobiety powędrowała ku górze. Jeśli właśnie po to ją złapał, to nie widziała przeszkód, by spełnić jego żądania. – Jeśli tylko opuścisz broń, to będę bardziej skłonna do współpracy. Brzmi sprawiedliwie, nie sądzisz? Ty spuszczasz z tonu, a ja robię, co mogę, by ci pomóc.
                                         
Mayhem
Naukowiec
Mayhem
Naukowiec
 
 
 

GODNOŚĆ :
Mayhem Kevorkian


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.02.20 22:54  •  [Mayhem | Lazarus] Empty Re: [Mayhem | Lazarus]
W... prosektorium. Słowa jak wybuch dźwięczały mu w głowie, nie dając spokoju i wypełniając uszy rozpaczliwym, ogłuszającym piskiem.
Jak kurwa w prosektorium? Z trupami? – zapytał oburzony takim tonem, jakby była to najbardziej pogrzana rzecz pod kopułą okalającą Miasto, a samo przyznanie się do tego było wyznaniem na miarę ostro zakrapianych imprez.
 Nie brzydziły go trupy, bolała go pomyłka. W ogóle nie wziął pod uwagę takiego obrotu spraw. Cały jego misterny plan właśnie legł w gruzach i nawet nie silił się na to, by ukryć swoje rozczarowanie. Otworzył nawet usta, by coś jeszcze powiedzieć, gdy zdał sobie sprawę, że to w ogóle nie ma sensu i zamknął pysk.
 Gadkę samicy puścił mimo uszu, wszak była samicą, więc był przygotowany na to, że gadać będzie dużo. Dużo i niepotrzebnie. Próby uciszenia jej najpewniej byłyby tak skuteczne, co wrzucenie cegły do bębna włączonej pralki. Dał sobie spokój, a jej możliwość wygadania się.
 Gdy przyspieszyła, złapał ją za płaszcz i pociągnął w tył, zmuszając do zatrzymania się i przystania przy ścianie budynku. Zawsze to jedna strona mniej, w którą mogła mu uciec.
Chyba sobie kpisz, że opuszczę broń. To nie przyjacielskie ploty, samico.
 Widział, że mu się przyglądała. Zresztą kto w takiej sytuacji by tego nie robił. Podejrzewał, że szukała jakiegoś słabego punktu, by wykorzystać go do ucieczki, bo na pewno nie przemawiała przez nią ciekawość. Im dłużej na niego patrzyła, tym pewniej miałaby więcej szczegółów, które mogłaby podać w ewentualnym rysopisie do poszukiwań.
Potrzebuję... – zaczął, rozumiejąc, że tak naprawdę od niej samej nie potrzebuje już niczego – Lekarza, prawdziwego. Takiego od żywych. Nawet... nawet nie wiem kogo. Kogokolwiek od chorób zza muru, od mutacji, od chuj-wie-czego, bo sam kurwa lekarzem nie jestem.
 Nie powinien kazać jej wydawać kogokolwiek z jej współpracowników. Nie martwiły go jej ewentualne wyrzuty sumienia, a jedynie ryzyko potencjalnej pułapki. Jednak teraz wiedział, że nie ma już odwrotu. Nie zdążyłby ich dopaść zanim ona nie zgłosiłaby tego do odpowiednich służb. Chyba, że po uzyskaniu informacji od razu by ją zastrzelił.
Daj mi ich nazwiska i nie baw się w przyzwoitość. Twoje nazwisko też mi wydali.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.02.20 5:36  •  [Mayhem | Lazarus] Empty Re: [Mayhem | Lazarus]
 – Z trupami?
 – Zgadza się – skinęła głową. Nie obchodziło jej, co myślał o tym zawodzie, tak sam jak spływały po niej nieprzychylne komentarze mieszkańców. Nie każdy pochwalał grzebanie w trupach na porządku dziennym, nie każdy uważał to za coś normalnego. A była przecież lekarzem, takim samym jak ci w szpitalu, z taką tylko różnicą, że badała zmarłych, a nie żywych.
 Pociągnięta w tył zwolniła kroku i cofnęła stopy. Mimo iż jej oprawca miał przy sobie broń, to czuła się bardziej jak dziewczynka w przedszkolu ciągnięta za warkocz niż prawdziwa ofiara porwania.
 Wsparła plecy o ścianę i skrzyżowała ręce na piersi, konfrontując mężczyznę z niezadowolonym spojrzeniem. Nie miała ośmiu lat i nie w smak było jej ciąganie po ulicy w roli szmacianej lalki.
 A już tym bardziej nazywanie jej samicą.
 – Dla ciebie doktor Kevorkian, samcu – odparła, z trudem hamując brzmienie rozdrażnionej nuty w głosie. Im dłużej mu się przyglądała, tym bardziej dostrzegała zagubienie, które nim kierowało. Wszystko wskazywało na to, że rzeczywiście przyświecał mu cel bardziej światły od byle napadu. Nie mogło więc chodzić o nic materialnego, a skoro szukał lekarza... był chory? Pytanie – jak bardzo, skoro tak desperacko próbował.
 Ciemna brew kobiety powędrowała ku górze.
 Zaraz wyciągnęła z kieszeni drobny notes i długopis. Naskrobała kilka linijek i wyciągnęła świstek papieru ku nieznajomemu.
 – Adres prosektorium. Przyjdź po północy, obojętnie którego dnia byle nie w niedzielę ani środę – zaczęła, upychając wolną rękę w drugą kieszeń. Opakowanie papierosów wraz z zapalniczką wyłowiła w sekundę. – Również jestem lekarzem, również prawdziwym. Banda tłuków z byle szpitala nie zaskoczy cię niczym, czego ja bym już nie widziała. Skoro rzeczywiście potrzebujesz pomocy, to znajdź tylne drzwi budynku, idź korytarzem cały czas prosto, a na końcu skręć w prawo. Na pewno zobaczysz tabliczkę na drzwiach. Mając pod ręką laboratorium, salę i odpowiedni sprzęt będę mogła przeprowadzić badania – mówiła ze spokojem. Tym dziwnie kojącym i zachęcającym spokojem matki, która tłumaczyła dziecku, że potwór w szafie to tylko wystający rękaw bluzy, a zmora spod łóżka nie jest niczym innym, jak rzuconymi tam przed tygodniem spodniami.
 Nie była już nawet zła, a zwyczajnie zaintrygowana.
 Zapalniczka kliknęła, a szary dym otulił twarz patolog.
 – Zacznijmy więc od początku. Papieroska?
                                         
Mayhem
Naukowiec
Mayhem
Naukowiec
 
 
 

GODNOŚĆ :
Mayhem Kevorkian


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.02.20 0:18  •  [Mayhem | Lazarus] Empty Re: [Mayhem | Lazarus]
 Drgnął gwałtownie, niemal instynktownie naciskając spust ukrytej broni, gdy kobieta sięgnęła do swojej kieszeni. Nie podejrzewał żeby wyciągnęła stamtąd pistolet. Broni bałby się mniej niż paralizatora czy gazu pieprzowego. Zimne dreszcze przemknęły po jego kręgosłupie, gdy umysł od razu przypomniał mu jak wielki ból sprawił mu palący kwas, którym władza Miasta-6 potraktowała jego oczy. Te na szczęście nadal były ukryte za ciemnymi okularami.
 Mimo początkowych obaw wyciągnął wolną dłoń po świstek papieru i zerknął na niego pobieżnie, jakby bez większego zainteresowania, równie szybko wracając spojrzeniem do kobiety. Sekundy ciszy z jego strony przeciągały się uciążliwie, sięgając pewnie pełnej minuty uporczywego milczenia. Pilnował jej? Nie chciał pozwolić sobie na chwilę nieuwagi, którą mogłaby przeciwko niemu wykorzystać? Może po prostu oferta zupełnie nie przypadła mu do gustu?
... nie umiem czytać – wycedził przez zaciśnięte zęby, jakby wcale nie chciał żeby to usłyszała.
 Nie spodziewał się, że tak naprawdę pomoc otrzyma. Podejrzewał, że skończy się na niejednej lekarce, którą koniec końców będzie musiał zastrzelić aż w końcu wpadnie na kogoś tak zastraszonego poprzednimi jego niepowodzeniami, rozrzuconymi na ulicach Miasta w postaci wykrwawiających się ciał, że zrobi wszystko bez nawet jednego piśnięcia.
 Słowa kobiety działały jednak tak oślepiająco, koiły obietnicami i profesjonalnym podejściem, które dla kogoś takiego jak Lazarus brzmiało jak prawdziwa obietnica powodzenia całej akcji. Podświadomie wiedział, że nie ma już odwrotu. Te potwory z Miasta, jakimi łowca widział wszystkich postawionych wyżej niż zwykli mieszkańcy, były ostatnią deską jego ratunku.
Pójdziemy tam teraz – zdecydował po chwili, najwyraźniej uznając, że może bezceremonialnie podejmować decyzje za ich dwoje – Baaaardzo wolno jeżeli tak bardzo powinniśmy być tam po północy.
 Ani trochę nie uśmiechały mu się tak ryzykowne spacery, zwłaszcza o tej porze i w takim towarzystwie, ale był na tyle zdesperowany, że łaziłby za nią nawet gdyby okazało się, że jest niedziela bądź środa i muszą wytracić kolejne dwadzieścia cztery godziny. Serce biło mu jak oszalałe, mimo że starał się sprawiać - pewnie nieudolne - wrażenie panowania nad sytuacją. Próbował zignorować nawet niewielkie ukłucia w klatce piersiowej, które od niedawna zaczynały mu towarzyszyć. Wiele by dał, by znaleźć się już w bezpiecznym miejscu.
 Niestety, samego laboratorium za takie nie uważał.
 Na propozycję papierosa skinął głową, wybitnie ochoczo. Tak dawno nie palił, nie mógł więc przepuścić takiej okazji. Zwłaszcza, że miejski tytoń był luksusem w porównaniu do tych pozawijanych w bibułki ścinek jakiegoś ścierwa, które na Desperacji nosiły dumne miano skrętów.
 Bez wahania sięgnął po fajkę, jednak nie tą z opakowania, a tą trzymaną w ustach kobiety. Z wybitnie dobrym refleksem, bowiem ułamek sekundy po tym jak na końcu papierosa pojawił się żar. Filtr z ukradzionego papierosa po prostu odgryzł i wypluł gdzieś w bok, by zwiększyć moc całej używki i darować sobie upaćkanie się szminką.
Dzięki. Z miłą chęcią – odparł spokojnie, zaciągając się zdobyczą, jakby to co właśnie odwalił było najnormalniejszym na świecie.
 Nie potrafił w początki ani w zawieranie znajomości, czego jednak nie dało się ukryć, nawet pod zakamuflowaną oschłością.
Idziemy – ponaglił ją.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.02.20 1:48  •  [Mayhem | Lazarus] Empty Re: [Mayhem | Lazarus]
  Nie umiał czytać.
  Nagle wszystko stało się jasne.
  Zmarszczyła wpierw brwi, później – raz jeszcze – objęła całą jego sylwetkę spojrzeniem. Tym razem jednak spojrzała na niego pod nieco innym kątem niż wcześniej. Dotychczas brała go za zwykłego frajera z ulicy, ewentualnie bezdomnego, który nie miał pieniędzy na leczenie choroby. Teraz jednak zauważyła, że kiepskiej jakości ubrania nie były sprawką biedy, a trudnych warunków życia. Mogła jedynie zgadywać, ile blizn krył pod materiałami.
  Westchnęła.
  – Nie jesteś z miasta – mruknęła nagle, choć słowa kierowała bardziej do siebie niż do niego. Stwierdziła jedynie fakt, tyle. Zaraz skinęła głową. – Nie szkodzi, to w niczym nie przeszkadza – dodała zaraz, ale nie wiadomo, czy wciąż ciągnęła temat zamieszkania, czy może mówiła o nieumiejętności czytania. Może o obu.
  Nagle cała jej złość wyparowała. Jeszcze przed sekundą była gotowa przedstawić mu najbardziej nieprzychylne słowa, na jakie było ją stać... a teraz? Teraz patrzyła na niego trochę jak na bezbronne – choć jednocześnie trzymające w ręku plastikowy pistolecik – dziecko. Młody zgubił się w wielkim sklepie i nie mógł znaleźć matki, a był jeszcze za młody, by szukać jej na własną rękę.
  Wzruszyła tylko ramionami, gdy kazał jej ruszyć naprzód. Nie miała zamiaru się kłócić.
  Później wyrwał jej papierosa, i tego zignorować już nie mogła.
  – Nie zachowuj się jak gówniarz – palcami dotknęła nasady nosa, nagle czując zmęczenie jeszcze mocniej niż dotychczas. Szła jednak posłusznie i nie przyspieszyła ani razu, pozwalając mu poczuwać się w roli władcy do samego końca. Zresztą. Byli w mieście, na ulicach, którymi chodziła dzień w dzień. Jeśli ktokolwiek miał się zgubić w wąskich uliczkach między budynkami, to właśnie on. Kevorkian dobrze znała te szemraną dzielnicę.
  Budynek okazał się wielki. Oszklony i nowoczesny, całkiem jak w filmach. Zaprowadziła go do tylnych drzwi, zgodnie z podarowaną wcześniej instrukcją. Klamka ustąpiła dopiero po przekręceniu klucza w zamku.
  Każdy mijany korytarz wyglądał identycznie, różniły się jedynie numery na drzwiach, ale najwyraźniej kryła się za nimi świetnie znana pracownikom logika. Mayhem również nie rozglądała się na boki. Szła przed siebie pewnie jak zawsze, wydawała się wręcz zrelaksowana. Może wśród trupów czuła się najbezpieczniej.
  – Jesteśmy – oznajmiła, otwierając przed nim kolejne drzwi. Wewnątrz było ciemno. Tak bardzo, że wzrok potrzebował więcej niż chwili na rozróżnienie kształtów.
  Gdy zapaliła światło, rzekome laboratorium okazało się apartamentem.
  – Jest niedziela – rzuciła w końcu, opierając biodro o framugę drzwi. Ręce miała skrzyżowane na piersi. – Gdybyśmy poszli do prosektorium, ktoś zaraz by nas zobaczył. A jeśli zaczniesz robić scenę tutaj, to obudzisz sąsiadów. Herbaty?
                                         
Mayhem
Naukowiec
Mayhem
Naukowiec
 
 
 

GODNOŚĆ :
Mayhem Kevorkian


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.03.20 0:47  •  [Mayhem | Lazarus] Empty Re: [Mayhem | Lazarus]
 Szedł za nią potulnie, jak owca prowadzona na rzeź. Gdzieś z tyłu jego głowy czaiła się myśl, że skoro jego plan nie powiódł się zgodnie z jego oczekiwaniami już na samym początku, to żadne, nawet najszczęśliwsze zrządzenie losu już tego nie naprawi. Nie zagadywał swojej ofiary, a ona sama nie wydawała się zbyt skora do rozmowy, poza rzuconymi mu wcześniej złośliwościami.
 Zresztą ktokolwiek chciałby wdawać się w pogawędki z kimś, kto jednym nieostrożnym drgnięciem dłoni może pozbawić kogoś przynajmniej jednej nerki, i to bez wypłacenia za nią należnego hajsu. Boris na chwilę opuścił głowę, zerkając na kieszeń z ukrytą bronią. Skoro się nie udało to może nie powinien celować do niej, a do siebie.
 Cokolwiek spodziewał by się ujrzeć za otwieranymi drzwiami i tak został zaskoczony, gdy tylko zapalone światło rozbłysnęło w pomieszczeniu. To z pewnością nie wyglądało jak prosektorium. Zdarzyło mu się bywać w ruinach szpitali, gdzie trupiarnie zwykle były zwykłymi graciarniami, ale odrobina wyobraźni pozwalała zrozumieć jak to wszystko mogłoby się prezentować za dawnych czasów. Apartament zdecydowanie nie przypominał niczego takiego, nawet pomimo panującej w Mieście nowoczesności i ogólnego przepychu.
 Łowca spojrzał pytająco na Mayhem, ale jej postawa wskazywała na to, że dotarli na miejsce.
Niedziela... – powtórzył bezmyślnie, czując jak rozsypany w drobny mak plan zaczyna kruszyć się jeszcze bardziej, a jeszcze chwila i rozwieje się jak zwykły pył.
 Rozejrzał się po mieszkaniu, nie podziwiając jego wystroju, a kierując wzrok ku sufitowi i uważnie oglądając jego łączenia ze ścianami, nawet we wszelkich możliwych zakamarkach.
Nie ma tu kamer? – spytał, choć nie z ulgą, a podejrzeniem ich lepszego ukrycia.
 Po upewnieniu się, że drzwi są mimo wszystko zamknięte i nikt nieproszony (zupełnie jakby on był tu mile widziany) nie wejdzie tu bez jego wiedzy, na szybko przejrzał całe mieszkanie, by upewnić się, że nikogo innego tu nie ma.
 Wyglądało na to, że było tu w miarę bezpiecznie, przynajmniej z pozoru. Chwycił leżący gdzieś po drodze szalik, a może ręcznik kuchenny albo i inną domową szmatę, której przeznaczenie nie bardzo go teraz interesowało i podszedł z nią do Mayhem. Ponownie bezceremonialnie wyciągnął do niej ręce, tym razem łapiąc ją za nadgarstek, o wiele bardziej zainteresowany przepustką niż nim samym i zawiązał dookoła niej wcześniej zdobyty kawałek materiału. Upewnił się, że supeł będzie na tyle mocny, by nie dało się go rozwiązać, ale i na tyle słaby, by lekarka nie straciła krążenia w dłoni. Bardzo marne zabezpieczenie, ale jemu musiało wystarczyć, że właśnie pozbawił ją dostępu do dotykowego panelu przepustki.
 Przynajmniej był to pierwszy moment, w którym nie zaciskał dłoni na pistolecie.
Nie zrobię nic jeżeli nie będziesz nic kombinować – zapewnił – Mieszkasz tutaj? Nikt tu dziś nie przyjdzie? Żaden fagas, żadne bachory?
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 15.03.20 22:06  •  [Mayhem | Lazarus] Empty Re: [Mayhem | Lazarus]
  Widok jego twarzy był bezcenny.
  Moment, w którym zdał sobie sprawę z błędu zapisał się na kartach pamięci Mayhem; zapieczętowała obraz kłódką i wrzuciła w specjalny folder, by cieszyć się satysfakcją jeszcze długo po fakcie.
  Stała nieruchomo i patrzyła ze spokojem, gdy jej nieproszony gość rozglądał się po mieszkaniu. W normalnych okolicznościach byłaby zła, wszak żaden byle prostak nie miał prawa grzebać jej w rzeczach, ale z drugiej strony... Sama go tu przyprowadziła. Działała świadomie, więc i nie mogła mieć do niego pretensji.
  – Żadnych kamer – skinęła głową, w końcu odbywając plecy od ściany. Przeszła kilka kroków, po drodze pozbywając się obuwia oraz płaszcza, który opadł bezwładnie na oparcie fotela.
  Nie zdążyła jednak wejść w głąb pomieszczenia, a nieznajomy już złapał ją za nadgarstek, zaczynając przy nim majstrować. Z początku przygotowała się na ból – zacisnęła dłoń w pięść, napięła mięśnie, stanęła najsztywniej, jak się tylko dało. Zaskoczył ją zamiarami, bo zamiast wyciąć przepustkę tępym narzędziem, obcy po prostu obwiązał ją kawałkiem materiału.
  Odetchnęła bezgłośnie.
  – Mieszkam tutaj i nie, nie przyjdzie żaden fagas, ani żadne dzieciaki – podkręciła tylko głową. Nie obwiniała go za podejrzenia, normalni ludzie nie mieszkali samotnie, mógł więc oczekiwać dodatkowych lokatorów.
  Wyminęła go sprawnie, odnajdując przejście do kuchni. Włącznik czajnika elektrycznego parsknął, a wyciągany z szafki kubek stuknął subtelnie o blat. Nie przejmowała się wyborem herbaty, wrzuciła do naczynia pierwszy lepszy smak, który później miał okazać się zieloną herbatą z dodatkiem mango i pomarańczy.
  Prócz napoju wzięła również cukierniczkę. Wszystko wylądowało na stoliku w salonie.
  – Uprzedzając twoje pytanie, nie, nie jest zatruta. Nie potrzebuję trupa w domu, mam ich wystarczająco w pracy – machnęła lekceważąco ręką, jakby za gościa miała sąsiada, a nie szemranego typa, który jeszcze kilkanaście minut temu groził jej bronią.
  Cóż.
  Usiadła miękko ma kanapie, zaraz zakładając nogę na nogę. Najwyraźniej będąc już na swoim terenie wcale nie czuła się zagrożona. A może powinna.
  – Zdradzisz mi w końcu powód swoich poszukiwań? Nie będę w stanie ci pomóc, jeśli nie poznam źródła problemu. Ile słodzisz? – wraz z pytanie w powietrzu zawisła również łyżeczka do cukru.
                                         
Mayhem
Naukowiec
Mayhem
Naukowiec
 
 
 

GODNOŚĆ :
Mayhem Kevorkian


Powrót do góry Go down

Pisanie 16.03.20 22:33  •  [Mayhem | Lazarus] Empty Re: [Mayhem | Lazarus]
 Zaufanie nie było proste ani też w tych warunkach możliwe, choć z pewnością pożądane. Mimo to Lazarus postanowił dać wiarę jej słowom i nie drążyć tematu kamer i ewentualnych współlokatorów lub rodziny. To ostatnie słowo zabrzmiało dziwnie nawet w jego myślach.
 Łowca śledził lekarkę spojrzeniem gdziekolwiek by nie poszła, od tego nie mógł się powstrzymać. Na szczęście ta ani przez sekundę nie spowodowała, że jego podejrzenia co do nieczystych intencji wzrosły. Korzystając z tego, że kobieta była zajęta gotowaniem wody w kuchni, uznał, że może ją zostawić w jej naturalnym środowisku i podszedł do okien, by wyjrzeć podejrzliwie na zewnątrz, po czym wszystkie je pozasłaniać.
 Przełożył broń z kieszeni bluzy za pasek od spodni i powitał powracającą do salonu samicę ukrytym za ciemnymi okularami posępnym spojrzeniem. Wzrok przesunął się z jej postaci prosto na kubek i łowca już otwierał pysk żeby coś powiedzieć, ale najwyraźniej ktoś czytał w jego myślach.
 Powstrzymał się od westchnięcia, rozumiejąc, że nie pozostało mu nic innego jak zajęcie wyznaczonego podsuniętą mu herbatą miejsca. Musiała wiedzieć, że się boi, że ciągle się waha. W końcu to on wszedł do jaskini lwa i to on porwał się na zaczepianie tych potworów z Miasta. Z drugiej jednak strony poczynał sobie dość śmiało i jak na szczura, który pod kopułą mile widziany nie jest to dość często bywał w domach mieszkańców oraz wojska - i to wcale nie były niemiłe wizyty.
 Przysunął kubek do siebie zanim cukier choćby zbliżył się do jego herbaty, najwyraźniej traktując sam fakt przyjęcia tego daru za dostateczne podziękowanie. Przez chwilę bawił się naczyniem, obracając je i gładząc opuszkami palców gorącą powierzchnię, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów, by sklecić je w mające jakikolwiek sens wyjaśnienie.
 Poddał się. Nic nie brzmiało dobrze. Nic nie brzmiało krótko, wszystko było chaotyczne. Nie wiedział od czego zacząć.
 Sięgnął po okulary i zdjął je, odsłaniając czerwone tęczówki i wlepiając niezadowolone spojrzenie w jego jedyny ratunek.
Muszę pozbyć się tej mutacji. Nie chcę być łowcą, chcę być normalny. Chcę mieć normalne oczy, jak wy i nie mieć tego we krwi. Cena nie gra roli. Nie wiem w czym płaci się waszym lekarzom, bo wszystko i tak już macie. Ale zdobędę co będzie trzeba, zabije kogo będzie trzeba, zrobię cokolwiek. Byle ktoś to ode mnie zabrał.
                                         
Lazarus
Dezerter
Lazarus
Dezerter
 
 
 

GODNOŚĆ :
Boris Nikołajewicz Azarow; Lazarus bądź po prostu — Łajza


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.03.20 0:30  •  [Mayhem | Lazarus] Empty Re: [Mayhem | Lazarus]
  Czekała na niego cierpliwie. Dała mu czas na oswojenie, na odrobinę luzu, którego wyraźnie potrzebował. Obchodziła się z nim jak z jajkiem, a przecież to on groził jej, a nie na odwrót. Czy aby na pewno nie pomylili ról?
  Musieli je pomylić. Zrozumiała to w momencie, w którym ujrzała czerwień jego tęczówek. Choć twarz pozostała tak samo zimna, jak zwykle, to nad spojrzeniem zapanować już nie mogła; jej własne oczy rozbłysły niezdrowym blaskiem ekscytacji, rozjaśniały od żywego ognia, który łowca rozpalił padającymi w ciszy słowami.
  Oderwała plecy od oparcia. Pochyliła się naprzód, odrobinę w jego kierunku. Wpierw wsparła łokieć na kolanie, później podbródek na wierzchu dłoni, ani na chwilę nie spuszczając mężczyzny z zasięgu wzroku. Patrzyła na niego jak na najcenniejszy kamień na całym cholernym świecie.
  – Żadnym nam, lekarzom – zaczęła, postanawiając już na wstępie przedstawić swoje stanowisko wobec całej sytuacji. – Jestem tylko ja i ty, nikogo więcej. Nie potrzebuję dodatkowych rąk do pracy, a ty nie potrzebujesz kolejnych ludzi z miasta na karku. To rozsądny układ, nie sądzisz? – oczy jej błysnęły, a lico rozjaśniło, gdy zęby wychynęły zza warg w przyjaznym uśmiechu. Coś w jej wyrazie było jednak nie tak, gdzieś za sympatyczną maską kryło się coś niepokojącego. Coś, co nie do końca pasowało do wizerunku miłej lekarki.
  – W ramach zapłaty chcę od ciebie pozwolenie – zaczęła, odgarniając zbłąkany kosmyk z twarzy, by zaraz sięgnąć do blizny zdobiącej obszar dookoła oczu dezertera. Opuszkiem musnęła nierówną fakturę, przyglądając się starej ranie z jawnym zainteresowaniem. – Pozwolenie na badania. Takie, jakie mi się tylko zamarzą. Nie zrozum mnie źle, nie chcę zrobić ci krzywdy. Jestem jedynie ciekawa tego, co czyni cię innym od ludzi.
  Nie mogła przepuścić takiej okazji. Bóg jeden wiedział, kiedy i czy w ogóle trafiłaby na kogoś takiego jak on. Był zdesperowany i potrzebował pomocy, przez co coraz bardziej kwestionowała rolę oprawcy, w jakiego się wcielił. Coraz bardziej przypominał zagubione w wielkim markecie dziecko. Wprawiał Kevorkian w drobne rozczulenie, lecz akurat tego nie miała zamiaru nigdy wypowiadać na głos. Niektóre rzeczy po prostu nie miały prawa brzmieć dobrze w ustach kogoś, kto na co dzień obcował z trupami.
  – Możesz w tym czasie zostać tutaj, ale masz uważać, najlepiej w ogóle nie wychodzić za dnia. A przynajmniej nie w tych ubraniach, przyciągasz zbyt wiele uwagi. Jeśli mam ci pomóc, to nie potrzebujemy nagłego nalotu – cofnęła się znów. Trzymana dotychczas łyżeczka stuknęła o blat stołu, gdy kobieta odkładała sztuciec. Myślami była już daleko poza ścianami mieszkania. Knuła i układała niemal szatański, choć w rzeczywistości całkowicie bezpieczny plan badań. Nie kłamała, mówiąc, że zależy jej na krzywdzie. Chciała jedynie lepiej poznać to, co całe wojsko okrzyknęło jako złe.
  Siedzący tuż obok mężczyzna wcale nie wyglądał na złego.
                                         
Mayhem
Naukowiec
Mayhem
Naukowiec
 
 
 

GODNOŚĆ :
Mayhem Kevorkian


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

 :: Misje :: Retrospekcje :: Archiwum

Strona 1 z 2 1, 2  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach